wtorek, 13 sierpnia 2013

trzynasty tatuaż.



„dzień, w którym powiem sobie dość
będzie karą za twój błąd…”


Wyszłam z dyżurki w ostatniej chwili powstrzymując się przed ostentacyjnym trzaśnięciem drzwiami. Nie byłam zła na siostrę Katarzynę, to nie o to chodziło. Bardziej byłam zła na siebie. W końcu to nie wina siostry, że zapomniałam, który dzisiaj jest i co w związku z tym obiecałam Mikołajowi. Nic mnie nie usprawiedliwiało, żadne przykre czy mniej przykre wydarzenia, które ostatnio się działy w moim życiu – o takich sprawach się po prostu nie zapomina!
Ale nie wszystko było jeszcze stracone. Jestem osobą honorową i słów danych innym dotrzymuję zawsze, poruszę więc niebo i ziemię, aby tym razem było tak samo. Dlatego więc bez niepotrzebnego namysłu wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam właściwy numer telefonu.
Błażej odebrał po dwóch sygnałach.
- Co tam, Tosiaku? – zapytał na powitanie i doskonale wiedziałam, że uśmiecha się przy tym jak głupi do sera.
- Co robisz? – spytałam go bez ogródek, odpowiadając pytaniem na pytanie.
Chciałam po prostu od razu przejść do sedna sprawy, nie było czasu, aby bawić się w uprzejmości i niepotrzebnie rozgadywać na niepowołanie tematy.
- Właśnie siedzę na balkonie i spoglądam na Paryż w godzinach szczytu – zamruczał prawie jak Majkel, kiedy ma dobry dzień, siedzi mi na kolanach i oczekuje, aż go podrapię za uchem.
Ale zaraz… jaki Paryż? O czym on do cholery gada? Znowu stroi sobie ze mnie głupie żarty? To już nie jest śmieszne – irytowałam się w myślach. W pewnej chwili jednak tak wryło mnie w ziemię, że aż stanęłam na środku szpitalnego korytarza, tarasując innym przejście. O mój Boże, kompletnie zapomniałam, że przecież Młodego wywiało do Francji!
- Halo? Tośka? Jesteś tam? – pytał Błażej, wyrywając mnie z zamyślenia, już bardziej napiętym tonem głosu, denerwując się tym, że się do niego nie odzywam. Pewnie myślał, że zasięg mi nawala, a mnie po prostu zamurowało.
Jak ja w ogóle mogłam zapomnieć, że on teraz gra we Francji?
- Eeee… - zająknęłam się, próbując jakoś doprowadzić się do porządku. – Jestem i właśnie ubolewam nad swoją głupotą.
- Co znowu takiego zrobiłaś? – zaśmiał się Błażej, na nowo się rozluźniając.
- Znowu? – pisnęłam, a on wciąż się ze mnie śmiał. Żeby więc miał lepszy powód do śmiechu, pośpieszyłam z wyjaśnieniami: – Właśnie chciałam cię prosić, abyś mi pomógł w pewnej bardzo ważnej i niecierpiącej zwłoki sprawie, kompletnie zapominając o tym, że jesteś teraz we Francji – przyznałam się ze wstydem.
- Gdybym miał teleporter, to już bym się do ciebie teleportował, bo… przyznam Ci się, że trochę mi cię tutaj brakuje… – wyznał Błażej, wzdychając przy tym ciężko. – I wiesz, że chętnie bym ci pomógł…
- Ale to niemożliwe – dokończyłam za niego zrezygnowanym tonem głosu. – Cóż, będę musiała sobie poradzić sama – westchnęłam.
Nie miałam jednak zielonego pojęcia, co mam teraz począć. Nie posiadałam wyjścia awaryjnego, nigdy wcześniej go nie potrzebowałam. Aż do dziś.
- A co takiego się stało? – zainteresował się Młody. – Może wspólnie wpadniemy na pomysł, jak rozwiązać ten problem – rzucił, zapewne domyślając się, że kompletnie nie wiem, co mam teraz począć.
- Pilnie potrzebuję kierowcy… a raczej samochodu, ale może być z kierowcą – westchnęłam, motając się w zeznaniach. – Bo wiesz, obiecałam Mikołajowi, że jeśli lekarze go puszczą, to zabiorę go na cmentarz do mamy, która obchodziłaby jutro swoje urodziny, ale przecież nie mogę tego zrobić na motocyklu, bo byłabym kompletną debilką, gdybym to zrobiła. Autobus też odpada, bo za dużo zarazków, a wiesz jak to jest z dzieciakami po przeszczepie… – mówiłam, coraz bardziej się załamując nad własną głupotą.
Aż usiadłam na krzesełku, stojącym na szpitalnym korytarzu, nie mając już siły.
- A nie masz tam nikogo, kto by ci pomógł? Bo wiesz, gdybym mógł…
- Pierwszy przyszedłeś mi do głowy – przerwałam mu, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne szczegóły.
W końcu to on zawsze był moim kierowcą, nigdy nie potrzebowałam wyjścia awaryjnego, więc go po prostu nie miałam. A teraz nie umiałam go wymyślić. Zbyszek przecież także wyjechał z Jastrzębia, Simon nie miał jeszcze samochodu, Łasko był w Dąbrowie u Mileny… nikogo innego nie miałam.
