niedziela, 24 marca 2013

czwarty tatuaż.



„Łączy nas wiele spraw, jeszcze więcej dzieli.
Być blisko siebie i wciąż nie tak jak byśmy chcieli.
Dziś kręcimy się jak w karuzeli.”


Coś szturchało mnie w lewe kolano i nie chciało przestać, mimo moich usilnych prób (czytaj: machania ręką w celu odgonienia tego czegoś od siebie). Chcąc nie chcąc, zostałam zmuszona do otworzenia oczu, co zrobiłam z niemałym ociąganiem. A wtedy okazało się, że tym „czymś” był Błażej. No tak, mogłam się tego spodziewać, bo tylko on nie boi się moich groźnych min, które posyłam ludziom zaraz po przebudzeniu. Widocznie chłopak ma jakieś zapędy samobójcze, bo nie dość, że mnie obudził, to jeszcze w tej chwili spogląda na mnie z politowaniem. A ja nie pamiętam nawet, kiedy zasnęłam…
- Oho, nasza księżniczka się wreszcie obudziła – mruknął z przekąsem młodszy z Kubiaków, widząc, że w końcu odpowiedziałam na jego próby wybudzenia mnie ze snu i otworzyłam oczy.
Zignorowałam jednak jego sarkastyczną uwagę pod moim adresem. A zrobiłam to tylko i wyłącznie dla jego dobra.
- Jesteśmy na miejscu – natomiast Michał poinformował mnie o tym fakcie normalnym tonem głosu, bez jakichkolwiek przytyków, jednocześnie otwierając przede mną drzwi, bym mogła wysiąść z samochodu.
Ten to przynajmniej potrafi odpowiednio zachować się w stosunku do kobiety. Podziękowałam mu za to niemrawym uśmiechem, po czym z gracją kilkutonowej słonicy wygramoliłam się z tylnego siedzenia samochodu. A wtedy doszłam do wniosku, że znowu nasz szalony plan udało się nam wcielić w życie. Byliśmy nad morzem. I mimo że morza nie widziałam, to czułam, że gdzieś tu jest w pobliżu. W tej chwili jednak stałam na zielonej trawie pomiędzy domkami letniskowymi. Pewnie w jednym z nich przyjdzie mi mieszkać przez najbliższy tydzień. Michał i Błażej tymczasem wyciągali nasze walizki z bagażnika samochodu, a Justyna, tak jak ja, rozglądała się, by lepiej przyjrzeć się okolicy.
Zaraz, zaraz… Justyna? A co ona tu robi? Znaczy wiem, że miała tu z nami przyjechać, tylko że pociągiem, a nie samochodem, a my później mieliśmy odebrać ją ze stacji. Jak to się więc stało, że ona jest już tu i teraz z nami? I co ważniejsze, kiedy? Widać musiałam spać naprawdę twardym snem, ponieważ kompletnie nie przypominam sobie, abyśmy gdzieś się zatrzymywali po drodze i aby ktoś siadał obok mnie na tylnym siedzeniu auta. Boże, powinnam być ostrożniejsza. Kiedyś mnie we śnie wyniosą, a ja się w tym nie zorientuję, zobaczycie.
Ale nie mogłam się nad tym dłużej zastanawiać, bo ktoś porwał moją szczuplutką osobę w swoje ramiona i zgniatał moje kości w swoich bicepsach z niezwykłą siłą, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Maleńka, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem – usłyszałam.
- Jeżeli tęsknotę wyrażasz w sile, z jaką gnieciesz mi kości, to uwierz mi, wiem – odpowiedziałam Zbyszkowi, a tak właściwie to wyszeptałam, bo powoli brakowało mi tchu.
Bartman jednak usłyszał moje słowa, bo zaraz po nich postawił mnie z powrotem na ziemi i wyswobodził moją osobę ze swoich ramion.
- Wybacz, zapomniałem już, jaką chudziną jesteś – zaśmiał się.
Pokręciłam głową z dezaprobatą i nie skomentowałam tego. Wolałam przywitać się z Asią, niż wdawać się z nim w bezsensowne dyskusje.
- Fajnie, że już jesteście – powiedziała blondynka z nikłym uśmiechem. – Zibi, to może daj im już klucze do ich domków, niech się rozpakują i odświeżą – szepnęła w stronę Bartmana.
