środa, 19 czerwca 2013

jedenasty tatuaż.




„zacznę wierzyć w to,
że żyć bez ciebie się da”


Ostatnie dni były pięknie – uświadomiłam to sobie, leżąc na hamaku, rozwieszonym na balkonie jednego z mieszkań na trzecim piętrze apartamentowca w Żorach, w którym aktualnie mieszkam. Tak bardzo nad morzem spodobało mi się wiszenie w powietrzu, że gdy tylko zobaczyłam hamak w promocji w pobliskim supermarkecie, od razu go sobie kupiłam, by móc tak bezkarnie sobie wisieć na południu Polski, jak tamtego popołudnia nad morzem. I mimo że nie miałam zbyt dogodnego miejsca do jego rozwieszenia, po kilkudziesięciu minutach i przeróżnych manewrach, które wykonałam, w końcu udało mi się go jakoś ulokować.
Ale wracając do tematu, puste mieszkanie, a co za tym idzie – spokój i cisza, były dla mnie w tej chwili błogosławieństwem. Nikt nie miał do mnie o nic pretensji, mogłam robić co chciałam i to mi się podobało. Chadzałam sobie własnymi ścieżkami, dokładnie tak jak kiedyś. Teraz to tylko mój czarny kocur, Majkel, nie oszukuje swojej natury i robi, co mu się żywnie podoba. Nie zdążyłam nawet zrobić sobie kawy po powrocie do mieszkania, a ten od razu pojawił się przed drzwiami, jakby na mnie czekał. A do tego swoim prychaniem na mnie wypominał mi, że go tutaj samego zostawiłam. Majkel był trochę brudny i jakby chudszy, widocznie szlajał się tam, gdzie nie powinien. Nigdy jednak nie ograniczałam jego wolności, a zawsze po jego powrotach odpowiednio się nim zajmowałam, dzięki czemu wracał do normalnej formy. Fochy na mnie też mu jakoś przeszły, bo właśnie leżał na hamaku tuż obok mojej miednicy i mruczał w rytm piosenek Michaela Jacksona, które leciały z wystawionej przeze mnie na parapet wieży i które, tak jak ja, uwielbiał.
I tak oto ostatnimi czasy spędzałam wolne chwile, jednak miałam świadomość, że ta sielanka długo nie potrwa. Jutro bowiem do domu ma wrócić Błażej, a pojutrze Michał z Justyną. Bałam się trochę tych konfrontacji z wcześniej wspomnianą trójką, jednak dzięki ostatnim dniom na nowo znalazłam w sobie siłę, aby móc stawić im wszystkim czoła. Co ma być, to będzie pomyślałam, dzięki czemu przestałam analizować i wymyślać przeróżne scenariusze. Przez ostatnie dni naprawdę robiłam wszystko, żeby tylko nie myśleć o starszym Kubiaku i chyba mi się to w pewnym stopniu udawało. Spakowałam rzeczy Zbyszka do kartonów, po które sam zainteresowany ma przyjechać w przyszłym tygodniu. Szkoda, że się przeprowadza na południowy wschód Polski, będzie mi go tu brakować, no ale takie jest właśnie życie sportowca – nie obejrzysz się, a los rzuci cię na drugi koniec świata. Wróciłam także do pracy, a nic tak dobrze nie wpływa na moje samopoczucie, jak wysiłek fizyczny i radość, jaki to sprawia mnie i osobom (bo ostatnio na moje zajęcia zaczęło uczęszczać także kilkoro panów), korzystającym z fitnessu, który prowadzę. To wszystko sprawiało, że zaczynałam samą siebie przekonywać, iż mogę żyć bez myślenia o Michale, że mogę o nim zapomnieć…
Trzask drzwi wejściowych wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że prawie spadłam z hamaku. Nikogo się nie spodziewałam, a poza tym byłam praktycznie pewna, że zamknęłam drzwi frontowe na klucz... Podniosłam więc głowę, wypatrując sylwetki mojego niespodziewanego gościa, przy okazji szukając wzrokiem jakiegoś narzędzia obok, w razie gdybym musiała się bronić przed napastnikiem. Majkel również skoczył na równe nogi, prychnął wściekle i zjeżył się, gotowy w każdej chwili do skoku. Zachował się teraz lepiej niż te psy obronne, mimo że ten niespodziewany trzask wystraszył go równie mocno jak mnie. Po kilku chwilach i krokach, które słyszałam w pokoju, zobaczyłam głowę Błażeja we framudze balkonowych drzwi, dzięki czemu mogłam odetchnąć z ulgą.
- Ale nas wystraszyłeś – rzuciłam oskarżycielsko w jego stronę, próbując jakoś uspokoić Majkela.
Ten jednak prychnął zdegustowany całym zamieszaniem, które wywołał Młody, po czym zeskoczył z hamaku i z niezwykłą godnością ominął Błażeja, kompletnie nie reagując na jego kici, kici.
- Do tej pory zachodzę w głowę, jak mogłem ci kupić tak aroganckiego kota – mruknął Błażej, gdy Majkel już zdążył się ulotnić, ignorując go kompletnie.
Ale taki już był mój czarny kocur, nikim się nie przejmował… no dobrze, może oprócz moją skromną osobą. Ja go jeszcze czasami obchodziłam.
- Może dlatego, że do mnie pasuje? – spytałam retorycznie, siadając na hamaku i uważnie się w niego wpatrując. – Co ty tu tak właściwie robisz? Miałeś być jutro – przypomniałam mu, w razie gdyby zapomniał.
- Myślałem, że choć trochę się za mną stęskniłaś i się ucieszysz, że wróciłem wcześniej... że może rzucisz mi się w ramiona, a ty jak zawsze rzucasz się z pretensjami – westchnął.
- Przecież wiesz, że taka właśnie jestem – wzruszyłam ramionami, kompletnie nie przejmując się tymi zarzutami.
- Widzę, że się tu nieźle urządziłaś – mruknął Błażej, zmieniając temat i przyglądając się konstrukcji, którą zmontowałam, by móc mieć tutaj hamak.
- Coś musiałam robić – westchnęłam, wstając i tak po prostu podchodząc do niego, by móc się w niego wtulić. – Tęskniłam za tobą, masz rację – szepnęłam z uśmiechem.
- No i to chciałem usłyszeć – zaśmiał się Błażej, zaciskając moje ciało w uścisku. – To co, może jakaś kawa? Bo muszę z tobą pogadać – dorzucił chwilę później, kiedy już wyswobodziliśmy się ze wzajemnego objęcia, tonem głosu, który mnie trochę zaniepokoił.
Westchnęłam zrezygnowana. Zaczyna się – pomyślałam. Nie byłam jakoś specjalnie zachwycona, że zaraz po tym dość zaskakującym dla mnie powrocie Błażej chce wracać do wydarzeń sprzed kilku dni, ale jak mus, to mus. Kiedyś i tak Młody musi zaspokoić swoją ciekawość, a chyba lepiej będzie dla mnie, jeśli już będę mieć to za sobą.
- A może być czekolada? – spytałam. – Bo coś czuję, że to nie będzie przyjemna rozmowa… - mruknęłam.
Błażej zaczął się śmiać z mojej cierpiętniczej miny, którą teraz mu prezentowałam, jednak skinął głową, zgadzając się na moją propozycję.

Kilkadziesiąt minut później rozsiadłam się już wygodnie na krześle, wyciągając nogi za balkonową barierkę i popijałam gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Tak, wiem, bomba kaloryczna, której osoba dbająca o sylwetkę nie powinna dotykać, jednak podczas trudnych rozmów zazwyczaj tylko ona mi pomagała w normalnym funkcjonowaniu. A Błażej, siedzący obok mnie, robił dokładnie to samo co ja. No tak, nauczył się tego zwyczaju ode mnie. Och, a jednak ludzie mają rację – mam zły wpływ na innych...
- Byłem w klubie. Lorenzo kazał cię pozdrowić i zapytać, czy nie mogłabyś w poniedziałek wpaść do nich na trening – powiedział młodszy Kubiak, w końcu przerywając ciszę.
- A co? Znów chce mnie wykorzystać? – zaśmiałam się, charakterystycznie przy tym poruszając brwiami.
Lorenzo Bernardi był przesympatycznym człowiekiem. Jako trener trochę mnie przerażał, wydawał się być strasznym despotą. Jako osoba prywatna jednak był kompletnie kimś innym, z kim bezkarnie mogłam porozmawiać, czy pożartować na przeróżne tematy. Ale moje wizyty na treningach zazwyczaj wiązały się z pomaganiem statystykom, czy księgowym w liczeniu. Ja jednak lubiłam matematykę, w końcu ją studiowałam, więc dla mnie to nie było problemem, a poza tym każda dodatkowa fucha (a co za tym idzie – kasa) się przyda biednemu studentowi. Teraz pewnie księgowe podliczają wydatki klubu przeznaczone na transfery i układają plan płac oraz kosztów, jakie klub poniesie w nowym sezonie, z czym wiąże się naprawdę dużo obliczeń. Każda para rąk z kalkulatorem i umysłem matematycznym na karku więc się im przyda do pomocy.
- Możliwe – młodszy Kubiak potwierdził moje przypuszczenia.
- Jeśli tak, to przyjdę. Bardzo lubię, gdy mnie Lolek wykorzystuje – śmiałam się dalej, jednak po chwili zamilkłam, bo dotarły do mnie słowa Błażeja. – A dlaczego byłeś w klubie? – zapytałam zaintrygowana.
Raczej nie przypominałam sobie, aby z jakiegoś powodu miał się tam stawić wcześniej. Zaczynał treningi w poniedziałek, jak wszyscy, którzy dostali urlop po reprezentacji (Błażej co prawda nie grał w kadrze i wrócił do treningów już w pierwszym terminie, jednak dostał zgodę na przerwę, by móc z bratem wyjechać na urlop, którego wcześniej nie miał; w końcu w jastrzębskim zespole wciąż był trochę takim wolnym strzelcem...).
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać… - szepnął, a jego słowa zabrzmiały niezwykle złowrogo. – Dostałem propozycję kontraktu – wykrztusił z siebie wreszcie.
- To super! – ucieszyłam się. – W Jastrzębiu, tak? – spytałam, próbując jakoś poskładać fakty.
- No właśnie nie – mruknął, jakby zmartwiony. – We Francji, dokładniej w Paris Volley.
Patrzył mi przy tym prosto w twarz, aby móc zarejestrować moją reakcję. A ja byłam po prostu zaskoczona. Przełknęłam głośno ślinę, wzięłam kilka głębokich wdechów i uśmiechnęłam się, mimo że nie było mi do śmiechu. On również za chwilę mnie tu zostawi, co bardzo mi się nie podobało. Sama jednak mówiłam, że takie jest życie sportowca – z dnia na dzień los rzuci cię na drugi koniec świata. Tylko dlaczego moje słowa zawsze obracają się przeciwko mnie?
- Będę jednym z dwóch głównych rozgrywających klubu. To jest dla mnie naprawdę wielka szansa – tłumaczył mi Młody, jakbym była idiotką i tego nie wiedziała.
- Mam nadzieje, że podpisałeś ten kontrakt – powiedziałam słabo, mimo że bardzo chciałam, aby zabrzmiało to przekonująco.
Naprawdę cieszyłam się, że wreszcie ktoś go docenił. Wiem, jak mu było ciężko z faktem, iż już tyle czasu szuka klubu dla siebie i nie może nic odpowiedniego znaleźć, przez co musi korzystać z pomocy brata. Jego wyjazd jednak był dla mnie niemałym szokiem. Gdybym wiedziała o tym trochę wcześniej, może mogłabym się jakoś do tego przygotować i móc mu pokazać swoją radość.
- Jeszcze nie. Najpierw chciałem porozmawiać o tym z tobą – wyjaśnił.
- A co ja tu mam do gadania? – zdziwiłam się, robiąc jeszcze większe oczy niż na fakt o jego przenosinach.
- A to, że nie chcę, abyś miała do mnie żal, że zrobiłem coś za twoimi plecami, nie uzgadniając tego z tobą wcześniej.
- To miłe z twojej strony – uśmiechnęłam się. – Kiedy więc wyjeżdżasz? – spytałam, chcąc mu tym przekazać, co powinien zrobić.
- W poniedziałek mam samolot z Warszawy do Paryża, popołudniu podpisuję kontrakt i zaraz po tym mam pierwszy trening z drużyną – mówił, wciąż mi się uważnie przyglądając.
- No to mamy mało czasu, aby cię spakować... – stwierdziłam posępnie.
- Tośka, proszę cię, powiedz coś, nie wiem, nakrzycz na mnie, że cię zostawiam samą, że nic się z tobą nie liczę, czy co tam jeszcze tylko nie bądź taka obojętna! – krzyknął tak nagle, że aż się wzdrygnęłam.Nie wiem, mów, żebym został albo zabrał cię ze sobą...
- A jeśli powiem ci, abyś przestał się wygłupiać, to przestaniesz? – spytałam, tracąc już trochę cierpliwość i mu przerywając w tym jego bezsensownym monologu skierowanym do mnie. – Nie gadaj bzdur, przecież widzę w twoich oczach, że podjąłeś już decyzję o wyjeździe i moje słowa niczego nie zmienią. A poza tym ja się bardzo cieszę, że wreszcie będziesz mógł grać na takich zasadach, na jakich chciałeś – powiedziałam spokojnie, uśmiechając się do niego promiennie.
- Nawet nie wiesz, jak bałem się twojej reakcji… - Młody odetchnął z ulgą.
- Jestem aż tak straszna? – zaśmiałam się. – Poza tym ty się lepiej bój jak zareaguję, gdy tam sobie jakąś lepszą przyjaciółkę ode mnie znajdziesz – pogroziłam mu palcem ze śmiechem.
- Nie ma lepszej od ciebie – odpowiedział mi Błażej od razu, przyciskając mnie do siebie.
- I to właśnie chciałam teraz usłyszeć – szepnęłam. – Ale mam nadzieję, że jak sobie jakąś śliczną Francuzkę tam przygruchasz, to ja się o tym dowiem pierwsza – dorzuciłam, poruszając charakterystycznie brwiami.
- Oczywiście, choć i tak niezmiennie uważam, że najpiękniejsze kobiety są w Polsce.
Czaruś jeden.
- A może znajdziesz tam jakąś polską Francuzkę? Wiesz, takie dwa w jednym – wesołość mnie nie opuszczała, mimo że jego wyjazd nie był dla mnie przyjemną wizją, a moje wnętrzności przekręcały się jak tylko mogły.
Nie chciałam jednak go martwić moim samopoczuciem. Błażej musi się rozwijać, nie może oglądać się na mnie. Jako dobra przyjaciółka muszę go w tym wspierać. Nie darowałabym sobie nigdy, gdyby z mojego powodu zmarnował szansę, przed którą niewątpliwe stoi.
- Ty to w każdej sytuacji znajdziesz rozwiązanie – roześmiał się, czochrając mnie po włosach. – Wiesz, będzie mi cię tam brakować. I smutno mi, że zostawiam cię tutaj samą...
- Nie zostawiasz mnie samą – zaprzeczyłam, co go zdziwiło. – Mam przecież moje dzieciaki, kumpli ze studiów, twoich byłych już kolegów z zespołu… nic mi nie będzie – wyjaśniłam mu, mimo że sama nie byłam o tym jakoś specjalnie przekonana.
- Ale nie będzie tu Zbyszka, a z Michałem… Właśnie, mam nadzieję, że sobie go nie odpuścisz i pewnego dnia będę się bawił na waszym weselu – przypomniał mi.
Pokręciłam głową, wzdychając ciężko.
- Dlaczego ci na tym tak bardzo zależy, co? – zapytałam, próbując wziąć tą rozmowę na żarty. – Masz jakieś korzyści z tego?
- No wiesz... może ojciec przestanie faworyzować Michasia, kiedy ten ożeni się z satanistką? – zaśmiał się Młody, idealnie dopasowując się do wesołej konwencji rozmowy.
- Niedoczekanie twoje! – oburzyłam się, oczywiście na żarty. – Będzie na ciebie, bo to przecież ty nas poznałeś!
- Nieważne, jak się obrócisz, a i tak dupa zawsze będzie z tył – westchnął Młody. – Ale nawet jeśli tak miałoby być, to niech będzie. Chciałbym, abyście oboje byli szczęśliwi. A ze sobą będziecie, ja to wiem – dodał pewnie, mówiąc już całkiem poważnie.
- On najwidoczniej jest szczęśliwy z Justysią, ale... możemy o tym nie mówić? – poprosiłam go. – Lepiej mi powiedz, jak ojciec przyjął wiadomość o twoim wyjeździe – odbiłam szybko pałeczkę, zanim ten by zaprzeczył.
- Nie wiem – Błażej wzruszył ramionami, a cała jego wesołość jakby uleciała w przestworza. – Rozmawiałem tylko z mamą. Trochę się zmartwiła, że będę tak daleko od domu, ale mimo wszystko się ucieszyła, że mi się udało i życzyła powodzenia. A jemu pewnie i tak będzie źle…
- Mam nadzieję, że cię wreszcie doceni – powiedziałam, klepiąc go po plecach. – Zobaczysz, jeszcze będzie z ciebie dumny – przekonywałam go, choć sama do końca nie byłam o tym przekonana.
- Widzę się z nimi w niedzielę, bo przyjeżdżają do Warszawy do ciotki, no i chyba też trochę po to, aby pożegnać się ze mną – mruknął, jakby z tego niezadowolony. – Zobaczymy wtedy, czy masz rację. Obyś miała…
Też miałam taką nadzieję, bo doskonale wiedziałam, jak ta sprawa go wyniszcza od środka. A szkoda marnować swoje nerwy na takie sprawy.

Dopiero co przyjechał, a już go pakowaliśmy, by mógł ponownie wyjechać. Tym razem na dłużej. Większość jego rzeczy zostało u mnie w pokoju, zabrał ze sobą tylko te najpotrzebniejsze żeby nie mieć nadbagażu na lotnisku i w sobotę przedpołudniem wyjechał do Warszawy. Miałam gulę w gardle, gdy się z nim żegnałam przy jego samochodzie, ale wiedziałam, że tak musi być. Obiecałam mu, że będę grzeczna i że przyjadę do Paryża, gdy ten już się tam trochę urządzi. On obiecał mi za to długie rozmowy na Skype i wywalczenie miejsca w pierwszej szóstce.
Kiedy tylko wyjechał, pustka i spokój w mieszkaniu stała się dla mnie nie do zniesienia. Już nie była błogosławieństwem, a przekleństwem. Byłam sama, po raz kolejny. Powinnam się więc już do tego przyzwyczaić, ale najwidoczniej się nie dało. Wiedziałam jednak, że muszę sobie poradzić, mimo iż to nie będzie łatwe. Rok temu cieszyłam się, że mieszkam w Żorach, teraz tak właściwie mało co mnie tu już trzymało. Błażej będzie grał we Francji, Zbyszek w Rzeszowie, a z Michałem raczej nie chcę mieć zbyt wiele wspólnego, zwłaszcza, jeśli mam się odkochać. Zaczęłam się już nawet zastanawiać, czy sama nie powinnam gdzieś się przeprowadzić, jednak nie mogłam tak bez słowa zostawić moich dzieciaków z oddziału onkologicznego (powszechnie mówiono na to hospicjum, choć nie wiem, dlaczego, przecież to brzmiało jak śmierć… a mimo to tak się to przyjęło), gdzie byłam wolontariuszką, czy moich studentów, którym dawałam korki z matmy i którzy pewnie niedługo zaczną przychodzić, chcąc zdać przeróżne matematyczne działy podczas wrześniowej sesji poprawkowej. Poza tym Zbyszek wynajął to mieszkanie na dwa lata, miałam więc jeszcze rok, który mogłam do woli wykorzystać i podczas jego trwania wymyślić, co dalej będzie się ze mną działo. Tak, to był dobry plan.
I nie, nie zostałam w Żorach ze względu na Michała. Nie, już nie liczyłam na to, że coś się zmieni i z nim będę. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.
A jeśli już o nim wspomniałam, to wrócił z Justyną w niedzielę rano. Widziałam, jak wnoszą pudła na górę, więc zaszyłam się w mieszkaniu, udając, że mnie nie ma. I chyba mi się to udało, bo nikt jakoś nie przeszkadzał mi w mojej samotni. Z wieczornego telefonu od Błażeja dowiedziałam się, że w sobotę podczas kolacji Michał przedstawił Justynę swoim rodzicom, co przyćmiło wiadomość Młodego o kontrakcie, bowiem od czasów Moniki starszy Kubiak nikogo nie zabierał ze sobą na rodzinne uroczystości. Błażej tymczasem pieklił się, że Misiek zrobił to specjalnie, żeby go zdegradować i żeby być główną atrakcję wieczoru, a ja musiałam go uspokajać, że pewnie nie to było jego celem. Ale kiedy już skończyliśmy ze sobą rozmawiać, uświadomiłam sobie, że Michał musi ich związek traktować poważnie, skoro przedstawił ją swoim rodzicom. I nie powiem, że mnie to nie zabolało…

Pół niedzieli spędziłam sama w mieszkaniu (bo Majkel znów gdzieś zniknął), starając się nie wydawać jakiegokolwiek dźwięku. Popołudniu doszłam jednak do wniosku, że zachowuję się irracjonalnie, próbując za wszelką cenę ich nie spotkać i postanowiłam wyjść na spacer. W końcu kiedyś i tak musiałabym wyjść z mieszkania, nie mogłam przecież spędzić w nim reszty swojego marnego życia. Mimowolnie jednak upewniłam się, że nikt mnie nie zaczepi. Michał z Justyną wyszli jakieś pół godziny wcześniej, a poza tym raczej nie stali przy drzwiach frontowych od swojego mieszkania i przez wizjer nie patrzyli na klatkę schodową, by mnie tylko złapać, a potem zlinczować.
Boże, ostatnio robiłam z siebie kompletną idiotkę.
Nie przemyślałam jednak, że Żory wielką miejscowością przecież nie są i o wiele łatwiej kogoś tutaj spotkać, niż na przykład w Katowicach. I przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy nagle zza zakrętu zauważyłam parę, której tak bardzo nie chciałam spotkać. Nie było jednak odwrotu, nie mogłam schować się w pobliskim sklepie, czy wziąć nogi za pas, bowiem Michał i Justyna mnie zauważyli, zanim zdążyłam powziąć jakieś działania, dzięki którym mogłabym uciec. Wzięłam więc głęboki wdech i jak gdyby nigdy nic szłam prosto w ich stronę. Starałam się być naturalna i pewna siebie, mimo że serce waliło mi jak oszalałe.
- Cześć – powiedziałam, po czym po prostu chciałam ich wyminąć.
Jezu, opalony Misiek jest jeszcze przystojniejszy… - aż skarciłam siebie w głowie za takie myślenie.
- Tosia, zaczekaj – powiedział łagodnie Michał, czego się nie spodziewałam po tym wszystkim. Raczej bardziej myślałam, że na mnie nakrzyczy na samym wstępie. A najgorszy dla mnie był jego dotyk, bowiem Misiek złapał mnie za przegub ręki. – Chyba musimy porozmawiać.
- Nie wiem, czy mamy o czym – wzruszyłam ramionami, w ogóle nie zwracając uwagi na blondynkę stojącą obok niego i starając się być jak najbardziej obojętną, mimo walącego jak młot serca. – A poza tym nie chciałabym wam psuć spaceru moją obecnością – dodałam bezbarwnym tonem głosu.
- Przestań tak mówić, Tośka – Michał trochę się zdenerwował.
- A jak mam mówić? Wierzysz jej, więc ja teraz jestem tą najgorszą – wzruszyłam ramionami. – Normalka, można rzec.
Byłam z siebie dumna, bo jak na razie obojętność wychodziła mi tak, jak to sobie zaplanowałam.
- A co mam myśleć, skoro uciekłaś, nic mi nie wyjaśniając? – rzucił Misiek z pretensjami, puszczając moją rękę.
- Po pierwsze, nie uciekłam, tylko usunęłam się wam z drogi, by nie zepsuć wszystkim wakacji – zaczęłam wyjaśniać. – Po drugie, moje wyjaśnienia nic nie zmienią, bo ty i tak masz swoją wersję wydarzeń. A poza tym tylko winny się tłumaczy, a ja bynajmniej winną się nie czuję.
Michał pokręcił głową, jakby zrezygnowany moim gadaniem.
- Dobra, niech ci będzie – mruknął, a ja nie spodziewałam się, że tak łatwo odpuści. Widać, było tak jak mówiłam i nie miał zamiaru mnie oszukiwać… - Nie chcę jednak, abyśmy się unikali, jakbyśmy się nie znali. Nie powinienem się wtrącać, to jest sprawa między wami, dziewczyny, dlatego zostawiam was na chwilę same i macie mi się pogodzić, co oznacza, że rękoczyny nie wchodzą w gę – powiedział twardo.  
Po chwili zostawił nas same i zniknął w pobliskim sklepie. A my stałyśmy trochę zdezorientowane, nie odzywając się do siebie. Wiedziałam, że Michał przypatruje się nam zza sklepowej witryny, jakby chcąc mieć nas na oku. Mimo tego nie miałam zamiaru się z nią godzić. Niedoczekanie, nie jestem aż tak głupia.
- Nie wiem, co masz w sobie takiego, że on mimo wszystko tak do ciebie garnie – ciszę przerwała Justyna, pokazując głową na Miśka stojącego przy półce z chipsami i udającego, że się zastanawia nad tym, czy wziąć opakowanie cebulowych, czy bekonowych.
A przecież doskonale wiedziałam, że on uwielbia tylko paprykowe i przez to nigdy nad wyborem chipsów się nie zastanawia.
- A ja nie rozumiem, jak on może być z tobą – westchnęłam. – Przecież ty go nawet nie kochasz.
- Ale potrafię udawać miłość jak mało kto – odpowiedziała mi. – Widać dla niego jestem bardziej przekonująca, niż ty z tym swoim żałosnym zakochaniem.
- Najwidoczniej woli namiastkę miłości – przytaknęłam, nie dając się jej sprowokować.
- A jednak jesteś w pewien sposób mądra – powiedziała jakby zaskoczona. – Przynajmniej dochodzisz do dobrych wniosków. Pewnie pomaga ci w tym ten twój przystojniak, co? Tak z nim zniknęłaś, że pewnie cię należycie pocieszył – wiedziałam, co się kryje za tym uśmieszkiem.
- Akurat to, co robiłam z Aleksem nie jest twoją sprawą – syknęłam.
- Mogłabym powiedzieć to samo o mnie i o Michale, ale wy i tak będziesz z buciorami włazić w nasze życie – powiedziała, kompletnie zmieniając ton głosu i aktualnie udając pokrzywdzoną.
Aktorką była niezłą, muszę to przyznać. Ale ja byłam równie dobra, tylko że swoje umiejętności wykorzystywałam w dobrych celach, nie to co ona. Intrygantka jedna.
- Masz zamiar skłócić go ze wszystkimi jego przyjaciółmi? – spytałam jednak, chcąc pociągnąć ją za język, dopóki mogłam.
Żałowałam tylko jednego – że nie włączyłam dyktafonu. Dzięki temu miałabym dowód przeciwko Justynie, który mogłabym pokazać Michałowi i który by sprawił, że ten przejrzy na oczy. Choć ona pewnie i tak stwierdziłaby, że przerobiłam jej słowa albo wyrwałam je z kontekstu. A on by jej w to uwierzył…
- Wiesz, to nie zależy ode mnie, a od was. Jeśli mnie zaakceptujecie, to może was oszczędzę.
- Och, jakaś ty łaskawa – zironizowałam.
- Ty na moją łaskę jednak liczyć nie możesz.
- Co? Policzek cię wciąż piecze? – śmiałam się.
- Nie, Michał sprawił wszystko, aby przestał – powiedziała, uśmiechając się kpiąco.
- Słyszałam – mruknęłam. – Dopinasz swego, nie powiem, że nie robi to na mnie wrażenie. Nie spodziewałam się, że tak łatwo ci to przyjdzie.
- A będzie jeszcze łatwiej, tylko muszę trochę nad nim popracować – wyjawiła mi. – Zobaczysz, niedługo Michał będzie jadł mi z ręki, więc lepiej odpuść sobie tą chorą miłość, bo i tak nic nie wskórasz.
Oho, ona śmie mi radzić. Ledwo co powstrzymałam się od śmiechu.
- Czujesz jednak zagrożenie – powiedziałam dumna.
- Muszę przyznać, że wasza relacja trochę mnie przeraża, ale i z nią sobie poradzę. Poza tym nie rozumiem, po co ci on? Możesz mieć każdego, a ty akurat chcesz jego. Może też lubisz manipulować ludźmi? Może jesteśmy do siebie podobne? – zastanawiała się na głos.
- Niedoczekanie twoje – oburzyłam się. A nie pomyślałaś, że ja zawsze chcę dostawać tego, czego nie mogę? I że zawsze dopinam swego? – spytałam, unosząc brew nad prawym okiem. – Ja natomiast doskonale rozumiem, po co ci Michał. I prędzej czy później on sam to zrozumie.
- Oby jak najpóźniej – zaśmiała się Justyna. – Żałuję, że najpierw zainteresowałam się Zbyszkiem, skoro miałam pod nosem faceta, którym tak łatwo da się manipulować  westchnęła.
Już chciałam jej coś zrobić, jednak wrócił sam zainteresowany, co przywołało mnie do porządku. Przecież jej właśnie zależało na tym, abym znów się na nią rzuciła i tym do reszty straciła w oczach Michała. Sama przyznała się, że chce się mnie pozbyć, muszę więc być ostrożna w tym co robię, aby przypadkiem nie pomóc jej w tym planie.
- I jak? Pogodziłyście się? – spytał Misiek, wyrywając mnie z zamyślenia.
Spojrzałam na niego i zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę chcę jeszcze o niego walczyć.
- Powiedzmy, że przyjęłam przeprosiny od twojej, ekhm, dziewczyny – powiedziałam jednak szybko, aby tylko Justyna nie mogła dojść do głosu. – Ale zrobiłam to tylko dla ciebie – dodałam jeszcze.
Po tych słowach pożegnałam się z nimi w pospiechu, wykręcając się ważną sprawą (w niedzielę!, idiotyzm) i z godnością odeszłam, zanim Michał wpadłby na jakiś bezsensowny pomysł, w którym miała by wziąć udział nasza trójka. Usłyszałam jeszcze za sobą, jak Michał pyta się Justyny, o co mi chodziło z tymi przeprosinami z jej strony i jak blondynka próbuje jakoś wybrnąć z sytuacji, w której ją postawiłam, zapewne w myślach klnąc na mnie jak szewc. Z ulgą stwierdziłam, że mało mnie to już obchodziło. Może jednak będę umieć bez niego żyć? – zapytałam samą siebie. – Nie przekonasz się, póki nie spróbujesz.
Mimo wszystko nie mogłam pozwolić, aby ona go zniszczyła, nawet jeśli sam się o to prosi.




_______________________________

Dziękuję Wam kochani za ponad 100 komentarzy na JMT, bo właśnie taką liczbę aktualnie wskazuje licznik. Jesteście niesamowici! A co do Michała i Tośki, to wszystko będzie się komplikować z odcinka na odcinek, bądźcie więc na to przygotowani.
Pozdrawiam z gorrrącego Poznania! 

środa, 5 czerwca 2013

dziesiąty tatuaż.



„takiej dziewczynie
do nóg się rzuca cały świat”


Kiedy następnego dnia otworzyłam oczy po przebudzeniu, stwierdziłam, że nie jestem w swoim łóżku. Znaczy, od jakiś sześciu lat nie śpię w swoim łóżku – najpierw kimałam kątem u Błażeja, później na przeróżnych stancjach w Warszawie, by ostatecznie wylądować w Żorach, gdzie co chwila przenosiłam się z mieszkania Michała do mieszkania Zbyszka i na odwrót. To było zależne od ich aktualnego humoru i momentami doprowadzało mnie do szewskiej pasji, ale jakoś to znosiłam. Tym razem jednak kompletnie nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Nie znałam tego pomieszczenia, nigdy wcześniej tu nie byłam. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i przyciąga mocniej do siebie. przestraszyłam się trochę i z wahaniem obróciłam głowę, by spojrzeć w swoje prawo. A tam Aleks smacznie spał, obejmując mnie ciasno w pasie. I wtedy wszystko mi się przypomniało...
Wczoraj, zaraz po scysji z Justyną, nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie chciałam nikogo z nich widzieć albo jeszcze z kimś gadać, bo wiedziałam, że to się może źle dla nas wszystkich skończyć. Mogłabym powiedzieć więcej niż powinnam była lub co gorsza zrobić coś, czego bym później żałowała. Wolałam więc gdzieś się zaszyć przed otaczającym mnie światem, ale jako że nie znałam tej okolicy, nie miałam pojęcia, gdzie powinnam się udać. Wszystko się wyjaśniło, gdy dogonił mnie Aleks i zaproponował, że zabierze mnie jak najdalej stąd, jakby doskonale wiedział, czego potrzebuję. Zgodziłam się bez żadnego sprzeciwu, wahania, czy specjalnego namysłu, bo właśnie o to mi chodziło. Chciałam zniknąć i to jak najszybciej, a Aleks mi to umożliwił. Ostatecznie oboje wylądowaliśmy w Mielnie, gdzie chodziliśmy po promenadzie, jak gdyby nic wielkiego się przed chwilą nie stało, w najlepsze naśmiewaliśmy się z przechadzających obok nas Niemców, jedliśmy gofry z bitą śmietaną i owocami, leżąc beztrosko na ciepłym piasku na plaży, jak para zakochanych. Tego naprawdę było mi trzeba, a Aleks był bardzo dobrym towarzyszem, bo o nic nie pytał, nie oczekiwał ode mnie wyjaśnień, tylko po prostu przy mnie był i swoim zachowaniem odciągał moje myśli od tego nieprzyjemnego wydarzenia.
I nawet nie wiem, kiedy i jak to się stało, że z nadejściem wieczora opowiedziałam mu wszystko, co leżało mi w tamtym momencie na wątrobie. Od samego początku, czyli od dnia, w którym poznałam Michała. Wcześniej wiedziałam tylko tyle, że Błażej ma starszego brata, również siatkarza, który jest mu stawiany za wzór, czego on bardzo nie lubi. Myślałam więc, że starszy Kubiak jest jakimś nadętym gburem, bufonem, z którym nigdy w życiu się nie dogadam tak, jak z młodym Kubiakiem, a on… on okazał się być świetnym facetem. Oboje jednak podeszliśmy do siebie z dużym dystansem – ja zrażona opowieściami Błażeja, a Michał moim wyglądem. Ale z czasem bariery topniały i zaczęliśmy nadawać na tych samych falach, co było widoczne tak bardzo, że w pewnej chwili Błażej zrobił się zazdrosny o swojego starszego brata. Do tej pory zawsze byłam tylko i wyłącznie dla niego, więc nic dziwnego, że zaczął się bać, iż to starszemu Kubiakowi zacznę poświęcać więcej czasu, odstawiając młodszego na boczny tor. Nic takiego jednak nie miało miejsca, starałam się traktować ich wszystkich normalnie, tak jak do tej pory. Nawet kiedy sama przed sobą przyznałam się, że się zakochałam w Miśku, wiele w moim zachowaniu się nie zmieniło. Z czasem jednak takie udawanie przed wszystkimi, a może bardziej przed samą sobą, że wszystko jest po staremu, robiło się dla mnie coraz trudniejsze i coraz bardziej było widać, że nie traktuję Michała tak, jak na początku naszej znajomości. Błażej zauważył to wszystko jako pierwszy – wtedy, gdy mu powiedziałam, że wraz z chłopakami przenoszę się do Żor, bo mnie o to poprosili. Zbyszek zorientował się jakoś w połowie sezonu, gdy grał w Jastrzębskim Węglu – w momencie, w którym miał kontuzję. Nie miał co robić, więc zaczął się zajmować nie swoimi sprawami i bawić w detektywa – tak to sobie tłumaczyłam. A Michał… Michał nie zauważa mnie do tej pory, co tak bardzo zaczęło mnie frustrować, że czara goryczy się przelała, co powoli zaczynało wychodzić na jaw. I może właśnie przez to zaczęłam się zwierzać nieznajomym?
Aleks tymczasem objął mnie ramieniem i stwierdził, że Kubiak jest strasznym idiotą, bo każdy chciałby, abym mówiła o nim w taki sposób, jak o Michale, mimo tylu ran, które mi do tej pory wyrządził. A już on zwłaszcza chciałby być na miejscu przyjmującego. Później mnie pocałował i zaproponował, abym u niego została na noc. Zostałam. Nie analizowałam specjalnie, jak to wszystko wygląda z boku dla obserwatora wydarzeń, liczyło się dla mnie tylko moje dobre samopoczucie. A przy brunecie czułam się wspaniale i nie chciałam tego ot tak kończyć, wracając do szarej rzeczywistości. Napisałam więc krótkiego sms-a Błażejowi z komórki Aleksa (bo swojej nie zabrałam z domku), że wszystko ze mną w porządku i jestem z brunetem, a później ubrałam koszulę chłopaka i zasnęłam w jego ramionach, jak mała, bezbronna dziewczynka, potrzebująca silnego ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć w trudnych chwilach.
Czasami miałam takie dni, w którym potrzebowałam poczucia bezpieczeństwa. Rzadko mi się one zdarzały, bo zazwyczaj twardo stąpam po ziemi, ale niestety czasem nawet najtwardsza osoba potrzebuje czyjegoś wsparcia...
- Czyli to nie był sen – uśmiechnął się do mnie Aleks, budząc się.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Było rano, ludzie gadają więc od rzeczy.
- Myślałem, że gdy otworzę oczy, okaże się, że wszystko to sobie wymyśliłem – wyjaśnił mi, całując mnie w nos.
- Nie wiedziałam, że z ciebie jest taki romantyk – szepnęłam, śmiejąc się i wyswobadzając z jego objęć, mimo że było mi w nich bardzo dobrze.
- Bo jeszcze nie znasz mnie zbyt dobrze – zaśmiał się Aleks. – A tak w ogóle, to gdzie się wybierasz? – spytał, widząc moje poczynania.
Właśnie zakładałam na tyłek swoje spodnie, które wczoraj niedbale rzuciłam na krzesło obok łóżka, chcąc się jak najszybciej położyć. Zaczynałam także poszukiwać mojej bluzki, mimo że w jego koszuli było mi całkiem wygodnie. I co ważne, do twarzy!
- Chyba najwyższy czas wracać… - westchnęłam więc, choć nie byłam o tym jakoś specjalnie przekonana.
Najchętniej to cały dzisiejszy dzień przeleżałabym w ramionach Aleksa, rozmawiała z nim o bzdetach i niczym się nie przejmowała. Ale tak nie można.
- Myślisz, że bez śniadania cię stąd wypuszczę? – zapytał brunet, unosząc brew nad prawym okiem. – Idź pod prysznic, bo później schodzisz ze mną na śniadanie. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu z twojej strony – dodał, widząc moją minę.
Pokiwałam tylko głową i zrobiłam tak, jak mi kazał. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby mu się sprzeciwiać, mimo że czułam, iż chyba go wykorzystuję w tym momencie i on to wszystko może później źle odebrać. Ale myślałam wtedy tylko o sobie, w końcu uruchomiłam w sobie samoluba, który tak długo był uśpiony we mnie i teraz chciał jak najdłużej odciągać moment powrotu do rzeczywistości. A Aleks po prostu mi w tym pomagał, jak tylko najlepiej mógł…

Siedziałam w koszulce Aleksa z Jackiem Daniels’em, która była na mnie za duża. Wczoraj wyszukałam ją w jego szafie w pokoju, gdy miałam iść spać. Chłopak kazał mi znaleźć sobie coś odpowiedniego do spania i gdy ona wpadła mi w ręce, nie omieszkałam mu powiedzieć, że zawsze chciałam taką mieć. I pewnie przez to od dzisiaj taką mam, choć brunet wczoraj na jej widok określił ją mianem swojej ulubionej. Mimo to chłopak wręczył mi ją dziś rano, gdy wyszłam spod prysznica i gdy oboje spławiliśmy jakimś cudem z pokoju Mattiego, który już snuł przeróżne insynuacje na nasz temat. Aleks stwierdził wtedy, że chce, abym myślała o nim, gdy będę ją nosić – ma być to taka swoista pamiątka naszej krótkiej, bądź co bądź, ale dość intensywnej znajomości. A ja nie umiałam mu odmówić, choć chyba powinnam była to zrobić…
- Wiesz już co teraz zrobisz, Tośka? – spytał Aleks, kiedy już kończyliśmy wspólne śniadanie.
Westchnęłam ciężko, jakby nagle spadł na mnie ciężar wczorajszego dnia i smutnej rzeczywistości, a ja nie byłam na to przygotowana. Wróć, przecież dokładnie tak teraz było.
- Tak, wiem – pokiwałam głową. – Spakuję się i wracam do domu, wakacje tutaj już się dla mnie skończyły.
- Jesteś tego pewna? – spytał, przyglądając mi się z uwagą. – Wiesz, że to może być uznane za przejaw twojego tchórzostwa i winy?
- Wiem – potwierdziłam – ale z drugiej strony zrozum, kiedy tu zostanę, zepsuje im wszystkim wakacje. Michał na pewno tego tak nie zostawi, a ja mu przecież prawdy nie powiem, bo to nie ma już najmniejszego sensu. Już jest za późno na takie uzewnętrznianie się. Poza tym mogę się założyć, że Justyna przedstawiła mu już swoją wersję wydarzeń, w którą on uwierzył. A ja nie zniosę kolejnych jej zaczepek, przy najbliższej okazji wydrapię jej oczy i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. Najlepiej więc będzie, jak się usunę na jakiś czas w cień, przygotuję się psychicznie na konfrontację z zakochańcami – zironizowałam – i ułożę to wszystko sobie w głowie.
Aleks pokiwał głową i nie skomentował tego, jakby widząc, że zdania swego nie zmienię. Zabrał mi tak po prostu mój talerz sprzed nosa i wraz ze swoim odniósł na miejsce brudnych naczyń, przeznaczonych do zmywania. A kiedy do mnie wrócił, zapytał:
- A co byś powiedziała, gdybym cię teraz odprowadził, pomógł ci się spakować i odwiózł cię na dworzec do Koszalina?
Widziałam, że to pytanie było tak właściwie pytaniem retorycznym i co bym w tej chwili nie powiedziała, to i tak postawi na swoim. A poza tym chyba ten pomysł nie należał do najgorszych, prawda?
- Czemu nie? – powiedziałam więc, wzruszając ramionami i wyszłam z nim ze stołówki.

- Tośka, co ty do cholery robisz?!
Nie spodziewałam się nikogo zastać w domku, raczej sądziłam, że wszyscy będą korzystać z pięknej pogody dnia dzisiejszego i wylegiwać się na słońcu, dlatego aż podskoczyłam, gdy usłyszałam to pytanie. Właśnie wywaliłam z szafki swoją walizkę i wszystkie ciuchy, które tu ze sobą zabrałam. Pakowałam się w pośpiechu, wrzucając wszystko byle jak do mojego bagażu, jakbym przed czymś uciekała. A ja po prostu nie miałam ochoty nikogo spotkać i do tego mu się tłumaczyć z moich poczynań. Chciałam napisać krótką karteczkę, wyjaśniając, że wszystko ze mną w porządku i mają mnie zostawić w spokoju. A tu Błażej pokrzyżował moje plany…
- Dlaczego mnie tak straszysz?! Nie mogłeś od razu powiedzieć, że tu jesteś, a nie się ukrywasz? – krzyknęłam rozzłoszczona, trzymając się za serce i próbując unormować oddech
- Musiałem zobaczyć, co ty… co wy wyczyniacie – wyjaśnił, przenosząc swój wzrok na Aleksa.
Błażej siedział właśnie na moim łóżku z założonymi na piersi rękami. Kiedy weszłam do domku, od razu skierowałam się w stronę szafy, która była naprzeciwko łóżek, zaraz przy drzwiach i pewnie dlatego go nie zauważyłam. Młody Kubiak patrzył na nas w tej chwili podejrzliwie, jakby próbując zgadnąć, co wymyśliliśmy i po co się pakuję. Wydawało mi się nawet przez krótką chwilę, że nagle stał wrogo nastawiony do Aleksa… ale to może tylko moje chore wymysły.
- Pakuję się, jakbyś nie widział – syknęłam, wciąż zła, że mnie wystraszył – i wracam do domu.
- Na pewno do domu? Nie okłamujesz mnie przypadkiem? – Błażej wstał i świdrował mnie wzrokiem.
- Ty też mi nie wierzysz?! – krzyknęłam tak gwałtownie, że aż oboje, Aleks i Błażej, podskoczyli w tej samej chwili.
- Tosia, to nie tak… - zaczął młodszy Kubiak po chwili, kiedy już doszedł do siebie i zrozumiał, że mnie swoimi słowami uraził.
- Nie tłumacz się – machnęłam na to ręką, powracając do pakowania. – Pewnie myślisz to, co wszyscy, w końcu sama daję wam ku temu powody…
Zdałam sobie właśnie sprawę, że wszystko, co robię, działa na moją niekorzyść. Moje wczorajsze zachowanie, późniejsze zniknięcie, noc spędzona u Aleksa, a teraz ta "ucieczka"… Nic więc dziwnego, że wszyscy myślą sobie to, co myślą.
Błażej jednak podszedł do mnie i przytulił się do moich pleców.
- Tosia, przecież wiesz, że to nie tak. Chcę dla ciebie jak najlepiej – mówił spokojnie. – I będę przy tobie obojętnie co się stanie. Powiedziałem wczoraj Michałowi, że zawsze stanę po twojej stronie i nie zmieniłem zdania. Wiesz, że zaakceptuję każdą twoją decyzję, choćby nawet nie wiem jak bardzo niedorzeczna mi się wydała. Zawsze ci pomogę, pamiętaj o tym. Ja po prostu się martwię o ciebie, wiem, ile cię to wszystko kosztuje psychicznie…
- Przepraszam – szepnęłam, obracając się w jego stronę. – Powinnam to wiedzieć, a nie na ciebie naskakiwać. Ale ja po prostu mam już dość. Pogubiłam się w tym wszystkim, dlatego wracam do domu. Zobaczę, czy Majkel już wrócił, a przy okazji poukładam sobie wszystko w głowie. A przynajmniej spróbuję to zrobić… - wyjaśniłam mu.
- Nie ma sprawy, Tosia, w końcu sam ostatnio dałem ci powody do zwątpienia – uśmiechnął się pokrzepiająco. – To weź ze sobą tylko te najpotrzebniejsze rzeczy, żebyś nie musiała nosić tej ciężkiej walizki ze sobą przez całą Polskę, a resztę twoich rzeczy wpakuję do bagażnika, gdy będziemy wracać samochodem do domu.
- Naprawdę? – upewniałam się zaskoczona.
- Jasne, Czarnuszko – ucałował mnie. – Obiecuję, że pięć razy sprawdzę, czy niczego nie zapomniałem. I wszystkim wytłumaczę twój nagły powrót do domu. Mam kłamać i powiedzieć, że coś nie tak z Majkelem? Albo że musiałaś wracać do szpitala? – próbował ustalić ze mną jedną wersję wydarzeń.
- Nie, powiedz im prawdę – pokręciłam głową – że nie chciałam im psuć wakacji, a gdybym została, to na pewno bez sprzeczek by się nie obyło.
Błażej pokiwał głową, nawet nie próbując mi wybić ten pomysł z głowy, choć chyba taka wersja mu się nie spodobała. Musiało więc być ewidentnie widać, że już postanowiłam i swojego zdania nie zmienię, choćby nie wiem co zrobił, czy powiedział.
- Odwieź cię na dworzec? – zapytał tylko.
- Nie, ja ją odwiozę – po raz pierwszy odkąd tu jesteśmy, na głos odezwał się Aleks.
Błażej pokiwał tylko głową, nawet nie próbując się z nami kłócić, jakby zaakceptował wszystko, co wspólnie postanowiliśmy. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że tak jest, ale znam go, więc wiem, że swoje pomyślał. Nie chciał się jednak ze mną sprzeczać i mi dokładać, dlatego nie powiedział tego na głos. Tymczasem ja zapięłam moją podręczną torbę, którą w pośpiechu spakowałam. Miałam tylko nadzieję, że niczego ważnego nie zapomniałam ze sobą zabrać, bo później będę się na siebie wściekać… Aleks chwycił mój bagaż i zaniósł go do swojego samochodu. Podałam młodemu Kubiakowi moje klucze od naszego domku i oboje podeszliśmy do czerwonego Nissana, który należał do Aleksa.
- To do zobaczenia za kilka dni – szepnęłam w stronę Błażeja. - Teraz masz cały domek dla siebie, możesz więc szaleć - zaśmiałam się, poruszając charakterystycznie brwiami. Błażej tylko pokręcił głową zażenowany moimi słowami.
Nigdy nie lubiłam pożegnań, nawet tych na krótko.
- Uważaj na siebie – szepnął, całując mnie w policzek. – I o nic się nie martw, jesteś silna, więc sobie poradzisz.
Pokiwałam głową, przyjmując jego słowa do wiadomości, po czym wsiadłam do samochodu, którym kilka chwil później jechałam wraz z Aleksem w stronę dworca kolejowego w Koszalinie, by wrócić pociągiem do domu.

Nie rozmawiałam z Aleksem prawie w ogóle podczas naszej drogi do pobliskiego miasta. Odpłynęłam myślami hen daleko, zastanawiając się, czy na pewno dobrze robię. Miałam mnóstwo wątpliwości, jednak mimo wszystko nie wyobrażałam sobie innej możliwości. A nawet gdyby, to już nie było odwrotu, przynajmniej ja nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Aleks tymczasem o nic nie pytał, jakby przeczuwając, że nie warto mi teraz przeszkadzać.
- Dziękuję ci za wszystko – powiedziałam w stronę bruneta, stojąc już na peronie z biletem w kieszeni i czekając na pociąg, który został zapowiedziany kilka chwil temu.
- Przecież nic specjalnego nie zrobiłem… - chłopak wzruszył ramionami.
- Zrobiłeś naprawdę dużo – zaprzeczyłam. – I bardzo się cieszę, że cię poznałam.
- Ja również i wiedz, że możesz wpaść do mnie do Warszawy, kiedy tylko chcesz, adres znasz – oznajmił po chwili. – Zawsze będziesz u mnie mile widziana, a ja będę na ciebie czekał.
- Nie warto – szepnęłam, wyczuwając drugie dno jego zapewnienia. – Baw się dobrze, korzystaj z życia, jak to do tej pory robiłeś. Nie czekaj na mnie, bo… ja chyba nigdy nie wyleczę się z tej chorej miłości do niego – szepnęłam, spuszczając wzrok.
To było głupie, przecież już dawno powinnam sobie dać spokój z Michałem, ale… nie potrafię. To zbyt mocno siedzi we mnie i nie wiem, co musiałabym zrobić, aby z nim skończyć. Widocznie jestem masochistką, która lubi sprawiać sobie ból. Inaczej tego wyjaśnić nie potrafię… Bo przecież gdybym chciała, mogłabym się od niego odciąć, wyjechać, nie przebywać w jego towarzystwie, a ja mimo tylu ran, wciąż tkwię jak najbliżej Kubiaka, wręcz się do niego garnę. To jest naprawdę chore.
- Korzystać z życia będę, to ci mogę obiecać – uśmiechnął się cwaniacko Aleks, wyrywając mnie z zamyślenia – jednak będę to robił z nadzieją, że kiedyś otworzę drzwi od mieszkania i cię w nich zobaczę. A wtedy rzucę swojego dotychczasowe życie. Dla ciebie, Tośka – powiedział to takim poważnym tonem, którego jeszcze u niego nie słyszałam.
Po takim wyznaniu nie bardzo wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Ja nie mogłam mu niczego obiecać, bo na pewno byłyby to obietnice bez pokrycia. A nie chciałam mu robić nadziei na coś, co się nigdy nie wydarzy. Na moje szczęście właśnie w tej chwili przyjechał mój pociąg, który uratował mnie przed odpowiedzią. Aleks, widząc, że rozmowa na ten temat między nami już się skończyła, włożył mój bagaż do środka maszyny, abym nie musiała go ze sobą wnosić. Zanim jednak weszłam do pociągu, stanęłam obok niego i niesiona impulsem, tak po prostu wpiłam się w jego usta.
- Nawet nie wiesz, jak cholernie żałuję, że się w tobie nie zakochałam – wyznałam zupełnie szczerze. – Żegnaj.
I zanim Aleks mógł cokolwiek zrobić, w jakiś sposób mi odpowiedzieć, weszłam do pociągu i zamknęłam za sobą drzwi. Pewnie w tamtej chwili dla bocznego obserwatora wyglądaliśmy jak para zakochanych, których to wiele żegna się ze sobą na kolejowych stacjach. My jednak nie byliśmy jednymi z wielu... Gdy Aleks się ocknął i dotarło do niego to, co się stało przed chwilą, maszyna ruszyła, a ja ze łzami w oczach widziałam już tylko oddalającą się sylwetkę bruneta, za którym w pewnym sensie na pewno będę tęsknić.



__________________________

To jest ten czas, to są te chwile – w końcu nadeszła Liga Światowa, na którą czekaliśmy. Radujmy się więc! A taką nijaką notkę mi wybaczcie...