„nie da w dłoni zamknąć się dwóch dzikich serc”
MICHAŁ
A jednak nie
żartowała. Wyjechała. Naprawdę wyjechała. Nie było jej w mieszkaniu obok, a
samo lokum było pozamykane na cztery spusty. Nie wiedziałem nawet kiedy i jak
to się stało, bo czarnowłosa się ze mną nie pożegnała. Choć akurat tym nie
powinienem być jakoś specjalnie zaskoczony, zwłaszcza mając w pamięci naszą
ostatnią, kolejną już, niefortunną sprzeczkę… Nie mogłem sobie darować, że nie
zdążyłem z nią wyjaśnić naszych nieporozumień. W ogóle jak mogłem pomyśleć, że Czarna nie wcieli swojego pomysłu w życie? Przecież taka właśnie jest
Tośka! Ona zawsze robi to, co zechce. A skoro postanowiła dokądś wyjechać, to
nic nie mogło jej w tym przeszkodzić, nawet jeśli ktoś próbował to zrobić. Taką
osobą jednak nie byłem ja… Tak, zaniedbałem ją. Odkąd jestem z Justyną,
spędzałem z nią coraz mniej czasu. Praktycznie przestaliśmy ze sobą normalnie rozmawiać,
nie licząc oczywiście naszych słownych utarczek na temat blondynki. I właśnie przez
to wszystko nie wiedziałem, co się aktualnie dzieje w jej życiu. Nawet nie
potrafiłem się domyślić powodu, przez który postanowiła podjąć się tak
drastycznego kroku. Miała rację, nie byłem dobrym przyjacielem… W końcu, co ze
mnie za przyjaciel, który nie ma zielonego pojęcia, co dzieje się w jej życiu? Żaden.
ŻA-DEN! Powinienem był częściej się z nią spotykać, a nie ulegać prośbom
Justyny, abym trzymał się od Tośki z daleka. Blondynka nie powinna była stawiać
mnie w tak niezręcznej sytuacji, wiedząc, że czarnowłosa jest jedną z
najważniejszych osób w moim życiu. Jak mogłem więc pozwolić jej wyjechać tak
bez słowa wyjaśnienia? Jak mogłem dopuścić by tak po prostu zniknęła?
Powinienem był wyciągnąć z niej siłą powód, przez który postanowiła zmienić
otoczenie, a później pomóc rozwiązać jej problem, który ją do tego kroku
popychał. Tak zrobiłby prawdziwy przyjaciel. Niestety, ja nim najwidoczniej nie
byłem…
Na dodatek nie mogłem
naprawić swojego błędu, ponieważ Tośka nie odbierała ode mnie telefonów, przez
co coraz bardziej się o nią martwiłem. Siedziałem przy kuchennym stole i co
chwilę wybierałem jej numer, ale nikt nie podnosił słuchawki. Najgorsze było
to, że nie wiedziałem dokąd i na jak długo tak właściwie wyjechała. Nie miałem
też bladego pojęcia, kto mógłby wiedzieć i do tego chcieć mi powiedzieć prawdę…
Zibi na pewno mi nic nie wyjaśni, choć pewnie doskonale wie, co się dzieje z
Tośką. Od czasu jego przeprowadzki do Rzeszowa, a może raczej od naszej kłótni
na temat Justyny, Asi i Tośki, nie rozmawialiśmy ze sobą w ogóle. Bo tego
zdania, które Bartman wypowiedział w moim kierunku pod siatką podczas meczu
Resovii z Jastrzębskim zaliczyć do rozmów nie mogę. Do tej pory nie rozumiem,
co miał na myśli, mówiąc: „Jeśli nie
zauważysz tego, co oczywiste, stracisz coś, co najpiękniejsze”. Zbyszek nic
więcej już do mnie nie powiedział, a ja nie miałem zielonego pojęcia, co
chodziło mu wtedy po głowie. On więc mi na pewno nie pomoże. Błażej niestety
też ostatnio jest na mnie strasznie cięty. I trudno mu się dziwić, po ostatnich
moich kłótniach z Tośką miał prawo być na mnie zły. Mama Czarneckiej najprawdopodobniej
nawet nie wie o jej wyjeździe. W końcu ich kontakt wciąż zaliczał się do
znikomych, a przynajmniej z tego, co mi było wiadome… Byłem więc kompletnie
bezradny, chyba że… zaraz, zaraz, przecież jest jeszcze… że też nie wpadłem na
to od razu!
Zerwałem się tak
gwałtownie z krzesła, że aż je przewróciłem, ale nie przejmowałem się tym. Narzuciłem
na siebie w pośpiechu kurtkę, nie tłumacząc się Justynie z tego co robię, dokąd
jadę i skąd właściwie ten pośpiech. Chwilę później byłem już w podziemnym
garażu, gdzie wsiadłem do samochodu i z piskiem opon skierowałem się w stronę
Jastrzębia-Zdroju. Byłem totalnym idiotą. Naprawdę. Jak mogłem zapomnieć, że
ostatnio Tośka najwięcej czasu spędzała z Simonem? On musiał wiedzieć, gdzie
jest! Musiał! I czy tego będzie chciał, czy nie, będzie musiał mi powiedzieć. A
wtedy… sam nie wiedziałem jeszcze, co zrobię z tą wiedzą, ale przynajmniej będę
mógł opracować jakiś plan działania, aby… no właśnie, aby co? Pogodzić się z
nią? Wyjaśnić wszystko? Czy… sam nie do końca wiedziałem. Jednego jednak byłem
pewien – musiałem się zobaczyć z Czarną i to jak najszybciej.
Nie miałem
pojęcia, ile przepisów drogowych złamałem ma, bądź co bądź, tak krótkiej trasie,
jaką są Żory – Jastrzębie-Zdrój, ale nie przejmowałem się tym. Kilkadziesiąt
minut później stałem już pod drzwiami od mieszkania Tischera i uparcie
dzwoniłem do drzwi, czekając, aż wreszcie ktoś się pofatyguje i mi otworzy.
Minęło jednak piętnaście minut, a drzwi wciąż były zamknięte. Domyśliłem się,
że pewnie Simon wyszedł z domu, ale nie miałem zamiaru odpuścić. Usiadłem więc na
schodach i postanowiłem na niego poczekać, choćby mi nawet miał tyłek
odmarznąć.
Nie wiem,
naprawdę nie wiem, ile czasu tu siedziałem i ile osób dziwnie na mnie
spoglądających mnie minęło, ale w końcu na schodach pojawił się Simon. Nie był
jednak sam, tak jak się tego spodziewałem. Za rękę kurczowo trzymała się go
dziewczynka, hm, tak na oko czteroletnia, kropka w kropkę do niego podobna. Obok
szła ładna kobieta, rozmawiająca z nim o czymś po niemiecku, ewidentnie będąc w
dobrym nastroju. Do tego tuż przed nimi szedł starszy chłopczyk, mniej-więcej
siedmioletni, także bardzo podobny do rozgrywającego, trzymający reklamówkę z
zabawkami. Kobieta natomiast dzierżyła w dłoni walizkę, a Simon na plecach
niósł wielki plecak podróżny. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to jest zapewne
jego żona i dzieci, których nigdy nie widzieliśmy, bowiem Simon był przecież w
separacji. I gdy tylko to sobie uświadomiłem, zrozumiałem dlaczego Tośka
wyjechała z Polski. Przez niego. Zostawił ją i wrócił do swojej rodziny. Nic
więc dziwnego, że dziewczyna nie chciała patrzeć na ich szczęśliwe twarze.
Jak mogłem nie
zauważyć, co się dzieje… że między nimi zaczyna się psuć… że…? Byłem fatalnym
przyjacielem, nic więc dziwnego, że Tośka nie chciała ze mną gadać, a Błażej
się na mnie obraził. Gdy wyjeżdżał, obiecałem mu przecież, że zajmę się Czarną,
a ja tymczasem dałem plamę na całej linii.
- Michał? –
zdziwił się Simon, kiedy tylko mnie zobaczył, wyrywając mnie tym z zamyślenia.
– Co ty tu robisz? Mamy jakiś trening, o którym zapomniałem, czy coś? –
przestraszył się.
Powinien się
bać, ale z zupełnie innego powodu.
- Nie –
wycedziłem przez zęby wściekły na niego. Jak mógł zrobić Tośce takie świństwo?
Z takiej dziewczyny, jak ona, się nie rezygnuje, choćby nie wiem co! – Chcę
pogadać o czymś zupełnie innym. Choć w sumie wiem już praktycznie wszystko –
rzekłem, spoglądając po jego rodzinie i nie chcąc wszczynać awantury w ich towarzystwie.
Simon przyjrzał
mi się przez chwilę badawczo, jakby chcąc dojść w swoich obserwacjach, o co
może mi chodzić. W międzyczasie przedstawił mi swoją żonę Claudię i dzieciaki:
Freddy’iego i Emmę, po czym otworzył im drzwi i kazał wejść do środka, obiecując,
że zaraz do nich dołączy. Kilka minut później staliśmy już sami na korytarzu,
mierząc się wzrokiem.
- To o czym
chciałeś pogadać? – spytał, przerywając ciszę między nami.
- O Tośce –
odpowiedziałem, przyglądając się mu badawczo, by móc zobaczyć, jak zareaguje.
Jego wyraz twarzy pozostał jednak niewzruszony. – Choć tak właściwie to już
wiem, dlaczego wyjechała.
- Doprawdy? –
uśmiechnął się kwaśno.
- Jak mogłeś ją
tak zranić? – spytałem. – Pobawiłeś się nią, a później jak gdyby nigdy nic
postanowiłeś wrócić do żony? Masz w ogóle sumienie?
- I kto to mówi?
– prychnął Simon, a moje słowa kompletnie go nie ruszały. – Mam słuchać rad
kogoś, kto sam sobie nie radzi ze swoim życiem i uczuciami? – zironizował.
Zagotowało się
we mnie. Miałem po prostu wielką ochotę dać mu w pysk i to nie tylko za to, jak się do
mnie w tym momencie odnosi, ale przede wszystkim za to, co zrobił Czarnej.
- Jak śmiesz…
- Wiem więcej,
aniżeli się tobie wydaje – przerwał mi Niemiec z kwaśnym uśmiechem. – I
posłuchaj mnie teraz uważnie, Michał. Tośka nie wyjechała przeze mnie. Jeśli
musisz wiedzieć, to właśnie dzięki Tośce pogodziliśmy się z Claudią. Ona była
takim moim aniołem stróżem, którego na szczęście spotkałem na swej drodze w Polsce i dzięki któremu nie zrobiłem głupot. Od początku wiedziała, że kocham moją żonę i nie
potrafię o niej zapomnieć, choć dla Tośki… hm, dla niej naprawdę byłbym do tego
skłonny. Ale Tosia nie chciała niszczyć naszego małżeństwa…
- Ta, jasne,
akurat ci uwierzę – zaśmiałem się ironicznie, przerywając mu. – W takim razie
dlaczego wyjechała? Zrobiła to ot tak sobie, dla jakiejś zachcianki i to akurat
w momencie, w którym twoja żona ponownie z tobą zamieszkała? Nie zamydlisz mi
oczu, parszywy draniu! – krzyknąłem i w mgnieniu oka zmniejszyłem dystans
między nami.
- A to dobre –
roześmiał się Niemiec, w ogóle się mnie nie bojąc. – Nie mierz mnie swoją
miarą, Michał, bo ja nie jestem takim dupkiem jak ty. Tosia nie wyjechała
przeze mnie, a przez ciebie.
- Nie no,
jeszcze zwal winę na mnie, tak jest najlepiej – syknąłem, jednak jego pewność w
głosie nie dawała mi spokoju.
- Czy ty nadal
nie widzisz, jak wielką krzywdę jej wyrządziłeś? – spytał Niemiec zupełnie
poważnie. – Raz traktowałeś ją jak przyjaciółkę, a za chwilę jak największego
wroga. Raz rozmawiałeś z nią normalnie, przyciągałeś do siebie, a za chwilę
obrażałeś i odpychałeś, mimo że ona dla ciebie zawsze chciała jak najlepiej. Dlatego
właśnie wszystko ci wybaczała, jednak ty nie potrafiłeś tego docenić i za
chwilę kolejny raz jej przywalałeś i to jeszcze mocniej. Myślisz, że było jej
łatwo znosić twoje zmienne humory? – spytał retorycznie, patrząc na mnie spod
byka. – Nie, nie było. Nie masz pojęcia, ile łez przez ciebie wylała! Ile
wycierpiała przez twoje dziecinne zachowanie! Każdy na jej miejscu już dawno
kopnąłby cię w dupę i wyjechał jak najdalej od ciebie, ale nie ona. Jest zbyt
dobra, lojalna i twarda, zwłaszcza psychicznie. Cierpliwość każdego kiedyś się
jednak kończy. I właśnie dlatego wyjechała, bo jej cierpliwość wyczerpałeś aż
nadto.
Patrzyłem na
niego szeroko otwartymi oczami. Nie mogłem uwierzyć… Nie, to niemożliwe… Czyżby
to wszystko było przeze mnie? Czyżby on miał rację? Otworzyłem usta, jednak nie
wiedziałem, co mógłbym w tej chwili powiedzieć, dlatego po chwili je zamknąłem.
Stałem tak nieruchomo kilka minut, a zdenerwowany Simon patrzył na mnie
wzrokiem, który gdyby tylko mógł, to by mnie zabił. Niemiec chyba miał się z
zamiarem sprawdzenia, czy jego pięść nie pasuje przypadkiem do mojej szczęki,
jednak powstrzymał się przed tym w ostatniej chwili. Zależało mu na niej,
widziałem to w jego spojrzeniu. Każdemu, kto zrobił Tośce krzywdę, najchętniej
ukręciłby łeb. Dokładnie w ten sam sposób patrzył na mnie Błażej nad morzem,
kiedy uwierzyłem Justynie. Czyżbym naprawdę to ja doprowadził do tego
wszystkiego? Czyżbym nieświadomie zniszczył Tośkę do tego stopnia, że już nie
mogła mnie znieść?
Żałowałem, że
Tischer nie dał ponieść się emocjom i mi nie przywalił. Należało mi się takie otrzeźwienie. Sam
miałem w tej chwili wielką ochotę, by sobie przyłożyć.
- Gdzie ona jest?
– spytałem słabo, przerywając tym ciszę między nami, która trwała od dobrych
kilku minut, i którą można by nożem kroić.
- Jeszcze ci
mało? – syknął Simon. – Chcesz ją zniszczyć do reszty?
- Nie, nie chcę…
– wysapałem zmęczony, jakbym przed chwilą przebiegł maraton. – Chcę to naprawić…
- Za późno,
Michał, ona nie chce cię już znać. Dlatego właśnie wyjechała. Aby zacząć nowe
życie. Bez ciebie, Kubiak. Gdybym ci teraz powiedział gdzie jest, ukręciłaby mi
głowę. Już i tak zbyt dużo ci zdradziłem…
- Simon… –
próbowałem jeszcze.
Z każdym kolejnym
jego słowem jednak traciłem grunt pod nogami. Uświadomiłem sobie właśnie, że nie mogę jej stracić. Nie wyobrażałem
sobie codzienności bez niej. Nie umiałem żyć bez tej wytatuowanej fanki
Michaela Jacksona, właścicielki czarnego kota i umysłu matematycznego, która
tak bardzo namieszała w moim życiu.
Wiem, szybki jestem.
- Nie, nie
pomogę ci, Michał. Nie licz na to – Niemiec pokręcił głową. – Tośka nie zasługuje
na to, abyś dłużej traktował ją w tak parszywy sposób. A ja nigdy bym sobie nie
darował, gdybym dołożył do tego rękę – powiedział jeszcze z dobrze słyszalną
pogardą w głosie, po czym obrócił się na pięcie i wszedł do swojego mieszkania,
zamykając drzwi tuż przed moim nosem, jednocześnie odbierając mi ostatnią
nadzieję na odzyskanie tego, co przez własną głupotę straciłem. Na odzyskanie
Tośki.
Długo jeszcze
stałem pod jego drzwiami, jednak to nic nie dało, Tischer nie zmiękł. W końcu więc wyszedłem z bloku, ale nie od razu skierowałem swoje kroki do domu. Nie bardzo chciałem wrócić
do mieszkania i położyć się obok blondynki, która swoim pojawieniem się zniszczyła
moją relację z Czarną, dlatego przez długi czas włóczyłem się bez celu po Jastrzębiu-Zdroju i próbowałem dodzwonić się do Tośki. Na nic się to jednak zdało - nie wpadłem na żaden pomysł jak mógłbym rozwiązać tą sytuację, nie porozmawiałem z Czarną, która ostatecznie wyłączyła telefon, by mieć święty spokój, a do tego jeszcze strasznie zmarzłem. Kiedy więc już zrobiło się totalnie ciemno i zimno, a mi zaczynało się wydawać, że obszedłem całe miasto, postanowiłem wrócić do siebie. I gdy tylko zamknąłem oczy, przyśnił mi się
nie kto inny, jak Tośka. To był pierwszy raz, kiedy jej pełna smutku twarz
patrzyła na mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. A ja poczułem jak pęka mi serce, bo wiedziałem, że to wszystko przeze mnie...
TOSIA
Oddychając z ulgą w końcu wyszłam z hali przylotów i rozejrzałam się
dookoła w poszukiwaniu jednego takiego wielkoluda, u którego miałam od teraz
mieszkać. Tego padalca jednak nigdzie nie było widać, a przecież swoim wzrostem
wyróżniał się wśród ludzkiej populacji. Im dłużej tak stałam i się rozglądałam,
nie mogąc dostrzec znajomej mi twarzy, tym bardziej zaczynałam wpadać w panikę. A ściskający się ludzie obok nie ułatwiali mi sprawy. Byłam właśnie
sama w obcym mieście, nie znając języka… Jak on mógł mi to zrobić? W końcu obiecał,
że po mnie wyjedzie, menda jedna, a tymczasem nigdzie go nie było! Tak to już
jest, jak liczy się na któregokolwiek Kubiaka… Sprawiać zawód Antoninie
Czarneckiej to chyba u nich rodzinne.
Po chwili jednak odetchnęłam z ulgą. Błażej stał całkiem niedaleko i
patrzył się maślanym wzrokiem w jeden i ten sam punkt. Szkoda tylko, że w kompletnie
inny aniżeli miejsce, z którego powinnam wyjść… Ale jak się nie ma co się lubi, to
się lubi co się ma, ucieszyłam się więc, że przynajmniej po mnie przyjechał, po
czym wzięłam walizkę i ruszyłam w jego kierunku. Młodszy z Kubiaków nawet nie
zauważył, kiedy do niego podeszłam, tak bardzo wpatrywał się w jedno i to samo miejsce.
Kiedy tylko obok niego stanęłam, podążyłam za jego wzrokiem, zaciekawiona
tym, co go tak bardzo zainteresowało, że całkiem o mnie zapomniał. Po chwili
zlokalizowałam owy punkt, a tam... tam stała średniego wzrostu piegowata szatynka z
kręconymi włosami, sięgającymi jej do ramion, ubrana w długie kozaki, dżinsy i zielono-czarną
koszulę w kratę, na której miała narzuconą rozpiętą kurtkę i rozwiązany szalik. Pierwsze
określenie, jakie przyszło mi do głowy, gdy ją zauważyłam, to ładna. I w sumie
chyba zaczynałam powoli rozumieć to dziwne zachowanie mojego przyjaciela…
- To twoja dziewczyna? – spytałam po polsku dość głośno, aby moje
słowa dotarły do jego podświadomości, wciąż jednak wpatrując się w szatynkę.
Błażej podskoczył jak oparzony, kiedy tylko mnie usłyszał, łapiąc się
za serce i oddychając ciężko.
- Tośka! – krzyknął. – Już jesteś! Ale mnie wystraszyłaś!
- Przecież dawno temu wylądowałam – burknęłam złośliwie,
przewracając oczami. – Ale ty wolisz wpatrywać się w jedno miejsce, jak ciele w
malowane wrota, zamiast poszukać swojej zmarnowanej drogą i życiem przyjaciółki – nie
darowałabym sobie, gdybym zmarnowała okazję, by zrobić mu wyrzut.
- Oj, nie złość się n mnie, bo złość piękności szkodzi – zrobił minkę proszącego psiaka, po czym
pstryknął mnie palcem w nos. – Po prostu się zamyśliłem.
- Ta, jasne, już widzę to twoje zamyślenie – mruknęłam zdegustowana. – Jak ma na
imię? – ponowiłam pytanie, bo nie przypominałam sobie, aby mi kiedykolwiek opowiadał
o jakieś pięknej niewiaście, która skradła jego serce.
- Kto? – Błażej zrobił wielkie oczy, jakby nie wiedział, o czym do
niego mówię. Zrezygnowana wskazałam mu ruchem głowy, o kogo mi chodzi. – A,
ona. Eee, tak właściwie to jej nie znam – zająknął się.
- To dlaczego się w nią tak wgapiasz? – spytałam, nie mając zamiaru
ustąpić.
Coś było na rzeczy, skoro potrafił stać tak i patrzeć na nią przez
kilkanaście minut, zapominając przy tym o bożym świecie. Byle czym mnie nie zbyje, oj nie.
- Nie wgapiam się w nią – zaprzeczył, ale nie był zbytnio
przekonujący. – I przestań mnie tak przesłuchiwać, bo pomyślę, że jesteś
zazdrosna – zaśmiał się.
- Nie wlewaj sobie – odburknęłam, po czym pokazałam mu język.
Młodszy z Kubiaków roześmiał się na ten widok, złapał mnie w pasie i
uniósł w górę, by po chwili zacząć okręcać mnie wokół własnej osi. Dobrze, że
niczego nie jadłam z samolocie, bo bym jeszcze to teraz zwróciła...
- Tęskniłem za tobą – roześmiał się. – Boże, a ty znowu schudłaś –
skomentował, kiedy już odstawił mnie na ziemię.
- Twój brat jest idealną dietą dla mnie – westchnęłam. – Ale pójdziemy
raz czy dwa razy na żabie udka czy na jakiegoś tłustego ślimaczka, to mnie tak podkarmisz,
że ho, ho – zaśmiałam się. – Nikt mnie nie pozna, tak przybiorę na wadze.
- No, jasna sprawa, kochanieńka! Już ja o ciebie tutaj należycie
zadbam – mówił to w moim kierunku, jednak jego wzrok mimowolnie wciąż uciekał w
bok ku owej brunetce, przez którą zapomniał o moim przylocie.
A najlepsze było to, że tamta dziewczyna również na nas spoglądała. I
to z dość dziwnym wyrazem twarzy… jakby była rozczarowana. Czyżby mój nos
dobrze mi podpowiadał, że tych dwoje ciągnie do siebie, jak Kubusia Puchatka do
miodu, czy Żwirka do Muchomorka?
- A teraz mów mi, kim ona jest – powiedziałam, kręcąc głową, gdy
kolejny raz jego wzrok dziwnym trafem odbił w bok.
- Przecież ci mówiłem, że jej nie znam – powiedział,
jakbym była idiotką.
- A ja widzę coś zupełnie innego – nie miałam zamiaru ustąpić. – Ona
ci się podoba, bo co chwila patrzysz na nią takim maślanym wzrokiem i w ogóle
nie zwracasz na mnie uwagi, a gdy tylko o niej wspomnę, to zmieniasz temat.
- Chodźmy – i jakby na potwierdzenie moich słów, Błażej postanowił
odciągnąć mnie od mojego małego śledztwa. Złapał mnie więc za rękę, w drugą capnął
ucho od mojej walizki i postanowił wyciągnąć mnie z lotniska, nawet siłą.
- Nie, dopóki mi tego nie wyjaśnisz – wyrwałam jednak rękę z jego uścisku i
założyłam ją wraz z drugą na piersi, przytupując przy tym nogą i czekając aż wreszcie chłopak
przestanie owijać w bawełnę.
Błażej spojrzał na mnie, a gdy zorientował się, że mu nie odpuszczę,
westchnął zrezygnowany.
- Wiesz, że jesteś cholernie upierdliwa? – spytał.
- Przecież właśnie za to mnie tak uwielbiasz – odrzuciłam włosy w tył,
śmiejąc się.
Błażej pokręcił głową, widząc moje zachowanie.
- No dobrze, niech ci będzie – westchnął po raz kolejny. – Masz rację, podoba mi się,
ale nie wiem nawet, jak ma na imię, kim jest, co robi. Widziałem ją kilka razy, bo
chodzi na tą samą siłownie, co moja drużyna, ale chyba nie mam u niej
najmniejszych szans.
- A skąd taki wniosek? – zdziwiłam się. – Jesteś przystojnym,
zabawnym, wysportowanym i troskliwym facetem. Wiele kobiet chciałoby mieć
takiego ukochanego. Bierz więc dupę w troki i idź do niej i zagadaj! Dalej, w
tej chwili, bo potem będziesz żałował, że zmarnowałeś okazję – rozkazałam mu.
- Ale… – zająknął się Błażej.
- Nie ma żadnego ale – przerwałam mu. – Idziesz do niej i to w tej
chwili, aby ci nie uciekła, i nie wracasz bez jej numeru telefonu. Ja poczekam
tutaj za tobą – zadecydowałam.
Błażej miał jednak taką minę, jakby ta perspektywa go sparaliżowała
i biedaczek za chwilę miał zemdleć. Westchnęłam zrezygnowana, widząc co się
dzieje. A raczej co się nie dzieje… Faceci, niby tacy odważni, wygadani i
wspaniali, a nie potrafią podejść i zagadać do nieznajomej dziewczyny.
Trzymajcie mnie, wszystko trzeba robić za nich.
- Dobra, poczekaj tu na mnie – powiedziałam więc, po czym bez słowa
wyjaśnienia ruszyłam przed siebie, chcąc pomóc temu tumanowi.
- Ale Tośka… co ty robisz? Wracaj…
Błażej coś tam jeszcze mówił w moim kierunku, ale już tego nie usłyszałam,
bowiem jego głos zgubił się w tłumie pasażerów paryskiego lotniska. Po chwili
stałam już przed wyższą ode mnie dziewczyną i brałam głęboki oddech, by zabrać
głos i załatwić to, co miałam.
- Cześć, mam nadzieję, że mówisz po angielsku? – spytałam z uśmiechem.
Dziewczyna spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, zaskoczona, że
do niej podeszłam. Zapewne wzięła mnie za dziewczynę Kubiaka, kiedy ten tak
mnie ściskał na lotnisku i nie miała pojęcia, czego może się teraz po mnie spodziewać. Po chwili jednak pokiwała głową w odpowiedzi na moje pytanie.
- To dobrze, bo słyszałam, że tutaj we Francji ludzie nie bardzo lubią
mówić w innym języku niż po francusku… – uśmiechnęłam się
przyjaźnie.
- To dobrze słyszałaś – odwzajemniła go, ale zrobiła to słabo. – Tylko, że ja nie
jestem Francuzką…
- O, to tak jak ja – zaśmiałam się z tego podobieństwa. – Ale może
najlepiej będzie, jak przejdę do rzeczy, prawda? Może kojarzysz mojego kumpla? Taki
wysoki, chudy, często chodzi na tą samą siłownię, co ty, z kumplami podobnego
wzrostu, co on… Pewnie stoi teraz za mną i ciska we mnie gromami albo chce się
zapaść pod ziemię.
- No… kojarzę… ale… nie znam go tak naprawdę... – jąkała się.
- A może miałabyś ochotę go poznać? – spytałam, uśmiechając się pod
nosem, bo było dokładnie tak, jak podejrzewałam. – Jest co prawda trochę
nieśmiały, ale...
- Tośka! – usłyszałam syk tuż przy swoim uchu.
No proszę, a jednak ma w sobie trochę odwagi. Wiedziałam, że tak
zrobi. Będzie bał się, że narobię mu siary, to zbierze się w sobie i przyjdzie.
Nie ma to jak idealna motywacja.
- Czego, wielkoludzie? – zaśmiałam się, spoglądając na niego
triumfująco.
- Wybacz… eee… ona jest trochę… – zaczął się jąkać, mówiąc w stronę dziewczyny.
- Jestem po prostu pomocna, skoro sam sobie nie umiesz poradzić –
przerwałam mu. – Ale skoro już tu jesteś, to ja was może zostawię samych… – zaczęłam, łapiąc ręką za walizkę.
- Tośka…
- Nie tośkuj mi tu teraz, tylko zajmij się ładnie panią – poklepałam
go po ramieniu, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu, kiedy zobaczyłam jego
morderczą minę. – Zaczekam na ciebie przed lotniskiem. I masz nie wracać bez
jej imienia i numeru telefonu, zrozumiałeś? – ostatnie zdanie powiedziałam już po
polsku, aby nie robić mu totalnego obciachu, po czym zostawiłam go z dziewczyną.
Mam nadzieję, że weźmie się w garść. I że przynajmniej on z naszej dwójki będzie miał szczęście w miłości.
- Zabiję cię! Zabiję! Normalnie cię wypatroszę! – krzyczał Błażej,
kiedy tylko wyszedł z terminalu i mnie odnalazł.
- Ty uważaj, bo ktoś jeszcze weźmie twoje gadanie na serio i cię zamkną za
groźby karalne – powiedziałam niewzruszona, rozcierając sobie ręce. – A poza
tym, dlaczego chcesz to zrobić? Przecież powiedziałam ci, że będę czekać na
ciebie przed lotniskiem… – droczyłam się z nim.
- Jak mogłaś mnie postawić w tak niezręcznej sytuacji? – spytał,
wypuszczając z siebie całe powietrze, jak z materaca, który już nie będzie
potrzebny.
- Co się głupio pytasz? Jeszcze mnie nie znasz? – zaśmiałam się. –
Widziałam, co się święci, a że ty jesteś dupa, a nie facet i bez odpowiedniej
motywacji nie weźmiesz spraw w swoje ręce, to postanowiłam ci pomóc, żeby choć komuś z naszej dwójki się w życiu wiodło. A teraz już
się a mnie nie bocz, tylko mów mi, jak owa ślicznotka ma na imię i na kiedy się z nią
umówiłeś – spojrzałam na niego wyczekująco.
Błażej zamilkł i utkwił spojrzenie w podłożu. Nie no, trzymajcie mnie.
Ja mu wystawiam dziewczynę jak na tacy, robiąc z siebie totalną idiotkę, tylko
ze względu na niego, a ten nie umie wykorzystać danej mu szansy. Łeb mu zaraz ukręcę,
jak Boga kocham.
- Tylko mi nie mów, że jesteś aż taki nieporadny – westchnęłam, zakładając
ręce na piersi – i że muszę się za ciebie umawiać z dziewczyną.
- No weź przestań, nie jest ze mną aż tak źle – zawstydził się, a po
chwili na jego ustach wykwitł promienny uśmiech. – Ma na imię Lola, jest
Amerykanką z francuskimi korzeniami, dlatego tutaj studiuje i widzimy się jutro
pod wieżą Eiffla o osiemnastej.
- I nie można było tak od razu? – spytałam. Chciałam mu pokazać, że
jestem na niego zła, ale po tak dobrej informacji, nie potrafiłam się nie
uśmiechnąć. – Musiałeś mnie tak stresować?
- To kara za to, co zrobiłaś – odpowiedział, jednak zrobił to bez
krzty złości.
- Gdyby nie ja, to nie miałbyś jutro randki, pamiętaj o tym,
kochanieńki – zaśmiałam się, klepiąc go po policzku. – A teraz łap taksówkę i zawieź
mnie do siebie, bo mi ręce zaraz odpadną – poskarżyłam się.
- A gdzie masz rękawiczki?
- W Polsce zostały, tumanie.
Było tak zimno, że naprawdę nie chciało się nam wyściubić nosa z mieszkania.
Co prawda Błażej musiał wyjść, bo miał popołudniowy trening, jednak nie miał
zbyt daleko z mieszkania na halę. Nie było go więc gdzieś tak z dwie godziny,
podczas których zdążyłam się rozpakować i rozeznać w moich nowych czterech
ścianach. Zgodnie stwierdziliśmy, że wieczorem nigdzie dzisiaj nie wychodzimy. Miałam jeszcze
mnóstwo czasu, aby obejrzeć miasto zakochanych z każdej możliwej strony. Poza
tym musiałam sobie kupić rękawiczki. I obejrzeć knajpę, do której młody Kubiak
miał zamiar zabrać jutro Lolę na ich pierwsze spotkanie. Postanowiliśmy jednak
załatwić to wszystko z rana, a dzisiejszy wieczór spędzić jak za dawnych
lat. Dlatego pewnie Błażej wracając z treningu kupił w pobliskim sklepie wino, lody, czekoladę i
bitą śmietanę. Bo jeśli miałam mu streścić wszystko, co się ostatnio wydarzyło
w Jastrzębiu-Zdroju, to bez tego ani rusz. I on doskonale o tym wiedział.
Było jakoś przed dziesiąta wieczorem. Byliśmy już po kolacji i leżeliśmy obok siebie na dywanie na
podłodze w salonie młodego Kubiaka, wpatrując się w sufit. Co jakiś czas z
pokoju, w którym miałam spać, dochodził dźwięk mojego telefonu, informujący mnie, że
ktoś ma zamiar się do mnie dodzwonić. Ja jednak nie miałam zamiaru rozmawiać z
kimkolwiek. A już zwłaszcza z nim.
- Mogłabyś coś zrobić z tym telefonem, bo zaraz go wywalę przez okno –
stwierdził Błażej, kiedy po raz piąty w ciągu ostatnich kilkunastu minut
zabrzmiały takty tak dobrze mi znanej piosenki Michaela Jacksona.
- Bezdomni się ucieszą – uśmiechnęłam się niemrawo, nie mając zamiaru
zwlec się z podłogi. - Idealny prezent z nieba na zbliżające się święta.
- Jeśli odbierzesz, to nie będą mieli z czego.
- Tyle, że ja nie mam najmniejszego zamiaru z nim rozmawiać, rozumiesz? – spojrzałam na niego.
- Rozumiem, ale zrób coś z tym, bo oszaleję – stwierdził niezrażony.
Westchnęłam, po czym powoli wstałam i poszłam do pokoju, gdzie
odszukałam telefon i nie patrząc na liczbę nieodebranych połączeń, po prostu go
wyłączyłam. Wracając do salonu, wzięłam z kuchni lody,
które zaczęłam jeść, kiedy tylko ponownie usiadłam na dywanie w salonie i oparłam się o kanapę.
- Powiedziałaś mu, gdzie jedziesz? – spytał Błażej, podnosząc się na łokciach i spoglądając na mnie.
Zaprzeczyłam. Nie musiał nawet wypowiadać jego imienia, bo doskonale
wiedziałam, o kogo mu chodzi.
- Ale wie, że wyjechałaś – drążył temat.
Tym razem przytaknęłam.
- A wie, że najprawdopodobniej już nie wrócisz? – dopytywał.
- Nie, ale jego i tak to nie obchodzi. Ma Justynkę, starczy mu –
westchnęłam.
- Gdyby go nie obchodziło, to by tak do ciebie nie wydzwaniał –
stwierdził, czym mnie wkurzył.
- Bawisz się w jego adwokata? Znowu? – prychnęłam. – Gdybym go
obchodziła, to próbowałby ze mną porozmawiać zanim wyjechałam – odpowiedziałam,
bo to było dla mnie oczywiste.
Dziwiłam się, że dla niego nie.
- Może myślał, że żartujesz? – zasugerował.
- Takie żarty nie są w moim stylu, Błażej.
- Wiem, wiem – powiedział, próbując mnie troszkę udobruchać. – Ale
musi coś być na rzeczy, skoro tak się o ciebie martwi.
- Skąd wiesz, że się martwi? – syknęłam. – Może po prostu jest
ciekawski? A może ma zamiar się nade mną jeszcze bardziej poznęcać?
- Tosia, wciąż mówisz o moim bracie…
- Tak, o tym samym, który tak bardzo lubi bawić się moimi uczuciami –
mruknęłam rozzłoszczona. – Wiem, Błażej, że to dla ciebie także nie jest łatwa
sytuacja, więc taką gadką na jego temat jej nie pogarszaj.
- Naprawdę z nim skończyłaś… – odrzekł Błażej. I mimo że wyglądało to
na pytanie, na pewno nim nie było.
- Tak – przytaknęłam. – I liczę, że właśnie ty pomożesz mi wrócić na
prostą…
- Jasne, wiesz, że możesz tu zostać tak długo jak tylko zechcesz –
powiedział, po czym usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się. – I chyba troszkę ci posiedzę na głowie, bo naprawdę chcę o nim wreszcie zapomnieć. Chcę
także, tak aby kiedyś pożałował, że nie posłuchał moich rad co do Justyny.
- Naprawdę on niczego nie zauważa? Naprawdę jest taki głupi? – Błażej wciąż
nie dowierzał.
Nie dziwiłam się mu jednak. To w końcu był jego brat. Do tego starszy brat,
który zawsze był stawiany mu za wzór. Nic więc dziwnego, że tak trudno jest mu
uwierzyć, iż ten sam wspaniały Michał, daje się tak robić w jajo jakieś
blondyneczce.
- Naprawdę – przytaknęłam smutno. – Justyna okręciła go sobie wokół paluszka,
że tańczy jak mu zagra. Wierzy w każde jej słowo, zapewnienie, we wszystko, co
mu sprzeda. Nic do niego nie dociera, ma klapki na oczach. A najlepsze jest to,
że oni oboje siebie nie kochają… Justyna chce skorzystać na ich związku. Wiesz,
pieniądze, podróże, godne życie, o jakim zawsze marzyła. Mimo że siatkarze nie
zarabiają tak dobrze jak piłkarze, jej to nie przeszkadza. Na chyba, że
jakiegoś spotka… biedak – westchnęłam, autentycznie współczując kolejnemu
kolesiowi, na którego Zarzycka zagnie parol.
- Ale skąd wiesz, że Michał jej nie kocha? – zdziwił się Błażej. –
Może…
- Na początku też myślałam, że jest zaślepiony uczuciem do niej, ale
gdy go spytałam, dlaczego z nią jest, powiedział mi, że jest mu z Justyną
wygodnie, że wie, iż ona go kocha i że to mu wystarcza. Rozumiesz coś z tego?
Bo ja nie bardzo.
- Mówiąc szczerze, to ja też nie…
- Widzisz – pociągnęłam nosem, powstrzymując się jakoś przed rozpłakaniem –
skoro woli to, co dostaje od Justyny, zamiast mojej miłości, to niech się tym udławi. Nie chcę go znać.
- Teraz naprawdę ci się nie dziwię, Tosia – Błażej ścisnął mnie jeszcze
mocniej. – Ale… a co z Simonem? – spytał po chwili.
- Simon ma żonę, rodzinę, ona powinna być i na szczęście jest dla
niego priorytetem – odpowiedziałam pewnie, patrząc tępo w punkt przed siebie.
- Mówiłaś jednak…
- Mówiłam wiele rzeczy, Błażej – znów mu przerwałam – ale większość z
nich się nie sprawdziła. Teraz jednak jedno wiem na pewno. Nie będzie ani mnie
i Simona, ani mnie i Michała. Będzie Michał i przyczepiona do niego Justyna jak
jakiś pasożyt. Będzie Simon i kochająca go Claudia oraz ich dzieci. I będę ja.
Tak będzie najlepiej.
- Dla kogo, Tośka? – spytał Błażej, patrząc na mnie współczująco. –
Przecież widzę, jak cierpisz z tego powodu. Może jednak warto było zaryzykować?
- Dla wszystkich, Błażej, najlepiej dla wszystkich – byłam o tym święcie
przekonana. – A to, że cierpię… Ja zawsze cierpiałam, cierpię i cierpieć będę. Taki
już mój los. Może dzięki temu po śmierci zostanę zbawiona? – zaśmiałam się, ale
tak właściwie był to śmiech przez łzy. – Cierpiętnica Antonina, patronka uciśnionych.
- Nie żartuj sobie tak nawet – Błażej spojrzał na mnie z przestrachem.
Nie rozumiałam, jak taka głupota mogła mu przyjść do głowy. Nie miałam
jednak siły wydzierać się na niego za to, co sobie pomyślał.
- Nie martw się, nic sobie nie zrobię – zapewniłam go więc. – Obiecuję.
- No, mam nadzieję – westchnął.
- Błażej, przecież już nie raz byłam w podobnej sytuacji i zawsze dawałam
sobie radę. Raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy przez myśl mi nie przeszło, aby
zrobić sobie krzywdę. I zobaczysz, że teraz też tak będzie.
Młodszy Kubiak przytaknął i widziałam, że naprawdę uwierzył w moje słowa. Po
chwili puścił moje ramię, by móc wziąć do rąk dwa kieliszki i wlać do nich
zawartość kupionej przez siebie dzisiejszego dnia butelki wina.
- Za nowy początek! – wzniósł toast, kiedy już podał mi mój kieliszek.
Uśmiechnęłam się pod nosem i stuknęłam moim szkłem o jego szkło, po
czym zamoczyłam usta we francuskim trunku. Tak, za nowy początek. I miejmy nadzieję, że o
wiele lepszy niż dotychczasowe...
ahahahahahahahahahaha! Panie Michale proponuje teraz zacząć budować wehikuł czasu. Chociaż w sumie to trochę za późno sie obudziłeś i wiesz o tym doskonale. Masz rację, że jesteś idiotą i to przez wielkie I.
OdpowiedzUsuńA Simon to powinien oskara dostać bo ja bym Kubiakowi przylała i w sumie teraz to sie naśmiewam z Michała. Bo jest skończOnym kretynem.
Buziak :)
Oj, Michał, Michał... Skończony idiota. Przejął się dopiero wtedy, gdy wyjechała.
OdpowiedzUsuńJa na miejscu Szymka przywaliłabym Kubiakowi i to mocno ;)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://magic-hidden-in-the-words.blogspot.com/
No w końcu Michał poczuje tak w głębi siebie co stracił, może w spokoju przekalkulować i zobaczyć różnicę między Tośką, a Justynką, która osobiście mnie denerwuje. Denerwuje mnie gdzieś również Michał, który jest z tą lafiryndą z przyzwyczajenia, bo z przyzwyczajenia to co rano można płatki na mleku jeść. No i dobrze, że Simon powiedział wszystko Michałowi, nie wiem czemu przyjmujący mógł pomyśleć, że Tocha wyjechała, przez Niemca. Cieszę się, że Błażej poznał nową koleżanką. Mam jednak cichą nadzieję, że Michał i Tośka dojdą do porozumienia, i że dziewczyna znajdzie miłość tą przeznaczoną właśnie dla niej.
OdpowiedzUsuń' Sen. Bardzo go lubisz. Lubisz również śnić, hasać z ze znajomym Morfeuszem po bezdrożach, po polach pełnych żółtych kwiatów, Twoim katem i utrapieniem jest dzwoniący jak co rano żelaznymi obręczami Mefisto- czyli innymi słowy mówiąc budzik. '
Zapraszam na rozdział drugi : http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/12/two.html
Pozdrawiam Anka
Tak! Wreszcie mu się oczka otworzyły! szkoda że tak późno, biedny Michał, którego nie jest mi szkoda, niech cierpi tak jak musiała cierpieć Tośka. Ma za swoją głupotę. Fajnie że Błażej kogoś spotkał. do następnego :)
OdpowiedzUsuńBrawo Misiu, w końcu obudziłeś się i pomyślałeś, co ostatnimi czasy jakoś nie szło Ci, szkoda tylko że za późno.
OdpowiedzUsuńSimo ma racje - nie podałabym adresu, niech teraz on cierpi, jak to Tosia przez niego robiła. Wrrr, że ma czelność dzwonić i kurde jeszcze chcieć z nią porozmawiać. A Tosia niech zacznie nowe życie, chociaż to łatwe na pewno nie będzie, czymam kciuki. ^^
Buziaki ♥
/Zapraszam na pomimo--wszystko.blogspot.com - Znowu nowy blog XD
Błażej potwierdza krążącą w internetach opinię, że facet zagada do każdej dziewczyny, ale nie do tej, która mu się naprawdę podoba :P Dobrze, że Tośka wzięła sprawy w swoje ręce. Lola zrobiła na mnie bardzo sympatyczne wrażenie ;) No a Michał... Michał coraz bardziej działa mi na nerwy i szczerze mówiąc chyba chcialabym, żeby na końcu teko opowiadania on został sam z poczuciem, że przegapił swoją szansę. Nie wiem tylko czy Tośka poradzi sobie ze swoimi uczuciami, ale byłoby fajnie gdyby poznała kogoś lepszego.
OdpowiedzUsuńMisiaczku, w porę się obudziłeś! :))))))
OdpowiedzUsuńCholera, krew mnie zalewa, widząc, że Michał zebrać się dopiero po takim długim czasie do walki! Szkoda tylko, że jest za późno. Znając Kubiaka, on na pewno nie odpuści i teraz zacznie walkę. Boję się tylko, że to już nie wystarczy.
Mimo wszystko dobrze, że Simon wreszcie wygarnął przyjmującemu, a jeszcze lepiej, że nie podał mu adresu. Serduszko mnie boli, czytając o bólu Miśka, ale bądź, co bądź - należy mu się. Tośka zaczyna nowe życie i łudzi się, że uda jej się tak po prostu zapomnieć o siatkarzu, ale szczerze w to wątpię. I, szczerze mówiąc, mam nadzieję,że Dziku jej na to nie pozwoli i choćby nie wiem co zawalczy! Bo w głębi serca wierzę, że oni jeszcze będą razem, szczęśliwi :)
Całuję :*
to kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału??? bo ten jest genialny :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie utwierdziłam się w przekonaniu że Michał to idiota :/ Pomimo jego głupoty chcę aby pogodził się z Tośką + jestem ciekawa co będzie dalej z Błażejem i Lolą :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i zapraszam do mnie :)
http://volley--live.blogspot.com/
Siedzisz na białej ławce za ogromnym domem tępo wpatrując się w naprzeciwległe Cię kwitnące drzewo wiśni, które wygląda oszołamiająco. Chciałabyś znów poczuć cierpki i kwaśny smak owocu. Znów pluć pestkami gdzie popadnie.
OdpowiedzUsuńZapraszam na prolog http://let-me-go1.blogspot.com
Pozdrawiam Anka
Już Ci pisałam, że wzruszyłam się przy ostatnim rozdziale. Przy tym z kolei jestem wkurzona. Wkurzona na Michała, że dopiero teraz się obudził. Wkurzona, bo może jeszcze znowu przyciągnie Tośkę. Wkurzona na Tośkę, że nie była większą egoistką w stosunku do Simona..
OdpowiedzUsuńA zarazem szczęśliwa, bo rodzina Szymka znowu w komplecie i szczęśliwa, bo Tośka wyjechała do Francji (swoją drogą, widzę w naszej głównej bohaterce przyszłą mnie, ale cii).
Troszkę nie podoba mi się, że to już końcówka, co po prostu ciężko nie wyczuć, a ja nie chcę, żeby to się skończyło tak jak myślę, że się skończy..
Nie wiem czy cokolwiek rozumiesz z tego co napisałam, ale nie mogę zebrać słów..
#2, zapraszam :*
OdpowiedzUsuńhttp://smak-klamstw.blogspot.com/
Ile razy do tej pory Michał przesiadywał na cudzych (spółdzielczych, jak mniemam) schodach to po prostu się w głowie nie mieści! :D On chyba chce pobić jakiś rekord w dziedzinie cierpliwego wyczekiwania na stopniach, słowo daję! A tak już całkiem na serio - WRESZCIE, WRESZCIE facet poszedł po rozum do głowy i ogarnął to, co pchało mu się przed oczęta już od dość długiego czasu! Brawa! Niebagatelna była w tym procesie zasługa Simona, przyznaję. Och, co by Tośka bez Niemca zrobiła! Dobra, postaram się opanować i mniej operować wykrzyknieniami, bo jeszcze wyjdę na osobę niestabilną emocjonalnie (ha! ;D). Choć co ja mogę poradzić na to, że perypetie Czarnej i Kubiaka (czy też: Czarnej z Kubiakiem, ale to byłoby zbyt krzywdzące dla pozostałych postaci oraz wątków uproszczenie) wywołują we mnie tak wiele odczuć (!) ;D Z jednej strony jestem zła na Simona za fakt nie dania swemu znajomemu nowych namiarów na Tośkę, ale z drugiej - doskonale rozumiem motywy jego postępowania. Michał nie jest kimś, kto zasługuje na to, by wyciągnąć do niego pomocną dłoń, a takie słowa przelewam na klawiaturę ze względu na pamięć o krzywdach, które zdążył wyrządzić Tośce na w sumie niewielkiej przestrzenia czasu. Jeżeli ja miałabym decydować o tym, czy Michał ma jeszcze zaistnieć w życiu Czarnej, to najprawdopodobniej wysłałam go do niej tylko po to, aby Antonina wyznała siatkarzowi całą prawdę, a później pokazała mu drzwi bez jakiegokolwiek wdwania się w wysłuchiwanie racji Michała. Może i jestem niesprawiedliwa, niehumanitarna, lecz... Naprawdę, dość już mam lawirowania Kubiaka. I nie zmienię, póki co, swego zdania, mimo iż sportowiec wreszcie dotarł do sedna problemów Tośki, czyli do samego siebie. Musiałby chyba zrobić coś naprawdę super, żebym na nowo spojrzała na niego łaskawszym okiem. Nie ma lekko ;)
OdpowiedzUsuńCo do samej Antoniny - dziewczyna jak zwykle zaskakuje mnie nieprzewidywalnością swojego zachowania oraz zrozumiałą troską o dobro innych ;d Jej wyskok na lotnisku... to było coś! Ale w jednym Czarna ma stuprocentową rację - czasem bez kobiecego wsparcia mężczyznom niezwykle trudno cokolwiek pojąć, nie mówiąc już o jakimś konkretniejszym działaniu. Ach, my jednak z płcią przeciwną idealnie się uzupełniamy x) Rozmowa Błażeja i Czarnej, co jeszcze dodam, niespodziewanie mnie wzruszyła. Szkoda mi czasem, że Tosia nie zabujała się w młodszym Kubiaku - oni naprawdę świetnie się ze sobą czują i nawet, gdy sobie nawrzucają, to dość szybko potrafią dojść do porozumienia.. Czego z kolei absolutnie nie można rzec o Czarnej i Sama-Wiesz-Kim. A skoro Simon jednak okazał się zajęty na amen pod względem stanu cywilnego, to A. mogłaby ew. spróbować szczęścia na innym polu. :D To takie tylko moje gadanie ;DDD .. No i co za ironia - Tośka potrafiła umówić na tres romantique tete-a-tete Błażeja i Lolę, ale siebie za nic nie umie wyswatać... To jest życie!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D