- A tak, jasne – Zbyszek od razu zaczął grzebać w kieszeniach swoich spodni. Po chwili wyciągnął z nich dwie pary kluczy i zamachał nimi w powietrzu. – Domki są dwuosobowe. Jak się podzielicie, to już wasza sprawa, my nie mamy zamiaru brać w tym udziału – zapowiedział, wręczając mi klucze i pokazując, który klucz jest od którego domku.
- A dlaczego dajesz je mnie? – spytałam, spoglądając na niego wielkimi oczami, nie rozumiejąc w ogóle jego postępowania.
Wciąż bowiem nie do końca byłam rozbudzona, dlatego z taką trudnością przychodziło mi kojarzenie faktów.
- Bo wiem, że tylko ty z tej grupy potrafisz rozdzielić miejsca sprawiedliwie – odpowiedział mi, po czym złapał Asię za rękę, drugą pomachał mi przed nosem i sobie poszedł, jak gdyby nigdy nic.
No świetnie. Zostawili mnie z problemem. Wszystko spada na mnie, jak zawsze. Z ciężkim westchnieniem obróciłam się na pięcie, a tam pozostała trójka naszej grupy wypoczynkowej stała przy walizkach i spoglądała na mnie i na klucze, które trzymałam w swoich dłoniach, czekając na moją decyzję. I co ja mam teraz zrobić? Jak ja mam ich podzielić, aby nikt na tym nie ucierpiał?
- No cóż – zaczęłam niepewnie, spoglądając po wszystkich – musimy jakoś to podzielić, żebyśmy się przez ten tydzień nie pozabijali. Najlepiej by było, abym ja była w pokoju z Justyną, a Błażej z Michałem, ale doskonale wiemy, że chłopaki nie wytrzymają ze sobą dwóch dni bez rodzinnej sprzeczki – westchnęłam, a reszta chyba się zgodziła z moją opinią. Przynajmniej tak mi się w tej chwili wydawało.
I kiedy tylko to powiedziałam, wiedziałam już, kto będzie najbardziej pokrzywdzony w podziale domków i nie podobało mi się to ani trochę. Czasami jednak mam w sobie zbyt małe pokłady egoizmu.
- Mi jest szczerze obojętne, z kim będę w pokoju – niczym niezrażona ciągnęłam dalej – ale z doświadczenia wiem, że Błażej i Justyna długo w spokoju ze sobą nie wytrzymają, dlatego… ten najbardziej kłótliwy pomieszka ze mną, a wy – spojrzałam na Michała i Justynę – macie jeden domek dla siebie. Pasuje wam taki układ? – spytałam na zakończenie.
Michał przytaknął obojętnie. Roześmiana Justyna ledwo co powstrzymała się przed zaklaskaniem w dłonie z radości. A Błażej… stał naburmuszony i patrzył na mnie wilkiem. Trochę go nie rozumiałam, bo wydawało mi się, że powinien się cieszyć, iż nie skazałam go na tydzień męczarni w pokoju z Justyną. Ale młodszego z Kubiaków zazwyczaj trudno jest zrozumieć, dlatego się tym w ogóle nie przejęłam. W końcu to ja tu teraz dowodziłam i trzeba było mnie słuchać, czy się to komuś podobało, czy nie. Choć po cichu liczyłam na to, że może ktoś się sprzeciwi mojej decyzji, ale jak zwykle się przeliczyłam.
Umiesz liczyć? Licz na siebie. Tosiu, nie zapominaj o tym.
Nie widząc więc żadnych protestów, zażaleń, czy innych przeciwwskazań, rozdzieliłam klucze pomiędzy nich i ruszyłam w stronę naszego domku, zostawiając wszystkich za sobą. Miałam nadzieję, że skoro Michał zaoferował Justynie swoją pomoc w przeniesieniu bagaży, to Błażej weźmie przykład (choć raz) ze swojego starszego brata i z własnej i nieprzymuszonej woli przytaszczy moją walizkę ze sobą. W końcu mógłby mi się jakoś odwdzięczyć za to, że go tak ładnie spakowałam (przy znikomej pomocy Michała, oczywiście).
Zaraz po wejściu do naszego domku, rozsiadłam się na łóżku, dość wygodnym i omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Lodówka, telewizor, szafa, dwa stoliki nocne, dwa łóżka i małe okienko. A za drzwiami łazienka. Prysznic, toaleta, umywalka, lustro. Nie mam prawa narzekać, bo mogło być gorzej.
- Czyś ty zgłupiała? – usłyszałam po chwili zaraz po huku upuszczanych walizek na drewnianą podłogę.
Jak widać, ktoś jednak miał powody, by sobie ponarzekać. I by porzucać walizkami.
- Nie rozumiem – spojrzałam na Błażeja ze spokojem, przyzwyczajona do jego humorków.
Bo z nim to czasami jest gorzej niż z babą w ciąży. Wiem to z doświadczenia.
- Nie rozumiesz? – prychnął. – To ja ci to z chęcią wyjaśnię. Właśnie pomogłaś tej lisicy w omotaniu mojego brata. Gratuluję.
- Michał nie jest dzieckiem i swój rozum ma – odpowiedziałam jeszcze ze spokojem, mimo że sama nie do końca wierzyłam w słuszność swoich słów.
Kubiak może i jest dorosłym, i inteligentnym, i odpowiedzialnym facetem, ale jeśli chodzi o dobór swoich życiowych partnerek, to ma tendencję do wpuszczania samego siebie na minę. A już nie raz w przeszłości wyszło, że saper jest z niego marny.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz.
- Wierzę w to, czy nie wierzę, to jest teraz najmniej istotne – machnęłam na to ręką. – Skoro jesteś taki mądry, to powiedz mi, co miałam zrobić w tej sytuacji? – spytałam, unosząc brew nad prawym okiem.
- Zamieszkać z Michałem – odpowiedział mi Błażej święcie przekonany o słuszności swojego stwierdzenia. – Nie rozumiem, dlaczego to ci nie przyszło do głowy. Przecież w twojej sytuacji to jest oczywiste!
- Ach, i teraz będziesz mi to wypominał, tak? – prychnęłam. – Myślisz, że o tym nie pomyślałam? Z bólem serca musiałam jednak zrezygnować z tego pomysłu.
- A dlaczego? – teraz to on nie bardzo rozumiał.
- Otóż przez jaśnie pana, który z nikim niż z samym sobą nie potrafi się dogadać – wypomniałam mu.
Mówcie co chcecie, ale najlepszą obroną na świecie jest atak. To już zostało sprawdzone na przełomie wieków.
- Skoro jestem takim padalcem, to dlaczego zawsze do mnie przychodzisz, aby się wypłakać? – zironizował.
- To jest cios poniżej pasa – ostrzegłam go.
- Nie, to jest prawda. Najpierw przychodzisz i narzekasz, że Michał cię nie dostrzega i że jesteś przez to taka nieszczęśliwa, a potem sama pakujesz go w ramiona innej.
- Skoro przestała ci się podobać rola mojego pocieszyciela, to wiedz, że już nigdy więcej nie będę płakać ci w rękaw – zapowiedziałam mu to, mierząc go spojrzeniem bazyliszka.
- I bardzo dobrze! – usłyszałam jeszcze za sobą, zanim trzasnęłam drzwiami.
Mogłam wszystko zrozumieć. Naprawdę. Nie dziwi mnie jego reakcja, zwłaszcza, że wie coś, czego inni nie wiedzą, bądź zdają się nie dostrzegać. A mianowicie, jakie plany wobec Michała ma Justyna i co ja tak naprawdę czuję do starszego z Kubiaków. Ale zdecydowanie przesadził postawieniem siebie w roli pokrzywdzonego w tej sytuacji. Jeżeli tak bardzo przeszkadza mu moje gadanie, to trzeba było mi o tym powiedzieć, a nie zapewniać, że mnie wysłucha, że jest do mojej dyspozycji, że jest moim przyjacielem i że zawsze mogę na niego liczyć.
Z całej siły kopnęłam kamyk na żwirowej drodze. Musiałam ochłonąć, dlatego postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Jak na nadmorską miejscowość w okresie letnim, zbyt dużo turystów to tutaj nie chodziło. I bardzo dobrze, bo jak ostatnio byłam na Bałtykiem, a dokładniej to w Mielnie, to nie można się było nigdzie ruszyć, tyle ludzi kręciło się wokół. A ilu Niemców! Głowa mała. A ja nigdy nie przepadałam za tłumami, bo zawsze można się wśród nich zgubić, do czego miałam niesamowitą tendencję.
- Co jest, Mała? – usłyszałam nagle nad swoim prawym uchem, przez co złapałam się za klatkę piersiową z przestrachu. – Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć.
- Co ty tu robisz? – zapytałam Zbyszka, próbując unormować akcję serca i po cichu licząc, że nie będzie mnie maltretował, dlaczego mam w tej chwili taki zły humor.
- Widziałem, jak wściekła trzasnęłaś drzwiami domku twojego i Błażeja, po czym poszłaś w nieznanym kierunku. Nie chciałem, abyś się gdzieś zgubiła – odpowiedział mi.
- Od kiedy ty tak o mnie dbasz? – zapytałam z nieśmiałym uśmiechem, patrząc na niego podejrzliwie.
Wiecie, przezorny zawsze ubezpieczony. A nie wiadomo, czy Zbyszek czegoś ode mnie nie chce, skoro jest w tej chwili dla mnie taki miły.
- No co ty, już zapomniałaś? – oburzył się Bartman. – Ja zawsze o ciebie dbałem, wciąż dbam i dbać będę. A więc, co znowu Młody powiedział, bądź zrobił, że cię tym tak wkurzył? – zainteresował się siatkarz.
- Nieważne – machnęłam na to ręką. – Poradzę sobie z tym sama.
- Oj, Tośka, Tośka… jak ty mnie nie doceniasz – zaśmiał się Bartman, jednak nie skończył rozpoczętego przez siebie wątku. – Nie chcesz mówić, to nie mów, ale pozwól, że ci potowarzyszę. Wspólne poznawanie okolicy jest dużo lepsze niż to samotne, nawet jeśli spaceruje się w milczeniu – podzielił się ze mną swoimi refleksjami.
- Jak tam sobie chcesz – mruknęłam, nie mając ochoty na sprzeczki, bo co za dużo to nie zdrowo. A poza tym wiedziałam, że nie mam z nim jakichkolwiek szans, bo gdy się uprze, to jemu się nie przegada. – Tylko nie rozumiem, dlaczego chcesz spacerować ze mną, a nie z Asią.
Zbyszek się zamyślił, kiedy tylko usłyszał moje stwierdzenie.
- A bo się trochę posprzeczaliśmy… - przyznał po chwili.
- Coś widzę, że te wakacje niedobrze się dla nas zaczynają… – mruknęłam. – To o co poszło? – zainteresowałam się.
- Nie chcę ci dokładać problemów – Zibi jakoś próbował się wymigać.
Ale ja byłam bardzo do niego podobna. Jak się uprę, to mi się nie przegada. I choćby nie chciał mi nic powiedzieć, to i tak to z niego wyciągnę. Choćby siłą.
- Właśnie mów. Odciągnij mnie od problemów.
Zbyszek przyjrzał mi się przez chwilę, po czym westchnął ze zrezygnowaniem.
- Pokłóciliśmy się o ciebie – odpowiedział mi z wahaniem.
Gdybym coś piła w tym momencie, to na pewno bym się zachłysnęła. Ale że niczego nie piłam, to nie mogłam tego zrobić. Za to zatrzymałam się gwałtownie na środku chodnika, przez co osoby idące za mną, wpadły na nas. Kiedy tylko już przeprosiłam przechodniów za swoją nieuwagę, mogłam wreszcie spojrzeć wielkimi oczami na Zbyszka, by wyrazić tym swoje zdziwienie.
- O mnie? – spytałam, jakbym go nie zrozumiała.
- No… tak. Bo Asia jest o ciebie zazdrosna – wyjaśnił mi Zibi, oglądając w tym momencie swoje buty z wielką uwagą.
- Przecież to nonsens! – krzyknęłam oburzona.
- Ty to wiesz i ja to wiem, ale Asia niekoniecznie.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć na te słowa. Czułam jednak, że nie mogę tego tak zostawić, że coś powinnam zrobić. Nie chciałam być powodem rozstania tak dobranej pary, bo musicie wiedzieć, że Asia i Zbyszek naprawdę do siebie pasują. Bartman nigdy w życiu nie znajdzie takiej kobiety, która by z nim, z jego pomysłami i humorami wytrzymywała tak dobrze jak Asia. Zwłaszcza, że to był powód wyssany z palca.
