czwartek, 28 listopada 2013

dwudziesty pierwszy tatuaż.



„dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli, otwarcie?”


Simon nie wyjechał po mnie na dworzec do Katowic i jeśli mam być szczera, to byłam tym faktem niezbyt mile zaskoczona. Przyzwyczaiłam się już do tego, że w odróżnieniu od wszystkich, Tischer się mną interesuje. Poza tym Niemiec nie odpowiadał na moje wiadomości tekstowe, co było do niego totalnie niepodobne. A wysłałam mu ich chyba z pięć w ciągu ostatnich kilku godzin, co jeśli tyczyło się mojej osoby, świadczyło o tym, że mi zależy. No, bo co się będę oszukiwać – zależało mi na nim jak jasna cholera.
Wchodząc do siedziby klubu z Jastrzębia-Zdroju, nie zwracałam na nic swojej uwagi, tylko zastanawiałam się, dlaczego Niemiec nie dotrzymał danego mi słowa. Przecież jeszcze w sobotę, gdy ze sobą rozmawialiśmy i gdy opowiadałam mu o tym, co się dzieje w Rzeszowie, zapewniał mnie, że za mną tęskni i że nie może doczekać się, kiedy wrócę. Co więc się takiego stało, że mógłby tak nagle o mnie zapomnieć? Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy. Może i brzmi to jakbym myślała tylko o sobie, ale naprawdę nie było żadnego powodu, przez który Niemiec tak nagle mógłby przestać się do mnie odzywać. No chyba, że… nie, to niemożliwe. Schops by mi przecież powiedział, gdyby owa skrzynka mailowa, na którą wczoraj rano wysłałam wiadomość (a raczej donos) do Claudii, była używana również przez Simona. W końcu tylko jej imię widniało w nicku, a gdy człowiek jest z kimś w tak długotrwałej separacji, nieuchronnie zmierzającej do rozwodu, to raczej się takimi rzeczami już ze sobą nie dzieli...
Przynajmniej ja tak sądziłam.
Byłam w tym momencie tak zamyślona, że nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje dookoła mnie, tylko szłam na pamięć tak dobrze mi przecież znanymi korytarzami jastrzębskiej hali, kierując się w stronę szatni, w której miałam przygotować się do dzisiejszych zajęć z chłopakami. I właśnie to mnie zgubiło. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za przegub ręki i ciągnie w swoją stronę, nie licząc się z tym, że mnie to boli i że może nie mam zamiaru gdziekolwiek z tym kimś iść. Nie zdążyłam nawet zareagować na ten napad na moją osobę, którego kompletnie się nie spodziewałam. A to wszystko przez to, że zamiast się rozglądać wokół siebie, rozmyślałam na przeróżne tematy. Nie wiedziałam nawet, kim jest mój „oprawca”, ale nie było czasu, aby się o tym przekonać, bowiem właśnie tenże ktoś mnie puścił i zamknął za mną drzwi. Znajdowaliśmy się teraz tylko we dwoje w ciemnym kantorku. Tak ciemnym, że wciąż nie wiedziałam, kto stoi za moim „porwaniem” i tak ciasnym, że ledwo co mogłam się w nim poruszyć. Dobrze, że nie miałam klaustrofobii, bo zapewne wpadłabym teraz w panikę...
- Kiedy miałaś mi zamiar powiedzieć? – usłyszałam wyrzut, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Ba, zanim zdążyłam dobrze pomyśleć, co powinnam teraz zrobić czy też powiedzieć. – A może w ogóle nie miałaś zamiaru?
Po głosie poznałam, że był to Simon i że był na mnie o coś zły. A może nawet i bardziej niż zły. Mimo jego niezbyt przyjaznego nastroju, odetchnęłam z ulgą, że to on mnie tu zaciągnął, a nie ktoś inny.
- Ale o czym? – spytałam słabo, bo nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
Niemiec założył ręce na piersi i mimo iż tego nie widziałam, bo było ciemno, to mogę się przysiąc, że spojrzał na mnie karcąco.
- O twoim wyjeździe do Paryża – fuknął na mnie.
- Skąd… Lolek! Jaki on ma strasznie długi jęzor... A obiecał! Jak tylko stąd wyjdę, to mu się za to oberwie – mruczałam złowrogo pod nosem zła na trenera.
W końcu przysiągł, że ta sprawa zostanie tylko między nami i że nie puści pary z ust, zanim sama nie poinformuję o niej zainteresowanych. Już nikomu nie można ufać, nikomu!
- Chciał się tylko ode mnie dowiedzieć, co się stało, że tak nagle postanowiłaś wyjechać – tłumaczył Tischer zduszonym głosem. – A że według wszystkich jesteśmy parą, to powinienem być o takich sprawach dobrze poinformowany. Tymczasem muszę dowiadywać się tego od osób trzecich i wychodzę przy tym na totalnego głupka! I jak później Lolo ma nie myśleć, że się pokłóciliśmy i że przeze mnie wyjeżdżasz, co? – podniósł głos.
Chyba po raz pierwszy słyszałam, jak Simon krzyczy, a przynajmniej z pewnością był to pierwszy raz, kiedy krzyczał na mnie. Całe szczęście, że przez ciemność panującą w pomieszczeniu, nie widziałam jego twarzy, bo nie wiem, jak zniosłabym jej wyraz. Do tego po prostu mnie zatkało. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, dlatego milczałam jak zaklęta. Tischer miał rację – nie postąpiłam wobec niego fair, ale nie sądziłam też, że Lolka zainteresuje, dlaczego wyjeżdżam z Polski i że wpadnie mu do głowy tak durny powód. 
- Dlaczego nic nie mówisz? – spytał Niemiec po chwili, uspokajając się już trochę. – Słucham, miałaś zamiar mi powiedzieć, że wyjeżdżasz?
- Miałam to zrobić dzisiaj po treningu, naprawdę – szepnęłam, wreszcie zdobywając się na odwagę i spoglądając mu w oczy. A raczej w miejsce, w którym one powinny być...
- Dlaczego? – spytał ze smutkiem, wypuszczając z siebie powietrze.
Pewnie gdzieś w środku liczył, że zaprzeczę. Ale nie mogłam tego zrobić, to już było postanowione, a ja nie miałam zamiaru go oszukiwać.
- Nie dam rady już dłużej żyć obok niego jak gdyby nigdy nic – wyznałam.
- Wciąż go kochasz... – nie wiem, dlaczego odniosłam wrażenie, że nie było to stwierdzenie.
- I jednocześnie nienawidzę. Czy to jest normalne? Czy można kogoś kochać i nienawidzić w tym samym momencie? – zastanawiałam się. I mimo że zadałam pytanie, to nie oczekiwałam, że usłyszę na nie odpowiedź. – Ale nie bój się, pamiętam, co ci obiecałam. Nie zostawię cię tu samego.
Ta nagła zmiana tematu mojej wypowiedzi zaskoczyła Simona.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się, mrugając zawzięcie oczami, co udało mi się zauważyć dzięki smudze światła, która nie wiem jakim cudem się tutaj dostała. – Przecież nie zabierzesz mnie ze sobą.
- Nie, tego niestety nie mogę zrobić, ale musisz mi zaufać. Mam pewien plan – uśmiechnęłam się enigmatycznie. – Nie pytaj mnie na razie, co to za plan, ale obiecuję, że niedługo dowiesz się wszystkiego.
- Tośka, przerażasz mnie – szepnął po chwili.
- Nie bój się, naprawdę mam wszystko pod kontrolą – poklepałam go po ramieniu, uśmiechając się do niego uspokajająco.
Staliśmy chwilę w milczeniu naprzeciwko siebie i próbowaliśmy dostrzec w ciemności wyraz twarzy drugiego, by móc spróbować domyślić się, co może mu chodzić w tym momencie po głowie.
- Nie chciałbym, aby zabrzmiało to, jakbym w ciebie nie wierzył – zaczął Simon po chwili, uważnie dobierając słowa – ale przyjmijmy, że twój plan, jakikolwiek on nie jest, się nie powiedzie, to co wtedy? – zapytał ostrożnie.
- Nie bój żaby, mam również plan B – uśmiechnęłam się. – Obiecałam ci przecież, że nigdy nie postąpię tak jak Claudia i że cię nie zostawię. A ja zawsze dotrzymuję danego słowa, a już zwłaszcza, jeśli dałam je tobie – powiedziałam, zarzucając mu ręce na szyje. – Wierzysz mi? – spytałam, próbując się upewnić.
- Wierzę... – szepnął.
- Ale nie ufasz – dodałam ze smutkiem.
- Jasne, że ufam – zaprzeczył, po czym pocałował mnie w nos. – Tylko... ech, po prostu nie lubię niespodzianek. Ostatnio kojarzą mi się one z samymi złymi rzeczami. Wiesz, z odejściem Claudii, z brakiem kontaktu z dzieciakami, teraz z twoim wyjazdem...
- Wszystko się ułoży, zobaczysz – przerwałam mu tą wyliczankę, nie chcąc, aby wspominał złe dla siebie chwile. – Daję ci moje słowo, że właśnie tak się stanie.
Simon pokiwał głową, przyjmując to do świadomości. Widziałam, że mi uwierzył, mimo że nie wiedział, co kombinuję. To była jedna z wielu różnic pomiędzy nim a Michałem. Jakoś nie byłam w stanie wyobrazić sobie, aby Kubiak uwierzył mi w coś w ciemno, tak jak zrobił to w tym momencie Tischer. Michał zawsze musiał mieć wszystko wyłożone jak na dłoni, nienawidził czegoś nie wiedzieć, nie potrafił się domyślać, o co komuś może chodzić, a do tego zawsze brakowało mu cierpliwości, aby na coś poczekać. Wszystko musiało być tu i teraz, inaczej od razu się denerwował.
- To po to pojechałaś do Rzeszowa? Po to spotkałaś się z Jochenem? Żeby miał na mnie oko, kiedy wyjedziesz? – Simon zasypał mnie pytaniami, jakby już bardziej rozluźniony i udobruchany, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
- Skąd wiesz, że widziałam się z Schopsem? – zdziwiłam się.
- Jochen niechcący się wygadał... – Simon wzruszył ramionami, starając się powstrzymać uśmiech, co zresztą nie bardzo mu wyszło.
- Nikomu nie można ufać, nikomu! – pokręciłam głową, mrucząc złowrogo pod nosem. Kolejna papla się znalazła, która nie umie trzymać języka za zębami! – A co ci takiego powiedział? – zainteresowałam się jednak, gdy się już trochę uspokoiłam.
- Powiedział mi, że się z tobą widział i że nawet udało mu się z tobą zamienić kilka słów, dzięki czemu nie dziwi mi się, iż straciłem dla ciebie głowę – Simon uśmiechnął się szeroko, mówiąc to. I był przy tym całkiem poważny.
- Nie mów tak – szepnęłam, trochę wystraszona, odsuwając się od niego.
- Ale dlaczego? – zdziwił się.
- Bo to nam w ogóle nie pomaga – pokręciłam głową i gdyby było tu więcej miejsca, to pokrążyłabym chwilę po pomieszczeniu. – Simon, my przecież nie jesteśmy razem tak naprawdę, pamiętasz? – spytałam, nie bardzo wiedząc, jak mam to wszystko rozegrać.
- Pamiętam – przytaknął ostrożnie – ale czyżbyś zapomniała, że gdybyśmy tylko chcieli...
- Ale nie chcemy – przerwałam mu stanowczo. – A nawet gdyby, to nie możemy, nie zapominaj o tym.
- Nie zapominam – pokręcił głową – jednak wciąż tak bardzo żałuję, że cię nie spotkałem wcześniej albo w trochę innych okolicznościach... Może wtedy...
- Może – uśmiechnęłam się smutno, głaszcząc go po zaroście na brodzie.
Ten moment utwierdził mnie w przekonaniu, że naprawdę dobrze robię, wyjeżdżając stąd. I to nie tylko ze względu na mnie i Michała. Simonowi moja nieobecność także dobrze zrobi. Nasza przyjaźń, która nie należała to tych całkiem normalnych, powoli zaczęła wymykać się nam spod kontroli. Nie mogłam pozwolić, aby zaczęło nam na sobie jeszcze bardziej zależeć, już i tak pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele. Jeszcze trochę, a moglibyśmy się znaleźć w jeszcze bardziej patowej sytuacji, niż jesteśmy w tej chwili, a wtedy nie wiem, jakbyśmy z niej wybrnęli.
- A teraz lepiej chodźmy już stąd, bo się spóźnimy na trening. A mogę się założyć, że to będzie jednoznacznie skomentowane przez chłopaków – powiedziałam, przerywając ciszę i kręcąc głową na samo wyobrażenie ich zachowania.
- E tam, niech sobie gadają – zaśmiał się Simon, przyciągając mnie do siebie. – Już niedługo nie będą mogli...
- Nie smuć się – szepnęłam, bo z tej odległości doskonale widziałam jego minę. – Ja naprawdę muszę to zrobić. Muszę. Inaczej nigdy się nie wyleczę z niego.
- Wiem, że musisz – przytaknął – ale... ale nie wiem, jak sobie poradzę bez ciebie.
- Poradzisz sobie, na pewno – odpowiedziałam pewna swego, po czym dałam mu kuksańca w bok. – A już zwłaszcza dlatego, że dotrzymam danego ci słowa – szepnęłam jeszcze, uznając tym stwierdzeniem naszą rozmowę za zakończoną.
Simon chyba również tak stwierdził, bo nie stawiał oporu, kiedy postanowiłam go przesunąć troszkę w bok i pociągnąć za klamkę drzwi, będących za nim, aby się stąd wydostać. Nie mogłam uwierzyć, że też akurat takie miejsce przyszło Niemcowi do głowy, by ze mną o tym porozmawiać. Wyszłam z uśmiechem na ustach z kantorka na korytarz jastrzębskiej hali, kręcąc głową i ciągnąc za sobą równie uśmiechniętego Simona. Jak na złość musieliśmy trafić akurat na Michała. Kubiak, który ewidentnie się spieszył, nie chcąc się spóźnić na trening ze mną, wiedząc doskonale, jak bardzo tego nie lubię, gdy tylko nas zobaczył, momentalnie stanął w miejscu i zmierzył nas spojrzeniem. Dla niego zapewne ta sytuacja wyglądała jednoznacznie... Kiedyś bardzo zależało mi na jego zdaniu, na tym, co o mnie myślał, więc pewnie próbowałabym mu w takim momencie wszystko wyjaśnić, ale teraz miałam to gdzieś.. A jeśli mam być szczera, to nawet się ucieszyłam, że nas zobaczył. Spojrzałam na niego zimno, po czym złapałam Simona za rękę i z wysoko uniesioną głową przeszłam obok niego, idąc z Niemcem przy swoim boku i nawet się nie oglądając, by móc się zorientować, jaką przyjmujący ma w tej chwili minę.
A z pewnością miał ją komiczną.

- Chłopcy, zaczekajcie chwilkę – szepnęłam słabo, kiedy w końcu zebrałam się w sobie, aby wyznać im prawdę.
A stało się to, gdy dwa dni później Jastrzębianie skończyli swój trening i zaczęli powolnym krokiem zbierać się do wyjścia. Przez moją prośbę jednak stanęli w pół kroku i spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
- Chciałabym wam bardzo podziękować za naszą współpracę – powiedziałam już pewniejszym tonem głosu. – To był nasz ostatni trening i mam nadzieję, że te miesiące, podczas których trenowaliście pod moją opieką, zapamiętacie choćby w jakimś stopniu tak pozytywnie jak ja – uśmiechnęłam się w ich kierunku.
- Ale jak to, ostatni? – zdziwił się Łasko.
- Tośka, co się dzieje? – dorzucił równie zaskoczony Malina.
- Zostawiasz nas? – spytał Martino, co mnie trochę zdziwiło, bo Włoch raczej rzadko kiedy zabierał głos w jakiejkolwiek dyskusji.
- A może idziesz do konkurencji, co? – rzucił Rob, mierząc mnie groźnym spojrzeniem.
- Spokojnie, spokojnie – uśmiechnęłam się, unosząc ręce w obronnym geście. – Nie idę do żadnej konkurencji, Rob, nie mogłabym przecież was tak zdradzić. Po prostu... – westchnęłam – wyjeżdżam, przez co nie będę mogła już z wami pracować. Na szczęście nie musicie już trenować w tak intensywny sposób, jak to do tej pory robiliście ze mną. Jesteście w naprawdę dobrej formie, więc dacie sobie radę już bez takich obciążeń. Poza tym zostawiam was w naprawdę dobrych rękach, więc nie musicie się o nic martwić – uśmiechnęłam się na potwierdzenie moich słów, mimo iż w gardle miałam gulę wielkości piłki tenisowej. – Mnie było naprawdę niesamowicie miło móc z wami pracować, ale wszystko kiedyś się kończy. I nasza współpraca właśnie się skończyła – wzruszyłam ramionami. – Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, chłopaki – dodałam z uśmiechem.
Żegnając się z nimi, uświadomiłam sobie, że naprawdę będzie mi ich brakować. Na bank będę za nimi tęsknić. Nawet za ich irytującym narzekaniem i marudzeniem. W końcu to oni należeli do mojej codzienności, która mnie tu trzymała i bez nich na pewno nie będzie już taka sama... I żeby się przy nich nie rozpłakać, tak po prostu bez większych wyjaśnień, obróciłam się na pięcie i schowałam w szatni, unikając niewygodnych pytań z ich strony.
Dlaczego pożegnania są takie trudne?

Byłam strasznie zmęczona. Koszmarnie. Po treningu pojechałam do Katowic do szpitala, aby pożegnać się z moimi dzieciakami. Chciałam wszystko załatwić jednego dnia i mieć za sobą to, co nieuniknione. Dzieciaki jednak nie odpuściły mi tak szybko jak siatkarze. A może po prostu nie umiałam ich zostawić bez słowa wyjaśnień, jak to zrobiłam w przypadku Jastrzębian? W sumie to chyba druga odpowiedź jest bardziej prawdopodobna... Musiałam przecież szczerze wytłumaczyć dzieciakom, dlaczego postępuję tak, a nie inaczej. Nie chciałam, aby pomyśleli sobie, że zrobili coś nie tak i że to przez nich wyjeżdżam. Nie zasłużyły sobie na takie traktowanie. Do tego, a może i przede wszystkim, chciałam się nimi po prostu nacieszyć, dopóki jeszcze mogłam. W końcu nie wiedziałam, kiedy będzie mi dane ponownie zobaczyć te wszystkie kochane twarzyczki, które tak bardzo zdobyły moje serce...
I dlatego ledwo co wczołgałam się na trzecie piętro budynku, w którym będę mieszkać jeszcze przez kilka dni. Całe szczęście, że do szpitala pojechał ze mną Simon, bo nie wiem, jakbym sobie bez niego poradziła. To było zbyt wiele emocji, jak na jedno spotkanie i bez jego wsparcia mogłoby być ze mną naprawdę źle.
- Tośka? – usłyszałam za sobą, kiedy w końcu znalazłam w torbie klucze od mieszkania i gdy miałam już zamiar wchodzić do środka.
Jeszcze jego mi tu brakowało – pomyślałam, jednak odwróciłam się w jego stronę, mimo że tak naprawdę to miałam ochotę bez słowa wejść do środka i zamknąć mu drzwi przed nosem.
- Spodziewałeś się kogoś innego? – spytałam chłodno.
- Nie, tak właściwie to czekałem na ciebie – odpowiedział Michał, uśmiechając się niemrawo i podchodząc do mnie bliżej. – Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Najpierw znikasz na kilka dni, po czym wracasz i żegnasz się z nami... Nie rozumiem, Tosia. O co chodzi? Dokąd jedziesz? Dlaczego? – zasypał mnie pytaniami i wyrzutami.
Nawet jeślibym miała jeszcze w sobie jakąś nadzieję, że może coś do niego dotarło po naszej ostatniej kłótni, że może wreszcie się domyślił, to po tych słowach od razu uleciałaby ona w przestworza.
- Dlaczego obchodzi cię to, co się ze mną dzieje? – spytałam, patrząc mu w oczy i starając się być niewzruszoną. – Powinieneś się cieszyć. Wreszcie nie będę wtrącać się między was, opowiadać nieprawdy na każdym kroku... wreszcie dam wam spokój.
- Tosia, proszę, nie zaczynaj – szepnął słabo. – Nie chcę się z tobą kłócić.
- Ja też nigdy tego nie chciałam, Michał, ale ostatnio nie potrafimy inaczej ze sobą rozmawiać, jak tylko się kłócić. Dlatego informuję cię, że od teraz będziesz miał już ze mną spokój – uśmiechnęłam się kwaśno pod nosem.
- Tosia, ale co to znaczy? O czym ty mówisz? – zapytał, widząc jak otwieram drzwi chcąc wejść do środka, nie mając zamiaru mu powiedzieć czegoś więcej na ten temat.
- To znaczy, że zaczynam nowe życie – odpowiedziałam tylko, nie spoglądając nawet za siebie, po czym tak po prostu zamknęłam mu drzwi przed nosem. – Bez ciebie – dodałam, wiedząc, że tego nie usłyszy.
Michał jeszcze przez chwilę stał pod drzwiami i zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Wahał się, czy ma zapukać i zażądać ode mnie wyjaśnień, czy odwrócić się na pięcie i wejść do siebie, nie uzyskując ich. Po chwili zdecydował się na ten drugi ruch, dając sobie ze mną spokój, czego powinnam się była spodziewać. I czego tak naprawdę przecież chciałam...
A najlepsze było jednak to, że w tym momencie nie poczułam nic. Kompletnie nic. Myślałam, że może pęknie mi serce albo że w najgorszym wypadku zaniosę się szlochem, uświadamiając sobie, że to naprawdę koniec. A ja czułam w środku tylko kompletną pustkę, jakbym naprawdę miała serce z kamienia i wszyscy ci, którzy uważali mnie za nieczułą sukę, mieli jednak rację...

Nastał piątek. Przez ostatnie dni praktycznie nie wychodziłam z domu. Nie chciałam się z nikim widzieć. Niektórzy jednak chcieli zobaczyć się ze mną. Gdy jednak dobijali się do moich drzwi, udawałam, że nie ma mnie w środku. Naprawdę nie miałam ochoty na tłumaczenie się przed kimś z tego, co robię. Decyzja została już podjęta i nie podlegała jakiejkolwiek dyskusji. Byłam już praktycznie spakowana i gotowa, by w poniedziałek rano wyruszyć z warszawskiego lotniska w nieznane. Z nadmiaru wolnego czasu nawet posprzątałam całe mieszkanie. Ustaliłam również z Simonem, że to on będzie miał klucze, by móc wejść do środka i dokarmiać Majkela, któremu z pewnością nie spodoba się, że znów go ze sobą nie zabieram. Ale nie mogłam tego zrobić, a przynajmniej nie teraz, kiedy jechałam do Paryża na okres próbny, jak nazywałam najbliższy miesiąc.
Gdzieś w środku czułam jednak, że jeśli stąd wyjadę, to raczej już tu nie wrócę...
Przed opuszczeniem Jastrzębia-Zdroju wzbraniało mnie jednak jedno – Simon. Martwiło mnie, że Claudia wciąż w żaden sposób nie zareagowała na moją wiadomość. Czyżby nie zależało jej na Simonie tak, jak sądziłam? Myślałam, że Niemka tylko próbuje takim dość drastycznym sposobem zwrócić na siebie uwagę swojego męża, jednak powoli zaczynałam już wątpić w moje nieomylne jak dotąd przeczucie. Bałam się, że Tischerowa nie odezwie się na czas, a wtedy przecież nie będę mogła stąd wyjechać. W końcu obiecałam Simonowi, że nigdy go nie zostawię samego... a ja nigdy nie rzucam słów na wiatr. Co prawda miałam jeszcze wariant B, o którym zdążyłam Niemcowi napomknąć – on jednak drastycznie zmieniał moje plany na najbliższe dni. Nie byłam również do końca przekonana, czy jestem na niego gotowa. I czy właśnie tego bym chciała.
Hm, w sumie to wciąż do końca nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę. I przede wszystkim, kogo.
W rozmyślaniu przerwał mi dzwonek do drzwi. Nie zdziwiło mnie to ani trochę, bowiem ostatnio wciąż ktoś próbował się do mnie dobić. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy powinnam pójść sprawdzić, kto postanowił mnie tym razem odwiedzić, myśląc, że to pewnie kolejny Jastrzębianin, przed którym będę udawała, że nikogo nie ma w domu, jednak przeszło mi przez myśl, że może jakoś telepatycznie przywołałam do siebie Claudię. Dlatego więc ruszyłam się z miejsca. I kiedy tylko wyjrzałam przez wizjer, okazało się, że miałam rację. Normalnie, jakbym naprawdę była jakimś medium.
Wzięłam więc głęboki oddech w celu uspokojenia się, po czym otworzyłam drzwi, szykując się na trudne spotkanie.
- Przepraszam, nie bardzo wiem czy trafiłam pod odpowiedni adres, ale... – kobieta zaczęła mówić od razu, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, jednak zamilkła momentalnie, gdy tylko mnie zobaczyła, zapewne rozpoznając moją osobę z podesłanych jej zdjęć. – Ty! – krzyknęła i zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem.
Ja też ją rozpoznałam. Od razu. Właśnie stała przede mną kobieta kropka w kropkę podobna do tej, która tak pięknie uśmiechała się ze zdjęcia w ramce, stojącej na komodzie w salonie Simona.
- Tak, to ja i zapewniam panią, że bardzo dobrze pani trafiła – odpowiedziałam z uśmiechem. – Zapraszam – uchyliłam drzwi, chcąc wpuścić ją do środka.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z kimś, kto rozbija mi moje małżeństwo – syknęła.
- Tak właściwie, to ja je ratuję, a nie rozbijam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Claudia tymczasem spojrzała na mnie, jakbym spadła z księżyca, nie rozumiejąc, o czym mówię. Wzruszyłam ramionami.
- Ja jednak naprawdę nalegam na rozmowę. Myślę, że musimy sobie wyjaśnić kilka spraw, a nie chciałabym robić tego na korytarzu – powiedziałam jeszcze w jej kierunku, tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym weszłam do środka i zostawiłam za sobą otwarte drzwi, licząc, że żona Simona pójdzie w moje ślady.
Claudia rozejrzała się dookoła, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, po czym po chwili zastanowienia weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się z satysfakcją pod nosem, słysząc jak podąża moimi śladami w stronę salonu. Od razu napisałam do Simona SMS-a, aby przyjechał do mnie najszybciej jak tylko może, bo muszę mu o czymś powiedzieć, po czym obróciłam się w jej kierunku.
- Może kawy? Albo herbaty? – zaproponowałam.
- Nie przyjechałam tutaj na koleżeńskie pogaduszki – powiedziała, wciąż stojąc w drzwiach i patrząc na mnie nieufnie.
- A po co przyjechałaś? – skoro tak, to od razu przeszłam do kontrataku.
- Nie twoja sprawa – warknęła.
- Mylisz się, właśnie, że moja. To ja do ciebie napisałam tego maila, a przecież to dzięki niemu postanowiłaś przyjechać do Polski. Czyżbym się myliła? – spytałam, spoglądając na nią znacząco. Claudia milczała, co uznałam za zgodę. – No właśnie.
- Nie rozumiem, w co ty grasz? – kobieta zmierzyła mnie spojrzeniem.
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo – zaśmiałam się. – Najpierw nie chcesz być z Simonem, utrudniasz mu kontakt z dziećmi, a kiedy dowiadujesz się, że on kogoś ma, to od razu przyjeżdżasz do Polski. Czyżby jednak ci na nim zależało? Czyżbyś była zazdrosna, że wybrał inną? Młodszą? Lepszą? A może jesteś tak zwanym psem ogrodnika, który mimo iż nie chce być z daną osobą, to nie chce również, aby on była z kimś innym? – drwiłam.
- Ta rozmowa nie ma sensu – Claudia pokręciła głową, obracając się na pięcie i chcąc wyjść, ale ja nie miałam zamiaru jej na to pozwolić.
- Wręcz przeciwnie – złapałam ją za rękę. – Nie wyjdziesz stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz. Mam co prawda mało czasu, bo znając Simona to będzie tu za kilkanaście minut, ale postaram ci się wszystko wyjaśnić do tego czasu.
- O czym ty mówisz? – spojrzała na mnie jak na wariatkę.
I w sumie się jej nie dziwię, bo trochę tak się zachowywałam w tym momencie.
- O tym, że nie rozumiem, jak mogłaś zrezygnować z takiego faceta, jakim jest Simon.
- Ja nigdy z niego nie zrezygnowałam, to on zrezygnował z nas, wybierając siatkówkę – odpowiedziała po chwili, uparcie trwając przy swoim, po czym rozsiadła się wygodnie w fotelu, postanawiając mnie jednak wysłuchać. Chyba zorientowała się, że jej nie odpuszczę, więc wolała mieć to za sobą.
- A czy on postanowił to tak z dnia na dzień? Nie i ty dobrze o tym wiesz. Przecież kiedy za niego wychodziłaś, wiedziałaś, że jest siatkarzem. Wiedziałaś też, co się z tym wiąże, a mimo wszystko się na to zgodziłaś. I co, tak nagle ci się odwidziało? Tak nagle po tylu latach cię to przerosło? – wyciągałam najcięższe działa.
- Nie odwidziało mi się! – krzyknęła zdenerwowana. – Nic nie wiesz, a mnie oceniasz. Jakim prawem, co?
- To mi wyjaśnij – wzruszyłam ramionami, ignorując jej oskarżenia. – Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że Simon wyjechał, nie konsultując tego z tobą. On was za bardzo kocha, aby móc tak postąpić. Jest zbyt dobry, aby myśleć tylko o sobie. Na pewno wyjaśniał ci to, dlaczego chce wyjechać do Polski. I na pewno chciał, abyście z nim przyjechali. Nie rozumiem więc, jak mogłaś postawić mu ultimatum, wiedząc, że nie ma dla niego miejsca w niemieckiej lidze – przyglądałam się jej uważnie, mówiąc to.
- A ja nie rozumiem, dlaczego to wszystko robisz? Po co mnie tu ściągasz, skoro powinno ci być na rękę, że jesteśmy z Simonem w trakcie rozwodu – wciąż unikała odpowiedzi, jak diabeł wody święconej.
- Bo mi na nim zależy i widzę, jak się męczy w tej sytuacji, w jakiej go postawiłaś. Jak tęskni za dzieciakami, za tobą, jak cię kocha. Wiesz, że on potrafi mówić o tobie godzinami? – spytałam, widząc, że moje słowa powoli zaczynają robić na niej wrażenie. – Mimo że tak go zraniłaś, usprawiedliwia cię na każdym kroku. Obwinia się, choć wie, że podjął jedyną słuszną decyzję w tamtym momencie. Claudia, ja dobrze wiem, że w waszym małżeństwie ostatnio nie działo się najlepiej i to nie tylko z powodu wyjazdu Simona, ale czy w związku nie chodzi o to, aby przezwyciężać kryzysy, które zawsze pojawią się na wspólnej drodze?
Przynajmniej ja tak to rozumiałam. Może moje dotychczasowe związki nie były wzorem cnót, to jednak właśnie czegoś takiego szukałam. Osoby, której będę pewna, że jeśli nie będzie się nam układało, bo na naszej drodze pojawią się jakieś przeszkody, to ona nie ucieknie przy pierwszej lepszej okazji, tylko zostanie i będzie walczyć.
- Masz rację, tylko wciąż nie bardzo rozumiem, dlaczego my o tym rozmawiamy? – szepnęła Claudia. – To wy nie jesteście razem?
- Wszyscy biorą nas za parę, ale w gruncie rzeczy jesteśmy tylko przyjaciółmi – uśmiechnęłam się. – Może nie takimi normalnymi, ale jednak przyjaciółmi.
- I naprawdę nie chcesz mi odebrać Simona? – nie dowierzała.
- Mam być z tobą szczera? – spytałam, a ona przytaknęła. – Kocham go i on kocha mnie. Ale oboje kochamy również kogoś innego i to o wiele mocniej od siebie. Jesteśmy w sytuacji patowej. On kocha ciebie, a ja pewnego… hm, nazwijmy go Em, dobrze?, który mnie nie zauważa. To właśnie te nieszczęśliwe uczucia zbliżyły nas do siebie i to do tego stopnia, że zaczęliśmy się zastanawiać, czy by ze sobą nie spróbować. Ale... nie jestem taka zła, na jaką wyglądam, za jaką wielu mnie uważa – westchnęłam. – Nie potrafiłabym rozbić czegoś, co wiem, że przy chęci z obydwóch stron uda się odbudować. Ja u mojego Ema nie mam żadnych szans, ale wy a i owszem. Teraz tylko od ciebie zależy, czy chcesz być z Simonem, czy chcesz ratować to, co jest między wami, czy jednak zakończyć wasz związek. I jeśli mam być szczera, to masz na to dosłownie kilka minut – zaśmiałam się. – Za chwilę pewnie wpadnie tu Simon, któremu niedawno wysłałam SMS-a, żeby przyjechał. Będziecie mogli ze sobą w spokoju porozmawiać i podjąć jakąś decyzję, bo dobrze widzę, że długo nie wytrzymacie w tym układzie, który do tego momentu był między wami. Dlatego może lepiej, jak zostawię cię samą, abyś mogła się zastanowić, czego tak naprawdę chcesz.
I nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, zniknęłam w kuchni, by dać jej trochę czasu. Wstawiłam wodę na kawę, po czym oparłam się o kuchenny blat i odetchnęłam. Powinnam czuć się szczęśliwa, że wszystko idzie zgodnie z planem, że robię dobry uczynek, jednak coś nie dawało mi spokoju. Coś, czego nie powinno być, czego nie powinnam czuć... Nie potrafiłam się cieszyć z prostego powodu – jeśli Simon i Claudia postanowią spróbować uratować swoje małżeństwo, ja stracę Simona. A nie byłam do końca przekonana, czy tego właśnie chcę... Pogubiłam się we własnych uczuciach i to do tego stopnia, że przestałam być pewna swoich decyzji, które jeszcze nie tak dawno wydawały mi się być słuszne. A mimo wszystko brnęłam w to dalej i nie miałam zamiaru zrezygnować...
W rozmyślaniu nad tym przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Simon naprawdę czuł się tutaj jak u siebie w domu, więc nie zdziwiło mnie to, że nie zapukał do drzwi, tylko od razu wszedł do środka. Usłyszałam jeszcze, jak od razu swoje kroki kieruje w stronę salonu, a gdy już tam dotarł, nastąpiła cisza, która mnie trochę przestraszyła.
- Claudia? – usłyszałam słaby głos Simona.
- Simon – odpowiedziała.
Kiedy weszłam do pomieszczenia, w którym aktualnie byli Tischerowie, zobaczyłam, jak oboje stoją naprzeciwko siebie i się w siebie wpatrują, nie bardzo wiedząc, co powinni teraz zrobić, bądź powiedzieć.
- Wyjaśni mi ktoś, co tu się dzieje? – zapytał Simon, kiedy już odzyskał głos.
- To może ja to zrobię? – spytałam z uśmiechem, zwracając tym na siebie ich uwagę. – Obiecałam ci, że nigdy cię nie zostawię, a skoro mam wyjechać, to postanowiłam sprowadzić Claudię, byście wreszcie mogli się ze sobą pogodzić, dzięki czemu nie zostaniesz tutaj sam. Teraz już jednak wszystko zależy od was. Zostawiam więc moje mieszkanie pod waszą opieką, porozmawiajcie sobie w spokoju. Jak już dojdziecie do jakiegoś konsensusu, to zadzwoń do mnie, Simi, a wrócę – powiedziałam jeszcze do Niemca, po czym pocałowałam go w policzek, życząc mu powodzenia. – A, i w kuchni na stole stoją dwie kawy, jeśli macie ochotę. To na razie – pożegnałam się jeszcze, po czym narzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z mieszkania, zanim zdążyli w jakikolwiek sposób na to zareagować.

W niedzielę popołudniu stałam na stacji w Katowicach wraz z Tischerem, który postanowił mnie odwieźć, i czekałam na pociąg do Warszawy. Jutro przedpołudniem odlatywał z Okęcia samolot do Paryża, na który już dawno miałam zakupiony bilet, jednak najpierw musiałam się dostać do stolicy. Simon uparł się, że skoro nie chcę, aby odwiózł mnie na lotnisko, to przynajmniej muszę mu pozwolić odwieźć się na dworzec i dopiero tutaj się ze mną pożegnać. Nie chciał zrobić tego wcześniej, aniżeli będzie to konieczne, mówiąc, że wciąż nie dociera do niego, że nie będzie mnie tutaj. Nie wiedziałam, co mam zrobić, dlatego pozwoliłam mu tu ze mną przyjechać, mimo że wolałam uniknąć wszelakiego rodzaju pożegnań. Ale Niemca nie potrafiłam zbyć w taki sposób, jak to zrobiłam z całą resztą...
Stałam właśnie na peronie i słuchałam, jak Simon kolejny raz opowiada mi o rozmowie, którą w piątek przeprowadził z Claudią. Zdążyłam już chyba z trzydzieści razy usłyszeć, że jestem niemożliwa, niesamowita i niereformowalna, skoro wpadłam na tak szalony pomysł, by ich ze sobą pogodzić. Simon wciąż nie mógł uwierzyć, jak tego dokonałam. Tylu przede mną próbowało i nikomu się nie udało, a ja odniosłam sukces, za który będą mi dozgonnie wdzięczni. Claudia co prawda w sobotę rano wróciła do Niemiec, ale tylko po to, by uporządkować tam wszystkie swoje sprawy i jak najszybciej przenieść się do Jastrzębia. Oboje postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę. Co prawda żadne z nich nie wiedziało, czy dobrze się to zakończy, ale mimo wszystko woleli spróbować, niż na starość żałować, że tego nie zrobili.
Choć wszystko mogło nie skończyć się w tak dobry sposób, gdyby Simon nie miał w piątek treningu. Claudia bowiem najpierw pojechała do niego z zamiarem zrobienia mu awantury o jego młodą kochankę, o której musi dowiadywać się pocztą pantoflową. Chciała wszystko między nimi raz na zawsze zakończyć, ale... pocałowała klamkę i nie chcąc czekać na „niewiernego” męża, przyjechała do mnie, by dowiedzieć się szczegółów, które jej obiecałam w mailu. I to podobno moja pogadanka dała jej do myślenia, dzięki czemu dotarło do niej, że jednak najlepszym rozwiązaniem dla nich wszystkich będzie, jeśli zawalczą o siebie.
- A jaki był twój plan B? – spytał Simon, wyrywając mnie tym z zamyślenia, kiedy tylko umilknął głos, który zapowiedział nadjeżdżający pociąg w kierunku Warszawa Centralna. – Chyba teraz możesz mi powiedzieć?
- No, w sumie chyba mogę – zawahałam się przez chwilę, nie wiedząc, czy dobrze robię. Simon spojrzał na mnie wyczekująco, przez co z moim ust od razu wydobyły się słowa. – Gdyby Claudia jednak nie przyjechała albo nie pogodzilibyście się, to dzisiaj zamiast wyjeżdżać, wprowadziłabym się do ciebie, a gdy już byście się ze sobą rozwiedli, to bym ci się oświadczyła – powiedziałam, będąc śmiertelnie poważną.
Bo naprawdę taki miałam plan. I z każdym dniem wydawał mi się być najrozsądniejszy.
- Serio? – Simon jednak nie uwierzył mi od razu.
- Serio – przytaknęłam z niemrawym uśmiechem. – Obiecałam sobie, że nigdy nie będę tą trzecią, która rozbija komuś udany związek, ale jeśli nie widzielibyście już z Claudią dla siebie żadnej szansy, to nic nie stałoby na przeszkodzie, bym powalczyła o swoje szczęście.
- Jesteś niesamowita – odpowiedział Simon poważnie, po czym mnie pocałował. Po raz pierwszy wiedziałam, że nie jest to pocałunek na pokaz, tylko że naprawdę przekazywał mi nim swoje uczucia do mnie, które gdzieś tam jednak w nim były. Tak jak gdzieś w środku mnie były uczucia do niego... – I wiedz, że zawsze będziesz moją kryzysową narzeczoną, choćby nie wiem, co się stało – dodał, patrząc mi w oczy.
Uśmiechnęłam się, słysząc to wyznanie, które wzruszyło mną do głębi.
- A ty moim kryzysowym narzeczonym – odpowiedziałam, wtulając się w niego ze świadomością, że robię to już ostatni raz.
Nie rozpłakałam się jednak przy nim, mimo że miałam wielką ochotę, aby to zrobić. Kiedy wsiadłam do pociągu i odmachawszy smutnego Niemcowi, stojącemu na dworcu, usiadłam na swoim miejscu – dopiero wtedy dałam upust swoim emocjom. Nigdy bowiem nie zapomnę chwil, które z nim spędziłam w ciągu ostatnich miesięcy. Bo nikt nigdy nie zrobił dla mnie tak wiele w tak krótkim czasie. Nikt nigdy nie stał się dla mnie tak ważny w przeciągu kilku tygodni. I nikt nigdy nie zdobył mojego serca takim szturmem jak Simon.
Teraz jednak zaczynałam nowe życie. Bez Simona. I bez Michała.


_______________________

W sumie to do końca biłam się z myślami, czy właśnie tak mam to rozegrać. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że powinnam trzymać się pierwszej wersji opowiadania, choć... gdzieś tam w mojej głowie ukrywa się ta druga, która pojawiła się, gdy zaczęłam przelewać do Worda mój pomysł. I na pewno będę miała przynajmniej jeszcze jeden taki moment w trakcie pisania JMT, w którym wszystko będę mogła zmienić. I sama nie wiem, co wtedy zrobię...
Ale dosyć tych moim bezpłciowych wywodów, czas na ogłoszenie parafialne :) Kochani, wiem, że kiedyś Was już o to prosiłam, ale jestem zmuszona zrobić to ponownie, ponieważ znowu się pogubiłam. Weszłam bowiem ostatnio na moją listę blogów i połowa opowiadań (a może nawet i więcej?) znajdujących się tam, jest już nieaktywna albo zakończona, a chętnie bym coś poczytała w wolnej chwili. Dlatego jeśli chcecie, abym do Was zajrzała, to kończąc swój komentarz na temat tego rozdziału, zostawcie adres swojego bloga, dobrze? Będę Wam niezmiernie wdzięczna, jeśli to uczynicie :) A jeśli nie chcecie, to również będę wdzięczna, jeśli postanowicie napisać, co sądzicie o tym, co tu dzisiaj dodałam.
A tymczasem pozdrowienia z jeszcze nieśnieżnego Poznania! Buziaki, szanowna_ 

19 komentarzy:

  1. Coś mi się wydaje, że Tośka zaczęła odkochiwać się w Michale, a zaczęła czuć coś więcej do Simona. Jednak gdzieś tam głęboko mam nadzieję, że Tischerom nie wyjdzie i Tosia będzie z Simonem szczęśliwa;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde jednak wyjechała:( mam jednak nadzieję, że szybko wróci i w kkońcu ułoży sobie życie w Polsce a nie na obczyźnie:)

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziesz kontynuować swoje opowiadanie?

      Usuń
    2. podbijam pytanie: to jak będzie, Efka z niedostepni-dla-siebie? :)

      Usuń
  3. jestem <3
    powiem Ci szczerze, że aż w serduszku pusto mi się zrobiło, z powodu wyjazdu Tośki. Mimo wszystko, tak jak to ujął Simo, jest niemożliwa i najlepsza, bo jak to by inne osoby rozbiły małżeństwo, ta zrobiła to, co nie udało się wielu osobom. Cieszę się, że Claudia i Simo są razem, chociaż Tosia i On byli by przepiękną parą *-* Chociaż że byłam też za tym, żeby Ona i Misiek coś tam, ten głupek nic nie daje sobie powiedzieć i jest ślepo zapatrzony w tą lalunię, która irytuje mnie, że gorzej się już nie da, no.
    Całuję mocno, :*

    C.D odautorskiego, ja Cię zapraszam na mojego nowego bloga, nie zaczęty, aczkolwiek niedługo start. [zaplatane-swiaty.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział :D Bardzo bym się cieszył gdyby Michał pojechał za Tośką do Paryża to by było takie romantyczne
    Co do relacji Tośki i Simona cieszę się, że tak potoczyła się akcja.
    czekam na kolejny i zapraszam do mnie :
    http://estella-gwiazda.blogspot.com/
    http://wazne-chwile-w-zyciu.blogspot.com/
    buziaki Yśka :****

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    trafiłam na twojego bloga zupełnie przypadkiem, było wtedy 15 "tatuaży" i zakochałam się.
    Rozdziały nadrobiłam w 3 godziny :D Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny, więc czekam i teraz.
    Co do decyzji Tośki, myślę, że zrobiłabym dokładnie to samo. W pewnym stopniu, Czarna jest podobna do mnie z charakteru.
    Pozdrawiam, Claudia ;)

    Zapraszam również na mojego bloga : http://nowa-historia-zycia.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejku. Nie wiem co mam powiedzieć. Zawsze z niecierpliwością czekam na rozdziały, które tylko pozornie nie mają emocji,a mają ich tak wiele, że wylewają się na wierzch, Wszystkie emocji Tośki zawsze gnieżdżą się w moim ciele jeszcze długimi godzinami po przeczytaniu rozdziału. Cieszy mnie to, że Claudia i Simon znów są razem, a zarazem mocno smucą, dlatego że gdzieś w duchu chce szczęścia Tosi, i skoro Michał w tym momencie nie może jej go dąć, a w zamian tylko oskarża i rani, to może jest gdzieś indziej ten złoty środek ?

    'Jak trafiasz do bidula to masz 13 lat i spędzasz w nim całe 2 długie lata, które wyryły w Twojej duszy i podświadomości rysę tak wielką, że zmieściłby się w niej wielki czołg lub co najmniej milion ton wielgaśnego i ciężkiego gruzu, który kiedy chodzisz porusza się w Tobie sprawiając Ci kolejny nieprawdopodobny ból.'

    Zapraszam na prolog zupełnie nowej historii w rolach głównych Wojciechowska vs. Nowakowski.

    http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/11/begining.html

    Pozdrawiam Anka.

    OdpowiedzUsuń
  7. wiesz ja tam uwielbiam Twoje rozdziały i po przeczytaniu tego stwierdzam, .że pewnie zrobiłabym to co Tośka... tylko, że ostatnio brakuje mi tu osoby Miśka... mam nadzieję, że wkrótce się pojawi i zrobi... ta damn :) do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc, gdy zaczęłam czytać ten rozdział i cały opis milczenia ze strony Simona, byłam pewna, że coś poszło nie tak z Claudią. Chodziło o coś całkiem innego i w sumie nie dziwię się, że chłopak się wkurzył. Pożegnania zawsze są trudne. Mnie ciekawi co w zasadzie o tym wszystkim myśli Kubiak. On cały czas robi jakieś podchody i w zasadzie momentami mam wrażenie, że on sam nie wie czego chce :/ Z Claudią się Tośce natomiast niesamowicie udało. Fajnie, że przynajmniej tą sprawę załatwiła do końca. Plan B to nawet mnie zadziwił, ale w sumie dopiero po dzisiejszym rozdziale zobaczyłam, że Tośka i Simon naprawdę mogliby być parą. Wcześniej brałam te teksty z przymrużeniem oka i wydawało mi się, że oni wszyscy przesadzają, mówiąc, że Niemiec mógłby stworzyć z Polką związek, ale teraz wydaje mi się, że to wcale nie jest taki głupi pomysł. Tischer ratuje póki co małżeństwo i trzymam za niego kciuki!
    Hmm, co do tych dwóch wersji, to wiesz, że możesz zawsze poprosić mnie o radę? ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. aaaale nie! Tak sie nie miało to zakończyć. Miał do pociągu dobiec Kubiak i powiedzieć jej wszystko.
    Ale dobra. Po kolei. Na miejscu Tośki bym chyba ryczała, żegnając sie z siatkarzami. I na prawdę nie mogę uwierzyć, że to koniec. Że ona wylatuje do Paryża. Chociaż postawa Kubiaka mnie trochę rozbawiła. Nagle sie zaczął martwić?! I Błażejowi nie naskarżył?! Dziwne
    A Claudia w drzwiach mieszkania musiała nieźle zaskoczyć. Chociaż doskonale wiem, że Tośka potrafi działać cuda i pogodziła Tisherów. Chociaż myślę, że zaczęła sie delikatnie zadurzać w Simonie
    No cóż! Zostaje mi czekać, na kolejny rozdział

    Pozdrawiam/ corka-trenera.blogspot.com / naprawimy-to.blogspot.com / raz--jeszcze.blogspot.com

    PS. może i nie zaśnieżony ale strasznie wyświechtany przez wiatr ten Poznań :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Intryguje minie zachowanie Kubiaka...
    Świetny rozdział :)
    Pozdrawiam i zapraszam pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe zachowanie Kubiaka ;)
    Świetny rozdział :D
    Pozdrawiam!
    Zapraszam: http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Oookej, mówcie, co chcecie i piszcie, co chcecie, ale Tośka w tym rozdziale przeszła samą siebie ;D Trzeba mieć niebagatelne umiejętności w zakresie perswazji i manipulacji, żeby w ciągu zaledwie kilku zdań przekonać do zmiany nastawienia osobę, o której dotychczas się myślało, że jest niemal boleśnie zatwardziała w swym postanowieniu nie czynienia nikomu nie tyle przysługi, ile łaski (mowa, oczywiście, o Claudii) ;D Cieszę się, iż Czarna po raz kolejny ukazała świtu swe prawdziwe oblicze oddanej, szczerej przyjaciółki, a przy tym fair-osobnika, który potrafi zrezygnować z własnego szczęścia na rzecz szczęścia innej jednostki. Chwalebne, bardzo! Niestety, póki co, nie będę mogła się w dalszym ciągu zachwycać się wspaniałością Czarneckiej, skoro ona wyjeżdża do Paris.. Jak ona może mi to robić? Po raz kolejny zapytuję: Szanowna_L, dlaczego wysyłasz swoją bohaterkę na zagraniczną poniewierkę? Czyż Antonina mało razy udowodniła twardość i hardość swego charakteru? Najwyraźniej udowodniła te przymioty również Michałowi (rychło wczas -.-), skoro facet się pofatygował do niej z jakimś larum na ustach. Jego napomnienia i próby wyprostowania wywołały jednak we mnie zamiast zrozumienia jedynie pusty śmiech. To się Kubiak wyrwał! Walnął próbą pojednania jak kulą w płot. Dziwne, że Justyna mu pozwoliła na zażegnanie sporu z Tośką ;)
    Jakkolwiek by było, jestem całym sercem za Czarną! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Interesuje mnie niemożebnie, co spotka A. w Mieście Miłości. I czy to będzie miało jakiś związek z Tischerem, bo jakoś nie mogę się opędzić od myśli, że on dla niej byłby o niebo lepszy niż Pan Foch Kubiak. No, nic. Obejrzym ;)
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobre opowiadanie, jak masz chwile zajrzyj na moje blogi zapraszam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. No kurde.
    To się miało skończyć całkiem inaczej. Tośka miała wcale nie wyjechać. Zdyszany Michał miał wbiec na lotnisko i stanąć na głowie, byleby tylko zatrzymać ją w Polsce. Ona miała rzucić się w jego ramiona, powiedzieć jak bardzo go kocha, a Kubiak miał powiedzieć, że skończył ten chory związek z Justyną i teraz będzie już tylko z Czarną. Takie piękne, a tak mało prawdopodobne.
    Trzeba być Tośką, żeby wymyślić tak genialny plan na pogodzenie skłóconego małżeństwa. Właściwie postąpiła dobrze, ale tak naprawdę chyba sama nie do końca się z tego cieszy. Chyba bardziej zadowolona byłby wiążąc się z Simonem. Ja na pewno.
    A teraz ten cholerny wyjazd. Ja się wcale nie cieszę i nie pochwalam tego, że Tosia wyjechała. No kurde, jak Jastrzębiaki obejdą się bez jej treningów? Jak dzieciaki przeżyją bez niej na oddziale? Jak Justyna pogodzi się z brakiem rywalki? Jak Majkel da radę bez właścicielki? Z kim Simon będzie popijał piwo? Kto będzie płakał po przegranych i cieszył się po wygranych razem z siatkarzami? No kurde, jak to tak bez Tośki?!

    Serdecznie zapraszam na szóstkę:
    http://damy--rade.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam również na jedynkę u Igły: http://smak-klamstw.blogspot.com/

      Oraz pierwszy post u Włodiego: http://jesienna-melancholia.blogspot.com/

      Całuję :*

      Usuń
  15. Czekam na następny !!!! jesteś świetna, ale mam nadzieje że czarna będzie z michałem ..

    OdpowiedzUsuń
  16. ' Sen. Bardzo go lubisz. Lubisz również śnić, hasać z ze znajomym Morfeuszem po bezdrożach, po polach pełnych żółtych kwiatów, Twoim katem i utrapieniem jest dzwoniący jak co rano żelaznymi obręczami Mefisto- czyli innymi słowy mówiąc budzik. '

    Zapraszam na rozdział drugi : http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/12/two.html

    Pozdrawiam Anka

    OdpowiedzUsuń