środa, 5 lutego 2014

dwudziesty czwarty tatuaż.



„miałaś nie płakać, miałaś być twarda, co z tobą jest?
miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić, zapomnieć mnie
miałaś nie płakać, świat poukładać, żeby miał sens
łatwo mówi się… ja wiem”


Już od miesiąca korzystałam z uprzejmości Błażeja, dzięki której skryłam się przed światem w Paryżu i próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie i w życiu na nowo, ale chyba nie bardzo mi to wychodziło. Nie umiałam o nim zapomnieć, mimo że tak bardzo tego chciałam… To ciągłe rozpamiętywanie ostatnich miesięcy także mi w niczym nie pomagało. Wiedziałam, że nie powinnam wracać do tego co było, ale niestety to było silniejsze ode mnie. Snułam jakieś nierealne scenariusze, zastanawiałam się, co by było gdyby… i to rujnowało mnie na nowo od środka. Całe szczęście, że nie żałowałam niczego, co się wydarzyło w przeciągu ostatniego półrocza, bo jeszcze tego uczucia mi brakowało. Racjonalnie myśląc, wiedziałam, co mi jest potrzebne w tym momencie do odzyskania równowagi, jednak nie potrafiłam wcielić swojego postanowienia w życie. Naprawdę wolałabym, aby to nienawiść do Michała zwyciężyła wewnątrz mnie, a nie była wciąż na równi z miłością. Czułam się jak schizofrenik, mający dwie osobowości – jedna z nich go kochała, a druga nienawidziła. Oszaleć można. Niestety, nie potrafiłam przemówić do własnego serca, a ciągłe imprezy, zatapianie problemów w alkoholu, nowi znajomi, o których na drugi dzień już nie pamiętałam, nie pomagało mi tak samo jak kiedyś. Nie wiem, czyżbym już z tego wyrosła? Naprawdę zmieniłam się aż tak bardzo? Do tego nie potrafiłam się odnaleźć wśród paryskich ludzi i tego otoczenia, do którego nie pasowałam… a przynajmniej tak czułam. A jakby tego było mało, to moja zmiana w zachowaniu ewidentnie martwiła Błażeja – widziałam to w jego podejściu do mnie. Często czułam na sobie jego badawczy wzrok, wiedziałam również, że wielokrotnie powstrzymuje się przed powiedzeniem tego, co aktualnie myśli, żeby tylko mnie nie urazić. Choć może właśnie takich mocnych słów z jego strony potrzebowałam? Sama nie wiedziałam, czego chciałam. Powoli zaczynałam czuć, że przeszkadzam Młodemu – zwłaszcza teraz, kiedy jego znajomość z Lolą wręcz kwitła i to z dnia na dzień. Czułam się zbędna w tym towarzystwie, a niestety do tej pory nie potrafiłam znaleźć swojego. Zawsze miałam problemy z aklimatyzacją w nowym miejscu, jednak teraz było zupełnie inaczej, jakby tak… trudniej. Zaczęłam się więc nawet zastanawiać nad powrotem do Polski. To co, że On będzie znowu mieszkał obok mnie i to jeszcze z Nią? Przecież nie wszystko kręci się wokół Nich, a to właśnie w Jastrzębiu czułam się naprawdę potrzebna, miałam tam znajomych, fajną pracę, „misję” do wykonania… nie to, co tutaj. A Jego po prostu bym ignorowała, tak jakby Go nie było. Bo w sumie dla mnie On już nie istnieje… prawda?
Nie miałam jednak zamiaru wracać do Jastrzębia jeszcze w starym roku. Wolałam go zakończyć tutaj, nawet jeśli ma to się odbyć pod Wieżą Eiffla z zakochanymi parami tuż obok mnie, wśród których był także Błażej z Lolą. Jeśli o nich chodzi, to po obserwacjach doszłam do wniosku, że jest z nich naprawdę świetny duet i że w końcu mojemu przyszywanemu bratu udało się odnaleźć właściwą dziewczynę. A przynajmniej taką, z którą może mu się w życiu udać. Amerykanka bowiem należała do tych dziewczyn, których nie dało się nie lubić. Mimo iż od początku trzymałam ją trochę na dystans, żeby w razie czego móc pomóc Błażejowi przejrzeć na oczy, to złapałyśmy ze sobą całkiem dobry kontakt. Lola w święta została nawet przedstawiona rodzicom Kubiaka i z tego, co słyszałam, z dobrym skutkiem. Co prawda odbyło się to tylko przez Skype’a i troszkę przez mój długi jęzor… jednak Błażej chyba już się na mnie nie gniewał, że niechcący wypaplałam jego mamie o istnieniu Loli, bo zapoznanie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu wyszło mu całkiem nieźle. Poza tym mama Kubiaka jest naprawdę świetną osobą. Ona w każdym potrafi znaleźć dobre cechy, nawet we mnie, a do tego ma też rozbudowaną intuicję, dzięki której po krótkiej obserwacji potrafi trafnie ocenić człowieka. O nią byłam więc spokojna, bo wiedziałam, że jeśli zobaczy szczęśliwego Błażeja, to sama nie posiada się ze szczęście. Pan Jarek natomiast w przypadku młodszego syna nie miał zbyt wiele do gadania. Zawsze bardziej wtrącał się w życie Michała i gdyby ten przyprowadził do domu na przykład, hm… dajmy na to taką mnie, mogłoby się to niezbyt mile dla niego zakończyć. Pan Jarek jednak może być o to spokojny, bo taka sytuacja na jego szczęście nie będzie mieć miejsca, mimo że mama Michała i Błażeja chyba by tego chciała. Naprawdę, coraz częściej mi się wydawało, że pani Kubiak domyśla się wszystkiego. Ale nawet jeśli tak było, to mogłam być spokojna. Ona nie lubi wtrącać się w nie swoje sprawy, więc nawet jeśli wie wszystko, to zachowa to dla siebie. A dla naszej dwójki takie rozwiązanie będzie najlepsze.
- Chyba się nie spóźniłam? – usłyszałam nagle obok siebie, co wyrwało mnie z zamyślenia.
To była Lola, na którą od kilku minut czekałam przed paryską halą, przebierając nerwowo nogami, by nie zmarznąć. Właśnie wybierałyśmy się na mecz Paris Volley. Mój pierwszy mecz tutejszego klubu, bo mimo iż mieszkałam w stolicy Francji już miesiąc, nie postawiłam jeszcze nogi na hali zespołu, w którym grał Błażej. Ba, nie znałam jego kolegów, nie wiedziałam nic o ludziach związanych z paryskim klubem, czy o samym zespole. Takie zachowanie pewnie również przyczyniało się do tego, że młodszy Kubiak się o mnie niepokoił, bowiem zawsze lubiłam poznawać zespół, w którym grał i ludzi, z którymi spędzał na co dzień tyle czasu. Tym razem jednak postanowiłam inaczej. Nie chciałam się znowu przywiązać do ludzi, którzy później i tak się rozjadą po całym świecie, a ja nie będę miała z nimi kontaktu. Tak było w przypadku Politechniki Warszawskiej czy Jastrzębskiego Węgla, nie chciałam więc popełniać podobnych błędów co kiedyś. Dlaczego więc postanowiłam złamać dane sobie słowo? Lola kilka dni temu poprosiła mnie, abym wyjaśniła jej na czym polega siatkówka, ponieważ jako dziewczyna siatkarza powinna znać to, czym ten się zajmuje. Ona nigdy jakoś szczególnie nie interesowała się sportem, natomiast sam zainteresowany nie umiał jej wyjaśnić zasad (co mnie w ogóle nie dziwiło, bo dla niego ta gra była oczywistością, a on oczywistości wyjaśniać zwyczajnie nie umie). Takim oto sposobem trafiła do mnie, co miało także przy okazji pomóc nam w lepszym poznaniu siebie. Młody Kubiak, kiedy tylko to usłyszał, od razu podchwycił pomysł i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, załatwił nam bilety, a nawet wręczył Loli swoją klubową koszulkę. Mi też chciał taką dać, jednak jej nie przyjęłam z różnych względów. Poza tym trochę dziwne byłoby, gdyby dwie dziewczyny siedziały obok siebie na jednym i tym samym meczu, i to w takiej samej koszulce, czyż nie? Zgodziłam się jednak pójść z Lolą na mecz i wziąć udział w tym pomyśle, choć nie byłam do końca pewna, czy dobry będzie ze mnie nauczyciel…
- Nie, przyszłaś w samą porę – odpowiedziałam, uśmiechając się w jej kierunku. – To co, gotowa na mecz? – spytałam.
Dziewczyna pokiwała głową, a kilka minut później byłyśmy już w środku w sektorze dla rodziny i znajomych zawodników. Gdybym to ja kupowała bilety, usiadłybyśmy wśród innych kibiców, gdzie Lola na pewno bardziej poczułaby atmosferę meczową, jednak że zrobił to Błażej… musiałam jakoś znieść ten niezbyt lubiany przeze mnie sektor. Widocznie Młody chciał mieć nas na oku, bo gdy zawodnicy Paris Volley, jak i ich dzisiejsi przeciwnicy, wyszli na rozgrzewkę, ten od razu skierował swój wzrok w naszą stronę. A gdy tylko nas zauważył, pomachał do nas energicznie. Lola posłała mu buziaka w powietrzu, a ja tylko wzruszyłam bezradnie ramionami. I chyba zrobiłam lekko zniesmaczoną minę.
- Powiedz mi w takim razie, co wiesz o siatkówce? – spytałam dziewczynę, kiedy zorientowałam się, że powoli wraca myślami od Błażeja do mojej osoby, więc wolałam to wykorzystać i w pełni sprowadzić ją na ziemię.
- W sumie to niewiele – szatynka wzruszyła ramionami. – W szkole nie grywałyśmy w siatkówkę, bardziej w kosza, tenisa...
- Ale coś wiedzieć musisz – przerwałam jej. – Nie bój się mówić, nie gryzę. Gdy ja poznałam Błażeja, też niezbyt wiele wiedziałam o siatkówce. Znałam zasady, ale dopiero on nauczył mnie tego, co ona znaczy dla prawdziwych kibiców. Ciebie też tego nauczy, a ja mu w tym tylko trochę pomogę – zapewniłam ją.
- Wiem, że grają między sobą dwa zespoły… grają niebiesko-żółtą piłką, a na środku boiska jest siatka i muszą tą piłkę przez nią przebijać, i…
- Dobra – przerwałam jej tą plątaninę, żeby mi całkiem ręce nie opadły ze zrezygnowania, co mogłoby się skończyć moją ucieczką stąd z krzykiem, zanim cokolwiek bym zrobiła – to zacznijmy może od początku. Boisko to dwa kwadraty o boku dziewięciu metrów, a na środku ich styku stoi siatka, przez którą przebija się piłkę. Na parkiecie masz jeszcze wyrysowaną linię trzeciego metra, która wyznacza zawodników będących w pierwszej i w drugiej linii. Każda drużyna gra sześcioma zawodnikami: dwoma przyjmującymi, dwoma środkowymi, atakującym oraz rozgrywającym. Tym ostatnim jest właśnie Błażej. Poza nimi jest także libero…
- Ale wtedy będzie siedem, a mówiłaś…
- Wiem, co mówiłam – przerwałam jej zirytowana, że mi przeszkadza. – Po prostu libero jest to taki zawodnik, który wchodzi do drugiej linii za środkowego. Spójrz na przykład na takiego Oivanena – powiedziałam, bo akurat on mi się napatoczył na linię wzroku. – Wyobrażasz sobie, że ten dwumetrowy facet tak nagle przewróci się, by obronić piłkę? – spytałam, a ta zaprzeczyła. – No właśnie. Dlatego do obrony wchodzi libero, ten w innym niż wszyscy wdzianku, ponieważ jest mniejszy i jest mu łatwiej bronić ataki przeciwników. Rozumiesz?
- W sumie... to chyba nie bardzo – uśmiechnęła się krzywo.
- Jak się przyjrzysz grze, to zrozumiesz wszystko to, co teraz mówię i co może brzmi dziwnie – uśmiechnęłam się. – Wtedy też łatwiej mi będzie wyjaśnić ci poszczególne ustawienia, bo tak na sucho to niezbyt umiem… - westchnęłam. Wiedziałam, że to będzie ciężkie, ale nie miałam zamiaru się poddać bez walki. – Z podstawowych informacji to musisz jeszcze wiedzieć, że gramy do trzech wygranych setów, w każdym z nich do dwudziestu pięciu punktów, ale żeby wygrać trzeba mieć również dwupunktową przewagę. Jeśli mecz nie rozstrzygnie się w trzech albo czterech partiach, to piąty set jest szczególny, bo grany jest tylko do 15… ale to ci wyjaśnię, jak do niego dojdzie – dodałam, uśmiechając się do niej pokrzepiająco, bo widziałam po jej minie, że niewiele rozumie z mojego gadania. – Zobaczysz, spodoba ci się – powiedziałam więc uspokajająco, klepiąc ją jeszcze po ramieniu.
Chwilę później na boisko wyszły obie drużyny, aby rozpocząć dzisiejsze spotkanie. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam za meczami, tym stresem związanym z każdą rozgrywaną piłką, z tą atmosferą panującą na trybunach. Co prawda we Francji to nie było to samo co u nas (nigdzie nie jest tak samo jak u nas), jednak jakieś tam reakcje kibiców zgromadzonych w hali można było usłyszeć.
- A ty grałaś kiedykolwiek w siatkówkę? – spytała mnie Lola pod koniec pierwszego seta, jakby chcąc mnie tym pytaniem odciągnąć od zagłębiania się w tajniki gry, które w tamtym momencie pochłonęły mnie bez reszty.
Trochę mnie to pytanie wytrąciło z równowagi, bo w sumie właśnie przyszłam tutaj dlatego, by Lola wiedziała czym zajmuje się jej chłopak. A że przy okazji wkręciłam się w mecz… nic na to nie poradzę, to jest silniejsze ode mnie. Całe szczęście, że Loli to nie przeszkadzało, a że była nawet całkiem pojętną uczennicą, to jeszcze trochę i będziemy mogły rozmawiać o taktyce.
- Jedynie rekreacyjnie – odpowiedziałam z nikłym uśmiechem. – A tak w ogóle, to ile opowiedział ci o mnie Błażej? – zainteresowałam się.
- Opowiadał mi, jak się poznaliście na obozie sportowym, gdy was połączono w parę do turnieju siatkówki plażowej. Jak szybko złapaliście ze sobą kontakt, bo oboje nie chcieliście tam być i jak wtedy narodziła się wasza przyjaźń. Przyznam ci się, że byłam z początku o ciebie trochę zazdrosna – zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. – Wasza relacja jest taka… taka inna niż te, z którymi się do tej pory spotkałam. Bardzo zażyła – wyjaśniła mi.
- Nie masz się o co martwić, ja naprawdę traktuję go jak brata… – zaczęłam, chcąc ją jakoś uspokoić, że z mojej strony pod tym względem nic jej nie grozi.
- Wiem – pokiwała głową, przerywając mi zanim zdążyłam się rozkręcić. – Poza tym to ty nas ze sobą poznałaś, więc to by było trochę dziwne, gdybyś teraz chciała mi odbić chłopaka, prawda? – zaśmiała się. – Poza tym ostatnio spędzamy ze sobą trochę czasu, więc mogłam się przekonać, jaką spoko babką jesteś i że z twojej strony nie mam się o co martwić.
- O tobie mogę powiedzieć to samo – odpowiedziałam z uśmiechem – jednak bądź czujna, bo jeszcze przez pewien czas będę cię miała na oku, wiesz, tak w ramach ostrożności. Chyba nie masz mi tego za złe? – zainteresowałam się.
- Nie, no coś ty – zaśmiała się – w sumie to Błażej już zdążył mnie ostrzec przed tobą.
- Oho, jaki zapobiegliwy ten mój przyszywany braciszek – zironizowałam z uśmiechem. – No, ale ma trochę racji, bo czasami bywam koszmarna – przyznałam całkiem poważnie.
- Nie jest tak źle – zaprzeczyła. – Poza tym Błażej zapewniał mnie, że się świetnie dogadamy, tylko musisz wyjść z chwilowych kłopotów, które cię dręczą, bo wtedy będziesz jeszcze lepszym kompanem do… do wszystkiego.
- Hm – zamyśliłam się – może coś w tym jest…
Bo w sumie większość ludzi, którzy mnie poznali, zawsze śmiali się, że jestem dziewczyną do tańca i do różańca, że ze mną można zrobić wszystko, nawet konie kraść… i mieli w tym rację, bo potrafiłam się zgodzić na każdy, nawet na najbardziej poroniony pomysł. Teraz jednak pewnie zaczęłabym się wykręcać, woląc posiedzieć samotnie w domu i nie mając ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
- A może mogłabym ci pomóc? – spytała Lola, wyrywając mnie tym z zamyślenia. – Jesteś przyjaciółką mojego chłopaka, czyli tak jakby i moją przyjaciółką. Co prawda nie znamy się za dobrze, ale może to lepiej? Będę na wszystko patrzeć bardziej obiektywnie i…
- To miło z twojej strony, Lola, ale… to chyba nie jest dobry pomysł – zaprzeczyłam z wahaniem, przerywając jej. – Poza tym wydaje mi się, że mi się zwyczajnie nie da pomóc… - westchnęłam.
- Błażej mi mówił, że przechodzisz jakiś zawód miłosny i że się musisz z niego pozbierać… - szepnęła z wahaniem, jakby nie wiedząc czy może mi o tym powiedzieć. Pewnie Młody uczulił ją, że mogę wpaść w szał, iż powiedział jej o tym, wolała więc być ostrożna. – A może zwykła rozmowa z nieznajomą ci pomoże?
Może miała rację, ale byłam za bardzo zła, aby wysłuchać tego argumentu. Zła na Błażeja, że nie umie trzymać języka za zębami. Choć z drugiej strony rozumiałam, że nie powinien mieć tajemnic przed swoją dziewczyną (zwłaszcza, gdy jej tłumaczy, że oprócz przyjaźni nic nas nie łączy), ale mimo wszystko się wkurzyłam. Zamiast jednak wstać i ostentacyjnie wyjść z hali, zaczęłam mówić o wszystkim. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale nagle pękła we mnie jakaś wewnętrzna bariera i z moich ust zaczęły wydobywać się nie te słowa, które powinny. Mówiłam jak poznałam Michała, jak się do siebie przekonaliśmy, jak zmieniała się moja relacja co do niego, jak tego nie chciałam, ale nie umiałam się bronić przed tym uczuciem, jak sama się zmieniłam za sprawą miłości do niego, jak on nie zwracał na mnie uwagi, traktując mnie wciąż jak przyjaciółkę, jednocześnie wzbudzając we mnie nadzieję swoim zachowaniem i jak się później wszystko między nami zwyczajnie zaczęło psuć… Wyrzucałam z siebie słowa z zawrotną prędkością, nie wiedząc, czy Lola w ogóle mnie rozumie. Nie zwracałam nawet uwagi na fakt, że siedzimy wśród innych ludzi, którzy mogą się bezkarnie temu przysłuchiwać. Nie przejmowałam się niczym, ponieważ z każdym kolejnym słowem było mi lżej na duszy i sercu. A kiedy skończyłam, zwyczajnie poczułam się lepiej. Lola miała pod tym względem rację – wygadanie się komuś, kto jeszcze nie słyszał tej historii, było naprawdę dobrym pomysłem.
- A to ci dupek – skomentowała Lola pod nosem, kręcąc głową. – A wyglądał na takiego fajnego chłopaka…
- Bo był… w sumie wciąż jest, przecież w byle kim bym się nie zakochała – uśmiechnęłam się kwaśno. – Niestety, ale z dnia na dzień coś w nim się zmienia… wydaje mi się, że to za jej sprawką, ale… ale ja już nie mam siły z tym walczyć – przyznałam się z bólem. – Dlatego właśnie wyjechałam, by wszystko przemyśleć, poukładać sobie w głowie i zadecydować co dalej.
- Totalnie cię rozumiem – przytuliła mnie do siebie. – Zrobiłabym dokładnie tak samo na twoim miejscy, naprawdę. I myślę, że jestem w stanie ci pomóc… - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Już i tak bardzo mi pomogłaś tą rozmową – zaasekurowałam się.
- Ale chcę zrobić coś jeszcze, co mam nadzieję, że pomoże ci poukładać sobie wszystko w głowie – odpowiedziała. – Musisz mi tylko zaufać – dodała.
- Raczej nie należę do ufnych osób… – odpowiedziałam powoli.
- Wiem, Błażej coś mi o tym wspominał, ale tym razem nie masz innego wyjścia – odrzekła z chytrym uśmieszkiem na ustach. – To co, wchodzisz w to?
Przyjrzałam się jej uważniej, licząc po cichu, że może uda mi się jakoś przejrzeć jej plan, jednak Amerykanka wciąż była dla mnie niczym nierozszyfrowana książka. W końcu zbyt krótko się znałyśmy, aby móc porozumiewać się bez słów. Coś w głowie jednak mi podpowiadało, że z nią na pewno nie będę się nudzić i że powinnam jej zaufać, bo dziewczyna wie, co mi jest potrzebne. Przekonywałam się tym, że Lola sama nie raz zmieniała otoczenia, więc pewnie zna się na rzeczy.
A poza tym chyba przyda mi się w życiu trochę szaleństwa. To byłby taki mały powrót do dawnego życia.
- Wchodzę – odpowiedziałam jej więc.
- Nie pożałujesz tego, zobaczysz – zapewniła mnie.
- No, mam nadzieję – zaśmiałam się.
Lola poklepała mnie jeszcze po ramieniu, a potem jak gdyby nigdy nic zapytała się mnie, co właśnie za błąd popełniła drużyna Paris Volley. Nawet nie zauważyłam, kiedy zespół Błażeja wygrał pierwszego seta… Skupiłam się więc na meczu,  przestając się zastanawiać nad tym, co takiego wymyśliła dla mnie Lola.

Tydzień później
Wyszłam z dworca głównego i rozejrzałam się dookoła, napawając się widokiem Katowic i znowu wdychając śląskie powietrze pełne zanieczyszczeń. Tęskniłam za tym, za wszystkim, nawet za rozklekotanym autobusem z Katowic do Jastrzębia-Zdroju, który już od kilku lat powinien stać w muzeum, a nie jeździć po podziurawionych drogach (za którymi swoją drogą też cholernie tęskniłam). Ten stan wywodził się z tego, że to właśnie tu – na południu Polski – wreszcie znalazłam dom. Nigdy nie miałam swojego miejsca na ziemi, nawet wtedy, gdy moje relacje z ojcem były jeszcze w ogólnie dobrym stanie, nie czułam się tak jak teraz. Pamiętam, jak pełna obaw półtora roku temu przenosiłam się do Żor. Robiłam to tylko dlatego, że Michał suszył mi o to głowę, a ja nie miałam serca mu odmówić. Nie sądziłam, że ta przeprowadzka tyle zmieni w moim życiu, że wreszcie gdzieś będę czuła się jak u siebie. Szkoda tylko, że będę musiała je w najbliższym czasie opuścić i to – o ironio! – przez osobę, dzięki której odnalazłam swoje miejsce na ziemi. Jestem jednak pełna nadziei, że Paryż nie będzie dla mnie takim strasznym miejscem, jak go do tej pory odbierałam. A już zwłaszcza teraz, kiedy znalazłam tam zajęcie dla siebie. To wszystko dzięki Loli – to ona zapisała mnie na kurs francuskiego, a później… pomogła znaleźć mi pracę. Okazało się, że szef siłowni, w której po raz pierwszy spotkała Błażeja, jest jakimś dawnym znajomym jej ojca i mimo że z początku nie był zachwycony faktem, iż nie umiem po francusku nic za wyjątkiem kilku grzecznościowych zwrotów, zgodził się mnie przyjąć na okres próbny i stworzyć dla mnie kilka specjalnych, anglojęzycznych grup. Zaczynałam za półtora tygodnia, do tego czasu musiałam donieść opinie o mnie od moich poprzednich pracodawców. I to był właśnie jeden z powodów, przez który wylądowałam dzisiaj na krakowskich Balicach, skąd po dwóch godzinach drogi pociągiem znowu znalazłam się u siebie – w Katowicach. O moim przyjeździe nie wiedział nikt za wyjątkiem Loli i Błażeja. Ta pierwsza przyklaskiwała mi w podjętej przeze mnie decyzji (możliwe, że dlatego, iż podjęłam ją trochę za jej sprawą), ten drugi mnie od niej odwodził tak długo, jak tylko mógł, bojąc się, że gdy ponownie spotkam się z Michałem twarzą w twarz (co jest raczej nieuniknione, zważywszy na fakt, że mieszka za ścianą…), to wszystko wróci. Czułam jednak, że jestem na tyle silna, aby przetrwać naszą konfrontację. Przyczyniła się do tego zmiana w wyglądzie, która… jest również sprawką Loli. Dziewczyna stwierdziła bowiem, że muszę na nowo poczuć się pewność siebie, którą przez ostatnie wydarzenia związane z Michałem gdzieś zatraciłam, a zmiana image mi w tym pomoże. Dlatego zaraz po meczu (który swoją drogą Paris Volley wygrało 3:2, dzięki czemu Amerykanka mogła się w pełni przekonać, na czym polega siatkówka) zaciągnęła mnie do fryzjera, skąd wyszłam z włosami o połowę krótszej długości, a później skompletowała mi nową garderobę w pobliskim second-hand. Dziewczyna podświadomie wiedziała, że nie pozwolę jej na zaprzepaszczenie mojego rockowego stylu i nawet nie miała zamiaru tego zmieniać. Po prostu stwierdziła, że muszę ubierać się bardziej kobieco i dlatego od tamtego dnia w mojej szafie królują sukienki i spódniczki, a nie spodnie. Zmiana musiała być jednak spora i to nie tylko dla mnie, ponieważ po powrocie do domu z tychże polowań, Błażej mnie… nie poznał. I to tak, że gdyby nie towarzysząca mi Lola, to nie wpuściłby mnie do mieszkania! Z czasem się jednak przyzwyczaił (ja również jakoś po tygodniu zaczęłam w końcu poznawać siebie w lustrze, bo z początku miałam z tym problem…) i stwierdził, że „nowa ja” nawet do mnie pasuje. Jak na niego, to był naprawdę wyszukany komplement.
