środa, 6 listopada 2013

dziewiętnasty tatuaż.



„skąd obojętność, która każe mi stać,
kiedy chciałbym pobiec za tobą?”


Kiedy chłopaki wczorajszego popołudnia zapewniali mnie, że właśnie tego mi trzeba, nie bardzo im w to wierzyłam. A mimo to się zgodziłam. Moja asertywność jakoś zawsze znika w niewyjaśnionych okolicznościach, kiedy tylko usłyszę pytanie: „Ze mną się nie napijesz?”. Jak ja mogę w takiej sytuacji odmówić, no jak? Teraz jednak wracając wreszcie do domu, przyznaję im rację – właśnie takie zresetowanie się było mi potrzebne. Poczułam się jak za starych, dobrych czasów, kiedy nie obchodził mnie Michał i wszystko, co z nim związane, kiedy nie miałam tylu wątpliwości i rozterek, kiedy dopiero co odzyskana wolność była dla mnie najważniejsza i chciałam ją jak najlepiej wykorzystać. I to na różne, nie zawsze odpowiednie sposoby.
- Tośka? – usłyszałam za moimi plecami, gdy majstrowałam kluczem przy drzwiach swojego mieszkania.
Przez alkohol wypity w ciągu ostatnich godzin z moimi kumplami ze studiów, wszystko teraz robiłam w zwolnionym tempie. Gdyby nie to pewnie nie trafiłabym właśnie na Michała, wracającego do domu z popołudniowego treningu, bo już bym była w środku i parzyła sobie kawę albo brała prysznic, albo kładła się spać zmęczona ostatnimi godzinami życia. No, ale jak się nie potrafi trafić kluczem w dziurkę, to tak się to właśnie kończy…
- A spodziewałeś się tutaj kogoś innego? – odpowiedziałam po chwili, kiedy już dotarł do mnie sens jego słów (z myśleniem też miałam spory problem), obracając się w jego stronę.
- No wiesz, ostatnio rzadko tu bywasz – oznajmił Michał ze spokojem, przyglądając mi się z uwagą.
Miał rację, skubany, choć nie spodziewałam się, że to zauważy. Całą niedzielę bowiem spędziłam z Simonem. U niego też spałam, choć nie trwało to zbyt długo, bo prawie całą noc przegadaliśmy, co zrobić z Michałem i zdradzającą go Justyną. Rankiem z mieszkania Niemca poszłam do pracy i na swoją wartę do dzieciaków, które na trochę odsunęły mi moje problemy w cień. Poniedziałek miałam już spędzić u siebie, ale wracając ze szpitala spotkałam chłopaków, którzy nawet nie musieli mnie długo namawiać na imprezę z nimi w Katowicach. Widzieli, że coś jest nie tak i postanowili mnie odciągnąć od moich problemów. A poza tym musieliśmy uczcić nasze spotkanie. Wróciłam więc do domu tylko, by się umyć i przebrać w coś odpowiedniejszego, a później całą noc się bawiłam, zapominając o bożym świecie. Całe szczęście, że miałam dzisiaj tylko jedne zajęcia i to z niezaawansowaną grupą, więc jakoś udało mi się doprowadzić do porządku do czternastej i prosto od Maćka, gdzie przekimałam te kilka godzin, poszłam do pracy. I takim oto sposobem dopiero teraz wróciłam do siebie na dłużej niż kilkadziesiąt minut.
Choć nie do końca wróciłam, bo jeszcze nie zdążyłam wejść do środka. Kubiak zatrzymał mnie przecież tuż przed drzwiami.
- Widzę, że przed tobą nic się nie ukryje – uśmiechnęłam się kwaśno w jego kierunku.
Michał chyba nie dostrzegł ironii w moim głosie, bo w odpowiedzi także się uśmiechnął. W końcu czyż to nie jest dziwne, że Kubiak nie widzi tego, co było widoczne dla wszystkich na pierwszy rzut oka, a zauważał coś, czego inni nie widzieli?
- Masz mnie – zaśmiał się, unosząc ręce w obronnym geście. – A może, skoro już się spotykamy, napijesz się ze mną kawy? – zapytał po chwili i otworzył drzwi od swojego mieszkania, gestem zapraszając mnie do środka.
Uśmiechnął się przy tym tak pięknie, że nie potrafiłam mu odmówić, choćbym nawet nie wiem jak bardzo chciała to zrobić.
- No… w sumie czemu nie? – zastanawiałam się na głos. – Kawa mnie trochę otrzeźwi – dodałam dla zamknięcia tematu, po czym wzruszyłam ramionami i weszłam za nim do środka.
Wmawiałam sobie, że dobrze robię, przyjmując tą propozycję. Przecież nie łamię właśnie danej sobie obietnicy, że nie będę się wtrącać w związek Michała i Justyny. Ja tylko chcę pobyć z nim trochę czasu – jak kiedyś, gdy obok niego nie było tej parszywej intrygantki. Porozmawiamy, pośmiejemy się, a wszystko to na jak najbardziej neutralne tematy. O Justynie i o moich podejrzeniach co do czystości jej intencji względem siatkarza nie wspomnę ani słowem. Simon ma w tym przypadku stuprocentową rację – jeśli powiem Michałowi to co wiem i zrobię to tu i teraz, siatkarz mi nie uwierzy. Muszę słuchać Niemca, skoro dobrze prawi. Ale to przecież nie oznacza, że mam rezygnować z kontaktów z Michałem. To by było niedorzeczne. Nie mogę popadać aż w taką paranoję.
Kiedy wgramoliłam się za Kubiakiem do środka, postanowiłam usiąść na stołku barowym, które Michał miał w kuchni i które od zawsze tak bardzo lubiłam. Usiadłam na nim bardzo niezgrabnie przez niezbyt trzeźwy stan, prawie się przy tym przewracając. Udało mi się jednak w ostatniej chwili złapać równowagę, ale moje zachwianie się rozbawiło mnie do takiego stopnia, że aż musiałam się złapać za brzuch, by się uspokoić. Choć niewiele to dało...
- Widzę, że nieźle zabalowałaś – tak Michał skomentował moje zachowanie, śmiejąc się przy tym, jednocześnie próbując wlać wodę do czajnika. Ale ręce mu się trzęsły i nie bardzo mu to wychodziło.
Co jak co, ale śmiech to naprawdę miałam zaraźliwy. I Kubiak się nim właśnie zaraził.
- Wiesz, jak to jest z nami, matematykami – starałam się być poważna, ale nie bardzo mi to wychodziło, bo wciąż nie mogłam się uspokoić.
Zawsze po alkoholu mam takie napady wesołości. A że po pracy poszłam jeszcze na piwo z Miśką, to procenty wciąż mnie trzymały.
- Z tego co pamiętam, to nic dziwnego, że tak długo cię trzyma – uśmiechnął się Kubiak, który w końcu uporał się z wlaniem wody do czajnika. – Jak długo balowaliście?
- Chyba wróciliśmy o piątej do Maćka, więc jakieś… hm, osiem godzin – policzyłam szybko, wspomagając się przy tym palcami, jak na prawdziwego matematyka przystało.
- O, to naprawdę było grubo – skomentował Michał.
Miał rację, to była szalona noc. Aż trudno opisać słowami to, co się działo. Na przykład o czwartej rano na rondzie obok katowickiego Spodka spotkaliśmy pana Hipisa wypasającego swoje kucyki, które jakiś czas temu ukradł z cyrku, bo podobno były w nim męczone. Nie wnikam, może tak było. I nie, to nie są jakieś pijackie omamy, to rzeczywistość.
- A żebyś wiedział – odpowiedziałam, nie chcąc jednak wdawać się w szczegóły nocnych wojaży. Niech one pozostanie tajemnicą. – Ale tak to już jest, jak się nie widzimy tyle czasu. Ech, brakuje mi tych oszołomów… – westchnęłam.
- Nie żałujesz, że nie poszłaś z nimi od razu na magisterkę? – zainteresował się Michał, kiedy tylko to powiedziałam, siadając na chwilę na stołku naprzeciwko mnie w oczekiwaniu aż czajnik da znać, że woda się zagotowała.
- Ten rok przerwy dobrze mi zrobi, mimo że już nie będę z nimi studiować. No chyba, że będą coś poprawiać – zaśmiałam się, przypominając sobie, jak mi wczoraj zaczęli wyliczać, który czego nie zda, abym na każdym przedmiocie miała obok siebie kogoś znajomego. Kochani moi. – A poza tym nawet jeśli bym chciała je teraz kontynuować, to mnie w tej chwili na to nie stać. Jak uzbieram, to ruszę dalej, a jak nie to zostanę z licencjatem – mruknęłam.
- Ty byś nie miała dać rady? – zapytał Michał, spoglądając na mnie dziwnie. – Jakoś w to nie wierzę. Jak się uprzesz, to dokonasz niemożliwego. Jestem tego pewien.
- Dziękuję, że wciąż we mnie wierzysz – uśmiechnęłam się rozckliwiona jego pewnością co do mojej osoby. – To wiele dla mnie znaczy.
- A dlaczego miałbym przestać w ciebie wierzyć? – spytał Michał, wstając ze stołka, by zaparzyć nam kawy.
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami – ale ostatnio było między nami zbyt wiele nieprzyjemnych sytuacji. Myślałam, że… nieważne – zamilkłam, spuszczając wzrok.
To, że Kubiak stał do mnie tyłem, rozwiązało mi język. Na szczęście zdążyłam się opamiętać i zrezygnować z tego, co właśnie chciałam mu powiedzieć. Miałam nadzieję, że nie było za późno na ugryzienie się w język, jednak myliłam się. Kubiak postawił kubek z zaparzoną kawą tuż przed moim nosem i wbił we mnie swój badawczy wzrok.
- Co myślałaś? – dopytywał, a kiedy nic mu nie odpowiadałam, zaczął domyślać się na głos. – Że to, iż ostatnio rzadziej ze sobą rozmawiamy tak swobodnie jak teraz, coś między nami zmieniło? Że już nie jesteś moją przyjaciółką? Że już nic dla mnie nie znaczysz?
Każde jego kolejne pytanie coraz bardziej dociskało mnie do ściany. I jeszcze ten jego wzrok, przenikający mnie na wskroś. Jakby widział, że coś jest nie tak i szukał nim tego, co przed nim ukrywam. Nie wiedziałam co robić. Zaczynałam już powoli tracić grunt pod nogami. A przede wszystkim byłam zła na siebie, bo mimo że tak bardzo zarzekałam się, iż nie będę z nim rozmawiać na temat Zarzyckiej, to właśnie to robię.
- Myślisz, że nie wiem, co Justyna o mnie opowiada? A skoro wierzysz w każde jej słowo, wierzysz też i w to – odpowiedziałam zgryźliwie, zanim ugryzłam się w język, nie mogąc już dłużej wytrzymać ognia pytań, w którym postawił mnie Kubiak.
Michał tymczasem uśmiechnął się zadowolony, że udało mu się wyciągnąć ze mnie to, czego nie chciałam mu powiedzieć, po czym usiadł na stołku naprzeciwko mnie. Moja odpowiedź chyba nie zrobiła na nim takiego wrażenia, na jakie liczyłam, jakby spodziewał się usłyszeć cos podobnego z moich ust. Byłam teraz zła również i na niego, bo nie brał moich słów na poważnie.
