środa, 27 lutego 2013

drugi tatuaż.



 "i'm coming home, coming home..."


Następnego dnia obudziłam się z okropnym bólem głowy. Otworzenie oczu sprawiło mi wielki ból, a co dopiero podniesienie się do pozycji siedzącej i rozejrzenie po pomieszczeniu. Tą noc spędziłam na dywanie w salonie, przykryta kocem ściągniętym z kanapy i wtulona w ramię Błażeja, który jeszcze spał (albo nie miał ochoty otwierać oczu, by nie poczuć się tak jak ja w tej chwili się czuję). Dookoła nas walały się puste butelki po alkoholu, które opróżniliśmy, próbując zapić wczorajszą porażkę. Na samą myśl o przegranym ćwierćfinale zrobiło mi się słabo. Nie mogłam jednak mdleć, musiałam coś sprawdzić, dlatego ściągnęłam ze stołu laptopa. Dobrze, że zostawiłam go tutaj, a nie w swoim pokoju, bo nie wiem jak dostałabym się tam w tym stanie… A mimo pękającej głowy i suchości w gardle, w tej chwili dla mnie coś było ważniejsze od złego samopoczucia. Miałam nadzieję, że wczorajsze 0:3 z Rosją było tylko koszmarem, najgorszym koszmarem, jaki mi się przyśnił podczas mojej ziemskiej egzystencji, jednak przeglądając tytuły na sportowych portalach w Internecie upewniłam się, że właśnie tego byłam świadkiem. Tak, mój dzisiejszy kac jest spowodowany wczorajszym zapijaniem smutków, a nie opijaniem zwycięstwa. Zatrzasnęłam więc laptopa z hukiem, aby nie musieć patrzeć na zdjęcia naszych siatkarzy ze łzami w oczach i czytać artykułów o zawiedzionych nadziejach. Po chwili wstałam z podłogi, aby jak najszybciej znaleźć się w pobliżu lodówki. W środku powinna być maślanka, która miała pomóc mi pozbyć się kaca, choćby na chwilę. O, jest! Skoro mogę ukoić jeden ból, dlaczego miałbym tego nie zrobić? Na to znam lekarstwo, na zniszczone marzenia niestety nie…
Nie wiem czy hałas, jaki narobiłam swoim pojawieniem się w kuchni, czy może coś innego obudziło Błażeja, ale kilka minut później szatyn doczłapał się do pomieszczenia, w którym właśnie przebywałam i spojrzał łapczywie na kartonik, który dzierżyłam w dłoni. Chwilę później wyrwał mi go brutalnie z ręki i zaczął łapczywie pić na moich oczach. Pokręciłam przecząco głową, ale pozwoliłam mu choć przez chwilę nacieszyć się tym zimnym lekarstwem na kaca, którego mieliśmy tak mało, jak na dwie cierpiące osoby.
- Wiesz, myślałam, że to był sen… Najgorszy koszmar, jaki mi się przyśnił w życiu. Weszłam jednak do Internetu, który rozwiał wszelkie moje nadzieje… - dodałam, próbując odzyskać maślankę z rąk Błażeja.
- Michał dzwonił, kiedy spałaś – mruknął Błażej, kompletnie ignorując moją wcześniejszą myśl.
Ta informacja wybiła mnie z rytmu. Tak skutecznie, że zapomniałam co chciałam właśnie zrobić. Wbiłam tylko swój pytający wzrok w Błażeja.
- I co mówił? Jak się czuje? – zasypałam go pytaniami.
- Wiesz, jaki jest Michał… Słowem nie wspomniał o wczorajszym meczu, a ja nie śmiałem go pytać. To nie jest rozmowa na telefon... On będzie dusił w sobie, że coś jest nie tak, zupełnie jak ty – mruknął z nikłym uśmiechem. – Po głosie jednak wydaje mi się, że nieźle wczoraj zabalował, dokładnie tak samo jak my. A dzwonił tylko po to, by powiedzieć mi, że jutro ląduje w Gdańsku i że spędzi kilka dni w Wałczu u rodziców – poinformował mnie, wypijając resztę maślanki i wyrzucając kartonik do kosza.
Pokiwałam twierdząco głową, przyswajając sobie te informacje. Nie miałam zamiaru pytać go dalej, bo wiedziałam, że Błażej powiedział mi wszystko, czego dowiedział się dzisiaj od swojego starszego brata. Westchnęłam tylko przeciągle, po czym postanowiłam zrobić nam jajecznicę, aby trochę lepiej zacząć ten smutny dzień...


*


Od feralnego ćwierćfinału minął dokładnie tydzień. Trudno jest się pogodzić z taką porażką, jednak chyba mi się to udało. Albo przynajmniej w pewnym stopniu zbliżyłam się do tego stanu ducha. Nie zapomniałam jednak o meczu z Rosjanami, często, gdy siedziałam sama w mieszkaniu po ciemku, wracałam do niego myślami. To zawsze będzie bolało, niezależnie ile czasu minie, jednak trzeba żyć dalej. Tymczasem złoto olimpijskie zdobyli Rosjanie, którzy po zaciętym boju pokonali w finale Brazylijczyków. Ciężko patrzyło mi się na ceremonię dekoracji… W ogóle po tym ćwierćfinale ten turniej stracił dla mnie na wartości. Czułam, jakby już dawno się zakończył, mimo że po naszej porażce było jeszcze kilka dni rywalizacji. Bez naszych chłopaków jednak to nie było to samo…
Odgoniłam szybko od siebie te czarne myśli, nie mogąc pozwolić sobie na jakiegokolwiek doła w tym pięknym dniu. Lato w pełni, więc postanowiłam spędzić środę na wylegiwaniu się na słońcu w pobliskim parku. Chciałam wykorzystać wolny dzień w pracy z okazji święta narodowego do maksimum, przy okazji opalając choć trochę moją bladą skórę. Nie spodziewałam się, że przed siódmą rano w taki dzień ktoś oprócz mnie będzie na nogach i że ten ktoś stanie w drzwiach mojego mieszkania. Tak się właśnie stało, a tym kimś był... Błażej. Wyglądał, jakby szykował się do wyjścia… Ale zamiast cokolwiek mi wyjaśnić, swoje kroki od razu skierował do kuchni, a po chwili jego głowa zniknęła w otchłani mojej lodówki. Wyciągnął z niej kiełbasę i zaczął ją pochłaniać na moich oczach.
- Czy ty nie masz przypadkiem podobnego urządzenia w swoim mieszkaniu? – spytałam zirytowana.
- Mam, ale w środku jest tylko światło – zakomunikował mi z uśmiechem, przeżuwając kolejny kęs kiełbasy.
No tak, na trzecim piętrze jednego z nowszych i ładniejszych osiedli w Żorach tylko moja lodówka zawsze była zaopatrzona w jedzenie, dlatego tak często bracia Kubiak (i do niedawna także Zbyszek Bartman) z niej korzystali. Już chciałam na niego nakrzyczeć, jednak Błażej wiedząc, co się szykuje, przerwał mi kategorycznie i przeszedł do sedna sprawy, która go do mnie sprowadziła o tak wczesnej porze i to w wolny dzień.
- Michał dzwonił rano, żebym dzisiaj wpadł do domu po niego. Chcesz jechać ze mną? – zapytał.
Tak mnie tym stwierdzeniem wyprowadził z równowagi, że zapomniałam, dlaczego chwilę temu chciałam na niego nakrzyczeć. Pokazałam mu tylko na migi, że ma dać mi chwilkę i pobiegłam się przebrać. Musiałam jakoś wyglądać, jeżeli miałam się pokazać przed rodzicami chłopaków. Kilka minut później wraz z Błażejem zapakowałam się do jego samochodu, by odjechać nim w kierunku Wałcza.


*


Kilka godzin później parkowałam pod domem rodzinnym braci Kubiak. Dojechaliśmy na miejsce akurat w porze obiadowej. O dziwo, Błażej pozwolił mi prowadzić jego samochód. Nie wiem, czy miał dzisiaj jakiś dzień dobroci dla Tośki, czy naprawdę był zmęczony, ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. On zawsze zarzekał się, że nigdy nie dopuści mnie do kierownicy swojej ukochanej fury, oczywiście, ze strachu o nią, ale jak widać, swojego słowa nie dotrzymał.
- Hej, śpiochu, jesteśmy na miejscu - obudziłam go lekkim szturchnięciem w ramię.
Błażej ocknął się dosyć szybko i trochę zdezorientowany zaczął rozglądać się dookoła siebie, oczywiście najbardziej interesując się stanem swojego samochodu. Westchnęłam, bo co innego mogłam w tej sytuacji zrobić? Musiałam jakoś znieść jego nieufność do moich umiejętności prowadzenia samochodu, choć nie powiem, aby szło mi to z łatwością. Czułam się bardzo urażona za każdym razem, gdy Błażej rozprawiał o tym, jakim nieodpowiedzialnym kierowcą jestem. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że do tej pory (a jeżdżę już od 4 lat) nie miałam ani jednej stłuczki, ba, nawet nie dostałam ani jednego mandatu. Cóż, doskonale widać, kto tu z naszej dwójki lubi dramatyzować…
Pewnie młodszy z Kubiaków obejrzałby dokładnie każdy skrawek swojego samochodu, aby przekonać się czy przypadkiem nie zrobiłam gdzieś jakieś nawet maleńkiej ryski, przeszkodziła mu w tym jednak jego rodzicielka, która wyszła na ganek ich rodzinnego domu. Błażej od razu rzucił się w jej ramiona, jak na prawdziwego maminsynka przystało. W tej rodzinie ojciec trzymał stronę starszego z synów, co bardzo urażało młodszego. Błażej nie lubił o tym rozmawiać, ale doskonale wiedziałam, jak bardzo rani go to, że jego ojciec faworyzuje Michała. Na szczęście miał mamę, która zawsze stawała po jego stronie. Szkoda, że moja nigdy się za mną nie wstawiła u ojca…
Wysiadłam ze spokojem z samochodu i zamknęłam go, po czym powoli podążyłam ku drzwiom wejściowym, w których Błażej witał się z panią Kubiak.
- O, Tosia – mama chłopaków uśmiechnęła się trochę zaskoczona moim przybyciem. – Miło mi cię widzieć.
- Dzień dobry pani – odwzajemniłam uśmiech. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
- Nie no, skądże – zaprzeczyła. – Zaraz dostawię nakrycie dla ciebie.
- Myślałam, że Błażej uprzedził państwa, że z nim przyjadę... – powiedziałam lekko zaskoczona.
Nie rozmawialiśmy o tym, ale myślałam, że Młody choć słowem napomknął, że z nim dzisiaj przyjadę do Wałcza. Jak widać, moje przypuszczenia okazały się być błędne...
- Nie było na to czasu, Tośka – wtrącił się sam zainteresowany – ale mama zawsze gotuje jak dla pułku wojska, więc i dla ciebie jedzenia starczy. Jakby co, to ci trochę odstąpię za to, że mnie w Żorach tak dobrze karmisz – roześmiał się, po czym zniknął w pomieszczeniu, aby uniknąć mojego piorunującego spojrzenia, które podobno potrafi zabijać.
Uśmiechnęłam się więc niemrawo i poszłam za nim. Bo co innego miałam zrobić? Tak naprawdę to nie martwiło mnie, czy będę miała co jeść, bo nie po to przecież tutaj przyjechałam. Bardziej niepokoiło mnie jak rodzice chłopaków zareagują na moje niespodziewane pojawienie się. Ich matka tolerowała mnie, za to ojciec ewidentnie trzymał na dystans. Przyzwyczaiłam się już do tego, jednak nigdy nie lubiłam się wpraszać, obojętnie o kogo chodziło. A teraz właśnie czułam się trochę jak intruz, zwłaszcza, gdy witałam się z zaskoczonym ojcem Michała i Błażeja. Na całe szczęście, trwało to chwilę, bo później zniknęłam w miażdżącym moje kości uścisku Miśka.
- Tosieńka, przyjechałaś! – zaśmiał się, ściskając mnie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo się za tobą stęskniłem – mówił z uśmiechem.
- Naprawdę? – zdziwiłam się.
- No jasne – chichotał dalej. – Już się nie mogę doczekać, aż wrócę z wami do Żor i zacznę na nowo trenować w klubie – dodał.
- W Żorach też było smutno bez ciebie – odpowiedziałam.
Nie wiedziałam co powinnam myśleć o takim przyjęciu ze strony siatkarza i jak zareagować na jego powitanie. Na szczęście, mama chłopaków tego dnia uratowała mnie już po raz drugi, tym razem podając obiad. Zasiadłam przy stole obok Michała, ponieważ zadowolony z życia Błażej rozsiadł się obok swojej rodzicielki, zawzięcie jej o czymś opowiadając. Ojciec chłopaków natomiast z nieodgadnioną miną usiadł na szczycie stołu i przyglądał się wszystkim badawczo. Miał tam naprawdę dobry punkt obserwacyjny.
Tematy rozmowy podrzucała pani Kubiak, umiejętnie omijając siatkówkę. Najpierw wypytała się Błażeja, czy mu jest w Żorach dobrze, czy ma co jeść, a kiedy ten powiedział, że tak, oczywiście wszystko jest w porządku i to jak najlepszym, zaczęła go maglować, czy na pewno mówi jej prawdę. Kiedy już skończyła wywiad z Błażejem, upewniając się, że jej nie oszukuje, zaczęła wypytywać się co u mnie. Odpowiedziałam jej więc, że wciąż pracuję w tym samym fitness clubie, że od września mam praktyki w szkole w Jastrzębskim-Zdroju, że wciąż jestem wolontariuszką na oddziale onkologicznym w szpitalu, a na studiach mi się podoba i idzie mi całkiem dobrze.
- A co u rodziców? – spytał pan Kubiak z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
Mama chłopaków od razu zgromiła go wzrokiem, Błażej zakrztusił się jedzeniem, a Michał zrobił zaciętą minę, jednak pan Kubiak w ogóle na to nie zważał, wciąż czekając na moją odpowiedź. Wiedziałam, że tym pytaniem próbował mnie sprowokować, ale nie miałam zamiaru dać mu tej satysfakcji i dać mu się wyprowadzić z równowagi. Ze spokojem spojrzałam więc w jego stronę i odpowiedziałam:
- Myślę, że dokładnie to samo co cztery lata temu, gdy widziałam ich po raz ostatni.
I gdy tylko to powiedziała, w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, którą przerwała matka chłopaków, mówiąc, że poda deser. Zaoferowałam jej swoją pomoc, którą pani Kubiak z chęcią przyjęła. Kiedy już po raz któryś weszłam do kuchni, by odstawić brudne naczynia do zmywarki, kobieta zatrzymała mnie i ze smutnym spojrzeniem powiedziała:
- Przepraszam cię za niego…
- Nic się nie stało, naprawdę – przerwałam z uśmiechem te niepotrzebne wyjaśnienia z jej strony. – Jestem przyzwyczajona i zaprawiona w bojach, jeśli o to chodzi. Proszę się więc tak tym nie martwić.
- Po prostu nie chciałabym, abyś myślała o nas źle.
- Proszę pani, jest wręcz przeciwnie - zaprzeczyłam spokojnie. - Jesteście naprawdę fajną rodziną, o wiele lepszą od tej, w której żyłam. I to ja jestem tutaj dzisiaj intruzem, więc…
- Tosia, nie jesteś intruzem. Jesteś tutaj zawsze mile widziana – uśmiechnęła się do mnie, po czym przytuliła mnie do siebie.
Naprawdę mnie zaakceptowała. Osobę, która wygląda jak satanista i do której od samego początku miała uprzedzenia. Zmieniła o mnie swoje zdanie. Poczułam przyjemne ciepło w środku, gdy tylko zdałam sobie z tego sprawę. Ktoś jednak był w stanie spojrzeć na moją dziwaczną osobę łaskawszym okiem i zaakceptować mnie taką, jaką jestem.
Po kilku minutach zasiedliśmy ponownie do stołu, aby skonsumować deser. Rozmowa, chcąc nie chcąc, zeszła jednak na tematy związane z siatkówką.
- I jak ci idzie szukanie klubu? – spytał Błażeja senior Kubiak.
- Powoli, acz do przodu – odparł Młody z ewidentną rezerwą.
- Mam nadzieję, że w końcu coś znajdziesz, bo chyba nie masz zamiaru wciąż liczyć na pomoc swojego brata i gnić w Młodej Lidze.
- Nie, nie mam takiego zamiaru, a nawet jeśli, to jest to moja sportowa kariera i zrobię z nią co tylko będę chciał – odpowiedział Błażej z taką zawziętością, którą rzadko kiedy u niego widziałam. Wręcz ciskał w tej chwili piorunami w swojego ojca.
Mama chłopaków, jak to osoba z tendencją do zamiatania problemów pod dywan, postanowiła szybko zmienić temat.
- A może zostaniecie do niedzieli, co? – spytała, spoglądając na mnie i na Błażeja.
Spojrzeliśmy na siebie, chcąc się porozumieć bez używania słów.
- Bardzo chętnie, mamo, ale Tosia musi jutro iść do pracy… - zaczął Młody, jednak jego ton głosu wskazywał, że nie był tym zbytnio zachwycony.
- Przecież jeśli chcesz, to zostań – powiedziałam szybko, widząc co się święci. – Podrzuć mnie tylko na jakiś pociąg do domu, a ja sobie poradzę.
Nie chciałam, aby dla mnie rezygnował z zasłużonych przecież wakacji w rodzinnym domu. Co rusz powtarza mi, jak bardzo brakuje mu Wałcza i maminych obiadków, nie chciałam mu więc tego odbierać. Niech wykorzysta długi weekend, który właśnie nastał i się nim nacieszy w rodzinnych stronach.
- Weź przestań, skoro przyjechałaś tutaj ze mną, to i wrócisz ze mną – odpowiedział uparty jak zawsze Błażej.
- Ale widzę przecież, że chcesz zostać. O mnie się nie martw - zapewniłam go.
- Mogę się wtrącić? – spytał Michał, spoglądając z ukosa na naszą dwójkę, która nagle zapomniała o otaczającym świecie i nie zważając na towarzystwo, zaczęła się ze sobą sprzeczać. Oboje spojrzeliśmy na Michała i zgodnie pokiwaliśmy głowami, pozwalając zabrać mu głos. – Tak właściwie, to ja już jestem spakowany. Byłem tydzień w domu, starczy mi już tego odpoczynku, więc zaraz pakuję moje torby do auta i jedziemy z Tośką do Żor, a ty, Błażej, zostaniesz tutaj do niedzieli, a później jakoś sam wrócić do domu. Zgoda? - spytał, upewniając się, czy wymyślił coś odpowiedniego.
- A na pewno nie chciałbyś jeszcze trochę odpocząć po… turnieju? – spytałam go z wahaniem.
Nie wiedziałam, czy wypowiadając słowo Igrzyska, nie spowoduję zmiany dość dobrego nastroju u Miśka. A tego bym przecież nie chciała...
- Nie, co za dużo to niezdrowo – Michał uśmiechnął się w moim kierunku, a ja wiedziałam, że decyzja została podjęta.


7 komentarzy:

  1. Tatuś Kubiaków dwóch nie wywołał na mnie zbyt dobrego wrażenia, ale to się może zmienić. Piszesz o IO, a w moich oczach pojawiają się łzy, dalej nie mogę tego przeboleć.
    Jeśli możesz to informuj na gg 46310820 lub na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział świetny:) nie lubię ludzi oceniających innych po tzw. "okładce" a Senior Kubiak robi to ewidentnie. Może kiedyś zmieni zdanie:) to zapowiada się ciekawa podróż ;)
    pozdrawiam
    http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Konstruktywny komentarz zostawię już jutro, póki co zapraszam na http://hiah-hiah.blogspot.com/, czyli na nową odsłonę mojego pisania :)
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Padłam. Po pierwsze jak wyobraziłam sobię scenę gdy Błażej szarżował na kiełbasę w lodówce Tośki :D Norek? Młodsza wersja?! :D
    Tata Kubiaków widać, że w Młodym pokłada wygórowane nadzieje. Ale mam nadzieję, że sie udało ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tosia to jest całkiem miło przyjmowana w rodzinie Kubiaków. Poza ojcem, ale widać, że jest chamem - pytanie o rodziców jest zwyczajnie nietaktowne. A co do porażki po Igrzyskach to też następnego dnia miałam wrażenie, ze to się nie dzieje naprawdę. No i też nie chciałabym poruszać tego tematu przy siatkarzu (o ile jakiegoś bym znała osobiście).

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan Kubiak nie lubi Tośki? Czymś mu zawiniła? Jestem strasznie ciekawa, dlaczego.
    Faworyzowanie jednego z dzieci nie jest miłe, ale Błażej sobie dzielnie radzi.

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak widać, podziały są wszędzie i nie ominęły one nawet rodziny Kubiaków. Niby taka pozornie krystalicznie czysta, ma na swoim obrazie niezłe rysy. Dobrze chociaż, że od czasu do czasu, w decydujących chwilach, pani Kubiak udaje się je choć troszeczkę zatuszować - pewnie gdyby nie ona byłoby źle. Już nawet nie chcę myśleć, jakie wtedy stosunki z ojcem miałby Błażej.. Bo o ile Michał jest typowym wymarzonym chłopczątkiem, postawionym na piedestale przez rodziciela, o tyle młodszy, że tak to ujmę, model bez matki radziłby sobie w familijnych potyczkach raczej cienko. Sytuację ratuje w sposób okropny zresztą sama postawa Miśka, który butny nie jest (póki co) za grosz, za to wzbudził we mnie tyle pozytywnych uczuć, co Wilk ze "Siesty" :D Tutaj siatkarz jest przekochany, a sposób, w jaki powitał Tośkę był po prostu słodki ;> Chyba im po drodze ze sobą - i do Żor, i w innym sensie.. Ale może niepotrzebnie i na wyrost uprzedzam zdarzenia? Jak by nie było - świetny gość z Kubiaka Średniego! Za to Młodziak, ze swoją afirmacją kiełbasy, wydał mi się typowym facetem, co to i do tańca, i do wódki, i do lodówki :D
    czekam na kolejny rozdział, of course ;)
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Na love--is--the--reason.blogspot.com pojawił się nowy rozdział u Luizy. polecam Ci go, ale mam mieszane uczucia a propos tej czynności, bo pod koniec wspomnianej części zaczyna się całkiem konkretny spoiler do przyszłych zdarzeń, jakie spotkają Edith :> Są może one nieco okrojone, ale i tak zdradzają dość. Zatem czytasz na własną odpowiedzialność :D

    ;**** ;****

    OdpowiedzUsuń