„czy warto kochać tak
W poniedziałek,
tak jak za pośrednictwem Błażeja poprosił mnie o to trener Bernardi, spokojnym
krokiem weszłam do siedziby klubu z Jastrzębia-Zdroju, po czym skierowałam
swoje kroki od razu na halę, gdzie podobno zespół Jastrzębskiego Węgla już od
dobrych kilkunastu minut trenuje pod czujnym okiem Lorenzo. Tak przynajmniej
zapewniali mnie dozorcy tego przybytku. Czułam się tutaj jak u siebie w domu,
w końcu mieszkam na południu Polski już ponad rok i przez ten czas nie raz wizytowałam
na treningach głównego zespołu czy drużyny Młodej Ligi, oczywiście, dzięki znajomości z
braćmi Kubiak. Chyba do tego stopnia jestem tu już znana, że nikt nie próbuje
mnie zatrzymać przy wejściu, jak na początku, kiedy to brali mnie za namolnego kibica. Zawsze wtedy
albo któryś z Kubiaków tłumaczył im wszystkim, kim jestem, albo Lolek brał za
mnie odpowiedzialność. Wszyscy, co prawda, mówili na trenera Jastrzębskiego
Lolo, tylko ja się w tym wyróżniałam, mimo że Bernardi bardziej
przypominał mi Bolka, jeśli już mówimy o tej bajce. No, ale trudno.
Nie zdążyłam nawet
pchnąć drzwi wejściowych prowadzących na halę, bo wpadłam na jakiegoś
dwumetrowego mamuta, co jakoś specjalnie mnie nie zdziwiło, bo przecież było
ich tu pod dostatkiem, zwłaszcza w czasie sezonu. Zanim się jednak zorientowałam,
który to, siatkarz ten już gniótł mi kości, ile tylko sił miał w swoich długich
ramionach. A – tak nawiasem – miał ich całkiem sporo. Po chwili zorientowałam się, że to Bontje.
- Tosieńka, jak
ja dawno cię nie widziałem! – krzyknął tuż przy moim uchu, mieszając polski z angielskim i, o
zgrozo, z francuskim. – Gdzieś się podziewała?
- To tu, to tam
– zaśmiałam się, wyswobadzając się jakimś cudem z jego ramion. – Przecież
wiesz, że nie umiem usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu.
- To fakt –
przytaknął uśmiechnięty. – Ale widać, że to miejsce musiało być bardzo
słoneczne, bo się nieźle opaliłaś. I wyglądasz nieziemsko!
- Och, bez
przesady – zachichotałam, lekceważąco machając ręką na jego komplement, który
jednak sprawił mi przyjemność. – A ty przypadkiem nie powinieneś być w środku i
ładnie przykładać się do treningu? – uniosłam w górę brew nad prawym okiem,
chcąc wrócić do neutralnego toku naszej rozmowy.
- Trening nie
zając, nie ucieknie – zaśmiał się Rob, ukazując przy tym rząd białych zębów. – Tak
właściwie to szedłem po jeszcze jedną zgrzewkę wody, bo jakoś dziwnie więcej po tych
urlopach chce nam się pić niż zwykle…
- To pewnie
przez tą gorączkę na dworze – zawyrokowałam rzeczowo. – Biegnij więc po tą
wodę, zanim się Lolek wścieknie, że tak z tym zwlekasz.
- Myślę, że jak
cię zobaczy, to od razu będzie miał lepszy humor – powiedział jeszcze Rob i
zanim zdążyłam mu cokolwiek na to odpowiedzieć, poszedł w swoją stronę.
Pokręciłam więc
tylko przecząco głową, że się z nim nie zgadzam. Nie mogłam tego mu jednak
przekazać, więc wzruszyłam ramionami i podążyłam w stronę hali. A tam całe
towarzystwo właśnie trenowało zagrywkę, statystycy natomiast zawzięcie coś stukali w nieodłączne komputery (oni czasami wyglądają, jakby laptopy przyszyto im do rąk), klubowi lekarze przeglądali zawartość swoich
kuferków i analizowali jakieś druczki (zapewne sprawdzali, czy asortyment im
się zgadza), a trenerzy przyglądali się trenującym chłopakom ze skupieniem na
twarzy. Nie chciałam im przeszkadzać, zwłaszcza, że nikt nie zauważył mojego
wtargnięcia (w końcu nie stukałam obcasami, bo na nogach miałam moje ulubione znoszone trampki), ale w tym zamiarze przeszkodził mi nie kto inny, jak szalony Holender.
- Trenerze,
zobacz, kogo ze sobą przyprowadziłem! – krzyknął, gdy już zdążył wrócić ze
zgrzewką wody w ręce i zorientował się, że jeszcze nikt mnie nie zauważył.
Chciał więc moją obecność przekuć w swój sukces. Cwaniak.
Lolek tymczasem
spojrzał na mnie, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech. Od razu przywołał
mnie gestem ręki, a kiedy byłam już w zasięgu jego ramion, przygarnął mnie do
siebie, mimo że doskonale wiedział, jak bardzo nie lubię być przez nich
traktowana jak jakaś przytulanka. A kiedy wszyscy – dużo wyżsi ode mnie i o zdecydowanie
większym zasięgu ramion – mnie tak ściskali, czułam się jak maskotka i szczerze
nienawidziłam tego uczucia. Ale co miałam na to poradzić? Mieli nade mną
przewagę nie tylko wzrostową, ale też liczebną, więc nawet jakbym próbowała się
od nich jakoś uwolnić, to i tak bym nic nie wskórała. Wolałam więc cierpliwie
to wszystko znosić, choć było to dla mnie bardzo trudne.
- W jakiej
sprawie mnie wezwałeś? – spytałam, kiedy Lolek w końcu mnie puścił, by jak
najszybciej przejść do rzeczy.
Zwracałam się do
niego na „ty”, ponieważ sam tak sobie zażyczył podczas naszego pierwszego spotkania,
a ja nie miałam powodu, aby nie spełnić tej prośby. Trener tymczasem zagonił
chłopaków ponownie do roboty, widząc, że niebezpiecznie się do nas zbliżają, odrzucając
na bok myśl o formie na przyszły sezon. Pomachałam im więc, posyłając jeszcze
uspokajający uśmiech, który miał ich zapewnić, że po treningu też mnie złapią,
jeśli tylko będą tego chcieli.
- Jakieś nowe
rozliczenia do przygotowania? – próbowałam podsunąć Lorenzo powód, dla którego
mnie tu wezwał, kiedy już ponownie skierowałam wzrok na niego, a sytuacja w hali
wróciła do normy.
- Nie, nie –
zaprzeczył ze śmiechem – choć może niedługo będę cię musiał poprosić o pomoc także
i w tej sprawie. Tymczasem mam do ciebie inną prośbę, a tak właściwie… to nawet
dwie.
- Powinnam zacząć
się bać? – spytałam, siadając z nim na ławce dla rezerwowych.
- Myślę, że nie
– Lolek śmiał się dalej. – Ty jesteś trenerką fitnessu, prawda? – spytał po
chwili, poważniejąc.
Pokiwałam głową.
- I na twoje
zajęcia nie przychodzą same kobiety? – dopytywał dalej.
- Ostatnio coraz
więcej panów przekonuje się do takiej formy wysiłku, oczywiście w połączeniu z
siłownią. Wiesz, nasz klub ma wszystko co potrzebne… – tłumaczyłam. – Zaraz,
zaraz… co chcesz przez to powiedzieć? – spojrzałam na Lorenzo podejrzliwie. –
Mam dać wycisk chłopakom, czy może trenerowi? – zaśmiałam się.
Bernardi
roześmiał się przyjaźnie.
- Pomyślałem, że
przyda im się trochę innego wysiłku, niż samej pracy na siłowni i na hali, i
pomyślałem o tobie. Przedstawiłem swoją wizję mojemu sztabowi i doszliśmy do
wniosku, że… oczywiście, jeśli się zgodzisz, mogłabyś opracować plan treningów
dla chłopaków i poprowadzić im treningi, przy okazji dorabiając sobie – mówił
dużo i szybko, jednak dla mnie zrozumiale, mimo iż jego angielski czasami poważnie kulał (tak samo jak mój).
- Hm, jeśli to
miałoby im pomóc… – zastanawiałam się chwilę.
- Tylko bez
sentymentów, moja droga. Mają popamiętać te treningi do końca życia – powiedział złowrogo.
- Widzę, że
chcesz przenieść gniew chłopaków ze swojej osoby na moją – powiedziałam
spokojnie z kwaśnym uśmiechem na ustach. To zrozumiałe, że chłopaki buntują się, jeśli trener ich katuje na siłowni. – Ale nie ma sprawy, może wreszcie
przestaną traktować mnie jak maskotkę.
Bernardi znów
się zaśmiał, jednak widząc, że tym razem mówię całkiem poważnie, spasował. A ja
już doskonale wiedziałam, że przestaną mnie tak traktować. Zrobię im taki trening, że
popamiętają go do końca życia. I wreszcie przestaną nabijać się z ćwiczeń,
które prowadzę i docenią moc fitnessu. Już ja o to zadbam, oj tak.
- Jeśli nie
będziesz zbytnio drastyczna, może i ja się skuszę na te twoje ćwiczenia. Przyda mi się dobra forma –
powiedział Lorenzo powoli, jakby ważąc słowa. Przyglądał mi się uważnie, jakby chcąc wyczytać z mimiki twarzy, co chodzi mi po głowie. – Ale zanim podejmę decyzję,
chciałbym mieć wgląd w twój plan treningów...
- Zrobię go jak
najszybciej się da – weszłam mu w słowo. – A czy ćwiczenia mają odbywać się tutaj? Jeśli
tak, chciałabym obejrzeć sprzęt – powiedziałam, rozglądając się.
- Jasne, nie ma
sprawy. Zaraz się przejdziemy, ale najpierw… mam do ciebie jeszcze jedną prośbę
– powiedział, jakby z wahaniem. Uniosłam brew nad prawym okiem w geście
zainteresowania. – Z tego co wiem od Michała i Błażeja, umiesz perfekcyjnie
niemiecki.
- Może nie
perfekcyjnie, ale tak, lepiej porozumiewam się po niemiecku niż po angielsku,
co pewnie sam już zaobserwowałeś – uśmiechnęłam się. – Co to ma jednak
wspólnego z…
- Mamy tutaj
nowego zawodnika – przerwał mi Lolek. – Rozgrywającego z Niemiec. Co prawda
Simon umie mówić po angielsku, jednak… hm, no nie idzie mu to zbyt dobrze, a do
tego pomyślałem, że łatwiej mu będzie, jeśli pokaże mu okolicę ktoś, kto
porozmawia z nim w ojczystym języku. I tak jakoś pomyślałem o tobie.
- Mam oprowadzić
nowego po mieście? – spytałam, chcąc się upewnić. Bernardi skinął głową. – W
porządku – odpowiedziałam bez wahania.
- Na pewno to
nie będzie dla ciebie kłopot? – upewniał się. – Bo wiesz, jeśli nie możesz,
masz inne plany, czy coś…
- Nie, nie
będzie – przerwałam mu, uśmiechając się. – I tak do Katowic jadę dopiero na
wieczorne zajęcia, a do tego czasu nudziłabym się w mieszkaniu jak mops – i nie kłamałam w tym momencie. Błażej przecież wyjechał, a Michała i Justynę wolałam omijać jak najszerszym łukiem.
- To świetnie!
Chyba nawet będę spokojniejszy, jeśli ty nim się zajmiesz, niż któryś z
chłopaków – mruknął Lorenzo i nie wiem, czy mówił to bardziej do mnie, czy do
siebie. – To może cię mu przedstawię? – spytał po chwili, wracając do
rzeczywistości.
- Jasne, ale
może najpierw pokażesz mi siłownię i całą resztę? – zapytałam. – Bo nigdy jakoś
specjalnie nie zwracałam uwagi na sprzęty, które tu trzymacie, a zanim
przygotuję program wolałabym się we wszystko wprowadzić.
Bernardi pokiwał
głową i wspólnie opuściliśmy trening, zostawiając chłopaków pod czujnym okiem
drugiego trenera zespołu. Mieliśmy przecież kilka naprawdę ważnych kwestii do ustalenia.
- O czym tak
spiskowaliście z trenerem? – spytał Malina, kiedy kilkadziesiąt minut później
po zakończonym przez chłopaków treningu siedziałam na ławce dla rezerwowych okrążona
przez zawodników jastrzębskiego klubu.
Uff, dobrze, że
nie mam klaustrofobii, bo na pewno teraz wpadłabym w panikę. Było ich mnóstwo,
byli wysocy i napierali na mnie z każdej strony, chcąc się ze mną przywitać po
urlopie.
- Dowiecie się o
tym w swoim czasie – powiedziałam tajemniczo.
- Ten uśmieszek
nie wróży nam niczego dobrego – swoimi obawami z kolegami podzielił się Łukasz.
- A żebyś
wiedział – zaśmiałam się, powodując jeszcze więcej obaw wśród chłopaków. – Jak
tam po wakacjach, panowie? – spytałam więc, aby szybko zmienić temat, bo jeszcze zaczną naciskać i niechcący powiem coś, czego później pożałuję.
- W porządku! –
tyle tylko byłam w stanie zrozumieć, bo zaraz po tym zaczęli się przekrzykiwać.
Po chwili już w
ogóle przestałam zwracać na nich uwagę, gdyż zaczęli tworzyć grupki i nawzajem
opowiadać sobie o swoich urlopach, kompletnie o mnie zapominając. Normalka,
można by rzec. Przyglądałam się więc im i ich zachowaniu, mimowolnie zwracając
szczególną uwagę na Kubiaka. Zachowywał się… dziwnie, ale sama nie wiem, co na
to wpływało. Nie mogłam się jednak mu dłużej przyglądać, bo ktoś mi w tym
przeszkodził, zasłaniając Michała swoim wielkim cielskiem. A że każdy ma tu
wielkie cielsko, musiałam spojrzeć w górę, żeby się przekonać, który to tym razem.
- Gratuluję olimpijskiego
brązu, no i opaski kapitańskiej – rzekłam z uśmiechem, łapiąc za łokieć Michała
Łasko, bo to właśnie on przechodził obok mnie i zasłonił mi dobry punkt obserwacyjny Kubiaka.
Choć szczerze
mówiąc, sądziłam, że to drugi Michał – Michał Kubiak – zostanie po Zbyszku kapitanem Jastrzębskiego Węgla w nowym
sezonie, ale widocznie zespół postanowił postawić na opanowaną osobę, niż na
energetyczną bombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. A Michał (no wiecie,
Kubiak, nie Łasko) bez wątpienia taką bombą jest.
- Dzięki, Tosia
– uśmiechnął się Łasko, przysiadając się do mnie. – Widzę, że urlop udany.
Przytaknęłam,
trochę zaskoczona jego zmianą tematu, no bo co innego miałam zrobić? Nie chciałam mu
tłumaczyć, że owszem, do pewnego momentu wszystko było w jak najlepszym
porządku, a potem… no cóż, sami dobrze wiecie, jak to się potoczyło.
- A co tam u
naszego klubowego żartownisia? Nawet ci zdradzę, że nam go trochę brakuje na treningach,
ale przypadkiem nie powtarzaj mu tego! – przykazał mi Łasko, znów zmieniając temat, co tym razem mnie ucieszyło. Pewnie polski Włoch
zorientował się, że już więcej mu nie powiem na temat naszego urlopu.
I jeśli przeczucie
mnie nie myliło, to Miszel nie do końca uwierzył w moje zapewnienia o tym, że
wakacje się nam udały, ale jakoś nie miałam zamiaru się w tej chwili tym
przejmować ani tym bardziej na ten temat rozmawiać.
- Jasne, nie
puszczę pary z ust – obiecałam, uśmiechając się i wyrzucając wyimaginowany klucz za siebie. – Na razie nie wiem zbyt
wiele. Napisał mi dzisiaj, że dojechał szczęśliwie, a za – spojrzałam na
zegarek na ręce – jakąś godzinę zacznie pierwszy trening z nową drużyną. Wieczorem
pewnie będzie dzwonił, więc będę wiedzieć więcej.
- Oby mu się tam
wiodło – szepnął z powagą nowy kapitan zespołu.
Pokiwałam głową,
zgadzając się z Łasko w zupełności. Błażej bowiem sobie na to zasłużył, nie
miałam co do tego wątpliwości. I Michał chyba też nie.
- A ty, kiedy mi
przedstawisz swoją narzeczoną? – spytałam go z uśmiechem, tym razem to ja zmieniając temat.
Już dawno bowiem mi
obiecał, że pewnego dnia przedstawi mi Milenę, o której już tyle zdążył
mi naopowiadać w ciągu ostatniego roku, ale jak na razie nie było ku temu okazji.
Nic w tym dziwnego, dzieliło nas przecież sporo kilometrów. Z tego, co się jednak dowiedziałam,
Stracciotti od tego sezonu będzie grała w Polsce – w Dąbrowie Górniczej, także
Miszel już się niczym nie będzie mógł wykpić, bo swoją ukochaną będzie miał
naprawdę blisko.
- W swoim
czasie, moja droga, w swoim czasie – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
– A tymczasem chyba jako kapitan powinienem przedstawić cię naszym nowym
zawodnikom?
I choć doskonale
wiedziałam, że było to raczej pytanie z serii retorycznych, musiałam mu na nie odpowiedzieć.
- Z Matteo już
się zdążyłam zapoznać, bo zamieszkał w mieszkaniu naprzeciwko mnie. Z Krzyśkiem
też zamieniłam już kilka słów, w końcu jest jednym z tych siatkarzy, z którymi
zawsze chciałam porozmawiać – wyjaśniłam mu. – Ale mógłbyś mnie przedstawić
temu nowemu rozgrywającemu, bo Lorenzo mnie prosił, abym pokazała mu okolicę i chyba zapomniał, że miał mnie z nim zapoznać –
wyjawiłam chwilę później.
- Mówisz o
Simonie? – upewniał się Miszel. A kiedy pokiwałam głową, rzucił jakby od
niechcenia: – Nie ma sprawy.
Łasko
poprowadził mnie przez pół hali, tak że chwilę później stałam naprzeciwko wysokiego (cóż,
to akurat żadna nowość), wysportowanego i przystojnego bruneta około trzydziestki z
pasującym mu zarostem na twarzy. Widać, że był tutaj nowy, bo jeszcze trochę odstawał
od towarzystwa, ale znając Jastrzębian, szybko się tu zaaklimatyzuje. Pewnie
za kilka dni będzie wygłupiał się razem z nimi. No chyba, że jest poważnym i
zdystansowanym gościem, choć… hm, jeszcze nie miałam przyjemności poznać siatkarza
o takim charakterze.
- Simon, to jest
Tosia, przyjaciółka Michała Kubiaka i hm… można powiedzieć, że wszystkich nas.
Tosia, to jest Simon, nasz nowy rozgrywający – Łasko dokonał oficjalnego
przedstawienia, a my podaliśmy sobie dłonie. – Tośka ma cię oprowadzić po
mieście, także… chyba lepiej, abyś się przebrał? – ostatnie zdanie Michał skierował już bezpośrednio w stronę
Niemca, choć... bardziej zabrzmiało to jak pytanie.
- Nie chciałbym
sprawiać kłopotu… – zaczął nowy, jakby trochę speszony moją obecnością.
- To będzie dla
mnie przyjemność, więc nie chcę słyszeć żadnych wykrętów. No chyba, że boisz
się, iż będę chciała cię przeciągnąć na ciemną stronę mocy – uśmiechnęłam się,
prezentując dumnie tatuaże na lewej ręce.
- Nie, to nie ma
z tym nic wspólnego… – zaprzeczył szybko, nie wiedząc jak się zachować.
- Nie przejmuj
się tak, żartowałam tylko. Wiem doskonale, jak ludzie na mnie reagują i szczerze, to mam
to gdzieś. Cieszę się jednak, że nie jesteś uprzedzony do takich satanistek jak
ja – śmiałam się dalej i chyba moja swobodna reakcja na jego speszenie rozluźniła trochę Simona. –
Zaczekam więc na ciebie przy wyjściu. Mam tylko nadzieję, że się nie guzdrasz tak
jak Rob, bo jeśli tak, to możesz mnie tam nie zastać, gdy już wyjdziesz z
szatni – powiedziałam, poważniejąc.
- Postaram się
przebrać i ogarnąć jak najszybciej – powiedział jeszcze Simon i ucałował moją
dłoń, po czym odszedł w towarzystwie Miszela w stronę szatni.
Byłam zaskoczona
jego szarmanckim gestem tak bardzo, że przez dłuższą chwilę stałam na środku hali z szeroko otwartymi oczyma. Rzadko kiedy bowiem byłam tak witana przez faceta.
Szczerze mówiąc, to chyba nawet nigdy, wszyscy jakoś nie brali mnie na poważnie. Albo
znowu traktowali mnie zbyt poważnie? Nie wiem, ale czułam, że na to wpływa moja
zewnętrzna powłoka. No bo kto by chciał całować po rękach wytatuowaną
dziewczynę? Właśnie – nikt. A Simon był inny. I nie wiem, dlaczego pomyślałam, że
coś mnie z Niemcem łączy, ale... nie mogłam tego uczucia wyprzeć ze swojej
świadomości. I szczerze mówiąc, to trochę przestraszyłam się właśnie wysnutego
wniosku...
Stałam przed
wejściem do hali od dobrych kilku minut i czekałam na rozgrywającego. Można by
rzec, że wreszcie chłopaki wypuścili mnie z hali (bo kiedy tylko wyszłam z szoku, okazało się, że wielu zawodników czegoś ode mnie chciała), jednak Niemiec się jakoś nie
spieszył. A do tego – niestety – Simon nie ubiegł Kubiaka, mimo że bardzo na to
liczyłam...
- Czekasz na
mnie? – spytał Michał z cwanym uśmiechem na twarzy, całując mnie na powitanie w
policzek.
Można by pomyśleć,
że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bowiem tak właśnie zachowywał się Misiek w
stosunku do mnie zanim związał się z Justyną. Zazwyczaj też to ja czekałam na
niego pod halą, a później wracaliśmy razem do Żor, wstępując jeszcze po drodze do
jakieś kawiarni, aby móc ze spokojem ze sobą porozmawiać, czy zwyczajnie się powygłupiać. Och, jak mi tęskno za tymi czasami...
- Nie, tym razem
nie na ciebie – uśmiechnęłam się. – Obiecałam Lorenzo, że pokażę Simonowi
okolicę – wyjaśniłam.
Moja odpowiedź
sprawiła, że uśmiech nagle zniknął z ust Michała. Nie mogłam rozczytać jego
reakcji, poza tym nawet niespecjalnie mogłam to zrobić, bo właśnie za plecami
Kubiaka zauważyłam kogoś, kogo nie chciałabym w tej chwili widzieć i kto totalnie mnie
rozproszył.
- Poza tym teraz
to ktoś inny odbiera cię z treningu… – rzekłam kwaśno, wskazując mu ruchem głowy
na czekającą na niego Justynę.
Michał obejrzał
się i uśmiechnął promiennie na widok blondynki.
- Tośka, to… –
zaczął.
- Już jestem –
usłyszałam, a po chwili poczułam, że ktoś staje obok mnie.
Tym Ktosiem okazał się
Simon, którego obecność sprawiła, że Michał momentalnie zamilkł, mimo że ewidentnie chciał mi coś
powiedzieć. Kubiak spojrzał zimno na Tischera, co było dla mnie dosyć niezrozumiałe,
bo rzadko kiedy się tak zachowywał, zwłaszcza w stosunku do swoich kolegów z
drużyny. Po chwili z jakimś niezidentyfikowanym smutkiem w oczach pożegnał
się ze mną i poszedł w stronę Justyny, kompletnie nie zwracając na nas uwagi.
- Przepraszam, w
czymś wam przeszkodziłem tak? – z amoku, który spowodowało zachowanie Kubiaka,
wyrwał mnie głos Tischera. – Michał jest zazdrosny, że spędzasz to popołudnie
ze mną a nie z nim – i nie wiedziałam, czy to jest pytanie, czy bardziej
stwierdzenie.
Prychnęłam.
- Widzisz tą
blondynkę, która teraz się do niego klei? – spytałam szorstko, mimo że tego nie
chciałam, ale obecność Justyny naprawdę działała na mnie jak czerwona płachta na byka.
Wskazałam brodą na wspomnianą parę, a Tischer pokiwał głową. – To jego
dziewczyna, Justyna, Michał więc zazdrosny jest tylko o nią, o mnie nie ma prawa –
powiedziałam ze smutkiem. – Ale nie rozmawiajmy o tym – powiedziałam szybko,
kręcąc głową, jakby chcąc tym gestem wyrzucić z głowy wszystko, co nieproszone się tam wdarło.
- Jeśli nie
chcesz, to okej, nie musimy o tym mówić, ale… hm, czasem fajnie jest się
wygadać nieznajomemu – powiedział Simon, ruszając za mną.
- Zwłaszcza,
jeśli ten nieznajomy w najbliższych miesiącach będzie spędzał dużo czasu w jego
towarzystwie – mruknęłam. – Nie, naprawdę dzięki.
Wolałam się
upierać przy swoim, niż zacząć z Niemcem rozmawiać na TEN temat. Wiedziałam bowiem,
że jak już zacznę mówić, to wyrzucę z siebie wszystko i mimo że czułam, iż Simon jest
do tego odpowiednim człowiekiem, w środku jednak wciąż coś mnie blokowało przed otwarciem się
przed kimś innym niż przed Błażejem...
- Wiesz, boczny
obserwator zawsze zauważa coś, czego naoczni świadkowie nie widzą – mówił Simon
dalej. – I ja doskonale widzę, że coś między wami jest nie tak. Ale nie mam
zamiaru się wtrącać, jeśli tego nie chcesz – powiedział szybko, widząc moje
mordercze spojrzenie skierowane na jego osobę.
Może i miał
rację w tym co mówił, ale jednak to wciąż nie była jego sprawa.
- I bardzo
dobrze – rzekłam ostro. Po chwili jednak się zreflektowałam: – Przepraszam, nie
powinnam na ciebie tak naskakiwać. To nie twoja wina, że w moim życiu ostatnio
dzieje się tyle złego. Zacznijmy więc może od początku, co? – uśmiechnęłam się,
przystając nagle (co zaskoczyło Simona) i wyciągając dłoń w jego kierunku. – Antonina, ale mów mi
Tosia, Tośka, Czarna, czy jak tylko zechcesz.
Simon uścisnął
moją dłoń z uśmiechem, po czym także się przedstawił.
- Mogę mówić ci
Simi? – spytałam, a gdy ten potaknął ciągnęłam dalej: – Jeśli chciałbyś na tą
przechadzkę zabrać ze sobą żonę, rodzinę, którą ze sobą tu przywiozłeś, to dzwoń do nich, zaczekamy na nich
i oprowadzę was wszystkich. Im większa wycieczka, tym lepiej, a skoro mają tu
mieszkać przynajmniej przez najbliższy rok, powinni wiedzieć, gdzie, co i jak.
Spodziewałam
się, że Simi rozpromieni się na moją wzmiankę o jego rodzinie, jednak jego mina była
kompletnie inna.
-
Przeprowadziłem się tutaj sam… – wyjaśnił z widocznym smutkiem.
- Och,
przepraszam – szepnęłam. – Nie chciałam być nietaktowna. Zauważyłam obrączkę i
pomyślałam… Tak właściwie to sama nie wiem, co sobie pomyślałam.
Nie wiedziałam,
jak powinnam się zachować. Chciałam dobrze, a wyszło… wyszło jak zawsze.
- Nie, to nie
twoja wina, że moja żona tak nagle przestała tolerować siatkówkę, nie chciała
słyszeć o jakiejkolwiek przeprowadzce i wniosła do sądu wniosek o separację, kompletnie ignorując fakt, że chcę dla nich wszystkich jak najlepiej – wyrzucił to z siebie
tak gwałtownie, jak jakieś pociski z broni maszynowej, że aż się wystraszyłam. Po chwili zorientował się, co
właśnie powiedział i klapnął na pobliską ławkę, chowając twarz w dłoniach.
Jeszcze bardziej
nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić. Po chwili jednak usiadłam ostrożnie obok niego i położyłam mu
rękę na ramieniu, chcąc dodać mu tym otuchy.
- Nie wiem, co
się między wami stało, ale wiesz co? – spytałam, a on podniósł na mnie wzrok. O
taką reakcję mi właśnie chodziło. – Kiedy Łasko nas sobie przedstawiał, czułam,
że coś nas łączy. Może ci się to wydać głupie, ale... tak właśnie było. I wiesz co? Nie pomyliłam się ani trochę. Oboje jesteśmy właśnie na uczuciowym
zakręcie. Wiedz więc, że możesz na mnie liczyć. Możesz mi się wygadać, możesz mnie
prosić o pomoc, o cokolwiek chcesz. Nie jesteś tutaj sam, zapamiętaj to sobie dobrze. Wiem,
nie znamy się, ale… chyba łatwiej będzie się funkcjonowało na co dzień dwojgu
ludzi ze złamanymi sercami w swoim towarzystwie, niż gdyby mieli funkcjonować
oddzielnie? – spytałam z uśmiechem.
Tischer po
chwili namysłu pokiwał zamaszyście głową.
- To świetnie. Cieszę
się, że mam tu kogoś takiego jak ty, zwłaszcza, że mój długoletni przyjaciel
właśnie wyjechał do Paryża, by w tamtejszym klubie grać od nowego sezonu – powiedziałam szczerze. – A teraz pokażę ci
kilka ważniejszych miejsc w okolicy, a później... hm.... zapraszam na jakiś deser lodowy – zakończyłam z uśmiechem.
- Ale ja płacę –
zarzekł Simon, przystając na moją propozycję.
I wtedy właśnie zaczęła się nasza znajomość i to od pierwszej sprzeczki na temat tego, kto płaci. A kilkadziesiąt minut
później poznałam Simona zupełnie od strony prywatnej, a on poznał mnie. Uzewnętrzniliśmy się przed sobą i było nam zdecydowanie lżej na sercu, jakby ściągnięto nam z niego wielki głaz. Wiedziałam już,
że nie jestem tutaj sama. I on chyba wiedział dokładnie to samo co ja.
_______________________________________
W końcu jest i Simon,
wkraczamy więc w dalszą część opowiadania. Szczerze mówiąc, to ciężko mi się
pisało ten rozdział, ale myślę, że nie jest aż tak źle. Oczywiście – jak zawsze – ocenicie to
sami.
13
lipca – koniec Ligi Światowej 2013 dla Polski. Dziękuję Wam za wszystko,
chłopcy, a zwłaszcza za szczególny dla mnie mecz w Bydgoszczy. Love you forever,
guys.
Simon ! Nareszcie ! To dopiero początek ich znajomości, ale ja już wiem, że oboje pomogą sobie nawzajem ;) Już ich lubię ^^ Ale Kubiak mnie powoli denerwuje. Skoro ma swoją ukochaną Justynkę, to niech da w spokoju żyć Tosi ! Lubię go, ale takiego zachowania nie będę tolerować, nie wobec Czarnej ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na Kubiaka w moim wydaniu : http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
ooo prosze, nowa znajomość, ciekawe czy coś będzie :)
OdpowiedzUsuńciesze sie że w końcu jest nowy rozdział :)
i ciekawe co będzie dalej na linii Tosia - Michał :)
czekam na nowy :)
pozdrawiam ciepło :*
siatkarskielovestory.blogspot.com
http://uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com/
Nareszcie nowy rozdział . Jestem ciekawa jak potoczą się losy Tośki i Michała. A jesli chodzi o wczorajszy mecz z Bułgarami, nic nie było tak, kontuzja Winiara, mała skuteczność Jarosza i Ruciaka, zmiennicy też dużo nie dali. Po gwizdku sędziego ogłaszającym koniec po prostu zaczełam płakać, nie mogłm sobie wyobrazić tego że tak szybko ta przygoda z ligą światową się skończyła. Ale nie martwmy się są jeszcze mistrzostwa Europy w tym roku napewno pójdzie nam lepiej. Bo kibicem się jest a nie bywa. Pozdrawiam i zapraszam do mnie;
OdpowiedzUsuńhttp://wiem-ze-nie-spisz.blogspot.com/
Czyżby Simon miał w maleńkim stopniu zastąpić Tośce Błażeja? Wiadomo, drugiego takiego jak on nie ma, ale zdecydowanie czuje, że ta dwójka bedzie się dobrze dogadywać :)
OdpowiedzUsuńSkoro Kubiak już czuje się odrobinę zazdrosny, to mam nadzieje, że kwestią czasu jest porzucenie Justyny ;>
Szymek wkroczył do akcji - i to lubię! :D Czyżby miał w małym stopniu zastąpić Czarnej Błażeja? Zastanawia mnie zachowanie Kubiaka, ale nie będę gdybała, dlaczego, bo i tak nie zgadnę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;*
PS U mnie 7, jeśli jesteś zainteresowana ;) http://goniac-najskrytsze-marzenia.blogspot.com/2013/07/rozdzia-7-niespodzianka.html
Dziwne to zachowanie Michała. Nie wiem czy to zazdrość, czy może nie polubił Simona i nie chce, żeby Tosia się z nim zadawała. Będzie mnie to teraz nurtować :P Tak czy inaczej, sam Niemiec sprawia sympatyczne wrażenie. I to przeczucie było prawidłowe, bo coś jednak łączy Tośkę z Simim! Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale dziewczyna mu jednak opowiedziała o swoich uczuciach? Wiem na pewno, że się zaprzyjaźnili, a to dobrze, bo każdy potrzebuje przyjaciela. A biorąc pod uwagę, że Błażej wyjechał, to tym bardziej. Choć muszę przyznać, że jak na razie Błażeja lubię bardziej :P
OdpowiedzUsuńMichał jest zazdrosny! Że Tośka z kimś innym spędza popołudnia! Lalala... I bardzo mu DOBRZE! Ma za swoje łajza głupia. Niech pilnuje swojej justysi
OdpowiedzUsuńZapraszam na corka-trenera.blogspot.com na kolejny rozdział :D
Przeczytałam całość jednego wieczoru (nocy?), ale żeby dobrze skomentować wszystko, musze pomyśleć i dopiszę tu wszystko jutro. Teraz powiem tylko, że już teraz jest to jedno z moich ulubionych opowiadań.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówią to nie spałam jeszcze długo po przeczytaniu tego opowiadania i próbowałam rozgryźć co mi się tak w nim spodobało. Może to, że akcja dzieje w moim ukochanym Jastrzębiu (no prawie). Albo to, że pojawił się tutaj Tischer. A może, dlatego, że akacja działa się nad morzem, co wprawiło mnie w wakacyjny nastrój mimo chmur za oknem? Pewnie wszystko po trochu, ale nie o to mi chodziło. Utożsamiłam się z Czarną. Z jej nieszczęśliwą i nieodwzajemnioną miłością. Z jej bólem i uporem w chowaniu uczuć. Trochę prywaty, ale dzięki niej nie zrobiłam wczoraj głupoty jakim byłoby napisanie do pewnego faceta ;) Dziękuję Talarku!
UsuńWracając do mojego komentarza. Zaświeciła mi się w głowie pewna lampka (wybacz za wszystkie niepoprawności gramatyczno-stylistyczne), gdyż Błażej będzie grał we Francji, tam gdzie w tym sezonie (chlip, chlip) będzie rozgrywał Tischer. Mam nadzieję, że to przypadek, nie chcę, żeby Czarna znowu kogoś straciła... Zbyszek u Ciebie jest taki fajny. Nie robisz z niego, jak większość, gbura i kobieciarza. O dziwo, nie robisz też suki z Asi (co robią WSZYSCY). Polubiłam ich jako parę :) Natomiast Justysia.. Zabiłabym widelcem, gdyby tylko mogła. Jak można być tak dwulicowym?! Psuje życie wszystkim dookoła. A Michu Kubiak jest po prostu ślepy, ot co. Mam cichą nadzieję, że problemy połączą Czarną i Simiego (Simi! *-*) na dłużej, a to utrze nosa Kubiakowi M. Cudownie by było, gdyby zakochała się w Niemcu, tworzyliby śliczną parę, serio.
Mój komentarz chyba jest zupełnie bezsensu, nie wiem czy coś z niego zrozumiesz, ale mam strasznie dużo przemyśleń, a chce go napisać jak najszybciej, żeby to wszystko z siebie wyrzucić.
Te opowiadanie ma tylko jeden minus. Wiesz jaki? Że jeszcze nie znane jest zakończenie i strasznie się niecierpliwię. :D
Pozdrawiam gorąco,
chomikojeż... wait no!- jeżochomik <3
Zostałaś nominowana przeze mnie do nagrody Liebster Award :) Więcej informacji tutaj : http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/p/liebster-award.html ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twój blog dlatego również nominuję Cię do nagrody :) zapraszam na lagoiadelavita.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do nagrody Liebster Award. Szczegóły:
OdpowiedzUsuńsiatkarskielovestory.blogspot.com :)
http://byc-obojetna.blogspot.com/ zapraszam :) ponadto, zostałaś nominowana do Liebster Award :) http://byc-obojetna.blogspot.com/2013/07/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńcorka-trenera.blogspot.com zapraszam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJak ja czekałam na takiego Szymka, taką podporę.
OdpowiedzUsuńKubiak to już według mnie samego siebie przechodzi, mógłby się jakoś ogarnąć w stosunku do Tośki.
Kubiak ewidentnie jest zazdrosny o Tośkę. ..czego ten chłop tak na prawdę chce:/ Simonowi i Czarnej wróżę obiecującą znajomość (chodzi mi oczywiście o przyjaźń tej dwójki):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
Simon i Czarna pasują do siebie jak ulał, mam więc nadzieję, że nie przejadę się na domyśle oscylującym wokół stwierdzenia, iż Niemiec stanie się dla Antoniny odtrutką (choć może to nieładne słowo..) na Michała i jego iście ciążowe zmiany nastroju oraz połączenie z wredną Justynką. Póki co, sympatia bohaterów wobec siebie jest obopólna, ale kto tam wie, jakie Ty perypetie im przygotowałaś.. ;) Nie muszę chyba dodawać, że niecierpliwie czekam na rozwój nowego wątku oraz na relację z tego, co ma miejsce w miłości między Kubiakiem i jego lubą, bo jakkolwiek brat Błażeja działa mi na nerwy, to jestem ciekawa tego, czy kiedykolwiek przejrzy na oczy i ogarnie, która panna jest mu tak prawdziwie, na zawsze pisana.. I w chwili obecnej nie jestem pewna, czy chciałabym, aby przy jego boku na dłużej zagościła właśnie Czarna.. Heh! Michał ma różne skoki temperamentu, potrafi być też dość przykry, a Simon pozuje na miłego, kulturalnego faceta, z którym nie dość, że łączy Tosię wspólnota doświadczeń, to jeszcze zwiedzanie miasta (haha ;D). Nie chcę powiedzieć, że pierwsze spiknięcie i związania z nim radość jest lepsza niż dłuższa znajomość, ale, jak wiadomo, miłość różnymi drogami chadza.. (Chyba pójdę się położyć, bo zaczynam pieprzyć w malignie ;DDD. Dodam jeszcze, że niesamowicie się cieszę na przyszły widok Antoniny jako trenerki fitness. Nauczanie siatkarzy musi być niezłym odpadłem znając ich poczucie humoru i umiłowanie komizmu ;DD
OdpowiedzUsuńpozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Przepraszam, że ten komentarz jest taki, jaki jest.. Chyba po prostu taki miał być :F ;D