I nagle wpadłam na genialny plan. Już wiedziałam, co zrobimy, w jaki sposób uświadomimy Aśce, że nie ma powodów, aby być o mnie zazdrosną. Boże, w ogóle jak to brzmi? Zazdrosna? O mnie? No śmiech na sali!
- Oho, po twojej minie widzę, że masz już jakiś pomysł – w moim rozmyślaniu przerwał mi Bartman.
- No pewnie, że mam. Ja bym miała nie mieć? – zaśmiałam się. – Zobaczysz, damy Aśce nauczkę. Już nigdy więcej nie będzie o mnie zazdrosna.
- Wiesz, że cię uwielbiam? – zapytał Bartman, a ja pokiwałam głową z uśmiechem. – No to jaki jest plan? – zainteresował się.
Skoro był zainteresowany, to mu go zdradziłam. A on na niego przystał bez zbędnego przekonywania go o jego słuszności. Bo ufał mi, że wiem co robię. A potem spacerowaliśmy sobie po okolicy aż do zachodu słońca.



_________________________

Ostatnio mi się nudziło, więc zamiast usiąść i rysować techniczne rysunki na grafikę inżynierską, ja usiadłam i zaczęłam bawić się w grafika, ale komputerowego. Stąd nowy wygląd bloga. Może być? Mnie osobiście bardziej się podoba od poprzedniego, ale w swoich opiniach nie musicie sugerować się moją odpowiedzią. Wręcz nie powinniście.
Ściskam was serdecznie.

środa, 13 marca 2013

trzeci tatuaż.



Radio's on and you're by my side,
Feels something like summertime
Just like summer time
Sum-sum-summertime


I tak oto późnym popołudniem walizki Michała wylądowały w bagażniku samochodu Błażeja, a kluczyki do jego stacyjki dzierżyłam w dłoniach zaskoczona moja skromna osoba. Wręczył mi je bardziej utytułowany z dwojga obecnych tu siatkarzy i to na oczach swojego młodszego brata, który zachwyconej miny z tego faktu raczej nie miał, ale niczego nie powiedział. A spróbowałby tylko w jakikolwiek sposób się temu przeciwstawić! Już ja bym się z nim w domu policzyła. Ale na szczęście, Błażej swój komentarz pozostawił tylko dla siebie. Pożegnaliśmy się więc z rodzicami chłopaków, zapewniając ich, że pojedziemy ostrożnie i niedługo znów ich odwiedzimy (tak, oboje!), po czym wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę naszego aktualnego domu, czyli Żor. Przez większą część podróży w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy, za wyjątkiem kilku standardowych tematów, typu pogoda i samopoczucie. Nie wiedziałam zbytnio jaki temat powinnam poruszyć, ponieważ bałam się, że niechcący coś chlapnę na temat Londynu, a nie byłam pewna jak siatkarz na taką wzmiankę zareaguje. Michał był dosyć porywczą osobą, choć może bardziej ujawnia się to na boisku, to i czasem w codziennym życiu robił coś pod wpływem emocji, zazwyczaj tych negatywnych. A nie chciałabym na przykład być wyrzucona z auta na środku drogi powrotnej do domu, bo nie znałam tej okolicy i nie wiedziałabym, jak wrócić... Nic jednak na taki obrót sprawy nie wskazywało, ponieważ Michał wydawał się być niezwykle zrelaksowany – mruczał coś sobie pod nosem, prawdopodobnie śpiewał wraz z radiem. Ja więc skupiłam się na drodze, aby nam czegoś nie zrobić albo, co gorsza z punktu widzenia Błażeja, w jakiś sposób nie uszkodzić jego ukochanego samochodu.
- Możesz mi wyjaśnić jedną rzecz? – spytałam, przerywając ciszę pomiędzy nami.
Przez cały czas trwania podróży zastanawiałam się nad czymś, ale w ogóle nie podejmowałam tego tematu. Dopiero, gdy w połowie drogi zatrzymaliśmy się w jakieś przydrożnej knajpie, nawet nie wiem w jakiej to było miejscowości, na coś do jedzenia i krótki odpoczynek, postanowiłam przerwać milczenie między nami.
- No dawaj – Michał uśmiechnął się do mnie zachęcająco, otwierając przede mną drzwi od knajpy.
- Dlaczego nie boisz się jak prowadzę? – spytałam, przekrzywiając głowę. Tak już mam, gdy coś mnie dziwi lub zastanawia. – Błażej zawsze umiera ze strachu przed tym.
- Ech, mój brat odkąd pamiętam, ma tendencję do dramatyzowania – lekceważąco machnął ręką Michał, siadając przy stoliku. – A poza tym, jeździłem i to nie raz z gorszymi kierowcami od ciebie.
- Czyli uważasz że jestem złym kierowca? – zjeżyłam się, jak zawsze, gdy ktoś coś takiego insynuuje pod moim adresem.
- Nie, po prostu bardzo lubisz adrenalinę i masz cholernie ciężką nogę. Ale w porównaniu na przykład do Zbyszka, prowadzisz bardzo pewnie, gdy auto jedzie ponad 100 na godzinę – pochwalił mnie.
- Powinnam to uznać za komplement? – spytałam, co Michał potwierdził skinieniem głowy. – W takim razie, bardzo dziękuję.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się, przeglądając z uwagą menu. – Poza tym jak na dawcę organów jesteś całkiem rozważna.
- Wiesz, że nie lubię tego określenia? – mruknęłam zdegustowana.
- Wiem, wiem. Tak tylko postanowiłem cię trochę podenerwować, motocyklistko nasza – oznajmił rozbrajająco, po czym złożył nasze zamówienie. – A właśnie, młoda, mam coś dla ciebie – nagle mu się o czymś przypomniało. Pogrzebał chwilę po kieszeniach swoich spodni, aby wyciągnąć na stół breloczek przedstawiający małą, czerwoną budkę telefoniczną, z jakich słynie Londyn. – Obiecałem ci przecież, że ci ją przywiozę. Co prawda miała być to prawdziwa budka, ale... no cóż, miałem za mało czasu, aby ją w jakiś sposób stamtąd ukraść i opracować plan przemycenia do kraju, więc... musisz zadowolić się tym – zakończył, podsuwając mi pod nos owy breloczek.
Wzięłam ten prezent do ręki i obejrzałam go ze wszystkich stron z nieodgadnioną miną.
- Jeśli muszę – mruknęłam, udając, że nie jestem tym jakoś specjalnie zachwycona. Widząc jednak naburmuszoną minę Michała, roześmiałam się na głos. – Nie no, jest śliczna. Dziękuję – ucałowałam go w policzek, a żeby to zrobić, musiałam się wyciągnąć przez całą szerokość stolika, przy którym siedzieliśmy.
- Tak lepiej – odrzekł zadowolony siatkarz.
Po chwili przyniesiono nam nasze zamówienie. Kiedy najedliśmy się i trochę odpoczęliśmy przy rozmowie na byle jakie tematy, postanowiliśmy udać się w dalszą podróż. Tym razem to Michał zasiadł za kółkiem, abym to ja mogła odpocząć.
- Miałabyś może ochotę jutro pojechać ze mną nad morze na kilka dni? – spytał mnie ni stąd ni zowąd Michał, przerywając ciszę.
Czy Michał właśnie powiedział „ze mną”? A może ja się tylko przesłyszałam? A nawet jeśli tak było to… co to może oznaczać?  I gdzie miałabym z nim jechać? I dlaczego mi to zaproponował?
- Jak to… z tobą? – próbowałam więc w jakiś delikatny sposób ustalić fakty, kiedy już wyszłam z pierwszego szoku.
- Zbyszek z Aśką jadą w piątek na tydzień nad polskie morze, do jakieś małej miejscowości. Nie pamiętam nazwy, ale wiem, że nie jest zbyt oblegana przez turystów – mruknął siatkarz, drapiąc się po głowie. – I zapytał się mi, czy nie mielibyśmy ochoty pojechać z nimi. W sensie ja, ty, Błażej i może Justyna? – zamyślił się.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł... – próbowałam się jakoś wymigać, tylko jeszcze nie wiedziałam jak.
Bo jeśli mam być szczera, to nie bardzo uśmiechał mi się ten pomysł.
- Przestań, należy ci się trochę odpoczynku – zamruczał Michał.
- A nie sądzisz, że Zibi i Asia chcieliby mieć trochę prywatności? Pobyć trochę w samotności po tym ciężkim okresie przygotowawczym do turnieju? – zapytałam.
- Gdyby chcieli, to chyba by mi tego nie proponowali – powiedział Kubiak, jakby to było oczywiste.
- Nie proponowali? Sam mówiłeś, że to Zibi ci to powiedział, a wiesz, jaki jest Bartman – przypomniałam mu. – Chlapnie coś, a Aśka potem będzie na niego zła, że nie zapytał się jej o zdanie, no i na nas, że się zgodziliśmy.
- Nie będzie – zaprzeczył. – Aśka wie o tym i nie ma nic przeciwko.
- Skoro tak mówisz… - szepnęłam niezbyt przekonana.
- To co? Pojedziesz? – zapytał z nadzieją Kubiak. – Należy ci się urlop po całym roku zapieprzania na niezłych obrotach – spojrzał na mnie błagalnie.
- Jeśli dostanę wolne, to... pojadę – dałam się mu ubłagać.
Dlaczego on na mnie tak działa, że nie umiem mu odmówić, mimo że powinnam to zrobić?
- Super! Już ja ci się o to wolne postaram – obiecał mi Michał.
Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć na tą obietnicę. A znając Michała, to na pewno ją dotrzyma.
- A tak właściwie, to dlaczego wracamy do Żor? – zapytałam.
- Musimy się przecież spakować – siatkarz odpowiedział mi to takim tonem, którego używa do wypowiadania oczywistości. A przecież idiotką nie jestem!
- Gdybyś wcześniej o tym pomyślał, to byśmy cię spakowali i zabrali ciuchy ze sobą do Wałcza – odpowiedziałam zdegustowana.
- Pewnie tak, ale co to na nas dwukrotnie pokonać wzdłuż Polskę w ciągu dwóch dni? – zapytał z nikłym uśmiechem.
Nie miałam już żadnych argumentów na niego i jego pozytywne podejście do życia. Rozbroił mnie. I w takiej miłej atmosferze dojechaliśmy do Żor.


*


Jesteśmy szaleni. A jeśli nie, to przynajmniej niezbyt normalni. Ale to wiemy już nie od dziś. Bo żeby jednego dnia wrócić do domu i to naprawdę późnym wieczorem, a następnego dnia wczesnym rankiem wyjechać w drogę powrotną? Ale nasza szalona paczka była do tego zdolna. Już nie raz wywijaliśmy taki numer. Wczoraj przed północą, zaraz po wejściu do swojego mieszkania, Michał wyrzucił wszystko ze swojej walizki, którą przywiózł z reprezentacji, na środek salonu i zaczął pakować drugą, którą zabierze ze sobą na wakacje nad morze. Ja siebie też spakowałam. Zjedliśmy wspólnie kolację i poszliśmy spać, by wstać wcześnie rano dnia następnego i spakować Błażeja (ciekawe, czy będzie zadowolony z zestawu ciuchów, który mu wybraliśmy? bo znając jego tendencję do kręcenia nosem na wszystko, to nie jestem do tego jakoś przekonana…). Później wpakowaliśmy wszystkie walizki do bagażnika samochodu i ruszyć w drogę nad morze, zahaczając jeszcze o Katowice, aby wyprosić dla mnie wolne od mojej szefowej. Michał solennie mnie zapewnił, że się o to wystara i… słowa swojego dotrzymał. Choć szczerze mówiąc, nie musiał się zbytnio wysilać, bo moja szefowa nie miała nic przeciwko, gdy tylko wspomniałam, że chciałabym wziąć wolne. Dawno w końcu urlopu nie miałam… Dostałam więc cały tydzień bez jakichkolwiek zobowiązań i ten czas miałam zamiar wykorzystać na taplaniu się w Bałtyku i wygrzewaniu w słońcu.
- Dzwoniłeś do Justyny? – spytałam Michała, kiedy tylko wyruszyliśmy z Katowic.
Tym razem to on prowadził i to swój samochód. Błażeja auto zostało w garażu w Żorach, ponieważ było zdecydowanie mniejsze od samochodu Michała. W prowadzeniu mieliśmy się zmienić w połowie drogi do Wałcza, a tam dołączy do nas Błażej i to on wtedy zasiądzie za kierownicą. Wszystko było zaplanowane tak, aby nikt się nie przemęczył i abyśmy bez specjalnie długich przerw dojechali nad Bałtyk.
- Dzwoniłem – mruknął pod nosem Michał, skupiony na drodze.
- I co? Pisze się na tą naszą szaloną wyprawę? – spytałam roześmiana.
Starałam się zabrzmieć najbardziej naturalnie i zatuszować jakoś swoją niechęć do pomysłu zabrania Justyny z nami. Miałam nadzieję, że Michał mi odpowie, iż Justyna nie może, że nie wiem… musi stawić się w przedszkolu i pracować? O, to jest dobry powód dla jej nieobecności. Niestety, musiałam się jednak zawieźć...
- Tak, przyjedzie pociągiem. Da znać, o której będzie w Koszalinie i odbierzemy ją ze stacji – poinformował mnie Michał.
- Dostała wolne w pracy? – zdziwiłam się.
- Nie, Justyna już nie pracuje – mówił dalej, patrząc przed siebie na drogę. - Jest coraz mniej dzieci i musieli zamknąć niektóre oddziały, przy okazji redukując etaty. No i padło na nią.
- To smutne – szepnęłam, patrząc tępo w szybę boczną i w krajobraz za nią.
Jeśli mam być szczera, to coraz mniej cieszyłam się na te wakacje. Coś mi mówiło, że przez te dni Justyna nieźle namiesza między nami, a moja intuicja zazwyczaj dobrze mi podpowiadała. Nie byłam zachwycona już w momencie, w którym Michał oznajmił mi, że ma zamiar zaproponować jej dołączenie do nas nad morzem, ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Zawsze bardzo denerwowało go to, że jestem do blondynki tak negatywnie nastawiona, a ja nie miałam jakoś specjalnie ochoty go denerwować. Tylko co ja poradzę na to, że jej nie ufam? Taką już osobą jestem i tego nie zmienię, a Michał znał mnie już dość długo i doskonale powinien to wiedzieć. A ja naprawdę miałam powody do tej nieufności. Przecież Justyna do momentu, w którym nie wiedziała, że znam dwóch siatkarzy grających jeszcze wtedy w Politechnice Warszawskiej, nie miała zamiaru się ze mną „zaprzyjaźnić”. A później nagle zmieniła swoje nastawienie do mnie i w każdej z możliwych sytuacji próbowała się do mnie zbliżyć. A przy okazji i do chłopaków. Czułam, że coś się za tym kryje, a gdy tylko Justyna zaczęła interesować się Zbyszkiem, już wiedziałam, o co jej chodzi. Chciała się wybić, tylko i wyłącznie o to jej chodziło. Nie raz mi się skarżyła, że nie jest zachwycona ze swojej codzienności i że jej celem jest życie w luksusie. A będąc żoną popularnego i odnoszącego sukcesy siatkarza, mogłaby to osiągnąć. Zbyszek jednak nigdy jakoś specjalnie nie zwracał na Justynę uwagę. Zawsze tłumaczył to swoją niechęcią do blondynek, co jak teraz wiemy, życie zweryfikowało, w końcu Asia jest piękną i inteligentną blondynką. Ale wracając do tematu, kiedy tylko Justyna zorientowała się, że nic u Bartmana nie wskóra, zaczęła interesować się Michałem, co mnie bardzo denerwowało. Ale Michał nic sobie z tego nie robił, wciąż powtarzał mi, że nie mam podstaw do takich oskarżeń pod jej adresem. Nawet fakt, że przekonałam do swojej racji Zbyszka i Błażeja, niczego nie zmieniło. On zawsze był uparty i zanim sam się o czymś nie przekona, to w to nie uwierzy. Dlatego tak bardzo cieszyłam się, że wyprowadziliśmy się z Warszawy i w pewien sposób odcięliśmy się od niej. Byłam zdecydowanie spokojniejsza, bo odległość nas dzieląca nie pomagała jej w osiągnięciu swojego celu. A tu ona znowu wraca… Jak bumerang, normalnie. Miałam tylko nadzieję, że Michał jest racjonalny i nie podda się jej wpływowi. Choć coś w jego nastawieniu do dziewczyny mnie niepokoiło, a jak już wspomniałam, intuicje mam niezłą, to miałam powody do niepokoju. Oby tylko było to wyolbrzymianie tematu, a te wakacje okazały się być jednak w stu procentach udane.



_________________________

Habemus nowy rozdział! Nie wiem, czy cieszycie się z niego tak samo mocno, jak z wyboru nowego papieża, ale dodaje tutaj w końcu coś nowego. Wiem, że mało się dzieje, ale mam nadzieję, że się nie zanudziliście czytając go. Do następnego!