- A Michał? – zapytał Błażej tonem, który świadczył, że uważa mnie w tej chwili za kompletną debilkę, która na to nie wpadła. Nie wiedział jednak, że ostatnio nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy z Michałem.
No chyba, że tenże Michał nazywał się Łasko, ale to nie o niego chodziło Błażejowi, tego akurat mogłam być pewna.
- Eeeeee… - zająknęłam się niepewnie, zastanawiając się w pospiechu, czy mówić mu o tym, co się wydarzyło w poniedziałek. – Nie wiem, czy po naszej ostatniej rozmowie powinnam w ogóle do niego dzwonić…
- A co takiego się stało? – spytał Błażej pełen napięcia.

Kilka dni wcześniej…
Po rozmowie z Simonem trochę mi ulżyło na sercu. Co prawda nie potrafiłam Niemcowi powiedzieć wszystkiego, co mnie od tak dawna dręczyło, ale wyrzucenie z siebie choć odrobinę tego ciężaru, który noszę, dało mi wewnętrzny spokój i nieopisaną ulgę. Byłam lżejsza i jakby bardziej gotowa na stawianie czoła przeciwnością, a zwłaszcza takiej jednej, która nazywa się Justyna.
Powróciłam jednak szybko do rzeczywistości. Zrobiłam to dokładnie w momencie, w którym włożyłam klucz do zamka od mojego mieszkania. Okazało się, że go nie potrzebowałam, bo drzwi były otwarte. Nie przypominałam sobie jednak, abym kiedykolwiek ich nie zamknęła. Musiałabym być naprawdę rozkojarzona, co mi się po prostu nie zdarzało… Nic więc dziwnego, że serce podskoczyło mi niemal do gardła, gdy wyobraziłam sobie nie wiadomo jakie cuda czekają na mnie po drugiej stronie drzwi. Choć raczej złodzieje wielkiego utargu by u mnie nie mieli – mam przecież całkiem stary telewizor, brak jakichkolwiek nowoczesnych sprzętów, zasobów pieniędzy, czy biżuterii w szufladach… Jedynie mogli ukraść mi mój laptop, nic więcej raczej by ich nie zadowoliło.
Weszłam jednak do środka z niezwykłą ostrożnością. Ile razy to się słyszało, że złodzieje potrafią zabić dla dwudziestu złotych? Normalni ludzie zapewne dzwoniliby w tej chwili na policję, ale ja nigdy nie byłam normalna. Prawie bezszelestnie udałam się do kuchni, gdzie z najbliższej szuflady wyciągnęłam wałek do ciasta. Potem starając się nie wydawać jakichkolwiek dźwięków zdradzających moją obecność, podeszłam do drzwi, za którymi zauważyłam cień jakieś postaci. Podejrzewając, że jest to złodziej, uniosłam wałek w górę, oczekując aż ta osoba wyłoni się z pokoju, który w tej chwili był zawalony kartonami z rzeczami Zbyszka i Błażeja. Przecież nie mogłam pozwolić, aby oprócz mnie, okradł jeszcze moich przyjaciół, którzy zostawili mi swoje rzeczy na przechowanie, licząc, że są tu bezpieczne. Po chwili drzwi się otworzyły, wzięłam zamach i…
- Zbyszek! – krzyknęłam, opuszczając natychmiast rękę, w której spoczywał wałek do ciasta. Gdybym nie trzymała go w tej chwili w dłoni, złapałabym się zapewne za serce. – Boże, to tylko ty…
- No ja, a kogo się tu spodziewałaś? – spytał, po czym przeniósł swój wzrok na wałek, który wciąż spoczywał w mojej dłoni. – Czym sobie zasłużyłem na tak miłe powitanie? – uśmiechnął się zawadiacko.
- Przestań błaznować, wystraszyłeś mnie debilu! Myślałam, że to złodziej – pokręciłam głową, po czym ruszyłam w stronę kuchni, by odłożyć to „narzędzie tortur” z powrotem do szuflady.
- Czyżbyś zapomniała, że mam tu jeszcze trochę swoich rzeczy? – spytał Bartman, idąc za mną do kuchni.
Był niezwykle rozluźniony i rozbawiony całą sytuacją. Ciekawe, czy tak bardzo byłoby mu do śmiechu, gdybym mu tym wałkiem przyłożyła w głowę? Hm, chyba muszę kiedyś to sprawdzić…
- Raczej zapomniałam, że masz jeszcze klucze od mieszkania. Poza tym miałeś dać mi znać, kiedy przyjedziesz po swoje rzeczy – przypomniałam mu wspaniałomyślnie. – Chyba nie miałeś zamiaru wyjechać bez pożegnania ze mną? – spytałam, patrząc na niego spode łba.
- Nie no, skądże znowu! – obruszył się Zbyszek tymi insynuacjami. – Czekałem aż wrócisz do mieszkania, myślałem nawet, że będziesz wcześniej i mi trochę pomożesz, ale już się sam uporałem ze wszystkim.
- Mam tylko nadzieję, że nie pomyliłeś kartonów i nie zabrałeś rzeczy Błażeja, bo kiedy on tu po coś przyjedzie i zobaczy, że tego czegoś brakuje, to mi łeb ukręci – mówiłam, przybierając w miarę poważny wyraz twarzy, mimo że tak bardzo chciało mi się śmiać, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz zdenerwowanego Błażeja.
On zawsze robił się wtedy cały czerwony na twarzy i nie mógł się wysłowić. To było bardziej śmieszne, niż straszne.
- Wszystko miałaś dokładnie opisane i uporządkowane, więc nie mógłbym się pomylić – zapewnił mnie.
- No mam nadzieję – przytaknęłam, wyciągając z zamrażalki opakowanie pierogów. – Chyba przed podróżą przyda ci się jakiś obiad. Wybacz, ale nie mam niczego porządniejszego…
- Dobre i to – zaśmiał się, a kiedy pogroziłam mu pięścią, uniósł ręce w górę w geście poddania się. – Przecież wiesz, że tak tylko się z tobą droczę. Sam nigdy nie jadałem lepiej, przecież doskonale znasz moje nawyki żywieniowe…
Na samo wspomnienie całej zapaćkanej kuchni, którą zastałam po powrocie do mieszkania, gdy Zbyszek próbował ugotować coś innego niż makaron, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Mieszkanie wyglądało wtedy jak po nalocie CBA (bo cała akcja „gotuj z Bartmanem” rozgrywała się nie tylko w kuchni, ale także w salonie, a nawet w… łazience; do tej pory nie wiem, co się działo i chyba nawet nie chcę wiedzieć…).
- Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Chyba nawet będzie mi cię tutaj brakować… - westchnęłam po chwili.
- Chyba?! – oburzył się Zbyszek, co wywołało u mnie głośny napad śmiechu.
- No dobrze, na pewno mi cię tutaj będzie brakować – powiedziałam, gdy się już uspokoiłam. Podeszłam do niego i poczochrałam go po tych czarnych włosach.
Zbyszka jakby nie obszedł ten gest. Ani na mnie nie nakrzyczał, ani nie zaczął gwałtownie poprawiać fryzury, jak to zawsze robią obaj Kubiakowie. Choć jeden normalny, który nie ma obsesji na punkcie swoich włosów.
- No i taką odpowiedź mogę zaakceptować – stwierdził Zibi. – Bez ciebie też będzie nam nudno w Rzeszowie…
- Ach – westchnęłam z zadowoleniem. – Ale już dosyć tych czułości. Mów mi teraz, jak wam się tam podoba? Już macie swoje miejsca do spacerów z Bobikiem?
Bobik, żarłoczny postrach wszystkich sąsiadów tutejszego bloku, tak naprawdę jest małym yorkiem, pupilem Zbyszka, wyglądającym zupełnie niegroźnie. Ale to tylko jest taka niepozorna maska, bo Bobik ma w sobie naprawdę wielki duch, skoczyłby za swoim panem w ogień, a do tego ma niesamowicie dużo pary w płucach przeznaczonej na niesamowicie głośne i irytujące szczekanie. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam prawie dwumetrowego faceta z małym pieskiem u boku, którego zazwyczaj kobiety noszą w torebkach, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Później jednak przyzwyczaiłam się do tej nietypowej dwójki. Nawet Majkel z każdym dniem mniej prychał na Bobika. Jeszcze trochę, a może by się nawet zaprzyjaźnili, tak jak mi się udało zdobyć serce tej małej bestii?
- Mamy już wszystko obcykane – zaśmiał się Bartman. – Ale co ja ci będę opowiadał? Wpadniesz do nas, to sama się przekonasz. Oprowadzimy cię po Rzeszowie, obowiązkowo z Bobikiem – śmiał się dalej.
- Postaram się wpaść, tylko nie wiem jeszcze kiedy. Dam ci wcześniej znać – zapewniłam go.
Bartman pokiwał głową i na dłuższą chwilę zapadła cisza w mieszkaniu, tak że doskonale usłyszeliśmy, jak Majkel przesuwa swoją miseczkę po posadzce, wylizując jej spód.
- A byłeś już u Michała? Czy może chcesz jeszcze do niego wpaść przed wyjazdem? – spytałam, przerywając ciszę i jednocześnie kładąc przed Zbyszkiem talerz z pierogami.
Kiedy wypowiedziałam imię jego przyjaciela, Bartmanowi w dziwny sposób uśmiech zszedł z twarzy. Spuścił wzrok i z wielkim zainteresowaniem wpatrywał się w talerz, jakby tam nagle ukazał się nowy typ Ferrari. To było naprawdę dziwne… dlatego musiałam zainterweniować.
- Ej, co jest? – spytałam więc.
- Nic, nic – Zibi próbował mnie jakoś zbyć, ale nie bardzo mu to wychodziło
- No przecież widzę, że coś tu jest nie tak. Spójrz więc na mnie i powiedz mi, o co chodzi – mówiłam, a kiedy ten nie stosował się do mojej prośby, dodałam pewnie, rozsiadając się na krześle: - Przecież doskonale wiesz, że się mnie nie pozbędziesz. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie dowiem się, o co chodzi.
- Jesteś strasznie uparta, wiesz? – westchnął Bartman, rezygnując już z ukrywania tego, co mu leży na wątrobie i wreszcie spoglądając mi w twarz.
