„Budujemy nasz dom na piasku,
cena nie gra roli dziś”
cena nie gra roli dziś”
Nie odezwałam
się do niego ani słowem. Po spacerze ze Zbyszkiem cały wieczór samotnie
przesiedziałam na werandzie naszego domku, o ile można tak nazwać mały,
drewniany ganek przed frontowymi drzwiami. Nikt mi nie przeszkadzał w wpatrywaniu
się w gwieździste niebo i rozmyślaniu na przeróżne tematy. Kiedy już mi się to
znudziło i postanowiłam się położyć, Błażej spał albo udawał, że śpi. W każdym
bądź razie, nie mieliśmy okazji, by ze sobą porozmawiać tamtego wieczoru, choć
mówiąc szczerze, nawet nie miałam i wciąż nie mam na to ochoty. I rano mu to
pokazałam, kiedy po przebudzeniu bez słowa zamknęłam się w łazience, a po
wyjściu z niej od razu poszłam na stołówkę, w ogóle na niego nie czekając. Tam
dosiadłam się do Zbyszka i Asi, którzy również przyszli na śniadanie, by razem
z nimi je zjeść i przy okazji małymi kroczkami wcielić w życie mój i Zbyszka
plan. Jego kulminacja miała nadejść dzisiejszego przedpołudnia na plaży, na
którą właśnie wchodziliśmy. Na przodzie szedł Michał obładowany przeróżnymi podobno
potrzebnymi nam rzeczami i nieopuszczająca go na krok Justyna, która wciąż go
zagadywała i to o byle co. Jakoś specjalnie mnie to nie dziwiło, właśnie tego
się po niej spodziewałam… Za Michałem, a przede mną szli pogrążeni w milczeniu Zbyszek
i Asia. Wyglądało na to, że chyba znowu o coś się poprztykali. Za mną
Błażej w ewidentnie podłym nastroju prawie nie podnosił stóp znad ziemi. Ja tymczasem szłam sobie sama, w ogóle nie
przejmując się humorami moich towarzyszy i rozmawiając przez telefon z panią
Eugenią, naszą sąsiadką z dołu, która martwiła się, że Majkela nie było wczoraj
w mieszkaniu.
- Pani Geniu,
spokojnie, on już mi nie raz takie numery wywijał. Niech pani zostawi otwarte
okno na cały dzień i jedzenie na kuchennym blacie i
niech się pani nie przejmuje tym, że go nie ma. Zaręczam pani, że na pewno się
pojawi – tłumaczyłam to kobiecie od dobrych kilku minut na przeróżne sposoby,
aż powoli przestawało starczać mi cierpliwości.
Moja grupa
tymczasem zaczęła się sprzeczać o to, w którym miejscu powinniśmy się ulokować. Kiedy
w końcu doszli do jakiegoś konsensusu, powoli zaczęli się rozkładać. Ja rzuciłam swoją torbę obok
rozłożonego już parawanu i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po plaży. Zawsze
tak mam, gdy rozmawiam z kimś przez telefon, nie usiedziałabym na miejscu.
- A jeśli
wejdzie jakiś inny kot i zje mu to? – zapytała mnie zatroskana pani Genia.
- Nigdy żadne
inne koty nie kręciły się wokół tego okna – odpowiedziałam spokojnie. – Proszę
robić tak, jak się umówiłyśmy. Jeśli nie pojawi się przez tydzień, będziemy się
o niego martwić.
- Dobrze, zrobię
jak pani chce – sąsiadka skapitulowała, ale raczej nie była z tego powodu
zachwycona.
Pewnie uważa
mnie za bezdusznego właściciela, który nie przejmuje się swoim zwierzakiem. Nie
dość, że zostawiłam go w Żorach (choć brać kota nad morze? to by dopiero była
bezduszność!), to jeszcze nie obchodzi mnie, że Majkel się nie pojawia w
mieszkaniu. Tylko, że ja dobrze znam mojego czarnego kocura, który zazwyczaj
latem lubi sobie chadzać własnymi ścieżkami i nie obchodziło go to, że się o
niego martwię. Ale nigdy przez myśl mi nie przeszło, by go zamknąć w czterech ścianach. Sama potrzebowałam wolnej przestrzeni, więc doskonale rozumiałam, że on nie
wytrzymałby całych dni bezczynności w jednym miejscu.
- Jakby
działo się coś niepokojącego, to proszę do mnie dzwonić. I jeszcze raz dziękuję pani, że się
nim pani zajęła – powiedziałam, mrugając w stronę Zbyszka, który właśnie
obrócił się w moim kierunku.
- Nie ma sprawy,
tak właściwie to ja nic nie robię, bo ten pani kot własnymi
ścieżkami chadza – zakończyła, rozłączając się.
Rozbawiona jej
uwagą pokręciłam przecząco głową, wrzucając komórkę do torby. Dopiero wtedy zauważyłam, że gdy ja
rozmawiałam sobie w najlepsze z panią Genią, moja grupa zdążyła już się rozłożyć i nawet zacząć opalać.
Zbyszek leżał rozwalony na prawie dwóch ręcznikach, a obok niego Asia czytała
jakieś czasopismo. Dalej olejkiem do opalania smarowała się Justyna. Obok niej Michał
nie zwracał na nikogo uwagi, wpatrując się uparcie w błękitne niebo. Dalej
towarzystwo zostawiło wolne miejsce, prawdopodobnie przeznaczone dla mnie. A na
końcu leżał naburmuszony Błażej. Coś mu humor dzisiaj nie dopisywał... Powinnam więc udać się między dwóch braci
Kubiaków, ja jednak wpierdzieliłam się pomiędzy Bartmana, a Michalską. Blondynka zmierzyła
mnie spojrzeniem, zaskoczona moim zachowaniem, a Zbyszek udał, że w ogóle go to
nie obchodzi.
- Wybaczcie, że wtrącam
się między was – zaszczebiotałam jak słodka idiotka – ale nie chcę dzisiaj
przebywać w towarzystwie Błażeja. Sami rozumiecie – szepnęłam konspiracyjnie.
Uśmiechnięty od
ucha do ucha Zbyszek przesunął się na skraj rozłożonego dla siebie ręcznika i
zapewniając mnie, że im w ogóle nie przeszkadzam, wskazał mi miejsce pomiędzy nimi, ku
zaskoczeniu Aśki. Podziękowałam mu i zaczęłam ściągać z siebie ciuchy.
Wiedziałam, że kiedy paraduję w stroju kąpielowym, przykuwam uwagę mężczyzn.
Byłam szczupła i wysportowana, a do tego jeszcze wytatuowana i świadoma własnej
atrakcyjności, co właśnie miałam zamiar w tej chwili wykorzystać.
- Zibi, możesz
posmarować mi plecy? – zapytałam najbardziej kokieteryjnie, jak tylko umiałam,
kiedy już zdążyłam posmarować prawie całą powierzchnię swojego ciała, jednocześnie
roztaczając wokół siebie aurę Tośki-kokietki.
Zbyszek bez
zastanowienia się zgodził. Zadowolona z siebie spojrzałam wyzywająco na Asię i od razu
zauważyłam, że ta sytuacja jej nie obeszła. Spod ciemnych okularów, które blondynka w
mgnieniu oka założyła na nos, rejestrowała każdy nawet najmniejszy ruch naszej
dwójki. Widziałam jej napięte mięśnie twarzy. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a nie
wytrzyma tego, co się dzieje. I miałam rację. Aśka nagle wstała ze swojego
miejsca z zamiarem odejścia od naszej dwójki bez słowa, posyłając nam jeszcze takie
spojrzenie, które gdyby mogło, zabiłoby nas na miejscu. Ale mi właśnie o to
chodziło, dlatego szybko złapałam ją za rękę i pociągnęłam w dół, ponownie usadzając na ręczniku obok nas.
- Co ty robisz?!
– pisnęła zaskoczona blondynka, nie rozumiejąc mojego zachowania.
- Pokazuję ci,
jakbym się zachowywała, gdybym chciała odbić ci Zbyszka – wyjaśniłam jej
beztrosko, wzruszając ramionami.
- Co? – zaskoczona
dziewczyna zastygła w bezruchu.
- Wczoraj Zibi
powiedział mi, że jesteś o mnie zazdrosna i teraz nie udawaj, że tak nie jest, bo sama
widziałam – powiedziałam, widząc, że ma zamiar się tego wyprzeć.
- Bo się właśnie
dobierałaś do mojego faceta! – krzyknęła zdenerwowana, już nie próbując udawać,
że tak nie jest.
- To trzeba było
mi wydłubać oczy, a nie się fochnąć i odejść bez słowa – zaśmiałam się rozluźniona. – Asiu, gdybym chciała być ze Zbyszkiem, to bym z nim była. Znamy
się przecież kilka lat. Nie rozumiem więc, dlaczego akurat teraz pomyślałaś, że
mogę wam w jakiś sposób zagrozić.
- Jesteście do
siebie bardzo podobni – szepnęła cicho, jakby wstydziła się swoich podejrzeń. – Do
tego odnosicie się do siebie w taki sposób, że trudno nie być o ciebie
zazdrosną.
- Bo my się po
prostu lubimy – wyjaśniłam jej. – Wiem, że czasami nasze słowa mogą brzmieć
dwuznacznie, ale musisz podchodzić do nich z dystansem. My już po prostu tak
mamy – zaśmiałam się, nie widząc w tym nic złego.
- Wiem to, ale
ostatnio trudno mi było do tego tak podchodzić - przyznała.
- Ostatnio, to
znaczy od wczoraj? – upewniałam się, a gdy tylko Asia przytaknęła, roześmiałam się
serdecznie. – Bo właśnie od wczoraj pokazuję ci, jak bardzo moje zachowanie
różniłoby się, gdybym była Zbyszkiem zainteresowana.
- Nie rozumiem…
- przyznała się.
- Kiedy Zibi
wczoraj powiedział mi, że się o mnie pokłóciliście, postanowiłam utrzeć ci nosa
i pokazać, kiedy mogłabyś być o mnie na serio zazdrosna – przyznałam się jej. –
Ja naprawdę nic do ciebie nie mam i uważam, że jesteście z Zibim fajną parą.
Życzę wam jak najlepiej i nigdy mi przez myśl nie przeszło, aby was rozdzieli.
Wierzysz mi? – spytałam, już będąc całkowicie poważną.
Kiedy Asia
przytaknęła, przytuliłam ją do siebie z ewidentną ulgą, że dotarło to do niej.
Jeden problem miałam więc z głowy.
- Cieszę się, że
mamy to wyjaśnione. A teraz idę do mojego wkurzającego współlokatora, a wy tu
sobie gołąbeczki wszystko do reszty wyjaśnijcie i cieszcie się wspólnymi
wakacjami – zaśmiałam się, posyłając im jeszcze całusa w powietrzu na odchodne.
Wzięłam więc swoje manatki, zostawiając ich
samych sobie i przeniosłam się na drugi koniec rozłożonego przez nas parawanu,
by położyć się pomiędzy milczącymi Kubiakami. Nie wiem, czy oni też
się o coś pokłócili, czy po prostu kolejny raz udają, że nie są ze sobą
spokrewnieni? Nie miałam jednak zamiaru dociekać, o co tym razem im chodzi, tylko wcisnęłam
sobie słuchawki do uszu, puszczając playlistę z moimi ulubionymi piosenkami
Michaela Jacksona i nie przejmowałam się tym, co się dookoła mnie dzieje.
I to
rozluźnienie mnie zgubiło. Minęły może ze trzy piosenki, kiedy poczułam, że
ktoś mnie łapie w pasie, przez co z uszu wypadły mi słuchawki i podnosi mnie z ręcznika, a później gdzieś ze mną biegnie
po plaży. Gdy zdezorientowana otworzyłam oczy, uświadomiłam sobie, że to Błażej
trzyma mnie na rękach i stoi ze mną zanurzony do pasa w morzu.
- Zgłupiałeś?! –
pisnęłam. – Co ty robisz?
- Warto było, bo
się wreszcie do mnie odezwałaś – nerwowo zaśmiał się Błażej.
- Puść mnie,
debilu! – krzyknęłam.
- Nie puszczę
cię, bo jeszcze wpadniesz do wody - powiedział, szczerząc się jak głupi do sera.
- Jakbyś mnie tu nie zabrał, to bym nie wpadła - mruknęłam, bo taka przecież była prawda. - Poza tym o to się nie
martw, umiem pływać, więc sobie poradzę. Puszczaj mnie i to już! – syknęłam rozzłoszczona.
- Nie, dopóki
nie dasz mi się przeprosić - wreszcie wyjawił mi swoje zamiary.
- Jak mam ci się
dać, skoro mnie nawet nie przeprosiłeś? – uniosłam w górę prawą brew, uspakajając się już trochę.
- Bo nie dałaś
mi szansy - rzucił.
- Czyli to znowu
moja wina? – zaśmiałam się. – Nie sądziłam, że tak świetnie wychodzi ci
przepraszanie.
- Tosia, nie ironizuj - poprosił. - Mi jest naprawdę głupio, nie powinienem był tego wczoraj mówić.
- Masz rację,
nie powinieneś, ale teraz przynajmniej wiem, co myślisz - powiedziałam nieugięta.
- Ale ja tak nie
myślę! – krzyknął chyba trochę wyprowadzony z równowagi moim uporem i gdyby wciąż nie trzymał mnie w tej chwili na rękach, to na pewno zacząłby żywo
gestykulować. – Powiedziałem to w nerwach.
- W nerwach mówi
się to, co się myśli naprawdę - trwałam przy swoim. - Ale dzięki temu wiem, żeby już więcej do ciebie z
płaczem nie przyjść.
- Ależ Tosiu, to
nie tak – jęknął Błażej, chyba nie wiedząc już, w jaki sposób do mnie trafić.
- A jak? –
spytałam. – Jestem przyzwyczajona do twoich docinek, bo odkąd pamiętam, tak się
do siebie odnosimy, ale wczoraj przesadziłeś.
- Wiem, Tosiu –
powiedział smutno, spuszczając głowę. – Nie umiem wyjaśnić tego, co we mnie
wczoraj wstąpiło. Może to dlatego, że zależy mi twoim szczęściu? Nie chcę,
żebyś cierpiała, a wiem, że to wszystko tak się skończy.
- O mnie się nie
martw, ja sobie radę dam – zanuciłam, trochę już udobruchana, bo widziałam, że
naprawdę żałuje swoich słów.
- To co?
Wybaczysz mi? – spytał, robiąc minkę zbitego psiaka.
Mimo że tyle
razy ją na mnie stosował, ja wciąż nie umiałam jej się oprzeć, dlatego
pokiwałam głową, uśmiechając się pod nosem.
- Jesteś
aniołem! – krzyknął i zaczął mnie obracać wokół własnej osi.
- Ale nie ciesz się tak,
bo to nie oznacza, że zapomniałam – rzuciłam, gdy zrobił już jakieś dwa kółka.
- Wiem, Tosiu,
wiem – mruknął, momentalnie przestając się kręcić – ale postaram się, abyś mi
na nowo na tyle zaufała, by znów mi o wszystkim powiedzieć – zapewnił mnie,
wreszcie stawiając mnie na nogach (to co, że we wodzie?) i przyciskając do siebie.
- O, jak słodko!
– usłyszeliśmy z boku.
To Zbyszek
dryfował sobie na materacu właśnie obok nas. Spojrzeliśmy na niego i oboje w
tym samym momencie pokręciliśmy głową, wzdychając ciężko i przewracając oczami.
- Wiecie co, my
to jednak jesteśmy dziwni – usłyszałam westchnienie Asi po kilku godzinach
prażenia się w słońcu.
- Dlaczego? –
zainteresowała się Justyna.
- Przecież góry
są tak blisko Żor, a my się wybraliśmy przez całą długość Polski nad morze –
wyjaśniła jej Asia.
- Mnie to jakoś
specjalnie nie zdziwiło – odpowiedziałam im, ziewając. – Przecież my nigdy
normalnych pomysłów nie mieliśmy.
Dziewczyny
zgodziły się ze mną, chichocząc wesoło.
- Z czego się śmiejecie? – zainteresował się Zbyszek,
który właśnie wrócił wraz z Michałem z wody.
- A takie tam.
Rozważamy, dlaczego wybraliśmy się nad morze, a nie w góry – wyjaśniła mu Asia.
- Bo w góry
pojedziemy zimą – powiedział Michał, a gdy wszyscy spojrzeli na niego
zaskoczeni, powiedział: - No co?
- Nic, nie
sądziliśmy po prostu, że już planujesz nam kolejną wyprawę – zaśmiał się Zibi.
- A co, trzeba
korzystać z dobrodziejstw polskiej przyrody – Michał wzruszył ramionami.
Pokręciłam przecząco
głową i ponownie położyłam się, zamykając oczy i rozkoszując się piękną pogodą.
Długo jednak nie mogłam się nią nacieszyć, bo jakiś mokry osobnik przeszedł tak
blisko mnie, że na mnie nakapał. A jak wiadomo, nie jest to przyjemne, gdy
zimna woda tak znienacka spada na nagrzane ciało. Szybko wzięłam piasek do ręki i rzuciłam w
tego kogoś, ale jego to obeszło, bo... nie trafiłam.
- Wiecie co?
Głodny jestem – mruknął Błażej, nie przejmując się tym, że mnie przed chwilą znowu zdenerwował.
- To idź sobie
coś kup – poradził mu Zibi, mówiąc na głos to co każdy z nas teraz pomyślał.
- Nie chce mi
się – westchnął chłopak, kładąc się obok mnie. – Może jak zawsze najmłodszy skoczy? –
zaproponował zadowolony z siebie.
- Wypchaj się
sianem – syknęłam, bo wciąż byłam na niego zła za to nakapanie na mnie.
- Hm, ale wiecie, że ja też
bym coś zjadł? – mruknął Zibi po chwili zastanowienia.
- I ja – dodała po
chwili Justyna.
- Tośka, no
chyba nam wszystkim nie odmówisz? – uśmiechnął się do mnie Michał.
Spojrzałam po
nich. Głodne hieny wykorzystujące najmłodszego w stadzie. Dlaczego nie mogłam urodzić
się w marcu? Wtedy to Błażej byłby z nas najmłodszy i biegał po wszystko.
- No… dobra –
skapitulowałam, widząc ich proszące spojrzenia utkwione w mojej osobie. – To co
chcecie?
I zaczęli się na głos zastanawiać, wymieniając przeróżne odmiany "śmieciowego żarcia". Rozłożyłam się więc ponownie na swoim miejscu, czekając cierpliwie aż coś wymyślą. A wiedziałam, że
trochę im to zajmie. Ostatecznie chłopaki zażyczyli sobie po kebabie, Justyna
hot-doga, a Aśka nuggetsy.
- Sama zdrowa
żywność, jak na usportowioną brać przystało – zironizowałam. – To idę.
- Szybko to ty
stamtąd nie wrócisz – mruknął Błażej chyba do siebie. Usłyszałam to jednak i dlatego zatrzymałam się w pół kroku.
- A dlaczego? –
zapytałam zaciekawiona, taksując go spojrzeniem.
- Dziś jest
tylko jedna budka otwarta, a kolejka do niej kilometrowa – wyjaśnił mi obojętnie.
No tak, był przecież z powrotem w naszym domku, bo zapomniał komórki, to pewnie to zauważył.
- To już
rozumiem, czemu nie chciało ci się iść. A założysz się, że uwinę się szybko? –
podpuszczałam go.
- A o co? –
zainteresował się.
Wiedziałam, że tymi słowami
wywołam u niego taką reakcję. On uwielbia się ze wszystkimi zakładać o byle co, by
udowodnić wszystkim, że zawsze ma rację. Zazwyczaj jednak jej nie ma.
- Wieczorem
idziemy na karaoke, nie? – zapytałam, a towarzystwo mi przytaknęło, wciąż się nam przysłuchując. – W takim
razie o trzy piwa.
- Tylko trzy? –
zdziwił się młodszy z Kubiaków. – Oj, coś mało się cenisz.
- Ciesz się z
tego, bo inaczej nigdy byś mi się nie wypłacił – skutecznie odbiłam piłeczkę.
- Nie o to
chodzi. Boisz się po prostu, że ze mną przegrasz – Błażej wyciągnął większe
działo, będąc niezwykle pewnym swego.
- Możemy podwyższyć
stawkę jeśli chcesz - wzruszyłam ramionami. - To co, pięć piw?
- Stoi. Michał, przecinaj - zarządził Błażej dziwnie roześmiany, jakby pewny tego, że wygra. Ale ja na jego miejscu bym się tak nie cieszyła. - Miło będzie napić się dziś na czyiś koszt - usłyszałam jeszcze za swoimi plecami.
Ma rację, na pewno będzie miło.
_______________________
Ucięłam w takim
miejscu, żeby nie było za długo. Zadowolona nie jestem, ale to przecież normalne w moim przypadku. Na moje szczęście
(albo na nieszczęście?) to wy oceniacie to, co napisałam, nie ja.
A tak btw., to wiecie co, ludziska moje kochane? JADĘ
NA LIGĘ ŚWIATOWĄ!!! I to
nie jest żadne prima aprilis. To będzie moja pierwsza Liga Światowa w życiu, ba, mój
pierwszy mecz reprezentacji na żywo! Tyle czasu przyszło mi czekać na tą
chwilę… Tyle lat kibicowania przed telewizorem i żałowania, że nie ma mnie na
trybunach… Aż tu nadszedł ten piękny dzień, 28.03, kiedy ticketpro pokazało mi,
że MAM BILETY! Wciąż nie wierzę w to, że za niecałe trzy miesiące będę w bydgoskiej Łuczniczce kibicować
naszym cudownym chłopakom. Może gdy będę już miała bilety w ręce, to w to uwierzę?
Marzenia
się jednak spełniają, nawet takiej mnie.
A tak jeszcze gwoli wyjaśnienia, Tośka za niedługo
pokaże pazurki. Wiem, że spodziewaliście się jej ciężkiego charakteru od
początku, ale już niedługo uaktywni się on w niej, cierpliwości kochani. Ściskam
Was i do następnego.
nieźle Tośka wymyśliła aby pokazać Aśce :) zakład zapewne wygra bo w głowie plan ma :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
zapraszam na nowy rozdział:)
Usuńpozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Ja jestem zaprawiona w bojach, mnie długie rozdziały absolutnie nie przerażają, z chęcią przeczytałabym więc dalszy ciąg tej historii z zakładem, ale skoro zdecydowałaś się na taki tnący taktyczny myk, to pozostaje mi tylko czekać na nówkę ;D
OdpowiedzUsuńFajnie, że Tośka utarła Asi nosa. Należało się przyszłej Bartmanowej za głupie insynuacje! Teraz Michalska przynajmniej wie, że Antoniny na polu romansowym obawiać się nie musi i że ta, gdyby tylko chciała, mogłaby mieć każdego ;D Cieszę się też, bo Błażej się przełamał, poszedł po rozum do głowy i przeprosił swoją przyjaciółkę za ostatnie, niemęskie dość, zachowanie. Proszę, czyli jednak jak chce, to potrafi ;) Dobrze świadczy o nim przyznanie się do błędu. Efekt? Mamy zgraną paczką, której nawet obecność barwnej (choć na razie płaskiej) postaci Justyny nie razi ;D Och, mogłabym tak czytać o tej uciesznej grupce kumpli i kumpel nie wiem, jak długo - tak bardzo przyjemnym są oni skupiskiem naprawdę ciekawych osobowości! ;D
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Na wypadek, gdybyś bała się, że część o Edith uległa zawieszeniu forever - nie martw się! ;D Dziś postaram się zedytować nowy rozdział, który powinien pojawić się na blogu jakoś w tym tygodniu. Stay więc tuned! ;D
Rosja co raz bardziej mnie urzeka. Trzyma ich wszystkich za garde i ten plan był po prostu epicki. Błażej to też dziecko.
OdpowiedzUsuńJa zniose wszystko ale nie śpiewanie kogokolwiek xD
A propo biletów to gratuluje. Ja wiele czasu poświęciłam na zdobycie biletów na mecz Polska Szwecja w PGE Arenie. I wlasnie się do tego szykuje ;)
Plan był świetny. Zaskoczył mnie, ale w sumie nie wiedziałam czego się spodziewać, więc każda opcja by mnie zdziwiła :P Dobrze jednak, że Asia zrozumiała, iż nie ma o co być zazdrosna. I cieszę się, że Błażej pogodził się z Tosią. Co do tego zamówienia, jestem pewna, że Tosia wygra ten zakład. Nie wiem jak to zrobi, ale go wygra :D I szczerze mówiąc ciekawa jestem tej złej strony Tosi. Jeśli rozumiesz przez to jakieś uprzykrzanie życia Justysi, to tym bardziej nie mogę się doczekać! A z biletów bardzo się cieszę! To znaczy cieszę się twoim szczęściem :)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się tutaj. Dobrze zrobili, przynajmniej Aśka coś zrozumiała i nie musi być zazdrosna więcej. Mam nadzieję, że konflikt na linii Tośka-Błażej zażegnany został, chociaż zapewne tylko tymczasowo. Jeśli zła strona Antośki uprzykrza życie Justynie, to ja już ją lubię.
OdpowiedzUsuń+ 2. rozdział na http://dni-bolu.blogspot.com/
Dobrze, że Tośka wytłumaczyła Aśce, że ona nie kocha Zbyszka. I jeszcze się z Błażejem pogodziła, więc wcale źle nie było. Dobrze nie, bo była Justyna. ;)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa, jak ma plan, by ten zakład wygrać.
Pozdrawiam. ;)
Krotka informacja na moich blogach. Zapraszam i przepraszam
OdpowiedzUsuń28.03 to piekna data zdecydowanie ze to moje urodziny <3 a rozdzial cudowny jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuń