„bo wierzę w to, że mamy tę moc,
by iść przed siebie!”
by iść przed siebie!”
Następnego
dnia wczesnym rankiem Simon podrzucił mnie do Katowic, abym zdążyła na pociąg.
Niemiec, kiedy tylko powiedziałam mu o moich najbliższych planach, sam
zaoferował mi swoją pomoc, nie chcąc nawet słyszeć, abym tłukła się z walizką
autobusem, mimo że nie była ona jakoś specjalnie ciężka, a podróż przesadnie męcząca.
Tischer jednak się uparł i nie docierało do niego, że przecież przez to będzie
musiał wcześnie wstać i się nie wyśpi – on i tak musiał naocznie upewnić się,
że wsiadłam w dobry pociąg. Żegnając się z nim na peronie, obiecałam mu uważać
na siebie, dać znać, kiedy tylko dojadę na miejsce i wrócić z Rzeszowa jak
najszybciej, zanim on zdąży się za mną stęsknić na tyle, by sam po mnie przyjechać.
Uśmiechnęłam się niemrawo, słysząc jego słowa i machając mu na pożegnanie z
okna pociągu. Simon bowiem nie wiedział jeszcze, co postanowiłam owej nocy, podczas której to nocowałam u niego po mojej ostatniej kłótni z Michałem. A to nie miało
nic wspólnego z jego życzeniami powrotu…
Kilka
godzin później wysiadłam w Rzeszowie. Rozejrzałam się nerwowo po stacji, szukając wzrokiem Bartmana, który miał po
mnie wyjechać. Nie powinno mi być go trudno odszukać, w końcu nie należał on do
osób o przeciętnym wzroście. I nie myliłam się. Szybko zauważyłam jego
nastroszoną czuprynę wśród głów innych osób znajdujących się na stacji. On mnie
jednak kompletnie nie zauważył, bowiem przy jego boku wisiała jakaś małolata
wraz ze swoją świtą, zapewne prosząc go autograf. Mam szczerą nadzieję, że
tylko o to.
Podeszłam
więc do nich, widząc, że sam Bartman raczej nie jest w stanie tego zrobić.
-
Cześć Zibi – powiedziałam w jego plecy, bowiem siatkarz akurat był obrócony do
mnie tyłem.
Dziewczyna
stojąca najbliżej obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem. Chyba wzięła mnie za kolejną
fankę Bartmana, która zaraz im go zabierze. No cóż, zabrać to i tak go stąd
zabiorę, ale raczej nie z powodu wspólnego zdjęcia czy podpisu. Widziałam, że małolata zbiera się w sobie, by mi coś powiedzieć i zapewne nie
miało być to dla mnie przyjemne (choć szczerze mówiąc – powątpiewam, aby
potrafiła mnie urazić równie mocno co Kubiak, który jest w tym
niekwestionowanym mistrzem), jednak Zbyszek dokładnie w tej samej chwili obrócił
się i gdy tylko mnie zobaczył, od razu się rozpromienił. Po chwili porwał mnie
w swoje ramiona, unosząc w górę i nie przejmując się obecnością swoich fanek
tuż obok naszej dwójki.
-
Tośka, już jesteś! – rzekł, a właściwie to krzyknął. – Ale się cieszę, że
przyjechałaś!
-
Ja też się z tego cieszę, ale mógłbyś mnie postawić na ziemi – szepnęłam,
jednak Bartman ani myślał wykonać mojego polecenia. – Zibi, puść mnie, brakuje
mi tchu…
-
To zapewne na mój widok – zaśmiał się brunet, mimo to postawił mnie z powrotem
na ziemi. – Boże, znowu schudłaś – stwierdził, kiedy tylko omiótł spojrzeniem
moją postać.
-
A ty znowu przypakowałeś – zaśmiałam się, dotykając palcami jego muskułów przebijających
się przez czarny sweter, który miał w tej chwili na sobie. – Ale może pogadamy
o tym w mieszkaniu, bo jestem padnięta – dodałam, udając ziewanie.
Byłam
zmęczona podróżą, to prawda, ale nie do tego stopnia, aby zaraz mu tu paść.
Miałam w sobie na tyle siły, że mogłabym z nim rozmawiać i rozmawiać, jednak
wolałam nie robić tego wśród gapiów, a zwłaszcza takich, którzy nie byli mi
zbytnio przychylni. Rozmowa w cztery oczy jest zdecydowanie lepszym
rozwiązaniem.
-
Jasne, Tosiaku – uśmiechnął się do mnie, po czym obrócił się w stronę owej grupki,
stojącej w tym momencie za jego plecami. – Panie wybaczą, ale muszę już iść – rzekł
ze skruchą, kłaniając się im jeszcze.
Zaraz
po tym złapał moją walizkę w prawą rękę, lewą mnie objął i szybko pociągnął mnie w
stronę wyjścia ze stacji, zostawiając je wszystkie za nami, niezbyt zadowolone
z rozwoju akcji. I chyba nie do końca zorientowane w tym, co się właśnie
wydarzyło.
-
Boże, Zibi, one by mi najchętniej oczy wydrapały – podzieliłam się z nim tym spostrzeżeniem,
kiedy tylko wyszliśmy z dworca na zewnątrz, szczerze wystraszona. Albo zdegustowana.
-
Nie byłoby aż tak źle – odrzekł Bartman, ale nie był w tym zbytnio
przekonujący. – Choć nie powiem, aby takie spotkania były dla mnie komfortowe...
Na całe szczęście to jest tylko nieliczna grupa kibiców, reszta jest całkiem
normalna – westchnął.
-
No, mam nadzieję, bo inaczej zacznę się bać o wasze życie – powiedziałam to
całkiem poważnie, jednak Bartman zaczął się śmiać, jakby to była najzabawniejsza
rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszał.
Po
chwili i ja dołączyłam do tego rechotu.
-
I co masz zamiar teraz zrobić? – spytał Zbyszek, kiedy godzinę później
siedzieliśmy wspólnie na sofie w jego salonie, pijąc piwo.
Właśnie
skończyłam opowiadać mu ostatnie wydarzenia ze mną i z Michałem w roli głównej,
a Zbyszek zdążył już określić swojego przyjaciela najgorszymi epitetami, jakie
mu w tej chwili przyszły do głowy, wyrzucając z siebie całą złość, jaka się w
nim wezbrała podczas mojej relacji z tego, co się aktualnie dzieje w
Jastrzębiu-Zdroju.
-
Po tym wszystkim postanowiłam dać sobie z nim spokój, raz na zawsze –
powiedziałam pewnie, otwierając drugie piwo.
-
W sumie to ci się nie dziwię – odrzekł poważnie. – I nawet to popieram – dodał
po chwili.
-
Naprawdę? – zdziwiłam się.
Nie
spodziewałam się, że uzna to za dobry pomysł. Tyle razy wraz z Błażejem
suszyli mi głowę, abym walczyła o Michała, abym pod żadnym pozorem z niego nie
rezygnowała. Twierdzili, że starszy Kubiak się w końcu opamięta i zrozumie, co
do mnie czuje (bo oni wciąż trwają przy tym, że Michał mnie kocha, tylko sobie tego jeszcze nie uświadomił; wiem, niedorzeczność). Przy każdym moim zwątpieniu w to uczucie chłopcy skutecznie wbijali mi
takie farmazony do głowy. A teraz, proszę, taka odmiana.
-
Wciąż uważam, że pasujecie do siebie idealnie, ale ci się nie dziwię. I tak
długo wytrzymałaś – stwierdził Bartman, po czym chciał pójść w moje ślady, ale w porę wyrwałam
mu butelkę z ręki, zabraniając kolejnej na dziś dawki procentów. W końcu jest
sportowcem, a ja nie mam zamiaru mieć na sumieniu jego kariery. – Poza tym on
na ciebie nie zasługuje – dodał, wzdychając.
Nie
wiem tylko, czy był zniecierpliwiony zachowaniem Michała w stosunku do mnie,
czy tym, że zabroniłam mu wypić kolejną butelkę piwa.
-
To są chyba najmilsze słowa, jakie mogłam w tym momencie od ciebie usłyszeć –
aż się wzruszyłam, jednak starałam się zakryć to szerokim uśmiechem.
Zbyszek
odwzajemnił mój uśmiech, po czym się zamyślił. Wpatrzony w jakiś punkt na
ścianie siedział obok mnie na kanapie, trzymając na kolanach Bobika i głaszcząc
go machinalnie po grzbiecie. Między nami na dłuższą chwilę zapanowała cisza.
-
I co dalej, powalczysz teraz o Simona? – to Zbyszek jako pierwszy ją przerwał.
– Wiesz, nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale jeśli tak będzie, to dobrze
zrobisz. Widzę, że Simon da ci szczęście, że do siebie pasujecie…
Kompletnie
zdziwiło mnie to, co mu przyszło do głowy.
-
Nie, Zbyszek, nie zainteresuję się Simonem – gdy tylko odzyskałam głos, od razu
wyprowadziłam go z błędu. – Nie mam zamiaru zabijać klina klinem.
-
Wydawało mi się, że się świetnie dogadujecie. Mówiłaś o nim w taki sposób, że
pomyślałem, że może… no, wiesz – spojrzał na mnie niemal błagalnie, licząc, że
domyślę się o co mu chodzi.
Gdy
Zbyszkowie brakuje słów, to wiedz, że coś się dzieje. Mimo to jednak domyśliłam
się, co chciał mi tym zasugerować.
-
Nie zaprzeczam, że go kocham na swój porąbany sposób, ale to nie jest tak, że
pstryknę palcami i Michała już nie będzie w moim życiu, a zastępuje go Simon –
zaczęłam mu tłumaczyć. – Poza tym pomyśl też o Simonie. On wciąż ma żonę, którą
kocha i tego nie zaprzecza. Nawet jeśli udałoby mi się z nim być, zawsze może
nadejść taki moment, w którym ona wróci i mi go zabierze. A ja nie mam zamiaru
drugi raz cierpieć tak, jak przez Michała…
-
Nie zaryzykujesz, bo się boisz? – zdziwił się Zibi, przyglądając mi się. – To
do Ciebie niepodobne.
-
A widzisz, zmieniłam się. I to wszystko pod wpływem Michała... – uśmiechnęłam się niemrawo pod nosem. – Naprawdę długo
się zastanawiałam, co powinnam teraz zrobić i opracowałam plan. Mam nadzieję,
że mi w nim pomożesz.
-
Ja? – zdziwił się siatkarz. – Bardzo chętnie. W jaki sposób mógłbym ci pomóc? – spytał.
-
Chcę, abyś poznał mnie z Jochenem – wyjawiłam. – Mam z nim do obgadania pewną
sprawę.
-
Nie rozumiem. Po co ci Jochen? Co to za sprawa? – Bartman spojrzał na mnie
podejrzliwie.
W
jego oczach zauważyłam coś niepokojącego, kiedy tylko wspomniałam o Schopsie,
przyjacielu Simona.
-
To ja ci może wszystko wyjaśnię, ok? – spytałam, a Bartman przytaknął,
rozsiadając się wygodniej na swoim miejscu, jakby doskonale wiedząc, że nadszedł czas na dłuższy monolog z mojej strony. – Gdy zdecydowałam w końcu, że kończę z
Michałem raz na zawsze, zaczęłam się zastanawiać, czy będę umiała żyć w
Jastrzębiu tuż obok niego. I chyba nie potrafię tego zrobić, przynajmniej nie
teraz, kiedy wciąż coś tam jeszcze do niego czuję. Codzienne oglądanie jego i
Justyny byłoby dla mnie zbyt bolesne, rozumiesz? Pomyślałam więc o wyjeździe do
Warszawy, do Aleksa. Pamiętasz go, mam nadzieję – spojrzałam wymownie na
Bartmana, a ten przytaknął. – Mówił mi, że obojętne co się stanie, zawsze mogę
do niego przyjechać, w końcu adres znam. Przy okazji byłabym również bliżej mamy i
Zośki, i może udałoby się nam odbudować naszą relację, która kiedyś była bez zarzutów?
Ale gdy tak dłużej o tym myślałam, to wyobraziłabym sobie, jakby to wszystko
się skończyło. I wiesz jak? – Zibi tym razem pokręcił przecząco głową. – Znów wróciłabym
do imprezowania, a mimo wszystko szkoda mi jest zaprzepaścić tej zmiany, która
wytworzyła się we mnie dzięki Michałowi. Poza tym nie chce mieszać Aleksowi w
życiu, już i tak sporo w nim namieszałam w ciągu tych kilku dni nad morzem.
Może je sobie jakoś ułożył przez te ostatnie miesiące? – zamyśliłam się na
moment.
-
Wciąż jednak nie rozumiem, po co ci Jochen – wtrącił zniecierpliwiony Zbyszek,
widząc że nie bardzo garnę się do dalszego mówienia.
-
Ach, no tak – uśmiechnęłam się pod nosem, wracając do rzeczywistości. – Dalej pomyślałam
o Simonie. I naprawdę długo się nad tym zastanawiałam, zwłaszcza że, mówiąc
nieskromnie, pasujemy do siebie idealnie. Ale już zdążyłam go poznać na tyle,
by wiedzieć jak wygląda jego sytuacja. I nie chcę, aby przeze mnie Simon
stracił szansę na pogodzenie się z Claudią, którą niewątpliwie ma. Ich relacja z
dnia na dzień się ociepla, zaczynają już ze sobą normalnie rozmawiać, co
niedawno byłoby nie do pomyślenia. Nie mogę więc teraz wejść w to z buciorami i
nagle wszystkiego zepsuć. Czułabym się fatalnie, gdyby przeze mnie rozwaliło
się to małżeństwo, którego ściany może nie są już jakoś specjalnie mocne, ale
wciąż mają stabilne fundamenty.
-
Powinnaś być większą egoistką – wtrącił Zibi z przekonaniem.
-
A wiesz, że Simon kocha mnie właśnie za ten altruizm, który w sobie mam? – zaśmiałam się,
przypominając sobie słowa Niemca, które ostatnio mi powiedział i które mnie jakoś w tej chwili rozczuliły. –
Ale wracając do tematu, właśnie do tego potrzebny jest mi Jochen. Mam nadzieje,
że pomoże mi w pogodzeniu Tischerów – dodałam z pewnością w głosie.
Wiedziałam,
że zrobię dobry uczynek, próbując ich na nowo ze sobą połączyć. Kierowały mną jak najlepsze i najszlachetniejsze pobudki. Nawet jeśli mi
by się to nie udało, to nigdy nie będę mogła sobie wyrzucić, że nie próbowałam.
-
W jaki sposób? – zdziwił się Zbyszek. – Myślisz, że sama dokonasz czegoś, czego innym
się nie udało w ciągu ostatnich miesięcy?
-
Nie znasz jeszcze moich możliwości? – zaśmiałam się, spoglądając na niego
pobłażliwie.
Zibi
po chwili mi zawtórował, jednocześnie kręcąc głową.
-
No dobrze, pomogę ci, Tośka, ale pod jednym warunkiem – odrzekł Bartman po krótkiej
chwili namysłu, zapewne domyślając się, że nawet jeśli on by mi nie pomógł, to sama znalazłabym
sposób, aby dostać się do Jochena i zrealizować swój plan. – Musisz mi obiecać jedną rzecz.
-
Jaką? – zainteresowałam się, bo nie spodziewałam się, że to on będzie mi stawiał warunki.
-
Jeśli nie uda ci się pogodzić Simona z żoną, to wreszcie pomyślisz o sobie i zawalczysz
o swoje szczęście. A mówiąc szczęście, mam na myśli Tischera – powiedział, po czym wbił we mnie wzrok.
Spojrzałam
na niego. Martwił się o mnie, widziałam to w jego oczach. Chciał dla mnie jak
najlepiej, chciał, abym była w końcu szczęśliwa. Dlaczego więc nie mogłam mu
tego obiecać? W moim planie nie było miejsca na pomyłkę, więc takowa
ewentualność nie będzie miała miejsca. A Zibi przynajmniej będzie spokojniejszy. Poza tym nawet jeśli coś poszłoby nie tak, to w
sumie i tak wyjdzie na moje, nieprawdaż?
-
No dobrze, obiecuję – rzekłam, unosząc dwa palce w górę w geście przysięgi, mimo że
nigdy nie byłam harcerką.
-
Na pewno? – Bartman spojrzał na mnie podejrzliwie.
-
Czy ja kiedyś nie dotrzymałam danego komuś słowa? – spojrzałam na niego, a on
pokręcił przecząco głową. – No właśnie. Ale jeśli wciąż mi nie wierzysz, to
mogę podpisać jakiś cyrograf własną krwią, czy coś – zaśmiałam się.
-
Nie, Tosiu, to nie będzie potrzebne – uśmiechnął się, troszkę odrzucony wizją upuszczania sobie krwi.
- Jak chcesz – wzruszyłam ramionami. – To tak,
ty poznasz mnie z Jochenem, dzięki któremu ja godzę Simona z żoną, a gdy
wszystko wróci do normy, to stąd wyjadę. Tak, to najlepsze rozwiązanie –
podsumowałam wszystko, uśmiechając się do siebie.
Ja
to jednak jestem dobrym strategiem.
-
Jak to wyjeżdżasz, Tośka? – Bartman się zdziwił, wyrywając mnie z chwilowego
samouwielbienia. – O tym nie było mowy.
-
Przecież mówiłam ci, że nie jestem w stanie na ten moment żyć obok Michała i
Justyny. Myślałeś, że ten jeden weekend u ciebie to zmieni? – zdziwiłam się. – Jeśli
tak myślałeś, to jesteś w błędzie. Potrzebuję więcej czasu, dlatego rozmawiałam
już na ten temat z Błażejem i za półtora tygodnia lecę do niego do Paryża. Nawet
kupiłam już bilet, tylko przedtem muszę jeszcze załatwić sprawę z Tischerami,
żeby móc stąd wylecieć, będąc spokojną, że nie zostawiłam go tutaj samego.
-
A kiedy wracasz? – spytał Bartman.
Jeśli
mam być szczera, to tego pytania najbardziej się obawiałam. A raczej reakcji na
moją odpowiedź.
-
Nie wiem, czy w ogóle wrócę...
-
Tośka, nawet mnie tak nie strasz! – przerwał mi oburzony Bartman.
-
Zibi, ja cię wcale nie straszę – pokręciłam głową. – Patrzę na to wszystko w tej
chwili jak najbardziej realnie i naprawdę nie ma innego wyjścia z tej sytuacji.
-
Ale to jest ucieczka! – krzyknął.
-
Nazywaj to jak chcesz, ale ja naprawdę muszę się w końcu odkochać, bo to mnie
wyniszcza – pokręciłam głową, wbijając wzrok w niezidentyfikowany punkt przede
mną. – A z dala od niego będzie mi najłatwiej...
-
Ale jak ty to sobie wyobrażasz? – Bartman od razu zasypał mnie pytaniami. –
Chcesz wszystko tak nagle rzucić i wyjechać? Zostawić to wszystko, czego tu już
dokonałaś?
-
To będzie taki nowy rozdział w moim życiu, nieprawdaż? – zaśmiałam się. – Na szczęście w
Polsce mało co już mnie trzyma. Nie studiuję, jestem sama, rodzina tyle czasu
radziła sobie beze mnie, więc teraz też sobie poradzi, przyjaciele powoli układają
sobie życie beze mnie, a praca… no cóż, będę zmuszona z niej zrezygnować. Jest
kryzys, więc szybko znajdą kogoś na moje miejsce. A tam mam Błażeja, on mi
pomoże stanąć na nogi. Wierzę w to głęboko.
-
Tosia, wybacz, ale ja tego nie widzę – Zbyszek pokręcił głową, ale już przynajmniej nie krzyczał.
-
Szczerze? To ja też nie – westchnęłam. – Ale muszę spróbować. Dlatego na razie jadę
tam na taki, powiedzmy, okres próbny. Jeśli się nie zaaklimatyzuję, jeśli uznam, że to nie
jest miejsce dla mnie, to wrócę do Polski jakoś w styczniu, po świętach. A
jeśli mi się uda, to będziemy widywać się tylko przy niektórych okazjach –
spojrzałam w jego twarz, będąc już poważną.
-
Tosia…
-
Nie, Zbyszek, nie odwiedziesz mnie od tego pomysłu – pokręciłam głową,
przeczuwając to, co ma mi zamiar teraz powiedzieć. – I mam nadzieję, że mnie w nim
wesprzesz.
-
Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć - odpowiedział.
-
Miałam nadzieję, że właśnie to powiesz – uśmiechnęłam się, po czym ze łzami w oczach
wtuliłam w jego bark.
Strasznie nie lubię pożegnań.
Następnego
dnia Bartman zabrał mnie na Podpromie, na trening Resovii, przedostatni przed
jutrzejszym meczem chłopaków. Resoviacy, gdy tylko ujrzeli Bartmana ze mną u boku, od razu
zaczęli się z niego nabijać, że znalazł sobie zastępstwo pod nieobecność Aśki. Całkiem niezłe zastępstwo, dodawali. Zbyszek
pokręcił tylko głową, ja także nic na to nie odpowiedziałam. Byłam już do tego
przyzwyczajona. W końcu na co dzień obcuję z Jastrzębianami, więc takie gadanie
to dla mnie żadna nowość. Trzeba chłopakom po prostu pokazać, że ich gadanie
człowieka nie rusza i po chwili dadzą sobie spokój. W przeciwnym wypadku
będą żartować sobie z ciebie do upadłego – bo jak już znajdą sobie „ofiarę” to nie ma
zmiłuj.
Ale
tak poza tym, to siatkarze są naprawdę sympatycznymi ludźmi, z którymi można
się dogadać i których nie trzeba się obawiać. Oczywiście, o ile traktuje się
ich jak normalnych ludzi, podobnych do siebie, a nie jak jakieś mega gwiazdy, super-bohaterów,
czy bożyszcza damskich serc. Bo wtedy to im trochę odbija i są strasznie
irytujący. Na szczęście jakoś niezbyt często miałam do czynienia z tą drugą ich odsłoną.
Po
skończonym dwugodzinnym treningu, który obejrzałam z górnych rzędów Podpromia,
Zbyszek przywołał mnie gestem ręki do siebie.
-
Nie wynudziłaś się? – spytał, kiedy już stanęłam obok niego.
Na
pierwszy rzut oka było widać, że jest wymęczony minionymi godzinami spędzonymi
na hali, ale on sam zawsze wyznawał zasadę, że gdy wraca się z treningu lekkim i
świeżym, to to nie był wcale dobrze przepracowany czas, więc jego zmęczenie uznałam za dobrą
domenę.
-
Nie, no coś ty – pokręciłam głową. – Zapomniałeś już, że w Jastrzębiu też
często przychodzę na treningi? A one jakoś specjalnie się od waszych nie
różnią.
Zbyszek
już otwierał usta, by mi coś odpowiedzieć, jednak ktoś go ubiegł.
-
To wy się znacie z Jastrzębia? – zdziwił się Igła, który stał niedaleko nas i
od razu wtrącił się do rozmowy.
Nie
zaskoczyło mnie to. Michał i Zbyszek wiele mi o nim opowiadali, więc w teorii
wiedziałam, jaki on jest.
-
Nie, jeszcze z czasów Politechniki – wyjaśnił mu Bartman, a Krzysiek pokiwał
głową z uznaniem. – Tak właściwie, to chyba jeszcze was sobie nie przedstawiłem
– zorientował się Zibi po chwili.
-
Chyba nie było takiej okazji – uśmiechnęłam się.
Co
prawda kilkakrotnie widzieliśmy się już na żywo, kiedy odwiedzałam z Błażejem
chłopaków w czasie sezonu reprezentacyjnego, ale jakoś nigdy nie przyszło mi
stanąć oko w oko z Igłą i uciąć z nim sobie nawet krótkiej pogawędki. Za
wyjątkiem momentu, kiedy jako smarkula zrobiłam sobie z nim zdjęcie po jednym
ze spotkań reprezentacji w Warszawie, ale to było dawno i nie byłam wtedy jeszcze jakoś specjalnie pewna siebie...
-
To czas to zmienić – Bartman wyszczerzył się momentalnie. – To jest moja przyjaciółka,
Tośka, a to Igła… znaczy Krzysiek... – poprawił się Zibi, gdy tylko libero
spojrzał na niego gniewnie.
-
Ty jesteś tą Tośką, o której mi chłopcy tyle opowiadali podczas zgrupowania? – spytał od razu, mimo że Bartman jeszcze nie skończył nas sobie przedstawiać.
-
Aż się boję zapytać, co ci o mnie opowiadali – zrobiłam wielkie oczy, gdy tylko to usłyszałam.
-
Nic strasznego, zapewniam cię – zaśmiał się Igła. – A co u Michała? – zagaił.
Przez
chwilę nastąpiła dłuższa pauza. Nie bardzo wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć na to zaskakujące mnie pytanie.
Poza tym taka nagła zmiana tematu zbiła mnie z tropu.
-
Wszystko w porządku – uśmiechnęłam się, ale nie był to szczery uśmiech, co
Krzysiek chyba zauważył. – Wydaje mi się, że od czasów reprezentacji za wiele
się u niego nie zmieniło – dodałam.
Igła
pokiwał głową i już otwierał buzię, by mnie o coś zapytać, jednak w tym samym
momencie obok nas pojawiła się jego żona, która jednym sugestywnym spojrzeniem
mu o czymś przypomniała. Krzysiek więc pożegnał się z nami w pośpiechu i chwilę
później razem z Iwoną szedł w stronę szatni, dyskutując z nią o czymś
zawzięcie. A może bardziej się przekomarzając? Nie wiem, wciąż nie do końca wiedziałam,
co tu się przed chwilą stało, tak szybko się to wydarzyło.
-
Dobrze, że Iwona go zabrała, bo byśmy się go tak łatwo nie pozbyli – westchnął Bartman,
po czym pociągnął mnie za sobą w stronę Jochena.
A
ja wciąż nie nadążałam z rejestracją wydarzeń.
-
Myślałam, że go lubisz? – wyrzuciłam z siebie i sama nie wiem, czy było to
stwierdzenie, sugestia, czy może bardziej pytanie.
-
No pewnie – potwierdził Bartman od razu – Igła to naprawdę świetny kumpel, ale
czasami zagadałby cię na śmierć. I nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało –
wtrącił, widząc, że już otwieram buzię, by przypomnieć mu, że on jest taki sam – bo ja też lubię sobie pogadać, ale w
chwilach, gdy mamy coś załatwić, to jest to irytujące.
No,
coś w tym było, musiałam mu przyznać rację. Poza tym nie miałam czasu, aby się
dłużej nad tym rozwodzić, bo właśnie docieraliśmy do miejsca, w którym na ławce dla rezerwowych siedział
Jochen i pisał SMS-a, zawzięcie wpatrując się w ekranik swojej komórki.
-
Jochen, masz chwilę? – zagaił Bartman, gdy już stanęliśmy obok niemieckiego atakującego.
-
Tak, o co chodzi? – Jochen uniósł głowę i przyjrzał się nam uważnie, dłużej zatrzymując swój
wzrok na mojej osobie, aż poczułam się głupio.
-
Chciałbym ci kogoś przedstawić, a tak właściwie, to ktoś chciałby cię poznać – Zibi
wskazał na mnie gestem. – To jest Tośka, moja…
-
Wiem, kim jesteś – przerwał mu Jochen, wciąż wpatrując się we mnie intensywnie
i od razu kierując swoje słowa w moją stronę.
-
Tak? A skąd? – zdziwiłam się.
-
Nawet nie wiesz, jak cię twoja sława wyprzedza – zaśmiał się Bartman.
Pokręciłam
przecząco głową i uderzyłam go w ramię. Choć chyba bardziej ten gest
zabolał mnie, niż jego…
-
Simon mi dużo o tobie opowiadał. Aż doszedłem do wniosku, że wiem o tobie tyle,
jakbym znał cię od kilku lat – stwierdził atakujący, a ja nie bardzo wiedziałam, co mam mu
na to odpowiedzieć. – To co cię do mnie sprowadza? – zagaił po chwili.
-
Zajmę ci tylko chwilkę – zaczęłam więc od razu. – Chciałabym z tobą
porozmawiać. O Simonie.
-
Oho, z twojego tonu wynika, że to grubsza sprawa – zaśmiał się Jochen. – Ale
w tej kwestii zwracasz się do odpowiedniej osoby, bo o Simonie wiem bardzo
dużo. To co, może jakaś kawa?
-
Nie, Tosia jest już ze mną umówiona – wtrącił się Bartman, który wciąż stał
obok nas jak jakaś przyzwoitka i się nam bezkarnie przysłuchiwał.
Zgromiłam
go spojrzeniem, ale on nic sobie z tego nie robił, mimo że jego wtrącenia mnie
strasznie irytują i do tego są niekulturalne. Bartman miał szczęście, że nie przeszliśmy
z Jochenem na niemiecki, tylko wciąż rozmawialiśmy po angielsku, bo wtedy
kompletnie by nie wiedział, co jest grane. I nie mógłby się wtrącać.
-
W takim razie może usiądźmy tu gdzieś na trybunach i porozmawiajmy przez chwilę
– zaproponował Jochen, przyglądając się naszej dwójce z uwagą.
A
ja się zgodziłam. I nawet Bartman nie miał ku temu żadnych przeciwskazań, bo
wreszcie zostawił nas samych, mówiąc mi tylko na odchodne, że idzie sie przebierać i
poczeka na mnie w samochodzie. Pokiwałam głową i odprowadziłam go wzrokiem,
jednocześnie siadając obok Schopsa na trybunach Podpromia.
Z
początku Jochen nie był specjalnie przekonany do mojego planu, jednak gdy
jeszcze raz mu wszystko po kolei wyjaśniłam, zgodził się mi pomóc. Stwierdził
nawet, że nie porywam się z motyką na słońce, ale mogę mieć jakieś szanse
na sukces. Ja w to nie wątpiłam i chyba moja pewność siebie była zauważalna,
bowiem Schops uśmiechnął się pod nosem, gdy go o tym zapewniałam. Co prawda
Niemiec nie rozumiał do końca, dlaczego dobrowolnie chcę oddać Simona w ręce
innej kobiety, a nie walczyć o niego, skoro wszyscy zgodnie twierdzą, że tak dobrze do
siebie pasujemy, ale nie chciał w to wnikać, tylko życzył mi powodzenia. Stwierdził
nawet, że Tischer miał wielkie szczęście, że się na mnie natknął, bo przecież w
takiej sytuacji mało kto nie myślałby egoistycznie, tak jak ja. Przez grzeczność nie
zaprzeczyłam. Rozmawialiśmy ze sobą kilkanaście minut, podczas których od razu
stwierdziłam, że panowie naprawdę muszą się znać jak łyse konie i że życzą sobie
jak najlepiej. I miałam jakieś dziwne przeświadczenie, że mam w Jochenie dobrego kompana, bowiem po tej
rozmowie poczułam się, jakbyśmy się znali kilka lat, a nie kilka minut. Simon nie
kłamał ani trochę, kiedy mi o nim opowiadał w samych superlatywach.
Dzięki
tej rozmowie również trochę się uspokoiłam, że kiedy wyjadę, Simon nie zostanie tutaj
kompletnie sam. W końcu obiecałam mu, że go nie zostawię... I mimo że Jastrzębie-Zdrój i Rzeszów dzieli spora ilość
kilometrów, Jochen na pewno będzie trzymał rękę na pulsie, kiedy mnie zabraknie w Polsce.
Kolejne
dwa dni upłynęły mi już spokojnie na intensywnym zwiedzaniu Rzeszowa wraz ze
Zbyszkiem i z Bobikiem. Zwłaszcza ten ostatni był zachwycony moim przyjazdem, bo
dzięki niemu jego pan zabierał go na zdecydowanie dłuższe spacery, niż to do tej pory miało
miejsce. Wszystko byłoby pięknie, gdyby tylko pogoda była odrobinę lepsza, ale nie
zniechęcało nas to do przechadzania się po Rzeszowie. Tylko trzykrotnie
natknęliśmy się na odważniejszych kibiców Resovii, którzy podeszli do Bartmana z
prośbą o wspólne zdjęcie, jednak były to raczej miłe spotkania, zupełnie inne od tego,
którego byłam świadkiem na stacji w dzień mojego przyjazdu. Dzięki Zbyszkowi poznałam także kilkoro
zawodników Resovii. Żaden jednak już nie zadał mi pytania o Michała i czułam, że
w tym wszystkim maczał palce Zbyszek. Nie zapytałam go jednak o to, bo z góry wiedziałam,
że się tego wyprze i obojętne, co bym zrobiła, to się nie przyzna. A poza tym chyba wolałam nie wiedzieć, co im nagadał,
tylko nacieszyć się towarzystwem, które było tutaj zupełnie inne od tego w
Jastrzębiu-Zdroju.
Do
domu miałam wracać w niedzielę wieczorem. Bartman co prawda chciał, abym
jeszcze została dwa dni, bo we wtorek w końcu wraca Asia i będziemy mogły wtedy ze sobą
pogadać albo przynajmniej się pożegnać, jednak ja zobowiązałam się, że przyjdę na poniedziałkowy trening i danego
słowa miałam zamiar dotrzymać. A już zwłaszcza, że to będzie mój ostatni
tydzień pracy w Jastrzębskim Węglu... Smutno mi się robiło na samą myśl, że już nie będę miała obok siebie zwariowanych Jastrzębian, jednak
wiedziałam, że nie ma innego wyjścia z tej patowej sytuacji. Poza tym już
złożyłam swoją rezygnację, więc nie mogłam teraz się ot tak odmyślić. Prezes, co prawda,
nie był zbytnio zachwycony, gdy mu przed wyjazdem do Rzeszowa powiedziałam o swoich
planach, jednak zrozumiał to i życzył mi jak najlepiej, mówiąc, że ma nadzieję, iż
kiedyś do nich wrócę. Szefowa fitness klubu z miejsca dała mi bezpłatny urlop
do dziesiątego stycznia, nie chcąc nawet słyszeć o jakieś rezygnacji z mojej
strony. Pozostało mi tylko pożegnać się z dzieciakami, powiedzieć Jastrzębianom
o moim wyjeździe oraz porozmawiać szczerze z Simonem i wyjaśnić mu wszystko. To
ostatnie będzie dla mnie najtrudniejszym momentem przed wyjazdem do Paryża,
czułam to już teraz. Miałam nadzieję, że energia, którą zdobyłam w Rzeszowie,
mi wystarczy, aby tego dokonać. Poza tym wiedziałam, że dobrze robię i że jeśli
wszystko pójdzie po mojej myśli, to ta sytuacje wyjdzie nam wszystkim na dobre. Nie
mogłam się teraz wycofać ze swojego planu, kiedy już tak bardzo w niego zabrnęłam.
A tym bardziej nie mogłam w niego zwątpić.
Dlatego
wczesnym rankiem w niedzielę pożyczyłam od Zbyszka laptopa i weszłam na swoją
pocztę internetową, gdzie usunęłam ponad 200 reklam, które tam były (widać, że
dawno tu nie zaglądałam), po czym zaczęłam pisać nową wiadomość. Dłuższą
chwilę siedziałam i wpatrywałam się w pustą stronę. Nie miałam
pojęcia, jak zacząć. Mimo że doskonale wiedziałam, co chcę napisać, nie wiedziałam w jaki
sposób mam to przekazać, jednak gdy już zaczęłam stukać w klawiaturę, słowa
same popłynęły.
Claudio,
zastanawiasz
się pewnie, kim jestem i dlaczego do Ciebie piszę. Nie znasz mnie, to prawda,
nigdy nie widziałaś mnie na oczy, jednak ja wiem o Tobie tak wiele, jakbyśmy
się znały naprawdę. I wiem coś, o czym i Ty w końcu powinnaś się dowiedzieć...
Twój mąż od
jakiegoś czasu spotyka się z o wiele młodszą od siebie dziewczyną. To nie jest
plotka, a najprawdziwsza prawda i nie radzę Ci jej ignorować. Znam dobrze tą
dziewczynę, Antoninę, więc wiem, jak wygląda ich relacja. Wiem również, że Ty wciąż pozostajesz
nieświadoma w tym, co się tutaj w Polsce dzieje. Myślę jednak, że w końcu
powinnaś poznać prawdę i że ta informacja Cię nie obejdzie jak zeszłoroczny
śnieg. Bo chyba nie masz zamiaru pozwolić, aby Twój mąż wymienił Cię na
młodszy, nowszy i możliwe, że lepszy model?
Pewnie
interesuje Cię, dlaczego zdradzam Ci sekret mojej koleżanki. No cóż, mam ku temu swoje
powody, których nie mam zamiaru Ci zdradzać. A przynajmniej nie mailowo. Jeśli
więc masz zamiar coś zrobić z wiedzą, którą dzięki mnie od teraz posiadasz, zapraszam serdecznie
do Jastrzębia-Zdroju. Tu wyjaśnię Ci o wiele więcej, gdy spotkamy się oko w oko.
T.
PS Dorzucam
w załączniku zdjęcia, abyś miała dowód, że to nie jest kiepski żart z mojej
strony. Pozdrawiam.
Po
chwili dopisałam jeszcze swój adres i w pospiechu nacisnęłam „wyślij”, zanim
zaczęłabym mieć jakiekolwiek wątpliwości, że dobrze robię. Bo przecież tak właśnie jest. Zamknęłam laptopa,
rozsiadając się wygodniej w fotelu w salonie Bartmana. Miałam nadzieję, że
Claudia sprawdza swoją pocztę częściej ode mnie i że na tą wiadomość zareaguje tak,
jak się tego po niej spodziewam. Inaczej mój plan może spalić na panewce. Szybko odgoniłam myśli o niepowodzeniu, starając się skupić na czymś innym.
Chwilę
później mój wzrok jakby automatycznie padł na walizkę, stojącą w rogu pokoju, w którym
spałam, będąc u Zbyszka. Wystarczyło tylko wrzucić do środka kosmetyki i piżamę, którą wciąż
miałam na sobie, po czym ją zamknąć i wsiąść w nocny pociąg do domu. Choć czy
Jastrzębie wciąż jest moim domem? Czy kiedykolwiek nim było?
Czy
ja w ogóle mam gdzieś swój dom? Czy kiedykolwiek go miałam? Czy kiedyś go znajdę?
_________________________
Specjalnie
nie napisałam w poprzednim rozdziale do kogo dzwoniła Tośka, licząc, że
będziecie mieć wątpliwości, czy był to Aleks, czy Zibi, czy może ktoś jeszcze.
Ale jak widać, wy doskonale odgadliście, do kogo Tosia zwróciła się o pomoc.
Powolnymi
krokami zbliżamy się do końca, ale nie bójcie się - jeszcze trochę się ze mną pomęczycie. I z Tośką również.
Nie, nie, nie Tosia nie!
OdpowiedzUsuńMimo że ma tyle na głowie, i jest jej ciężko to ja nie chcę żeby wyjeżdżała.
Chociaż nie do Paryża. Gdzieś indziej byle nie tak daleko, no.
Jestem bardzo ciekawa, jak to wyjdzie z Simonem i jego żoną, oby szczęśliwie wyszło, lecz Tosia powinna też o sobie pomyśleć trochę.
Całuję, jeszcze tak nie dawno Bezimienna, teraz Yolleygirl. :*
i malutki spamik, przepraszam z góry ^^ zapraszam na Kubiaczka, niedawno zaczęty! ^^ [three-other-worlds.blogspot.com]
Jasna cholera! I to dlatego, że Tośka jest strasznym uparciuchem. Ucieka i ja o tym doskonale wiem. A to najgorsze rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńAle popieram jej pomysł zbliżenia Tischerów do siebie chociaż mail, który napisała może odnieść odwrotny skutek. W końcu Claudia jest kobietą. Ale mam nadzieję, że pojawi sie w JZ i z Tośką pojawi sie w życiu Simona.
A Michał to dupek! O! Ciekawe co zrobi jak dowie sie, że Antosia wyjeżdża :)
Wielka szkoda, że niedługo koniec. Ciężko będzie mi się rozstać z tym blogiem . Rozdział super :D Ciekawa jestem reakcji Claudi na tę wiadomość.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i zapraszam na nowe projekty w krótce start:
wazne-chwile-w-zyciu.blogspot.com
zycie-to-gra-bez-konca.blogspot.com
oraz na nowy rozdział na :
http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/11/dwadziescia-pocaujesz-mnie.html
jak ja uwielbiam Zbyszka, w każdym wydaniu normalnie!
OdpowiedzUsuńco ta Tośka znowu kombinuje, gdzie ona chce jechać, co? nie mogłaby usiąść na tyłku i utrzeć Michałowi nosa? (a przy okazji kupić mu mocniejsze okulary, bo on z dnia na dzień coraz bardziej ślepy jest chyba). no, ale w pewnym sensie ją rozumiem. pozostaje mi mieć nadzieję, że to tylko taka chwilowa ucieczka i że dom Tosi jest jednak w Jastrzębiu oraz że Michał przejrzy wreszcie na oczy, bo to, co on wyprawia, woła o pomstę do nieba!
ucieczka... czym ona? jest w tym przypadku rozwiązaniem, a w wielu innych tez dobrym wyjściem... ja osobiście popieram Tośkę, wie co chce zrobić i doży do tego, ma cel. Mam tylko nadzieję, że znajdzie szczęście i swój dom...
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział :) do następnego :)
Jezus Maria. Mam nadzieję, że Misiek, lub Simon coś zrobi, że nie pozwolą jej wycjachać. Bo oboję ją kochają i oboje nic nie robią. I jej mejl do Claudii, wiem, znaczy domyślam sie ile sprawił jej bólu. Nie wiem co dodać, czekam na następny mam nadzieję, zę dodasz szybko. Kurdę a gdzieś jeszcze z tyłu głowy mam wizję pary Jochena i Tośki. Nierealne, a jednak możliwe.
OdpowiedzUsuń'Jak trafiasz do bidula to masz 13 lat i spędzasz w nim całe 2 długie lata, które wyryły w Twojej duszy i podświadomości rysę tak wielką, że zmieściłby się w niej wielki czołg lub co najmniej milion ton wielgaśnego i ciężkiego gruzu, który kiedy chodzisz porusza się w Tobie sprawiając Ci kolejny nieprawdopodobny ból.'
Zapraszam na prolog nowej historii. W rolach głównych Wojciechowska vs, Nowakowski
http://blekitneoczy1.blogspot.com/2013/11/begining.html
Pozdrawiam Anka
To się porobiło! Byłam pewna, że Tośka pojedzie do Zbycha, ale nawet na myśl mi nie przyszło, że będzie się z nim żegnać. Czarna, coś Ty wymyśliła?!
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojęcia czy dobrze robi. I nie mam pojęcia, co zrobiłabym na jej miejscu. Ale z racji tego, że jest egoistką, pewnie walczyłabym o Simona, a nie starała się ratować jego małżeństwo. Momentami mam wrażenie, że Tośka jest za dobra. Teoretycznie rozgrywający chce wrócić do żony, ale w praktyce jest rozdarty pomiędzy nią, a Czarną. No i co on zrobi? Pozwoli Tosi tak po prostu wyjechać?
Jezu, nie wiem, co mam myśleć. Przecież ona nie wytrzyma bez tych wariatów w Paryżu. Ja na pewno bym nie wytrzymała. Ale wizja codziennego spotykania Michała też niezbyt mi się widzi. No nic, zdaję się na Ciebie oraz Tośkę i przestaję tworzyć swój scenariusz ;)
Tymczasem zapraszam na piątkę:
http://damy--rade.blogspot.com/
Całuję :*
Choć bym tego nie przewidziała, wydaje mi się, że ta relacja między Kubiakiem a Tośką musiała się tak skończyć. Justyna zbyt bardzo między nimi namieszała, nie wspominając już o fakcie, że Tosia Michała kocha. To wszystko razem za bardzo rani, dlatego nie dziwię się jej decyzji. A wręcz uważam, że jest ona bardzo dobra. Skoro Tosia ma taką możliwość, to czemu z niej nie skorzystać? Tym bardziej, że Błażej się na pewno cieszy. Michał co prawda uświadomił sobie swój błąd, ale który to już raz? Ja nie twierdzę, że odbudowanie ich przyjaźni jest niemożliwe, ale to trudne zadanie. Nawet bardzo trudne. Od kiedy pojawiła się Justyna, większość spotkań tej dwójki kończy się kłótnią, która chyba zdecydowanie bardziej rani dziewczynę. Dlatego niech wyjeżdża. Niech spróbuje ułożyć sobie życie na nowo, choć jestem pewna, że wcale jej na to nie pozwolisz :P Mam tylko nadzieję, że skoro Michał ma być z Tosią, to będzie z nią z własnego wyboru, a nie dlatego, że Justyna puści go kantem albo on się dowie o wszystkich jej kłamstwach, a jako, że on potrzebuje być kochanym, to wyląduje u Tośki. No i jeszcze co do Simona i Claudii... Absolutnie popieram pomysł Czarnej, żeby im się pomóc pogodzić. Tylko nie wiem czy ten sposób jest dobry... Wcale nie byłabym taka pewna, że Claudia w pierwszej kolejności zdecyduje się spotkać z Tosią, a nie na przykład polecieć do Simona z ogromną kłótnią. Albo całkowicie się od niego odciąć. Tosia postąpiła bardzo ryzykownie. Teoretycznie, kto nie ryzykuje, ten nie ma, ale w tym wypadku jestem pełna obaw i jakoś trudno mi wyobrazić sobie, że to skończy się dobrze.
OdpowiedzUsuńNie no Tośka nie może tak po prostu uciec:/ mam nadzieję, że coś się stanie i do tego nie dojdzie:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Uwielbiam twojego bloga ^^
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak to się wszystko dalej potoczy, na prawdę :) Wiesz, jak zachęcić do czytania ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/2013/11/rozdzia-20-awans-i-kontuzja.html
Kocham twój blog i nie wiem co będę robić gdy go skończysz <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga przyjaciółki http://gdy-marzenia.blogspot.com
Czasami wolałabym, żeby Tośka była większą egoistką. Naprawdę. Nasza drapieżna bohaterka nie zawsze umie pokazać pazur w walce o swoje, natomiast ochoczo przystępuje do akcji, gdy stawką jest powodzenie i szczęście innych. Jej altruizm jest godny podziwu i pochwały, ale bywa też destrukcyjny, o czym jednak Czarna zdaje się nie pamiętać :> Trochę to smutne, ale ukazuje również ogromny hart ducha i takie.. proste umiłowanie ludzi, którymi ciągle szafuje mocująca się z żywotem dziewczyna. Cóż, właśnie doszłam do wniosku, że nie sposób jej nie lubić! :D Wiem, wiem, rychło wczas przyznaję się do własnych sympatii, lecz dopiero podczas pisania komentarza uświadomiłam sobie, jak wielowymiarowa jest Tośka i jak wiele pięknych wartości sobą reprezentuje. Haha, szok ;D A tak na poważnie - Michał to caaap, skoro nie zauważa w pełni wszystkich plusów Antoniny. Serio, on ma coś ze wzrokiem! I z umysłem x) Dobrze chociaż, że w.w problemów nie ma na przykład Zbyszek. Och, jego troska o przyjaciółkę jest zaiste wspaniała, a on sam niebywale nabił u mnie punktów za przyklaśnięcie pomysłowi Tośki. Mimo iż ja sama odnoszę się sceptycznie do spieprzenia Czarnej zahranicuu, o tyle doskonale ją rozumiem. Ostatnio sama przeżywam kryzys światopoglądowy (to ta cholerna jesień i nadchodząca zima, jak nic!) i czasem mam chęć wyjechania do ciepłych krajów (w których o tej porze roku nie jest ciepło, ale mniejsza ;D przynajmniej nie w tych, w które celuję ;>), mogę więc śmiało powiedzieć, że z planami Tośki jestem poniekąd na bieżąco ;D Jakkolwiek mam nadzieję na to, iż ktoś/coś odwiedzie w porę naszą bohaterkę od wyjazdu! Okej, może i zaprzeczam sama sobie, ale naprawdę - wolałabym, aby Antonina uporała się z własnym wnętrzem i światem bez konieczności dawania drapaka.. ;> Jakoś mi smutno na myśl, że tak nagle Jastrzębski Węgiel zostanie bez nadzoru ;O Co to się będzie działo, ja cię kręcę ;O ;D
OdpowiedzUsuńNa koniec owego niecodziennie chaotycznego komentarza napiszę jeszcze tylko: Jochen to fantastyczny facet + zauważyłam, że w Twoich blogach nie ma przedstawicieli płci męskiej z gruntu złych ;D Może poza Hubertem (choć i jego poddałaś resocjalizacji, haha ;D); zazwyczaj w niecnych czynach celują kobiety. Dobrze, że Twoich tworów literackich nie czytają feministki, bo miałabyś twittera pełnego bluzgów ;F ;D Haha ;D
pozdrawiam! cmok! cmok! ;D