„helloł, helloł, nie
musisz kochać mnie jak nie chcesz!”
- Ona jest sadystką! – krzyknął Rob tak głośno, że
usłyszeli go wszyscy, znajdujący się akurat w pomieszczeniu.
Uśmiechnęłam się pod nosem, doskonale wiedząc, że
mówi o mnie.
- Dziękuję, to chyba najpiękniejszy komplement, jaki
ostatnio usłyszałam – odpowiedziałam zadowolona bez grama ironii.
- No patrzcie na nią, czerpie przyjemność z naszego
bólu! – krzyczał dalej.
- Jakiego bólu? Przecież to tylko taki fittnesik –
zironizowałam, przypominając im ich własne słowa na temat tego, czym się
zajmuję.
- Nie masz dla nas litości – stwierdził Łasko, bez
jakiegokolwiek wyrzutu.
- Ani grama – potwierdziłam to zadowolona. –
Trenerze, wyżej kolana! – krzyknęłam do Lolka, który chyba też już miał mnie
dosyć na dzisiaj i myślał, że jak chłopaki zajęli mnie rozmową, to może sobie
oszukiwać.
Niedoczekanie! Sami chcieli, to teraz mają.
- Ale Tośka… - miauknął Malina troszeczkę zasapany.
Po przerwie od treningów chłopaki nie mieli zbyt
dobrej kondycji. Aż nie chciałam wiedzieć, w jaki sposób opierdzielali się w
ciągu ostatnich tygodni, bo to mogłoby przynieść niezbyt przyjemne dla nich
skutki...
- Jezu, jesteście gorsi niż baby! – zirytowałam się.
Naprawdę miałam już serdecznie dosyć ich marudzenia, które towarzyszyło mi od
pierwszego treningu z nimi. – Chcecie mieć medal na koniec sezonu? – spytałam,
przerywając na chwilę wykonywanie ćwiczenia i stając w miejscu z spojrzeniem
wbitym w ich zgraję.
Przytaknęli głowami jak jeden mąż. Choć w czymś
potrafią być zgodni.
- To musicie być w formie przez najbliższe miesiące!
Więc natychmiast przestańcie marudzić, tylko weźcie się za siebie, bo będzie
jeszcze ciężej! Dzisiejszy trening to tylko taka rozgrzewka.
Znowu jęk. Boże, nikt mi nie mówił, że oprócz dbania
o ich formę fizyczną, będę jeszcze musiała bawić się w motywatora. Gdybym
wiedziała, to dłużej bym się zastanowiła, zanim zgodziłabym się na propozycję
Lolka… Choć nie, pieniądze są mi tak bardzo potrzebne, że pewnie i tak
podpisałabym tą umowę. Naprawdę ciężkie jest życie biednego studenta, któremu
nie ma kto pomóc finansowo…
- Z takim podejściem do sprawy to wy daleko nie
zajedziecie – stwierdziłam złowrogo, po czym usiadłam sobie na krzesełku i po
krótkiej chwili wpatrywania się w ich zmarnowane twarze, zarządziłam koniec
treningu na dzisiaj.
- W końcu – westchnął Rob, siadając manifestacyjnie
na podłodze i rozpoczynając standardową pomeczową rozgrzewkę.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale nie miałam
zamiaru przejmować się ich stękaniem. Przestaną marudzić, kiedy zorientują się,
że jak tak będą robić, będę ich bardziej męczyć. Poza tym jeszcze mi
podziękują, kiedy na koniec sezonu na ich szyjach zawiśnie medal Mistrzostw
Polski. Przekonana o słuszności własnej pracy podeszłam więc do trenera od
przygotowania fizycznego, by porozmawiać z nim na temat jutrzejszego treningu chłopaków
na siłowni. Później jeszcze zamieniłam dwa zdania z Łasko na temat tego, czy
jego Milena nie mogłaby wpaść do mnie na taki trening do clubu, w którym
pracuję, do Katowic, bo gdy dziewczyny w Dąbrowie usłyszały o pomyśle Lolka dla
Jastrzębian, zapragnęły także spróbować swoich sił.
- Myślałem Tosia, że będziesz dla nas łaskawsza –
powiedział Łukasz Polański, kiedy już mogłam spokojnie się porozciągać na
podłodze po treningu.
Choć mi chyba spokój w tej pracy nie jest dany…
- W tej chwili jestem waszym trenerem, a nie
koleżanką, nie ma więc mowy o jakiejkolwiek taryfie ulgowej – byłam nieugięta;
nie mogłam przecież okazać jakąkolwiek słabość, bo weszliby mi na głowę.
- I nie ma żadnych szans, byśmy trafili w jakiś twój
czuły punkt? – próbował jeszcze.
- Ja nie mam czułych punktów – odpowiedziałam hardo.
- No tak – mruknął, potakując. – Michał mówił nam
dokładnie to samo, kiedy próbowaliśmy wybadać, czy da się ciebie w jakikolwiek
sposób udobruchać. W końcu z nas wszystkich zna cię najdłużej…
Wzruszyłam ramionami, nie bardzo wiedząc, jak
powinnam się zachować w tym momencie. Michał chyba również nie miał zamiaru w
jakikolwiek sposób zareagować na wzmiankę Łukasza, bo tylko zwiesił głowę i całą
swoją uwagę przeniósł na rozciąganie. Od naszej kłótni nie rozmawialiśmy ze
sobą za wiele. Unikałam go jak ognia, nawet nasze ostatnie spotkanie nic nie zmieniło.
Michał co prawda zrobił furorę w szpitalu wśród dzieciaków, zwłaszcza jego
największa fanka, Laura, była zachwycona jego wizytą. Mikołaj również, ale on
raczej z innego powodu. W końcu dzięki Michałowi mógł odwiedzić mamę…
Staliśmy na cmentarnym chodniku, zostawiając
Mikołaja samego z mamą, jednak wciąż mając go na oku, tak na wszelki wypadek.
Pozwoliliśmy mu jednak pobyć w samotności, bo z pewnością tego potrzebował.
Takim oto sposobem zostaliśmy w dwójkę, jednak to nie sprawiło, abyśmy zaczęli
ze sobą rozmawiać. Byłam spięta, a że Kubiak mimo wszystko dobrze mnie znał,
zapewne zorientował się, iż zachowuję się inaczej w jego towarzystwie niż do
tej pory. A ja po prostu nie chciałam wchodzić na temat naszej ostatniej
rozmowy (choć rozmową tego nazwać się nie dało, choćbym nie wiem jak bardzo
naginała rzeczywistość…). Michał natomiast wciąż próbował mi wszystko wyjaśnić,
ale nie miałam zamiaru go słuchać. Wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, mimo
najszczerszych chęci…
- Tosia, możemy wreszcie porozmawiać? – Kubiak
przerwał ciszę zniecierpliwionym tonem głosu.
- Nie mamy o czym, Michał – wzruszyłam ramionami,
jakby to, co powiedział kilka dni temu, kompletnie mnie nie ruszyło. – Jestem
ci bardzo wdzięczna, że mimo tego, co o mnie myślisz, postanowiłeś mi pomóc.
Naprawdę doceniam ten gest i niczego więcej od ciebie nie oczekuję.
- Ale to nie tak…
- Odwieziesz Mikołaja do szpitala i tyle będzie z
naszych kontaktów – ciągnęłam dalej, nie dając mu dojść do głosu. – Ach, i
jeszcze pilnie będziesz wypełniał moje polecenia na dzisiejszym treningu, nic
więcej.
- Tosia…
- I nie martw się, nie powiem Justynie, że się ze
mną widziałeś – dorzuciłam, chcąc dobitnie dać mu do zrozumienia, że ten temat uważam
za skończony.
Michał chyba się wzburzył moją upartością (jakby nie
wiedział, że mam ją we krwi) na jego próby pogodzenia się ze mną, ale nie dane
mu było cokolwiek powiedzieć, ponieważ Mikołaj zawołał nas do siebie, chcąc
przedstawić swojej mamie. Staliśmy z nim chwilę nad grobem, po czym daliśmy mu
jeszcze kilka chwil na pożegnanie się z mamą. Musieliśmy wracać, nie dlatego,
że mnie i Michała czekał jeszcze trening, a dlatego, żeby mały się przypadkiem nie
zaziębił, bo w jego stanie to jest bardzo szkodliwe dla nadwątlonej odporności.
- Masz dobre podejście do dzieciaków – stwierdził
Michał, rezygnując z poprzedniego tematu rozmowy, jakby zorientował się, że i
tak nic nie wskóra.
- Staram się być dla nich przyjaciółką – mówiłam,
nie patrząc na niego, tylko wciąż mając Mikołaja na oku. – Poza tym rozumiem
ich. Ja też przecież nie mam rodziców.
- Jak to? – zdziwił się starszy Kubiak. – Przecież…
- To, że gdzieś tam żyją, nie znaczy, że wciąż są
moimi rodzicami. Dla mnie umarli cztery lata temu, ojciec nawet trochę
wcześniej niż matka. I oni również nie mają już najstarszej córki… –
powiedziałam wypranym z emocji tonem głosu.
I to było ostatnie zdanie, które wypowiedziałam w
kierunku Michała, ponieważ później wrócił Mikołaj i przez całą drogę powrotną
do szpitala zajmował nas rozmową, która nie pozwalała na jakiekolwiek prywatne
wtrącenia. Na trening pojechaliśmy osobno, mimo że z tego samego miejsce –
katowickiego szpitala. Michał dotarł samochodem, ja na moim motocyklu. A
podczas treningu nie wchodziliśmy w żadne bliższe relacje. I chyba tak było dla
mnie najlepiej.
- Na razie, Tośka! – kolejny siatkarz, tym razem
Wojtaszek, żegnał się ze mną, wychodząc właśnie z hali.
Pomachałam do niego z uśmiechem, jak do każdego
poprzednika, który wracał już do domu, przypominając mu jeszcze o odpowiedniej
diecie, choć raczej nie musiałam tego robić. Wolałam jednak chuchać na zimne,
gdyby chłopcy wciąż nie zorientowali się, że wakacje się dla nich skończyły.
Tymczasem w hali, prócz mnie, został tylko Kubiak,
Martino, Tischer i Gierczyński.
- Na razie, Tosiu – powiedział Michał, kiedy już
stwierdził, że czas wracać do domu.
Nie wyszedł jednak z hali od razu, jak jego
poprzednicy. Przystanął na chwilę niedaleko mnie i spojrzał na mnie smutno,
jakby chcąc coś jeszcze dodać, ale nie mogąc się zdecydować, czy powinien to
zrobić przy innych, czy jednak lepiej odpuścić i wyjść z pomieszczenia.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam poważnie, zaszczycając
go spojrzeniem i nieznacznie unosząc w górę kąciki ust.
Po takiej reakcji z mojej strony Kubiak przybliżył
się nieznacznie i już otwierał usta, jakby zdecydował, że jednak musi mi
powiedzieć to, co chciał. Po chwili jednak zrezygnował z tego, zapewne gdy
zobaczył siadającego obok mnie Simona.
- Masz może ochotę, by pogadać? – zapytał Tischer,
obejmując mnie ramieniem. – Zapraszam na kawę.
- Wiesz, nie powinnam się zbytnio bratać z moimi
podopiecznymi – zaśmiałam się.
Kubiak tymczasem obrócił się na pięcie i wyszedł,
dość głośno manifestując zamknięcie za sobą drzwi.
- Chyba już dawno ten zakaz złamałaś – przypomniał
mi Simon. – W końcu przyjaźnisz się z Michałem.
- Już się z nim chyba nie przyjaźnię… - westchnęłam.
Nie bardzo chciało mi się wracać do tego tematu,
jednak nie miałam zamiaru ukrywać czegokolwiek przed Tischerem. Już i tak był
nieźle zorientowany w tym, co się ostatnio dzieje między mną a Michałem, nie
było więc sensu ukrywać kolejnych naszych nieporozumień.
- Co się znowu stało? – zapytał z ciężkim
westchnieniem.
Mogłam z nim swobodnie rozmawiać, ponieważ
komunikowaliśmy się w języku, który oprócz nas dwoje, nikt nie znał (a
przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo), a mianowicie po niemiecku.
- Tośka… - zaczął nieśmiało Matteo, jakby bał się,
że się na niego zdenerwuję, że mi przerywa w rozmowie.
- Tak, tak, Matteo. Będę czekać – odpowiedziałam mu
z uśmiechem zanim zadał mi jakiekolwiek pytanie, ponieważ doskonale wiedziałam,
o co chodzi.
Włoch pokiwał głową, po czym bez słowa wyszedł z
hali. Krzysiek poszedł w jego ślady, klepiąc mnie jeszcze po plecach na
pożegnanie. Posłałam mu promienny uśmiech i wstałam. Simon zrobił to samo.
- Opowiem ci o tym kiedy indziej – odpowiedziałam
wreszcie na pytanie Niemca. – A co do kawy, to chętnie, ale innym razem. Muszę
odwieźć Matteo do domu, a poza tym mam z nim do pogadania.
- Och – tylko tyle wykrztusił z siebie Niemiec, ale
doskonale wiedziałam, że był zaskoczony moją odpowiedzią. Jego mina mówiła mi,
że jego myśli niebezpiecznie kierują się w nieodpowiednią stronę…
- Nic z tych rzeczy – westchnęłam, mając dosyć tych
wszystkich insynuacji, którymi ostatnio raczą mnie moi rozmówcy. – Słyszałeś,
że chłopaki od kilku dni suszą mi głowę o parapetówkę, mimo że mieszkam tutaj
już rok. No, ale teraz „jestem na swoim” – próbowałam naśladować głos Maliny –
więc parapetówa musi być. A że Matteo również ma z nimi problem o tej samej
nazwie, to pomyślałam, że zrobimy taką jedną, wspólną imprezę. W końcu
mieszkamy naprzeciwko siebie.
- To całkiem niezły pomysł – pokiwał głową Simon,
rozpromieniając się. – Choć chłopakom się on nie spodoba, w końcu jedna impreza
przejdzie im tak jakby koło nosa…
- No i bardzo dobrze! Oni są zbyt rozrywkowi,
powinni skupić się na treningach, a im tylko zabawa w głowie – narzekałam, idąc
korytarzem w towarzystwie Niemca.
- Mówisz teraz zupełnie jak Lolo – zaśmiał się
Simon. – Za dużo czasu z nim ostatnio przebywasz i już przekabacił cię na swoją
stronę…
- Możliwe – wzruszyłam ramionami.
Przystanęliśmy, ponieważ dotarliśmy właśnie pod
drzwi szatni, z której akurat w tej chwili wyszedł Matteo, a za nim Michał.
Oboje spojrzeli na nas dwoje, jakby przyłapali nas na gorącym uczynku.
Zaśmiałam się, widząc ich miny, po czym ucałowałam policzek Niemca – poniekąd
chcąc im utrzeć nosa tym gestem. Kubiak obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem i
ruszył w stronę wyjścia. Wzruszyłam ramionami, kompletnie nie przejmując się
jego humorami i złapałam się ramienia Martino, by wyjść z nim na parking.
- No co? – spytałam, widząc, że Włoch badawczo mi
się przygląda.
- Nic, tylko… - zawahał się – coś się tutaj dzieje i
nie bardzo rozumiem co. Czy Michał i Simon rywalizują o ciebie? – spytał prosto
z mostu, drapiąc się po głowie.
Roześmiałam się głośno i kilka chwil mi zajęło,
zanim się uspokoiłam. Matteo patrzył na mnie zaskoczony, nie do końca
rozumiejąc, co się dzieje.
- Nie, nie rywalizują, bo nie mają powodu –
odpowiedziałam, widząc, że Włoch wciąż czeka aż coś mu odpowiem. – I co,
przemyślałeś moją propozycję? – szybko zmieniłam temat.
- Myślę, że to całkiem niezły pomysł. Utrzemy
chłopakom nosa – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem.
Wystawił rękę, którą przybiłam, a po chwili
wręczyłam mu w nią jego kask.
- Trzeba obejść sąsiadów, załatwić kupę żarcia, bo
to jest strasznie wygłodniała hołota, alkohol niestety też musi być, trzeba
jakoś zorganizować przejście między mieszkaniami, no i ich pozapraszać –
zastanawiałam się na głos, zakładając swój kask na głowę. – Do weekendu się
wyrobimy.
- Zgłupiałaś? – obruszył się Martino. – Nie damy
rady!
- Matteo, spokojnie, nie takie rzeczy się w życiu robiło
– zaśmiałam się, kładąc mu rękę na ramieniu i widząc jak bardzo się przejął, że
nie zdążymy. – A teraz rozejrzyj się dobrze, czy nie ma gdzieś tutaj Lolka, bo
łeb by urwał, gdyby zobaczył, że wożę jego zawodnika na tym niebezpiecznym
sprzęcie… - powiedziałam, głaszcząc moją ukochaną maszynę.
Miałam rację, że osobisty urok Matteo Martino
zadziała na wszystkie nasze sąsiadki, nawet na te na emeryturze. Dzięki temu po
raz pierwszy odkąd tutaj mieszkam, nie robiły nam problemów o głośną, nocną
imprezę Jastrzębian. Z resztą poszło już jak z płatka, dzięki czemu od dobrych
trzech godzin po trzecim piętrze żorskiego apartamentowca od jednego mieszkania
(mojego, w którym się tańczyło) do drugiego (Martino, gdzie można się było
najeść dobrej, włoskiej kuchni) biegali roześmiani siatkarze wraz ze swoimi
partnerkami. Na całe szczęście, jak na razie, nie było jakichkolwiek
alkoholowych ekscesów, co przypisywałam sobie. W końcu to ja dobitnie im
zapowiedziałam, że gdy któryś z nich upije się na tyle, że straci kontakt z
rzeczywistością, będzie miał u mnie przerąbane. Musiałam do nich trafić,
ponieważ mimo zakupionego alkoholu, wszyscy trzymali się na nogach. No może nie
do końca, ponieważ niektóre partnerki – dzięki mojemu zarządzeniu – wreszcie
nie musiały się martwić, kto odholuje ich ukochanych do domu i same zaczęły
korzystać ze sporego barku w mieszkaniu włoskiego przyjmującego…
Stałam właśnie na balkonie z kieliszkiem włoskiego
wina w jednej ręce i z papierosem w drugiej, ciesząc się z chwili spokoju,
której w ciągu ostatnich godzin tak bardzo mi brakowało. A to musiałam lecieć z
kolejną paczką chipsów, a to posprzątać rozbitą szklankę, a to zatańczyć z tym
czy z owym, a to wygonić chłopaków z pokoju, w którym były rzeczy Błażeja, a
który okazał się być nie zamknięty na klucz, chroniąc tym jego rzeczy przed
intruzami… ech, naprawdę ciężkie jest życie gospodarza. A że jestem nim po raz
pierwszy, była to dla mnie całkowita nowość. Do tej pory bowiem tylko chadzałam
na imprezy, nigdy ich nie robiłam z prostego powodu – nie miałam gdzie. I chyba
wolałabym wciąż nie mieć, ponieważ to była udręka, zwłaszcza dla osoby bez
doświadczenia w tej sprawie…
Nagle usłyszałam jakieś kroki w moim pokoju, który
miałam za swoimi plecami. Osoba ta ewidentnie kierowała się w moją stronę – w
stronę balkonu.
- Czego? – warknęłam, gdy zauważyłam ręce,
opierające się obok moich o barierkę.
Nie podobało mi się, że owy osobnik postanowił mi
przeszkodzić w mojej samotni.
- Mówiłaś, że przestałaś palić – wytknął mi Michał
spokojnie, nie przejmując się moim niezbyt towarzyskim nastawieniem.
No jeszcze jego tu brakowało.
- A od kiedy cię to interesuje? – warknęłam,
zaciągając się nikotyną i wydmuchując mu ją w twarz dla lepszego efektu.
- Od kiedy cię lepiej poznałem – udawał, że nie
rusza go moje wrogie nastawienie do niego, po czym wyciągnął mi papierosa z
ręki i sam się zaciągnął.
Spodziewałam się, że zacznie kaszleć jak gruźlik, ten
jednak zrobił to z taką łatwością, jakby był nałogowym palaczem, po czym
wyszczerzył się w moim kierunku i oddał mi papierosa.
- Nie wiedziałam, że palisz… - szepnęłam, zapominając
o wrogim nastawieniu do niego.
- Jak widać, nie znasz mnie na tyle, na ile ci się
wydaje. Dlaczego się tu schowałaś?
- Miałam nadzieję, że nikt mi tutaj nie będzie
przeszkadzał i jakoś dotrwam do końca imprezy bez żadnego uszczerbku… no cóż, myliłam
się – westchnęłam, wracając do wpatrywania się w nocne miasto.
- Masz dosyć naszego towarzystwa? – zapytał bez
grama zdziwienia.
- Nie, to nie to, przecież wiesz, że was uwielbiam – zaprzeczyłam. – Po prostu odkąd
nie ma tutaj Błażeja, nie mam się z kim wydurniać. Wszyscy przychodzą z kimś,
tylko ja sama jak taki palec…
Kompletnie nie wiedziałam, dlaczego mu o tym
mówiłam. Powinnam obrócić się na pięcie i zostawić go samego, znikając w tłumie
moich gości, a ja mimo tego, co mi ostatnio powiedział, wciąż stałam z nim na
balkonie, łaknąc jego towarzystwa. To chore. Zachowuję się jak jakaś masochistka,
której sprawia przyjemność ból, który odczuwa, gdy jest w jego towarzystwie.
- A Simon? – spytał Kubiak, spoglądając na mnie
uważniej.
- Co Simon? – zdziwiłam się. – Wszyscy mi się
ostatnio o niego pytacie i kompletnie nie rozumiem, o co wam chodzi. Jest
świetnym facetem, fajnie nam się rozmawia, rozumiemy się, ale dopiero go
poznaję, a wy już wyskakujecie z czymś, co na tym etapie znajomości się nie
zdarza – wyrzuciłam z siebie prawie jednym tchem.
- To dobrze – szepnął, chyba nie chcąc, abym go
usłyszała.
- Dlaczego? – spytałam, nie mając zamiaru puścić
tego mimo uszu.
- Co.. ja… eee… - zaczął się jąkać, jakby nie
wiedząc co powiedzieć. – No cóż, po prostu martwię się o ciebie. On jest
żonaty, nie chcę, abyś przez niego cierpiała – wyjaśnił mi.
Miałam w tej chwili tak wielką ochotę prychnąć: I kto to mówi? W końcu to on sprawia, że
cierpię, a nie Simon, który swoim jestestwem pomaga mi to wszystko znieść. Nie
mogłam jednak tego zrobić, skoro nie chciałam, aby dowiedział się prawdy.
- To miło z twojej strony, że się o mnie martwisz,
mimo tego co o mnie myślisz, ale naprawdę nie musisz, bo ja sobie poradzę –
odpowiedziałam spokojnie, mimowolnie wracając do naszej ostatniej sprzeczki.
- Tosiu, ja naprawdę nie wiem, co mnie wtedy podkusiło, że to
powiedziałem – zaczął Michał swoją śpiewkę, łapiąc mnie za ramiona, abym mu nie
uciekła i spoglądając mi w oczy. – Nie powinienem… nie chciałem… ja tak nie
myślę, naprawdę, uwierz mi!
- Wypowiedzianych słów nie da się cofnąć, mimo
najszczerszych chęci – powiedziałam to, co sama sobie wmawiałam od kilku dni po
to, abym była nieugięta w stosunku do niego.
- A może pozwolisz mi, że spróbuję ci je w jakiś
sposób wymazać z pamięci? – spytał, uśmiechając się zawadiacko i przytulając
mnie do siebie.
Tego się kompletnie nie spodziewałam. Moje serce mimowolnie
zabiło szybciej, kiedy poczułam jego ciało tak blisko mojego, kiedy owionął mnie
jego zapach, kiedy zaczął rozgrzewać mi ramiona swoimi dłońmi, stwierdzając, że zmarzłam.
- Nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie naprawdę ważna,
cenię sobie twoje towarzystwo, nie chcę, abyś przeze mnie cierpiała, abyś
płakała przez moje idiotyczne słowa – mówił. – Naprawdę nie wiem, co mnie wtedy
napadło…
Tak dobrze było mi w jego ramionach, że chciałabym
tak trwać do końca życia, ale nie mogłam tego zrobić. Gdzieś w głowie miałam
taką świadomość, że to jest tylko chwila, która niedługo minie. Nie mogłam się
tak katować, wiedząc, że zaraz wszystko wróci do rzeczywistości. Sama więc
musiałam to przerwać, musiałam sama sobie udowodnić, że jestem silna.
- Ja niestety wiem, co cię napadło – szepnęłam, z
trudem wyswobadzając się z jego objęć. Michał spojrzał na mnie zaskoczony. –
Justyna tak o mnie mówi, prawda?
Po dłuższym wpatrywaniu się w jego oczy, Michał
pokiwał twierdząco głową ze smutkiem, mimo że nie musiał tego robić, bo ja i
tak doskonale wiedziałam, że to jej sprawka.
- Przechodzisz na jej stronę – stwierdziłam sucho.
- Nie przechodzę, zawsze jej wtedy mówię, że nie ma
co do ciebie racji… - zaczął.
- A mimo to powtarzasz jej słowa – wtrąciłam, nie dając
mu zbytniego pola manewru. – Nie uważasz, że sam sobie zaprzeczasz swoim zachowaniem?
Widać było, że Kubiak nie do końca wiedział, co ma mi odpowiedzieć. Nie miał jedna czasu, by się zastanowić, ponieważ naszą rozmowę przerwał huk, który nagle usłyszeliśmy za sobą. Obróciłam się więc o 180 stopni, by
przekonać się, co się stało. Gdy się obróciłam, zobaczyłam Justynę, stojącą na środku mojego pokoju i spoglądającą
na mnie z chęcią mordu w oczach. Zapewne zastała nas w dwuznacznej sytuacji i dorobiła
sobie swoją teorię. I bardzo dobrze! Powinna czuć zagrożenie z mojej strony! Nie przejęłam się więc tym zajściem, dopóki nie przeniosłam
swojego wzroku na podłogę, na której leżała zawartość jednej z półek, które
Zbyszek zamontował mi pod koniec zeszłego sezonu, abym miała gdzie kłaść swoje pierdołki,
gdy już się tutaj przeniosę po jego wyprowadzce. Takim oto sposobem na podłodze znalazła się ramka
ze zdjęciem moim, Zbyszka, Błażeja i Michała z wyjazdu nad jezioro, ostatnia
płyta Michaela Jacksona, zdjęcie mojej młodszej siostry oraz statuetka dla
najlepszego zawodnika meczu, którą dostałam od Michała w ramach podziękowania
za to, że kopnęłam go w tyłek i kazałam mu się wynieść z Warszawy do
Jastrzębia.
Nawet nie wiem, kiedy i jak znalazłam się w pokoju.
- Zrobiłaś to specjalnie – warknęłam na nią,
zbierając szczątki z podłogi.
- No coś ty… jak możesz… - Justyna udawała oburzenie
moimi insynuacjami, spoglądając błagalnie na Michała, który stał tuż obok mnie
i chyba chcąc, aby się za nią wstawił. – Poza tym to chyba należy do Michała –
wytknęła mi, pokazując na statuetkę, którą akurat miałam w ręce.
- Sugerujesz, że to ukradłam?! – powoli nie
panowałam nad gniewem.
- Nie, ale dlaczego…
- Justyna, to jest statuetka Tosi – odpowiedział
spokojnie Michał, chyba chcąc tym tonem głosu załagodzić napiętą sytuację
między nami. – Dałem ją jej w ramach podziękowań – wyjaśnił blondynce, po czym
wyciągnął mi ją z dłoni.
- Och – Justyna westchnęła z udawaną skruchą – w
takim razie bardzo mi przykro… ja naprawdę nie chciałam…
- Jakoś ci nie wierzę – syknęłam przez zęby.
- Mam nadzieję, że da się ją skleić – powiedział
Michał, przyglądając się jej z uwagą i niezbyt przejmując się atmosferą, w
której wisiała konfrontacja między nami. – Tosia, nie dotykaj szkła, bo się
jeszcze skaleczysz – szepnął, kucając obok mnie i pomagając mi pozbierać
resztki rzeczy, które spadły na podłogę i się stłukły.
- Jeśli się nie da jej skleić, to wybierzesz sobie inną.
Michał ma ich w mieszkaniu całkiem sporo – zaświergotała Justyna, wciąż stojąc
i mogąc teraz spoglądać na nas z góry.
- To był unikat – syknęłam, dając nacisk na każde
słowo. – Widać jak bardzo znasz się na sporcie. Poza tym dlaczego to zrobiłaś? –
wstałam i zmierzyłam ją wzrokiem.
- Tosia, daj spokój… - szepnął Kubiak, również wstając.
Spojrzałam gniewnie na Michała, a tymczasem Justyna
krzyknęła, znów przypominając nam o swoim istnieniu, jakby chcąc, abyśmy na
siebie w ogóle nie patrzyli.
- To było niechcący! – broniła się uparcie.
Pokręciłam przecząco głową, Michał tymczasem zaoferował,
że pójdzie po zmiotkę i to sprzątnie, żeby nikt się nie skaleczył. Kiedy tylko
zniknął za drzwiami, Justyna przestała grać niewiniątko. Wyciągnęła wskazujący
palec z moją stronę i syknęła:
- Odwal się od mojego chłopaka, zrozumiano?!
- A co, zazdrosna? – zakpiłam.
- Nie twój zasrany interes – warknęła, przyciskając
mi paznokieć do piersi. – Zniszczę cię, jeśli wciąż będziesz wtykać nos w nie
swoje sprawy.
- To raczej ty wtykasz nos tam, gdzie nie powinnaś. I weź te paluchy ode mnie! – strzepnęłam jej rękę z mojej piersi. –
Myślisz, że się ciebie boję?
- Powinnaś, bo zrobię z tobą, o, dokładnie coś takiego –
zapowiedziała, po czym nadepnęła obcasem na płytę Michaela Jacksona, łamiąc ją
na kilkanaście kawałeczków.
Była z siebie zadowolona, ponieważ doskonale wiedziała,
że tym ruchem udało jej się mnie sprowokować.
- Ty suko!!! – krzyknęłam tak głośno, że chyba
wszyscy będący na imprezie to usłyszeli, ale nie przejmowałam się tym. Podeszłam do niej i
już chciałam ją spoliczkować, jednak w ostatniej chwili z trudem się przed tym powstrzymałam,
widząc zbliżających się w moją stronę gapiów, na czele z Michałem. Znowu by
wyszło, że to Justynka jest pokrzywdzona przez los, a ja jestem niezrównoważona… – Wynoś się stąd i już nigdy więcej tu nie wracaj!
- Z wielką chęcią! – prychnęła blondynka, po czym
zarzuciła swoimi włosami do tyłu i demonstracyjnie wyszła z mieszkania, nie racząc nikogo swoim spojrzeniem.
- Tośka, co się stało, jak mogłaś… - zaczął Michał,
kiedy znalazł się obok mnie.
Widać było, że nie bardzo rozumie tego, co się przed
chwilą stało, kiedy opuścił ten pokój. Jakby nie wiedział, że nas dwie nie można zostawiać same... Może gdybym nie była tak wściekła, udałoby mi się mu to
wszystko jakoś wytłumaczyć i przeciągnąć na swoją stronę, ponieważ jego mina nie wskazywała na to, aby to mnie uznawał za winną, jednak tej chwili nie panowałam nad sobą. Wiedziałam, że moją
reakcją stracę w oczach Michała to, co tak niedawno udało mi się odbudować po tej niefortunnej
scysji na plaży, jednak to było silniejsze ode mnie...
- Znowu jej bronisz, mimo że nie wiesz co zrobiła? –
warknęłam na niego, patrząc mu prosto w oczy. – Leć za nią, skoro nadal chcesz
być jej przydupasem – prychnęłam, odwracając się od niego, żeby tylko nie móc spojrzeć w jego oczy.
Miałam cichą nadzieję, że tego nie zrobi, że powie,
iż ma już dosyć zachowań blondynki, że uzna ją za winną i zostanie… On jednak stał chwilę, patrząc w moje plecy, po
czym położył zmiotkę na podłodze i wyszedł dokładnie tą samą drogą, którą
chwilę temu pokonała Justyna.
Nawet nie wiem, kiedy i jak Simon rozgonił
zbiegowisko, każąc im wracać do zabawy. Nie wiem, kiedy Niemiec zamknął drzwi
od sypialni, każąc dać mi spokój. Nie wiem, kiedy usadził mnie na łóżku i do
siebie przytulił, mówiąc żebym wszystko z siebie wyrzuciła. No to zaczęłam
płakać jak mała, skrzywdzona przez los dziewczynka, opłakując jednocześnie moją
kolejną kłótnię z Michałem, jak i cudowną płytę Michaela, która może i już była
starta od ciągłego słuchania i czasem się zacinała, ale była prezentem… właśnie
od starszego Kubiaka. Justyna jednym, dobrze przemyślanym krokiem zniszczyła
wszystko, na czym mi tak bardzo zależało…
________________________
Rozpieszczę was trochę, nowy w ciągu tygodnia.
Zadziwiające, patrząc na moje ostatnie przerwy w dodawaniu nowych rozdziałów...
Chyba po prostu mam wenę.
Na razie nie spodziewajcie się wielkich zmian w
relacjach Tosi i Michała. Będzie jak na rollecoasterze – raz dobrze, a raz źle,
zwłaszcza że Tośka powoli ma już wszystkiego dość. Poza tym do akcji wkracza
Simon, a Justynka też nie będzie stała z boku i przyglądała się, jak Michał
ucieka jej z rąk i przechodzi na stronę Czarnej. Obiecuję, że będzie się działo
:)
Jakby ktoś z Was wiedział, dlaczego nie chcą mi się robić odstępy między wierszami i akapity, to byłabym wdzięczna za poradę, bo nie chcą mi się przenosić tak ja do tej pory, co mnie strasznie frustruje.
Pozdrowienia!
Rany. Jak to czytam to mnie aż krew zalewa gdy czytam o Justynie :D
OdpowiedzUsuńdokładnie... aż mi pięści się zaciskają :D :D
UsuńOsobiście sama chyba zabije tą głupią i pustą Justynkę. Boże a Michał jest tak w nią zapatrzony jak w obrazek i nie widzi tego wszystkiego. Nie wyobrażam sobie co musi czuć Tośka. Kurdę ona jest psychiczna (Justyna), ale dobrze by było jakby ktoś widział całą tą akcje z płytą i wyjawi prawdę Michałowi.
OdpowiedzUsuńZapraszam na prolog nowej historii z Michałem Kubiakiem na czele.
Młoda dziewczyna której los rzuca kolejną kłodę pod nogi, dzięki której traci słuch i on zauroczony siatkarz pragnący odnaleźć dziewczynę. Czy między nimi zrodzi się uczucie? Dowiecie się w 15 odcinkowej opowiastce.
http://ciszamoimswiatem.blogspot.com/
Pozdrawiam Annie
ugh, jak czytam o Justynie to po prostu coś mnie zalewa.. po prostu aż buzuje we mnie wszystko a Michał jeszcze leci za nią jak to ujęłaś, jest jej przydupasem.. dziwne to jest, ale myślę że wyjaśni się, oby :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :*
Justynce to proponuję podeptać buźkę za płyte MJ. Może i fanką nie jestem ale mam w gronie ogromnego fana. Łazja nieziemska. Tośka też głupia jest bo powinna nastrzelać Michałowi i przywalić go przez balkon. W ogóle nie powinna z nim rozmawiać. Za to co powiedział. Bo w co on gra? o.O
OdpowiedzUsuńBosz... jaki Kubiak jest taki tępy, że aż głowa boli no ale to facet nie?... No i wszystko jasne :D
OdpowiedzUsuńZapraszam http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/08/siodmy_25.html
Na miejscu Tośki chyba rozszarpałabym Justynę. Nie umiem i nienawidzę się hamować, zawsze działam pod wpływem emocji. Potem czasami tego żałuję, ale taki już mam charakterek, dlatego jestem pewna, że nie odpuściłabym Justynie. A Ty Michał, to weź się kurwa w garść, bo ta małpa zrobiła z cudownego faceta ślamazarną pizdę ! A tak być nie może !
OdpowiedzUsuńZapraszam na kończącą wszystko ósemkę, czyli epilog na http://mysle-ze-nie-wiesz-nawet-czego-chcesz.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
corka-trenera.blogspot.com zapraszam na rozdział 17 :)
OdpowiedzUsuńEj a mnie to jeszcze jedna taka myśl po głowie chodzi, że jak ktoś ma tatuaż to jest jakiś zły, opętany i nie wiadomo jeszcze jaki mi tam to różnicy nie robi i niech się Tośka nie przejmuje tymi debilami no...i ten ..no to już wszystko co chciałam napisać aaa i zapraszam do mnie http://estella-gwiazda.blogspot.com/2013/09/osmy.html
OdpowiedzUsuńJa cię kręcę! Już myślałam, że Tośka i Michał są na jak najlepszej drodze do wzajemnego wybaczenia sobie zadanych krzywd i razów, ale nieeee, bo oto w paradę musiała wpindrzyć się Justyna.. Kurczę, dlaczego ona jest taka intrygancka, nienormalna i obsesyjnie zazdrosna? Najwyraźniej sama ma jakiś problem ze swoim stosunkiem do starszego Kubiaka, bo mniemam, że gdyby blondi rozumowała jak normalny człowiek, to dopuszczałaby do siebie myśl o tym, że siatkarz ma nie tylko uczłowieczoną miłość, lecz również koleżanki.. Choć w sumie nawet lepiej, że Justyna odczuwa zagrożenie z powodu Tosi. Szanując jako potencjalnego przeciwnika łatwiej się odsłoni i w ten sposób może WRESZCIE zaślepiony Misiek pozna prawdziwe oblicze obskakiwanej lubej..
OdpowiedzUsuńRelacja Czarnej i Simona w chwili obecnej wydaje mi się bardziej czarująca oraz bardziej obiecująca niż hipotetyczny związek Tośki i Michała. Ja wiem, że oni są wręcz dla siebie stworzeni, ale skoro Kubiak nie chce spojrzeć prawdzie w oczy i da sobą bez ceregieli manipulować, to chyba należy, póki co, spisać go na miłosno-czarne straty :> Za to Niemiec jest wprost bezbłędny, a przy tym tak idealnie wyczulony na zmiany w psychice naszej zbuntowanej bohaterki, że pozostaje jedynie albo pozazdrościć mu umiejętności do budowania niezwykłych kontaktów międzyludzkich, albo pogratulować Tośce nosa do ludzi (który czasem ją zawodzi, fakt, ale cóż poradzić.. wszak noone's perfect ;p).
Zastanawiam się, co Justyna wykombinuje, żeby znowu dokopać Czarnej. Bardzo bym chciała, aby ów jątrzący się jak ropień personalny element fabuły wyniósł się na Księżyc, lecz chyba na razie nie masz tego w planach ( ;D), pozostaje mi zatem tylko trzymać kciuki za obrotność i obronność Antoniny.. Oraz, niechętnie, za ciągle mnie rozczarowującego Michała - żeby facet się ocknął z letargu i dokonał właściwego wyboru w kwestii romansowania zanim będzie za późno na zdziałanie czegokolwiek konstruktywnego.. Ech, sama nie wiem, dlaczego z płcią brzydką jest tyle problemów. A podobno mężczyźni to nieskomplikowane osobniki ;D
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
I przepraszam za zwłokę :>