„miałaś nie płakać, miałaś być twarda, co z tobą jest?
miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić, zapomnieć mnie
miałaś nie płakać, świat poukładać, żeby miał sens
łatwo mówi się… ja wiem”
miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić, zapomnieć mnie
miałaś nie płakać, świat poukładać, żeby miał sens
łatwo mówi się… ja wiem”
Już od miesiąca korzystałam
z uprzejmości Błażeja, dzięki której skryłam się przed światem w Paryżu i
próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie i w życiu na nowo, ale chyba nie
bardzo mi to wychodziło. Nie umiałam o nim zapomnieć, mimo że tak bardzo tego chciałam…
To ciągłe rozpamiętywanie ostatnich miesięcy także mi w niczym nie pomagało.
Wiedziałam, że nie powinnam wracać do tego co było, ale niestety to było
silniejsze ode mnie. Snułam jakieś nierealne scenariusze, zastanawiałam się, co
by było gdyby… i to rujnowało mnie na nowo od środka. Całe szczęście, że nie
żałowałam niczego, co się wydarzyło w przeciągu ostatniego półrocza, bo jeszcze
tego uczucia mi brakowało. Racjonalnie myśląc, wiedziałam, co mi jest potrzebne
w tym momencie do odzyskania równowagi, jednak nie potrafiłam wcielić swojego
postanowienia w życie. Naprawdę wolałabym, aby to nienawiść do Michała
zwyciężyła wewnątrz mnie, a nie była wciąż na równi z miłością. Czułam się jak
schizofrenik, mający dwie osobowości – jedna z nich go kochała, a druga
nienawidziła. Oszaleć można. Niestety, nie potrafiłam przemówić do własnego
serca, a ciągłe imprezy, zatapianie problemów w alkoholu, nowi znajomi, o
których na drugi dzień już nie pamiętałam, nie pomagało mi tak samo jak kiedyś.
Nie wiem, czyżbym już z tego wyrosła? Naprawdę zmieniłam się aż tak bardzo? Do
tego nie potrafiłam się odnaleźć wśród paryskich ludzi i tego otoczenia, do
którego nie pasowałam… a przynajmniej tak czułam. A jakby tego było mało, to moja
zmiana w zachowaniu ewidentnie martwiła Błażeja – widziałam to w jego podejściu
do mnie. Często czułam na sobie jego badawczy wzrok, wiedziałam również, że
wielokrotnie powstrzymuje się przed powiedzeniem tego, co aktualnie myśli, żeby
tylko mnie nie urazić. Choć może właśnie takich mocnych słów z jego strony potrzebowałam?
Sama nie wiedziałam, czego chciałam. Powoli zaczynałam czuć, że przeszkadzam
Młodemu – zwłaszcza teraz, kiedy jego znajomość z Lolą wręcz kwitła i to z dnia
na dzień. Czułam się zbędna w tym towarzystwie, a niestety do tej pory nie
potrafiłam znaleźć swojego. Zawsze miałam problemy z aklimatyzacją w nowym
miejscu, jednak teraz było zupełnie inaczej, jakby tak… trudniej. Zaczęłam się
więc nawet zastanawiać nad powrotem do Polski. To co, że On będzie znowu mieszkał
obok mnie i to jeszcze z Nią? Przecież nie wszystko kręci się wokół Nich, a to
właśnie w Jastrzębiu czułam się naprawdę potrzebna, miałam tam znajomych, fajną
pracę, „misję” do wykonania… nie to, co tutaj. A Jego po prostu bym ignorowała,
tak jakby Go nie było. Bo w sumie dla mnie On już nie istnieje… prawda?
Nie miałam
jednak zamiaru wracać do Jastrzębia jeszcze w starym roku. Wolałam go zakończyć
tutaj, nawet jeśli ma to się odbyć pod Wieżą Eiffla z zakochanymi parami tuż
obok mnie, wśród których był także Błażej z Lolą. Jeśli o nich chodzi, to po
obserwacjach doszłam do wniosku, że jest z nich naprawdę świetny duet i że w
końcu mojemu przyszywanemu bratu udało się odnaleźć właściwą dziewczynę. A
przynajmniej taką, z którą może mu się w życiu udać. Amerykanka bowiem należała
do tych dziewczyn, których nie dało się nie lubić. Mimo iż od początku trzymałam
ją trochę na dystans, żeby w razie czego móc pomóc Błażejowi przejrzeć na oczy,
to złapałyśmy ze sobą całkiem dobry kontakt. Lola w święta została nawet
przedstawiona rodzicom Kubiaka i z tego, co słyszałam, z dobrym skutkiem. Co prawda
odbyło się to tylko przez Skype’a i troszkę przez mój długi jęzor… jednak
Błażej chyba już się na mnie nie gniewał, że niechcący wypaplałam jego mamie o
istnieniu Loli, bo zapoznanie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu wyszło
mu całkiem nieźle. Poza tym mama Kubiaka jest naprawdę świetną osobą. Ona w
każdym potrafi znaleźć dobre cechy, nawet we mnie, a do tego ma też rozbudowaną
intuicję, dzięki której po krótkiej obserwacji potrafi trafnie ocenić człowieka.
O nią byłam więc spokojna, bo wiedziałam, że jeśli zobaczy szczęśliwego Błażeja,
to sama nie posiada się ze szczęście. Pan Jarek natomiast w przypadku młodszego
syna nie miał zbyt wiele do gadania. Zawsze bardziej wtrącał się w życie
Michała i gdyby ten przyprowadził do domu na przykład, hm… dajmy na to taką
mnie, mogłoby się to niezbyt mile dla niego zakończyć. Pan Jarek jednak może
być o to spokojny, bo taka sytuacja na jego szczęście nie będzie mieć miejsca,
mimo że mama Michała i Błażeja chyba by tego chciała. Naprawdę, coraz częściej
mi się wydawało, że pani Kubiak domyśla się wszystkiego. Ale nawet jeśli tak
było, to mogłam być spokojna. Ona nie lubi wtrącać się w nie swoje sprawy, więc
nawet jeśli wie wszystko, to zachowa to dla siebie. A dla naszej dwójki takie
rozwiązanie będzie najlepsze.
- Chyba się nie
spóźniłam? – usłyszałam nagle obok siebie, co wyrwało mnie z zamyślenia.
To była Lola, na
którą od kilku minut czekałam przed paryską halą, przebierając nerwowo nogami,
by nie zmarznąć. Właśnie wybierałyśmy się na mecz Paris Volley. Mój pierwszy
mecz tutejszego klubu, bo mimo iż mieszkałam w stolicy Francji już miesiąc, nie
postawiłam jeszcze nogi na hali zespołu, w którym grał Błażej. Ba, nie znałam
jego kolegów, nie wiedziałam nic o ludziach związanych z paryskim klubem, czy o
samym zespole. Takie zachowanie pewnie również przyczyniało się do tego, że młodszy
Kubiak się o mnie niepokoił, bowiem zawsze lubiłam poznawać zespół, w którym
grał i ludzi, z którymi spędzał na co dzień tyle czasu. Tym razem jednak
postanowiłam inaczej. Nie chciałam się znowu przywiązać do ludzi, którzy
później i tak się rozjadą po całym świecie, a ja nie będę miała z nimi
kontaktu. Tak było w przypadku Politechniki Warszawskiej czy Jastrzębskiego
Węgla, nie chciałam więc popełniać podobnych błędów co kiedyś. Dlaczego więc
postanowiłam złamać dane sobie słowo? Lola kilka dni temu poprosiła mnie, abym
wyjaśniła jej na czym polega siatkówka, ponieważ jako dziewczyna siatkarza
powinna znać to, czym ten się zajmuje. Ona nigdy jakoś szczególnie nie
interesowała się sportem, natomiast sam zainteresowany nie umiał jej wyjaśnić
zasad (co mnie w ogóle nie dziwiło, bo dla niego ta gra była oczywistością, a
on oczywistości wyjaśniać zwyczajnie nie umie). Takim oto sposobem trafiła do
mnie, co miało także przy okazji pomóc nam w lepszym poznaniu siebie. Młody
Kubiak, kiedy tylko to usłyszał, od razu podchwycił pomysł i zanim zdążyłam
jakkolwiek zareagować, załatwił nam bilety, a nawet wręczył Loli swoją klubową
koszulkę. Mi też chciał taką dać, jednak jej nie przyjęłam z różnych względów.
Poza tym trochę dziwne byłoby, gdyby dwie dziewczyny siedziały obok siebie na
jednym i tym samym meczu, i to w takiej samej koszulce, czyż nie? Zgodziłam się
jednak pójść z Lolą na mecz i wziąć udział w tym pomyśle, choć nie byłam do
końca pewna, czy dobry będzie ze mnie nauczyciel…
- Nie, przyszłaś
w samą porę – odpowiedziałam, uśmiechając się w jej kierunku. – To co, gotowa
na mecz? – spytałam.
Dziewczyna
pokiwała głową, a kilka minut później byłyśmy już w środku w sektorze dla
rodziny i znajomych zawodników. Gdybym to ja kupowała bilety, usiadłybyśmy
wśród innych kibiców, gdzie Lola na pewno bardziej poczułaby atmosferę meczową,
jednak że zrobił to Błażej… musiałam jakoś znieść ten niezbyt lubiany przeze
mnie sektor. Widocznie Młody chciał mieć nas na oku, bo gdy zawodnicy Paris
Volley, jak i ich dzisiejsi przeciwnicy, wyszli na rozgrzewkę, ten od razu
skierował swój wzrok w naszą stronę. A gdy tylko nas zauważył, pomachał do nas
energicznie. Lola posłała mu buziaka w powietrzu, a ja tylko wzruszyłam
bezradnie ramionami. I chyba zrobiłam lekko zniesmaczoną minę.
- Powiedz mi w
takim razie, co wiesz o siatkówce? – spytałam dziewczynę, kiedy zorientowałam
się, że powoli wraca myślami od Błażeja do mojej osoby, więc wolałam to
wykorzystać i w pełni sprowadzić ją na ziemię.
- W sumie to
niewiele – szatynka wzruszyła ramionami. – W szkole nie grywałyśmy w siatkówkę,
bardziej w kosza, tenisa...
- Ale coś
wiedzieć musisz – przerwałam jej. – Nie bój się mówić, nie gryzę. Gdy ja
poznałam Błażeja, też niezbyt wiele wiedziałam o siatkówce. Znałam zasady, ale
dopiero on nauczył mnie tego, co ona znaczy dla prawdziwych kibiców. Ciebie też
tego nauczy, a ja mu w tym tylko trochę pomogę – zapewniłam ją.
- Wiem, że grają
między sobą dwa zespoły… grają niebiesko-żółtą piłką, a na środku boiska jest
siatka i muszą tą piłkę przez nią przebijać, i…
- Dobra –
przerwałam jej tą plątaninę, żeby mi całkiem ręce nie opadły ze zrezygnowania,
co mogłoby się skończyć moją ucieczką stąd z krzykiem, zanim cokolwiek bym zrobiła
– to zacznijmy może od początku. Boisko to dwa kwadraty o boku dziewięciu
metrów, a na środku ich styku stoi siatka, przez którą przebija się piłkę. Na
parkiecie masz jeszcze wyrysowaną linię trzeciego metra, która wyznacza
zawodników będących w pierwszej i w drugiej linii. Każda drużyna gra sześcioma zawodnikami:
dwoma przyjmującymi, dwoma środkowymi, atakującym oraz rozgrywającym. Tym ostatnim
jest właśnie Błażej. Poza nimi jest także libero…
- Ale wtedy
będzie siedem, a mówiłaś…
- Wiem, co
mówiłam – przerwałam jej zirytowana, że mi przeszkadza. – Po prostu libero jest
to taki zawodnik, który wchodzi do drugiej linii za środkowego. Spójrz na
przykład na takiego Oivanena – powiedziałam, bo akurat on mi się napatoczył na
linię wzroku. – Wyobrażasz sobie, że ten dwumetrowy facet tak nagle przewróci
się, by obronić piłkę? – spytałam, a ta zaprzeczyła. – No właśnie. Dlatego do
obrony wchodzi libero, ten w innym niż wszyscy wdzianku, ponieważ jest mniejszy
i jest mu łatwiej bronić ataki przeciwników. Rozumiesz?
- W sumie... to
chyba nie bardzo – uśmiechnęła się krzywo.
- Jak się
przyjrzysz grze, to zrozumiesz wszystko to, co teraz mówię i co może brzmi
dziwnie – uśmiechnęłam się. – Wtedy też łatwiej mi będzie wyjaśnić ci
poszczególne ustawienia, bo tak na sucho to niezbyt umiem… - westchnęłam.
Wiedziałam, że to będzie ciężkie, ale nie miałam zamiaru się poddać bez walki.
– Z podstawowych informacji to musisz jeszcze wiedzieć, że gramy do trzech
wygranych setów, w każdym z nich do dwudziestu pięciu punktów, ale żeby wygrać
trzeba mieć również dwupunktową przewagę. Jeśli mecz nie rozstrzygnie się w
trzech albo czterech partiach, to piąty set jest szczególny, bo grany jest
tylko do 15… ale to ci wyjaśnię, jak do niego dojdzie – dodałam, uśmiechając
się do niej pokrzepiająco, bo widziałam po jej minie, że niewiele rozumie z
mojego gadania. – Zobaczysz, spodoba ci się – powiedziałam więc uspokajająco,
klepiąc ją jeszcze po ramieniu.
Chwilę później
na boisko wyszły obie drużyny, aby rozpocząć dzisiejsze spotkanie. Dopiero w
tym momencie dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam za meczami, tym stresem
związanym z każdą rozgrywaną piłką, z tą atmosferą panującą na trybunach. Co
prawda we Francji to nie było to samo co u nas (nigdzie nie jest tak samo jak u
nas), jednak jakieś tam reakcje kibiców zgromadzonych w hali można było
usłyszeć.
- A ty grałaś
kiedykolwiek w siatkówkę? – spytała mnie Lola pod koniec pierwszego seta, jakby
chcąc mnie tym pytaniem odciągnąć od zagłębiania się w tajniki gry, które w
tamtym momencie pochłonęły mnie bez reszty.
Trochę mnie to
pytanie wytrąciło z równowagi, bo w sumie właśnie przyszłam tutaj dlatego, by
Lola wiedziała czym zajmuje się jej chłopak. A że przy okazji wkręciłam się w
mecz… nic na to nie poradzę, to jest silniejsze ode mnie. Całe szczęście, że
Loli to nie przeszkadzało, a że była nawet całkiem pojętną uczennicą, to
jeszcze trochę i będziemy mogły rozmawiać o taktyce.
- Jedynie
rekreacyjnie – odpowiedziałam z nikłym uśmiechem. – A tak w ogóle, to ile
opowiedział ci o mnie Błażej? – zainteresowałam się.
- Opowiadał mi,
jak się poznaliście na obozie sportowym, gdy was połączono w parę do turnieju
siatkówki plażowej. Jak szybko złapaliście ze sobą kontakt, bo oboje nie
chcieliście tam być i jak wtedy narodziła się wasza przyjaźń. Przyznam ci się,
że byłam z początku o ciebie trochę zazdrosna – zaśmiała się, a ja spojrzałam
na nią zaskoczona. – Wasza relacja jest taka… taka inna niż te, z którymi się
do tej pory spotkałam. Bardzo zażyła – wyjaśniła mi.
- Nie masz się o
co martwić, ja naprawdę traktuję go jak brata… – zaczęłam, chcąc ją jakoś
uspokoić, że z mojej strony pod tym względem nic jej nie grozi.
- Wiem –
pokiwała głową, przerywając mi zanim zdążyłam się rozkręcić. – Poza tym to ty
nas ze sobą poznałaś, więc to by było trochę dziwne, gdybyś teraz chciała mi
odbić chłopaka, prawda? – zaśmiała się. – Poza tym ostatnio spędzamy ze sobą
trochę czasu, więc mogłam się przekonać, jaką spoko babką jesteś i że z twojej
strony nie mam się o co martwić.
- O tobie mogę
powiedzieć to samo – odpowiedziałam z uśmiechem – jednak bądź czujna, bo
jeszcze przez pewien czas będę cię miała na oku, wiesz, tak w ramach
ostrożności. Chyba nie masz mi tego za złe? – zainteresowałam się.
- Nie, no coś ty
– zaśmiała się – w sumie to Błażej już zdążył mnie ostrzec przed tobą.
- Oho, jaki
zapobiegliwy ten mój przyszywany braciszek – zironizowałam z uśmiechem. – No,
ale ma trochę racji, bo czasami bywam koszmarna – przyznałam całkiem poważnie.
- Nie jest tak
źle – zaprzeczyła. – Poza tym Błażej zapewniał mnie, że się świetnie dogadamy,
tylko musisz wyjść z chwilowych kłopotów, które cię dręczą, bo wtedy będziesz
jeszcze lepszym kompanem do… do wszystkiego.
- Hm –
zamyśliłam się – może coś w tym jest…
Bo w sumie
większość ludzi, którzy mnie poznali, zawsze śmiali się, że jestem dziewczyną
do tańca i do różańca, że ze mną można zrobić wszystko, nawet konie kraść… i
mieli w tym rację, bo potrafiłam się zgodzić na każdy, nawet na najbardziej
poroniony pomysł. Teraz jednak pewnie zaczęłabym się wykręcać, woląc posiedzieć
samotnie w domu i nie mając ochoty na jakiekolwiek towarzystwo.
- A może
mogłabym ci pomóc? – spytała Lola, wyrywając mnie tym z zamyślenia. – Jesteś
przyjaciółką mojego chłopaka, czyli tak jakby i moją przyjaciółką. Co prawda
nie znamy się za dobrze, ale może to lepiej? Będę na wszystko patrzeć bardziej obiektywnie
i…
- To miło z
twojej strony, Lola, ale… to chyba nie jest dobry pomysł – zaprzeczyłam z
wahaniem, przerywając jej. – Poza tym wydaje mi się, że mi się zwyczajnie nie
da pomóc… - westchnęłam.
- Błażej mi
mówił, że przechodzisz jakiś zawód miłosny i że się musisz z niego pozbierać… -
szepnęła z wahaniem, jakby nie wiedząc czy może mi o tym powiedzieć. Pewnie
Młody uczulił ją, że mogę wpaść w szał, iż powiedział jej o tym, wolała więc
być ostrożna. – A może zwykła rozmowa z nieznajomą ci pomoże?
Może miała
rację, ale byłam za bardzo zła, aby wysłuchać tego argumentu. Zła na Błażeja,
że nie umie trzymać języka za zębami. Choć z drugiej strony rozumiałam, że nie
powinien mieć tajemnic przed swoją dziewczyną (zwłaszcza, gdy jej tłumaczy, że
oprócz przyjaźni nic nas nie łączy), ale mimo wszystko się wkurzyłam. Zamiast
jednak wstać i ostentacyjnie wyjść z hali, zaczęłam mówić o wszystkim. Nie wiem
dlaczego to zrobiłam, ale nagle pękła we mnie jakaś wewnętrzna bariera i z
moich ust zaczęły wydobywać się nie te słowa, które powinny. Mówiłam jak
poznałam Michała, jak się do siebie przekonaliśmy, jak zmieniała się moja
relacja co do niego, jak tego nie chciałam, ale nie umiałam się bronić przed
tym uczuciem, jak sama się zmieniłam za sprawą miłości do niego, jak on nie
zwracał na mnie uwagi, traktując mnie wciąż jak przyjaciółkę, jednocześnie
wzbudzając we mnie nadzieję swoim zachowaniem i jak się później wszystko między
nami zwyczajnie zaczęło psuć… Wyrzucałam z siebie słowa z zawrotną prędkością,
nie wiedząc, czy Lola w ogóle mnie rozumie. Nie zwracałam nawet uwagi na fakt,
że siedzimy wśród innych ludzi, którzy mogą się bezkarnie temu przysłuchiwać.
Nie przejmowałam się niczym, ponieważ z każdym kolejnym słowem było mi lżej na
duszy i sercu. A kiedy skończyłam, zwyczajnie poczułam się lepiej. Lola miała
pod tym względem rację – wygadanie się komuś, kto jeszcze nie słyszał tej
historii, było naprawdę dobrym pomysłem.
- A to ci dupek
– skomentowała Lola pod nosem, kręcąc głową. – A wyglądał na takiego fajnego
chłopaka…
- Bo był… w
sumie wciąż jest, przecież w byle kim bym się nie zakochała – uśmiechnęłam się
kwaśno. – Niestety, ale z dnia na dzień coś w nim się zmienia… wydaje mi się,
że to za jej sprawką, ale… ale ja już nie mam siły z tym walczyć – przyznałam
się z bólem. – Dlatego właśnie wyjechałam, by wszystko przemyśleć, poukładać
sobie w głowie i zadecydować co dalej.
- Totalnie cię
rozumiem – przytuliła mnie do siebie. – Zrobiłabym dokładnie tak samo na twoim
miejscy, naprawdę. I myślę, że jestem w stanie ci pomóc… - uśmiechnęła się
tajemniczo.
- Już i tak
bardzo mi pomogłaś tą rozmową – zaasekurowałam się.
- Ale chcę
zrobić coś jeszcze, co mam nadzieję, że pomoże ci poukładać sobie wszystko w
głowie – odpowiedziała. – Musisz mi tylko zaufać – dodała.
- Raczej nie
należę do ufnych osób… – odpowiedziałam powoli.
- Wiem, Błażej
coś mi o tym wspominał, ale tym razem nie masz innego wyjścia – odrzekła z
chytrym uśmieszkiem na ustach. – To co, wchodzisz w to?
Przyjrzałam się
jej uważniej, licząc po cichu, że może uda mi się jakoś przejrzeć jej plan,
jednak Amerykanka wciąż była dla mnie niczym nierozszyfrowana książka. W końcu zbyt
krótko się znałyśmy, aby móc porozumiewać się bez słów. Coś w głowie jednak mi podpowiadało,
że z nią na pewno nie będę się nudzić i że powinnam jej zaufać, bo dziewczyna
wie, co mi jest potrzebne. Przekonywałam się tym, że Lola sama nie raz
zmieniała otoczenia, więc pewnie zna się na rzeczy.
A poza tym chyba
przyda mi się w życiu trochę szaleństwa. To byłby taki mały powrót do dawnego
życia.
- Wchodzę –
odpowiedziałam jej więc.
- Nie pożałujesz
tego, zobaczysz – zapewniła mnie.
- No, mam
nadzieję – zaśmiałam się.
Lola poklepała
mnie jeszcze po ramieniu, a potem jak gdyby nigdy nic zapytała się mnie, co
właśnie za błąd popełniła drużyna Paris Volley. Nawet nie zauważyłam, kiedy
zespół Błażeja wygrał pierwszego seta… Skupiłam się więc na meczu, przestając się zastanawiać nad tym, co takiego
wymyśliła dla mnie Lola.
Tydzień
później
Wyszłam z dworca
głównego i rozejrzałam się dookoła, napawając się widokiem Katowic i znowu
wdychając śląskie powietrze pełne zanieczyszczeń. Tęskniłam za tym, za
wszystkim, nawet za rozklekotanym autobusem z Katowic do Jastrzębia-Zdroju,
który już od kilku lat powinien stać w muzeum, a nie jeździć po podziurawionych
drogach (za którymi swoją drogą też cholernie tęskniłam). Ten stan wywodził się
z tego, że to właśnie tu – na południu Polski – wreszcie znalazłam dom. Nigdy
nie miałam swojego miejsca na ziemi, nawet wtedy, gdy moje relacje z ojcem były
jeszcze w ogólnie dobrym stanie, nie czułam się tak jak teraz. Pamiętam, jak
pełna obaw półtora roku temu przenosiłam się do Żor. Robiłam to tylko dlatego,
że Michał suszył mi o to głowę, a ja nie miałam serca mu odmówić. Nie sądziłam,
że ta przeprowadzka tyle zmieni w moim życiu, że wreszcie gdzieś będę czuła się
jak u siebie. Szkoda tylko, że będę musiała je w najbliższym czasie opuścić i to
– o ironio! – przez osobę, dzięki której odnalazłam swoje miejsce na ziemi. Jestem
jednak pełna nadziei, że Paryż nie będzie dla mnie takim strasznym miejscem,
jak go do tej pory odbierałam. A już zwłaszcza teraz, kiedy znalazłam tam
zajęcie dla siebie. To wszystko dzięki Loli – to ona zapisała mnie na kurs
francuskiego, a później… pomogła znaleźć mi pracę. Okazało się, że szef
siłowni, w której po raz pierwszy spotkała Błażeja, jest jakimś dawnym znajomym
jej ojca i mimo że z początku nie był zachwycony faktem, iż nie umiem po
francusku nic za wyjątkiem kilku grzecznościowych zwrotów, zgodził się mnie
przyjąć na okres próbny i stworzyć dla mnie kilka specjalnych, anglojęzycznych
grup. Zaczynałam za półtora tygodnia, do tego czasu musiałam donieść opinie o
mnie od moich poprzednich pracodawców. I to był właśnie jeden z powodów, przez
który wylądowałam dzisiaj na krakowskich Balicach, skąd po dwóch godzinach
drogi pociągiem znowu znalazłam się u siebie – w Katowicach. O moim przyjeździe
nie wiedział nikt za wyjątkiem Loli i Błażeja. Ta pierwsza przyklaskiwała mi w
podjętej przeze mnie decyzji (możliwe, że dlatego, iż podjęłam ją trochę za jej
sprawą), ten drugi mnie od niej odwodził tak długo, jak tylko mógł, bojąc się,
że gdy ponownie spotkam się z Michałem twarzą w twarz (co jest raczej
nieuniknione, zważywszy na fakt, że mieszka za ścianą…), to wszystko wróci.
Czułam jednak, że jestem na tyle silna, aby przetrwać naszą konfrontację.
Przyczyniła się do tego zmiana w wyglądzie, która… jest również sprawką Loli.
Dziewczyna stwierdziła bowiem, że muszę na nowo poczuć się pewność siebie,
którą przez ostatnie wydarzenia związane z Michałem gdzieś zatraciłam, a zmiana
image mi w tym pomoże. Dlatego zaraz po meczu (który swoją drogą Paris Volley
wygrało 3:2, dzięki czemu Amerykanka mogła się w pełni przekonać, na czym
polega siatkówka) zaciągnęła mnie do fryzjera, skąd wyszłam z włosami o połowę
krótszej długości, a później skompletowała mi nową garderobę w pobliskim second-hand.
Dziewczyna podświadomie wiedziała, że nie pozwolę jej na zaprzepaszczenie
mojego rockowego stylu i nawet nie miała zamiaru tego zmieniać. Po prostu
stwierdziła, że muszę ubierać się bardziej kobieco i dlatego od tamtego dnia w
mojej szafie królują sukienki i spódniczki, a nie spodnie. Zmiana musiała być
jednak spora i to nie tylko dla mnie, ponieważ po powrocie do domu z tychże
polowań, Błażej mnie… nie poznał. I to tak, że gdyby nie towarzysząca mi Lola,
to nie wpuściłby mnie do mieszkania! Z czasem się jednak przyzwyczaił (ja
również jakoś po tygodniu zaczęłam w końcu poznawać siebie w lustrze, bo z
początku miałam z tym problem…) i stwierdził, że „nowa ja” nawet do mnie
pasuje. Jak na niego, to był naprawdę wyszukany komplement.
Podobna
przeprawa czekała mnie również z ochroną jastrzębskiej hali. Panowie także nie
chcieli mnie wpuścić do środka, twierdząc, że najzwyczajniej w świecie mnie nie
znają. Dopóki nie pokazałam im mojej wytatuowanej lewej dłoni, nie mogli
uwierzyć, że naprawdę nazywam się Antonina Czarnecka. Dopiero tak dobrze znane
im tatuaże przekonały ich, że mówię prawdę i to chyba nawet bardziej, aniżeli
gdybym się wylegitymowała.
Będąc już w
środku, okazało się, że chłopaki właśnie mają trening i że to właśnie tam
znajdę trenera od przygotowania fizycznego, który musi mi podpisać
zaświadczenie o tym, że z nim współpracowałam, które wydano mi w sekretariacie.
Zdziwiłam się trochę, bo zazwyczaj o tej godzinie próżno było ich szukać na hali.
Widocznie podczas mojej miesięcznej nieobecności trochę się tu pozmieniało… Nie
byłam zbytnio zadowolona z tego, że już na wstępie będę musiała się z nimi
wszystkimi spotkać i odpowiadać na ich pytania, ale nie miałam zamiaru się
wycofać, skoro już tu byłam. Wzięłam więc głęboki oddech i pchnęłam drzwi od
hali. Całe szczęście, że nie skrzypią, dzięki czemu nikt nie zauważyłby mojego
wtargnięcia, gdyby nie… obcasy, które miałam na sobie. Jednak ta zmiana image
pod nadzorem Loli chyba nie była takim dobrym pomysłem…
MICHAŁ
Trener tłumaczył
nam właśnie, na co szczególnie będziemy musieli zwracać uwagę w najbliższym
meczu, gdy nagle jego słowa zmieszały się ze stukotem obcasów, które nie
wiadomo skąd rozbrzmiały w hali. Nikt bowiem nie miał prawa przeszkadzać nam w
treningu, a jeśli już, to najlepiej, aby przemykał cichaczem z dala od trenera,
bo Lorenzo strasznie się wkurzał, gdy ktoś nieproszony pakował mu się w środek naszej
pracy. Wszyscy więc, jak jeden mąż, spojrzeliśmy w stronę drzwi, którymi ten
ktoś musiał wejść, by zobaczyć, kto jest tak odważnym człowiekiem, że wystawia
się na niełaskę naszego momentami cholerycznego trenera. Dziewczyna, która
wtargnęła na dzisiejszy trening, była filigranowa i miała w sobie coś takiego,
co sprawiało, że przypominała mi Tośkę. Może to te czarne włosy? Możliwe, mimo
że ich długość się nijak ze sobą nie zgadzała. Tak jak i jej ubiór – przede
wszystkim sukienka i obcasy, w których Czarnej na co dzień się nie zobaczy oraz
fakt, że przecież Tośki nie ma teraz w Polsce. A mimo wszystko z każdym jej
kolejnym krokiem, przybliżającym ją do naszej grupki, dziewczyna coraz bardziej
przypominała mi moją ukochaną, którą tak zraniłem…
- Ej, dlaczego
nikt mi nie powiedział, że tutaj pracuje takie cudo? Bym się jakoś ogarnął, czy
coś – stwierdził Malina, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
Chwilę wcześniej
chłopaki ustalili, że nikt z nas tak właściwie jej nie kojarzy.
- Tobie to
raczej nie grozi – skwitował Rob, a reszta zaczęła się śmiać.
Malina zrobił
się czerwony na twarzy jak dorodna truskawka i już otwierał usta, żeby się mu w
jakiś sposób odgryźć, kiedy trener zarządził spokój. Chłopaki momentalnie się
uciszyli, nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować. Owo wtargnięcie wyprowadziło
go z równowagi do tego stopnia, że mu żyłka na szyi zaczęła niebezpiecznie drgać.
Lepiej więc będzie, jak nie sprawimy, że mu pęknie, czy coś…
Dziewczyna
tymczasem zamiast podejść do naszej grupki, zgromadzonej na środku boiska i
automatycznie rzucającej się w oczy, skierowała swoje kroki do sztabu, który
siedział na pobliskiej ławce i coś zawzięcie notował w swoich komputerkach,
nawet nie zauważając jej wtargnięcia czy też zdenerwowania Lorka. Ten ostatni
jednak chyba już nie potrafił wytrzymać tej sytuacji, bo zaczął przeklinać po
włosku pod nosem, by po chwili doskoczyć do niej z pretensjami niczym
rozwścieczony rottweiler.
- Kim pani jest?... Kto panią tu wpuścił?... – w
sumie to tylko tyle zrozumiałem z gadki trenera, bo gdy ten się zdenerwuje,
mówi strasznie niezrozumiale. A do tego zdecydowanie używa zbyt dużo
przekleństw.
Dziewczyna
spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, jakby była zaskoczona jego reakcją.
A mi z każdą chwilą coraz bardziej przypominała Tośkę… Kurde, niedługo będę
widział ją w każdej napotkanej na ulicy dziewczynie!
- No co ty,
Lolek, nie poznajesz mnie?! – krzyknęła zaskoczona, po czym prawie zerwała
rękawiczkę z lewej dłoni.
Lorenzo
zaniemówił. Chyba z wrażenia, choć z nim to nigdy nic nie wiadomo. A ja już
wiedziałem, że to jest Tośka. Tylko ona mówiła na niego Lolek, nikt nie
wiedział, dlaczego. Nawet ona sama. Zawsze śmiała się, że trener bardziej
przypomina jej Bolka, z tą tylko różnicą, że Bolek miał więcej włosów na głowie
niż Bernardi, a mimo wszystko jakoś bardziej pasuje jej do niego pseudonim
Lolek.
- Tośka? –
pisnął Lorenzo po chwili. – To naprawdę ty? Jezu, tak się zmieniłaś, że cię nie
poznałem! – krzyknął, a jego złość zniknęła jak za machnięciem czarodziejskiej
różdżki. Od zawsze miał do niej jakąś niewytłumaczalną słabość.
- Nie jesteś
pierwszy – zaśmiała się, ale zdecydowanie zrobiła to z grymasem, po czym
poklepała go po ramieniu. – Dziewczyna Błażeja miała rację – westchnęła.
- To Błażej ma
dziewczynę? – spytał Polański.
- Wracasz do
nas? – rzucił Rob w tym samym momencie co Łukasz.
Nawet nie wiem,
w którym momencie wszyscy zaleźliśmy się obok tej dwójki.
- Tak, ma i jak
widać po mnie, można się z nią dogadać – powiedziała do Łukasza z lekkim uśmiechem
na ustach. – A co do twojego pytania, Rob, to nie, przyjechałam tu tylko po to,
by pozamykać resztę spraw – odpowiedziała, a wszystkim dookoła zrzedły miny.
Mimo iż nikt o
tym otwarcie nie mówił, każdy miał nadzieję, że Tośka prędzej czy później do
nas wróci i właśnie dlatego przeżyliśmy teraz taki zawód.
- Czyli że
przenosisz się tam na stałe? – dopytywał Łasko, jakby mu przez gardło nie
chciała przejść nazwa stolicy Francji..
- Na to wychodzi
– westchnęła z uśmiechem. – Ale ja wam chyba przeszkodziłam w treningu… -
szybko zmieniła temat.
- Wydaje mi się,
że o treningu to już tu nie będzie mowy… - westchnął Lorek.
- Ja tak
właściwie to przyszłam do mojego eks szefa po jeden podpis, nie chciałam zepsuć
ci treningu – wyjaśniła ze skruchą. – W sumie to nawet nie sądziłam, że o tej
godzinie będziecie na hali…
- Miałaś zamiar
nas unikać? – spytał Rob z wyrzutem.
- Was się nie da
uniknąć – zaśmiała się, a uśmiech wciąż miała taki piękny, jak zapamiętałem –
zwłaszcza jeśli mam tu spędzić najbliższy tydzień. Prędzej czy później któryś z
was i tak by mnie wytropił. A teraz koniec tego nieplanowanego odpoczynku, do
treningu marsz! – zarządziła ze śmiechem, a gdy zauważyła, że chłopaki zrobili
krzywe miny, dodała: - Dobra, jak skończycie, to jeszcze tu będę i odpowiem na
wszystkie nurtujące was pytania.
Chłopaki
przytaknęli i pozwolili Tośce na rozmowę z trenerem od przygotowania
fizycznego, ale znając ich, to po zakończeniu treningu już jej tak łatwo nie
odpuszczą. Miałem więc sporo czasu, aby wymyślić plan, jak wykorzystać fakt, że
góra przyszła do Mahometa. Bo takiej okazji na zawalczenie o Tośkę mogę już
nigdy nie mieć…
Stałem przy
wyjściu z hali już od dobrych kilkudziesięciu minut, a Tośki wciąż nie było
widać. Wiedziałem, że nie mogłem jej przegapić. Chłopaki na pewno jej tak łatwo
nie odpuszczą i wciąż na nowo będą zasypywać ją pytaniami. Mimo iż połowa drużyny
zdążyła już wyjść do swoich domów, ta bardziej przywiązana do niej część wciąż
była w środku. Wiedziałem, że pewnie postoję tu jeszcze co najmniej z
kilkanaście minut, ale nie miałem zamiaru sobie odpuścić. Musiałem z nią
wszystko wyjaśnić, a najlepiej zrobić to jak najszybciej – u i teraz. Miałem
nadzieję, że przynajmniej mnie wysłucha, że może dzięki powiedzeniu prawdy uda
mi się ją zatrzymać w Polsce… że… w sumie sam nie do końca wiedziałem, na co
liczyłem. W końcu to była Tośka, najbardziej nieprzewidywalna kobieta, jaką
kiedykolwiek poznałem. Nie miałem pojęcia, jak zareaguje na moje wyznanie, ale
nie miałem zamiaru zostawić go dla siebie. W końcu raz kozie śmierć!
Po kolejnych
kilkunastu, a może nawet po pół godzinie, Czarna wyłoniła się z korytarza, w
którym umieszczone były szatnie. Pożegnała się z Robem buziakiem w policzek, po
czym odebrała jakieś papiery z sekretariatu i skierowała swoje kroki dokładnie
do tego wyjścia, przy którym czekałem ukryty za filarem.
- Tośka –
złapałem ją za ramię, gdy tylko przechodziła obok mnie.
- Boże, Michał,
to ty – westchnęła, łapiąc się za serce. – Ale mnie wystraszyłeś! Masz szczęście,
że nie zaczęłam cię obezwładniać, w Paryżu to normalne zachowanie – wyjaśniła,
uspokajając oddech.
Mimo iż
sprawiała wrażenie, że zachowuje się w stosunku do mnie całkiem normalnie,
wyczułem, że ewidentnie trzyma mnie na dystans. Nie zdziwiło mnie to jakoś
specjalnie, po tym co jej ostatnio zafundowałem, mogła nie chcieć mnie znać.
Miałem jednak nadzieję, że jakoś zmiękczę jej serce… że jest jakiś cień szansy
na wybaczenie.
- Przepraszam,
nie chciałem cię przestraszyć – powiedziałem. – Po prostu myślałem, że podrzucę
cię do domu, a w tym czasie będziemy mogli ze spokojem porozmawiać.
Tośka wbiła we
mnie badawcze spojrzenie.
- Och –
westchnęła zaskoczona – niepotrzebnie tyle na mnie czekałeś, Michał. Wracam do
domu z Matteo, właśnie na mnie czeka przed wejściem, bo mamy pewne sprawy do
obgadania – wyjaśniła. – Poza tym… my nie mamy już o czym rozmawiać –
skwitowała bez cienia jakiejkolwiek emocji.
- Mylisz się,
Tośka, właśnie, że mamy – odpowiedziałem z naciskiem. – Mam ci tyle rzeczy do
powiedzenia, do wyjaśnienia i chciałbym, abyś mnie wysłuchała. Nie pozwolę ci przekreślić
naszej znajomości.
- Michał, to nie
ja ją pierwsza przekreśliłam – odparła lodowato. – Ja tylko doprowadzam sprawę
do końca, w odróżnieniu od ciebie.
- Nie bardzo rozumiem…
W sumie wolałem,
aby na mnie nakrzyczała, a nie była taka spokojna. Nawet moje próby wyprowadzenia
jej z równowagi nie przynosiły zamierzonego efektu.
- Michał, w co
ty grasz? – westchnęła. – Ostatnio dałeś mi jasno do zrozumienia, że moje
zdanie się dla ciebie nie liczy, że mi nie ufasz i nie wierzysz moim słowom, a
co za tym idzie, że nie jestem dla ciebie ważna. Przyjęłam to do wiadomości,
może nie zaakceptowałam, ale wiem, że nic na taki stan rzeczy nie mogę poradzić
– odpowiedziała z tym wkurzającym spokojem. – Nie mogę chcieć za dwie osoby, bo
zwyczajnie nie dam rady udźwignąć tego psychicznie, dlatego usuwam się z twojej
drogi, abyś mógł być w pełni szczęśliwy.
- Co ty mówisz? –
złapałem ją za ramiona i potrząsnąłem nią. – Tośka, ja nie umiem być szczęśliwy
bez ciebie, bo…
- Będziesz musiał
– odpowiedziała, przerywając mi w najważniejszym momencie. – A teraz puść mnie,
Michał i wracaj do swojego życia. Życzę ci w nim jak najlepiej, mam nadzieję,
że ty mnie również.
- Ale Tosia… daj
mi powiedzieć, że… - próbowałem jakoś dojść do głosu.
- Nie przeciągaj
tego, co nieuniknione, Michał – odpowiedziała, wyrywając się z mojego uścisku,
jakby zmęczona już tym wszystkim. – Ach, i pozdrów ode mnie Justynę – dodała jeszcze,
po czym obróciła się na pięcie i pchnęła drzwi frontowe hali, nie czekając na
moją reakcję.
- Ale ja już nie
jestem z Justyną… Bo kocham ciebie, tylko i wyłącznie ciebie… - szepnąłem, ale
dziewczyna nie mogła już tego usłyszeć, bo właśnie wsiadała do sportowego auta
Włocha, które po chwili ruszyło w kierunku Żor.
____________________________________________
Wiem, cholernie
nawaliłam, wybaczcie mi to. Sesja mnie pochłonęła bez reszty, ale już jestem
po. Nie spałam po nocach, ślęcząc nad projektami, ale jakoś sprężyłam się i w
dwa tygodnie załatwiłam wszystko, co musiałam, a teraz mogę znów bez przeszkód
pisać. Dziękuję wszystkim, którzy czekali i którzy nie zwątpili w to, że tu
wrócę. Dziękuję tym, którzy dopytali mnie, kiedy nowy, pisali do mnie, że
czekają. To mnie niesamowicie buduje. Przez ten czas przemyślałam również kilka
spraw… ale o tym co wymyśliłam, przekonacie się troszkę później. Jednego
możecie być jednak pewni – nie zostawię JMT bez zakończenia, do którego, swoją
drogą, coraz bliżej.
Ach, i zapraszam
również na OSTATNIĄ-WIADOMOŚĆ. Coś nowego, co wyszło w ostatnim czasie spod
mojej klawiatury. Mam nadzieję, że to opowiadanie również się Wam spodoba, mimo
że jest osadzone w wątku Lecha Poznań. Nie będzie jednak o nim zbyt wiele,
liczę więc, że nawet osoby nie interesujące się piłką nożną, polską ekstraklasą
czy nie kibicujące Lechowi, będą chciały śledzić moje nowe przedsięwzięcie.
Byłoby mi bardzo miło z tego powodu.
Pozdrawiam
wszystkich – tych przed, w trakcie albo po feriach czy też sesji,
L.
L.
PS
A w polskiej batalii o najlepszą czwórkę LM niech wygra… lepszy, o!
Fajnie, że dodałaś nowy rozdział;) Rozumiem Czarną, że nie chciała rozmawiać z Kubiakiem bo to on był przyczyną jej wyjazdu o czym nie wiedział. Ale mam nadzieję, że Michał o nią powalczy zanim poleci do Paryża na stałe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
pozostaje Tylko czekać co wymyślisz dalej :D genialny rozdział, miło się go czytało :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że dodałaś nowość :) Wiem, że to fikcja ale za każdym razem jak to czytałam (a czytałam niejednokrotnie!) to uświadamiam sobie, że tkwię w podobnej sytuacji. Mam szczerą nadzieję, że uczynisz tu jakiś fajny happy end poprzedzając finał jakimś przebłaganiem Tośki przez Miśka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko, życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :*
No ja Cię za przeproszeniem ku**a zabije chyba.. całą noc czytałam opowiadanie, żeby na koncu ona i tak go olała.... w tym momencie masz mi dokończyć, bo nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńBoże, Michał zrób coś, Biegnij za nią, idź do jej mieszkania, nie wiem cokolwiek.
OdpowiedzUsuńMoże jestem inna dziwna, ale nie jestem jakoś mocno przekonana do zmiany Tośki, a może to i lepiej. Zobaczymy jak to będzie dalej wszystko wyglądało.
Czemu zakończyłaś to w takim momencie, w którym moje oczy chciały czytać wiecęj i więcej.
Dobrze, że Misiek przeznał się sam przed sobą, o uczuciach do diewczyny i mam nadzieje że jej w końcu o nich powie, bo Tośka czeka długo i obawiam się, że nie będzie chciała czekać więcej.
'Mam w sobie dziurę, wyrwę tak wielką niczym krater od największego wulkanu z którego stale wypływa wielka i gorąca lawa wspomnień. Która wypalała we mnie kolejne blizny, powodowała szramy na całym ciele, odbierała zmysły, bo pragnę tylko Ciebie.'
Zapraszam serdecznie na Pierwszy Rozdział :
http://niezapomnenigdy.blogspot.com/2014/02/rozdzia-pierwszy.html
Pozdrawiam Annie
Jak cieszę się, że już jesteś!
OdpowiedzUsuńCóż, powiem Ci szczerze - zniszczylaś moje marzenia :(
Czemu ze sobą nie porozmawiali no?! Taka okazja, Michał powinien postarać się i siłą zrobić, byleby pogadać z nią, czy cokolwiek!
Niech Cie no.
No Czarna ostro wzięła się za zmiany w swoim życiu. Szkoda, że nie porozmawiali. No ale mają jeszcze cały tydzień i mam nadzieję, że Kubiak nie zrezygnuje a przede wszystkim nie obleci go strach:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
<3
OdpowiedzUsuńJestem team Anty-Michał Kubiak, czy coś takiego, więc w sumie cieszę się, że nie dała mu dojść do słowa. Wielkie brawa za metamorfozę Tośki ;)
OdpowiedzUsuńTylko.. nie przerywaj w takich momentach, błagam :c
Oj Tośka, czemu Ty tak dużo mówisz?
OdpowiedzUsuńAle od początku - taka nowa Czarna chyba mi nie pasuje. Przyzwyczaiłam się do rockowej laski z dziarami o czarnych włosach, sprawiającej wrażenie oziębłej i nieprzyjemnej. No właśnie - sprawiającej wrażenie. W głębi duszy była ona kochana, opiekuńcza i wrażliwa, a teraz naprawdę stała się obojętna. Zmiana wyglądu też na razie mi nie podchodzi, ale do tego po prostu muszę się przyzwyczaić. Mimo wszystko dalej ją uwielbiam. Tylko nie mogę przeboleć, że tak dużo papla w niewłaściwym momencie...
Było wiadomo, że Tośka nie odpuści tak łatwo i Michał będzie musiał swoje wycierpieć, by wreszcie do niej dotrzeć. Nadarzyła się idealna okazja, by Kubiak mógł powiedzieć o swoich uczuciach, a ona nie dopuściła go do słowa.. A te dwa słowa mogły tyle zmienić. Ale spokojnie, przecież ma jeszcze tydzień. Jestem pewna, że nie odpuści i przez kolejne dni będzie latał za nią, aż w końcu powie co czuje. Pytanie tylko, co na to Czarna? Mam nadzieję, że nie będzie dalej taka nieczuła wobec niego i da się uszczęśliwić. Bo jestem wręcz pewna, że to właśnie przy kochającym Michale znajdzie swoje szczęście.
Zapraszam na rozdział czwarty: http://smak-klamstw.blogspot.com/
Całuję :*
Och, jestem jednak bardzo, bardzo mądra. Najpierw z premedytacją omijałam tego bloga ze względu na konieczność intensywnego przygotowania się do sesji, a później - z braku czasu na wykrzesanie z siebie jakiejkolwiek sensownej refleksji odnośnie do przygód i perypetii Antoniny. Dziś jednak okazałaś się moim wybawieniem przed popadnięciem w otchłanie nudy! I podczas leżenia pod TENS-em (rehabilitacja <3), i podczas oczekiwania w kolejce na wykonanie RTG mogłam się oddać czytelniczej orgii ;d Gratuluję więc nie tylko sobie (dotychczasowej, że tak to nazwę, opieszałości), ale również - Tobie ;D
OdpowiedzUsuńA teraz - do sedna! Postaram się przelać na dysk wszystkie myśli, które narodziły się w mej głowie podczas zapoznawania się treścią owego niezwykle bujnego rozdziału ;D
Bardzo podoba mi się, że Czarna wyszła wreszcie ze swojego kokona i zadzierzgnęła nić sympatii (a kto wie - może i przyjaźni?) z Lolą (swoją drogą - genialne imię! :D). Jej nie tak znowu dawna apatia i całkowicie nieodpowiedzialny tryb życia sprawiły bowiem, iż na serio zaczęłam się martwić o Tośkę oraz w głębi ducha zastanawiałam się....
.....czy wyjazd do Francji aby na pewno okazał się rym dobrym pomysłem... Teraz widzę, iż, dzięki Bogu, moje obawy okazały się całkowicie nieuzasadnione. Amerykanka nie dość, że wypełniła pustkę w sercu Błażeja, to jeszcze zbawiennie podziałała na Czarnecką - i nie chodzi mi jedynie o wpływ wizualny, ale o psychiczny również... Czuję, że dziewczyny nadają na tych samych falach i jeszcze pomogą sobie nie raz! :) Młodszy z Kubiaków musi wariować ze szczęścia, mając obok siebie dwie ukochane kobiety, które na domiar wszystkiego odkryły solidarność jajników... Biedny chłopaczyna, women power! ;p Wracając do naszych baranów (LOL, bez podtekstów i analogii! :D) - muszę stwierdzić, iż wizerunkowa metamorfoza Czarnej jakoś średnio przypadła mi do gustu... Do tej pory nie brałam pod uwagę faktu, iż Antośka może kiedyś dać się komuś namówić na porzucenie imidżu rockowej dziewczyny na rzecz przeistoczenia się w pół-grungowego wampa, wytatuowaną pin-up girl czy coś podobnego.. Hm. Niezbyt podobna sytuacja korelowała z obrazem głównej bohaterki, który wytworzyłam sobie na przestrzeni śledzenia owego bloga. Trudno mi uwierzyć, że Tośka poddała się komuś tak dobrowolnie.. Chyba jednak Lola jest bardziej utalentowana niż sądziłam! :D Bo przełamać upór Antoniny to naprawdę nie byle co. Jak by jednak nie było, Czarna wydaje się zadowolona ze swej przemiany, więc ja już nie mam nic do dodania. :D Mam natomiast do dodania trochę w kontekście niespodziewanego powrotu dziewczyny do Polski po stosowne referencje (ha, jaka ta Lola prężnie działająca! nieźle daje sobie radę na wszystkich najbardziej newralgicznych frontach! :D na serio zaczynam pałać do niej coraz większą sympatią). Niespodzianka sprawiona siatkarzom i sztabowi przez Tośkę bardzo mnie rozbawiła :D Wyobraziłam sobie ową całą masę ludzką (masę męską), skupioną niczym plankton na środku hali sportowej i z rozdziawionymi japami obserwującą kroczącą przez parkiet drapieżną piękność o aparycji jakby niepokojąca znajomej... Haha, majstersztyk! <3 A skoro i sam Lolek dał się nieopatrznie wmanewrować w całość niecelowej przecież zasadzki, radość stała się większa :D Jestem Ci wdzięczna za tę scenę, która na chwilę pozwoliła opaść napiętej atmosferze i wprowadziła elementy komiczne. Oby więcej takich momentów! :D Ech, nadchodzi pora, abym wypowiedziała się na jeszcze jeden temat... I znowu personalny. Tak, tak, chodzi mi o Michałka - tego wiecznie spóźnionego człowieka, rozumującego z refleksem szachisty. Ja go naprawdę nie pojmuję, do kroćset! Najpierw Kubiak przez tysiąc lat wbija sobie do głowy, że, tak, gdy Czarna wróci z la belle France to on pociśnie do niej od razu, przyzna się jej do wszystkich błędów, uderzy w pierś, wyzna miłość i zrobi wszystko, by urzeczywistnić filmowy happy-end, a później przychodzi co do czego, nadchodzi idealna okazja do zrealizowania tak misternego planu i co? I CO ROBI MICHAŁEK? Zamiast natychmiast po rozpoczęciu rozmowy z Czarną odsłonić karty, on robi jakieś niemrawe podchody, znowu przerzuca winą, znowu kryje się za niezbyt dobranymi słowami, rzucając w powietrze kawałkami skruchy, która jednakże, zamiast postawić go w lepszym niż dotychczas świetle, jeszcze bardziej go pogrąża... No co za matoł! Wybacz, ale naprawdę musiałam to napisać ;> Liczę w chwili obecnej, iż Michał nieco się ogarnie (powtarzam te słowa niczym mantrę przez wszystkie swoje komentarze czy tylko tak mi się zdaje? :D) i następną rozmowę z Tośką (bo przecież kiedyś MUSI do niej dojść) przeprowadzi już tak, jak sobie to solennie zaplanował, od A do Z, przy użyciu racjonalnych argumentów et cetera et cetera. Bo jak nie....!
OdpowiedzUsuńOukej, to, jak sądzę, wszystkie myśli, którymi chciałabym się z Tobą podzielić (zabrzmiało to, jakbym miała coś schowane w zanadrzu...); może dodam jeszcze, iż jestem w trakcie niesamowicie ciągnącej się edycji najnowszego rozdziału na love--is--the--reason, więc pewnie niedługo coś tam się pojawi. Będę jeszcze pisać, ale let's stay tuned!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
zapraszam na nowość u Edith! :D [love--is--the--reason.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńpozdrowienia! cmok! cmok! ;D
Kiedy nowy? I can't wait :D
OdpowiedzUsuń