- Wiem, podobno nawet bardziej niż ty – uśmiechnęłam się, chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
- To całkiem prawdopodobne – przytaknął, ale dość niechętnie. – A do Michała nie pójdę, bo nie mam z nim już o czym gadać…
- Nie bardzo rozumiem… Pokłóciliście się? – spytałam, a Zibi przytaknął. – Kiedy?
- Czyli nikt ci nie powiedział? – zdziwił się Bartman, kiedy zaprzeczyłam. – Nad morzem, krótko po twoim wyjeździe. Wygarnąłem mu, co myślę o jego zachowaniu.
- Co dokładnie? – zainteresowałam się z wyczuwalnym napięciem w głosie, mimo że tak bardzo starałam się je ukryć.
Ale co ja poradzę na to, że po prostu się wystraszyłam, iż Zibi się przed Michałem wygadał, co do niego czuję? Może to przez to Kubiak zachowywał się ostatnio tak dziwnie?
- A to, że jest kompletnym idiotą, który nie widzi tego co się dookoła niego dzieje. I takie tam – machnął ręką, nie chcąc za bardzo wdawać się w szczegóły. Widząc jednak moją zaniepokojoną minę, dodał uspokajająco: - Nie wspomniałem mu o tym.
Kamień spadł mi z serca. Aż dziwne, że Bartman nie usłyszał tego huku, gdy on spadał.
- Nie powinieneś się z nim sprzeczać z mojego powodu. To do niczego dobrego nie prowadzi – powiedziałam spokojnie, mogąc znów być w miarę wyluzowaną.
Całkowicie to się chyba nigdy nie wyluzuję. W końcu wciąż ciąży na mnie świadomość tego, że kilka osób już się domyśliło, dlaczego w tak dziwny sposób reaguję na Michała. Dobrze, że jeszcze żadna z nich nie puściła pary z ust, jednak wciąż się boję, że w końcu któryś z nich nie wytrzyma i powie na głos to, co zawsze zostawiają dla siebie. A ja nie chcę niepotrzebnej litości ze strony Michała, dlatego że ja go kocham, a on mnie nie. Nie zniosłabym jego spojrzenia, jego odmiennego zachowania w stosunku do mnie, jego obecności…
- Ale on jest debilem! – krzyknął Bartman, wyrywając mnie z zamyślenia. – Przecież wszyscy widzą, jak bardzo was do siebie ciągnie, tylko nie on!
- Bo najwidoczniej go do mnie nie ciągnie… Nie, Zibi – przerwałam mu, kiedy chciał znów zabrać głos, przerywając mi moją wypowiedź – doskonale wiesz, że z tego nic już nie będzie. To wszystko i tak za daleko zabrnęło. Przestańcie więc robić sobie niepotrzebne nadzieję na to, że kiedyś będę z Michałem. Ja z nim nie będę, to się nie uda, pogodziłam się z tym już. A ty zaraz pogodzisz się z Kubiakiem i znów będziecie przyjaciółmi, jak dotąd – dodałam, wstając szybko od stołu, aby się nie rozmyślić i idąc do mieszkania obok po jednego z zainteresowanych.
W moim zamyśle wszystko miało potoczyć się jak najlepiej. Panowie mieli ze sobą pogadać, wyjaśnić sobie to, co mają do wyjaśnienia, ewentualnie dać sobie raz po pysku i po sprawie. W ogóle nie miałam zamiaru się wtrącać do tej rozmowy, moją rolą było tylko wytarganie Michała, nawet za uszy jeśli byłaby tego konieczność, z mieszkania i spod opieki Justyny. Reszta wydawała mi się pójść jak z płatka.
Natomiast poszło zupełnie odwrotnie. Zbyt łatwo wyciągnęłam Kubiaka z mieszkania, za to dość trudno było go w nim zatrzymać, gdy zobaczył Bartmana stojącego w salonie i nie wiedzącego za bardzo, co powinien teraz zrobić. Swoją drogą Zbyszek chyba miał zamiar mi zwiać z mieszkania, ale mu się to nie udało. Widząc, co się dzieje między panami, zatrzasnęłam drzwi wejściowe i zagroziłam im, że ich stąd nie wypuszczę, dopóki się ze sobą nie pogodzą, a że w lodówce nie ma zbyt wiele żarcia, to poumieramy tu z głodu wszyscy troje i będzie to ich wina. Bo powątpiewam, aby chciało im się skakać z trzeciego piętra (choć z nimi to nigdy nic nie wiadomo…). A potem, odbierając uprzednio Zbyszkowi jego klucze od mieszkania, tak po prostu zamknęłam się w swoim pokoju i starałam się nie podsłuchiwać. Nie dało się jednak nie usłyszeć, że po kilkudziesięciu minut zduszonej rozmowy, chłopaki zaczęli się na siebie wydzierać.
Czyli coś poszło nie tak, jak zakładałam.
- Tośka liczy, że się pogodzimy, ale ty jesteś zbyt głupi na to, abyśmy mogli się pogodzić! – pierwszego usłyszałam Zbyszka i już wiedziałam, że to niczego dobrego nie wróży.
Bo jeśli Bartman się wkurzył, to za chwilę wkurzy się także Kubiak. A wtedy to… pozamiatane. Zaczną się na siebie wydzierać, śmiertelnie się na siebie obrażą i nic już się nie da zrobić. Bo oni już tacy są – kłócą się naprawdę rzadko, ale jak już im się to zdarzy, to tak konkretnie, że potem miesiącami się do siebie nie odzywają. Musiałam więc interweniować i dlatego stanęłam wtedy w drzwiach od salonu.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? Ostatnio mówisz do mnie tylko jakimiś niezrozumiałymi szyframi! – pieklił się Kubiak. – Odkąd jesteś z Aśką nie możemy się w ogóle dogadać, a ty wciąż o nasze nieporozumienia obwiniasz Justynę. Może to jednak nie ona jest wszystkiemu winna?
- Coś ty teraz powiedział? Czy ty właśnie insynuujesz, że to wszystko jest winą mojej Asi? – zirytował się Zbyszek, a ja już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie będzie. To był najbardziej grząski teren, na jaki mógł wkroczyć Kubiak, nawet jeśli zrobił to nieopatrznie… – Nie sądziłem, że jesteś aż tak ślepy!
- Właśnie zachowujesz się, jak ci wszyscy ludzie, z których tyle razy się śmialiśmy. Mieliśmy nie być takimi przyjaciółmi, którzy kłócą się ze sobą, kiedy jeden z nich kogoś poznaje, ale ty oczywiście wszystko psujesz! – kontratakował Michał.
A ja byłam w stanie tylko przenosić wzrok z jednego na drugiego, nie bardzo wiedząc, co począć.
- Ja wszystko psuję? Ja? – Zibi uśmiechnął się kpiąco. – To ty jesteś kompletnie ślepy i nie widzisz co się wokół ciebie dzieje!
- A ty niby widzisz? – zakpił Kubiak.
W kpieniu z siebie byli mistrzami!
- Jasne, dostrzegam o wiele więcej…
- Nieprawda! – przerwał mu Michał, już kompletnie wyprowadzony z równowagi. A znając jego, właśnie teraz będzie mówił, zanim pomyśli, a kiedy dotrze do niego, co się wydarzyło, będzie tego żałował. – Czepiasz się Justyny, zamiast wykazać się takimi samymi dobrymi chęciami jak ja, kiedy przedstawiałeś mi Asię. Bo ja nigdy nic złego na nią nie powiedziałem, wszystko akceptowałem, cieszyłem się twoim szczęściem. Dlaczego więc ty nie możesz się nim cieszyć? W czym Justyna jest gorsza od Aśki?
- Czy ty tego nie widzisz, że odkąd się wbiła do naszego towarzystwa, wciąż coś się psuje? – zapytał Bartman nadzwyczaj spokojnie. – Wszyscy po jakimś czasie zaczęliśmy dostrzegać, jaką manipulatorką jest, oprócz ciebie. Co jest z tobą nie tak?
- Ze mną? – zaśmiał się Kubiak i zrobił to tak mrocznie, że aż się przeraziłam. – To z wami jest coś nie tak! Justyna miała rację, wszyscy jesteście zazdrośni!
- O co niby mamy być? – zaśmiał się Zbyszek, maskując tym fakt, że ta rozmowa wymyka mu się spod kontroli i nie bardzo rozumie, co się teraz dzieje.
- O to, że nam się układa, a wam nie – wyjaśnił Michał, zaczynając triumfować. Zauważył bowiem, że to on wychodzi na prowadzenie w tej potyczce. – Może ty i Aśka jesteście szczęśliwi, ale Tośka wam wszystkim namąciła w głowach. Już nad morzem Justyna mi mówiła, co tak naprawdę się wydarzyło między nimi, ale nie chciałem w to wierzyć… Teraz jednak widzę to doskonale. Szkoda tylko, że ty tego nie dostrzegasz i żyjesz w swoim świecie.
- Co ty jakąś popierdoloną wróżką jesteś, że widzisz coś, czego nie ma? – zakpił Bartman.
Wciąż oboje nie orientowali się, że się im przysłuchuję, tak bardzo byli pochłonięci w mierzeniu się spojrzeniami. Nagle jakby stali się dla siebie wrogami i każdy z nich chciał zniszczyć drugiego… Nie o to mi chodziło, kompletnie nie o to. Do tego wzmianka o mnie wypowiedziana z taką nienawiścią sprawił, że jeszcze bardziej stałam w jednym miejscu i się im przyglądałam, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
- Bardzo śmieszne – Michał zakpił po raz kolejny. – Dopiero Justyna mi uświadomiła, że Tośka jest zazdrosną, samotną satanistką, z którą nikt nie chce być. Przecież do tej pory żaden facet długo z nią nie wytrzymał, ten gach znad morza również. Pewnie Simon też zbyt długo z nią nie wytrzyma, mimo że mu się teraz tak oczy świecą na jej widok. I to sprawia, że wszystkich obraca przeciwko nam, także was. Czy ty tego nie dostrzegasz? – spytał spokojnie, licząc na to, że Zibi mu przytaknie.
- Coś ty teraz powiedział o Tosi?! – Zbyszek jednak zareagował zupełnie inaczej od przewidywań Michała, bo stanął w mojej obronie. – Jak ty w ogóle śmiesz mówić coś takiego o swojej długoletniej przyjaciółce, nie wiedząc tak naprawdę, co ona czuje…
Wiedziałam, że jeszcze chwila, a Zbyszek powie mu prawdę, która nie powinna ujrzeć światła dziennego. Dlatego w mgnieniu oka znalazłam się obok niego i odciągnęłam go jakimś cudem od Michała. Nawet nie zauważyłam, kiedy Bartman złapał go za koszulę, tak bardzo nie mogłam uwierzyć w to, co nagadała Kubiakowi Justyna i – co gorsza – w co uwierzył.
- Nie warto – szepnęłam do Zibiego.
Bartman spojrzał na mnie ze współczuciem, czego nienawidziłam. Litość, kto w ogóle wymyślił to uczucie?
- Wiesz, Michał, wciąż tutaj jestem i wszystko doskonale słyszę, nie musisz więc mówić o mnie w trzeciej osobie – nie wiedziałam, jakim cudem mój głos był taki mocny, tak opanowany i tak zimny, jak w tej chwili. Nigdy nie sądziłam, że mam w sobie tyle siły, że mogłam mu po czymś takim spojrzeć prosto w oczy, i mimo łez, z zimną obojętnością wygarnąć to, co o nim teraz myślę. – I masz rację, jestem gównianą, samotną satanistką, której jednak zależy na szczęściu przyjaciół, w odróżnieniu od ciebie i Justyny. Ale jak widać, ty do nich nie należysz, skoro myślisz o mnie w taki sposób. I bardzo się cieszę, że się tego dowiedziałam. A teraz wypierdalaj z mojego mieszkania, z mojego życia i już nie wracaj, nawet wtedy, gdy już staniesz się zużytą zabawką dla Justysi i ta kopnie cię w tyłek – po czym rzuciłam w niego kluczami, żeby mógł wyjść z zamkniętego mieszkania i obróciłam się na pięcie, zatrzaskując się w pokoju.
- I widzisz, co narobiłeś, mądralo? – usłyszałam jeszcze głos bezradnego Zbyszka, nie wiedzącego co teraz powinien zrobić. – Tośka jest dla ciebie zbyt dobra, na jej miejscu obiłbym ci tą parszywą mordę. A teraz wynoś się stąd i nie licz na to, że po czymś takim jeszcze kiedykolwiek ci pomogę.
Nie wiem, co dalej się działo, bo zakryłam sobie uszy poduszką, nie chcąc nic więcej słyszeć i zalałam się łzami.

- Mój brat tak o tobie powiedział? – zirytował się Błażej, jakby niedowierzając, że Kubiak mógł być tak bezlitosny.
- Mniej więcej – przytaknęłam smutno. – Co prawda Michał chyba przez następne dni próbował mnie przeprosić za swój wybuch i słowa, ale unikałam go jak ognia. Nie odbieram od niego telefonów, nie wpuszczam go do mieszkania, traktuję go jak powietrze…
Tak jest dla mnie zdecydowanie lepiej.
- Boże, ale z niego pacan! – krzyknął Błażej. – A niby taki cudowny, mądrzejszy ten mój straszy braciszek, a tu proszę, jaki skurwysyn z niego wychodzi. I to dzięki jednej, marnej, blondwłosej pindzi – pieklił się Młody.
A on już tak ma, że gdy się na kogoś wkurzy, to jedzie po bandzie i to nie tylko ze słownictwem.
- Uspokój się i nie rób nic głupiego – powiedziałam spokojnie, chcąc uspokoić jakoś jego zapędy. Jeszcze zacznie wydzwaniać do Michała, a ten jeszcze pomyśli, że mi zależy czy coś. A mi już nie zależy, mam go kompletnie gdzieś…
Ech, Tośka, kogo ty próbujesz oszukać?
- Ale przecież nie można tego tak zastawić, Tosiu!
- Można i ty to zrobisz, bo cię o to proszę – zażądałam kategorycznie. – A wracając to tematu, rozumiesz więc już, że nie mogę teraz do niego ot tak zadzwonić i prosić go o pomoc. To by było niehonorowe zachowanie. Z drugiej strony wiem, że on jest jedyną deską mojego ratunku…
- Najchętniej to bym mu teraz tak nawtykał, że by mu w pięty poszło, ale jest zbyt stary, żeby zmądrzeć… – westchnął Błażej, już się trochę uspokajając. – Poza tym wiesz doskonale, że Michał w gniewie prędzej mówi niż myśli. A wy wzięliście go w krzywy ogień pytań, to była jego forma obrony.
- Od kiedy jesteś jego adwokatem? – spytałam zirytowana.
Zamiast stanąć po mojej stronie, ten znowu go broni!
- Nigdy nie byłem, nie jestem i nim nie będę, ale dobrze znam go i wiem, że teraz na pewno żałuje swoich słów…
- Może i tak, ale co to zmienia? – spytałam retorycznie. – Justyna już go oplotła tymi swoimi mackami, chyba nie da się go z nich tak łatwo uwolnić, jak się nam wydawało. I ja chyba nie mam zamiaru tego robić…
- Odpuszczasz? – zdziwił się Błażej.
- Już chyba dawno sobie go odpuściłam. A nawet gdybym jeszcze tego nie zrobiła, to po takich słowach powinnam…
- Przecież dobrze wiesz, że właśnie o taką reakcję chodziło Justynie, kiedy nagadała Michałowi na ciebie.
Błażej powiedział to, co gdzieś tam w mojej głowie tkwiło, ale nie mogło się przebić do przodu. Nie wiedziałam, co mam robić. Walczyć wciąż o przyjaciela, nawet za cenę kolejnych nieprzespanych i przepłakanych nocy, czy jednak dać sobie spokój i nie narażać się na kolejne rany? W końcu już i tak mam ich zbyt wiele…
 - Nie wiem, Błażej, co mam robić – westchnęłam. – Zrozum, że nie mam zamiaru słuchać raz jeszcze czegoś takiego o sobie.
- Rozumiem, Tosiu.
- Z drugiej jednak strony wiem, że jak odpuszczę, to Justyna zatriumfuje. A tego byśmy nie chcieli...
- To prawda – znowu przytaknął.
Kurczę, zamiast mi pomóc, ten tylko potwierdza moje słowa.
- Co mam więc zrobić? – spytałam, nie doczekawszy się żadnej pomocy z jego strony.
- W kwestii jego i Justyny, to nie wiem, ale w kwestii Mikołaja powinnaś schować honor do kieszeni i do niego zadzwonić. W końcu chodzi tu o szczęście chorego dziecka – powiedział i miał zupełną rację.
 Dlatego też w pospiechu pożegnałam się z Błażejem i szybko wybrałam numer Michała, zanim bym się rozmyśliła. Nie wiedziałam, czy dobrze robię, ale nie mogłam myśleć o sobie, jeśli w grę wchodził mały pacjent oddziału onkologicznego, któremu coś obiecałam. A ja przecież nigdy nie rzucam słów na wiatr. I nawet jeśli by się wydawało, że się z czegoś wycofuję, to ani myślę tego robić. I Michał się o tym przekona.





____________________________________________
Jestem. W końcu coś napisałam. I nieźle popuściłam wodze fantazji, co nie? :) Ale jakoś tak wyszło, trochę rozbieżnie od zamierzonego scenariusza, ale poradzimy sobie i z tym. Z Michała za sprawą Justyny wychodzi niezły dupek, ale takich się przecież kocha najmocniej, co pokazuje przykład Tośki. I pewnie jeszcze przez pewien czas będzie to pokazywać… Ale nie będę zdradzać Wam żadnych szczegółów, za to pragnę Wam bardzo podziękować za te wszystkie pytania o nowy rozdział, za to zainteresowanie wciąż moimi opowiadaniami, za te wyrazy cierpliwości i słowa wsparcia. To, że czekaliście, naprawdę wiele dla mnie znaczy. I daje niezwykłego kopa do działania. Oby ta wewnętrzna blokada pisarska już mnie opuściła…
A teraz mam jeszcze do Was małą prośbę. Pogubiłam się już w tych wszystkich adresach Waszych opowiadań, które odwiedzam, dlatego byłabym niezmiernie wdzięczna, gdy do Waszego komentarza pod tym rozdziałem, dodacie adres Waszego bloga. O ile oczywiście chcecie, abym Was odwiedzała.
Mam nadzieję, że mnie za taki rozwój akcji nie zlinczujecie… Pozdrawiam Was, kochani!

12 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz, jak fajnie i przyjemnie się to czyta! bardzo lubię Tośkę, jest świetną osobą. i kochany Zibi, uwielbiam go! to opowiadanie jest cudowne, życzę ci dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super super super !!! już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału zajefajne piszesz jestem ciekawa kiedy Kubak się zorientuje co czuje do niego Tośka :D
    Pozdro :* i zapraszam do mnie
    http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/08/piaty.html

    OdpowiedzUsuń
  3. doczekałam sie :D
    świetny jest, nie zlinczuje, co to za blog by był bez wrażeń? :D
    czekam szybciutko na nowy :*
    ściskam :*

    uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie, że pojawił się kolejny rozdział. Szczerze, to liczyłam na rozwój sytuacji z Szymkiem (rozumiesz, takie spaczenie umysłu), ale mam nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze :) Kubiak Michał po raz kolejny okazał się chujem, ot co. Jej miłość do niego przekracza moje możliwości pojmowania :<
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej, aniżeli ten ;) Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie, że pojawił się nowy tatuaż :) Miałam nadzieję na rozwój sytuacji Szymkiem, ale cóż ;)
    Kubiak M. okazał się chujem i tyle :) Miłość Tosi do niego przekroczyła moje zdolności wyobrażenia sobie tego :( Michał. weź no w końcu załóż te okulary!
    Dużo weny, żeby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej :)
    Pozdrawiam! ;*

    goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. A o nowości nie można powiedzieć?! Foch Panno Szanowna! Foch z przytupem.
    Miśkowi należy sie porządny łomot za to co robi, mówi. Czemu aceci nie myślą głową tylko główką? Ehh... A Zibi miał na końcu języka wszystko. Swoją drogą jakby o tym wiedział jakby zareagował?

    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i informację. A ja zapraszam na nie-damy-sie.blogspot.com na posłowie i ostatni rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z Miśka za sprawą Justyny (kurde, jak ja nienawidzę tego imienia i dużej części dziewczyn, które zostały nim ochrzczone) wyszedł niezły dupek, któremu przydałoby się obić japę. Może wtedy by się opamiętał. Justyna to parszywa suka, której chyba nie da się lubić i szkoda mi Dzika, że tego JESZCZE nie zauważył. Zbych dobrze zrobił wygarniając Michałowi całą prawdę i stając w obronie, Bogu ducha winnej, Tosi. Żałuję jednak, że nie wygadał się o uczuciach bohaterki, bo może wtedy Kubiak otworzyłby oczy.
    W każdym razie warto było czekać na nowy tatuaż :) Mam nadzieję, że następny pojawi się nieco szybciej ;)
    Zapraszam na szóstkę http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. W tym rozdziale skumulowało się tyle emocji tak pozytywnych, jak i negatywnych, że aż nie wiem, od czego zacząć! Naprawdę, Szanowna_L, tym razem przeszłaś samą siebie! ;D Skoro mając wenę tworzysz takie perełki, to życzę Ci, aby wena nie opuszczała Cię nigdy! ;)) Teraz zaś przechodzę do bardziej merytorycznej części mojego komentarza:
    1. Podoba mi się to, jak Tośka przejmuje się dziećmi pokrzywdzonymi przez los. Jest naprawdę kobietą o złotym sercu i naprawdę nie wiem, jak niektórzy, na przykład pan Michał K., mogą nie dostrzegać owej wspaniałej zalety.. Ale o tym później. Troska Czarnej wobec chorego dzieciaka chwyciła mnie za serce. Antonina jest zdecydowanie fantastyczna!
    2. Błażej jako przyjaciel ostatnimi czasy również stał się niezawodny, a swoim zainteresowaniem sprawami Tośki i dawaniem serdecznych rad po raz kolejny pokazał klasę. Kiedyś młodszy Kubiak mnie wkurzał - na szczęście te czasy już minęły i nie muszę zaciskać zębów ze złości za każdym razem, kiedy w tekście pojawia się ta zacna postać :F
    3. Szczękościsku nie dostanę też od Zbyszka, który w byciu oddanym, empatycznym druhem staje w szranki z paryskim siatkarzem. O ile jednak Błażej wydaje mi się, że tak to ujmę, nieszkodliwy, o tyle Bartman potrafi namieszać, i to nieźle.. Co zresztą zaprezentował. Zbyszko wkurzył się na maksa podczas "rozmowy" ze starszym Kubiakiem, ale dobrze, że jego wnerwienie nie przekroczyło punktu o nazwie Jestem-Tak-Wpieniony-Na-Swojego-Rozmówcę-Że-Zaraz-Wygarnę-Temu-Palantowi-WSZYSTKOWSZYSTKOTOCOWIEMAŻMUWPIĘTYPÓJDZIE!-HAHAHAHA! ;D Inaczej byłaby jedna wielka lipa, jak przypuszczam. Wolałabym, żeby Michał dowiedział się o uczuciach Tośki jednak w bardziej sprzyjających okolicznościach...
    4. Szczękościsku dostanę od Michała, którego poziom naiwności w chwili obecnej wynosi "n" (n E IR 0<n ;D) i niepohamowanie rośnie! Jak ten koleś mógł uwierzyć Justysi? No jak? Serio, on robi wszystko, żebym w końcu skontaktowała się z talibami z Afganistanu i zamówiła u nich jakąś poręczną rakietkę ziemia-ziemia, którą następnie wycelowałabym w Miśka! Numery to siatkarz wykręcać potrafi, oj, potrafi.. A jego mocną stroną na pewno nie jest myślenie - chyba, że po fakcie. Dotychczas usilnie starałam się szukać w nim jakichkolwiek przejawów pozytywnych cech charakteru, ale tak spaczonego Justyną osobnika raczej już uratować się nie da... Idealnym antidotum byłaby Tośka, lecz skoro Dzik woli manipulantkę zamiast szczerej przyjaciółki to pozostaje mi jedynie załamać ręce, zapłakać i znaleźć wreszcie ten numer do Kabulu ;DD
    No, to chyba tyle ;D
    czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i gratuluję z całego serca nominacji do kolejnej nagrody!
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    love--is--the--reason.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam ;) Dzisiaj jest dla mnie wielka chwila. Coś się kończy - coś zaczyna. Już nie czuję jak rymuję, ale zapraszam na epilog i prolog. Koniec Zbysia, początek tajemniczej niemoralności.
    http://sen-o-siatkowce.blogspot.com/
    http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/
    Życzę miłej lektury i udanego weekendu ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam :D http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/08/szosty.html

    OdpowiedzUsuń
  11. bum,bum... wielkimi krokami przyszedł nowy rozdział na szukamy-sie.blogspot.com :) zapraszam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no tego po Miśku bym się nie spodziewała:/ przesadził i to po całości! A to wszystko wina tej całej idiotki:/ oby Tośka doszła do porozumienia z Michałem. ..i Justyna nie miała tej satysfakcji!

    Pozdrawiam
    niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń