„dzień, w którym powiem sobie dość
będzie karą za twój błąd…”
będzie karą za twój błąd…”
Wyszłam z
dyżurki w ostatniej chwili powstrzymując się przed ostentacyjnym trzaśnięciem
drzwiami. Nie byłam zła na siostrę Katarzynę, to nie o to chodziło. Bardziej
byłam zła na siebie. W końcu to nie wina siostry, że zapomniałam, który dzisiaj
jest i co w związku z tym obiecałam Mikołajowi. Nic mnie nie usprawiedliwiało,
żadne przykre czy mniej przykre wydarzenia, które ostatnio się działy w moim
życiu – o takich sprawach się po prostu nie zapomina!
Ale nie wszystko
było jeszcze stracone. Jestem osobą honorową i słów danych innym dotrzymuję
zawsze, poruszę więc niebo i ziemię, aby tym razem było tak samo. Dlatego więc
bez niepotrzebnego namysłu wyciągnęłam komórkę z kieszeni i wybrałam właściwy
numer telefonu.
Błażej odebrał
po dwóch sygnałach.
- Co tam,
Tosiaku? – zapytał na powitanie i doskonale wiedziałam, że uśmiecha się przy
tym jak głupi do sera.
- Co robisz? –
spytałam go bez ogródek, odpowiadając pytaniem na pytanie.
Chciałam po
prostu od razu przejść do sedna sprawy, nie było czasu, aby bawić się w
uprzejmości i niepotrzebnie rozgadywać na niepowołanie tematy.
- Właśnie siedzę
na balkonie i spoglądam na Paryż w godzinach szczytu – zamruczał prawie jak
Majkel, kiedy ma dobry dzień, siedzi mi na kolanach i oczekuje, aż go podrapię
za uchem.
Ale zaraz… jaki Paryż?
O czym on do cholery gada? Znowu stroi sobie ze mnie głupie żarty? To już nie jest śmieszne – irytowałam
się w myślach. W pewnej chwili jednak tak wryło mnie w ziemię, że aż stanęłam
na środku szpitalnego korytarza, tarasując innym przejście. O mój Boże,
kompletnie zapomniałam, że przecież Młodego wywiało do Francji!
- Halo? Tośka?
Jesteś tam? – pytał Błażej, wyrywając mnie z zamyślenia, już bardziej napiętym
tonem głosu, denerwując się tym, że się do niego nie odzywam. Pewnie myślał, że
zasięg mi nawala, a mnie po prostu zamurowało.
Jak ja w ogóle
mogłam zapomnieć, że on teraz gra we Francji?
- Eeee… -
zająknęłam się, próbując jakoś doprowadzić się do porządku. – Jestem i właśnie ubolewam
nad swoją głupotą.
- Co znowu takiego
zrobiłaś? – zaśmiał się Błażej, na nowo się rozluźniając.
- Znowu? –
pisnęłam, a on wciąż się ze mnie śmiał. Żeby więc miał lepszy powód do śmiechu,
pośpieszyłam z wyjaśnieniami: – Właśnie chciałam cię prosić, abyś mi pomógł w
pewnej bardzo ważnej i niecierpiącej zwłoki sprawie, kompletnie zapominając o
tym, że jesteś teraz we Francji – przyznałam się ze wstydem.
- Gdybym miał
teleporter, to już bym się do ciebie teleportował, bo… przyznam Ci się, że
trochę mi cię tutaj brakuje… – wyznał Błażej, wzdychając przy tym ciężko. – I
wiesz, że chętnie bym ci pomógł…
- Ale to
niemożliwe – dokończyłam za niego zrezygnowanym tonem głosu. – Cóż, będę
musiała sobie poradzić sama – westchnęłam.
Nie miałam
jednak zielonego pojęcia, co mam teraz począć. Nie posiadałam wyjścia
awaryjnego, nigdy wcześniej go nie potrzebowałam. Aż do dziś.
- A co takiego
się stało? – zainteresował się Młody. – Może wspólnie wpadniemy na pomysł, jak
rozwiązać ten problem – rzucił, zapewne domyślając się, że kompletnie nie wiem,
co mam teraz począć.
- Pilnie potrzebuję
kierowcy… a raczej samochodu, ale może być z kierowcą – westchnęłam, motając
się w zeznaniach. – Bo wiesz, obiecałam Mikołajowi, że jeśli lekarze go
puszczą, to zabiorę go na cmentarz do mamy, która obchodziłaby jutro swoje
urodziny, ale przecież nie mogę tego zrobić na motocyklu, bo byłabym kompletną debilką,
gdybym to zrobiła. Autobus też odpada, bo za dużo zarazków, a wiesz jak to jest
z dzieciakami po przeszczepie… – mówiłam, coraz bardziej się załamując nad
własną głupotą.
Aż usiadłam na
krzesełku, stojącym na szpitalnym korytarzu, nie mając już siły.
- A nie masz tam
nikogo, kto by ci pomógł? Bo wiesz, gdybym mógł…
- Pierwszy
przyszedłeś mi do głowy – przerwałam mu, nie chcąc wdawać się w niepotrzebne
szczegóły.
W końcu to on
zawsze był moim kierowcą, nigdy nie potrzebowałam wyjścia awaryjnego, więc go
po prostu nie miałam. A teraz nie umiałam go wymyślić. Zbyszek przecież także
wyjechał z Jastrzębia, Simon nie miał jeszcze samochodu, Łasko był w Dąbrowie u
Mileny… nikogo innego nie miałam.
- A Michał? –
zapytał Błażej tonem, który świadczył, że uważa mnie w tej chwili za kompletną
debilkę, która na to nie wpadła. Nie wiedział jednak, że ostatnio nie mam
ochoty na jakiekolwiek rozmowy z Michałem.
No chyba, że
tenże Michał nazywał się Łasko, ale to nie o niego chodziło Błażejowi, tego
akurat mogłam być pewna.
- Eeeeee… -
zająknęłam się niepewnie, zastanawiając się w pospiechu, czy mówić mu o tym, co
się wydarzyło w poniedziałek. – Nie wiem, czy po naszej ostatniej rozmowie powinnam
w ogóle do niego dzwonić…
- A co takiego się
stało? – spytał Błażej pełen napięcia.
Kilka
dni wcześniej…
Po rozmowie z
Simonem trochę mi ulżyło na sercu. Co prawda nie potrafiłam Niemcowi powiedzieć
wszystkiego, co mnie od tak dawna dręczyło, ale wyrzucenie z siebie choć
odrobinę tego ciężaru, który noszę, dało mi wewnętrzny spokój i nieopisaną
ulgę. Byłam lżejsza i jakby bardziej gotowa na stawianie czoła przeciwnością, a
zwłaszcza takiej jednej, która nazywa się Justyna.
Powróciłam jednak
szybko do rzeczywistości. Zrobiłam to dokładnie w momencie, w którym włożyłam
klucz do zamka od mojego mieszkania. Okazało się, że go nie potrzebowałam, bo
drzwi były otwarte. Nie przypominałam sobie jednak, abym kiedykolwiek ich nie
zamknęła. Musiałabym być naprawdę rozkojarzona, co mi się po prostu nie zdarzało…
Nic więc dziwnego, że serce podskoczyło mi niemal do gardła, gdy wyobraziłam
sobie nie wiadomo jakie cuda czekają na mnie po drugiej stronie drzwi. Choć raczej
złodzieje wielkiego utargu by u mnie nie mieli – mam przecież całkiem stary
telewizor, brak jakichkolwiek nowoczesnych sprzętów, zasobów pieniędzy, czy
biżuterii w szufladach… Jedynie mogli ukraść mi mój laptop, nic więcej raczej
by ich nie zadowoliło.
Weszłam jednak
do środka z niezwykłą ostrożnością. Ile razy to się słyszało, że złodzieje
potrafią zabić dla dwudziestu złotych? Normalni ludzie zapewne dzwoniliby w tej
chwili na policję, ale ja nigdy nie byłam normalna. Prawie bezszelestnie udałam
się do kuchni, gdzie z najbliższej szuflady wyciągnęłam wałek do ciasta. Potem
starając się nie wydawać jakichkolwiek dźwięków zdradzających moją obecność, podeszłam
do drzwi, za którymi zauważyłam cień jakieś postaci. Podejrzewając, że jest to
złodziej, uniosłam wałek w górę, oczekując aż ta osoba wyłoni się z pokoju,
który w tej chwili był zawalony kartonami z rzeczami Zbyszka i Błażeja. Przecież
nie mogłam pozwolić, aby oprócz mnie, okradł jeszcze moich przyjaciół, którzy
zostawili mi swoje rzeczy na przechowanie, licząc, że są tu bezpieczne. Po
chwili drzwi się otworzyły, wzięłam zamach i…
- Zbyszek! –
krzyknęłam, opuszczając natychmiast rękę, w której spoczywał wałek do ciasta.
Gdybym nie trzymała go w tej chwili w dłoni, złapałabym się zapewne za serce. –
Boże, to tylko ty…
- No ja, a kogo
się tu spodziewałaś? – spytał, po czym przeniósł swój wzrok na wałek, który
wciąż spoczywał w mojej dłoni. – Czym sobie zasłużyłem na tak miłe powitanie? –
uśmiechnął się zawadiacko.
- Przestań
błaznować, wystraszyłeś mnie debilu! Myślałam, że to złodziej – pokręciłam
głową, po czym ruszyłam w stronę kuchni, by odłożyć to „narzędzie tortur” z
powrotem do szuflady.
- Czyżbyś
zapomniała, że mam tu jeszcze trochę swoich rzeczy? – spytał Bartman, idąc za
mną do kuchni.
Był niezwykle rozluźniony
i rozbawiony całą sytuacją. Ciekawe, czy tak bardzo byłoby mu do śmiechu,
gdybym mu tym wałkiem przyłożyła w głowę? Hm, chyba muszę kiedyś to sprawdzić…
- Raczej
zapomniałam, że masz jeszcze klucze od mieszkania. Poza tym miałeś dać mi znać,
kiedy przyjedziesz po swoje rzeczy – przypomniałam mu wspaniałomyślnie. – Chyba
nie miałeś zamiaru wyjechać bez pożegnania ze mną? – spytałam, patrząc na niego
spode łba.
- Nie no, skądże
znowu! – obruszył się Zbyszek tymi insynuacjami. – Czekałem aż wrócisz do
mieszkania, myślałem nawet, że będziesz wcześniej i mi trochę pomożesz, ale już
się sam uporałem ze wszystkim.
- Mam tylko
nadzieję, że nie pomyliłeś kartonów i nie zabrałeś rzeczy Błażeja, bo kiedy on
tu po coś przyjedzie i zobaczy, że tego czegoś brakuje, to mi łeb ukręci –
mówiłam, przybierając w miarę poważny wyraz twarzy, mimo że tak bardzo chciało
mi się śmiać, kiedy w mojej głowie pojawił się obraz zdenerwowanego Błażeja.
On zawsze robił
się wtedy cały czerwony na twarzy i nie mógł się wysłowić. To było bardziej
śmieszne, niż straszne.
- Wszystko
miałaś dokładnie opisane i uporządkowane, więc nie mógłbym się pomylić –
zapewnił mnie.
- No mam
nadzieję – przytaknęłam, wyciągając z zamrażalki opakowanie pierogów. – Chyba
przed podróżą przyda ci się jakiś obiad. Wybacz, ale nie mam niczego
porządniejszego…
- Dobre i to –
zaśmiał się, a kiedy pogroziłam mu pięścią, uniósł ręce w górę w geście
poddania się. – Przecież wiesz, że tak tylko się z tobą droczę. Sam nigdy nie
jadałem lepiej, przecież doskonale znasz moje nawyki żywieniowe…
Na samo
wspomnienie całej zapaćkanej kuchni, którą zastałam po powrocie do mieszkania,
gdy Zbyszek próbował ugotować coś innego niż makaron, nie mogłam się nie
uśmiechnąć. Mieszkanie wyglądało wtedy jak po nalocie CBA (bo cała akcja „gotuj
z Bartmanem” rozgrywała się nie tylko w kuchni, ale także w salonie, a nawet w…
łazience; do tej pory nie wiem, co się działo i chyba nawet nie chcę
wiedzieć…).
- Jesteś
niemożliwy – pokręciłam głową z dezaprobatą. – Chyba nawet będzie mi cię tutaj
brakować… - westchnęłam po chwili.
- Chyba?! –
oburzył się Zbyszek, co wywołało u mnie głośny napad śmiechu.
- No dobrze, na
pewno mi cię tutaj będzie brakować – powiedziałam, gdy się już uspokoiłam.
Podeszłam do niego i poczochrałam go po tych czarnych włosach.
Zbyszka jakby
nie obszedł ten gest. Ani na mnie nie nakrzyczał, ani nie zaczął gwałtownie
poprawiać fryzury, jak to zawsze robią obaj Kubiakowie. Choć jeden normalny,
który nie ma obsesji na punkcie swoich włosów.
- No i taką
odpowiedź mogę zaakceptować – stwierdził Zibi. – Bez ciebie też będzie nam
nudno w Rzeszowie…
- Ach –
westchnęłam z zadowoleniem. – Ale już dosyć tych czułości. Mów mi teraz, jak
wam się tam podoba? Już macie swoje miejsca do spacerów z Bobikiem?
Bobik, żarłoczny
postrach wszystkich sąsiadów tutejszego bloku, tak naprawdę jest małym yorkiem,
pupilem Zbyszka, wyglądającym zupełnie niegroźnie. Ale to tylko jest taka
niepozorna maska, bo Bobik ma w sobie naprawdę wielki duch, skoczyłby za swoim
panem w ogień, a do tego ma niesamowicie dużo pary w płucach przeznaczonej na
niesamowicie głośne i irytujące szczekanie. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz
zobaczyłam prawie dwumetrowego faceta z małym pieskiem u boku, którego
zazwyczaj kobiety noszą w torebkach, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Później jednak przyzwyczaiłam się do tej nietypowej dwójki. Nawet Majkel z
każdym dniem mniej prychał na Bobika. Jeszcze trochę, a może by się nawet
zaprzyjaźnili, tak jak mi się udało zdobyć serce tej małej bestii?
- Mamy już
wszystko obcykane – zaśmiał się Bartman. – Ale co ja ci będę opowiadał?
Wpadniesz do nas, to sama się przekonasz. Oprowadzimy cię po Rzeszowie,
obowiązkowo z Bobikiem – śmiał się dalej.
- Postaram się
wpaść, tylko nie wiem jeszcze kiedy. Dam ci wcześniej znać – zapewniłam go.
Bartman pokiwał
głową i na dłuższą chwilę zapadła cisza w mieszkaniu, tak że doskonale
usłyszeliśmy, jak Majkel przesuwa swoją miseczkę po posadzce, wylizując jej
spód.
- A byłeś już u
Michała? Czy może chcesz jeszcze do niego wpaść przed wyjazdem? – spytałam,
przerywając ciszę i jednocześnie kładąc przed Zbyszkiem talerz z pierogami.
Kiedy
wypowiedziałam imię jego przyjaciela, Bartmanowi w dziwny sposób uśmiech zszedł
z twarzy. Spuścił wzrok i z wielkim zainteresowaniem wpatrywał się w talerz,
jakby tam nagle ukazał się nowy typ Ferrari. To było naprawdę dziwne… dlatego
musiałam zainterweniować.
- Ej, co jest? –
spytałam więc.
- Nic, nic – Zibi
próbował mnie jakoś zbyć, ale nie bardzo mu to wychodziło
- No przecież
widzę, że coś tu jest nie tak. Spójrz więc na mnie i powiedz mi, o co chodzi –
mówiłam, a kiedy ten nie stosował się do mojej prośby, dodałam pewnie,
rozsiadając się na krześle: - Przecież doskonale wiesz, że się mnie nie
pozbędziesz. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie dowiem się, o co chodzi.
- Jesteś
strasznie uparta, wiesz? – westchnął Bartman, rezygnując już z ukrywania tego,
co mu leży na wątrobie i wreszcie spoglądając mi w twarz.
- Wiem, podobno
nawet bardziej niż ty – uśmiechnęłam się, chcąc rozluźnić nieco atmosferę.
- To całkiem
prawdopodobne – przytaknął, ale dość niechętnie. – A do Michała nie pójdę, bo
nie mam z nim już o czym gadać…
- Nie bardzo
rozumiem… Pokłóciliście się? – spytałam, a Zibi przytaknął. – Kiedy?
- Czyli nikt ci
nie powiedział? – zdziwił się Bartman, kiedy zaprzeczyłam. – Nad morzem, krótko
po twoim wyjeździe. Wygarnąłem mu, co myślę o jego zachowaniu.
- Co dokładnie?
– zainteresowałam się z wyczuwalnym napięciem w głosie, mimo że tak bardzo
starałam się je ukryć.
Ale co ja
poradzę na to, że po prostu się wystraszyłam, iż Zibi się przed Michałem
wygadał, co do niego czuję? Może to przez to Kubiak zachowywał się ostatnio tak
dziwnie?
- A to, że jest
kompletnym idiotą, który nie widzi tego co się dookoła niego dzieje. I takie
tam – machnął ręką, nie chcąc za bardzo wdawać się w szczegóły. Widząc jednak
moją zaniepokojoną minę, dodał uspokajająco: - Nie wspomniałem mu o tym.
Kamień spadł mi
z serca. Aż dziwne, że Bartman nie usłyszał tego huku, gdy on spadał.
- Nie powinieneś
się z nim sprzeczać z mojego powodu. To do niczego dobrego nie prowadzi –
powiedziałam spokojnie, mogąc znów być w miarę wyluzowaną.
Całkowicie to
się chyba nigdy nie wyluzuję. W końcu wciąż ciąży na mnie świadomość tego, że
kilka osób już się domyśliło, dlaczego w tak dziwny sposób reaguję na Michała.
Dobrze, że jeszcze żadna z nich nie puściła pary z ust, jednak wciąż się boję,
że w końcu któryś z nich nie wytrzyma i powie na głos to, co zawsze zostawiają
dla siebie. A ja nie chcę niepotrzebnej litości ze strony Michała, dlatego że
ja go kocham, a on mnie nie. Nie zniosłabym jego spojrzenia, jego odmiennego
zachowania w stosunku do mnie, jego obecności…
- Ale on jest debilem!
– krzyknął Bartman, wyrywając mnie z zamyślenia. – Przecież wszyscy widzą, jak
bardzo was do siebie ciągnie, tylko nie on!
- Bo
najwidoczniej go do mnie nie ciągnie… Nie, Zibi – przerwałam mu, kiedy chciał znów
zabrać głos, przerywając mi moją wypowiedź – doskonale wiesz, że z tego nic już
nie będzie. To wszystko i tak za daleko zabrnęło. Przestańcie więc robić sobie
niepotrzebne nadzieję na to, że kiedyś będę z Michałem. Ja z nim nie będę, to
się nie uda, pogodziłam się z tym już. A ty zaraz pogodzisz się z Kubiakiem i
znów będziecie przyjaciółmi, jak dotąd – dodałam, wstając szybko od stołu, aby
się nie rozmyślić i idąc do mieszkania obok po jednego z zainteresowanych.
W moim zamyśle wszystko
miało potoczyć się jak najlepiej. Panowie mieli ze sobą pogadać, wyjaśnić sobie
to, co mają do wyjaśnienia, ewentualnie dać sobie raz po pysku i po sprawie. W
ogóle nie miałam zamiaru się wtrącać do tej rozmowy, moją rolą było tylko
wytarganie Michała, nawet za uszy jeśli byłaby tego konieczność, z mieszkania i
spod opieki Justyny. Reszta wydawała mi się pójść jak z płatka.
Natomiast poszło
zupełnie odwrotnie. Zbyt łatwo wyciągnęłam Kubiaka z mieszkania, za to dość
trudno było go w nim zatrzymać, gdy zobaczył Bartmana stojącego w salonie i nie
wiedzącego za bardzo, co powinien teraz zrobić. Swoją drogą Zbyszek chyba miał
zamiar mi zwiać z mieszkania, ale mu się to nie udało. Widząc, co się dzieje
między panami, zatrzasnęłam drzwi wejściowe i zagroziłam im, że ich stąd nie
wypuszczę, dopóki się ze sobą nie pogodzą, a że w lodówce nie ma zbyt wiele
żarcia, to poumieramy tu z głodu wszyscy troje i będzie to ich wina. Bo powątpiewam,
aby chciało im się skakać z trzeciego piętra (choć z nimi to nigdy nic nie
wiadomo…). A potem, odbierając uprzednio Zbyszkowi jego klucze od mieszkania,
tak po prostu zamknęłam się w swoim pokoju i starałam się nie podsłuchiwać. Nie
dało się jednak nie usłyszeć, że po kilkudziesięciu minut zduszonej rozmowy,
chłopaki zaczęli się na siebie wydzierać.
Czyli coś poszło
nie tak, jak zakładałam.
- Tośka liczy, że
się pogodzimy, ale ty jesteś zbyt głupi na to, abyśmy mogli się pogodzić! –
pierwszego usłyszałam Zbyszka i już wiedziałam, że to niczego dobrego nie
wróży.
Bo jeśli Bartman
się wkurzył, to za chwilę wkurzy się także Kubiak. A wtedy to… pozamiatane.
Zaczną się na siebie wydzierać, śmiertelnie się na siebie obrażą i nic już się
nie da zrobić. Bo oni już tacy są – kłócą się naprawdę rzadko, ale jak już im
się to zdarzy, to tak konkretnie, że potem miesiącami się do siebie nie odzywają.
Musiałam więc interweniować i dlatego stanęłam wtedy w drzwiach od salonu.
- Nie rozumiem,
o co ci chodzi? Ostatnio mówisz do mnie tylko jakimiś niezrozumiałymi szyframi!
– pieklił się Kubiak. – Odkąd jesteś z Aśką nie możemy się w ogóle dogadać, a
ty wciąż o nasze nieporozumienia obwiniasz Justynę. Może to jednak nie ona jest
wszystkiemu winna?
- Coś ty teraz powiedział?
Czy ty właśnie insynuujesz, że to wszystko jest winą mojej Asi? – zirytował się
Zbyszek, a ja już wiedziałam, że nic dobrego z tego nie będzie. To był
najbardziej grząski teren, na jaki mógł wkroczyć Kubiak, nawet jeśli zrobił to
nieopatrznie… – Nie sądziłem, że jesteś aż tak ślepy!
- Właśnie zachowujesz
się, jak ci wszyscy ludzie, z których tyle razy się śmialiśmy. Mieliśmy nie być
takimi przyjaciółmi, którzy kłócą się ze sobą, kiedy jeden z nich kogoś
poznaje, ale ty oczywiście wszystko psujesz! – kontratakował Michał.
A ja byłam w
stanie tylko przenosić wzrok z jednego na drugiego, nie bardzo wiedząc, co począć.
- Ja wszystko
psuję? Ja? – Zibi uśmiechnął się kpiąco. – To ty jesteś kompletnie ślepy i nie
widzisz co się wokół ciebie dzieje!
- A ty niby
widzisz? – zakpił Kubiak.
W kpieniu z
siebie byli mistrzami!
- Jasne,
dostrzegam o wiele więcej…
- Nieprawda! –
przerwał mu Michał, już kompletnie wyprowadzony z równowagi. A znając jego,
właśnie teraz będzie mówił, zanim pomyśli, a kiedy dotrze do niego, co się
wydarzyło, będzie tego żałował. – Czepiasz się Justyny, zamiast wykazać się takimi
samymi dobrymi chęciami jak ja, kiedy przedstawiałeś mi Asię. Bo ja nigdy nic
złego na nią nie powiedziałem, wszystko akceptowałem, cieszyłem się twoim
szczęściem. Dlaczego więc ty nie możesz się nim cieszyć? W czym Justyna jest
gorsza od Aśki?
- Czy ty tego
nie widzisz, że odkąd się wbiła do naszego towarzystwa, wciąż coś się psuje? –
zapytał Bartman nadzwyczaj spokojnie. – Wszyscy po jakimś czasie zaczęliśmy
dostrzegać, jaką manipulatorką jest, oprócz ciebie. Co jest z tobą nie tak?
- Ze mną? –
zaśmiał się Kubiak i zrobił to tak mrocznie, że aż się przeraziłam. – To z wami
jest coś nie tak! Justyna miała rację, wszyscy jesteście zazdrośni!
- O co niby mamy
być? – zaśmiał się Zbyszek, maskując tym fakt, że ta rozmowa wymyka mu się spod
kontroli i nie bardzo rozumie, co się teraz dzieje.
- O to, że nam
się układa, a wam nie – wyjaśnił Michał, zaczynając triumfować. Zauważył
bowiem, że to on wychodzi na prowadzenie w tej potyczce. – Może ty i Aśka
jesteście szczęśliwi, ale Tośka wam wszystkim namąciła w głowach. Już nad
morzem Justyna mi mówiła, co tak naprawdę się wydarzyło między nimi, ale nie
chciałem w to wierzyć… Teraz jednak widzę to doskonale. Szkoda tylko, że ty
tego nie dostrzegasz i żyjesz w swoim świecie.
- Co ty jakąś
popierdoloną wróżką jesteś, że widzisz coś, czego nie ma? – zakpił Bartman.
Wciąż oboje nie
orientowali się, że się im przysłuchuję, tak bardzo byli pochłonięci w
mierzeniu się spojrzeniami. Nagle jakby stali się dla siebie wrogami i każdy z
nich chciał zniszczyć drugiego… Nie o to mi chodziło, kompletnie nie o to. Do
tego wzmianka o mnie wypowiedziana z taką nienawiścią sprawił, że jeszcze
bardziej stałam w jednym miejscu i się im przyglądałam, nie mogąc wykrztusić z
siebie słowa.
- Bardzo
śmieszne – Michał zakpił po raz kolejny. – Dopiero Justyna mi uświadomiła, że Tośka
jest zazdrosną, samotną satanistką, z którą nikt nie chce być. Przecież do tej
pory żaden facet długo z nią nie wytrzymał, ten gach znad morza również. Pewnie
Simon też zbyt długo z nią nie wytrzyma, mimo że mu się teraz tak oczy świecą
na jej widok. I to sprawia, że wszystkich obraca przeciwko nam, także was. Czy
ty tego nie dostrzegasz? – spytał spokojnie, licząc na to, że Zibi mu
przytaknie.
- Coś ty teraz
powiedział o Tosi?! – Zbyszek jednak zareagował zupełnie inaczej od przewidywań
Michała, bo stanął w mojej obronie. – Jak ty w ogóle śmiesz mówić coś takiego o
swojej długoletniej przyjaciółce, nie wiedząc tak naprawdę, co ona czuje…
Wiedziałam, że
jeszcze chwila, a Zbyszek powie mu prawdę, która nie powinna ujrzeć światła
dziennego. Dlatego w mgnieniu oka znalazłam się obok niego i odciągnęłam go
jakimś cudem od Michała. Nawet nie zauważyłam, kiedy Bartman złapał go za
koszulę, tak bardzo nie mogłam uwierzyć w to, co nagadała Kubiakowi Justyna i –
co gorsza – w co uwierzył.
- Nie warto –
szepnęłam do Zibiego.
Bartman spojrzał
na mnie ze współczuciem, czego nienawidziłam. Litość, kto w ogóle wymyślił to
uczucie?
- Wiesz, Michał,
wciąż tutaj jestem i wszystko doskonale słyszę, nie musisz więc mówić o mnie w
trzeciej osobie – nie wiedziałam, jakim cudem mój głos był taki mocny, tak
opanowany i tak zimny, jak w tej chwili. Nigdy nie sądziłam, że mam w sobie
tyle siły, że mogłam mu po czymś takim spojrzeć prosto w oczy, i mimo łez, z
zimną obojętnością wygarnąć to, co o nim teraz myślę. – I masz rację, jestem
gównianą, samotną satanistką, której jednak zależy na szczęściu przyjaciół, w
odróżnieniu od ciebie i Justyny. Ale jak widać, ty do nich nie należysz, skoro
myślisz o mnie w taki sposób. I bardzo się cieszę, że się tego dowiedziałam. A
teraz wypierdalaj z mojego mieszkania, z mojego życia i już nie wracaj, nawet
wtedy, gdy już staniesz się zużytą zabawką dla Justysi i ta kopnie cię w tyłek
– po czym rzuciłam w niego kluczami, żeby mógł wyjść z zamkniętego mieszkania i
obróciłam się na pięcie, zatrzaskując się w pokoju.
- I widzisz, co
narobiłeś, mądralo? – usłyszałam jeszcze głos bezradnego Zbyszka, nie
wiedzącego co teraz powinien zrobić. – Tośka jest dla ciebie zbyt dobra, na jej
miejscu obiłbym ci tą parszywą mordę. A teraz wynoś się stąd i nie licz na to,
że po czymś takim jeszcze kiedykolwiek ci pomogę.
Nie wiem, co
dalej się działo, bo zakryłam sobie uszy poduszką, nie chcąc nic więcej słyszeć
i zalałam się łzami.
- Mój brat tak o
tobie powiedział? – zirytował się Błażej, jakby niedowierzając, że Kubiak mógł
być tak bezlitosny.
- Mniej więcej –
przytaknęłam smutno. – Co prawda Michał chyba przez następne dni próbował mnie
przeprosić za swój wybuch i słowa, ale unikałam go jak ognia. Nie odbieram od
niego telefonów, nie wpuszczam go do mieszkania, traktuję go jak powietrze…
Tak jest dla
mnie zdecydowanie lepiej.
- Boże, ale z
niego pacan! – krzyknął Błażej. – A niby taki cudowny, mądrzejszy ten mój
straszy braciszek, a tu proszę, jaki skurwysyn z niego wychodzi. I to dzięki
jednej, marnej, blondwłosej pindzi – pieklił się Młody.
A on już tak ma,
że gdy się na kogoś wkurzy, to jedzie po bandzie i to nie tylko ze słownictwem.
- Uspokój się i
nie rób nic głupiego – powiedziałam spokojnie, chcąc uspokoić jakoś jego
zapędy. Jeszcze zacznie wydzwaniać do Michała, a ten jeszcze pomyśli, że mi
zależy czy coś. A mi już nie zależy, mam go kompletnie gdzieś…
Ech, Tośka, kogo
ty próbujesz oszukać?
- Ale przecież
nie można tego tak zastawić, Tosiu!
- Można i ty to
zrobisz, bo cię o to proszę – zażądałam kategorycznie. – A wracając to tematu,
rozumiesz więc już, że nie mogę teraz do niego ot tak zadzwonić i prosić go o
pomoc. To by było niehonorowe zachowanie. Z drugiej strony wiem, że on jest
jedyną deską mojego ratunku…
- Najchętniej to
bym mu teraz tak nawtykał, że by mu w pięty poszło, ale jest zbyt stary, żeby
zmądrzeć… – westchnął Błażej, już się trochę uspokajając. – Poza tym wiesz
doskonale, że Michał w gniewie prędzej mówi niż myśli. A wy wzięliście go w
krzywy ogień pytań, to była jego forma obrony.
- Od kiedy jesteś
jego adwokatem? – spytałam zirytowana.
Zamiast stanąć
po mojej stronie, ten znowu go broni!
- Nigdy nie
byłem, nie jestem i nim nie będę, ale dobrze znam go i wiem, że teraz na pewno
żałuje swoich słów…
- Może i tak,
ale co to zmienia? – spytałam retorycznie. – Justyna już go oplotła tymi swoimi
mackami, chyba nie da się go z nich tak łatwo uwolnić, jak się nam wydawało. I
ja chyba nie mam zamiaru tego robić…
- Odpuszczasz? –
zdziwił się Błażej.
- Już chyba
dawno sobie go odpuściłam. A nawet gdybym jeszcze tego nie zrobiła, to po
takich słowach powinnam…
- Przecież
dobrze wiesz, że właśnie o taką reakcję chodziło Justynie, kiedy nagadała
Michałowi na ciebie.
Błażej
powiedział to, co gdzieś tam w mojej głowie tkwiło, ale nie mogło się przebić
do przodu. Nie wiedziałam, co mam robić. Walczyć wciąż o przyjaciela, nawet za
cenę kolejnych nieprzespanych i przepłakanych nocy, czy jednak dać sobie spokój
i nie narażać się na kolejne rany? W końcu już i tak mam ich zbyt wiele…
- Nie wiem, Błażej, co mam robić –
westchnęłam. – Zrozum, że nie mam zamiaru słuchać raz jeszcze czegoś takiego o
sobie.
- Rozumiem,
Tosiu.
- Z drugiej
jednak strony wiem, że jak odpuszczę, to Justyna zatriumfuje. A tego byśmy nie
chcieli...
- To prawda –
znowu przytaknął.
Kurczę, zamiast
mi pomóc, ten tylko potwierdza moje słowa.
- Co mam więc
zrobić? – spytałam, nie doczekawszy się żadnej pomocy z jego strony.
- W kwestii jego
i Justyny, to nie wiem, ale w kwestii Mikołaja powinnaś schować honor do
kieszeni i do niego zadzwonić. W końcu chodzi tu o szczęście chorego dziecka –
powiedział i miał zupełną rację.
Dlatego też w pospiechu pożegnałam się z
Błażejem i szybko wybrałam numer Michała, zanim bym się rozmyśliła. Nie
wiedziałam, czy dobrze robię, ale nie mogłam myśleć o sobie, jeśli w grę
wchodził mały pacjent oddziału onkologicznego, któremu coś obiecałam. A ja przecież
nigdy nie rzucam słów na wiatr. I nawet jeśli by się wydawało, że się z czegoś
wycofuję, to ani myślę tego robić. I Michał się o tym przekona.
____________________________________________
Jestem. W końcu
coś napisałam. I nieźle popuściłam wodze fantazji, co nie? :) Ale jakoś tak
wyszło, trochę rozbieżnie od zamierzonego scenariusza, ale poradzimy sobie i z
tym. Z Michała za sprawą Justyny wychodzi niezły dupek, ale takich się przecież
kocha najmocniej, co pokazuje przykład Tośki. I pewnie jeszcze przez pewien
czas będzie to pokazywać… Ale nie będę zdradzać Wam żadnych szczegółów, za to
pragnę Wam bardzo podziękować za te wszystkie pytania o nowy rozdział, za to
zainteresowanie wciąż moimi opowiadaniami, za te wyrazy cierpliwości i słowa
wsparcia. To, że czekaliście, naprawdę wiele dla mnie znaczy. I daje
niezwykłego kopa do działania. Oby ta wewnętrzna blokada pisarska już mnie opuściła…
A teraz mam
jeszcze do Was małą prośbę. Pogubiłam się już w tych wszystkich adresach
Waszych opowiadań, które odwiedzam, dlatego byłabym niezmiernie wdzięczna, gdy
do Waszego komentarza pod tym rozdziałem, dodacie adres Waszego bloga. O ile
oczywiście chcecie, abym Was odwiedzała.
Mam nadzieję, że
mnie za taki rozwój akcji nie zlinczujecie… Pozdrawiam Was, kochani!
nawet nie wiesz, jak fajnie i przyjemnie się to czyta! bardzo lubię Tośkę, jest świetną osobą. i kochany Zibi, uwielbiam go! to opowiadanie jest cudowne, życzę ci dużo weny :)
OdpowiedzUsuńSuper super super !!! już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału zajefajne piszesz jestem ciekawa kiedy Kubak się zorientuje co czuje do niego Tośka :D
OdpowiedzUsuńPozdro :* i zapraszam do mnie
http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/08/piaty.html
doczekałam sie :D
OdpowiedzUsuńświetny jest, nie zlinczuje, co to za blog by był bez wrażeń? :D
czekam szybciutko na nowy :*
ściskam :*
uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com :)
Świetnie, że pojawił się kolejny rozdział. Szczerze, to liczyłam na rozwój sytuacji z Szymkiem (rozumiesz, takie spaczenie umysłu), ale mam nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze :) Kubiak Michał po raz kolejny okazał się chujem, ot co. Jej miłość do niego przekracza moje możliwości pojmowania :<
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej, aniżeli ten ;) Pozdrawiam gorąco!
Fajnie, że pojawił się nowy tatuaż :) Miałam nadzieję na rozwój sytuacji Szymkiem, ale cóż ;)
OdpowiedzUsuńKubiak M. okazał się chujem i tyle :) Miłość Tosi do niego przekroczyła moje zdolności wyobrażenia sobie tego :( Michał. weź no w końcu załóż te okulary!
Dużo weny, żeby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej :)
Pozdrawiam! ;*
goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com
A o nowości nie można powiedzieć?! Foch Panno Szanowna! Foch z przytupem.
OdpowiedzUsuńMiśkowi należy sie porządny łomot za to co robi, mówi. Czemu aceci nie myślą głową tylko główką? Ehh... A Zibi miał na końcu języka wszystko. Swoją drogą jakby o tym wiedział jakby zareagował?
No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i informację. A ja zapraszam na nie-damy-sie.blogspot.com na posłowie i ostatni rozdział :)
Z Miśka za sprawą Justyny (kurde, jak ja nienawidzę tego imienia i dużej części dziewczyn, które zostały nim ochrzczone) wyszedł niezły dupek, któremu przydałoby się obić japę. Może wtedy by się opamiętał. Justyna to parszywa suka, której chyba nie da się lubić i szkoda mi Dzika, że tego JESZCZE nie zauważył. Zbych dobrze zrobił wygarniając Michałowi całą prawdę i stając w obronie, Bogu ducha winnej, Tosi. Żałuję jednak, że nie wygadał się o uczuciach bohaterki, bo może wtedy Kubiak otworzyłby oczy.
OdpowiedzUsuńW każdym razie warto było czekać na nowy tatuaż :) Mam nadzieję, że następny pojawi się nieco szybciej ;)
Zapraszam na szóstkę http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
W tym rozdziale skumulowało się tyle emocji tak pozytywnych, jak i negatywnych, że aż nie wiem, od czego zacząć! Naprawdę, Szanowna_L, tym razem przeszłaś samą siebie! ;D Skoro mając wenę tworzysz takie perełki, to życzę Ci, aby wena nie opuszczała Cię nigdy! ;)) Teraz zaś przechodzę do bardziej merytorycznej części mojego komentarza:
OdpowiedzUsuń1. Podoba mi się to, jak Tośka przejmuje się dziećmi pokrzywdzonymi przez los. Jest naprawdę kobietą o złotym sercu i naprawdę nie wiem, jak niektórzy, na przykład pan Michał K., mogą nie dostrzegać owej wspaniałej zalety.. Ale o tym później. Troska Czarnej wobec chorego dzieciaka chwyciła mnie za serce. Antonina jest zdecydowanie fantastyczna!
2. Błażej jako przyjaciel ostatnimi czasy również stał się niezawodny, a swoim zainteresowaniem sprawami Tośki i dawaniem serdecznych rad po raz kolejny pokazał klasę. Kiedyś młodszy Kubiak mnie wkurzał - na szczęście te czasy już minęły i nie muszę zaciskać zębów ze złości za każdym razem, kiedy w tekście pojawia się ta zacna postać :F
3. Szczękościsku nie dostanę też od Zbyszka, który w byciu oddanym, empatycznym druhem staje w szranki z paryskim siatkarzem. O ile jednak Błażej wydaje mi się, że tak to ujmę, nieszkodliwy, o tyle Bartman potrafi namieszać, i to nieźle.. Co zresztą zaprezentował. Zbyszko wkurzył się na maksa podczas "rozmowy" ze starszym Kubiakiem, ale dobrze, że jego wnerwienie nie przekroczyło punktu o nazwie Jestem-Tak-Wpieniony-Na-Swojego-Rozmówcę-Że-Zaraz-Wygarnę-Temu-Palantowi-WSZYSTKOWSZYSTKOTOCOWIEMAŻMUWPIĘTYPÓJDZIE!-HAHAHAHA! ;D Inaczej byłaby jedna wielka lipa, jak przypuszczam. Wolałabym, żeby Michał dowiedział się o uczuciach Tośki jednak w bardziej sprzyjających okolicznościach...
4. Szczękościsku dostanę od Michała, którego poziom naiwności w chwili obecnej wynosi "n" (n E IR 0<n ;D) i niepohamowanie rośnie! Jak ten koleś mógł uwierzyć Justysi? No jak? Serio, on robi wszystko, żebym w końcu skontaktowała się z talibami z Afganistanu i zamówiła u nich jakąś poręczną rakietkę ziemia-ziemia, którą następnie wycelowałabym w Miśka! Numery to siatkarz wykręcać potrafi, oj, potrafi.. A jego mocną stroną na pewno nie jest myślenie - chyba, że po fakcie. Dotychczas usilnie starałam się szukać w nim jakichkolwiek przejawów pozytywnych cech charakteru, ale tak spaczonego Justyną osobnika raczej już uratować się nie da... Idealnym antidotum byłaby Tośka, lecz skoro Dzik woli manipulantkę zamiast szczerej przyjaciółki to pozostaje mi jedynie załamać ręce, zapłakać i znaleźć wreszcie ten numer do Kabulu ;DD
No, to chyba tyle ;D
czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i gratuluję z całego serca nominacji do kolejnej nagrody!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
love--is--the--reason.blogspot.com
Witam ;) Dzisiaj jest dla mnie wielka chwila. Coś się kończy - coś zaczyna. Już nie czuję jak rymuję, ale zapraszam na epilog i prolog. Koniec Zbysia, początek tajemniczej niemoralności.
OdpowiedzUsuńhttp://sen-o-siatkowce.blogspot.com/
http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/
Życzę miłej lektury i udanego weekendu ;*
Zapraszam :D http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/08/szosty.html
OdpowiedzUsuńbum,bum... wielkimi krokami przyszedł nowy rozdział na szukamy-sie.blogspot.com :) zapraszam serdecznie
OdpowiedzUsuńNie no tego po Miśku bym się nie spodziewała:/ przesadził i to po całości! A to wszystko wina tej całej idiotki:/ oby Tośka doszła do porozumienia z Michałem. ..i Justyna nie miała tej satysfakcji!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com