poniedziałek, 23 września 2013

szesnasty tatuaż.



„Chcę jak księżniczka z księciem
mknąć po niebie”


Siedziałam z Simonem w jednej z knajp w Jastrzębiu-Zdroju i jedząc kolację, wypominałam Tischerowi, jak bardzo denerwował się przed dzisiejszym debiutem w nowych barwach. Momentami jego panika przypominała mi moje licealne czasy i Błażeja, stresującego się maturą ustną z niemieckiego. Młody Kubiak tak bardzo wtedy świrował, że gdyby nie ja, to wyskoczyłby z okna szkolnego kibla, znajdującego się na pierwszym piętrze. Na szczęście jakoś udało mi się go odwieść od tego zamiaru moją siłą perswazji i jeszcze zdążyć na czas wepchnąć go do pokoju z komisją maturalną. Teraz na samo wspomnienie tego wydarzenia mam ochotę się roześmiać, mimo że wtedy nie było mi do śmiechu. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Błażej zdał ten egzamin śpiewająco, mimo że do tej pory nie umie porozumiewać się po niemiecku. Do dziś nie zrozumiałam, jak to jest w ogóle możliwe…
Ale praktyka z tamtego dnia przynajmniej mi pomogła w spokojnym wysłuchiwaniu obaw Simona, co do jego pierwszego meczu w jastrzębskich barwach, którymi raczył mnie w ciągu ostatnich kilku dni. Mimo że Niemiec ma już trzydzieści lat na karku i mnóstwo spotkań na najwyższym poziomie, panikował bardziej niż niejeden debiutant. Chyba najbardziej ten stres powodował strach, że zawiedzie fanów Jastrzębskiego Węgla, którzy pokładają w nim naprawdę wielkie nadzieje. Nic dziwnego – Simon dużo nasłuchał się o polskich kibicach i bardzo chciałby udowodnić im swoją klasę i przydatność. Kibice natomiast naoglądali się gry Tischera i chcieliby, aby dał Jastrzębskiego to, co najlepsze. I w taki sposób koło się zamyka, powodując niemałe obawy.
Na szczęście moje zapewnienia, że niepotrzebnie się tym wszystkim stresuje, się sprawdziły. Simon zagrał dobre spotkanie, a cały zespół odniósł pierwsze zwycięstwo już w pierwszym meczu w nowym sezonie – 3:0 z Kielcami. Czy dobry debiut nie wygląda właśnie tak? Co prawda, nie było tak gładko, lekko i przyjemnie, jakby wskazywał na to wynik, ale najważniejsze są trzy punkty na naszym koncie. Jako kibic jestem w pełni zadowolona, jako konsultantka do spraw przygotowania fizycznego również. Chłopaki muszą teraz tylko wejść w rytm meczowy i złapać świeżość, a powinno być dobrze.
- Masz całkowitą rację, jak zawsze zresztą – powiedział Simon, uśmiechając się w moim kierunku. – Zachowywałem się ostatnio jak szczeniak przed swoim pierwszym razem. Jak ty mnie w ogóle znosiłaś? – autentycznie się zdziwił.
- Mam wprawę. W końcu przyjaźnię się z Błażejem – zaśmiałam się. – I skoro już jest po wszystkim, to mogę ci powiedzieć, że miałam z nim o wiele gorsze doświadczenia. Jak sobie przypomnę jego debiut, przez który prawie wylądowałam na kozetce u psychiatry, to twoja panika wydaje się być nawet zabawna.
- A co on takiego robił? – zdziwił się Simon, kiedy to usłyszał.
- Nie chcesz wiedzieć – powiedziałam, robiąc wielkie oczy i kręcąc głową. – Błażej ma po prostu niesamowitą tendencję do dramatyzowania, przez którą czasami zastanawiam się nad takimi ostatecznościami, jak na przykład morderstwo.
Tischer spojrzał na mnie zaskoczony. Nie wiem, czy zaczął się mnie w tej chwili bać, przez to że mówię o takich sprawach, jakby to było coś normalnego? Gdyby jednak przebywał z Błażejem na co dzień, tak jak ja do tej pory, wiedziałby doskonale, o czym mówię. Młody Kubiak potrafiłby wyprowadzić z równowagi najbardziej spokojną osobę na świecie, jestem o tym przekonana.
- Ale mimo wszystko bardzo za nim tęsknię – westchnęłam, ciągnąc niezrażona dziwnym wyrazem twarzy Niemca. – I gdyby nie ty, to już pewnie zwariowałabym tutaj bez mojego upierdliwego brata…
- I wzajemnie – uśmiechnął się Simon ciepło, łapiąc mnie za rękę. – Gdyby nie ty, nie wiem, jak bym to wszystko zniósł… Dziękuję.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, nie widząc w tym niczego wielkiego. W końcu od tego ma się przyjaciół.
- A właśnie, że jest sprawa – zaprzeczył święcie o tym przekonany. – O wiele lepiej grało mi się, wiedząc, że jest ktoś na trybunach, kto siedzi w mojej koszulce, wierzy we mnie i przeżywa każdą akcję. Taka świadomość dodaje skrzydeł. Przynajmniej mnie.
- Cieszę się, że mogę ci pomóc – uśmiechnęłam się. – I wiesz, polecam się na przyszłość, choć… ja to nie Claudia – szepnęłam zasmucona, kiedy to sobie uświadomiłam. – Bardzo ci jej brakuje, prawda?
Simon nic mi na to nie odpowiedział, tylko zaczął widelcem grzebać w jedzeniu. Nie musiał jednak otwierać ust. Zdążyłam go już trochę poznać przez ostatni miesiąc, podczas którego praktycznie większość czasu spędziliśmy razem, dzięki czemu nawet z jego miny potrafiłam wywnioskować, jak bardzo brakuje mu żony, jak ciężko znosi rozstanie z dziećmi i jak mocno stara się o tym nie myśleć. Wiedziałam też, że cokolwiek bym nie zrobiła, nigdy mu jej nie zastąpię z jednego, zwyczajnego powodu – nigdy nie będę nią.
- Rozmawiałeś z nią ostatnio? – spytałam, przyglądając mu się uważnie.
- Próbowałem, ale wciąż nic do niej nie trafia – uśmiechnął się smutno. – Najgorsze, że nie pozwala mi porozmawiać z dzieciakami… – głos mu się łamał, jak zawsze, gdy wspominał o Freddym i Emmie.
Nigdy nie pojmę matek, które robią wszystko, aby utrudnić własnym dzieciom kontaktów z ojcem. Rozumiem jeszcze, że gdyby Simon był pijakiem, narkomanem, czy jakimś innym degeneratem, który mógłby je wpędzić w niemałe kłopoty, ale przecież to jest świetny facet, który kocha swoje pociechy nad życie, który zrobiłby dla nich dosłownie wszystko.
- Myślisz, że Claudia dowiedziała się… o nas? – spytałam go z wahaniem po chwili ciszy. – Może dlatego nie chce, abyś rozmawiał ze swoimi dziećmi, bo masz młodą kochankę? – zastanawiałam się na głos.
Skoro wszyscy myślą, że jesteśmy z Simonem parą, to dlaczego Claudia mogłaby tak nie pomyśleć, zwłaszcza, że jej tutaj nie ma i nie wie, jak to wygląda? A plotki rozchodzą się w zadziwiająco szybkim tempie – szybszym, niż ktokolwiek mógłby je o to posądzać.
- Nie, nie, bardzo w to wątpię – uśmiechnął się Simon na samo wspomnienie naszego domniemanego związku. – Gdyby wiedziała, że prawdopodobnie znalazłem sobie kogoś na jej miejsce, to na pewno powiedziałaby coś takiego, dzięki czemu bym się domyślił. Mimo wszystko doskonale wiem, że jest o mnie zazdrosna, skoro nawet siatkówka jej zaczęła przeszkadzać… I niestety wciąż upiera się przy tym, że mój wyjazd do Polski świadczy o tym, iż wybrałem karierę, a nie rodzinę.
- Kompletna głupota – powiedziałam z niesamowitą pewnością w głosie. – Kurczę, znam cię miesiąc, a momentami wydaje mi się, że wiem o tobie więcej, niż twoja własna żona.
To było dziwne, ale niestety, taka była prawda.
- Nie obraź się, ale niestety, ja uważam tak samo – mruknął Simon, wyraźnie zawiedziony.
- A dlaczego miałabym się na ciebie obrazić? – zdziwiłam się, uśmiechając się.
- Bo powiedziałem, że niestety? – podsunął mi odpowiedź, przyglądając mi się z uwagą.
- Usłyszałam o sobie o wiele gorsze zdania, zwłaszcza ostatnimi czasy, że już takie coś mnie kompletnie nie razi – uśmiechnęłam się smutno, przypominając sobie niektóre z ostatnich rozmów.
- A to bardzo niedobrze, Tosia. Jesteś świetną dziewczyną i zapamiętaj to sobie – odpowiedział poważnie, patrząc mi w oczy. – Czasami wieczorem leżę i tak się zastanawiam, co by było, gdybym nie spotkał Claudii… I wiesz do jakich doszedłem wniosków?
- No, do jakich? – ponagliłam go zaciekawiona.
- Że pewnie oszalałbym na twoim punkcie od pierwszego wejrzenia i zrobiłbym wszystko, aby wybić ci Michała z głowy i zająć jego miejsce w sercu, mając kompletnie gdzieś różnicę wieku między nami i to, co inni gadają – odpowiedział całkiem poważnie.
Uśmiechnęłam się. Nie potrafiłam inaczej, zwłaszcza, że ja uważałam podobnie. Pasowaliśmy z Simonem do siebie, każdy, kto by nas poznał, to by stwierdził, ale niestety, spotkaliśmy się trochę za późno.
- Akurat Michała możesz mi wybijać z głowy nawet teraz – zaśmiałam się. – Ale tak całkiem poważnie, gdyby nie ta głupia miłość do Kubiaka, to pewnie od razu bym stwierdziła, że jesteś dla mnie wymarzonym kandydatem.
Moje słowa ewidentnie sprawiły radość Simonowi, ponieważ po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru uśmiechnął się  szczerze.
- Ech, dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? – westchnął.
- To byłoby trudne. Ja mieszkam w Polsce, ty w Niemczech, no i różnica wieku nam w niczym nie pomaga… – wyliczałam. – A los też nam nie bardzo pomógł. I właśnie przez to jesteśmy teraz nieszczęśliwi z niewłaściwymi osobami…
- Zawsze można to zmienić – uśmiechnęłam się cwaniacko Tischer.
- Co masz na myśli? – spytałam zaciekawiona.
Rozgrywający zamyślił się na chwilę, jakby zastanawiając się, czy może mi powiedzieć to, co ma na myśli.
- Umówmy się tak, Tośka – powiedział nagle rozpromieniony. – Jeśli dojdziemy do takiego momentu w naszej bezsensownej walce z wiatrakami, w którym nie będziemy już mieli najmniejszej ochoty, aby nasze życie krzyżowało się z Claudią i Michałem, to spróbujemy już tak na poważnie. Umowa stoi?
- Stoi – zaśmiałam się, ściskając jego dłoń.
Reszta wieczoru minęła nam już w o wiele przyjemniejszej atmosferze. Naśmiewaliśmy się w najlepsze, przypominając sobie miny chłopaków, kiedy zobaczyli mnie dzisiaj, jak po meczu ściskam Simona na płycie boiska. A po kolacji Simon odwiózł mnie do domu. I wiecie do jakiego doszłam wniosku? Całkiem fajnie jest mieć takiego zapasowego chłopaka. Tak w razie czego. Zwłaszcza jeśli jest nim Simon Tischer we własnej osobie.

Dzwoniący telefon nie dawał za wygraną. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę, aby się tylko uciszył i dał mi spać. W końcu miałam dzisiaj na popołudnie, więc coś mi się od życia należało. Ale żeby to zrobić, musiałabym wygrzebać się z kołdry, która najzwyczajniej w świecie nie chciała mnie puścić. Kiedy jednak telefon odezwał się już po raz czwarty, informując mnie, że mój rozmówca nie ma zamiaru ustąpić, zanim ze mną nie porozmawia, jakoś zwlekłam się z łóżka, by wziąć komórkę w dłoń. Kiedy ujrzałam na wyświetlaczu słowa Błażej dzwoni, popukałam się w czoło. Mogłam się przecież tego domyślić, że nikt inny nie będzie mnie budził i próbował narażać się na mój gniew. Oprócz niego, oczywiście.
- Czego chcesz? – krzyknęłam jakże kulturalnie, naciskając zieloną słuchawkę.
Gdybym go dalej ignorowała albo na przykład wyłączyła telefon, by dał mi spokój, byłby jeszcze większy dym. Wolałam więc już odebrać i mieć za sobą to, co ma mi zamiar powiedzieć. Zwłaszcza, że powoli już odechciewało mi się spać. A to wszystko przez niego!
- A gdzie hej, jak miło cię usłyszeć? – zironizował.
- Gdybyś dzwonił o normalnej porze, to może i byś się doczekał takiego powitania, ale że budzisz mnie w środku nocy, to możesz sobie o tym pomarzyć – odgryzłam się mu.
Nawiasem mówiąc, nawet jakby zadzwonił o bardziej ludzkiej godzinie, to i tak by tego nie usłyszał. Nie w tym życiu.
- Przecież jest jedenasta, kobieto! – oburzył się. – Nie mów mi, że jeszcze spałaś.
- Mam dzisiaj na popołudnie, więc chyba trochę snu mi się przyda – wyjaśniłam, próbując się uspokoić.
- Aż nie chcę wiedzieć, co ty po nocach robisz…
- Ej, ej, ja znam ten ton głosu! – krzyknęłam, przerywając mu. – Co ty mi insynuujesz?!
- Nic nie insynuuje, po prostu jestem na ciebie cholernie zły, że o wszystkim muszę dowiadywać się pocztą pantoflową! – krzyknął tak nagle, że aż podskoczyłam.
- O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
- Nie udawaj, Tośka! Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że spotykasz się ze starszym od ciebie facetem? Choć akurat to jest najmniejszy problem, to jeszcze można przełknąć, ale ON JEST ŻONATY! – dał nacisk na ostatnie trzy słowa, jakbym była idiotką i bez tego nie potrafiła zrozumieć ich sensu.
- To nie tak…
- Myślałem, że się przyjaźnimy – w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tylko gadał jak najęty – że mówimy sobie wszystko, ale widzę, że się myliłem, że mamy przed sobą tajemnice! Choć teraz już rozumiem, czemu ostatnio rzadziej ze sobą rozmawiamy… Po prostu masz faceta i przez to nie masz dla mnie czasu! No ale ok, w porządku, to jestem w stanie pojąć, choć mogłaś, wręcz powinnaś mi najpierw o tym powiedzieć.
- Uznałam, że to nic ważnego – zaczęłam – zwłaszcza, że…
- Nic ważnego?! – krzyknął Błażej, przerywając mi. – Spotykasz się z ŻONATYM facetem i uważasz, że to nie jest istotne? Myślisz, że jak się wpakujesz w romans, to zapomnisz o Michale, co? Chcesz się pocieszyć? Nigdy nie sądziłem, że jesteś w stanie wpakować się w taki gówno…
- Gównem to jest moja miłość do Michała! – westchnęłam zirytowana jego wymówkami. – Poza tym jak możesz mnie oceniać? Nie ma cię tu, nie wiesz, co tu się dzieje, a prawisz mi kazania! Jakim prawem, co? Prosił cię ktoś o to?
- A właśnie, że doskonale wiem! Wszystko wiem! – krzyknął święcie przekonany o swojej racji. – Michał do mnie dzwonił i mi powiedział, jaki życiowy błąd popełniasz, będąc z tym… jak mu tam… Timonem?
- SI-MO-NEM! – przesylabizowałam mu.
- Mniejsza z tym – westchnął Błażej. – Michał się o ciebie martwi, a jeśli on się martwi, to musi mieć rację…
- Posłuchaj mnie teraz uważnie – przerwałam mu, będąc już na skraju wytrzymałości. Gdyby stał obok mnie, to chyba rzuciłabym się mu do gardła. – Do tego, że Michał odwala jakąś popieprzoną szopkę w ciągu ostatniego miesiąca, zdążyłam się już przyzwyczaić. Nie sądziłam jednak, że mu uwierzysz. Ale skoro już wszystko wiesz na temat mój i Simona, to nie mam zamiaru ci tego wyjaśniać. Żyj sobie w swoim świecie, ale mi pozwól żyć w swoim, który niestety, kompletnie jest różny od tego, co widzi Michał i w co ty wierzysz. Dziwne, że jeszcze nie zauważyłeś, jak twój brat przeinacza fakty związane ze mną…
- Tośka, o czym ty mówisz? – Błażej zdziwił się moim tonem głosu.
- O niczym – westchnęłam. – Ale zawiodłam się na tobie, wiesz? Na razie – rzuciłam, kończąc połączenie.
Byłam jednak tak zła, że musiałam się na kimś wyżyć, a że za ścianą miałam prowodyra wydarzeń, szybko znalazłam sobie odpowiedni obiekt. Narzuciłam tylko na siebie sweter, aby nie wychodzić z mieszkania w piżamie (a raczej koszulce zastępującej mi piżamę). Zignorowałam dzwoniący telefon, obstawiając, że to Błażej się dobija, bo chce się dowiedzieć, o co mi chodziło i ruszyłam w stronę drzwi. Trzasnęłam nimi, a już po chwili znalazłam się przed mieszkaniem Michała. Nerwowo przebierałam nogami, czekając aż ktoś mi otworzy.
Miałam nadzieję, że będzie to Michał, jednak w drzwiach ukazała się Justyna.
- Zawołaj Michała! – rozkazałam jej bezpardonowo i bez jakiegokolwiek zaproszenia wchodząc do środka.
- Michała nie ma – warknęła, wciąż stojąc w otwartych drzwiach.
- Kłamać to ty nie umiesz, a przynajmniej nie mnie – syknęłam.
- Czego od niego chcesz? Jeszcze ci mało? Zostaw nas wreszcie w spokoju – marudziła, nie mając zamiaru zawołać swojego ukochanego.
Na szczęście zamknęła frontowe drzwi, dzięki czemu mój głos nie rozchodzi się po korytarzu.
- Bardzo chętnie, o ile wy zostawicie wreszcie mnie w spokoju! – byłam trochę jak bomba z opóźnionym zapłonem i groźbą natychmiastowego wybuchu.
- O czym ty mówisz? – zdziwiła się. – Nie obracaj kota ogonem…
Na szczęście w tej chwili w korytarzu pojawił się Michał, więc mogłam zignorować blondynkę. Na mój widok Kubiak udał zdziwionego, jednak znałam go już dość dobrze, by domyślić się, że spodziewał się mnie tutaj po tym, co nagadał na mnie bratu.
- O, Tosia – uśmiechnął się trochę niemrawo. – Co cię do nas sprowadza o tak wczesnej porze?
- Nie udawaj, doskonale wiesz, o co chodzi – syknęłam. – Powiem to raz i zapamiętaj to sobie dobrze – podeszłam do niego i dźgnęłam go paznokciem w pierś. – Nie chcesz mnie słuchać, nie chcesz, abym wtrącała się w twoje życie, więc ty nie wtrącaj się w moje. Przestań więc opowiadać Błażejowi jakieś herezje i odpieprz się ode mnie i Simona raz na zawsze.
- Tośka, zrozum, że popełniasz największy błąd w swoim życiu – zaczął, po raz pierwszy mówiąc na głos to, co o nas sądzi. – On jest żonaty! Starszy od ciebie! To nie wypali, wbij to sobie do głowy!
- A co cię to obchodzi? – syknęłam.
- Bo nie chcę, żebyś cierpiała – powiedział prawie płaczliwie.
Najśmieszniejsze jest to, że najbardziej cierpię właśnie przez niego, ale on akurat tego nie dostrzega.
- Ale z ciebie hipokryta! – zaśmiałam się.
- Nie bardzo rozumiem… – zdziwiła go moja nagła zmiana frontu.
- Gdybym właśnie powiedziała ci, że będziesz cierpiał przez Justynę, to byś mnie zignorował i kazał nie wchodzić mi z buciorami w twoje życie – wyjaśniałam. – Więc zastosuj to w obie strony. Nic ci do tego, z kim się spotykam, z kim sypiam, co robię. To moje życie i będę sobie je marnować jak mi się podoba.
 - Ale Tośka… – zaczął.
- Nie tośkuj mi tu teraz, Michał! – warknęłam. – Odwal się od nas, bo następnym razem sobie inaczej porozmawiamy! – krzyknęłam jeszcze, patrząc mu prosto w oczy.
Wiem, że to dziwnie wyglądało – taka drobniutka dziewczyna jak ja, grozi wysokiemu facetowi, jak Michał, ale mało mnie to obchodziło. Miał się odczepić i tyle. Wściekła obróciłam się na pięcie i trzasnęłam drzwiami. Na korytarzu spotkałam zdziwionego Matteo, którego chyba te ciągłe trzaskanie drzwiami dzisiejszego przedpołudnia na trzecim piętrze obudziło, bo stał w drzwiach w samych bokserkach. Uśmiechnęłam się do niego tylko, po czym zniknęłam w środku mojego mieszkania. A już po chwili siedziałam na parapecie i dzwoniłam do Simona, aby – jeśli może – jak najszybciej do mnie przyjechał.




_______________________________________

Witajcie :-)
Z moich ostatnich wyliczeń wynika, że właśnie w tym momencie jesteśmy dokładnie w środku tego opowiadania. Teraz więc już powinno iść z górki :-) Bardzo się cieszę, że mimo problemów, udało mi się napisać szesnastkę jeszcze przed moim wyjazdem na Mistrzostwa Europy do Gdańska. Głupi to ma szczęście – wygrałam bilety na baraż, z czego początkowo nie byłam zbytnio zachwycona. A tu się nagle okazuje, że to właśnie Polacy zagrają dokładnie w tym barażu, na którym jadę! I to jeszcze z moimi „ulubionymi” Bułgarami. Och, już ja im tam zgotuję piekło :-)
Ach, i jeszcze jedna wiadomość, tak na koniec. Od teraz też, oprócz na blogu i za pomocą aska, można się ze mną kontaktować poprzez twittera. Możecie do mnie pisać z pytaniami, sugestiami, zagwozdkami, czy po prostu chcąc o czymś ze mną porozmawiać. Zapraszam serdecznie :-)
A Michał wczoraj zagrał genialne spotkanie. Mam nadzieję, że jutro zobaczę go w równie dobrej formie :-)
Trzymajcie się ciepło i do następnego!

wtorek, 10 września 2013

piętnasty tatuaż.



„chyba zawsze już tak będziemy pogmatwani”


Następnego dnia najchętniej zagrzebałabym się w kołdrę i nie wychodziła z łóżka aż do momentu, w którym będzie to konieczne. Czyli do poniedziałku. Simon jednak mi na to nie pozwolił. Wręcz siłą zaciągnął mnie do kuchni, gdzie kazał mi zjeść obiad, składający się z odgrzanych resztek z wczorajszej imprezy. Następnie postanowił wyciągnąć mnie na spacer, abym się do reszty rozbudziła, mimo że nie bardzo tego chciałam. Ale on nic sobie nie robił z mojego sprzeciwu.
- Jeśli odpowiada ci wyjście w piżamie, to ja nie mam nic przeciwko temu – rzucił, jakby od niechcenia, kiedy chciałam się jakoś wymigać od tego dla mnie niedorzecznego pomysłu.
Naprawdę próbowałam być nieugięta, jednak jest to dość trudne, kiedy rozgrywający przerzuca sobie ciebie jak worek ziemniaków przez ramię i kieruje się w stronę drzwi, nic nie robiąc sobie z sprzeciwu, który wyrażasz uderzając go pięściami w plecy. Wiem, że tym ruchem chciał mi pokazać, że nie rzuca słów na wiatr i właśnie dlatego skapitulowałam. Kiedy Niemiec mnie puścił, posłusznie skierowałam się pod prysznic, a później przebrałam w coś normalnego. A teraz właśnie spacerujemy po żorskim parku – ja w niedbale związanych włosach, trampkach i o wiele za dużej bluzie wyglądam najwyżej na licealistkę obok wysokiego Simona ubranego w ciuchy Błażeja, które zostały w moim mieszkaniu po jego przeprowadzce do Paryża. W końcu Tischer przyjechał wczoraj tylko na imprezę, nie mając zamiaru zostać u mnie na dłużej i dlatego nie miał żadnych ciuchów na przebranie, musiałam mu więc znaleźć coś odpowiedniego. Myślę, że młody Kubiak nie będzie się na mnie za to gniewał.
- Znowu o nim myślisz? – spytał Simon, przerywając ciszę, która trwała między nami od czasu naszego wyjścia z mieszkania. Milczałam, bo co miałam mu odpowiedzieć? – Jesteś zła na mnie, że się w to wszystko wtrącam, tak? – dopytywał Niemiec, kiedy nic mu nie odpowiedziałam na poprzednie pytanie.
- Nie, nie jestem – odpowiedziałam od razu, mając nadzieję, że brzmię wiarygodnie. – Bez ciebie nie dałabym sobie rady w tej sytuacji, naprawdę, ale zrozum, że nie chcę już o nim gadać. Mam dość rozmyślania na temat jego zmiennych humorów. Chcę się teraz nacieszyć miłym towarzystwem, możemy więc trochę pomilczeć? – spytałam.
Tischer chyba mi uwierzył, bo po chwili wpatrywania się w skupieniu w moją twarz, jakby chcąc znaleźć oznaki kłamstwa, skinął głową. Między nami znów zapanowała przyjemna cisza, którą chwilę temu przerwał rozgrywający. Byłam z tego zadowolona, bo naprawdę miałam już dosyć roztrząsania spraw moich i Michała (choć czy my w ogóle mamy jakieś sprawy?). Czasami wyglądało to tak, jakbyśmy z Simonem nie mogli o niczym innym gadać, a przecież to nie była prawda. Miałam zamiar przestać się zajmować przyjmującym, najlepiej zacząć wprowadzać ten plan w życie od dzisiaj. Powinnam cieszyć się towarzystwem Simona, który jest naprawdę dobrym materiałem na przyjaciela – udowodnił mi to wczoraj, gdy uchronił mnie przed totalnym splamieniem honoru. Niemiec towarzyszył mi przez cały feralny wieczór, a do tego, gdy wszyscy wyszli, pomógł mnie i Matteo posprzątać bałagan, który zostawili po sobie imprezowicze. Choć jeden porządny i wychowany siatkarz, który się przejął naszym losem – biednych, ledwo kontaktujących z rzeczywistością gospodarzy imprezy…
Bo jeśli ktoś myślał, że będę rozpaczać po Kubiaku i przez to ominie mnie zabawa, którą współorganizowałam, to się grubo mylił. Te czasy już się skończyły, mam nadzieję, że raz, a dobrze! Zaraz po tym, jak Michał bezceremonialnie zostawił mnie ze zniszczonym życiem i pobiegł za swoją ukochaną, która to postanowiła mnie zadeptać jak niedopałek papierosa, Simon wkroczył do akcji. Wyprosił gości z pokoju i próbował mnie uspokoić. Wystarczyło jednak kilka minut, abym sama bez niczyjej pomocy zebrała się w sobie i przestała płakać. Wytarłam szybko nos, nie chcąc, aby Tischer uważał mnie za mazgaję, posprzątałam resztki potłuczonych rzeczy, umalowałam się na nowo i z dumnie podniesioną głową wyszłam z pokoju z zamiarem dobrej zabawy, tak jakby nic się nie stało. I mimo że większość zgromadzonych w mieszkaniu ludzi patrzyło na mnie dziwnie, nie przejmowałam się nimi. Poza tym alkohol naprawdę pomaga w ukojeniu bólu i to do tego stopnia, że około drugiej w nocy zaczęłam uczyć chłopaków moonwalk’u. A że zaczęłam tańczyć na stole i nie przemyślałam, że ktoś może nim szturchnąć, dzięki czemu znajdę się na podłodze… mówi się trudno. Dlatego też pewnie tak bardzo bolą mnie dzisiaj plecy… Poza tym dobrze wiedziałam, że moje zachowanie stanie się aktualnym numerem jeden wśród opowiadań Jastrzębian, ale miałam to w nosie, zwłaszcza, że zobaczę się z nimi dopiero w środę i to na treningu. Myślę, że do tego czasu głupie opowiastki wylecą im z głowy, a jeśli nie, to sama im w tym pomogę…
Ach, jak ja uwielbiam się mścić na innych!
- Pewnie jutro nasłuchasz się o mnie przeróżnych opowieści – zagaiłam.
- Pewnie tak – potwierdził Simon uśmiechnięty. – I wiesz co? Zadzwonię do ciebie wieczorem i razem się z nich pośmiejemy.
I jak go tu nie lubić, skoro jest taki kochany?

Nie spodziewałam się, że będzie czekał na mnie, gdy w poniedziałek (szczerze mówiąc, to chyba był to już wtorek) będę wracała do domu z fitness clubu. Nie po tym, co się wydarzyło w sobotę. On jednak znowu mnie zaskoczył, tylko nie wiem, czy pozytywnie. Siedział na schodach prowadzących na trzecie piętro, w rękach trzymał bukiet czerwonych róż, a obok niego leżała mała paczuszka. Byłam tak zamyślona (a raczej tak zmęczona, że nie miałam siły, by myśleć), że zauważyłam go dopiero w połowie schodów, kiedy wstał. Do tego siedział w takim miejscu klatki schodowej, aby móc mnie zobaczyć wcześniej, niż ja jego tak, abym nie mogła mu uciec. Ja jednak nie miałam zamiaru uciekać, nie sądziłam bowiem, że czeka na mnie. Raczej myślałam, że na Justynę, bo czego mógłby chcieć ode mnie? Co prawda dziwne było to, że nie siedział u siebie w mieszkaniu, tylko na schodach, jednak blondynka mogła mu zabrać klucze albo… nie wiem co, ale Zarzycka była zdolna do wszystkiego, aby postawić na swoim, nic więc by mnie nie zdziwiło. W każdym bądź razie nie sądziłam, że czeka właśnie na mnie, dlatego nawet na niego nie spojrzałam. Chciałam go ominąć, jakby go tu nie było.
Nie dane mi było jednak wykonać tego zamiaru, ponieważ złapał mnie za przegub ręki.
- Przepraszam – zaczął, próbując spojrzeć mi w oczy, jednak ja usilnie odwracałam głowę na boki. – Już wszystko wiem… wiem jak było, wiem, że nie miałem racji. Naprawdę żałuję tych wszystkich słów, czynów, tego co ostatnio robiłem w stosunku do ciebie, Tosiu… Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nie rozumiem już samego siebie – tłumaczył zawile. – Tosia, powiedz coś, cokolwiek, proszę…
- Co mam powiedzieć? – odparłam chłodno, nie racząc go nawet najmniejszym spojrzeniem. – Pewnie chciałbyś usłyszeć, że wybaczam i że wszystko jest w porządku, ale nie ma tak łatwo, Michał. Zrozum, co za dużo, to niezdrowo. Mam dosyć bycia tą najgorszą, która za każdym razem obrywa za innych. Koniec z tym, rozumiesz?!
- Wiem, że zrobiłem źle, ale wiesz, jaki jestem – tłumaczył się nadal. – Działam pod wpływem emocji, a to wszystko wyglądało jednoznacznie…
- Jakbyś zapomniał, ja też działam pod wpływem emocji – przerwałam mu – i dla mnie także wszystko wygląda jednoznacznie. Okazuje się jednak, ze inaczej niż dla ciebie... – uśmiechnęłam się kwaśno.
- Przepraszam, Tosiu, jest mi naprawdę przykro. Nie wiem, jak inaczej mógłbym prosić cię o wybaczenie mojego zachowania… – szepnął bezradny. – Proszę, przyjmij je, nawet jeśli masz mnie gdzieś. Szkoda, aby się zmarnowały… – powiedział, wręczając mi bukiet, który wciąż trzymał w dłoniach.
- Zawsze możesz dać je Justysi – syknęłam, starając się być nieugięta.
Nie mogłam reagować na jego smutne spojrzenie i skruszony wyraz twarzy. Powtarzałam sobie, że muszę być silna, że nie mogę mu tak łatwo wybaczyć, bo znowu wszystko wróci do normy, a ja już nie mam siły, aby znowu przeżywać na nowo kolejne aferki z Justyną, mną i Kubiakiem w roli głównej.
- Tosia… – szepnął Michał bezradnie, nie wiedząc za bardzo co począć, aby zmniejszyć mój upór.
I choć doskonale wiem, że nie powinnam była mu dawać przesłanek, że uda mu się mnie w jakikolwiek sposób udobruchać, to nie mogłam się powstrzymać przed wzięciem tego pięknego bukietu róż do rąk. Tak rzadko dostawałam kwiaty... jakby wszyscy myśleli, że jeśli ubieram się na czarno, to nie lubię jakichkolwiek przejawów życia. Wiem, że powinnam je teraz, na jego oczach, wrzucić do kosza, jak w tych wszystkich serialach, że to byłaby najlepsza reakcja, aby uświadomić mu, jak bardzo mnie zranił, ale… zwyczajnie było mi ich szkoda. Bo jak można tak piękne kwiaty po prostu wyrzucić do śmieci? Toż to marnotrawstwo!
- A tu mam jeszcze jeden mały prezent dla ciebie – ciągnął Michał, zapewne węsząc dla siebie szansę na uzyskanie przebaczenia – ale dostaniesz go, jeśli zaprosisz mnie do siebie na herbatę. Pół godziny rozmowy i spadam, a ty będziesz miała coś, co na pewno ci się spodoba.
- Wiesz, że to szantaż? – zaśmiałam się.
- Z tobą nie można inaczej, trzeba łapać się drastycznych środków – uśmiechnął się Kubiak, doskonale wiedząc, że teraz ma mnie w garści.
Przez dłuższą chwilę biłam się z myślami. Wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć, jednak… ciekawość zwyciężyła i wpuściłam go do środka. Kiedyś było to nie do pomyślenia, abym tak szybko zmiękła, jednak teraz… stało się ze mną coś, co sprawiało, że zachowywałam się jak nie ja. I choć bardzo mi się to nie podobało, nie potrafiłam tego zmienić...
Rzuciłam torbę treningową w kąt, po czym podreptałam do kuchni, by zrobić dla nas herbatę. Michał usiadł przy stole i bacznie mi się przyglądał. Milczeliśmy do czasu, aż nie usiadłam naprzeciwko niego, uprzednio kładąc na stół dwa kubki z parującym płynem.
- Co takiego chciałeś mi powiedzieć, że aż postanowiłeś czekać na mnie na schodach? – spytałam.
- To, że jest mi strasznie głupio, że ci nie uwierzyłem, Tosiu – zaczął znowu, tym razem łapiąc mnie za rękę dla wzmocnienia efektu. – Naprawdę nie wiem, co wstąpiło w Justynę. Jest mi strasznie głupio, że tak się zachowała. To nie powinno mieć miejsca.
- Dlaczego to ty się tłumaczysz za nią? – przerwałam mu, wyrywając dłoń z uścisku. Doskonale wiedział, jak zepsuć nastrój między nami... – Zwłaszcza, że znając ją, to tego nie żałuje.
- Kiedy chłopaki dziś na treningu powiedzieli mi, co widzieli i jak było naprawdę, poszedłem do domu i zażądałem wyjaśnień mimo, że moje poprzednie zdanie było stwierdzeniem, a nie pytaniem, Michał postanowił mi na nie odpowiedzieć. Nie zaprzeczyła w ani jedno moje słowo. Nie próbowała wmówić mi, że wszyscy trzymają twoją stronę. A wiesz dlaczego to zrobiła? – zaśmiał się kpiąco. – Bo jest o ciebie zazdrosna! Wymyśliła sobie, że próbujesz mnie jej odbić i nic do niej nie trafia, a już zwłaszcza to, że to jest totalna niedorzeczność, na którą nie wiem, jak mogła wpaść.
Nie powiem, żeby jego słowa mnie nie zabolały, ale przecież to nie było nic nowego. Michał od dawna niczego nie zauważa, więc jego reakcja powinna być dla mnie przewidywalna. Justyna nieźle to sobie wymyśliła, zmieniając taktykę na zakochaną w niego na zabój zazdrośnicę. Naprawdę jej nie doceniałam… chyba powinnam zacząć.
Choć z drugiej strony, czy taka sytuacja nie jest mi na rękę? Justyna zapewne będzie starała się, abyśmy się z Michałem nie spotykali, wmawiając mu, że nie może znieść, iż jestem tak blisko Kubiaka, bo tak bardzo jest o niego zazdrosna. A dzięki temu będę miała szansę dla siebie – by się z niego wyleczyć. Raz na zawsze. Może jednak to będzie lepsza taktyka dla nas obu?
- Ale jakoś ją udobrucham, nie wiem jeszcze jak, ale zrobię to. Przecież nie może się na mnie zbyt długo gniewać – tłumaczył mi dalej niczym niezrażony Michał, przerywając mi w rozmyślaniu. – Mam nadzieję, że przynajmniej ty się na mnie nie gniewasz…
- Michał…
- Przecież jeszcze mam tu coś dla ciebie – Kubiak nie pozwolił dojść mi do głosu.
Przyjmujący wyglądał, jakby nagle przypomniał sobie o przedmiocie, dzięki któremu tak naprawdę wpuściłam go do środka. Po chwili wręczył mi paczuszkę, która do tej pory leżała na podłodze obok krzesła, na którym siedział. Gdy tylko ją otworzyłam, wpadłam w nieopisaną euforię. W środku była płyta Michaela Jacksona „Thriller” – ta sama, którą w sobotę zniszczyła Justyna.
- Pierwszą dostałaś ode mnie, przeze mnie też została zniszczona, więc i drugą powinnaś dostać ode mnie – wyjaśnił mi z uśmiechem, widząc, jak wielką radość mi sprawił. – Mam nadzieję, że przeprosiny przyjęte.
- Wyjdzie na to, że jestem przekupna – zaśmiałam się, praktycznie nie mogąc usiedzieć na miejscu, tak bardzo musiałam ją właśnie w tej chwili włączyć – ale już się na ciebie nie gniewam – dodałam szybko, rzucając się mu na szyję i całując go w oba policzki.

Miesiąc później.
Dokładnie tak, jak miesiąc temu, także dzisiaj wracałam późno do domu. Wychodząc zza zakrętu na klatce schodowej, zauważyłam, że ktoś siedzi na schodach pod moimi drzwiami i ogląda swoje buty. Na pierwszy rzut oka wiedziałam już, że jest to siatkarz, mimo że w korytarzu panował półmrok. W końcu mało który facet ma tak długie nogi – ja przynajmniej nie znam innych niż Jastrzębianie. Byłam zaskoczona, ponieważ nie spodziewałam się tutaj któregokolwiek z nich. Przez ostatni czas starałam się unikać ich jak ognia, widywałam się więc z nimi tylko na treningach. A już zwłaszcza nie miałam ochoty spotykać się z Michałem, który dzień po naszej rozmowie pogodził się z Justyną i znów był zadowolony z życia i z siebie. Nie miałam najmniejszego zamiaru, aby po raz kolejny stać się kozłem ofiarnym jakieś perfekcyjnie uknutej przez blondynkę intrygi. Michał też nie bardzo szukał ze mną kontaktu i pewnie dlatego to unikanie się tak dobrze nam wychodziło…
Na moje szczęście to nie Kubiak na mnie czekał, tylko Tischer.
- Co tu robisz? – spytałam, przystając przed nim.
Siatkarz wyglądał, jakby ocknął się z drzemki i spojrzał na mnie nieprzytomnym spojrzeniem. Po chwili wstał, jak rażony prądem. Kilka chwil zajęło mu doprowadzenie się do porządku.
- Czekam na ciebie – odpowiedział mi wreszcie.
- Przecież to oczywiste – pokręciłam głową, podchodząc do drzwi i przekręcając klucz w zamku. – Ale dlaczego? – spytałam, spoglądając znów na niego.
- Bo mam do ciebie prośbę – odpowiedział poważnie.
- A! W takim razie właź – uśmiechnęłam się, otwierając drzwi i wpuszczając go do środka. – Rozgość się.
- Taki właśnie miałem zamiar – odpowiedział, od razu kierując swoje kroki w stronę kuchni.
Pokręciłam głową, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. Niemiec czuł się tutaj jak u siebie. Doskonale wiedział, gdzie co trzymam. Sam sobie robił kawę, herbatę, czy na co akurat miał ochotę. Zdecydowanie spędzał u mnie bardzo dużo czasu, nawet więcej niż w swoim mieszkaniu i to stąd brała się jego wiedza na temat wszelkich moich zwyczajów.
- I jak było na zlocie? – spytał, kiedy już usiadłam na krześle w kuchni przed kubkiem ciepłej herbaty, którą przed chwilą zrobił.
- Jak co roku, za-je-bi-ście – odparłam zadowolona, sylabizując dla wzmocnienia efektu. – Kocham ten ryk silników, zapach spalin, tych ludzi… zawsze pomagają mi dojść do ładu, odciągają od rzeczywistości… a właśnie tego mi teraz było trzeba – mówiłam, popijając herbatę.
Zlot harleyowców jak co roku odbywał się pod koniec września i mimo że nie byłam posiadaczką marzenia każdego zapalonego cyklisty, zawsze się tam pojawiałam. Zabierał mnie mój kumpel z roku, Karol. To właśnie on mnie wkręcił w to towarzystwo, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Dzięki takim spotkaniom można sobie nieźle naładować akumulatory na kolejne miesiące ciężkich konfrontacji z ludźmi, których w moim życiu było pod dostatkiem.
- To dobrze, że masz dziś dobry humor – uśmiechnął się pod nosem Simon. – Bo wpadłem na pewien pomysł, jak utrzeć chłopakom nosa.
- Zamieniam się w słuch – odpowiedziałam zaintrygowana.
Od kilku tygodni zastanawialiśmy się, jak dać nauczkę chłopakom, którzy od parapetówki wręcz prześcigają się w domysłach co do mnie i Simona. Na początku nawet nas to bawiło, ale ile można? W końcu człowiek się znudzi i tak się właśnie stało z nami, i to do tego stopnia, że aż zaczęliśmy planować, jak by się tu na nich odegrać.
- Najpierw jednak chciałem cię spytać, czy pójdziesz ze mną na imprezę do Łasko w środę – szepnął, jakby zawstydzony. – Wiesz, tą przedsezonową…
- No pewnie, że pójdę! A już zwłaszcza z tobą – przerwałam mu.
Doskonale bowiem wiedziałam, o co chodzi rozgrywającemu, w końcu mieszkam tu już drugi rok i zdążyłam poznać zwyczaje Jastrzębian. Widać, chłopaki nie zapomnieli o tym, że kapitan zespołu ma wręcz obowiązek zrobić imprezę przed pierwszą kolejką nowego sezonu PlusLigi. Ale co w tym dziwnego? Każda okazja do zabawy jest dla nich na wagę złota.
- A Łasko ma przerąbane, że mnie nie zaprosił – mruknęłam, kręcąc głową.
- Za to ja jestem jak zawsze na posterunku – Tischer w tej chwili prawie wypiął pierś do przodu z dumy.
- Oczywiście – potwierdziłam, śmiejąc się. – A teraz mów na co wpadłeś – już nie mogłam wytrzymać tej niepewności.
Simon zaśmiał się, widząc jaką ciekawość u mnie wzbudził swoim pomysłem.
- Pomyślałem, że skoro wszyscy biorą nas za parę, to dlaczego mamy temu zaprzeczać? Niech mają to, czego chcą.
- Czyżbyś w taki dziwny sposób chciał mi zaproponować, abym została twoją dziewczyną? – zaśmiałam się, udając podejrzliwą.
- Przejrzałaś mnie! – krzyknął, podrzucając ręce w górę. A dlaczego nie? No chyba, że ci się nie podobam – zrobił smutną minkę, idealnie dostosowując się do mojego żartobliwego tonu głosu.
- Ty miałbyś mi się nie podobać? – zapytałam zaskoczona. – Zdobyłeś moje serce od pierwszego wejrzenia! – krzyknęłam, udając oburzenie, że tego nie zauważył.
- Wiedziałem! – wykrzyknął Simon triumfująco i prawie zaklaskał w dłonie. – I co, wchodzisz w to? – po chwili wrócił do tematu rozmowy.
- No jasne! – potaknęłam, przybijając z nim piątkę. – W końcu chłopaki twierdzą, że jeszcze trochę i się tobą znudzę. Niech nie myślą, że pozjadali wszystkie rozumy.
Ta cecha strasznie mnie u ludzi irytowała, a już zwłaszcza u nich. Myśleli, że wiedzą o nas wszystko, więcej niż my sami. Niedługo zaczną nam wpychać dziecko w brzuch! W takich chwilach Jastrzębianie bardzo przypominali mi mojego ojca, który zawsze wiedział lepiej, co mi potrzeba do szczęścia i na własną rękę próbował ułożyć mi moje życie. Dlatego tak bardzo chciałam im pokazać, że się mylą...
- A do tego zobaczysz, jaki Michał będzie zazdrosny, gdy znowu zobaczy nas razem – zaśmiał się Tischer, wyrywając mnie z zamyślenia.
Dlaczego on wciąż wraca do tego tematu? Dałby już sobie z tym spokój... tylko niepotrzebnie psuje mi mój dobry nastrój spowodowany odcięciem się od Michała.
- Simon – szepnęłam ostrzegająco – miałeś przestać robić mi nadzieję.
- Wiem, ale..
- Nie ma żadnego ale – przerwałam mu zniecierpliwiona. Niemiec wciąż próbował dojść do głosu, ale nie pozwalałam mu na to. – I wybacz mi teraz, ale jestem zmęczona. Nie wiem, jeśli nie chcesz tak późno wracać do siebie, to wiesz, że łóżko w drugim pokoju jest wolne i że możesz tutaj spać – mówiłam szybko i niezbyt składnie, chcąc się go jak najszybciej pozbyć, by uniknąć niepotrzebnej kłótni. Nie miałam zamiaru się z nim sprzeczać, a już zwłaszcza o Michała! Wstałam więc w pośpiechu od stołu, powiedziałam mu dobranoc i już mnie nie było.
Nienawidziłam chwil, gdy Simon próbował wmówić mi, że Michałowi na mnie zależy, tylko ten wbił sobie do głowy coś, czego nie ma i nie umie się z tego wycofać że jest za bardzo dumny, aby przyznać się do błędu. Niemiec cały czas próbował mnie przekonać, że widać jak na dłoni, iż Kubiak jest o niego zazdrosny, bo coś do mnie czuje, tylko jest to głęboko ukryte i on nie potrafi sobie tego uświadomić. Nie podobało mi się to. Nie chciałam mieć już nadziei. Nie mogłam jej mieć! Powinnam raz na zawsze skończyć z tym, co tak długo już trwa i co niszczy mnie od środka. A mianowicie z miłością do Kubiaka. I Simon powinien mi w tym pomagać, a nie przeszkadzać.

Trzy dni później wchodziliśmy z Tischerem pod rękę do domu Łasko z zamiarem dobrej zabawy. A myśl o wkręcaniu towarzystwa tylko potęgowała uczucie, że to będzie dobra noc. I mimo że czułam się w tej chwili trochę, jakbym była intrygantką Justyną, to nie przeszkadzało mi to musieliśmy utrzeć im nosa, którego wściubiają w nieswoje sprawy.
- Powinnam ci tak porządnie walnąć, że mnie nie zaprosiłeś – pogroziłam Michałowi, zanim ten zdążył otworzyć usta, żeby się z nami przywitać. – Dobrze, że mam Simona, który o mnie pamięta. Wy to jak widać, macie mnie gdzieś. A ja tyle dla was robię! – westchnęłam teatralnie. Zawsze byłam dumna z moich umiejętności aktorskich. Może jednak powinnam składać papiery na PWST? Choć z drugiej strony, kto by przyjął do renomowanej uczelni dziewczynę z tatuażami? Jestem przegrana na starcie...
W międzyczasie rozejrzałam się dookoła siebie. Lokum było już wypełnione Jastrzębianami i ich życiowymi partnerkami. Jedzenia również było pod dostatkiem, za to alkoholu niezbyt wiele – na imprezie bowiem miał się pojawić trener Bernardi, któremu z pewnością to by się nie spodobało, zwłaszcza, że w ten weekend chłopaki zaczynają nowy sezon. Można powiedzieć, że wreszcie, no bo ile można żyć bez meczów siatkówki?
- Ej, Tosieńka, nie mów tak – Łasko zrobił minę zbitego psiaka, przywołując mnie do rzeczywistości – przecież wiesz, że cię uwielbiam. Myślałem, że cię zaprosiłem… głupio wyszło.
- Ech, żebym się sama musiała wpraszać na imprezę? – westchnęłam teatralnie. – Do czego to doszło? – powiedziałam, po czym przywitałam się z Mileną.
- Tośka no, nie gniewaj się na mnie – Łasko szturchał mnie w ramię, próbując jakoś udobruchac.
- Boisz się, że ci dowalę za to na treningu, mam rację? – zaśmiałam się, widząc jego minę. – O to akurat nie musisz się martwić. A czy ci wybaczę, to się jeszcze zastanowię – dodałam, po czym pociągnęłam Simona za sobą.
Jastrzębianie są takim gatunkiem ludzi, po którym wszystko widać jak na dłoni. Dlatego przechodząc z Tischerem za rękę w stronę stołu z jedzeniem ewidentnie dało się zauważyć, że są zaskoczeni tym, iż przyszliśmy tutaj razem. Pewnie sądzili, że już się Niemcem znudziłam… Niedoczekanie ich! Ja się dopiero rozkręcam… I z każdą kolejną chwilą tak właśnie było. Większość czasu spędzałam z Tischerem, jednak czasami któryś z siatkarzy porywał mnie na parkiet, by zatańczyć i jednocześnie wyciągnąć ze mnie, co to wszystko ma znaczyć. Uśmiechałam się wtedy nieznacznie, po czym mówiłam: „to, co widzisz” i zostawiałam takiego delikwenta zdezorientowanego na parkiecie, wracając do „mojego” rozgrywającego. Wiedziałam, że takim zachowaniem jeszcze bardziej wzbudzę ich ciekawość i spotęguję domysły. A przecież o to nam właśnie chodziło – żeby sami udławili się swoimi teoriami spiskowymi.
Mimo towarzystwa Niemca, mimowolnie rozglądałam się, szukając wzrokiem Kubiaka, choć wciąż sobie wmawiałam, że tak tylko patrzę po pomieszczeniu bez celu. Przecież nie szukam przyjmującego, bo z nim skończyłam. Nie mogłam się jednak powstrzymać przed takim zachowaniem. A Michała, jak na złość, nigdzie nie było, co z każdą chwilą potęgowało moje zaniepokojenie. Przecież Kubiak nie odpuściłby sobie imprezy przedsezonowej, to nie w jego stylu. Pamiętam, jak pierwszy raz był trochę stremowany nowym towarzystwem, ale nie trwało to zbyt długo. Po godzinie on, ja i Zbyszek mieliśmy opanowany cały parkiet i rozkręcaliśmy towarzystwo, które przy ludziach z warszawskich klubów wydawało nam się drętwe. Zwłaszcza, że Bartman był organizatorem tamtejszej zabawy – w końcu to jego mianowali wtedy na kapitana zespołu. Dlaczego więc Kubiak miałby odpuścić sobie tegoroczną imprezę? – zastanawiałam się w myślach. – Czyżby to była sprawka Justyny? Aż tak bardzo dał jej się zbałamucić, żeby zrezygnować z przyjścia tutaj?
- Jeśli szukasz Michała, to właśnie przyszedł. Z Justyną – szepnął Tischer, jakby odgadując z wyrazu mojej twarzy, o czym myślę i wpatrując się usilnie w coś za mną.
Siedzieliśmy na sofie i zapewne w drzwiach za moimi plecami stanęła właśnie do tej pory brakująca w pomieszczeniu para. Nie mogłam się obrócić, mimo że chciałam zobaczyć to na własne oczy, jednak wyglądałoby to tak, jakbyśmy o nich rozmawiali (co bądź co bądź jest prawdą). Musiałam posiłkować się relacją z ust Niemca.
- Chyba niedawno przyszli, bo przed chwilą rozmawiali z Łasko – relacjonował mi rozgrywający, zbliżając twarz do mojej twarzy, ale wciąż wpatrując się w sytuację rozgrywającą się za mną, mimo że z boku zapewne wyglądało to zupełnie inaczej. – O, właśnie nas zauważył i nie wygląda na zachwyconego tym, że siedzę tak blisko ciebie i że obejmuję cię ramieniem. Justyna chyba próbuje go odciągnąć od wpatrywania się w nas, ale on stoi jak słup soli. Milena tłumaczy mu teraz, że przyszliśmy razem, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że go to jeszcze bardziej zdenerwuje…
- Simon, przestań, bo zaraz się obrócę, by sprawdzić, czy masz rację – szepnęłam, ostatkiem sił próbując wpatrywać się w rozgrywającego.
Przecież jeśli było tak jak mówił, to… nie, to niemożliwe, aby Kubiakowi na mnie zależało w  T A K I  sposób.
- Wiem, co na ten temat sądzisz, ale tak właśnie jest – potaknął Simon, przenosząc swój wzrok na mnie. – Kubiakowi nie podoba się to, że się koło ciebie kręcę. Uważa, że jestem dla ciebie za stary i że cię skrzywdzę, bo w końcu mam jeszcze żonę. Ale tak naprawdę to jest o ciebie zazdrosny, tylko nie potrafi się do tego przyznać.
- Skąd to wiesz? – zdziwiłam się.
- Że jest zazdrosny? Przecież to widać, tyle razy ci to mówiłem – prychnął pewny swego.
- Nie o to mi chodzi – pokręciłam głową. – O to, co powiedziałeś wcześniej.
- Ach tak – Niemiec spuścił wzrok, jakby coś się właśnie wydało; coś, o czym nie miałam pojęcia. – W poniedziałek Michał zaczepił mnie po treningu i mi to powiedział. Kompletnie nie chciał mnie słuchać, tylko gadał o tym, że nasza relacja mu się nie podoba…
- On nie miał prawa – zagotowałam się, przerywając mu.
Jak śmiał robić wymówki Simonowi? Sam nie stosował się do moich zastrzeżeń co do Justyny, a za moimi plecami robi coś takiego! Jest kompletnie niepoważny! Już ja sobie z nim poważnie pogadam.
- Spokojnie, Tosiu – Simon pogłaskał mnie po policzku, chcąc, abym się uspokoiła i nie robiła głupot; a przynajmniej nie w tej chwili. – On nie wie, że robimy ich w balona, a to świadczy, że umiemy grać – uśmiechnął się.
- Ale gdyby to była prawda, to on naprawdę nie miał prawa robić ci wymówek… Z jakiej paki… – nadal irytowałam się.
- Tośka, mówiłem ci przecież, że jemu na tobie zależy, tylko coś sobie ubzdurał, że…
- Simon…
- Nie zaprzeczaj, zaraz ci to udowodnię – przerwał mi. – I jestem pewien, że Michałowi to się nie spodoba.
Nie miałam pojęcia, jak ma zamiar to zrobić, dopóki nie przybliżył się do mnie na niewielką odległość i mnie nie pocałował. Nie wiedziałam, co się dzieje przez dobrych kilka chwil. Kiedy oderwał się ode mnie, szepnął poważnie:
- Z Michała właśnie bucha para z wściekłości. A reszta wygląda, jakby odkryli istnienie Wielkiej Stopy.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, słysząc to zdanie, które wypowiedział tak poważnym tonem głosu, kompletnie nie pasującym do treści. W tym samym czasie Kubiak, który teraz był na linii mojego wzroku, spojrzał na nas z mieszkanką zaskoczenia, oburzenia i… czyżby zazdrości? Niemożliwe, ale... na to wyglądało. Nie zdążyłam jednak się mu dokładniej przyjrzeć, bo obrócił się na pięcie, zostawił zdezorientowaną Justynę na parkiecie i poszedł w bliżej nieokreślonym kierunku. Blondynka oczywiście pobiegła za nim, gdy się tylko ocknęła z szoku. Ja tymczasem nie wiedziałam, co się dzieje i co powinnam zrobić. Też miałam zamiar za nim pójść i z nim porozmawiać, jednak udaremnił mi to Simon, przyciągając mnie do siebie z całą mocą.
- Nie możesz teraz pokazać mu, że ci na nim zależy – szepnął mi do ucha. – Musi sam sobie to uświadomić i o ciebie zawalczyć. Ze mną – dodał z triumfującym uśmiechem.
A potem zdezorientowaną mnie pociągnął za sobą na parkiet. I do końca imprezy praktycznie nie opuszczał mnie na krok, abym nie zrobiła niczego głupiego. Nawet gdybym miała taką możliwość, to nie było ku temu okazji, bo Michał wraz z Justyną po tym zdarzeniu po prostu zniknęli i już się nie pojawili na imprezie. I ja naprawdę nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć… Czyżby jednak Simon miał rację?
Nie, to niemożliwe.




___________________________________________