piątek, 25 października 2013

osiemnasty tatuaż.



„niezbyt wiele o mnie wiesz
nie znasz czułych moich miejsc”


Miesiąc później.
Po wczorajszej porażce w trzech setach z Zaksą w Kędzierzynie-Koźlu, niedzielę Jastrzębianie mieli wolną. Spędzałam ją więc w towarzystwie Simona, próbując jakoś poprawić mu nastrój po ostatniej przegranej. Poza tym ostatnio oboje przeżywaliśmy coś w rodzaju jesiennej chandry, ale chyba bardziej niż pogoda powodowały ją nasze wciąż niekończące się i nierozwiązane problemy w miłości. Simon, co prawda, dogadał się z Claudią na tyle, żeby dzieciaki mogły przyjechać do niego na święta, co było sporym krokiem naprzód w jego relacjach z żoną i co napawało go optymizmem na przyszłość. Cieszyłam się jego radością, bo doskonale wiedziałam, jak bardzo mu na tym zależało. Poza tym w moich sprawach z Michałem nie miałam ani krzty czegoś pozytywnego, co mogłoby mnie napawać takim optymizmem jak Simona. Utknęliśmy z Michałem w martwym punkcie. Mój kontakt z nim wygląda teraz dokładnie tak samo, jak na początku naszej znajomości, kiedy on traktował mnie jako zagrożenie dla Błażeja, a ja jako upierdliwego brata mojego przyjaciela. I naprawdę nie miałam pojęcia, jak powinnam to zmienić… i czy w ogóle powinnam cokolwiek w tym kierunku robić…
Znowu w moim życiu jest więcej wątpliwości niż racjonalnych faktów…
- Dlaczego nie lubisz filmów o zombie? – spytałam zdziwiona, wychodząc z Tischerem za rękę z jastrzębskiego kina, gdzie kilka minut temu skończył się seans, na który postanowiliśmy się wybrać. Albo raczej to ja postanowiłam, a Simon na to przystał.
I niestety, Niemcowi nie przypadł do gustu film, który wybrałam na dzisiejsze popołudnie. Szczerze mówiąc to powinnam się była tego spodziewać. Do tej pory tylko Michał, oglądając ze mną wszelakiego rodzaju horrory, reagował na nie tak jak ja – czyli śmiał się do rozpuku z absurdów w nich przedstawianych, a nie się ich bał. A na thrillerach przytulał mnie do siebie, kiedy rozpaczałam nad ofiarami zabijanymi przez psychopatę... Nie, nie myśl o tym, Tośka. To nie jest odpowiedni moment na roztkliwianie się.
- Zdecydowanie za dużo w nim umarlaków – oznajmił mi Tischer poważnym tonem.
Ledwo co powstrzymałam się od śmiechu, bo dla mnie to zdanie zabrzmiało nadzwyczaj komicznie.
- Bo właśnie o to chodzi w takich filmach – odpowiedziałam, kiedy już byłam pewna, że się nie zaśmieję. Nie miałam zamiaru sprawiać mu przykrości swoimi reakcjami.
- Wiem, wiem, ja po prostu nie lubię oglądać tego gatunku filmów… - przyznał w końcu.
- To dlaczego się zgodziłeś ze mną na niego iść? Przecież mogliśmy pójść na coś innego, co trafi i w mój, i w twój gust.
- Chciałem Ci sprawić przyjemność – objął mnie, mówiąc to. – A poza tym byłem ciekawy, co ty widzisz w tych filmach.
- I co, wiesz już? – spytałam zaciekawiona z uśmiechem na ustach, wtulając się w jego bok.
- Nie bardzo – przyznał się i gdyby nie obejmował mnie, to pewnie podrapałby się teraz po głowie, myśląc nad tym.
- Dla mnie są one niezłą formą rozrywki – wytłumaczyłam mu więc, skoro go tak bardzo to ciekawiło, że aż był w stanie przemęczyć się ze mną niecałe dwie godziny w kinowej sali, oglądając coś, czego nie lubi. – Takiego totalnego odmóżdżenia.
- Rozrywki? – zdziwił się Tischer.
No tak, mało kto spodziewałby się takiej odpowiedzi w tej sytuacji.
- Oglądałeś może kiedyś „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”? – spytałam. Simon przytaknął, krzywiąc się przy tym lekko. Czyli nie ma zbyt dobrych wspomnień z tego filmu, w odróżnieniu ode mnie... – Pamiętasz, był taki moment w którejś z części, gdzie powiesili dziewczynę na haku, wiesz, takim do uboju świń, by dwie sceny później ta dziewczyna sama się z tego haka uwolniła i biegała dookoła żuka, żeby tylko uciec temu gościowi z piłą i koślawą nogą, który ją gonił? – wyrzucałam z siebie słowa w zawrotnym tempie, jednak Simon zrozumiał, o co mi chodzi i przytaknął. – Przecież to było komiczne! – zakończyłam.