Podobna przeprawa czekała mnie również z ochroną jastrzębskiej hali. Panowie także nie chcieli mnie wpuścić do środka, twierdząc, że najzwyczajniej w świecie mnie nie znają. Dopóki nie pokazałam im mojej wytatuowanej lewej dłoni, nie mogli uwierzyć, że naprawdę nazywam się Antonina Czarnecka. Dopiero tak dobrze znane im tatuaże przekonały ich, że mówię prawdę i to chyba nawet bardziej, aniżeli gdybym się wylegitymowała.
Będąc już w środku, okazało się, że chłopaki właśnie mają trening i że to właśnie tam znajdę trenera od przygotowania fizycznego, który musi mi podpisać zaświadczenie o tym, że z nim współpracowałam, które wydano mi w sekretariacie. Zdziwiłam się trochę, bo zazwyczaj o tej godzinie próżno było ich szukać na hali. Widocznie podczas mojej miesięcznej nieobecności trochę się tu pozmieniało… Nie byłam zbytnio zadowolona z tego, że już na wstępie będę musiała się z nimi wszystkimi spotkać i odpowiadać na ich pytania, ale nie miałam zamiaru się wycofać, skoro już tu byłam. Wzięłam więc głęboki oddech i pchnęłam drzwi od hali. Całe szczęście, że nie skrzypią, dzięki czemu nikt nie zauważyłby mojego wtargnięcia, gdyby nie… obcasy, które miałam na sobie. Jednak ta zmiana image pod nadzorem Loli chyba nie była takim dobrym pomysłem…

MICHAŁ
Trener tłumaczył nam właśnie, na co szczególnie będziemy musieli zwracać uwagę w najbliższym meczu, gdy nagle jego słowa zmieszały się ze stukotem obcasów, które nie wiadomo skąd rozbrzmiały w hali. Nikt bowiem nie miał prawa przeszkadzać nam w treningu, a jeśli już, to najlepiej, aby przemykał cichaczem z dala od trenera, bo Lorenzo strasznie się wkurzał, gdy ktoś nieproszony pakował mu się w środek naszej pracy. Wszyscy więc, jak jeden mąż, spojrzeliśmy w stronę drzwi, którymi ten ktoś musiał wejść, by zobaczyć, kto jest tak odważnym człowiekiem, że wystawia się na niełaskę naszego momentami cholerycznego trenera. Dziewczyna, która wtargnęła na dzisiejszy trening, była filigranowa i miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że przypominała mi Tośkę. Może to te czarne włosy? Możliwe, mimo że ich długość się nijak ze sobą nie zgadzała. Tak jak i jej ubiór – przede wszystkim sukienka i obcasy, w których Czarnej na co dzień się nie zobaczy oraz fakt, że przecież Tośki nie ma teraz w Polsce. A mimo wszystko z każdym jej kolejnym krokiem, przybliżającym ją do naszej grupki, dziewczyna coraz bardziej przypominała mi moją ukochaną, którą tak zraniłem…
- Ej, dlaczego nikt mi nie powiedział, że tutaj pracuje takie cudo? Bym się jakoś ogarnął, czy coś – stwierdził Malina, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
Chwilę wcześniej chłopaki ustalili, że nikt z nas tak właściwie jej nie kojarzy.
- Tobie to raczej nie grozi – skwitował Rob, a reszta zaczęła się śmiać.
Malina zrobił się czerwony na twarzy jak dorodna truskawka i już otwierał usta, żeby się mu w jakiś sposób odgryźć, kiedy trener zarządził spokój. Chłopaki momentalnie się uciszyli, nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować. Owo wtargnięcie wyprowadziło go z równowagi do tego stopnia, że mu żyłka na szyi zaczęła niebezpiecznie drgać. Lepiej więc będzie, jak nie sprawimy, że mu pęknie, czy coś…
Dziewczyna tymczasem zamiast podejść do naszej grupki, zgromadzonej na środku boiska i automatycznie rzucającej się w oczy, skierowała swoje kroki do sztabu, który siedział na pobliskiej ławce i coś zawzięcie notował w swoich komputerkach, nawet nie zauważając jej wtargnięcia czy też zdenerwowania Lorka. Ten ostatni jednak chyba już nie potrafił wytrzymać tej sytuacji, bo zaczął przeklinać po włosku pod nosem, by po chwili doskoczyć do niej z pretensjami niczym rozwścieczony rottweiler.
- Kim  pani jest?... Kto panią tu wpuścił?... – w sumie to tylko tyle zrozumiałem z gadki trenera, bo gdy ten się zdenerwuje, mówi strasznie niezrozumiale. A do tego zdecydowanie używa zbyt dużo przekleństw.
Dziewczyna spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, jakby była zaskoczona jego reakcją. A mi z każdą chwilą coraz bardziej przypominała Tośkę… Kurde, niedługo będę widział ją w każdej napotkanej na ulicy dziewczynie!
- No co ty, Lolek, nie poznajesz mnie?! – krzyknęła zaskoczona, po czym prawie zerwała rękawiczkę z lewej dłoni.
Lorenzo zaniemówił. Chyba z wrażenia, choć z nim to nigdy nic nie wiadomo. A ja już wiedziałem, że to jest Tośka. Tylko ona mówiła na niego Lolek, nikt nie wiedział, dlaczego. Nawet ona sama. Zawsze śmiała się, że trener bardziej przypomina jej Bolka, z tą tylko różnicą, że Bolek miał więcej włosów na głowie niż Bernardi, a mimo wszystko jakoś bardziej pasuje jej do niego pseudonim Lolek.
- Tośka? – pisnął Lorenzo po chwili. – To naprawdę ty? Jezu, tak się zmieniłaś, że cię nie poznałem! – krzyknął, a jego złość zniknęła jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Od zawsze miał do niej jakąś niewytłumaczalną słabość.
- Nie jesteś pierwszy – zaśmiała się, ale zdecydowanie zrobiła to z grymasem, po czym poklepała go po ramieniu. – Dziewczyna Błażeja miała rację – westchnęła.
- To Błażej ma dziewczynę? – spytał Polański.
- Wracasz do nas? – rzucił Rob w tym samym momencie co Łukasz.
Nawet nie wiem, w którym momencie wszyscy zaleźliśmy się obok tej dwójki.
- Tak, ma i jak widać po mnie, można się z nią dogadać – powiedziała do Łukasza z lekkim uśmiechem na ustach. – A co do twojego pytania, Rob, to nie, przyjechałam tu tylko po to, by pozamykać resztę spraw – odpowiedziała, a wszystkim dookoła zrzedły miny.
Mimo iż nikt o tym otwarcie nie mówił, każdy miał nadzieję, że Tośka prędzej czy później do nas wróci i właśnie dlatego przeżyliśmy teraz taki zawód.
- Czyli że przenosisz się tam na stałe? – dopytywał Łasko, jakby mu przez gardło nie chciała przejść nazwa stolicy Francji..
- Na to wychodzi – westchnęła z uśmiechem. – Ale ja wam chyba przeszkodziłam w treningu… - szybko zmieniła temat.
- Wydaje mi się, że o treningu to już tu nie będzie mowy… - westchnął Lorek.
- Ja tak właściwie to przyszłam do mojego eks szefa po jeden podpis, nie chciałam zepsuć ci treningu – wyjaśniła ze skruchą. – W sumie to nawet nie sądziłam, że o tej godzinie będziecie na hali…
- Miałaś zamiar nas unikać? – spytał Rob z wyrzutem.
- Was się nie da uniknąć – zaśmiała się, a uśmiech wciąż miała taki piękny, jak zapamiętałem – zwłaszcza jeśli mam tu spędzić najbliższy tydzień. Prędzej czy później któryś z was i tak by mnie wytropił. A teraz koniec tego nieplanowanego odpoczynku, do treningu marsz! – zarządziła ze śmiechem, a gdy zauważyła, że chłopaki zrobili krzywe miny, dodała: - Dobra, jak skończycie, to jeszcze tu będę i odpowiem na wszystkie nurtujące was pytania.
Chłopaki przytaknęli i pozwolili Tośce na rozmowę z trenerem od przygotowania fizycznego, ale znając ich, to po zakończeniu treningu już jej tak łatwo nie odpuszczą. Miałem więc sporo czasu, aby wymyślić plan, jak wykorzystać fakt, że góra przyszła do Mahometa. Bo takiej okazji na zawalczenie o Tośkę mogę już nigdy nie mieć…

Stałem przy wyjściu z hali już od dobrych kilkudziesięciu minut, a Tośki wciąż nie było widać. Wiedziałem, że nie mogłem jej przegapić. Chłopaki na pewno jej tak łatwo nie odpuszczą i wciąż na nowo będą zasypywać ją pytaniami. Mimo iż połowa drużyny zdążyła już wyjść do swoich domów, ta bardziej przywiązana do niej część wciąż była w środku. Wiedziałem, że pewnie postoję tu jeszcze co najmniej z kilkanaście minut, ale nie miałem zamiaru sobie odpuścić. Musiałem z nią wszystko wyjaśnić, a najlepiej zrobić to jak najszybciej – u i teraz. Miałem nadzieję, że przynajmniej mnie wysłucha, że może dzięki powiedzeniu prawdy uda mi się ją zatrzymać w Polsce… że… w sumie sam nie do końca wiedziałem, na co liczyłem. W końcu to była Tośka, najbardziej nieprzewidywalna kobieta, jaką kiedykolwiek poznałem. Nie miałem pojęcia, jak zareaguje na moje wyznanie, ale nie miałem zamiaru zostawić go dla siebie. W końcu raz kozie śmierć!
Po kolejnych kilkunastu, a może nawet po pół godzinie, Czarna wyłoniła się z korytarza, w którym umieszczone były szatnie. Pożegnała się z Robem buziakiem w policzek, po czym odebrała jakieś papiery z sekretariatu i skierowała swoje kroki dokładnie do tego wyjścia, przy którym czekałem ukryty za filarem.
- Tośka – złapałem ją za ramię, gdy tylko przechodziła obok mnie.
- Boże, Michał, to ty – westchnęła, łapiąc się za serce. – Ale mnie wystraszyłeś! Masz szczęście, że nie zaczęłam cię obezwładniać, w Paryżu to normalne zachowanie – wyjaśniła, uspokajając oddech.
Mimo iż sprawiała wrażenie, że zachowuje się w stosunku do mnie całkiem normalnie, wyczułem, że ewidentnie trzyma mnie na dystans. Nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie, po tym co jej ostatnio zafundowałem, mogła nie chcieć mnie znać. Miałem jednak nadzieję, że jakoś zmiękczę jej serce… że jest jakiś cień szansy na wybaczenie.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – powiedziałem. – Po prostu myślałem, że podrzucę cię do domu, a w tym czasie będziemy mogli ze spokojem porozmawiać.
Tośka wbiła we mnie badawcze spojrzenie.
- Och – westchnęła zaskoczona – niepotrzebnie tyle na mnie czekałeś, Michał. Wracam do domu z Matteo, właśnie na mnie czeka przed wejściem, bo mamy pewne sprawy do obgadania – wyjaśniła. – Poza tym… my nie mamy już o czym rozmawiać – skwitowała bez cienia jakiejkolwiek emocji.
- Mylisz się, Tośka, właśnie, że mamy – odpowiedziałem z naciskiem. – Mam ci tyle rzeczy do powiedzenia, do wyjaśnienia i chciałbym, abyś mnie wysłuchała. Nie pozwolę ci przekreślić naszej znajomości.
- Michał, to nie ja ją pierwsza przekreśliłam – odparła lodowato. – Ja tylko doprowadzam sprawę do końca, w odróżnieniu od ciebie.
- Nie bardzo rozumiem…
W sumie wolałem, aby na mnie nakrzyczała, a nie była taka spokojna. Nawet moje próby wyprowadzenia jej z równowagi nie przynosiły zamierzonego efektu.
- Michał, w co ty grasz? – westchnęła. – Ostatnio dałeś mi jasno do zrozumienia, że moje zdanie się dla ciebie nie liczy, że mi nie ufasz i nie wierzysz moim słowom, a co za tym idzie, że nie jestem dla ciebie ważna. Przyjęłam to do wiadomości, może nie zaakceptowałam, ale wiem, że nic na taki stan rzeczy nie mogę poradzić – odpowiedziała z tym wkurzającym spokojem. – Nie mogę chcieć za dwie osoby, bo zwyczajnie nie dam rady udźwignąć tego psychicznie, dlatego usuwam się z twojej drogi, abyś mógł być w pełni szczęśliwy.
- Co ty mówisz? – złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem nią. – Tośka, ja nie umiem być szczęśliwy bez ciebie, bo…
- Będziesz musiał – odpowiedziała, przerywając mi w najważniejszym momencie. – A teraz puść mnie, Michał i wracaj do swojego życia. Życzę ci w nim jak najlepiej, mam nadzieję, że ty mnie również.
- Ale Tosia… daj mi powiedzieć, że… - próbowałem jakoś dojść do głosu.
- Nie przeciągaj tego, co nieuniknione, Michał – odpowiedziała, wyrywając się z mojego uścisku, jakby zmęczona już tym wszystkim. – Ach, i pozdrów ode mnie Justynę – dodała jeszcze, po czym obróciła się na pięcie i pchnęła drzwi frontowe hali, nie czekając na moją reakcję.
- Ale ja już nie jestem z Justyną… Bo kocham ciebie, tylko i wyłącznie ciebie… - szepnąłem, ale dziewczyna nie mogła już tego usłyszeć, bo właśnie wsiadała do sportowego auta Włocha, które po chwili ruszyło w kierunku Żor.




____________________________________________

Wiem, cholernie nawaliłam, wybaczcie mi to. Sesja mnie pochłonęła bez reszty, ale już jestem po. Nie spałam po nocach, ślęcząc nad projektami, ale jakoś sprężyłam się i w dwa tygodnie załatwiłam wszystko, co musiałam, a teraz mogę znów bez przeszkód pisać. Dziękuję wszystkim, którzy czekali i którzy nie zwątpili w to, że tu wrócę. Dziękuję tym, którzy dopytali mnie, kiedy nowy, pisali do mnie, że czekają. To mnie niesamowicie buduje. Przez ten czas przemyślałam również kilka spraw… ale o tym co wymyśliłam, przekonacie się troszkę później. Jednego możecie być jednak pewni – nie zostawię JMT bez zakończenia, do którego, swoją drogą, coraz bliżej.
Ach, i zapraszam również na OSTATNIĄ-WIADOMOŚĆ. Coś nowego, co wyszło w ostatnim czasie spod mojej klawiatury. Mam nadzieję, że to opowiadanie również się Wam spodoba, mimo że jest osadzone w wątku Lecha Poznań. Nie będzie jednak o nim zbyt wiele, liczę więc, że nawet osoby nie interesujące się piłką nożną, polską ekstraklasą czy nie kibicujące Lechowi, będą chciały śledzić moje nowe przedsięwzięcie. Byłoby mi bardzo miło z tego powodu.
Pozdrawiam wszystkich – tych przed, w trakcie albo po feriach czy też sesji,
L.

PS A w polskiej batalii o najlepszą czwórkę LM niech wygra… lepszy, o!