- Tosia, dlaczego ty jej tak nie lubisz? – zapytał Michał po chwili już całkiem poważnie, wpatrując się we mnie uważnie. – Przecież to ty ją z nami poznałaś – przypomniał.
Nie musiał tego robić, bo nie zapomniałam o tym, choć bardzo bym chciała. To był największy błąd mojego życia i nigdy sobie tego nie daruję.
- Mam swoje powody, Michał – westchnęłam. – Znam się na ludziach i wiem, że Justyna jest fałszywa. Coś knuje, czuję to nosem. Na początku i ja dałam się jej zbajerować, ale długo nie trwało i przejrzałam na oczy. Wszyscy przejrzeli, Michał, oprócz ciebie.
- A nie pomyślałaś, że ludzie się zmieniają? – podsunął mi odpowiedź.
- Zmieniają się, owszem, ale nie tacy jak Justyna. Ale wiem, wiem, to jest twoje życie i zrobisz z nim co tylko zechcesz – zastrzegłam szybko, widząc jak Kubiak otwiera usta. Nie miałam ochoty na kolejną kłótnię między nami i to z powodu blondynki. – Powiedz mi tylko, czy ty ją kochasz? – spytałam więc z innej strony, przygotowując się na cios prosto w serce.
Może właśnie taka brutalna prawda pomoże mi się z niego wreszcie wyleczyć?
- A czy ty kochasz Simona? – Michał od razu odbił piłeczkę. Tego się nie spodziewałam.
- Co to ma do rzeczy? – zirytowałam się. – Dlaczego zmieniasz temat? Nie kochasz Justyny? To dlaczego z nią jesteś?
- Przystopuj, Tośka – westchnął Michał, gdy zaczęłam wyrzucać z siebie pytania w zatrważająco szybkim tempie. – Jestem pewien, że Justyna kocha mnie i to mi wystarcza. Czego nie można powiedzieć o Simonie – spojrzał na mnie spode łba, chcąc zmienić temat za wszelką cenę.
- Mnie jednak nie interesuje to, co myślisz o Simonie, tylko to, czy kochasz Justynę.
Michał cholernie mnie w tym momencie irytował. Dlaczego on taki jest? Zmienia tematy, owija w bawełnę, nie mówi o sobie, odbija piłeczkę, nagle chcąc wyciągnąć coś ze mnie… Nie miałam jednak zamiaru ustąpić, zanim nie wyciągnę z niego prawdy.
- Co mam ci powiedzieć? – Michał wzruszył ramionami, widząc, że mu nie odpuszczę. – Jest mi wygodnie z Justyną, wierzę i ufam jej – wyliczał, wciąż jednak nie mówiąc tego, co chciałam (albo i nie chciałam) usłyszeć.
- To jesteś z nią dlatego, że ją kochasz, czy dlatego, że jest ci z nią wygodnie? – drążyłam temat, bo wciąż nie usłyszałam od niego jednoznacznej odpowiedzi.
Michał tymczasem zrobił się cały czerwony na twarzy pod naporem moich pytań.
- A czy to nie prowadzi do miłości? – spytał Kubiak zirytowany tym, że wiercę mu dziurę w brzuchu pytaniami, ewidentnie próbując mnie zbyć.
- Może i prowadzi, ale na pewno nią nie jest, tylko jakąś jej namiastką. Zadowala cię więc namiastka miłości? – spojrzałam na niego wzrokiem, który zmiękczyłby najbardziej upartego człowieka.
Czyli właśnie Michała.
- Jesteśmy młodzi, Tosia, oboje mamy jeszcze wiele czasu, by znaleźć prawdziwą miłość – Kubiak wciąż uparcie trwał przy swoim. – A poza tym skąd mam mieć pewność, że Justyna nie jest tą, której szukam?
- Według mnie to się czuje – wzruszyłam ramionami – ale co ja tam wiem. Przecież jestem z żonatym facetem – zironizowałam, nie mogąc już wytrzymać jego wymijających odpowiedzi.
A poza tym wciąż nie potrafiłam zapomnieć tego, co nagadał Błażejowi na Tischera.
- Ja tak wcale nie myślę – Michał poklepał mnie po dłoni, oddychając z ulgą, że zmieniłam temat. – Wiem, że głupio się zachowałem, ale to ze strachu o ciebie. Nie chcę, abyś cierpiała i stąd te wszystkie słowa na temat Simona. Wybacz – spojrzał na mnie tym wzrokiem, przez który wybaczyłabym mu dosłownie wszystko.
- Ja też nie chcę, abyś cierpiał i dlatego tak dopytuję o to, czy kochasz Justynę i czy jesteś jej pewien – wyjaśniłam mu więc.
- Możesz więc być o mnie spokojna – Michał się rozpromienił, bo wreszcie dałam mu spokój. – Wierzę w Justynę, a przede wszystkim wierzę jej. I nie musisz się martwić, bo to nie oznacza, że nie potrafię odróżnić prawdy od kłamstwa.
- Akurat tego nie byłabym taka pewna – westchnęłam zrezygnowana. – Justyna, gdy czegoś bardzo chce, potrafi być przekonująca – mruknęłam, krzywiąc się przy tym.
- Co masz na myśli? – Michał, niestety, właśnie w chwili gdy atmosfera w pomieszczeniu się polepszyła, wyczuł drugie dno mojej odpowiedzi.
- I tak mi nie uwierzysz, więc po co mam ci mówić? – odszczeknęłam mu.
- Tosia, nie denerwuj mnie nawet – powiedział Kubiak przez zęby, zirytowany, że wciąż trwam przy swoim. – Wierzę tobie tak samo jak Justynie.
- Naprawdę? – zdziwiłam się. – Czyli gdybym ci powiedziała, że Justyna cię zdradza, uwierzyłbyś mi, czy jej? – próbowałam wybadać sytuację.
- O czym ty mówisz, Tośka? – zapytał Michał z szeroko otwartymi oczami.
- O niczym – wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to w ogóle nie obchodzi. – Tylko o tym, że osoba, której tak bardzo jesteś pewien, spotyka się z innym za twoimi plecami.
Dopiero gdy to powiedziałam, zorientowałam się, co właśnie zrobiłam. Kurczę, kompletnie zapomniałam, że jak po alkoholu napiję się kawy, to mi się język rozwiązuje i jestem zbyt szczerą osobą. I zamiast mu odpowiedzieć, że tylko go tak testuję, ja brnę dalej w coś, w co nie powinnam.
Proszę, utnijcie mi język, zanim będzie za późno!
- Tośka, to są poważne oskarżenia… –  zaczął Michał, będąc jeszcze spokojnym.
- Poparte tym, co widziałam na własne oczy. Ale ty mi nie wierzysz. No tak, mogłam się tego spodziewać – stwierdziłam smutno.
- Jak mam ci uwierzyć? – Michał wstał wzburzony. – Nie masz żadnego dowodu oprócz swoich słów, a że nie lubisz Justyny, to chcesz jej dowalić na wszelką cenę. Poza tym Justyna zdążyła uprzedzić mnie przed tobą.
- O, to coś nowego – starałam się być zgryźliwa, by ukryć, jak bardzo się zdziwiłam.
- Nie wiem, dlaczego jesteście ze sobą tak skłócone i szczerze mówiąc, to mnie to nie obchodzi – zaczął Kubiak. – Gdy mnie jednak mieszacie w te swoje sprawki, nie mogę patrzeć na to obojętnie. I teraz nawet się cieszę, że Justyna szczerze opowiedziała mi waszą ostatnią kłótnię, bo przynajmniej wiem, która z was mówi prawdę.
- Tak? – zdziwiłam się po raz kolejny i coraz gorzej wychodziło mi ukrywanie. – Nie przypominam sobie takowej. Kiedy miała ona miejsce, przypomnisz mi może?
Zgryźliwość na szczęście miałam we krwi. Po babci Eugenii.
- Kiedy byliśmy w Kędzierzynie.
Michał powoli przestawał panować nad swoimi nerwami. A chyba najbardziej wkurzał go mój spokój, który był pozorny, ale… on akurat tego nie wiedział.
- O, to ciekawe – zamyśliłam się.
- Co jest takie ciekawe? – dopytywał Michał, czując, że nic więcej mu nie powiem.
- A to, jak to jest kłócić się z kimś, z kim się nie widziało – mruknęłam. – Bo jakoś nie przypominam sobie, abym podczas ostatniego weekendu rozmawiała z Justyną.
- Nie kłam! – z Michała już prawie buchała para, jak z takiego byka w kreskówkach. – Justyna mówiła mi, że zagroziłaś jej, że zrobisz wszystko, abym tylko ją zostawił, że naopowiadasz mi, że mnie zdradza. Nie mieściło mi się w głowie, że możesz tak postąpić. Nigdy mi przez myśl nie przeszło, że jesteś taka.
- Jaka? Co? Jaka według ciebie jestem? – wbiłam w niego wzrok. – Wierzysz w jej słowa niepoparte żadnymi dowodami, a nie w moje? – pisnęłam, nie dając dojść mu do głosu.
- Wierzę w prawdę – Michał uparcie trwał przy swoim. Moja reakcja na jego słowa, niestety, nie robiła na nim żadnego wrażenia.
- A właśnie, że to są kłamstwa! – teraz to ja nie wytrzymałam. Wstałam i mimo że byłam od niego sporo mniejsza, hardo patrzyłam mu w oczy. – Tak, widziałam Justynę w ciągu waszego ostatniego wyjazdu, ale z nią nie rozmawiałam. Od czasu, kiedy wparowałam do was rano, by cię opieprzyć, że opowiadasz Błażejowi niestworzone historie, nie zamieniłam z nią ani słowa. Ale mogłam się spodziewać, że ta pieprzona intrygantka będzie chciała mnie ubiec. Wie, że nie chcę, aby cię skrzywdziła. No, ale trudno się mówi. Jesteś już przez nią tak zmanipulowany, że nie widzisz tego, co jest oczywiste.
- Tośka, uważaj na słowa! – zagroził mi Michał.
- Ty mi grozisz? Ty?! – zaśmiałam się, spoglądając na niego wzrokiem, który gdyby mógł, to by zabił go na miejscu. – Nie pogrążaj się już, dobra? Szczerze mówiąc, to nawet nie mam zamiaru na to patrzeć. W ogóle nie mam zamiaru na ciebie patrzeć! Nie przychodź do mnie, kiedy ta twoja patronka wszelkich cnót kopnie cię w dupę i zostawi dla innego takiego idioty jak ty, wierzącego w każde jej słowo. Zapomnij w ogóle, że kiedykolwiek byliśmy przyjaciółmi! – krzyknęłam i gdybym mogła, to czymś bym w niego rzuciła, ale akurat niczego nie miałam pod ręką.
Poza tym wolałam zostawić siły na powstrzymanie się przed wybuchem płaczu. Nie mogłam mu przecież pokazać, jak bardzo mnie w tej chwili zranił. Mało kto może oglądać płaczącą Antoninę Czarnecką i niejaki Michał Kubiak nie zasłużył sobie na ten zaszczyt. W pośpiechu więc obróciłam się na pięcie i wyszłam z jego mieszkania, trzaskając przy tym sugestywnie drzwiami. Idiotka. Miałam trzymać język za zębami, a tymczasem wypaplałam mu wszystko, wiedząc doskonale, jak to się skończy. Choć nie sądziłam, że Justyna jest taka sprytna. Nie doceniłam jej. Kurczę, moja wina. Miałam naprawić moje relacje z Michałem, a tymczasem zepsułam je do reszty. Simon miał rację i powinnam była go słuchać. A tymczasem mój gwałtowny charakter znowu dał o sobie znać. I to w najbardziej niepożądanym momencie.
Zamiast wejść do mieszkania obok, czyli do siebie, od razu poszłam do garażu. Wsiadłam na mój motocykl, mimo że gdyby mnie po drodze zatrzymała policja, wychuchałabym pewnie niezłą ilość promili. Ruszyłam jednak do Jastrzębia, co rusz powstrzymując się przed dociśnięciem gazu, aby nie wzbudzić podejrzeń, gdyby po drodze napatoczył się jakiś patrol.
 Kilkadziesiąt minut później bez żadnych niespodzianek na drodze dotarłam do celu. Cała zapłakana stałam przed drzwiami od mieszkania Simona.
- Co się stało, Tosiu? – spytał Tischer, otwierając drzwi i widząc w jakim jestem stanie.
- Od dzisiaj mów mi idiotka, dobrze?
Simon nie bardzo wiedział, co się dzieje, widziałam to po jego minie, ale mimo to wpuścił mnie do środka. Usadził mnie na kanapie w salonie, po czym wyciągnął z lodówki piwo, mówiąc że ostatnio wypiliśmy wszystko co miał i nie zdążył jeszcze uzupełnić barku. A obok niego postawił mi kartonik z chusteczkami.
- Nie powinnam już więcej pić, bo potem mówię coś, czego nie powinnam – wyznałam, patrząc tępo w butelkę, którą Niemiec wsadził mi w dłonie.
- Powiedziałaś mu prawdę? – domyślił się Simon od razu. – I on ci nie uwierzył – to już nawet nie było pytanie. To było stwierdzenie, coś w rodzaju „Niebo jest niebieskie, a słońce żółte”.
- Bingo! – gdybym nie miała w ręce piwa, to klasnęłam w dłonie. A tak to zębami otworzyłam butelkę i upiłam sporego łyka prostu z gwintu.
- Tosia, nie tak się umawialiśmy…
- Wiem, wiem, nie dobijaj mnie – westchnęłam, odstawiając butelkę na stolik i wydmuchując nos w chusteczkę. – Po prostu, gdy zaprosił mnie dzisiaj na kawę, tak jakoś od słowa do słowa… no, samo mi się wymsknęło. Powinnam była kupić popcorn i bez oporów przyglądać się, jak ta wywłoka nim pomiata. Ale nie, mi się zachciało być ratowniczką uciśnionych! I zobacz do czego to prowadzi? – schowałam twarz w dłoniach, ubolewając nad swoim idiotyzmem.
- Właśnie za ten altruizm tak bardzo cię kocham…
Wiedziałam, że Simon próbuje mnie w tej chwili pocieszyć. I nawet na milisekundę na mojej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Ale zaraz potem zniknęło.
- A ja siebie nienawidzę – przerwałam mu. – Wszyscy postrzegają mnie jako czarny charakter i właśnie tak powinno być. To jest moje życiowe powołanie, ojciec miał rację. A mi się zachciało mieć pozytywne uczucia. Po co mi to, Simon? – spojrzałam na niego. A raczej w miejsce, gdzie być powinien, bo miałam oczy pełne łez i niezbyt dobrze widziałam.
 - To nie ty jesteś zła. Zapamiętaj to sobie i nie gadaj głupot – Simon potrząsnął mną, próbując mnie otrzeźwić.
- Ale źli ludzie nie cierpią. Nie to, co dobrzy.
Simon pokręcił przecząco głową, chyba nie mając już na mnie siły. Widzicie, co ja robię ze swoim życiem? Nawet on traci do mnie cierpliwość... Po chwili jednak Tischer przyciągnął mnie do siebie i zaczął głaskać po głowie.
- Wybij mi go z głowy – poprosiłam szeptem po dość długiej chwili ciszy. – Nie wiem, może młotkiem się uda?
Simon nic nie odpowiedział, tylko wciąż próbował mnie uspokoić, kołysząc w swoim ramionach.
- Masz młotek? – spytałam. Simon spojrzał na mnie groźnie, więc uniosłam ręce w obronnym geście. – Już dobrze, dobrze. Zapomnij, że o to spytałam.
- No, tak lepiej – uśmiechnął się. – Wiem, że to przez alkohol wygadujesz takie głupoty. Może pogadamy o tym jutro? – zaproponował.
- Nie, Simon, to nie przez alkohol. I wiesz co? Koniec z tym – stwierdziłam buńczucznie. – Nie chcę go kochać. Nie chcę mieć już z nim nic wspólnego. Chcę go znienawidzić. W tym momencie, o, właśnie teraz. Skończyło się rumakowanie. Skończyła się dobra Tosia, która uchyliłaby wszystkim nieba.
- Nie rób czegoś, czego później byś żałowała – Simon próbował uspokoić jakoś moje zapędy. Ale było już na to za późno.
- Tej zmiany pożałuje on, a nie ja – postanowiłam. – Mogę u ciebie przenocować, Simi? Nie chcę wracać do siebie, wiedząc, że za ścianą jest on z nią… – zmieniłam temat, aby nie martwić Tischera swoimi słowami. Ma dość własnych problemów i ja nie powinnam mu dokładać kolejnych.
- Jasne, jeśli chcesz, to możesz się tu nawet przenieść – uśmiechnął się do mnie. - Mam tu sporo miejsca, pomieścimy się.
- Kochany jesteś – ucałowałam go w policzek. – A teraz pozwól, że pójdę pod prysznic i się położę. Sen dobrze mi zrobi. A może rano do głowy przyjdzie mi jakiś plan działania? – dodałam, dopijając piwo i wstając ze swojego miejsca.
Widziałam, że moje słowa, a przede wszystkim moje zachowanie zaniepokoiło Simona. Ale nie ma się o co martwić. Poradzę sobie. Tyle razy już sobie dawałam radę w trudnych sytuacjach, że aż jestem zaprawiona w bojach. I taki jeden facet nie zniszczy tego, co budowałam przez lata. Nie pozwolę na to.
- Ech, co ja bym bez ciebie zrobiła, Simon? – westchnęłam, otwierając łazienkowe drzwi. – Pewnie zginęłabym śmiercią marną, bo mnie jakiś tam Michałek nie kocha…
Kątem oka zauważyłam, jak Tischer uśmiecha się pod nosem, słysząc moje słowa.

Obudziłam się około drugiej w nocy na kanapie (dobrze, że jest rozkładana, bo inaczej pewnie leżałabym na podłodze w salonie Niemca). Wiedziałam już, co powinnam w tej sytuacji zrobić. Tak nagle przyszło mi do głowy idealne rozwiązanie. Sięgnęłam po telefon. Mimo że był środek nocy, nie mogłam pozwolić, aby z przyjściem świtu naszły mnie wątpliwości czy to właściwe. Wybrałam więc odpowiedni numer.
- Halo? – usłyszałam po piątym sygnale, kiedy już myślałam, że nikt nie odbierze i będę musiała dzwonić jeszcze raz.
- Wybacz, że budzę cię w środku nocy – zaczęłam od razu z grubej rury. – Jedno pytanie, a właściwie prośba i już daje ci dalej spać.
- Tośka? To ty? – spytał zaspany, nie bardzo kontaktując ze światem.
- Tak, to ja – mówiłam szybko, nie chcąc go zdenerwować niepotrzebnym paplaniem. W końcu był środek nocy. – Słuchaj, czy twoja propozycja jest nadal aktualna?
- Która? – zapytał, wciąż ciężko kojarząc fakty.
- No ta, że mogę przyjechać w każdej chwili – podsunęłam mu odpowiedź, mimo że żadnej innej propozycji z jego strony nie pamiętałam.
- A, o to ci chodzi – ziewnął. – No jasne, że aktualna.
- To mogę wpaść w czwartek? – dopytywałam.
- W ten czwartek?
Boże, jak się z nim ciężko rozmawiało w środku nocy!
- Tak, w ten – starałam się zachować spokój. W końcu poniekąd od niego zależało, czy mój plan się powiedzie. – Przyjadę pociągiem. Mam nadzieję, że nie sprawię kłopotu.
- Nie, no skądże. I tak jestem sam, więc przynajmniej będę miał towarzystwo. I to jakie! – zaśmiał się, już powoli odzyskując trzeźwość umysłu.
- To super – również się ucieszyłam. Z tego, że go zobaczę i z tego, że mój plan na razie idzie bez problemów. – Ale na pewno nie będę przeszkadzać? – wolałam się jednak upewnić.
- Nie, już ci mówiłem, że nie – wiedziałam, że teraz uśmiecha się z politowaniem do słuchawki. – Napisz mi tylko, o której będziesz, to cię odbiorę z dworca.
- Dobrze, dziękuję – posłałam mu całusa przez słuchawkę. – To już nie przeszkadzam w spaniu. Dobranoc i do zobaczenia pojutrze… A tak właściwie to jutro – zgubiłam już rachubę czasu.
Chciałam zakończyć połączenie, by mógł się wyspać, ale nagle usłyszałam jego głos po drugiej stronie słuchawki.
- Tosia? – spytał, a ja mruknęłam niemrawo w odpowiedzi. – Coś się stało?
- Nie, a dlaczego pytasz? – odpowiedziałam szybko. Za szybko.
- Raczej z byle powodu nie dzwoniłabyś do mnie o drugiej w nocy – zaśmiał się. – Co znowu zrobił ci Michał? – zapytał, jakby od razu wyczuwając powód mojego przyjazdu.
Kurczę, nie chciałam, aby sądził, że odzywam się do niego tylko z tego względu.
- Możemy o tym nie rozmawiać w tej chwili? – spytałam ze zrezygnowaniem. – Opowiem ci wszystko, gdy przyjadę.
- W porządku – zgodził się, ale zrobił to z wyraźną niechęcią. – Ale obojętne, co powiesz, wiedz, że ja i tak mu kiedyś ukręcę łeb za to, jak cię traktuje, zobaczysz – zastrzegł od razu.
- Może nie będziesz musiał, bo ja zrobię to pierwsza – oznajmiłam mu ze spokojem. – A teraz śpij już. Dobranoc.
- Dobranoc. I nie przejmuj się nim. On kiedyś tego pożałuje – odrzekł z pewnością.
Może i pożałuje. Ale wtedy już będzie dla niego za późno.

MICHAŁ
Kiedy nie wróciła na noc do domu, naszły mnie wątpliwości. A co, jeśli ma rację? Nie, to niemożliwe. Mogę wszystko powiedzieć o Justynie, ale nie to, że grałaby na dwa fronty. Może i zabrzmię jak zadufany w sobie gość, ale nigdy nie uwierzę, że ona mogłaby mnie nie kochać. Tego akurat byłem pewien. Nawet bardziej niż to, co ja czuję do niej. A skoro mnie kocha, to nie mogłaby mi doprawiać rogów za moimi plecami. Tośka pewnie ją z kimś pomyliła. Tak, to na pewno to. Mało to jest kobiet podobnych posturą, uczesaniem do mojej Justyny? No właśnie.
Ale to nie usprawiedliwia mojego zachowania. Przesadziłem. Zdecydowanie zareagowałem zbyt gwałtownie. Nie powinienem był tego robić, zwłaszcza wiedząc, że Tosia reaguje równie gwałtownie co ja. Czarna chce dla mnie jak najlepiej, w końcu jest moją przyjaciółką. Martwi się o mnie tak, jak ja martwię się o nią. Jest może trochę zbyt gwałtowna w swoich reakcjach i osądach, ale taki już jej urok. A do Justyny jest po prostu uprzedzona, tak jak i ona do Tośki. I ja nie mogę dać się im zwariować. Nie chcę stracić ani jednej, ani drugiej. Muszę to jakoś wypośrodkować. Najlepiej zrobić to od razu. Jak Justyna wróci z Warszawy, to z nią pogadam na ten temat. Musi zrozumieć. Nie może być tak, że dziewczyny będą skakały sobie do oczu. Nie mogę na to pozwolić, bo to się może źle skończyć.
Ale najpierw muszę porozmawiać z Tośką.
I właśnie z takim zamiarem poszedłem dziś na popołudniowy trening. Może i Tocha aktualnie nie chciała mnie widzieć, nawet nie wracała do mieszkania, aby się na mnie nie natknąć, ale na treningu będzie musiała znosić moją obecność, bo taka jest jej praca. I ja muszę to wykorzystać. Chyba po raz pierwszy zobaczyłem jasne strony jej zajęć…
Kiedy wszedłem do szatni, już większość chłopaków się w niej przebierało. Spytałem się więc, gdzie może być Tośka, w końcu oni wiedzą praktycznie wszystko. Nie myliłem się. Zostałem poinformowany, że Tośka jest właśnie u trenera, bo ma do niego jakąś sprawę, którą musi załatwić przed treningiem. Poszedłem więc w kierunku gabinetu Lorenzo. Oparłem się o ścianę w korytarzu i czekałem aż stamtąd wyjdzie. Stało się to dosłownie po chwili, tak, że nawet nie miałem czasu się zastanowić nad powodem jej wizyty u Lorka. W końcu plan zajęć mieliśmy opracowany, więc o czym mogliby ze sobą rozmawiać?
Na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Tośka nie była sobą. Była… smutna. Albo zawiedziona. Albo… nie wiem, nigdy nie umiałem jej rozgryźć. Wiedziałem jednak, że jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem.
- Tośka, zaczekaj! – krzyknąłem za nią, kiedy minęła mnie, w ogóle na mnie nie spoglądając.
Stanęła jak wryta, gdy tylko usłyszała mój głos. Wyprostowała się jak struna, ale nie obróciła w moją stroną. Podszedłem więc do niej.
- Słucham? – spytała wyniośle, kiedy mnie tylko zauważyła.
- Możemy porozmawiać? – zapytałem ostrożnie, zdziwiony jej tonem głosu.
- Wybacz, Michał, ale ja już nie mam ci nic do powiedzenia – odpowiedziała twardo.
- Tosia, nie wygłupiaj się, przecież jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy sobie to wszystko wyjaśnić – zacząłem. – Na wszystko jest jakieś logiczne wytłumaczenie, więc i na to coś znajdziemy.
- Jest, ale ty nie przyjmujesz go do rozsądku – zaśmiała się kwaśno. – A poza tym, sorry Michał, ale z nas nie są dobrzy przyjaciele. Chyba nawet nigdy nimi nie byliśmy.
- Co ty mówisz? – prawie pisnąłem jak kilkuletnia dziewczynka.
Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Może to jakiś mój kolejny zły sen?
- Prawdę, Michał, mówię prawdę. Powinieneś ją dostrzegać, w końcu jak sam twierdzisz, znakomicie potrafisz odróżnić ją od kłamstwa – odrzekła zgryźliwie, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem. – A teraz wybacz, ale muszę iść się przygotować do zajęć. I ty też lepiej idź się przebrać, wiesz, jak nie lubię spóźnialskich.
I po tych słowach obróciła się na pięcie i zostawiła mnie samego na środku korytarza. Nie wiedziałem, co się dzieje. Czyżby przez naszą wczorajszą rozmowę Tośka zrobiła się taka zimna, nieczuła i niedostępna? Nie, to niemożliwe. Pewnie stało się coś poważniejszego, co dolało oliwy do ognia.
I jakby na moje zawołanie, zza zakrętu wyłonił się Simon, dysząc ciężko. Zapewne bał się, że się spóźni na trening. A wiadomo, jak u Tosi kończą spóźnialscy… Tu akurat nie ma taryfy ulgowej, Simon już raz się o tym przekonał i chyba nie miał ochoty na powtórkę z rozrywki.
- Hej – przywitałem się z nim, zatrzymując go na chwilę w korytarzu. – Możesz mi powiedzieć, co się dzieje z Tośką? Stało się coś poważnego, że jest jakaś taka… inna? – nie wiedziałem za bardzo, jak nazwać to niecodzienne zachowanie Czarnej, więc wolałem użyć dosyć neutralnego określenia.
- Chyba ty powinieneś wiedzieć to najlepiej – odparł Niemiec, również mierząc mnie lodowatym wzrokiem, choć może mniej lodowatym niż Tosia, po czym po prostu mnie wyminął i zniknął za drzwiami szatni.
Co ja najlepszego narobiłem?!



________________________________

No, w końcu nadszedł ten przełomowy dzień w życiu Tośki i Michała, a zarazem przełomowy rozdział tego opowiadania. Teraz poleci już z górki (ale i tak nie obejdzie się bez zakrętów, jak to bywa).
Czarna was nie posłuchała. Nikogo nie posłuchała, mimo że dobrze jej radziliśmy. Ale jak widać sama musi się sparzyć, aby dojść do odpowiednich wniosków. A może one wcale nie są odpowiednie? Może zamiast jej pomóc, tylko jej zaszkodzą? Zobaczymy. No i Michał powoli zaczyna mieć wątpliwości. Czy aby nie jest na to za późno? (btw. jesteście za takimi wzmiankami z perspektywy Michała? czekam na opinie)
Dzieje się, oj dzieje. I mogę was zapewnić, że będzie jeszcze ciekawiej.
Trzymajcie się ciepło w te coraz zimniejsze dni!

8 komentarzy:

  1. Rozdział jest świetny ^^ Mam nadzieję, że Michał w końcu przejrzy na oczy.
    Zuzu,

    OdpowiedzUsuń
  2. No i masz Michel Kubiaku za swoje! Zapatrzony jesteś w słodziutką Justysię i nic do ciebie nie dociera. Ale spokojnie, Karma Cię jeszcze pokarze za to. A ja wtedy będę tańczyć szalone pogo nad Tobą :D
    Boże ale mnie wzięło na ironię, złośliwość i masochizm *.*
    Bardzo cieszy mnie, że Tośka wreszcie zrozumiała, że nie może być taka pobłażliwa dla Michała i powinna dawno zamrozić go swoją ironią :D

    Pozdrawiam i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no pięknie :) ale tam Michał mnie irytuje czasami, nawarzy piwa to niech je teraz wypije, tak już jest.... szkoda mi Tosi, ona naprawdę się o niego martwi a nie to co Misiek jemu się to tylko wydaje, wpatrzony w tą Justynkę jak w obraz...
    cieszę się, że Tosia podjęła decyzje o wyjeździe, to jej pomoże a Michałowi da do myślenia :)
    do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak najbardziej podobaja mi się Kubiakowe wstawki i nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym żeby w następnej było o tym jak kopie Justynę w tyłek :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Brawo Michał, dostałeś to, na co zasługujesz. Tośka naprawdę nie powinna pić kawy zaraz po ostrym melanżu, bo zaczyna mówić o wiele za dużo, ale z drugiej strony czułam, że prędzej czy później wygada się Michałowi. Cóż, stało się to po prostu prędzej. To, że Kubiak jest tak cholernie zapatrzony w tą swoją Justysię, to już inna sprawa. Miłość podobno zaślepia (czy coś takiego) ale ja już sama nie jestem pewna czy to miłość. I Kubi chyba też nie. Radzę mu się szybko ogarnąć, bo za chwilę straci Tośkę i zostanie sam ze wszystkim, ponieważ Justyna, prędzej czy później, też go zostawi.
    Hmm.. tak sobie kminie i wykminiłam, że Czarna pojedzie do Zbyszka, prawda? :>
    A Kubiaczkowe wstawki jak najbardziej na plus! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Michał, irytujesz mnie coraz bardziej, wiesz? Dobrze wyszło, czekaj inaczej. Dobrze się stało, że z Tośki wszystko wyszło. Zgodzę się z Wiktorią. Miłość zaślepia. Tylko że w przypadku Michała to w tym negatywny sposób.

    Przepraszam że dopiero teraz ale prosiłabym Cię o informowanie. Najlepiej na gadu lub Asku. Namiary znajdziesz na blogach.

    Pozdrawiam,
    Camilla. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. MICHAŁ KICHAŁ
    chciałam tu napisać jakiś mądry komentarz, ale Karol Kłos się przefarbował i śmieję się jak dzika.
    trzymam kciuki za Tośkę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze, że Michałek dostał wreszcie wciry, mniej jedynie cieszy fakt, że kolejny raz "tą złą i nieczułą" okazała się Tośka plus mniej cieszy fakt, że Tośka znowu cierpi przez wyżej wzmiankowanego pana i to najwyraźniej cierpi tak bardzo, jak nigdy dotąd. Och, gdybym tylko miała odpowiednią moc sprawczą, już ja bym znalazła sposób na poprzestawianie Kubiakowi w głowie odpowiednich klepek na właściwe miejsca! W chwili obecnej działania siatkarza napełniają mnie bowiem nie tyle krańcowym niezrozumieniem i rosnącą wprost proporcjonalnie rozpaczą, ile ciekawą odmianą wkuuurzenia. Pod względem charakteru i ogarniania rzeczywistości amant jest z Michała żaden, choć kończąca jego wywód uwaga daje nadzieję na poprawę fatalnego zachowania. Sama nie wiem, czego się po nim spodziewać, a najlepsze w całej owej sprawie jest to, że nie wiem również, czego mam się spodziewać po rozżalonej Tośce... Czarna jest ostatnio miększa i bardziej skora do opowiadania o swoich emocjach, aczkolwiek i tak trudno mi powiedzieć na temat jej przyszłych akcji cokolwiek pewnego.. Kto wie, do czego może być zdolna zbuntowana, zraniona kobieta? Ha! O tym się pewnie żadnym filozofom nie śniło! ;D
    "Powinnam była kupić popcorn i bez oporów przyglądać się, jak ta wywłoka nim pomiata." <3
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń