wtorek, 23 kwietnia 2013

siódmy tatuaż.



„Kiedy powiem sobie dość?
A ja wiem, że to już niedługo”


Ostatnie dwadzieścia cztery godziny z mojego życia nie należały do tych najlepszych. Zdecydowanie. Zaczęło się to już wczorajszego wieczoru. Wszystko było dobrze, naprawdę. Bawiłam się świetnie w super towarzystwie i mało co mi przeszkadzało. Nawet zaczepki Justyny na mnie nie działały tak bardzo, jak to zazwyczaj bywało. Raczej bardziej mnie bawiły. Do czasu jednak.
Po skończonym o dwudziestej trzeciej karaoke, nie opuściliśmy „Bałtyku”. Wręcz przeciwnie. Chyba największą ochotę do pozostania w tym miejscu i potańczenia do bladego świtu wykazałam ja i Asia. Chłopaki bowiem zaczęli narzekać, że najchętniej położyliby się już do łóżek, bo są zmęczeni i mają dosyć. Solidarnie więc stwierdziłyśmy, że jak zgredy chcą, to niech sobie idą spać, ale nas niech w to nie mieszają, bo my ruszamy na podryw. Zbyszek, gdy tylko usłyszał te słowa, od razu zrobił się jakiś taki rześki i postanowił, że nie zostawi Asi samej na pastwę tych wszystkich wygłodniałych facetów. Po jego deklaracji w głowie Błażeja ubzdurało się coś podobnego, bo stwierdził, że mnie też wypadałoby popilnować i on także zostaje (nie wiem, czy sądził, że jego obecność jakoś uspokajająco na mnie wpłynie?; jeśli tak, musi się zawieść, bo to przed niczym mnie nie powstrzyma). Po chwili Michał wzruszył tylko ramionami i porwał mnie na parkiet. Widząc, co się dzieje, Justyna też postanowiła zostać. I tak z dwójkowej zabawy, zrobiła się szóstkowa, jakbyśmy dobierali się do jakiegoś meczu siatkarskiego.
I naprawdę wszystko było w porządku, bawiłam się głównie w ramionach Kubiaków. Raz tańczyłam ze starszym, raz z młodszym, zdarzyło mi się też wyskoczyć na parkiet ze Zbyszkiem (a oderwać go od Asi jest nie lada sztuką!), a nawet namówić się na połamaniec z kilkoma uprzejmymi adoratorami, ośmielonymi by do mnie podejść sporą ilością alkoholu. I chyba właśnie przez nich przegapiłam swoją okazję... Od drugiej godziny bowiem DJ zaczął puszczać wolniejsze kawałki, sprzyjające przytulaniu się. Prym wśród par na parkiecie wiódł Zbyszek z Asią, którzy wyglądają ze sobą jak milion dolarów. Naprawdę, pasują do siebie. Ja postanowiłam wtedy trochę odpocząć, bo miałam już sporo przetańczonych kawałków w nogach, a poza tym nie posiadałam nikogo, z kim mogłabym się tak "pobujać". Usiadłam więc w naszej loży i zaczęłam przyglądać się parom na parkiecie, zastanawiając się jak wyglądałabym wśród nich (po pijaku mam naprawdę dziwnie romantyczne myśli…). I nagle z głośników poleciało „Fix you” Coldplay. Może nic nadzwyczajnego dla większości społeczeństwa, jednak nie dla mnie. Mi bowiem ta piosenka zawsze będzie kojarzyła mi się z jedną osobą. Z Michałem. To podczas tańca z nim do tego utworu na jednej z imprez, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Warszawie, uświadomiłam sobie, że się w nim zakochałam. A było to jakieś dwa lata temu. Od tamtej pory strasznie się zmieniłam, co samą mnie przeraża, kiedy o tym pomyślę. Nie dziwcie się więc, że serce mi pękło, gdy zobaczyłam Michała w objęciach z Justyną na parkiecie, tańczących do "naszej piosenki". Poczułam, jakby nagle coś we mnie umarło. Alkohol stracił smak, a życie sens. Bez słowa więc wstałam od stołu i tak po prostu wyszłam stamtąd, nic nikomu nie tłumacząc.
Jakby tego było mało, cały dzisiejszy dzień musiałam patrzeć na rozkwitającą pomiędzy nimi miłość. Justyna bowiem zwietrzyła okazję i kuła żelazo póki gorące. A Michał? Michał zawsze miał słabość do blondynek, poza tym chyba tylko on z nas wszystkich od zawsze najlepiej dogadywał się z Zarzycką. Ciągnęło go do niej, a ją do niego. Gdyby nie starszy Kubiak, już dawno by jej w naszej paczce nie było. Utrzymywali ze sobą kontakt telefoniczny, często rozmawiali, a kiedy Michał pojawiał się w Warszawie, zawsze znalazł czas, by się z nią spotkać. Od dawna wiedziałam, że to moja najgłówniejsza konkurentka, ale nic nie zrobiłam, aby ją w jakiś sposób wyeliminować. Nie wiem czy myślałam, że jak przeniesiemy się do Jastrzębia-Zdroju, to sprawa z Justyną zniknie? Tak po prostu - pyk i nie będzie? Wiem, wiem, inteligencją w tej chwili nie grzeszyłam, ale nic na to nie poradzę. Teraz już jest za późno na takie wywody, trzeba przełknąć gorzką pigułkę porażki. I ja to właśnie miałam zamiar uczynić.
Dlatego też tak bardzo ucieszyłam się, kiedy wracając z obiadokolacji spotkałam Mattiego, który przypomniał mi o zaplanowanym dzisiaj spotkaniu w „Bałtyku”. Bo z tego wszystkiego naprawdę zapomniałabym się tam stawić. Zaraz po powrocie do domku ubrałam na siebie najbardziej obcisłą i najkrótszą sukienkę, jaką zabrałam tutaj ze sobą. Oczywiście czarną, bo ja rzadko kiedy używam innego koloru. Taka już moja natura. Zrobiłam sobie ostry makijaż i dopełniłam to wszystko natapirowaną fryzurą. Dawno tyle czasu nie spędziłam w łazience przed wyjściem na jakąkolwiek imprezę, jednak jeśli chce się pokazać facetowi co właśnie stracił i utrzeć mu tym nosa, to trzeba trochę nad sobą popracować. Zadowolona z efektu wyszłam więc z domku i oznajmiłam mojemu towarzystwu, że dziś bawię się bez nich, po czym nic im więcej nie tłumacząc, poszłam sobie, by stawić się o umówionej godzinie w tym samym klubie, w którym bawiłam się wczoraj. Uznałam, że najlepiej jest odreagowywać w dopiero co poznanym towarzystwie. Oni przynajmniej nie robią ci na każdym kroku psychoanalizy i nie zastanawiają się, dlaczego jestem w tak podłym nastroju.
I chyba to odreagowywanie mi się udało, bo właśnie stoję na środku brukowego chodnika pomiędzy domkami i rozglądam się po bokach, próbując przypomnieć sobie, w którym tak właściwie od kilku dni mieszkam. Wszystkie bowiem o tej porze są identyczne, a mi w stanie upojenia alkoholowego ciężko się myśli, a co dopiero decyduje, który jest ten właściwy. A nie chciałabym być posądzona o próbę włamania się do czyjeś własności… Po dłuższym zastanowieniu jednak chyba wreszcie wiem, gdzie powinnam iść. Pomógł mi mały szczegół. Widocznie Błażej, jakby przeczuwając, że zgubię drogę, powiesił mój ręcznik na sznurku przed wejściem. A co jeśli ktoś ma taki sam? Nie, na pewno nie ma. Poza tym, pijana sklerotyczko, to nie Błażej to zrobił, on przecież nie jest aż tak przewidujący. To ja sama go tam powiesiłam, bo gdy przed wyjściem do klubu myłam włosy, to ten nieszczęsny ręcznik wpadł mi do brodzika pełnego wody i się zamoczył. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Och, szare komórki chyba wyplenił alkohol... Przecież byłam wtedy strasznie zła, ale teraz chyba mogę uznać to za zrządzenie losu, bo dzięki temu wiem, że jestem w odpowiednim miejscu. Kiedy więc już stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, zaczęłam usilnie szperać w torebce w poszukiwaniu kluczy, a kiedy je już znalazłam, to chyba jakieś dwie minuty mi zajęło trafienie nim do zamku. Jakimś sposobem mi się to jednak udało. Przekręciłam klucz w zamku, po czym miałam zamiar wejść cichutko do środka, tak aby Błażeja nie obudzić…
No właśnie, miałam zamiar. Czy wy też tak macie, że gdy staracie się być najciszej jak tylko można, to nagle stajecie się słoniem w składzie porcelany? Bo ja tak mam i właśnie w tej jakże nieodpowiedniej chwili się to potwierdziło. Nie dość, że drzwi wejściowe skrzypnęły, mimo że nigdy wcześniej nie skrzypiały, to jeszcze upuściłam klucze na podłogę, przewróciłam krzesło pełne ciuchów (kto je postawił na środku pokoju?!), a do tego chcąc zapalić nocną lampkę, prawie ją stłukłam. Znaczy, spadła na podłogę, ale wytrzymała ten wstrząs. Całkiem odporna.
Błażej więc się obudził.
- Tośka? Która godzina? – zapytał, jeszcze nieobudzony do końca ze snu.
- Ciii… Śpij… - szepnęłam, licząc, że może obróci się na drugi bok i wróci do spania.
- Jest czwarta rano! – nic z tych rzeczy. – Gdzieś ty była tyle czasu?! – wykrzyczał, rozbudzając się do reszty.
Zaczyna się – pomyślałam, wzdychając ciężko i zignorowałam jego wyrzuty. Zajęłam się bowiem czym innym. Zamknęłam drzwi na klucz, zapaliłam światło, bo skoro Błażej już nie spał, to nie muszę się bać, że go będę razić w oczy, po czym rzuciłam torebkę na stolik nocny. A raczej chciałam rzucić, bo… nie trafiłam.
- Boże, ty jesteś pijana – stwierdził Błażej po chwili, przyglądając się mojemu zachowaniu.
- Tylko troszeczkę – zachichotałam, pokazując mu na palcach jak trochę.
- Sama wróciłaś? – zainteresował się.
Pokiwałam głową tak zamaszyście, że aż musiałam się oprzeć o ścianę, bo inaczej bym wyrżnęła orła na środku pokoju.
- Mam nadzieję, że nie zrobiłaś niczego głupiego – westchnął.
- O co ty mnie posądzasz? – prawie że się na niego obraziłam.
- Nie denerwuj się tylko – Błażej próbował mnie jakoś uspokoić, wiedząc, że jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko, zwłaszcza po alkoholu. – Ja się tylko o ciebie martwię.
- Nie musisz, miałam super towarzystwo, które o mnie zadbało – fuknęłam nieudobruchana do końca.
- Kogo? – zainteresował się.
- Czy ty musisz wszystko wiedzieć? – westchnęłam zirytowana.
Młody Kubiak przytaknął z cwanym uśmiechem na twarzy.
- Matti i Aleks są z Warszawy, są tu już od półtora miesiąca – zaczęłam mu więc streszczać, co się dzisiejszej nocy dowiedziałam o moich nowych towarzyszach, pomagając sobie żywą gestykulacją, co w moim stanie było bardzo trudne, ponieważ moja koordynacja ruchowa była wystawiona na naprawdę ciężką próbę. – Przez ten czas pracowali w klubie jako barmani, a teraz, po skończeniu wakacyjnej fuchy, zostali na dwa tygodnie i wypoczywają. Jeden studiuje geodezję i ma dziewczynę w stolicy, choć po jego zachowaniu, to bym tego nie podejrzewała. A drugi jest przyszłym architektem i jest nieziemsko przystojny.
- I przez cały czas byłaś z nimi? – interesował się dalej Błażej, ignorując moją wzmiankę o przystojności Aleksa, co mnie trochę oburzyło.
- No! Przecież mówię! – powiedziałam, jakbym rozmawiała z idiotą. – Dbali o mnie. Znaczy Aleks dbał, bo Matti nam zaginął po pewnym czasie. Pewnie z jakąś dziunią zniknął, przynajmniej tak stwierdził Aleks.
- I  nie odprowadził cię pod drzwi? – zdziwił się Błażej. – To jak on o ciebie dbał? – prychnął.
- Bardzo dobrze – rzuciłam rozzłoszczona jego aluzją. – Tylko pod koniec trochę film mu się urwał. Kumpel jego, który był dzisiaj na barze, aż go musiał odprowadzać do pokoju, bo sam by nie trafił. Kazał mi nawet poczekać aż wróci i też by mnie odprowadził, jednak przecież ja sama sobie nieźle poradziłam – powiedziałam z przekonaniem.
Błażej przyjął moje wyjaśnienia z miną profesora i przez dłuższą chwilę przyglądał mi się w milczeniu.
- Dobrze, a teraz powiedz mi, co się stało, że tak się zachowujesz – spytał nagle, przyglądając mi się z uwagą.
- Niiiic – ziewnęłam.
Zaczynałam bowiem powoli odczuwać zmęczenie dzisiejszym dniem.
- Przecież widzę – a ten uparcie trwał przy swoim, licząc, że po pijaku rozwiąże mi się język. Ale nie ze mną takie numery!
- No dobrze, powiem ci - powiedziałam zrezygnowana. - Nie mogę rozpiąć sukienki – przyznałam niemal płaczliwie, bo od kilku minut męczyłam się z tym przeklętym zamkiem na plecach.
Błażej pokręcił przecząco głową, po czym wstał z łóżka i rozpiął mi go. Podziękowałam mu za to. Chciałam to zrobić najpiękniej jak tylko umiałam, ale mi się nie udało. A to przez czkawkę, która mnie nagle dopadła.
- Tosia, przecież widzę, że coś jest nie tak – Kubiak jednak wciąż drążył temat. – To przez Michała?
- A czy wszystko musi się kręcić wokół Michała? – zapytałam zirytowana, po czym poszłam do łazienki, chcąc dać mu do zrozumienia, aby dał mi spokój.
A Błażej, uparciuch jeden, poszedł za mną.
- Tosia, zobaczysz, on się Justyną znudzi prędzej niż myślisz. Niż my wszyscy myślimy – zaczął mnie przekonywać. – To nie jest kobieta w jego typie. On potrzebuje wyzwania, takiego jakim ty jesteś, a nie kogoś, kto na każdym kroku będzie mu przytakiwał. Teraz to może jest dla niego atrakcyjne, ale na dłuższą metę mu się znudzi, zobaczysz.
- Michał już mnie nie interesuje – odpowiedziałam mu poważnie, zakładając bluzkę od piżamy. A raczej próbując założyć, bo nie mogłam trafić ręką w rękaw.
Nie przejmowałam się tym, że młody Kubiak patrzy jak się przebieram. Już nie raz widział mnie w bieliźnie, więc nie robiło mi to różnicy, że kolejny raz ogląda moje majtki i stanik.
- Naprawdę? – podpuszczał mnie, niczym niezrażony. – Czyli już nie interesuje cię, że martwił się o ciebie, gdy wyszłaś i był tu około drugiej zapytać, czy już wróciłaś? – powiedział, po czym zadowolony obrócił się i wrócił do łóżka.
Na te słowa aż mi szczotka utknęła we włosach, które właśnie miałam zamiar spróbować jakimś sposobem rozczesać, bo tak bardzo były splątane, że to był naprawdę ciężki kawałek chleba. A Błażej mi tu w takim ważnym momencie wyskakuje z taką informacją. Bo Michał martwił się. O mnie. Jakie to cudowne uczucie wiedzieć, że nie jest się dla niego obojętnym, a w jakimś stopniu ważnym! Ale zaraz, zaraz… W co on gra do jasnej cholery? Skoro kręci z Justyną, to po co robi mi nadzieję, że jednak mogę liczyć na coś więcej, że nie jestem dla niego tylko koleżanką jego młodszego brata?
Rzuciłam szczotką o podłogę, nagle rozwścieczona jego zachowaniem. O co mu chodzi? Dlaczego bawi się moimi uczuciami? Sprawia mu to przyjemność? Naprawdę już wolałabym, aby nie robił mi jakichkolwiek nadziei. Wolałabym się rozczarować, ale wiedzieć na czym stoję. Chciałabym zapomnieć. Wyleczyć się z niego. Wrócić do dawnej siebie. Tej nieprzejednanej, nieanalizującej swoich uczuć, niemyślącej tyle, szalonej, często wkurzającej, złośliwej… po prostu chciałabym znów być złą Tośką, którą mało kto potrafi znieść. Mam dosyć tej rozklekotanej emocjonalnie podróbki mnie, która przejmuje się facetem i swoimi uczuciami do niego. A męski ród przecież nie jest tego wart. Ani trochę. Bo to świnie. Trzeba na co dzień traktować ich chłodno i z dystansem, a kiedy zdarzy się taki dzień, że będzie się ich potrzebowało, to wystarczy pstryknąć palcami, a przylecą jak na skrzydłach. I tak było do tej pory, dopóki nie zakochałam się w Michale. Co to przeklęte uczucie robi z człowieka?
I nawet nie wiem, kiedy się rozbeczałam. Tak po prostu. Jak głupia koza jakaś. Rzadko kiedy płaczę, ale jeśli już łzy spływają mi po policzkach, to albo za sprawą moich rodziców, albo… Michała właśnie. Siatkarz jest wręcz specjalistą od wywoływania słonego płynu z moich oczodołów. Cholernik jeden, nawet nie zdaje sobie sprawy, ile czasem kosztuje mnie spędzenie z nim dnia.
Błażej tymczasem wystraszył się moją nagłą reakcją, bo w pośpiechu wrócił do mnie, do łazienki z pokoju, w którym to sobie leżał w łóżeczku. Widząc, że siedzę na zimnej posadzce prawie o gołym tyłku z niedbale zarzuconą na siebie koszulką, rozczochranymi włosami i makijażem spływającym wraz z łzami po policzkach, szybko ukucnął obok mnie i objął mnie ramionami. Pociągnęłam nosem.
- Wyjdź stąd. Przecież masz już dość pocieszania mnie na każdym kroku – wypomniałam mu naszą ostatnią kłótnię.
- Głuptasie – pokręcił głową młodszy z Kubiaków. – Przecież wiesz, że kocham cię jak siostrę i nienawidzę chwil, w których płaczesz, nawet jeśli robisz to po pijaku – szepnął, całując mnie w czoło. – Zwłaszcza jeśli to robisz przez mojego brata pacana. Zawsze mam wtedy ochotę pójść do niego i ukręcić mu ten jego pusty, durny łeb. Gdzie on ma oczy, że nie widzi, jak wspaniałą kobietę ma obok siebie? – i mówił tak dalej tym kojącym tonem głosu, kołysząc mnie w swoim ramionach, tak abym się uspokoiła. A robił to tak długo i tak skutecznie, że zasnęłam. I nawet nie pamiętam kiedy…

Kiedy otworzyłam oczy dnia następnego, wydawało mi się, jakby wczoraj przejechał po mnie walec. I to nie raz, a przynajmniej tak ze trzy razy. W tę i z powrotem. Bolały mnie wszystkie kości, w głowie mi pulsowało, a poza tym to było mi tak trochę niedobrze. Z początku zdziwiłam się, dlaczego tak źle się czuję od samego rana, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że to są konsekwencję całonocnego balowania. Dawno tak mnie nie mdliło po alkoholu… Chyba miałam zbyt dużą przerwę od imprezowania. Muszę to zmienić w najbliższym czasie.
Westchnęłam ciężko i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, by móc spojrzeć na zegarek, stojący na szafce nocnej koło łóżka. Trzynasta. Świetnie, po prostu. Dawno tak długo nie spałam. Dziwne jest też to, że nikt mnie nie obudził przez tak długi czas. Obok zegarka leżała jednak karteczka, która wszystko wyjaśniała. Na niej to Błażej swoim krzywym pismem nabazgrał:  

„Nie chciałem cię budzić, bo lepiej abyś po tej nocy się wyspała. Powiem wszystkim, że jesteś niedysponowana. Jakby co, to będziemy na plaży. A o resztę się nie martw. 
B. 
PS W lodówce masz kanapki, a jeśli nie będziesz mogła na nie patrzeć, to kupiłem ci maślankę i jogurt.” 

Czy on nie jest kochany? Jak chce, to naprawdę potrafi taki być.
Wstałam, by się ogarnąć, co zajęło mi ponad pół godziny. Naprawdę ciężko było mi się rozruszać, jednak jakoś mi się to udało. Ruszyłam więc w stronę plaży, aby znaleźć resztę towarzystwa. Powiem szczerze i nieskromnie trochę, że wyglądałam całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to jak bardzo wczoraj zabalowałam. Miałam także dość bojowy nastrój, który miał mi pomóc w prawdopodobnym przesłuchaniu, jakie mnie czeka po dotarciu do mojej grupy. Poza tym byłam w całkiem niezłym humorze, jakbym tej nocy pozbyła się wszystkiego co złe, całego ciążącego na mnie balastu, mimo że pamiętałam każdą chwilę z wczorajszego dnia. Wydawało mi się, że nawet pamiętałam je jeszcze mocniej, jakby dokładniej wyryto mi je w mózgu...
- O, Tosia! – usłyszałam jakiś głos po boku, który wyrwał mnie z zamyślenia.
I bardzo dobrze, bo po co to rozpamiętywać? Nie warto, trzeba być twardym i odpornym na życie. Jak kiedyś...
- Widzę, że Aleks miał rację. Jesteś cały i zdrowy – powiedziałam w stronę Mattiego, bo to właśnie on mnie zaczepił.
- No oczywiście, co nie można powiedzieć o Aleksie… – mruknął.
- A jemu co? – zdziwiłam się.
- Od samego rana rzyga aż miło – zaśmiał się. – Myślałem, że ty masz podobnie, ale widzę, że jesteś lepsza od niego, bo wyglądasz zjawiskowo.
- A dziękuję – zaśmiałam się. – To dlaczego jesteś tu, a nie z nim? – zapytałam, odszukując wzrokiem czerwony parawan, za którym zapewne kryła się moja ekipa.
- Bo mam już po dziurki w nosie odgłosów rzygania i spłukiwania, rzygania i spłukiwania... I tak w kółko – poskarżył się. – A poza tym, Aleksowi nie trzeba trzymać włosów, gdy klęczy nad kiblem. Jakbyś to była ty, to chętnie bym został – puścił mi oczko.
- Gdybyś mi nie powiedział, że czeka na ciebie w Warszawie narzeczona, to bym w to nie uwierzyła – zaśmiałam się, kręcąc głową na jego zachowanie.
- E tam, narzeczona to takie duże słowo – gdyby wciąż nie trzymał w rękach lodów, to na pewno machnąłby na to ręką. – Poza tym trzeba korzystać z życia póki można. A ty też pewnie tam w tych swoich górach zostawiłaś jakiegoś narzeczonego górala z ciupagą i się teraz bawisz bez niego - podpuszczał mnie.
- No tak, ale on to raczej za mną nie płacze – odpowiedziałam, udając zmartwienie. – Bo go zwyczajnie nie ma – dokończyłam, wzruszając ramionami.
- Taka dziewczyna, a wciąż sama? - zdziwił się. - Ale to nawet dobra wiadomość dla mnie, bo skoro nikogo takiego nie ma, to muszę się koło ciebie zakręcić – zaśmiał się Matti.
- Nie podlizuj mi się tak, bo…
- Tak, wiem – przerwał mi, zanim zdążyłam się na dobre rozkręcić. – Masz alergię na blondynów. A jeśli bym się przefarbował? – podpuszczał mnie.
- Farbowane lisy też nie są dla mnie – odpowiedziałam ze smutną minką.
- Muszę to powiedzieć Mirkowi – mruknął raczej do siebie niż do mnie.
Ja jednak doskonale usłyszałam jego słowa i zdziwiłam się, bo nie pamiętałam żadnego Mirka. Czyżby jednak moja pamięć trochę szwankowała?
- Mirkowi? – zapytałam więc.
- To ten barman, który chciał cię wczoraj odprowadzić, ale mu zwiałaś – wyjaśnił mi Matti. – Strasznie się o ciebie martwi, wydzwania do nas od samego rana i wypytuje się czy wiemy, czy wszystko z tobą w porządku.
Och, to naprawdę miłe, gdy obcy człowiek martwi się o ciebie bardziej niż twoi najbliżsi.
- To pozdrów go ode mnie i powiedz mu, że jestem cała i zdrowa – uśmiechnęłam się.
- Jasne, że powiem, chłopak się ucieszy – przytaknął – choć lepiej, abyś nie robiła mu nadziei… – wyjaśnił mi, po chwili wracając do poprzedniego tematu: – Czyli wolisz brunetów?
- Zdecydowanie – przytaknęłam. – A poza tym, to po co ci taki wywiad środowiskowy ze mną? – zapytałam, orientując się, że on coś kombinuje.
- A bo taki jeden brunet jest tobą zainteresowany i chciałby twój numer – wyjawił mi w sekrecie, oczywiście.
- Mógł mnie sam o to zapytać, a nie wysyłać posłańców – powiedziałam, wzruszając ramionami.
- No właśnie nie może, bo wczoraj się tak upił, że wyleciało mu to z głowy, a teraz rzyga – wyjaśnił mi Matti. – Ale twierdzi, że jest między wami chemia.
- Gdyby była, to bym była teraz obok niego – powiedziałam z powagą.
- Nie wytrzymałby ciśnienia – roześmiał się.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? – oburzyłam się, idealnie wyczytując seksistowski sens ukryty w tym zdaniu. – Może wyzwalam w mężczyznach nowe pokłady energii? Nie pomyślałeś o tym? - zapytałam, puszczając mu oko.
- Ech kurde, że też urodziłem się blondynem! – krzyknął zawiedziony. – Tak to bym to sprawdził.
- No cóż, zażalenia to do matki natury. Albo do rodziców. Nie do mnie.
- Chyba muszę napisać petycję.
Roześmiałam się, bo był naprawdę zabawny. Nie w moim typie co prawda, ale ta cecha zdecydowanie mnie do niego przekonywała, dzięki czemu mogłam z nim tak na luzie rozmawiać, co z mało którym blondynem mi się zdarzało. I w podzięce za to, że jeszcze bardziej poprawił mi humor, pocałowałam go w policzek.
- Ej, bo mnie dziewczyna pogoni! – oburzył się, ale zauważyłam, że sztucznie.
- Najpierw się do mnie przystawia, a potem się obraża za całusa. Faceci. I jak tu was zrozumieć? – westchnęłam teatralnie. – A która to ta twoja dziewczyna? – zainteresowałam się, rozglądając po plaży.
- A ta ślicznotka leżąca tam, na tym zielonym leżaku - wskazał mi ruchem głowy na moje lewo.
No nie mogę powiedzieć, że dziewczyna była brzydka, ale jakoś nie mogłabym być o nią zazdrosna. Długowłose i długonogie blondynki o twarzy trochę takiej słodkiej idiotki, to jest taki typ dziewczyn, które najłatwiej się zdobywa na jedną, góra trzy noce. Wiem co mówię, w końcu przyjaźnię się z facetem.
- Ta sama co wczoraj – stwierdziłam tylko. – A myślałam, że zmieniasz je jak rękawiczki.
- Nie, raczej jak skarpetki. Co trzy dni – wyjaśnił mi z poważną miną.
Parsknęłam śmiechem.
- Jesteś niemożliwy, przyjaciel cię potrzebuje, a ty się bawisz w najlepsze – powiedziałam, kiedy się już trochę uspokoiłam.
- On też by mnie zostawił – powiedział święcie o tym przekonany. – A poza tym, po co mu ja, skoro może mieć taką pielęgniarkę jak ty – uniósł brew nad lewym okiem.
- O nie, dziękuję – odpowiedziałam z przekonaniem, przystając nagle, bo już praktycznie stałam obok mojej ekipy, kryjącej się za czerwonym parawanem.
Matti chyba zorientował się, że to są moi przyjaciele, o których im kiedyś wspomniałam, że warto by było czasem od nich odpocząć, bo też przystanął.
- To choć podaj dla niego swój numer – przekonywał mnie jednak dalej, nie zważając na nic. – To go na pewno uzdrowi. Byłabyś trochę taką pielęgniarką na odległość.
- Nic z tych rzeczy – zaśmiałam się, kręcąc głową. – Powiedz przystojniakowi, że jeśli chce się ze mną jeszcze spotkać, to musi mnie znaleźć. Mieścina za duża nie jest, w końcu my wpadamy na siebie już trzeci raz, więc nie ma problemu – wzruszyłam ramionami. – Trzeba tylko się postarać.
- Jesteś niesamowita – powiedział mi jeszcze Matii, po czym pożegnał się ze mną i odszedł w stronę swojej blondyny, kręcąc głową i śmiejąc się pod nosem, zostawiając mnie na pastwę moich przyjaciół.


_____________________________

Wyszło słońce, to i Szanowna_L  wyszła z laptopem i swoimi zeszytami do pisania przeróżnych historyjek z domu i siedząc na trawce, jeszcze nie takiej całkiem zielonej, ale wciąż trawce, zaczęła pisać. I pisać. I pisać. Jest pięknie i aż chce się żyć. I pisać. Weno, I love you.
Was też kocham. Bardzo mocno. Bo ostatnio naprawdę bardzo mi pomagacie swoimi opiniami na każdym z moich opowiadań. Dziękuję Wam za nie. Jesteście najcudowniejszymi czytelnikami, jakich tylko mogłam sobie wymarzyć.

piątek, 12 kwietnia 2013

szósty tatuaż.



„Czy nie widzisz, że dla ciebie
uśmiech anioła mam?”


Mała mieścina, więc nic dziwnego, że zbyt wielu budek z jedzeniem to tutaj nie było, a do tego dzisiaj jakoś dziwnie większość z nich była pozamykana. Może jakaś masowa wizyta Sanepidu ich odstraszyła? Albo przygotowują coś specjalnego na weekend? Nie mam pojęcia. Jeden właściciel jednak postanowił otworzyć dzisiaj swój przybytek i na pewno nieźle na tym posunięciu zarobi. Nie wiem, czy mamy dzisiaj jakiś międzynarodowy dzień jedzenia fast-food, czy w tutejszych stołówkach obiad był nie do zjedzenia, ale muszę się zgodzić z młodszym Kubiakiem (a rzadko kiedy to robię), że kolejka do budki rzeczywiście była kilometrowa. Nie miałam jednak zamiaru stanąć na jej końcu i cierpliwie czekać na swoją kolej, bo wtedy na pewno nie wygrałabym zakładu z Błażejem. A przegrać nie mogłam. Tu nie chodziło nawet o te piwa, bo to było tylko takim dodatkiem. Po prostu, mój honor mi na to nie pozwalał. Poza tym nie zdzierżyłabym chłopaka obnoszącego się ze swoim „sukcesem” na prawo i lewo. A znam Błażeja dosyć długo, więc doskonale wiem, na co go stać. Zanalizowałam więc szybko, kto stoi w kolejce. Matka z dzieckiem, jacyś nastolatkowie, staruszek, kolejne dojrzałe małżeństwo… o, dwóch chłopaków jakoś w moim wieku i to praktycznie przy samej kasie. Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście. Poprawiłam więc potargane przez wiatr włosy i przewiązaną w pasie chustę, po czym powolnym krokiem ruszyłam w ich stronę.
- Hej – uśmiechnęłam się pięknie, kiedy byłam już przy nich. – Mogę mieć do was prośbę? Moi przyjaciele wysłali mnie po prowiant i założyli się ze mną, że się nie uwinę w piętnaście minut. Chcę utrzeć im nosa, pomożecie mi i zamówicie też coś dla mnie? – zapytałam, mrugając do nich.
W tej chwili właśnie stosowałam na nich wszystkie sztuczki, jakie znałam, ale robiłam to w taki sposób, aby nie przesadzić, bo to mogłoby przynieść odwrotny skutek od pożądanego. Wysoki brunet od razu uśmiechnął się do mnie cwaniacko i już z miejsca mi się spodobał. Blondyn obok sprawiał wrażenie cichego chłopca z sąsiedztwa, a ja takich zdecydowanie nie lubię. Poza tym, mam alergię na blondynów.
- A co będziemy mieli w zamian? – brunet uniósł brew nad prawym okiem.
Hardy i cwany, lubię takich. Och, koleś podoba mi się jeszcze bardziej. Dawno żaden facet nie nabił sobie u mnie tylu plusów na samym początku znajomości, wypowiadając tak właściwie tylko jedno zdanie.
- A co byście chcieli? – podjęłam tą grę.
- Impreza z nami. Dziś wieczorem – nawet nie bawił się w niepotrzebne pytania i uprzejmości, tylko z góry stwierdził fakt.
- Dziś mi niestety nie pasuje – odpowiedziałam ze smutkiem – ale jutro… jak najbardziej. Przyda mi się taki odpoczynek od przyjaciół - zaśmiałam się. - Mamy jednak jeden problem…
- Jaki? – zainteresował się blondyn.
- Nie umawiam się z nieznajomymi – powiedziałam niezwykle poważnie.
- No tak – roześmiali się obaj. - Jestem Aleks, a to jest Matti.
Zapamiętać, brunet to Aleks, a blondyn to Matti. Żeby się przypadkiem później nie pomylić.
- Tośka – wyciągnęłam rękę w ich kierunku, którą obaj uścisnęli.
- A więc, Tosiu, to czego ci potrzeba do szczęścia? – zapytał Aleks.

Stanęłam przed piątką moich przyjaciół w najlepsze wygrzewających się w nadmorskim słońcu na plaży. Nie zwracali na nic swojej uwagi. Nawet nie zorientowali się, że ktoś nad nimi stoi, tak bardzo odpłynęli z tego świata. Niestety, będą musieli wrócić do rzeczywistości, bo ja im żarcia stawiać nie będę. Niech wyskakują z kasy, skoro chcą jeść.
- Jedzenie wam przyniosłam – zamachałam papierową torebką przed ich nosami, w której jedzenie jeszcze było ciepłe i z której wydobywał się całkiem przyjemny zapach dla nozdrzy. Ale zapach jedzenia zazwyczaj jest bardzo przyjemny.
Kiedy ja dochodziłam do takich wniosków, Błażej, usłyszawszy moje słowa, gwałtownie zerwał się z zajmowanego przez siebie miejsca do pozycji siedzącej. Że mu się w głowie nie zakręciło?
- Ale… jak? Ty… tu… teraz? – wydukał.
Zignorowałam to, kręcąc głową.
- Podkradłaś komuś żarcie, że się tak szybko wyrobiłaś? – zapytała Justyna, co pewnie miało być uznane przez towarzystwo za zabawne, jednak ja wyczułam drugi sens tego zdania. Bo musicie wiedzieć, że ja mam nosa do takich ukrytych insynuacji, zwłaszcza wypowiadanych przez blondynkę.
Uśmiechnęłam się więc szyderczo w jej kierunku. I nie obchodziło mnie nawet, jak reszta odbierze tenże grymas na mojej twarzy.
- No jasne! – potwierdziłam całkiem poważnie. – Niestety, nie udało mi się znaleźć innego człowieka i dlatego twój hot-dog jest już nagryziony… - szepnęłam, udając skruchę i podając jej zamówienie.
Justynie mina zrzedła momentalnie, a ja rozdałam resztę posiłku zgłodniałej braci, odbierając przy okazji zwrot kosztów.
- Nie mów, że tak tam poszłaś? – spytał mnie Michał, pokazując gestem na mój strój. – Dlaczego nic nie mówisz? – spytał po chwili ciszy, trochę już zniecierpliwiony moim milczeniem.
- No przecież nie kazałeś mi mówić, że tak tam poszłam, no to nie mówię, bo właśnie tak tam poszłam – wyjaśniłam mu jak idiocie. – A poza tym, nie widzę nic złego w moim stroju – wzruszyłam ramionami na zakończenie.
Michał chciał mi coś odpowiedzieć, ale chyba nie bardzo wiedział co albo jak to ubrać w słowa, bo po chwili zrezygnował z tego zamiaru. Trochę dziwnie się zachowywał, ale nie przejęłam się tym jakoś. Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam obok Błażeja, mając zamiar skonsumować swoją tortillę.
- Już nie mogę doczekać się wieczora – powiedziałam uśmiechnięta, zanim dobrałam się do pakunku, klepiąc jeszcze Błażeja po ramieniu.
Dla miny chłopaka w tej chwili naprawdę warto się było trochę poświęcić.

Karaoke w klubie „Bałtyk” zaczynało się co piątek o dwudziestej pierwszej. Od dobrych kilku minut siedzieliśmy w loży w rogu i czekaliśmy aż dołączy do nas Błażej, który "zapomniał" portfela i musiał się wrócić po niego do naszego domku. Dlaczego przy słowie zapomniał zrobiłam cudzysłów? Bo ja w jego sklerozę jakoś nie wierzę, zwłaszcza, że chłopak nie bardzo kwapił się, by się wrócić po ten nieszczęsny portfel. Kopnęłam go jednak w zadek i wygnałam po niego, bo przecież bez tego się dzisiaj nie napiję. A poza tym, co to za facet, który nie potrafi honorowo przyjąć porażki? No właśnie, żaden facet. I to go chyba do reszty przekonało, bo jednak się po niego wrócił. Więc kiedy tylko zauważyłam, że młody Kubiak wchodzi do środka, przeprosiłam towarzystwo przy stoliku i podeszłam do niego. Złapałam go za rękę i zaskoczonego tym obrotem sprawy, pociągnęłam za sobą w stronę baru.
- Sześć dużych piw na koszt tego pana – powiedziałam szybko w kierunku barmana.
- Sześć? – pisnął Błażej. – Przecież miało być pięć.
- A to ty nie masz zamiaru pić? – zdziwiłam się, robiąc wielkie oczy.
Młody Kubiak chyba jednak miał zamiar się dzisiaj napić, bo nie zgłosił już żadnego sprzeciwu w tej sprawie. Po chwili obładowani kuflami wróciliśmy do naszego stolika.
- Wasze zdrowie – powiedziałam, stawiając kufel przed każdym z zgromadzonych.
- Ale jak to? – pisnął Błażej kolejny raz zaskoczony moimi słowami. – Przecież przegrałem z tobą, a nie z nimi.
- Ale nikt nie powiedział, że ja te wszystkie piwa wypiję sama. Jakoś nie mam ochoty się dzisiaj spić – podzieliłam się z nim swoją refleksją.
Młody przytaknął, ale nie był tym wszystkim zachwycony. Jakby wolał, abym to ja się spiła za jego pieniądze, aniżeli napili się za nie wszyscy. A skoro tak miało być, to trzeba było to zastrzec przy zakładaniu się ze mną, a nie teraz mieć do mnie o to pretensje. Za późno, mój drogi.
- Ale wiesz, że mam zamiar się na tobie odegrać? – zapowiedział mi młody Kubiak, siadając obok mnie na kanapie i upijając łyk złotego płynu.
- Jestem skora do zakładów. Zwłaszcza z tobą – zaśmiałam się niezwykle rozluźniona.
- Możecie wyzwać się na pojedynek karaoke – zaproponowała nam Asia, a kiedy tylko to powiedziała, Michał i Zbyszek prawie zakrztusili się pitym przez nich w tej chwili piwem. – No co? – zdziwiła się blondynka, widząc ich reakcję.
- Nic, nic – Michał machnął na to ręką, jednocześnie próbując złapać oddech – tylko w takim wypadku Błażej nie ma żadnych szans na odegranie się.
- A to dlaczego? – zainteresowała się Asia.
- Widać, że jeszcze nie słyszałaś, jak Tośka śpiewa – mruknął Zibi, obejmując blondynkę ramieniem.
- Do X-Fajtersów ją! – zaśmiał się Michał, uderzając pięścią w stół.
- Widać, że ostatnio spędzałeś za dużo czasu z Igłą – pokręciłam głową, patrząc na niego.
- Ale pomysł nie jest wcale taki głupi – zamyśliła się Justyna. – Może parami z domków stoczymy taki pojedynek? – zaproponowała.
- Jestem za! – krzyknął Błażej, bo w duetach widział większe szanse dla siebie. Zwłaszcza, jeśli śpiewałyby pary z domków, bo w takim wypadku wyszłoby, że byłby ze mną.
- Tylko o co się zakładamy? – zastanawiała się Asia, stukając paznokciami o blat stolika.
- A co powiecie na to, że wygrana para spędzi te wakacje na koszt przegranej czwórki? – zapytał Zibi po chwili namysłu. – Oczywiście, wyłączając dodatkowe koszty, typu jedzenie na mieście, balety, pamiątki i tym podobne – dorzucił.
Wszyscy się zgodzili na jego propozycję. Zadziwiające, że tak łatwo w tej kwestii doszliśmy do konsensusu.
- Ale pary mają być inne niż w domkach – nagle zaoponował Michał.
- Mi to tam obojętne – szepnęłam, wzruszając ramionami, jednak nikt nie zwrócił na to swojej uwagi.
- Ok, to może teraz dobierzmy się w pary – zaproponowała Asia.
Nawet nie zdążyła do reszty skończyć wypowiadać to zdanie, a przy stoliku można było usłyszeć tylko jeden i ten sam okrzyk:
- Ja chcę być z Tośką!
Naprawdę nigdy nie sądziłam, że Michał, Justyna i Błażej mogą być tak ze sobą zgodni, bo to właśnie oni zaczęli w jednej i tej samej chwili to wykrzykiwać. Zbyszek chyba też chciał się dołączyć do nich, jednak wolał się nie wychylać, by nie podpaść Asi. Kiedy więc wymieniona wcześniej trójka zorientowała się, że z tą zachcianką nie jest sama, zaczęła się przekrzykiwać jak przekupy na targu. Po chwili totalnego rozgardiaszu wszyscy spojrzeli na mnie proszącym wzrokiem i zapowiedzieli:
- Tośka, to z kim chcesz być?
Spojrzałam po ich twarzach i się przeraziłam. Siedziały przede mną trzy osoby z minami a la Kot ze "Shreka" i błagały mnie wzrokiem, abym to ich wybrała. Coś czułam, że pomysł wyjścia dzisiaj na karaoke nie będzie dobry... Dobry dla mnie, oczywiście.
- O nie, nie nie, nie – uniosłam ręce w górę w obronnym geście. – Nie wmieszacie mnie w to. Mi jest wszystko jedno. Sami się dogadajcie, a ja idę pogadać z dzidżejem.
Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Wstałam od stołu, aby jak najszybciej zniknąć im z pola widzenia i tak po prostu sobie poszłam, zostawiając ich samych sobie. Niech się nawet pozabijają, ale ja nie będę decydować, z kim mam być w duecie, bo zaraz ktoś się na mnie za to obrazi. A ja wolę tego uniknąć. 
Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że kiedy wróciłam, oni wciąż nie byli ze sobą zgodni. Cały czas się sprzeczali. O mnie. Naprawdę nie sądziłam, że jestem aż taka ważna! Westchnęłam ciężko.
- To może ja jednak nie będę brała w tym śpiewaniu udziału? – zapytałam wszystkich, ale tylko Asia i Zibi, którzy w tej chwili tylko przyglądali się sprzeczającej się trójce, mi odpowiedzieli. I było to coś w stylu, że mam się nie wygłupiać i że oni zaraz podejmą decyzję.
Westchnęłam po raz drugi.  Naprawdę coraz mniej mi się to wszystko podobało... Do tego nie widziałam, aby owa trójka miała wreszcie coś postanowić. Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Uderzyłam więc pięścią w stół, żeby zwrócić na siebie ich uwagę i ich jakoś uspokoić. A kiedy zamilkli, zaczepiłam kelnerkę i powiedziałam do niej:
- Możesz wybrać z mojej prawej ręki dwie karteczki, a z lewej jedną?
Zaskoczona dziewczyna zrobiła to, o co ją poprosiłam, a po moich podziękowaniach odeszła od nas.
- Ślepy los zadecydował, że w trzeciej parze zaśpiewa… Michał i… Antonina – przeczytałam zawartości świstków. – O, to ja – zaśmiałam się, orientując jak mnie ślepy los skojarzył.
Po chwili losował jakiś chłopak, który akurat przechodził obok naszego stolika i którego zaczepiłam. Biedak, bardzo się wystraszył, ale na szczęście nie na tyle, aby zwiać i nie wykonać czynności, której od niego oczekiwałam. Z jego losowania wyszło na to, że pierwszym duetem będzie Asia z Justyną. A z tego wynikało, że jako drudzy zaśpiewają Zbyszek z Błażejem. Zibi specjalnie nie był z tego losowania zachwycony (bo każdy wie, że Błażej strasznie fałszuje), ale taki już jego los.
- Tu macie spis duetów, jakimi dysponuje tutejszy DJ – powiedziałam, kładąc przed nimi kartkę na stół. – Będziemy śpiewać bez ujawniania naszych twarzy – oznajmiłam im jeszcze, zanim się dobrali do doboru repertuaru.
- A to dlaczego? – pisnęła zdziwiona Justyna.
- Bo wśród nas jest dwóch znanych reprezentantów Polski. A poza tym, lepiej będzie, gdy publika zagłosuje na duet ze względu na jego wykonanie, a nie na wygląd – odpowiedziałam jej, odrzucając włosy do tył.
- Ty to jak zawsze masz głowę na karku – pochwalił mnie Michał. – To co wybieramy? – zainteresował się.
- Spokojnie, znasz to – poklepałam go po ramieniu. – I jest to zdecydowanie w twoich umiejętnościach wokalnych.
Michałowi moje zapewnienie w zupełności wystarczyło. Powiedział mi tylko, że bardzo się cieszy, że jest ze mną i że na pewno wygramy. Przytaknęłam. Bo z takim partnerem nic innego mi przecież nie pozostało.
- A wy weźcie coś z rapowaniem dla Błażeja – podpowiedziałam sprzeczającym się wciąż chłopakom. – Młody jest w tym całkiem niezły.
- Nie podpowiadaj konkurencji – pouczył mnie Michał.
- A co to za konkurencja dla nas? – szepnęłam w jego kierunku, pociągając go za sobą w stronę podestu. – A poza tym nie chcę, aby twój brat się zbłaźnił.
- A ja bardzo chętnie bym to zobaczył – zaśmiał się starszy z rodzeństwa.
Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem.
Reszta towarzystwa dołączyła do nas po kilku minutach. Gotowa i już zdecydowana, co chce zaśpiewać. Dziewczyny podzieliły piosenkę "Single ladies" Beyonce na pół, każda po zwrotce, a refren razem, bo stwierdziły, że nic pod damski duet to tutaj nie ma. Chłopaki za to posłuchali mojej rady i wybrali „Billionaire” Travisa McCoy'a i Bruno Marsa (chyba łatwo się zorientować, który jest którym), a my „Broken Strings” Jamesa Morrisona i Nelly Furtado.
- Proszę państwa przed nami pojedynek szóstki przyjaciół. Dobrali się w pary, a wy ocenicie ich wykonanie. Wygrany duet spędzi te wakacje na koszt reszty, a więc jest to gra o wielką stawkę, dlatego nie ujrzycie ich twarzy przed werdyktem, żebyście ocenili ich śpiew, a nie wygląd – po chwili zapowiedział nas DJ. – Wysłuchajcie ich uważnie, a potem zagłosujcie na najlepszy wykon. Czas zaczynać, zapraszam więc pierwszy duet.
Aśka, kiedy to usłyszała, westchnęła tylko i ruszyła w stronę mikrofonu. Justyna szła kawałek za nią.
- Nie ciesz się tak bardzo, że śpiewasz z Michałem – usłyszałam jeszcze jej głos nad prawym uchem, zanim dołączyła do Asi czekającej na nią przy mikrofonie. – Gdybyś nie los, nie bylibyście teraz razem. Choć nie wiem, czy nie maczałaś przypadkiem w tym swoich palców...
- No popatrz – zaśmiałam się szyderczo. – Szkoda tylko, że on od samego początku chciał śpiewać ze mną, a nie z tobą – powiedziałam do niej z kpiącym uśmieszkiem.
Proszę państwa, 2:0 dla mnie! Justyna już drugi raz dzisiejszego dnia musiała skapitulować przede mną. I chyba ją trochę rozkojarzyłam tą wypowiedzią, bo nie wyszło jej to wykonanie tak jak powinno, ale Aśka raczej nie miała jej tego za złe. Bo mimo że gra toczy się o wielką stawkę, jak to powiedział tutejszy dzidżej, powinniśmy jednak potraktować ten pojedynek jako zabawę. I chłopaki nieźle się wczuli w ten klimat, bo całkowicie nas rozłożyli na łopatki, śpiewając swój utwór totalnie po swojemu. Mniej-więcej trafiali w dźwięki, ale tekst w niektórych miejscach to już była ich czysta inwencja twórcza. Po nich przyszła jednak kolej na nas. Ciężko mi się było skupić i to nie dlatego, że chłopaki swoim występem wyprowadzili mnie z koncentracji. Po prostu, kiedy stanęłam naprzeciwko Miśka i śpiewałam o tym, że nie możemy być razem, mimo naszej miłości, czułam, jakby po części to było o nas. I przez to strasznie wczułam się w tekst, a pomógł mi w tym sam Michał, który przez te niecałe cztery minuty trwania piosenki, spoglądał mi prosto w oczy, dzięki czemu mogłam śpiewać bezpośrednio do niego. To było coś magicznego dla mnie, co rzadko zdarzało mi się odczuwać i może dlatego dojście do siebie zajęło mi dobrych kilka chwil.
- Zaśpiewałaś jak zawsze cudownie – szepnął Misiek na moje ucho, doprowadzając mnie swoim głosem do porządku.
- Ty nie byłeś gorszy - uśmiechnęłam się nikle. - Poza tym, znowu za bardzo wczułam się w tekst... – szepnęłam, ocierając jedną łzę, która spływała po moim policzku. Nawet nie wiem, kiedy ją "wyprodukowałam", tak bardzo odpłynęłam.
- I to właśnie w tobie uwielbiam najbardziej – powiedział, całując mnie w policzek.
Byliśmy tak blisko siebie, że jeden mały ruch, a nasze usta by się ze sobą zetknęły. Bardzo tego chciałam i wydawało mi się, że Michał także właśnie do tego dążył, jednak nic z tych rzeczy. Nasi znajomi bowiem w tej chwili do nas dołączyli, gratulując nam niezwykle wiarygodnego występu i mówiąc, że nie mają z nami najmniejszych szans. I ostatecznie wyszło na ich, bo w głosowaniu zwyciężyliśmy my, to znaczy ja z Michałem. Mamy więc darmowe wakacje, choć w tamtej chwili jakoś specjalnie się z tego nie cieszyłam. Może to dlatego, że niezbyt do mnie ten fakt docierał? Albo może dlatego, że myślałam wtedy o czymś zupełnie innym? Nie wiem. 
Poza tym nikt z zebranych w klubie nie dowiedział się, kto śpiewał w tym pojedynku, ponieważ się nie ujawniliśmy. No chyba, że ktoś jest dobrym detektywem i rozpoznał mój głos w następnych występach. A bo ja mam zawsze takie głupie szczęście, przez które światło w klubie kilkanaście minut po naszym pojedynku, trafiło na mnie i wywołało mnie z powrotem na scenę, tym razem już z twarzą skierowaną w stronę publiczności. Wejść tam nie było dla mnie problemem, ale zejść... z tym już było gorzej. Stało się to dopiero po kilku bisach, jakie wymusiła na mnie publiczność.
- Jak wrócimy do domu, to wsadzam cię w samochód i zabieram na casting do tego X-Factora – zapowiedział mi Błażej, kiedy z powrotem usiadłam obok niego.
- Myślisz, że ci się to uda? – prychnęłam, popijając drinka, którego postawił mi jakiś facet w podzięce za świetny występ. Mam nadzieję, że na nic więcej nie liczył, bo nie był w moim typie.
- Choćbym miał cię tam siłą zaciągnąć, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu, to tak będzie, bo nie możesz zmarnować swojego talentu - zapowiedział mi młody Kubiak.
- A co jeśli jest już po castingach? – spytałam, choć nie byłam przekonana, czy mam rację, bo nigdy się takimi programami nie interesowałam i nie mam pojęcia, kiedy się one odbywają.
- To zataszczę cię tam, gdzie ten casting będzie – zapowiedział mi Błażej, nie widząc w tym żadnego problemu.
- A ja mu w tym pomogę – dorzucił swoje trzy grosze Michał.
Zaśmiałam się szyderczo im w twarze.
- I wy myślicie, że wam się uda? – zapytałam. – Po moim trupie – zapowiedziałam im jeszcze, po czym obróciłam się na pięcie i ruszyłam na parkiet.




_________________________________________

Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było, ale jakoś nie mogłam się zebrać w sobie, by ostatecznie poprawić ten rozdział przed jego publikacją. Mam jednak nadzieję, że to powyżej jest w miarę okej. Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego! Aha, i zapraszam Was tutaj. Buziaki!