- Śmieszy cię to? – zdziwił się jeszcze bardziej. – Masz naprawdę niecodzienne poczucie humoru – stwierdził.
I to była jedna z tych rzeczy, które uwielbiałam w nim najbardziej i które sprawiały, że nie był taki jak inni ludzie, których do tej pory poznałam. Większość bowiem, słysząc to co powiedziałam, oznajmiłaby mi, że mam nienormalne poczucie humoru, spaczone albo – trochę łagodniej – dziwne. A Simon użył zupełnie innego określenia. Bo on nie uważa mnie za dziwaczkę, tak jak większość ludzi, on po prostu jest zwyczajnie ciekaw moich odczuć. Bo chce mnie poznać, a nie oceniać na każdym kroku i wytykać mi błędów.
- Bo ja biorę wszystko tak na chłopski rozum i to jest niemożliwe, żeby ona biegała wokół tego żuka po tym, jak ktoś ją na haku powiesił! Rozumiesz? Śmieszy mnie właśnie ten absurd – tłumaczyłam mu. – Poza tym zamiast uciekać drogą, ona biegała wokół auta. Kompletny brak logiki.
- No, gdy mi to tak tłumaczyć, to właściwie coś w tym jest – mówił Simon, przetrawiając moje spostrzeżenia – choć nigdy nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. W końcu w horrorach chodzi o to, aby się bać, gdy się je ogląda, a nie się z nich śmiać…
- Straszne to są klasyki, taka „Psychoza” na przykład. Świetne ujęcia i do tego ta muzyka! To właśnie ona sprawia, że się człowiek boi tego, co się zaraz wydarzy – przekonywałam go. – Najnowsze filmy nie umywają się im do pięt pod tym względem.
- Wierzę ci na słowo – przerwał mi Simon, zapewne nie mając zamiaru dalej słuchać o krwawych scenach, o których ja mogłabym gadać w nieskończoność.
W końcu najlepszym sposobem na samotne wieczory jest koc, herbata, mruczący kot na kolanach i dobry film w telewizji. A mając na myśli dobry, mówię właśnie o horrorach, thrillerach albo o kinie sensacyjnym. Żeby coś się działo, coś wybuchało, coś rozwalało. No i żeby była krew.
Hm, chyba naprawdę nie jestem całkiem normalna…
- Ale następnym razem pójdziemy na coś innego, obiecuję – uśmiechnęłam się w kierunku mojego towarzysza i pocałowałam go w policzek. – A tak właściwie, to co lubisz? Filmy sensacyjne, obyczajowe, komediowe? – zainteresowałam się.
- Zdecydowanie wolę komedie, zwłaszcza stare klasyki. Loius de Funes na przykład – spojrzał na mnie, chcąc się upewnić, że wiem o czym mówi. Pokiwałam głową. – Przy nich można się spłakać ze śmiechu. Choć ostatnio nie miałem za bardzo czasu, aby je oglądać, a do kina chodziłem tylko na filmy animowane… – przyznał się po chwili.
- To jest właśnie przywilej posiadania dzieci, że możesz sobie chodzić na bajki i nikt na ciebie krzywo nie spojrzy. Jeszcze cię pochwalą, że spędzasz czas ze swoją pociechą – mówiłam, przypominając sobie odmienne reakcje ludzi na to, gdy szłam na bajkę z Zośką, a gdy z Błażejem. – Ale dobrze, następnym razem to ty wybierasz film – zadecydowałam.
A Simon się na to zgodził. W normalnych okolicznościach zapewne kazał by mi samej coś wybierać, w końcu był dżentelmenem w każdym calu, ale chyba po dzisiejszym seansie musi minąć trochę czasu, zanim znów mi pozwoli na dobór filmu.
- W ogóle jesteś głodna? – spytał po chwili, przypominając sobie, że po seansie mieliśmy iść do knajpy na kolację. – Bo ja, mówiąc szczerze, to po tym wszystkim jakoś straciłem apetyt...
- W takim razie możemy się przespacerować – zaproponowałam.
Jak na połowę listopada, pogoda nas wręcz rozpieszczała. Na ziemi, co prawda, leżała pierwsza warstwa śniegu, ale nie powodowała zbytnich kłopotów w przemieszczaniu się. Raczej dodawała uroku szaremu krajobrazowi naszego miasta. Mróz był znikomy, do tego gwiazdy pięknie świeciły na niebie – to była wręcz idealna aura na spacer. Aż grzech więc byłoby z niej nie skorzystać i spędzić ten wieczór w czterech ścianach.
- Dobrze, przejdziemy się, ale później nauczysz mnie tych kroków? – poprosił Niemiec. – Bo to nabijanie się chłopaków, że specjalnie kaleczę nasz układ, by dostać od ciebie prywatne konsultacje, robi się już powoli nieznośne... – poskarżył się.
Po pierwszej przegranej w tym sezonie sztab trenerski postanowił zrobić coś, dzięki drużyna bardziej by się ze sobą zgrała, zwłaszcza, że większość Jastrzębiaków gra tutaj dopiero od września tego roku. Stwierdziliśmy zgodnie, że już nie muszą dostawać ode mnie takiego wycisku na treningach jak na początku, bo już zbyt wiele w przygotowaniu fizycznym zmienić nie trzeba, jedynie podtrzymywać to, co wypracowaliśmy przed startem ligi. Wymyśliłam więc, że w ramach moich zajęć zrobię chłopakom aerobik, który jednocześnie będzie szlifowaniem wymyślonego przez nas układu tanecznego, na co trenerzy przystali (choć Lolek zrezygnował z przychodzenia na moje treningi prowadzone w takiej formie, co mnie trochę zasmuciło…). Już w fitness clubie, w którym pracuję, prowadzę takie zajęcia i cieszą się one coraz większą popularnością. W zamyśle ma to być jednocześnie zabawa, dotarcie do siebie chłopaków, ale także i wysiłek. Ostatnie miało mieć mniejsze natężenie niż na normalnych treningach, ale… niezbyt się to sprawdzało, bowiem chłopcy wychodzili z sali jeszcze bardziej zmęczeni niż do tej pory. Widziałam jednak, że sprawia im to frajdę, dzięki czemu z większą ochotą przychodzą na umówioną godzinę, a to sprawiało, że sama miałam większą ochotę do działania.
Najgorsze jednak były nasze dwa pierwsze spotkania. Najpierw musiałam ich przekonać swoją siłą perswazji do tego pomysłu, a później ustalić z nimi naszą wspólną koncepcję. Pierwsze poszło jak z płatka, aż się zdziwiłam, że tak szybko doszliśmy do porozumienia. Chyba chłopcy mieli nadzieję, że będzie lżej niż do tej pory… Przy tym drugim jednak pojawił się problem. Wiadomo było nie od dziś, że moje zajęcia praktycznie zawsze odbywają się przy muzyce Michaela Jacksona, który jest moim muzycznym guru, jednak panowie stwierdzili, że to byłoby plagiatem, ponieważ Delecta Bydgoszcz robi coś podobnego. Nie uwierzyłam im na słowo, dopóki nie przytaszczyli ze sobą laptopa i nie pokazali mi filmików na YouTube (swoją drogą całkiem nieźle im to wychodzi). Wykluczyliśmy więc z marszu „Smooth Criminal”, jednak to nie sprawiło, że postanowiłam zrezygnować z muzyki Króla Popu. Przy innej po prostu mi się źle pracuje… I po pół godzinie sprzeczania się, że może jednak nauczę ich „Gangnam Style”, ostatecznie mi ulegli i zatwierdzili moją propozycję, aby skorzystać z linii melodyjnej „Thrillera”. I teraz Jastrzębianie na moich treningach uczą się tańca umarlaków i ani jeden nie kręci na to nosem.
A tylko by któryś spróbował! Od razu by mnie popamiętał.
- Jacy oni są monotematyczni – westchnęłam, przewracając oczami. – Ale ciebie skonsultować mogę w każdej chwili – zaśmiałam się, głaszcząc go po zaroście na policzku.
Nic dziwnego, że Jastrzębianie snuli swoje domysły, skoro zachowywaliśmy się w swoim towarzystwie tak, jak się zachowywaliśmy, nawet, gdy ich obok nas nie było. Ja sama pomyślałabym, że jesteśmy parą, tylko że nie mogłam tak zrobić, bo dobrze wiedziałam, jak jest naprawdę.
- Tosia… – zaczął Simon po dość długiej chwili ciszy pomiędzy nami. Spojrzałam na niego z zainteresowaniem, odpędzając od siebie wszystkie inne myśli. – Miałem o to nie pytać, dopóki sama nie zaczniesz mówić, ale… no, przyznam ci się, że jestem zwyczajnie ciekawy, jak poszła rozprawa. W ogóle nic na ten temat nie mówisz, odkąd wróciłaś z Warszawy i nie wiem, czy mam się martwić, czy nie.
No tak, w zeszłym tygodniu po raz pierwszy od czterech lat zobaczyłam osobę, która jest moim ojcem. Gdyby nie to, że obiecałam pomóc mamie w uchronieniu Zośki przed tym, przed czym nie udało jej się uchronić mnie, pewnie nigdy więcej bym nie musiała oglądać tego spojrzenia pełnego wrogości i pogardy do mnie w jego oczach. Nic a nic się pod tym względem nie zmienił. Zgodziłam się jednak zeznawać na rozprawie jako świadek, aby sąd przeznaczył opiekę nad Zośką mamie. Nie mogłam więc zawieść ani jednej, ani drugiej, to byłoby wobec nich nie fair.
- Chyba nie musisz się martwić – szepnęłam, patrząc tępo przed siebie w jeden, bliżej nieokreślony punkt. – Opowiedziałam wszystko, co ci mówiłam na temat mojego dzieciństwa i okresu dorastania, i mam nadzieję, że to pomoże mamie, bo nic innego już zrobić dla nich nie mogę.
- A jak on na to zareagował? – Simon spytał o to powoli, nie chcąc wyjść na wścibskiego. I nie chcąc mnie rozgniewać.
- Tak jak się tego spodziewałam – westchnęłam ciężko, przypominając sobie wszystko. – Próbował podważyć moją wiarygodność, opowiadając zwykłe stereotypy, w które, niestety, ludzie wierzą.
- Nie bardzo rozumiem… - wiedziałam, że Niemiec nie udaje, że nie robi tego, aby mi było lepiej, tylko naprawdę nie rozumie, o co chodzi. On nie kierował się wyglądem w wyrabianiu sobie o kimś opinii, nie słuchał bredni opowiadanych przez innych ludzi, przez co kompletnie nie pasował do polskiego społeczeństwa.
- Spójrz na mnie – powiedziałam, nagle zatrzymując się przed nim i rozkładając ręce, by mógł mnie dokładnie obejrzeć. – Czy ja wyglądam na odpowiedzialną, prawdomówną i wiarygodną osobę? – spytałam, patrząc mu w oczy i oczekując odpowiedzi.
- No jasne, że tak, skąd…
- Nie, Simon, nie – przerwałam mu. – Właśnie, że nie wyglądam na taką osobę. Tatuaże, czarny kolor, makijaż, ucieczka z domu, mały zatarg z prawem w młodości… to wszystko nie sprzyja mojej wiarygodności.
- Ale kto cię zna…
- Tyle, że sąd mnie nie zna. I tu jest szkopuł – westchnęłam, znowu mu przerywając i opuszczając ręce wzdłuż ciała. – Mam tylko nadzieję, że sąd nie patrzył na mnie przez pryzmat wyglądu, błędów młodości i zwyczajnych stereotypów. Kiedyś przecież ludzie mądrzeją, a przynajmniej niektórzy…
-  I ty jesteś tego dobrym przykładem – Simon przerwał mi, po czym objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, głowa do góry.
- No, mam taką nadzieję, że masz rację – odpowiedziałam szczerze, kończąc tym ten kłopotliwy dla mnie temat.
Szliśmy spokojnie w kierunku mieszkania Tischera. Byliśmy osamotnieni na ulicach Jastrzębia-Zdroju. Ludzie pozamykali się w domach, jakby na dworze panowały już syberyjskie mrozy. Co prawda ja również nie przepadałam za zimnem, jednak to jeszcze nie był czas na zabunkrowanie się pod kocem z kubkiem malinowej herbaty w salonie i oglądaniem do późnych godzin nocnych wszelakiego rodzaju filmów, jakie się tylko napatoczyły pod rękę. Nawet mój Majkel tak uważał, bo wciąż grasował po osiedlu, strasząc starsze panie, kiedy tak niespodziewanie wyskakiwał im zza kontenera, czarny jak noc i miauczał na nie złowrogo. Nie zachowywał się jeszcze tak, jak w zimie. Wtedy to całe dnie przesiaduje na kanapie, zagrzebując się w mój koc i nie mając zamiaru wyściubić nosa na świeże powietrze, choćby nie wiem co.
Sytuacja trochę się zmieniła, kiedy byliśmy dokładnie jedną ulicę przed skrętem do blokowiska, gdzie mieszka Simon. Pojawiły się tam pierwsze przejawy ludzkiego życia. Zauważyliśmy kilkoro ludzi wychodzących z osiedlowego sklepu. Pewnie zabrakło im w domu zapasów… Nie spojrzałabym na nich w ogóle, wciąż błądząc myślami po innych sferach życia, gdybym nie usłyszała śmiechu, który wydał mi się skądś znajomy. Przyjrzałam się więc parze idącej przed nami i ze zdziwienia aż stanęłam w miejscu, i pociągnęłam za sobą Simona. Dobrze, że Niemiec ma dobrą koordynację ruchową i nie przewrócił się przez mój niespodziewany ruch. W końcu wciąż trzymałam go za rękę…
- Tosia, co się stało? – zdziwił się, łapiąc oddech i przypatrując mi się z zaciekawieniem. Zamiast się wściec na moją nieodpowiedzialność, on bardziej był ciekawy, co się stało.
- To jest Justyna – szepnęłam tylko dobitnie, utkwiwszy wzrok w jej plecach i nie mając zamiaru spuścić jej z oka.
Bałam się jednak, że za chwilę blondynka poczuje się nieswojo i się obróci, żeby przekonać się, kto się tak na nią patrzy, jednak – na szczęście – nic takiego nie miało miejsca. Zarzycka bardziej była w tej chwili zajęta swoim towarzyszem niż otaczającą ją rzeczywistością.
- Kto? – spytał Simon, nie bardzo rozumiejąc.
- Justyna – powtórzyłam więc z naciskiem, spoglądając na chwilę wymownie na Tischera – dziewczyna Michała. Michała Kubiaka – dodałam dla potwierdzenia, gdyby miał jeszcze jakieś wątpliwości, znowu wracając wzrokiem na wcześniej wspomnianą dwójkę.
- Niemożliwe – szepnął Niemiec, również przenosząc swój wzrok na parę, która tak bardzo wytrąciła mnie z równowagi. – Przecież to nie jest Michał, a ona się bez niego nigdzie nie rusza…
- Ale to jest Justyna, na sto procent – ja jednak trwałam uparcie przy swoim. – Wszędzie poznam ten jej perlisty śmiech, te ruchy, ten chód… naprawdę, ja ją wszędzie poznam – zakończyłam, nie mając zamiaru wymieniać dalej cech, które sprawiały, że nawet w ciemności wiedziałam, że to ona.
Nie patrzyłam w tym momencie na Simona, bo tak właściwie to nie mówiłam do niego. Bardziej przekonywałam samą siebie, że naprawdę nie mam zwidów, że sobie tego nie wymyśliłam, że nie widzę tego, czego chcę zobaczyć. Nie, nie mogłam się mylić. To na sto procent była Zarzycka. A facet, do którego się w tej chwili kleiła, na pewno nie był Michałem. Dam sobie rękę uciąć, jeśli się mylę.
- Widzę, że jesteś o tym przekonana – powiedział Simon, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie, przenosząc swój wzrok z powrotem na mnie, bo wyżej wymieniona para zniknęła właśnie za zakrętem. – I widzę, że masz już swoją teorię.
Jak on mnie zdążył poznać w tak krótkim czasie, to jest aż niepojęte.
- Simon, bo to wszystko jest jasne jak słońce – odpowiedziałam, spoglądając mu w oczy. Bo skoro Justyna ze swoim towarzyszem zniknęli za zakrętem, nie musiałam się jej już dłużej przyglądać i mogłam się skupić na siatkarzu. – Wiedziałam, że ona nie jest takim aniołkiem, jakiego przed większością zgrywa. Wiedziałam, że kiedyś w końcu zdradzi się ze swoimi prawdziwymi intencjami. Nie sądziłam jednak, że nastąpi to tak szybko. Bo jej naprawdę nie zależy na Michale, tylko na jego wpływach, pozycji i pieniądzach. Nigdy tego przede mną nie ukrywała, a Michała tak zmanipulować, że we wszystko jej wierzy.
Nie wiedziałam, jak ona to robi, że pokręci tyłkiem i już ma faceta w garści. Większość moich znajomych twierdzi, że ja robię podobnie. Może, nie będę się z tym osądem sprzeczać, jednak ja nigdy nie robiłam tego specjalnie. Po prostu… samo tak wychodziło. Ona natomiast jest wyrachowaną kobietą, która nie cofnie się przed niczym. W dalszym ciągu jednak nie mogłam rozgryźć, o co jej chodzi. Bo skoro ma Michała, to po co jej ten drugi facet? Ma wszystko, czego chciała i teoretycznie nic jej nie zagraża. Czy ten drugi wie, jak jest naprawdę? Czy jest z nią w zmowie? Czy po prostu Justyna jego też ma zamiar zrobić na szaro?
- Podła ździra, dorabia mu rogi na boku, a ten imbecyl tego kompletnie nie widzi, tylko wierzy Justynce w każde jej słowo. Ale jej niedoczekanie, już ja zrobię wszystko, aby się mu oczy otworzyły, aby jej się nie udało… - mamrotałam pod nosem, odgrażając się.
- Tosia, spokojnie – Simon próbował jakoś doprowadzić mnie do porządku, nie chcąc, abym się za bardzo zagalopowała w swoich domysłach i oskarżeniach.
- Jak mam być spokojna?! – wykrzyknęłam tak głośno, że aż jakiś dachowiec uciekł z głośnym miauknięciem, chowając się w dziurze. Tischer za to spojrzał na mnie z naganą. – Jak mam być spokojna, kiedy dziewczyna mojego przyjaciela dorabia mu rogi? Gdy gra na dwa fronty? – powiedziałam już normalnym tonem głosu. – Choć kto ją tam wie, czy ogranicza się tylko do nich dwóch? – zastanawiałam się.
- Nie patrzysz na to trzeźwym okiem, bo jesteś w to zaangażowana uczuciowo – stwierdził chłodno Simon. – Chodź na górę, to porozmawiamy o tym na spokojnie.
- Ale czy jest tu o czym rozmawiać? – spytałam retorycznie, jednak mimo to ruszyłam za Niemcem. – Wszystko jest jasne, Justyna zdradza Michała.
- Dla ciebie to tak wygląda, a co jeśli jest inaczej? – Simon zastanawiał się na głos, otwierając drzwi od klatki schodowej. – Co jeśli to jakiś znajomy?
- Czy ty się całujesz ze swoimi znajomymi?
- No… tak – odpowiedział po chwili namysłu. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Z tobą na przykład – dodał dla rozjaśnienia sytuacji.
- My nie jesteśmy normalni – odpowiedziałam, kręcąc głową i uśmiechając się szeroko.
- Co racja, to racja – przytaknął ze śmiechem, zapraszając mnie do swojego mieszkania. – Ale mimo wszystko powinnaś w tej sytuacji zachować spokój. Nie masz żadnych dowodów, by potwierdzić swoją tezę…
- Simon, ja nie pierwszy raz ją widzę z innym – próbowałam rozwiać jego wątpliwości. – Od jakiegoś czasu zauważam, że gdy wyjeżdżacie, ona nie usycha z tęsknoty za Michałem. Nie chciałam robić afery, żeby nie wyjść na histeryczkę, ale teraz sam widzisz, jak to wygląda.
- W porządku, naprawdę ci wierzę, Tosia – powiedział, łapiąc mnie za rękę, kiedy już usiedliśmy obok siebie na kanapie w salonie. – Ale niekoniecznie Michał musi ci w to uwierzyć…
- Gdy Michał dowie się prawdy, wreszcie przejrzy na oczy. Na pewno – wmawiałam sobie. – Poza tym gdy mu nie powiem, a on się później o tym dowie i do tego jeszcze okaże się, że wiedziałam o wszystkim, to się na mnie wścieknie. A tego bym nie chciała. W końcu jako przyjaciółka nie powinnam takich spraw przed nim ukrywać…
- Powiedz mi więc teraz, co masz zamiar z tym zrobić? – spytał Simon, mimo że przez ten cały czas przytakiwał wszystkiemu, co przed chwilą na ten temat mówiłam. Wydawał się, że rozumie, o co mi chodzi, a ten jednak wyskakuje z takim pytaniem.
- No jak to, co? – spytałam, trochę zirytowana jego ignorancją dla tego, co mu cały czas powtarzam. – Powiedzieć Michałowi, muszę to zrobić. Niech wreszcie przejrzy na oczy.
- A co jeśli ci w to nie uwierzy? – Simon znów poddał wątpliwości moją siłę perswazji i relację z Kubiakiem. I miał ku temu realne powody, choć ja w tej chwili zdawałam się ich nie dostrzegać. – Nie masz żadnych dowodów na winę Justyny, będzie więc słowo przeciwko słowu. Poza tym sama mówiłaś, że Justyna odgrażała ci się, iż zrobi wszystko, aby Kubiak ci nigdy w nic nie uwierzył…
- Ale po tej sprawie z płytą, kiedy wyszło, jak było naprawdę – przekonywałam go i jednocześnie samą siebie – Michał ostrożniej patrzy na ruchy Justyny.
- To dobrze, że jest ostrożniejszy, ale Tosiu, od tego zdarzenia minęło już sporo czasu i wszystko mogło się zmienić – Simon wciąż kręcił nosem. – Zobacz, Justyna nie boi ci się pokazywać, że ma kogoś na boku. Czy to nie jest przypadkiem zaproszenie, abyś powiedziała Michałowi prawdę? Nie przeszło ci przez myśl, że to może być jakaś jej kolejna intryga, która ostatecznie obróci się przeciwko tobie?
- No tak, w kombinowaniu to ona jest niezła… - zamyśliłam się. – Tylko co jeśli nie masz racji i ona sądzi, że ja sobie pomyślę tak jak ty w tej chwili, po czym nic nie zrobię i ona będzie panią sytuacji? – wciąż miałam wątpliwości.
- I tu pojawia się problem, którego lepiej nie rozwiązywać o suchym gardle – powiedział Simon, po czym wstał z sofy i przyniósł z kuchni dwie butelki wina.
Debatowaliśmy na ten temat do późnych godzin nocnych. Oboje, co prawda, zgadzaliśmy się, że coś jest na rzeczy i Justyna nie świeci przykładem, jednak mieliśmy odmienne zdania, jeśli chodzi o to, co powinnam zrobić z tą wiedzą. Ja wciąż stałam przy tym, aby powiedzieć Michałowi prawdę teraz, najlepiej zaraz jak wrócę do Żor, zanim będzie za późno. Simon twierdził jednak, że powinnam poczekać, rozglądać się naokoło, zdobyć dowody, rozegrać to spokojnie i wyrachowanie, tak jakby się na moim miejscu zachowała Justyna, że nie powinnam działać pochopnie, bo to obróci się przeciwko mnie. Mimo iż Niemiec miał w tym trochę racji, nie wiedziałam, czy będę umiała usiedzieć na miejscu i trzymać język za zębami, czekając na odpowiedni moment. A poza tym, co będzie, jeśli powiem to Kubiakowi później, a on nie będzie chciał już ze mną gadać, bo tak długo ukrywałam to przed nim? Przyjaciele przecież tak nie postępują.
A może powinnam zapomnieć o tym co widziałam i w ogóle nic nie robić? W końcu Michał ma co sam chciał… Tylko czy będę potrafiła siedzieć z boku i spokojnie patrzeć jak on się miota?


________________________________

Tośka jest pełna wątpliwości, a Simon mi się trochę wymyka spod kontroli, tak jak ten cały rozdział. Mam jednak nadzieję, że nie jest tak źle i że w następnym uda mi się to wszystko naprawić. A tak swoją drogą, to jestem ciekawa, co wy byście zrobili, gdybyście byli w sytuacji Tośki? Powiedzielibyście Michałowi prawdę od razu, poczekalibyście i rozegraliście to z chłodną głową, czy dalibyście sobie spokój i nie zrobilibyście nic? W końcu wszyscy dobrze wiemy, że Kubiak sam jest sobie winien…
Pozdrowienia!

11 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc jestem zbyt leniwa na zbieranie dowodów więc użyła bym opcji zapomnij
    Ale Tośka jest osobą pełną energii więc powinna zbierać dowody a potem użyć ich przeciwko tej zołzie
    Hmm... no to by było na tyle


    Pozdro Mania :***

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham to, jak piszesz, to opowiadanie, kocham Tośkę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, szkoda patrzeć na Tosię, która się tak męczy tym wszystkim, Kubiakiem i resztą spraw, a tu jeszcze Justyna. Chociaż dlaczego się nie dziwię?
    Jedynym wyjściem to jest to, że powinna zapomnieć. Dobrze, że chociaż ma takiego 'chłopako-przyjaciela" jakim jest Tisher, i może na nim polegać i zawsze z nim porozmawiać.
    ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja na miejscu Tośki bym to w cholere zostawiła. I to tylko dlatego, że Michał traktuje Justysie jak panią świata. Mimo że uparcie wmawia wszystkim bajkę o przyjaźni z Tośką. Wybacz ale jakieś priorytety trzeba mieć.
    Padłam podczas zalecania.horrorów Simonowi przez Tosię :-) sama mam takie.o tym zdanie, chociaż za.przykład podaję Wzgórza Mają Oczy :-)
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
  5. Na miejscu Tośki rozszarpałabym Justynę gołymi rękoma! Nie pobiegłabym z tym do Michała, bo w sumie to on sam jest sobie winien. Traktuje ją jak laleczkę z porcelany, z którą trzeba obchodzić się niesamowicie delikatnie i świata poza nią nie widzi. A Justynka niestety wcale taka cudowna nie jest, chociaż to akurat wiedziałam od początku.
    Tośka i Simon muszą być razem i innej opcji nie widzę! Chociaż gdyby zostali parą to i tak niewiele by się zmieniło. Pasują do siebie idealnie, więc dlaczego nie mogą spróbować? A może w ramionach rozgrywającego Tośka znalazła by więcej szczęścia niż w ramionach przyjmującego? :)

    Serdecznie zapraszam na prolog historii z Igłą w roli głównej :)
    http://smak-klamstw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiadając na Twoje pytanie: pewnie zaczęłabym zbierać potencjalne dowody, ale nie wytrzymałabym do końca i powiedziała mu przedwcześnie. Chociaż Szymek tutaj dobrze kombinuje.
    Kurcze, naprawdę Tośka powinna być z Tischerem. Przecież oni są jak super dobrzy przyjaciele, spędzają ze sobą mnóstwo czasu, a to jednak nic. Nie rozumiem jej... :(

    OdpowiedzUsuń
  7. chyba bym Justynę normalnie rozszarpała gołymi rękami za to co robi :) ona jest po prostu beznadziejna
    do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A to Ci Justynka...można było się spodziewać, że prędzej czy później coś odwali:/ Simon ma rację niech Tośka nie robi nic pochopnie:)

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedziałam, że Justyna prędzej czy później coś odwali. Jednak, ja na miejscu Tośki zostawiłabym to w spokoju, przynajmniej dopóki nie uzbierałabym dowodów ;)
    Rozdział świetny, jak zawsze :D
    Zapraszam do mnie http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/2013/10/rozdzia-17-sezon-w-peni.html
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja może nie mam takiego podejścia do horrorów jak Tosia, ale też się ich nie boję. Jak dla mnie horrory nie tyle są śmieszne, co przewidywalne. No ale nie o mnie :D Mam nadzieję, że zeznania Tosi pomogą w rozprawie. Ona rzeczywiście nie wygląda na wiarygodną, a ludzie kierują się stereotypami, więc to może być trudne zadanie :/ A co do Justyny... Dla mnie było oczywiste, że ona wcześniej czy później zdradzi Michała. Nie zgadzam się z Simonem, który twierdzi, że to może być zwykły kolega albo coś co nie jest takie jak się wydaje. Przyznaję mu jednak pełną rację jeśli chodzi o kwestię powiedzenia prawdy Kubiakowi. Przypuszczam, że on Tosi zwyczajnie nie uwierzy i wyjdzie na to, że ona jest tą złą, a nie Justyna. Zresztą sama znam takie sytuacje z autopsji i zawsze te zdradzane koleżanki nie wierzyły w winę swoich ukochanych. Tak więc ja na miejscu Tośki siedziałabym cicho. Choć łatwo mi mówić. Biorąc pod uwagę jej uczucia wobec Michała, to to wcale nie jest takie proste...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja uważam, że Tośka nie powinna mówić nic a nic Michałowi. On już wystarczająco często i wystarczająco głośno dał jej do zrozumienia, iż nie życzy sobie jakichkolwiek interwencji w ściśle tajnej zonie swojego życia, więc, będąc na miejscu Czarnej, popieprzyłabym sprawę. Kubiak, jak by nie było, jest już dorosłym facetem i dość razy słyszał od Antoniny tak sugestywne fakty na temat Justyny, że, gdyby chciał, to by coś z nimi zrobił i na przykład je sprawdził. Ale skoro mu się nie chce, to dlaczego ktoś inny ma się przejmować jego życiem? :F Oczywiście, czaję, że w grę wchodzą jeszcze uczucia, jakie Tośka żywi wobec Miśka, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nasza krnąbrna bohaterka postąpi rozsądnie.. ;> Haha, jestem chyba człowiekiem pokroju Simona, bo za horrorami również nie przepadam ;D Nie ma to jak dobry dramat, zawsze to powtarzam x) Albo dobra komedia. Inna sprawa, że niektóre horrory z powodzeniem można by uznać za dzieła przeznaczone li i jedynie do śmiechu - pustego i pełnego politowania wobec decyzji twórców ;d Jednakże oby wobec Tośki sąd nie okazał się wyzuty z właściwego przekonania! Bardzo bym chciała, aby dziewczyna pokazała rodzinie, że ta wciąż może na nią liczyć. Jestem pełna podziwu wobec niej już za samą decyzję o gotowości zeznawania w procesie jako świadek. To musiało być naprawdę niełatwe - zwłaszcza po tylu negatywnych przejściach i jazdach w domu..! Ale, summa summarum, tuszę, iż poświęcenie Tośki zostanie odpowiednio nagrodzone przez polski Wymiar Sprawiedliwości ;p ;D
    Na zakończenie po raz kolejny powtórzę, że SIMON I TOŚKA TO IDEALNA PARA. To-mon ;D Hahaha ;D
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń