środa, 22 maja 2013

dziewiąty tatuaż.



„nie wierzę, że
sens naszych rozmów skończył się”


Miałam na sobie dokładnie taki sam podkoszulek jak Błażej – niebieski z wielką, czarną trójką na plecach. Dostaliśmy je podczas naszego pierwszego wspólnego wyjazdu – na koloniach sportowych, na których się poznaliśmy. Pojechałam tam za karę za zrobienie sobie pierwszego tatuażu z pieniędzy przeznaczonych na podręczniki do liceum. Rodzice stwierdzili, że skoro ja zrobiłam im na złość, to oni nie będą mi dłużni i zamiast warsztatów tańca nowoczesnego, na które miałam jechać w tamte wakacje, wysłali mnie na kolonie sportowe. A tam los połączył mnie w parę z Błażejem podczas losowania grup do gry w siatkówkę plażową, więc tak właściwie, to wszystko wyszło mi na dobre. Dzięki temu przecież poznałam przyjaciela, najlepszego i najprawdziwszego, jakiego mam.Od tamtej pory więc zakładamy te koszulki, gdy razem mamy wyjść na boisko i grać przeciwko innym. Przynajmniej wyglądamy wtedy, jak na prawdziwą drużynę przystało i mimo że od tamtej pory trochę się zmieniliśmy, nie mogliśmy wyjść na boisko w czymś innym, niż wcześniej wspomniane podkoszulki. To taka nasza mała tradycja - jedna z wielu.
Jak co wyjazd, chłopaki musieli postawić na swoim. Po raz kolejny uparli się, że podczas wakacji musimy zrobić też coś, co oni lubią, więc nic dziwnego, że właśnie rozciągaliśmy się na piasku przed rozpoczęciem mini turnieju w siatkówkę plażową. Jedynym pozytywem jest to, że o tej porze nikt nie zajmował boiska i nikogo nie musieliśmy stąd wypraszać. Bo znając życie, widząc reprezentantów Polski, ludzie z chęcią by ustąpili im miejsca, jednak chcieliby zobaczyć, jak chłopaki grają na żywo. A ja nie przepadam za widzami, gdy gram w siatkówkę. Wszyscy bowiem wiedzą, że nie bardzo mi to wychodzi. Jestem zbyt niska, a do tego przy zawodowych graczach, to już w ogóle wypadam blado. I mogli mnie uczyć Błażej, Zbyszek, czy Michał, a ja jak nie potrafiłam grać, tak nie potrafię. Tak tragicznie to może i nie jest, ale raczej kariery, jako siatkarka, nie zrobię.
- To pary są takie, jakie w domkach? – spytał Błażej, leżąc obok mnie na plecach i wpatrując się w niebo, zamiast się rozciągać.
Mógłby przynajmniej udawać, leń jeden.
- Nie inaczej – jego przypuszczenia potwierdził Zibi, który z Michałem właśnie sprawdzał, czy naciąg siatki jest odpowiedni.
Twarz Błażeja natomiast zdradzała w tej chwili, że nie jest z tego faktu jakoś specjalnie zadowolony.
- Przyznaj się, że nie chcesz być w drużynie ze mną, mendo jedna! – krzyknęłam, szturchając go w bok.
- No wiesz… to nie o to chodzi… bo ja… pamiętasz, miałem się na tobie odegrać? – zakończył wreszcie to swoje jąkanie.
- Ale to w koszu było, sieroto! – przypomniałam mu, kręcąc głową.
My często wyzywamy się na pojedynki w przeróżnych dyscyplinach sportowych. W siatkówce nie miałam z chłopakami szans, ale w koszu… w koszu dorównywał mi tylko Michał. W końcu kilka lat temu byłam w reprezentacji mojego liceum, a to już do czegoś zobowiązuje.
- Ale jeśli nie chcesz ze mną grać, to ja cię do niczego zmuszać nie będę. Znajdź sobie inną partnerkę i po krzyku – obraziłam się.
A raczej udałam, że się na niego obrażam.
- No weź, Tośka – mówił, szturchając mnie po przyjacielsku w bok – nie fochaj się na mnie, przecież wiesz, że cię kocham, siostra – mówił, po czym ucałował mój policzek. – Po prostu martwię się trochę, bo jak tak patrzę na nich wszystkich, to wzrostowo nie mamy z nimi żadnych szans – wyjaśnił mi, nachylając się konspiracyjnie w moją stronę.
- Rozwalimy ich naszą zespołowością – zaczęłam więc spiskować razem z nim, również pochylając się w jego kierunku i próbując go przekonać do swojej racji. – Przecież wiesz, że oni nie są ze sobą tak zgrani jak my.
- Ej no, ty masz rację – Błażej zrobił wielkie oczy, po czym uściskał mnie. – To o co gramy? – zapytał już na głos resztę towarzystwa.
- Oho, widzę, że tym razem doszliście do porozumienia zadziwiająco szybko – skomentował Zibi nasze zachowanie.
- O co gramy? – ponowiłam pytanie, w ogóle nie zwracając na niego uwagi.
- No wiecie, mamy jedną kwestię do rozwiązania – zaczął Michał, włączając się do dyskusji. – Bo kto pojedzie na ten koncert Coldplay we wrześniu?
No tak, tego jeszcze nie rozstrzygnęliśmy. Nie było kiedy, w końcu chłopaki wyjechali na zgrupowanie, a wcześniej nie potrafili dojść ze sobą do porozumienia. A o co cały spór? Przed końcem sezonu okazało się, że Ashley Nemer, wielki fan Coldplay, kupił bilety na ich koncert w Warszawie, ale nie przemyślał jednego – że nie zagra w Jastrzębiu w kolejnym sezonie, ba, że wyjedzie z Polski i nie będzie miał możliwości ich wykorzystać. Stwierdził więc, że odstąpi te bilety komuś z drużyny, ale nie mógł się zdecydować komu, dlatego ogłosił konkurs wśród zainteresowanych. Ci mieli obstawić wynik jakiegoś meczu piłkarskiego, nawet nie wiem jakiego. Wejściówkę dostanie ten, kto trafi we właściwy rezultat. Pamiętam, że Błażej wpadł tego dnia do mieszkania po treningu, podstawił mi pod nos pustą kartkę i kazał napisać na niej pierwszy wynik, jaki przyszedł mi do głowy. Wpisałam bodajże 4:1 tylko po to, aby dał mi święty spokój i… trafiłam, o dziwo. Ale nie tylko ja, Zbyszek i Michał, którzy obstawiali ten wynik wspólnie, również trafili. I takim sposobem dwuosobowy bilet trafił w ręce trzech osób, które nie mogły dojść ze sobą do porozumienia, kto z nich pojedzie. Mimo że żaden wielkim fanem Coldplay nie był, nikt nie chciał odpuścić sobie ich koncertu w Warszawie.
- Wygrana para zgarnia bilety, co wy na to? – rzucił Zibi i wszyscy jednogłośnie na to przystali.
Turniej więc polegał na tym, że najpierw każda para rozgrywa mecz z każdym i dwie najlepsze pary w tej prowizorycznej grupie, awansują do finału. A ten rozstrzygnie na dobre, kto zgarnie bilety. Stawka była całkiem niezła, choć czasem graliśmy o poważniejsze rzeczy. Bo my nie potrafimy grać dla zabawy, zawsze walka musi toczyć się o coś. Mamy hazard we krwi.
Na pierwszy ogień poszliśmy my i Zbyszek z Aśką. I przegrywaliśmy w pierwszym secie dość sromotnie, bo mi mało co wychodziło. Błażej się na mnie o to strasznie wkurzał, ale naprawdę nie potrafiłam przyjąć serwisów Bartmana, mimo moich najszczerszych chęci. Ale jak miałam to zrobić, skoro on ma zdecydowanie więcej siły ode mnie? Młodemu Kubiakowi jednak tego nie wyjaśnisz. Zapiera się, że nie ma nic wspólnego ze starszym bratem, ale przegrywać to oboje nie potrafią…
- Przerwa! – krzyknęłam przy stanie 16:10 dla Zbyszka i Aśki, bo zobaczyłam, że zbliża się do nas Aleks.
Spodziewałam się go tu. Spotkałam go bowiem dzisiaj rano podczas przebieżki po plaży. Nie mogłam zaniedbać swojej kondycji nie tylko dlatego, że zarabiałam na niej, ale również dlatego, że dobra forma wpływała na moje samopoczucie. O szóstej rano więc przy akompaniamencie wschodzącego słońca ubrana w granatowy dres, z zarzuconym kapturem na głowie, niczym gwiazda unikająca paparazzi, biegłam spokojnie wzdłuż plaży, nie forsując zbytnio tempa, aby nie przedobrzyć. W końcu miałam kilkudniową przerwę w bieganiu, wolałam więc chuchać na zimne. Kontuzje nie były mile widziane. Wsłuchiwałam się w swoje kroki, starając się dzięki temu zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Przez te wydarzenia nie mogłam spać dzisiejszej nocy. Dziwne zachowanie Michała w stosunku do mnie niszczyło mnie od środka coraz bardziej, a jego słowa wyżynały mi się w mózgu tak skutecznie, że nie potrafiłam o nich zapomnieć. A najgorsze było to, że wciąż nie potrafiłam go rozczytać w żaden znany mi sposób. Postanowiłam więc w samotności pozbyć się balastu z wczorajszego wieczoru, aby dzisiaj móc robić dobrą minę do złej gry, dlatego tak wcześnie wybrałam się na przebieżkę. Nie spodziewałam się bowiem, że o szóstej rano można spotkać kogokolwiek na plaży, a zwłaszcza kogoś znajomego. Tym razem się jednak pomyliłam. Trafiłam tam na Aleksa i jakoś tak od słowa do słowa zaprosiłam go na nasz dzisiejszy mini turniej, jako mojego prywatnego fana (haha, ale sobie wlewam). I nie, nie zrobiłam tego, by coś pokazać Michałowi, broń Boże! Nie jestem taka.
- Jaka przerwa? Nie ma przerw! – oburzył się Bartman.
- Czy ty przypadkiem nie bierzesz wszystkiego za bardzo na serio? – powiedziałam. – Chyba przysługuje mi jakiś czas w trakcie meczu? A nawet jeśli nie, to grajcie sobie beze mnie – rzuciłam, wzruszając ramionami i nie mając zamiaru go słuchać.
- Wracaj mi tu! Przecież ja sam sobie nie poradzę – Błażej tymczasem zaczął panikować, widząc, że nie bardzo przejmuję się ich zakazami.
Przecież znają mnie, więc doskonale wiedzą, że nikomu nie pozwolę sobie rozkazywać.
- Najpierw drzesz japę, że grać nie umiem, a teraz kiedy możesz się wykazać, chcesz, abym została? – zakpiłam z Błażeja i ruszyłam w stronę Aleksa.
- Zbyszek, Błażej, uspokójcie się. Przestańcie traktować wszystko aż tak poważnie – powiedziała Aśka, rozsiadając się na gorącym piasku i popijając wodę z bidonu. – Ja też mam przerwę, więc jeśli chcecie dalej grać, to grajcie sami.
Posłałam jej piękny uśmiech w podzięce. Naprawdę, równa z niej babka. Ale wiedziałam to od samego początku. Mam w końcu nosa do ludzi – zawsze się poznam, kto jest gadziną nie wartym mojej uwagi, a kto spoko człowiekiem. Szkoda, że w niektórych sytuacjach tylko ja to widzę…
- Przyszedłeś – powiedziałam w stronę Aleksa, kiedy już stanął obok mnie.
- Obiecałem ci przecież – pocałował mnie w policzek na powitanie. – Ale widzę, że się trochę spóźniłem.
- No troszeczkę. Przegrywam sześcioma punktami – powiedziałam z wyrzutem, jakby to była jego wina.
- Och, tak nie może być! – chłopak swoim tonem głosu idealnie dopasował się do konwencji toczonej rozmowy.
- A jednak tak jest. A teraz chodź, przedstawię cię – złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę boiska. – A więc, kochani, to jest Aleks, mój prywatny kibic, a to są moi przyjaciele. Zbyszek i jego dziewczyna Asia aktualnie niszczą nas w siatkówkę, tamten obrażalski siedzący na piasku to mój prawie brat Błażej, a ten tu, który aktualnie jest w roli widza, to jego brat Michał, no i siedząca obok niego Justyna – mówiłam, kiedy już z Aleksem dotarliśmy na miejsce, wskazując mu na odpowiednie osoby.
Kiedy blondynka usłyszała moje przedstawienie, w którym praktycznie ją pominęłam, chrząknęła znacząco, jakbym o czymś zapomniała. Ale jakoś nie przypominam sobie, aby Zarzycka miała tytuł szlachecki, o którym trzeba było tutaj wspomnieć.
Aleks tymczasem pokiwał głową i przywitał się ze wszystkimi. Zauważyłam, że był lekko speszony moimi towarzyszami. Chyba rozpoznał twarze chłopaków, w końcu coś mi mówił dziś rano, że ogląda mecze reprezentacji, więc powinien kojarzyć twarze reprezentantów Polski.
- Gramy systemem każdy z każdym, zwycięzcy grupy grają w finale. Kapiszi? – spytałam Aleksa, a gdy ten pokiwał głową, rzuciłam: - To teraz trzymaj kciuki – rzuciłam jeszcze w jego kierunku, po czym napiłam się trochę soku pomarańczowego, podprowadzonego Miśkowi i wróciłam na boisko.
Aleks z szerokim uśmiechem na ustach uniósł w górę dwa zaciśnięte kciuki.
- No to co, kluchy leniwe, wstawać i gramy! – zachęciłam dosyć ospałe towarzystwo.
I mimo naszych najszczerszych chęci, przegraliśmy. 21:17 (ładnie podciągnęliśmy wynik, prawda?) i 21:19. Walka była zacięta, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Błażej mi jednak nie marudził, że przegraliśmy, bo walczyliśmy do końca – jak to sam stwierdził, gdy schodziliśmy po meczu z boiska. Ja też byłam z siebie zadowolona, bo jak na moje umiejętności siatkarskie, nie było aż tak źle.
- Dwaj przyjaciele z boiska – zanuciłam, kiedy Michał i Zbyszek podawali sobie ręce na przedmeczowe powitanie. W końcu jak turniej, to turniej, wszystko musi być tak, jak powinno.
Teraz bowiem przyszedł czas na konfrontację Zbyszka z Aśką i Michała z Justyną. Siedziałam podczas tego meczu pomiędzy Błażejem i Aleksem prawie przy samej linii bocznej i gdyby nie chłopaki, to pewnie nie raz oderwałabym piłką, która gdy była wprowadzana w ruch przez Zbyszka i Michała, miała w sobie niesamowitą siłę i szybkość. I dziwnym trafem zazwyczaj chciała wylądować na moim nosie…
- Komu kibicujemy? – spytałam Błażeja w pierwszej fazie meczu.
- Wiesz, powinniśmy mojemu bratu, bo to w końcu rodzina, jak jest, taka jest, ale jest, jednak… jak wygra Zibi z Aśką i jak my pokonamy Michała i Justynę, to zagramy w finale – kalkulował na głos młodszy z Kubiaków.
- Zbyszek! Tudu dudu dudu! Asia! Tudu dudu dudu! – zaczęliśmy krzyczeć i klaskać w tym samym momencie, dopingując Bartmana i jego ukochaną.
Zibi puścił mi oko w podzięce, a roześmiana Asia posłała całusa. Michał natomiast pogroził nam palcem w powietrzy, ale śmiał się przy tym, czyli za bardzo nie wziął sobie tego do serca. A Justyna? Nawet na nią nie spojrzałam. Zapewne miała tak samo wyniosłą minę, jak zawsze.
- Oni kiedyś grali na plaży, prawda? – spytał się mnie Aleks w pewnym momencie.
- Tak, walka więc będzie zacięta, zobaczysz – potwierdziłam. – Choć sądzę, że wynik będzie zależał od umiejętności dziewczyn. I wydaje mi się, że Aśka ma je większe, a nawet jeśli nie, to jest wyższa od Justyny i uprawia sport, a to na pewno bardzo jej pomoże – wyjaśniłam mu, a Błażej pokiwał głową, zgadzając się ze mną.
- Za to wy wyglądacie bardzo profesjonalnie w takich samych strojach – pochwalił nas Aleks z szerokim uśmiechem.
- Jasna sprawa! Bo grunt to zgrana ekipa! – krzyknęłam, przybijając piątkę z Błażejem. – I nawet jego zrzędzenie jestem mu w stanie wybaczyć, bo ma taką piękną i wielką trójeczkę na plecach.
I tak oto zaczęliśmy sobie z młodym Kubiakiem dogryzać. Po raz kolejny. Ale kto się czubi, ten się lubi, czyż nie? I właśnie na tym minął nam pierwszy set. Zbyszek i Asia 21:15 Michał i Justyna, mamy więc 1:0. Podczas drugiego seta natomiast zdążyłam wyjaśnić Aleksowi, jak poznałam tych oto reprezentantów Polski i co tu tak właściwie robimy. A wynik seta? 24:22. Zacięty, nawet bardzo, ale ostatecznie wygrany przez Zbyszka z Asią. Ostatecznie więc przyszli państwo Bartmanowie zagrają w finale. A kto z nimi? Zaraz się przekonamy.
- Teraz to już w ogóle trzymaj kciuki – poklepałam Aleksa po plecach przed ponownym wyjściem na boisko. – W końcu to nasze decydujące starcie.
Usiadłam na samym środku na rozgrzanym piasku, przy akompaniamencie oklasków od Aleksa. Brunet wiedział, jak zagrzać mnie do walki. W takiej pozie czekałam aż zaczniemy grać. Nie mogliśmy tego zrobić od razu, bo Michał z Justyną dopiero co byli zeszli z boiska, musieliśmy więc poczekać, aż trochę odpoczną i będą gotowi do ponownej gry. W pewnej chwili w moim samotnym siedzeniu i skupianiu się (a raczej rozmyślaniu o tym i tamtym) przeszkodził mi Michał. Usiadł obok mnie i przez dłuższą chwilę się do mnie nie odzywał, tylko rozciągał się w moim towarzystwie. Ja też nie próbowałam nawiązać z nim kontaktu. Widziałam bowiem, że zbiera się w sobie by mi coś powiedzieć, więc go nie poganiałam.
- Dzięki – Michał wykrztusił wreszcie z siebie jedno słowo, całując przy tym mój policzek.
- Za co? – zdziwiłam się, choć nie powiem, że nie zrobiło mi się przyjemnie na sercu.
- Za wczoraj – wyjaśnił.
- Nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami.
- Nie, właśnie, że jest – zaprzeczył Kubiak. – Nie dość, że mnie tam nie zostawiłaś samego i pomogłaś mi wrócić do domku, to jeszcze coś ważnego mi uświadomiłaś.
- Tak, a co takiego? – zainteresowałam się, przyglądając mu się z większą uwagą niż dotychczas.
- Miałem zamiar powiedzieć wam wszystkim o tym trochę później, żeby nie zapeszyć czy coś, ale pomyślałem, że w takiej sytuacji powinnaś dowiedzieć się o tym pierwsza. Postanowiłem spróbować z Justyną – oznajmił mi po krótkiej pauzie, którą zrobił między tymi zdaniami dla wzmocnienia efektu. – Tyle czasu jestem sam i miałaś rację, czas to zmienić.
Nie wiem, co ja sobie myślałam w ogóle w tej chwili, że tak bardzo moje nadzieje zostały rozbudzone, by tak wielki zawód przeżyć po jego słowach? Przecież to było wiadome, że nie rzuci się przede mną na kolana, by wyznać mi dozgonnej miłości! Ale moja wyobraźnia jak zwykle wiedziała lepiej od rozsądku…
- A co ja takiego powiedziałam? – spytałam słabo.
Nie przypominam sobie, abyśmy w ogóle wchodzili na takie tematy. Może to jednak ja byłam wczoraj pijana i mam teraz pijackie zaćmienie po imprezie?
- Może nic tak dosadnego, ale dzięki naszej rozmowie przemyślałem wszystko i podjąłem decyzję. Dzięki ci za to. Jesteś w pewnym sensie patronką naszego związku.
Marzyłam o tej posadzie, nawet nie wiesz jak bardzo! – zironizowałam w myślach, jednak na głos powiedziałam coś zupełnie innego.
- Ale czy związek na odległość ma jakiś sens?
Byłam naprawdę zaskoczona całą sytuacją. Mimo że wiedziałam, iż Justyna będzie próbowała rozkochać w sobie Michała, nie spodziewałam się, że jej się to uda i to tak szybko! Ale chyba nie to było dla mnie największym zaskoczeniem. Bardziej zdziwiło mnie to, że mój głos nie zadrżał mi ani przez chwilę podczas ostatnich chwil, mimo że w środku byłam rozedrgana emocjonalnie. Wydawało mi się, że swoim zachowaniem w ogóle nie zdradzałam tego, co tak naprawdę czułam. Widocznie nabrałam wprawy w robieniu dobrej miny do złej gry. Chyba czas pomyśleć o szkole aktorskiej, skoro udawanie tak świetnie mi wychodzi…
- Nie ma sensu – Michał się ze mną zgodził – dlatego Justyna przenosi się do mnie do Żor. W Warszawie i tak nic ją już nie trzyma, a w Żorach jest posada dla przedszkolanki. Pamiętasz? Pod naszym nosem od kilku miesięcy wisi takie ogłoszenie.
- Jaki zbieg okoliczności – mruknęłam. – Będę trzymać kciuki – dodałam.
- Dzięki! – uśmiechnął się Michał i mnie do siebie przytulił. Gdyby wiedział, co mi chodzi teraz po głowie i za co tak naprawdę trzymam kciuki, to chyba by tak żywiołowo nie zareagował… – Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie – dodał, po czym wstał i odszedł.
Jasne, gdybyś tylko wiedział… – pomyślałam, powstrzymując się ostatkiem sił przed upływem łez. – Ale nie wiesz i nigdy się nie dowiesz – dodałam święcie o tym przekonana, wstając i podchodząc do Błażeja.
- W porządku? – zapytał Młody, ewidentnie czymś zatroskany.
- Jak najbardziej – powiedziałam z uśmiechem. Akurat taką reakcję miałam wypracowaną do perfekcji.
- Na pewno? – dopytywał. – Wyglądasz…
- Podsłuchiwałeś? – wcięłam mu się w zdanie.
Po jego minie było widać, że wie, co się przed chwilą stało. I choćby nie wiem jak bardzo zaprzeczał, to mu nie uwierzę.
- Nie no, skądże! – oburzył się, ale gdy uniosłam brew nad lewym okiem, przyznał się: - No, może trochę…
- Czyli wiesz wszystko i wiesz też, że jako najlepsza na świecie przyjaciółka bardzo cieszę się z jego szczęścia – zakończyłam tą bezsensowną na ten moment rozmowę.
Ale tak naprawdę to ta informacja bardzo mnie dobiła, bo nie potrafiłam się na niczym skupić i przegraliśmy pierwszego seta do dwunastu. Większość zdobytych przez nas punktów to była zasługa Błażeja lub błędów przeciwników. O dziwo, Młody w ogóle mnie nie opierdzielał za to, że mu nie pomagam w grze, jakby się bał, że coś mi się stanie. A może właśnie taki opierdziel był mi teraz potrzebny? Bo mimo moich najszczerszych chęci nie mogłam się zebrać w sobie i marzyłam tylko o jak najszybszym zejściu z boiska. I wszystko na to wskazywało, bo drugi set też zbliżał się nieuchronnie do wygranej Michała i Justyny. Było 8:1 dla nich, kiedy pod siatką doszło do małego spięcia. Przy wyskoku do bloku nie złapałam równowagi i wpadłam na drugą stronę, centralnie na Justynę, która od razu zaczęła udawać, jak to ostro ją potraktowałam.
- Mogłabyś sobie darować – syknęła w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem. – Już wiesz, że on jest mój, a ty nie masz ze mną żadnych szans – dodała, ciskając we mnie gromami.
Zatroskany jej samopoczuciem Michał pomógł jej wstać, bo ja nie byłam w stanie po tym, co usłyszałam z jej ust. Ale tak mnie wkurzyła swoją arogancją i pewnością siebie, że gdy tylko chwilę później weszłam na zagrywkę, puściłam 5 asów pod rząd prosto w nią. Od tamtej chwili chodziłam jak nakręcona, tak bardzo, że Aśka z boku się śmiała, że przypominam w tej chwili Zbyszka na boisku. Może i trochę prawdy w tym było, bo wszystko z premedytacją zagrywałam w blondynkę, jakby mszcząc się na niej. Justyna ewidentnie wiedziała, co się święci, ale nie miała zamiaru mi ustępować – miała zaciętą minę i wszystko przyjmowała, ale ostatecznie to my wygraliśmy drugiego seta do 19. W połowie trzeciej partii złośliwy uśmiech z twarzy blondynki jednak zaczął powoli schodzić. Ręce miała czerwone i na pewno była nieźle poobijana od moich ciosów. Aż w pewnym momencie Błażej poprosił mnie, abym od czasu do czasu posyłała piłkę także w stronę Michała, bo to co robię, zaczyna być trochę podejrzane. Ostatecznie wygraliśmy tego seta do 15 i mieliśmy zagrać w finale. Ale mi nawet o to nie chodziło. Zupełnie nie o to.
- Świetna byłaś – uściskał mnie Aleks zaraz po moim zejściu z boiska. – A mówisz, że nie umiesz grać w siatkówkę.
- Bo nie umiem – wzruszyłam ramionami, niezwykle z siebie zadowolona.
Staliśmy tak w trójkę – ja, Błażej i Aleks, i rozmawialiśmy ze sobą o byle czym. Zbyszek z Michałem poszli po zgrzewkę wody mineralnej do pobliskiego sklepu, bo nasze zapasy picia się kończyły pewnie przez upał, który dzisiaj był. Aśka tymczasem kawałek od nas chodziła w tę i z powrotem po piasku i rozmawiała z kimś przez telefon. Justyna natomiast siedziała na linii końcowej boiska i rozglądała się po bokach ze wściekłą miną. A gdy przekonała się, że nikogo znajomego nie ma w pobliżu, z krzykiem podbiegła do mnie.
- Robiłaś to specjalnie! Specjalnie wszystko zagrywałaś we mnie! – krzyczała rozwścieczona.
- Nic z tych rzeczy – wyparłam się, stając z nią twarzą w twarz.
- Myślisz, że niczego nie zauważyłam?! – krzyczała dalej. – Nie jestem głupia, wiem, że specjalnie we mnie zagrywałaś!
- Jeśli wchodzisz na boisko, musisz być przygotowana na wszystko – wzruszyłam ramionami, kompletnie ignorując jej słowa. – A poza tym, Justyś, to była tylko zabawa – rzuciłam rozluźniona.
- Mówisz tak, a sama nie traktujesz tego luźno – warczała na mnie. – Chciałaś się na mnie odegrać!
- Nie mam za to się na tobie odgrywać! – i kolejne kłamstwo poszło. – Poza tym, naucz się wreszcie przegrywać, dziewczyno.
- I kto to mówi, co?! – syknęła niczym jadowity wąż. – Zazdrościsz mi, że jestem szczęśliwa. Zazdrościsz mi, że to ja jestem z Michałem, a nie ty!
- Nie wiem, co ci się ubzdurało w tej blond głowie – powiedziałam, uciekając wzrokiem i kręcąc głową.
- Tak? To może mam powiedzieć Michałowi, że się w nim podkochujesz, hm? – powiedziała z kpiącym uśmieszkiem, świdrując mnie wzrokiem.
- Mów sobie co chcesz, Michał i tak ci w nic nie uwierzy – powiedziałam przekonana.
- Nie bądź tego taka pewna. W końcu komu ma uwierzyć, swojej dziewczynie, czy takiej kłamczusze jaką jesteś? – prowokowała mnie z każdą chwilą coraz bardziej.
- Nie ma żadnego powodu, aby ci uwierzyć. A poza tym, skąd wiesz, że jak mu tego nie powiesz, to on nie stwierdzi, że wolałby być ze mną? – nie pozostałam jej dłużna.
- Marzenia ściętej głowy! – znowu krzyczała, wyprowadzona z równowagi. – Nigdy z nim nie będziesz, nie pozwolę na to! – groziła mi.
- A ja nie pozwolę, abyś go wykorzystała i porzuciła jak zużytą zabawkę, gdy już przestaniesz czerpać korzyści. Nie myśl, że nie będę ci patrzeć na ręce. Przyzwyczaj się, że będziesz miała bacznego obserwatora.
- To i tak ci w niczym nie pomoże. Michał jest mój i będzie słuchał tylko mnie. Nie boję się więc twoich gróźb – mówiła rozzłoszczona. – A poza tym, kto chciałby być z taką ździrą, która puszcza się na prawo i lewo? – syknęła z kpiącym uśmiechem.
Gdyby Błażej mnie nie powstrzymał, rzuciłabym się na nią i wytargała ją za te kudły na środek plaży. Do tego nie wiem, czy bym ją tam zostawiła. Dobrze, że był obok mnie w tej chwili, bo naprawdę, mogłabym ją zadźgać.
- Odwołaj te słowa! – krzyknęłam, wciąż trzymana przez młodego Kubiaka. - W tej chwili!
- Uspokój się, Tosia – poprosił mnie Błażej.
- Uspokoję się, jeśli ona je odwoła! – powiedziałam do niego, mając mord w oczach.
- Niczego nie odwołam, ździro! Co? Prawda w oczy kole, tak? – zaśmiała się.
I chyba ten jej śmiech wyprowadził mnie na tyle z równowagi, że znalazłam w sobie siłę, by wyrwać się z uścisku Błażeja, po czym ją spoliczkować. Kiedyś, przez pewien czas, krótki bo krótki, ale dosyć intensywny, trenowałam boks, więc ciosy to akurat umiem zadawać.
- Jeszcze raz powiesz o mnie coś takiego, a mnie popamiętasz – zagroziłam, wymachując rękoma, odciągana od niej przez Błażeja.
Wyrwałam się jednak z jego uścisku i pokazałam mu, że wszystko w porządku. Wyprostowałam się, otrzepałam, jakbym się nagle czymś zabrudziła, po czym obróciłam się na pięcie i postanowiłam ich wszystkich opuścić z wysoko uniesioną głową.
- Tchórzysz. Tylko to potrafisz – usłyszałam jeszcze jej śmiech za moimi plecami, ale nie działało to na mnie.
Justyna bowiem w tej chwili trzymała się za policzek, który był nieźle zaczerwieniony i z pewnością ją piekł, więc jak mogła mi zagrozić? Poza tym skupiła się teraz na udawaniu pokrzywdzonej, zapewne czekając aż przyjdzie Michał i będzie się mu mogła na mnie poskarżyć. Ale w tej chwili miałam to wszystko gdzieś.
- Tośka, a finał? – zapytał Błażej słabo, widząc, co mam zamiar zrobić.
- Walkower. Aśka lubi Coldplay, więc niech jedzie tam ze Zbyszkiem, należy im się – wzruszyłam ramionami, nie zatrzymując się ani na chwilę.
Chciałam jak najszybciej stamtąd zniknąć. Nie powinnam była się na nią rzucać, wiem to, ale nie mogłam wytrzymać z nerwów. Nie dość, że Justyna chce wykorzystać Michała, a on jest ślepy i tego nie zauważa, to jeszcze blondynka miała czelność zwyzywać mnie od dziwek. A ja sobie nie pozwolę, aby ktokolwiek mnie obrażał. A zwłaszcza ona. Świętoszek się znalazł. Po za tym po tak intensywnych w emocje ostatnich dniach, chyba przestałam trochę panować nad sobą. Dlatego najlepiej będzie dla wszystkich, jak na trochę zejdę im z oczu, bo nie wiem, jak przeżyję jeszcze jedną konfrontację. A ona z pewnością mnie czeka – Justyna teraz na pewno nagada na mnie Michałowi, a on, jako zatroskany o swoją ukochaną chłopak, będzie chciał to wyjaśnić. Ale się jego nie boję się. Miarka się przebrała, naprawdę, mam już wszystko gdzieś.

- O co poszło? – spytał Michał Błażeja, trzymając w ramionach zapłakaną Justynę, skarżącą się na to, że Tośka się na nią rzuciła bez powodu.
Młody nie do końca wiedział, jak ma mu wyjaśnić to, co kilka chwil temu tutaj zaszło. Michał widział tylko cios, jaki Tośka zadała Justynie, ale niczego nie słyszał. Błażej ucieszył się, że Michał ślepo nie wierzy swojej dziewczynie (nie mógł wciąż uwierzyć, że jego brat jest na tyle głupi, aby być z Zarzycką), tylko próbuje się czegoś od niego dowiedzieć. I z wielką chęcią powiedziałby mu prawdę, ale wtedy musiałby wydać uczucia Tośki do niego, a tego nie mógł zrobić, bo obiecał Czarnej, że nie puści pary z ust i danego słowa nie złamie, choćby nie wiem co. Nie chciał jej stracić, czarnowłosa była dla niego naprawdę ważna. Do tego martwił się teraz o nią, ale miał nadzieję, że Aleks ją dogoni i jakoś się nią zajmie, żeby nie zrobiła niczego głupiego.
- Nie wiem, Michał, naprawdę – Błażej próbował się jakoś wykręcić od zeznań. – Staliśmy tutaj w trójkę, nagle Justyna podeszła do nas z jakimiś pretensjami do Tośki, dziewczyny chciały zostać same, więc je zostawiliśmy. Zaczęły się kłócić, Justyna musiała obrazić Tośkę, bo ta rzuciła się na nią i ją spoliczkowała, krzycząc, że nie pozwoli siebie obrażać. Odciągnąłem Czarnaą jakoś od Justyny, a później Tośka sobie poszła.
- A gdzie teraz jest Tosia? – spytał Michał, wciąż głaszcząc po głowie zapłakaną Justynę.
- Aleks za nią pobiegł.
- A co z meczem? – spytał Zbyszek, za co oberwał od Aśki.
- Poddajemy się. I tak pewnie byśmy z wami nie wygrali, a Asia lubi Coldplay, więc wam się te bilety najbardziej się należą – wyjaśnił im Błażej.
- Dlaczego pytasz się o wszystko jego, a nie mnie? – Justyna z żałosną miną nagle zapragnęła wziąć udział w dyskusji. – Jestem twoją dziewczyną, to mi powinieneś wierzyć! Tośka wpadła w jakiś szał, rzuciła się na mnie bez powodu. Już przecież przez cały mecz zagrywała specjalnie we mnie bez jakiegokolwiek powodu – mówiła z przekonaniem, patrząc mu prosto w oczy.
- Tośka nie jest taka, jak ją przedstawiłaś. Znam ją na tyle długo, by wiedzieć, że nie rzuca się na kogoś o byle co. Więc albo mówisz prawdę, albo lepiej się nie odzywaj – warknął na nią Błażej, wyprowadzony z równowagi.
- Młody, spokój! – krzyknął na niego Michał z gromami w oczach. – Justyna jest moją dziewczyną, więc miej do niej szacunek.
- A ty miej szacunek do swojej długoletniej przyjaciółki! – krzyknął urażony.
- Sam nie wiesz, jak było, więc nie broń Tośki tak ślepo, bo na razie wszystko przemawia przeciwko niej – stwierdził Michał.
- Wiesz co? – powiedział Błażej z kpiącym uśmiechem. – Mam dość, mam już tego wszystkiego dość! Nie chcę was już widzieć. Nie dziwię się, że Tośka sobie poszła, pewnie też nie miała zamiaru słuchać waszych bezpodstawnych oskarżeń. Jeśli was to interesuje, to ja nie wierzę Justynie w ani jedno jej słowo, ale ty oczywiście jesteś najmądrzejszy i zrobisz jak uważasz. Wiedz jednak, że obojętnie, co się stanie, będę po stronie Tośki.
- Błażej, spokojnie… - nad sytuacją na boisku próbował jeszcze zapanować Zbyszek. Ale było za późno, padło zbyt wiele raniących słów.
Bartman bowiem przez cały czas przysłuchiwał się im wszystkim z poważną miną, jakby analizując wszystko i domyślając się, o co to całe zamieszanie. Ale też nie mógł niczego powiedzieć, bo Tośka by go za to zabiła.
- Nie mogę być spokojny, gdy Michał nie wierzy osobie, którą zna od tylu lat! – krzyknął jeszcze Błażej, po czym obrócił się na pięcie i poszedł w ślady czarnowłosej, zostawiając zaskoczone towarzystwo daleko za sobą.



________________________

Mam nadzieję, że w ramach przeprosin za dłuższe niż zazwyczaj oczekiwanie na nowy odcinek, przyjmiecie dziewiątkę o trochę większej ilości słów niż standardowo. 
Poza tym, wiecie może, co to oznacza, gdy między godziną 13, a 14 mam 1645 wyświetleń bloga? Bo jak tu teraz weszłam i to zobaczyłam tyle odwiedzin w ciągu JEDNEJ godziny, to się przestraszyłam. Naprawdę, nie wiem, co mam o tym myśleć, może Wy wiecie, co jest grane?
 Wreszcie ruszyły też RATAFIJNE RETROSPEKCJE, zapraszam.

piątek, 3 maja 2013

ósmy tatuaż.



„czuję jak bezgłośnie
wymykasz mi się z rąk”


- Oho, nasza księżniczka się wreszcie obudziła i postanowiła do nas dołączyć – na powitanie zostałam uraczona słowami, jakby żywcem wyjętymi z ust Błażeja, jednak wypowiedzianymi przez roześmianego Zbyszka.
Pokazałam mu język, a ten tylko pokręcił przecząco głową. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, nie mając zamiaru dać mi spokoju, jednak przerwał mu Błażej, który podszedł do mnie i objął mnie opiekuńczo ramieniem.
- Nie czepiaj się jej – powiedział do Bartmana. – Jak się czujesz? – spytał ciszej, abym tylko ja usłyszała jego słowa.
Wyobraź sobie osobę, która się ciebie zawsze czepia. Jesteś do tego przyzwyczajony i nie masz nic przeciwko temu, bo te zaczepki cię nie obrażają w żadnym stopniu. To jest po prostu takie przyjacielskie przekomarzanie się, czasem trochę irytujące, ale w ostateczności nawet zabawne. Aż tu nagle ta sama osoba, która zawsze robiła sobie z ciebie żarty, staje w twojej obronie, mimo że spodziewałeś się, że to właśnie ona ci dogryzie. Wyobraziłeś sobie taką sytuację? Tak? Wiesz już więc, jaką w tej chwili miałam zdezorientowaną minę.
- W porządku – odpowiedziałam niemrawo, a to wszystko przez zaskoczenie jego zachowaniem. Widząc, że Błażej nie bardzo mi wierzy, postanowiłam bardziej przekonującym tonem dodać: - Naprawdę.
- A ten koleś, co teraz z tobą szedł, to był wczoraj z tobą w klubie? – zainteresował się młodszy Kubiak.
- To jest ten, który zniknął po godzinie. I powodem tego była tamta dziewczyna – wskazałam mu brodą na blondynkę, leżącą na leżaku kilka metrów dalej.
Wszyscy podążyli tam wzrokiem.
- E, nic ciekawego – prychnął Błażej, oceniając dziewczynę.
- Wiesz, że dokładnie to samo pomyślałam? – zaśmiałam się, czochrając go po włosach.
- Przestań! – pisnął Młody, poprawiając swoją misternie ułożoną fryzurę. – A to gdzie jest ten twój przystojniak? – zapytał po chwili.
Zrobił to o wiele głośniej niż powinien był zrobić.
- Stoi obok mnie – powiedziałam najpoważniej jak umiałam to zrobić w tej chwili.
- Nie ten przystojniak – zaśmiał się Błażej. – Chodzi mi o tego drugiego, o architekta.
- A, o Aleksa! – wykrzyknęłam, uderzając się w czoło, udając, że nie miałam pojęcia o kim on do mnie wcześniej mówił. – Właśnie orzyguje temu blondynowi łazienkę – roześmiałam się.
- Ktoś tu ma mocną głowę – pochwalił mnie Zbyszek, przysłuchując się naszej rozmowie.
Trudno było tego nie robić, skoro stoimy obok nich, a do tego Młody jakoś swoim tonem głosu nie dbał o zbytnią dyskrecje, jakby chciał, aby ktoś to usłyszał. Ale nie chcę go o nic oskarżać, broń Boże. Tak tylko głośno myślę.
- A jak – wypięłam dumnie pierś przed siebie. – O, budujesz zamek! – krzyknęłam po chwili, zauważając budowlę z piasku stojącą obok naszego legowiska i chcąc to wykorzystać do zmiany tematu. – I to beze mnie? – obraziłam się. A raczej udałam, że się obrażam.
- Zacząłem bez ciebie, ale to są tylko fundamenty. Resztę zrobimy już razem – zapewnił mnie Błażej, orientując się, że już nie mam ochoty na ten temat rozmawiać i pociągnął mnie za rękę w kierunku piaskowej budowli.

Zbyszek jest moim masterem. Zdecydowanie. Wiecie co zrobił? Zabrał ze sobą hamak! Co prawda, podobno całkiem przypadkowo, ale przecież liczy się gest. Nie mam racji? A wyszło to dzięki Aśce, która szukała dzisiaj czegoś w bagażniku ich samochodu i go znalazła zakopanego na spodzie zabranych przez nich pakunków. A ja od razu rozkazałam mu go zawiesić i zarezerwowałam dla siebie miejscówkę. No co, chyba coś mi się od życia należy po takiej intensywnej „budowie”, którą miałam dzisiejszego przedpołudnia? Bo jakieś trzy godziny budowałam z Błażejem naszą fortecę. I mimo że chłopak wciąż podważał moje decyzje i mi przeszkadzał, zamek wyszedł nam cudowny. Chyba najlepsza, jaką zbudowaliśmy w życiu. Bo my niezależnie, gdzie dana plaża się znajduje, bierzemy ze sobą wiaderka i łopatki i budujemy. Taka nasza mała tradycja. Potem przez kolejne półgodziny wszyscy robiliśmy sobie z nią zdjęcia, by ostatecznie twierdzę zniszczyć. A była taka piękna! Obraziłam się za to na chłopaków, bo to oni ją rozwalili, po czym wróciłam zła do domku. Ale tym hamakiem to mnie trochę ubłagali. I teraz będę się wylegiwać przez cały wieczór, mając wszystko gdzieś. A co, kto mi zabroni?
Reszta tymczasem się rozpierzchła. Błażej ze Zbyszkiem poszli na miasto się najeść, bowiem zgodnie stwierdzili, że dzisiejsza obiadokolacja w stołówce była niewystarczająca ich potrzebom. Asia zamknęła się w pokoju i przez Skype rozmawiała ze swoim bratem o jakiś ważnych sprawach. Nie wnikałam w to. A Michał z Justyną poszli na spacer. Ech, ci zakochani. Czasami są strasznie wkurzający, zwłaszcza, jeśli podkochujesz się w jednym z nich…
I tak sobie leżąc, i rozmyślając na temat tego wszystkiego, co się ostatnio działo, doszłam do wniosku, że najwyższy czas przystopować. Dać sobie spokój, bo nie warto czekać na coś, co nie ma prawa się wydarzyć. Michał dał mi wyraźnie do zrozumienia, że nie mam na co liczyć. Czas więc wrócić do dawnej siebie. Zapomnieć. Przestać robić sobie nadzieję. Bo to tylko wyniszcza mnie od środka. Dlatego od dziś Michał już mnie nie obchodzi. Oczywiście, będę się z nim przyjaźnić, tak jak do tej pory on widział relację pomiędzy nami, ale z mojej strony nie będzie już niczego więcej. Wiem, że z początku nie będzie mi łatwo przebywać w jego towarzystwie na takich zasadach, ale ja miałabym nie dać rady?
I postanawiając sobie to, tak po prostu zasnęłam.

Gdy Tośka spała sobie w najlepsze na hamaku, z pobliskiego fast-food wrócili Zbyszek i Błażej. Zadowoleni, bo wreszcie w pełni najedzeni, usiedli na krzesłach przy stoliku przed jednym z zajmowanych przez nich domkiem, otworzyli sobie piwo i z tematów sportowych nagle przeszli na dziewczynę.
- Powiedz mi, jak Tośka znosi to, co się teraz dzieje między Justyną a Michałem? – zainteresował się nagle Zbyszek, upijając kolejny łyk z butelki.
- Sam widzisz, jak. Wczoraj wróciła kompletnie pijana. Dawno jej takiej nie widziałem… – poskarżył się mu Błażej. – Zawsze była rozrywkowa, ale dawno tak bardzo nie zabalowała, jak wczoraj. Ostatnio zdarzyło jej się to bodajże w Warszawie…
- A co w tym złego? – Bartman nie bardzo rozumiał.
- Bo jest to sygnał, że przestaje sobie radzić z rzeczywistością. Gdy nie chce się czymś przejmować, gdy chce o czymś zapomnieć, to właśnie tak się zachowuje – wyjaśnił mu. – A najgorsze jest to, że kompletnie zamknęła się w sobie i nie chce ze mną gadać. Twierdzi, że Michał ją już nie obchodzi, ale przecież nie jestem ślepy, widzę co się dzieje.
- Ty to widzisz, ja to widzę, szkoda tylko, że Michał jest taki ślepy – mruknął Zbyszek. – Uważa się za takiego specjalistę od kobiet, a nie widzi jak Tośka go traktuje. Wiesz, kiedy zorientowałem się, że z jej strony to coś więcej niż przyjaźń, próbowałem go jakoś naprowadzić na ten trop. Bo przecież nie mogę mu powiedzieć wprost, inaczej Tośka mi łeb ukręci, a przed Michałem wszystkiego się wyprze i wyśmieje. I zamiast im pomóc, zepsuję całą sprawę…
- Właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze – potaknął mu Błażej. – Wiele razy już miałem to na końcu języka, jednak musiałem się w niego ugryźć, by nic mu nie powiedzieć. A gdy widzę jak ona się męczy… wiesz, jaka jest. Wszystko dusi w sobie, a przecież dla niej to nie jest łatwa sytuacja.
- Oni oboje się męczą, przecież widać, że Tośka też nie jest Michałowi obojętna, tylko głupi ubzdurał sobie, że to ty będziesz z Czarną i on nie może się w to mieszać – powiedział ze zrezygnowaniem Zbyszek.
- To mnie śmieszy trochę – uśmiechnął się pod nosem Błażej. – Skąd mu się to w ogóle wzięło? Przecież tyle razy mówiłem mu, że Tosia to jest moja siostra, nikt więcej. Ale on wie swoje. Dokładnie jak Tośka.
- Pasują do siebie jak ulał – przytaknął Zibi ze śmiechem. – Wiesz, nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego ona o niego nie walczy? Przecież Michałowi na niej zależy, tylko trzeba mu to uświadomić, a Tośka zachowuje się w stosunku do niego przeróżnie, więc trudno ją rozgryźć.
- Mi cały czas powtarza, że jej żelazną zasadą jest to, aby się za facetem nie uganiać, bo to nie leży w jej kompetencjach – powiedział poważnie Błażej. – Ale ja myślę, że tu chodzi o coś innego.
- O co? – zainteresował się Bartman.
- Ona się boi odrzucenia. Wiesz, Tośka była dla swojego ojca najważniejsza, aż nadszedł moment, w którym się mu po raz pierwszy postawiła. Nagle przestała robić to, co on jej kazał, przestała iść wytyczoną przez niego ścieżką, bo się w tym po prostu nie czuła. I wtedy wszystko się zmieniło, nagle przestała być dla niego ważna – tłumaczył mu. – Rozumiesz?
- Nie do końca… - przyznał Zibi.
- Tośka się do tego nigdy nie przyzna, ale ja wiem, że boi się, iż kolejny raz zostanie odrzucona przez osobę, którą bezgranicznie kocha. Dlatego jawnie nie walczy o Michała – podzielił się z nim swoją tezę. – I jak ją znam, to za chwilę kompletnie da sobie spokój…
- I taką piękną parę szlag jasny trafi – mruknął Zibi, otwierając drugie piwo. – Michał to idiota. Przecież Justyna nie jest dla niego. Znudzi mu się prędzej niż wszyscy myślimy.
- Ty o tym wiesz, ja o tym wiem…
- Aśka o tym wie – dorzucił Zibi.
- Właśnie! Ale mój brat jest przecież najmądrzejszy, nie przegadasz mu – westchnął Błażej. – Wiesz czego się obawiam najbardziej?
Bartman pokręcił przecząco głową.
- Że kiedy zorientuje się, iż to Tosia jest miłością jego życia, może być już za późno – wyjaśnił mu Michał. – Ona już straciła cierpliwość, widzę to wyraźnie.
- Nie możemy do tego dopuścić – zerwał się nagle z miejsca Zbyszek. – Musimy coś zrobić, aby ich połączyć ze sobą.
- Tylko co? – westchnął ze zrezygnowaniem Błażej. – Już tyle razy próbowałem przeróżnych sposobów, ale jak widać nieskutecznie. Jedna uparta, drugi ślepy, co my z nimi mamy? – westchnął, zaczynając drugą butelkę złotego płynu.
- Może Asia coś wymyśli? – mruknął Zibi, ponownie siadając na swoim miejscu.
- Nie ujmując nic naszej trójce, ale do takich spraw najlepsza jest Tośka – powiedział z przekonaniem Błażej.
- Niestety, masz rację – przytaknął Zbyszek, upijając kolejny łyk. – Szkoda tylko, że tym razem Czarna nam nie pomoże…

 Spanie na hamaku jest fajne, o ile ma się normalnych znajomych. Było mi wygodnie, aż do momentu w którym ktoś mnie bezpardonowo stamtąd nie zrzucił. Nie dość, że zostałam brunatnie wyrwana ze snu, przez co nie kontaktowałam ze światem i nie miałam szybkiej reakcji, to jeszcze obiłam sobie kość ogonową. Błażej zarzekał się, że nie zrobił tego specjalnie, że po prostu stracił równowagę, chciał się oprzeć i tak jakoś wyszło. Tylko dlaczego nie wierzę mu w ani jedno jego słowo? Wypił dwa piwa i już by tracił równowagę? Dobre sobie. Gdybym go nie znała, to może i bym w to uwierzyła, ale że go już trochę znam, to wiem, że ma mocniejszą głowę, niż mówi.
Ale nie wyżywałam się na nim w żaden sposób, bo to nie miało najmniejszego sensu. Poza tym, wydawało mi się, że Błażej specjalnie to zrobił, bo chciał mnie zdenerwować, licząc, że wtedy rozwiążę mi się język. Znał mnie, więc wiedział, że w nerwach mówię prawdę. Tym razem jednak nie dałam się mu podejść, tylko go po prostu zignorowałam.
- Wiecie co? – rzucił Zbyszek, gdzieś przed dwudziestą drugą, gdy wszyscy siedzieliśmy na dworze i oganialiśmy się od komarów, nie mając zamiaru iść spać. – Mam ochotę na kiełbasę z ogniska.
A musicie wiedzieć, że jak ktoś coś w naszym towarzystwie powie, to za chwilę wszystkim się ta zachcianka udzieli.
- To może zrobimy jakieś ognisko? – zaproponował Błażej.
- A gdzie ty tu chcesz ognisko palić? – wyśmiałam go.
Wciąż mu nie zapomniałam tego, że kilka godzin temu mnie zrzucił z hamaka, więc każda okazja do jawnego skrytykowania go w tej chwili była dla mnie radością.
- A co, masz lepszy pomysł? – obruszył się od razu.
Och, jak ja kocham się w niego zaczynać!
- No, nie pomyśleliśmy, żeby zabrać grilla ze sobą – stwierdził Michał, wtrącając się do rozmowy, żeby jakoś załagodzić sytuację między nami.
Zna nas oboje doskonale, więc wie, że sobie nie odpuścimy, choćby nie wiem co.
- Ale kto mógł wiedzieć, że Zibi będzie miał takie zachcianki? – zaśmiała się Aśka, głaszcząc go czule po głowie.
- Przecież tu jest kamienny grill – rzuciłam od niechcenia, dopijając piwo. – Trzeba tylko iść i się dowiedzieć, czy nikt sobie niczego na noc nie zaplanował, bo z tego co widzę, to wciąż jest pusty.
- Dlaczego mówisz o tym dopiero teraz? – zdziwił się Błażej.
- Woleliście ponarzekać, to nie chciałam wam przeszkadzać – rzuciłam beztrosko.
- Jesteś genialna! – krzyknął Zbyszek i ucałował mój policzek, także nie chcąc, abym Młodego zrównała z ziemią.
A na to się zanosiło.
- Widzisz, można mnie docenić, a nie od razu rzucać docinkami – pokazałam Błażejowi język.
- Ziomki, posprzeczacie się później – rzuciła Aśka, widząc, że Błażej otwiera już usta, by mi odpowiedzieć. – Teraz Tośka pójdzie się dowiedzieć, czy grill jest wolny, ja i Justyna pójdziemy do spożywczego, Błażej po jakiś węgiel, a Zibi z Miśkiem po alkohol – rozporządziła, jak rasowa przywódczyni.
Nikt się już nie sprzeciwiał, tylko wszyscy skinęli głowami i rozpierzchli się po ośrodku i jego okolicach.

Impreza naprawdę była niezła, mimo że zorganizowana spontanicznie. Ale dlaczego ja się temu dziwię? Jeśli bierze w niej udział moja osoba, nie może być inaczej. Z początku było nas sześcioro, ale z każdą chwilą ilość grillujących się powiększała, mimo że tego nie planowaliśmy. Większość ludzi, zamieszkujących okoliczne domki, zostali przywołani tutaj zapachem pieczonych kiełbasek. Wszyscy dziwili się, że można tu sobie za darmo zrobić grilla. Ba, nikt nie zauważył, że kamienny grill w ogóle tu stoi! Albo ludzie są ślepi, albo ja jestem jakoś dziwnie spostrzegawcza.
Była druga, kiedy powoli ekipa zaczęła się zmniejszać. Wielu już miało dosyć piwa i kiełbasek i to było ewidentnie widać. Ja też postanowiłam się ulotnić, bo pijane towarzystwo nie było dla mnie najlepsze, zwłaszcza, że dzisiaj postanowiłam wrócić do domu kontaktując z rzeczywistością. Nie tak jak wczoraj.
- Tocha – usłyszałam jakiś szept, gdy wychodziłam z placu, na którym zorganizowaliśmy dzisiaj grilla.
Rozejrzałam się dookoła siebie, ale nikogo nie zauważyłam. Było ciemno i ani jednej żywej duszy obok mnie. Tylko w oddali paliły się światła, ale to tam właśnie ludzie jeszcze się bawili. Wzruszyłam więc ramionami i ruszyłam dalej.
- Tocha – nawet nie zdążyłam zrobić dwóch kroków, a ponownie usłyszałam swoje imię. – Tutaj, na dole – dodał owy osobnik po chwili.
Spojrzałam więc w dół. Chwilę mi zajęło, aby w tej ciemności wyostrzyć sobie obraz i zauważyć leżącą tam postać. To był Michał. Ukucnęłam szybko obok niego.
- Co tu robisz? – spytałam.
- Leżę – odpowiedział mi z uśmiechem.
- A dlaczego akurat tutaj? Przecież ktoś ci może zrobić krzywdę – szepnęłam.
- Zmęczyłem się życiem – oznajmił mi poważnie. – Ale to miłe, że tak się o mnie troszczysz.
- Ktoś musi – uśmiechnęłam się.
Wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, aby pomóc mu wstać.
- Nie uniesiesz mnie – powiedział Michał pewny swego, kiedy zauważył mój gest.
- Widać nie znasz jeszcze moich możliwości – zaśmiałam się.
Kubiak chyba miał mi zamiar udowodnić, że się mylę. Co prawda podał mi rękę i pozwolił sobie pomóc, ale nie ułatwiał mi sprawy. Ja też nie byłam najtrzeźwiejsza, a on zamiast mi pomóc, raczej przeszkadzał. I pewnie dlatego skończyło się to na tym, że oboje leżeliśmy w tym prowizorycznym rowie.
- Widzisz, mówiłem – śmiał się Michał w najlepsze.
Jego twarz była w tej chwili zdecydowanie zbyt blisko mnie. Jego oddech owionął moją twarz. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro na nim leżałam. Najgorsze w tym wszystkim było, że moje serce biło jak oszalałe na te wydarzenia. Na całe szczęście, było ciemno, a Michał był pijany, więc mogę liczyć na to, że nie zauważył reakcji mojego ciała na jego obecność.
- Bo mi przeszkodziłeś – dźgnęłam go w bok, starając się zachować naturalny wyraz twarzy, by nie pokazać mu, jak bardzo na mnie działa. – Wstajemy – zarządziłam, próbując podnieść się z niego.
- Ale co, źle ci tu ze mną? – uśmiechnął się cwaniacko, przytrzymując mnie za rękę.
Michał w ogóle mi nie pomagał. Jak ja mam się odkochać, skoro on tak się zachowuje w stosunku do mnie?
- Nie, ale lepiej, żebyśmy się położyli gdzieś indziej, co? – podpuściłam więc go, widząc, że inaczej sobie z nim nie poradzę.
Michał potaknął mi zamaszyście głową i mnie puścił. Po chwili oboje staliśmy już na nogach. A raczej ja stałam, a on opierał się o moje ramie. Ciężko mi się szło z takim obciążeniem, bo przecież Michał do najlżejszych ludzi nie należał. Jakoś się jednak posuwaliśmy do przodu.
- To gdzie cię zaprowadzić? – zapytałam.
Musiałam przerwać milczenie trwające pomiędzy nami, by Kubiak skupił się na myśleniu, a nie na bawieniu moimi włosami. Rozpraszał mnie tym i naprawdę ciężko mi było się skupić na czymkolwiek.
- Nie wiem – odpowiedział mi z rozbrajającą szczerością, przestając się bawić moimi włosami i wpatrując przed siebie.
- Chyba muszę cię odprowadzić do twojej kobiety – westchnęłam. – Choć sama nie wiem, gdzie ona się podziewa – mówiłam bardziej do siebie, niż do niego.
Nie widziałam Justyny dość długo. Kręciła się obok Michała gdzieś do północy, a później zniknęła. Właśnie wtedy, gdy Kubiak przestawał być najtrzeźwiejszą osobą. Myślałam, że się obraziła na niego, iż z dużo pije i poszła do domku, ale w środku było ciemno, a gdy pociągnęłam za klamkę, drzwi ani drgnęły.
- Tosia… - szepnął Michał. – Mogę cię o coś zapytać?
Przytaknęłam, niezbyt zastanawiając się nad tym, bo właśnie po kieszeniach jego spodni szukałam kluczy, by móc go wprowadzić do środka.
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał niezwykle poważnie, jak na swój stan.
- W jakim sensie? – zdziwiłam się, prostując się nagle i patrząc mu w twarz.
Starałam się trzymać swoje nerwy na wodzy i nie pokazywać mu po sobie jakichkolwiek emocji. Może i był pijany, ale znam go już trochę i wiem, że mimo to pamięć następnego dnia ma dobrą. Dlatego lepiej było nie dać mu żadnych powodów do jakichkolwiek podejrzeń.
- Słyszałem, jak dzisiaj Błażej rozmawiał z Zibim, że się zakochałaś – wyjawił mi.
Przeklęte dwie paple! Nie umieją trzymać języka za zębami! Jeszcze trochę, a wszyscy będą wiedzieć, że kocham Michała. Och, chyba będzie trzeba im obciąć języki, bo inaczej nigdy nie mogę być pewna, że dochowają mojej tajemnicy.
- Michał – szepnęłam odrobinę rozdrażniona – to nie jest twoja sprawa.
No właśnie, bo co go to obchodziło? To nie był jego interes. Ma swoje życie i swoją Justynę, więc niech się tym zajmie, a nie mną. Po co on się tak mną przejmuje? Przez to w mojej głowie robi się zbyteczny zamęt. Naprawdę czasem trudno jest go rozgryźć...
- Ale ja cię nie pytam, w kim się zakochałaś, tylko czy jesteś z nim szczęśliwa? – uparcie drążył temat Michał.
- A ty jesteś szczęśliwy? – odbiłam piłeczkę, nie mając zamiaru odpowiadać mu na jego pytanie.
Liczyłam po cichu, że zrezygnuje z tego przesłuchania.
- Zmieniasz temat – stwierdził Michał, na moje nieszczęście nie mając zamiaru ustąpić. – Czyli ten cały Aleks cię nie uszczęśliwia.
- Ale ja nie jestem z Aleksem – zaprzeczyłam pospiesznie. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – zdziwiłam się.
- No przecież to on jest tym twoim przystojniakiem, nie? – niezbyt rozumiał.
- Tak, ale Aleks to tylko taka wakacyjna znajomość, która nie ma prawa przetrwać – zaczęłam. – On mieszka w Warszawie, ja z wami z Żorach, to nie miałoby sensu.
- To… ja już nic nie rozumiem – przyznał się Michał.
- Nie musisz – westchnęłam, przekluczając wreszcie klucz w zamku i wchodząc do środka. – Ja sama tego nie rozumiem – szepnęłam.
- Ej, co jest? – spytał zaskoczony Michał. – Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- To miłe, ale w tej sprawie mi nie pomożesz – powiedziałam, pomagając mu usiąść na łóżku. – Po prostu zakochałam się w facecie, który mnie nie zauważa i muszę nauczyć się z tym żyć. Tyle – dodałam, unikając jego wzroku.
Powiedziałam to tylko dlatego, żeby dał mi spokój. Wiedziałam, że nie ustąpi, jeśli mu czegokolwiek nie zdradzę. Wolałam więc mieć to za sobą. Poza tym był pijany, a to był najlepszy moment na takie wyznania, bo wtedy nie jest aż tak spostrzegawczy jak zawsze.
- To widać, że ten facet na ciebie nie zasługuje, skoro jest tak głupi, że nie dostrzega takiej wspaniałej osoby, jaką jesteś. Nie warto sobie nim zaprzątać głowy – powiedział Michał, łapiąc mnie za rękę i sadzając obok siebie.
Żebyś ty tylko wiedział, o kim właśnie mówisz…
- Masz rację. Ale fajnie, że choć tobie z naszej dwójki się układa – uśmiechnęłam się pod nosem, starając się zabrzmieć jak najbardziej prawdziwie.
- Tosia… - zaczął Michał. – Ja nie wiem…
- Połóż się spać, dobrze? – powiedziałam, całując go w policzek. – Porozmawiamy o tym jutro. Lepiej żebyś wypoczął, bo jutro będziesz miał kaca.
Kubiak mi przytaknął, rezygnując z rozmowy i posłusznie kładąc się do łóżka.
- A nie mogłabyś tu zostać? – zapytał, widząc, że chcę wyjść.
- Poszukam Justyny i powiem jej, ze tu jesteś – obiecałam mu jeszcze, po czym zgasiłam światło i wyszłam z domku.
A wtedy mogłam płakać do woli, nie narażając się na kłopotliwe pytania z niczyjej strony.


____________________________________
Naprawdę miło mi się czyta Wasze komentarze, a fakt, że jest Was coraz więcej niezwykle mnie cieszy. Poza tym fajnie się czuję ze świadomością, że nie potraficie Michała rozgryźć, bo właśnie taki miałam cel. A więc oznacza to, że jednak nie piszę aż tak źle, skoro  w jakiś sposób potrafię realizować swoje założenie.