„a gdy dzieli nas od przepaści krok
chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie”
chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie”
Miesiąc później
MICHAŁ
Przez ostatni miesiąc
myślałem tylko o niej. Miałem tak dużo czasu, że zdążyłem przeanalizować całą
naszą dotychczasową znajomość pod nowym kątem. Doszedłem do jednego wniosku –
największą ironią losu jest to, jak bardzo potrafimy docenić konkretną osobę,
dopiero wtedy, gdy jej zabraknie obok nas. Przekonuję się o tym na własnej
skórze. Przecież to Tośka, mimo swojego niepokornego charakteru, trwała przy
mnie najwytrwalej, odkąd się tylko poznaliśmy. To właśnie ona postawiła mnie na
nogi po rozstaniu z Moniką, z którą miałem przecież tyle planów na życie. To
Czarna wyciągała mnie w tamtym czasie z dołka, ciągając mnie na wszelakiego rodzaju
imprezy czy na miasto, bym się rozerwał i przestał rozpamiętywać rozstanie albo
najzwyczajniej w świecie siedziała ze mną godzinami w czterech ścianach tylko
dlatego, żebym nie był sam. To Tosia uznała, że oferta Jastrzębskiego Węgla spadła
mi z nieba, bo dzięki temu wyprowadzę się z Warszawy, która przypominała mi na
każdym kroku o mojej byłej dziewczynie, i że właśnie to pomoże mi w
definitywnym zakończeniu rozdziału pod tytułem: Monika. I miała rację. Nic w
tym nie powinno być dla mnie dziwnego, przecież to zawsze do Czarneckiej
kierowałem swoje kroki, gdy miałem jakiś problem. A gdy musiałem podjąć jakąś
ważną decyzję w moim życiu, to jej zdanie liczyło się dla mnie najbardziej,
ponieważ tylko ona potrafiła doskonale ocenić konkretną sytuację jak i danego człowieka.
Dlaczego więc tym razem nie posłuchałem jej słów, tylko związałem się z
Justyną, jakby chcąc tym zrobić jej na złość? Nie potrafiłem zrozumieć, co we
mnie wstąpiło, że stałem się taki złośliwy w stosunku do Czarnej, jakby
przyjemność sprawiało mi zadawanie jej ran…
Jakby tego było
mało, z każdym kolejnym dniem spędzonym z blondynką przekonywałem się coraz
boleśniej, jak wielkim błędem było związanie się z Zarzycką. A to z jednego, prostego
powodu – Justyna nie była Antosią. W nawet najmniejszym stopniu jej nie
przypominała. Ba, nie dorastała jej do pięt pod jakimkolwiek względem. Doszło
do tego, że obecność Zarzyckiej w mieszkaniu zaczęła mnie irytować. Unikałem
jej jak ognia, a gdy zdarzało się, że byliśmy w tym samym czasie w mieszkaniu,
nie zwracałem na nią uwagi, kompletnie nie słuchając tego, co do mnie mówi.
Byłem nieobecny duchem, ponieważ wciąż zastanawiałem się nad jednym i tym samym
– w jaki sposób mógłbym odzyskać Tośkę, z którą wciąż nie mogłem się
skontaktować. Nie dziwiłem się temu szczególnie, w końcu znałem Czarnecką nie
od dziś. Jej zaciętość jednak zaczynała mnie coraz bardziej niepokoić. Obawiałem
się bowiem, że nigdy nie zasłużę na jej wybaczenie. Tośka jest przecież taką
osóbką, która gdy się uprze, to naprawdę długo potrafi trzymać w sobie urazę.
Pod wpływem tych wszystkich myśli coraz bardziej plułem sobie w brodę, że
doszedłem do takich wniosków dopiero wtedy, gdy ją straciłem. Miałem nadzieję,
że nie na dobre, bo nie wiem, jakbym to zniósł…
Najgorsze jednak
w tym wszystkim było to, że nie miałem z kim porozmawiać o tym, co mnie męczyło.
Przez Justynę bowiem nie straciłem tylko Czarnej, ale również i resztę moich
niezawodnych przyjaciół. Zbyszek od prawie trzech miesięcy się do mnie nie
odzywał – dokładnie, to od momentu jego wyprowadzki z Jastrzębia-Zdroju i
naszej kłótni na temat dziewczyn. A Błażej? Odkąd tylko Tośka zniknęła, także
nie chciał ze mną gadać – pewnie pluł sobie w brodę, że w ogóle nas ze sobą
poznał… Zostałem więc sam z koszmarnym mętlikiem w głowie, którego nie umiałem
uporządkować.
Najgorsze były
noce. Wtedy wszystkie myśli się kumulowały i nie dawały mi spać. A kiedy już
udało mi się zasnąć, przed moimi oczami pojawiała się twarz Tośki wykrzywiona smutkiem,
która rozrywała mi serce na małe kawałeczki. Wiedziałem bowiem, że jej stan
jest spowodowany moim zachowaniem, którego nie mogłem cofnąć. Powoli docierało
też do mnie, że moje prawdziwe uczucia do Czarnej były zupełnie inne niż
sądziłem i ukryte tak głęboko, że sam nie miałem o nich pojęcia. I jeśli dłużej
się zastanowić nad moim ostatnim zachowaniem, to wszystko coraz bardziej układało
mi się w całość. Dlaczego tak bardzo mi zależało, aby Tośka przeprowadziła się
wraz z nami do Jastrzębia? Przecież mogła zostać w Warszawie, a to jednak ja
nalegałem, aby zamieszkała z naszą trójką na południu Polski. Nie Błażej – jej
najlepszy przyjaciel, nie Zbyszek, który od początku miał do niej jakąś
słabość, tylko ja. Dlaczego to jej zdanie było dla mnie zawsze najważniejsze?
Dlaczego to właśnie z nią chciałem spędzać każdą wolną chwilę? Cieszyły mnie
wszelakiego rodzaju drobnostki, bylebym tylko miał ją obok siebie… dlatego też
tak często myślałem o niej podczas wszelakiego rodzaju wyjazdów i zgrupowań –
najzwyczajniej w świecie za nią tęskniłem. Dlaczego byłem tak wściekły o
Simona? Złość na siebie o to, że nic nie robię, przenosiłem na Tośkę, bo
najzwyczajniej w świecie się bałem, że ktoś może zająć moje miejsce przy jej
boku. Dlaczego więc zachowywałem się w ciągu ostatniego pół roku jak jakiś
skończony buc i palant? Czyżbym przyjął podobną taktykę, jak wtedy, gdy
spodobała mi się Monika? Co prawda było to w podstawówce, ale jak widać – z
tego się nie wyrasta. Wtedy ciągnąłem Monię za włosy, żeby tylko zwrócić na
siebie jej uwagę. Teraz świadomie raniłem Tośkę, aby uświadomić jej i jednocześnie
sobie, że ją kocham.
Tak, kocham
Antoninę Czarnecką. Tylko i wyłącznie ją.
Już nad morzem
powinienem domyślić się, co do niej czuję. Ten zawód, kiedy Tośka zdecydowała,
że będzie w pokoju z Błażejem, a nie ze mną. Ta zazdrość, gdy widziałem, jak
inni faceci się za nią oglądają na plaży. Ten niepokój, kiedy poszła sama na
imprezę i przez pół nocy jej nie było. I najważniejsze – ta niesamowita chęć,
by ją pocałować, kiedy skończyliśmy nasz duet na karaoke. Jak mogłem nie
zauważyć tego, co się święci?!
Westchnąłem,
uświadamiając sobie swoją własną głupotę. Kochałem Tośkę, a jednocześnie
zniechęcałem ją do siebie, gdy związałem się z Justyną i raniłem ją swoim
zachowaniem przez ten cały czas. To przecież ona jest miłością mojego życia.
Nie Justyna, która nigdy w jakiś specjalny sposób mnie nie interesowała. To
Tośka zaprzątała moją głowę, to o niej myślałem każdego dnia… To z nią chciałem
spędzić każdą chwilę. Dlaczego dotarło to do mnie dopiero teraz?!
Zły na siebie pchnąłem
drzwi od mieszkania ciotki Krystyny znajdującego się w jednym z warszawskich
blokowisk, gdzie w tym roku spędzaliśmy Boże Narodzenie. Miałem co prawda wolne
tylko w wigilię i pierwszy dzień świąt, jednak mimo to zaraz po ostatnim meczu
ligowym przejechałem wraz z Justyną przez pół Polski, by być w tym czasie wśród
najbliższych. Wigilię spędzałem z rodzicami i siostrą mamy, a następnego dnia miałem
zostać przedstawiony rodzicom Justyny, którzy mieszkali na przeciwległym
osiedlu. W obecnej sytuacji będzie to jeszcze bardziej niezręczna sytuacja.
Powinienem był wszystko odwołać, spotkać się z Justyną tu i teraz, i powiedzieć
jej prawdę, jednak… najzwyczajniej w świecie nie chciałem psuć jej świąt.
Obiecałem więc sobie, że jakoś to przeżyję, a gdy tylko wrócimy do Jastrzębia-Zdroju,
powiem Justynie prawdę i każę się jej wyprowadzić w możliwie jak najszybszym
tempie. Odczuwałem wyrzuty sumienia – w końcu skrzywdzę zakochaną we mnie
dziewczynę, ale nie mogłem inaczej. Nie teraz, kiedy zrozumiałem w końcu swoje
uczucia. Bycie z jedną, gdy kochałem drugą nie miało najmniejszego sensu.
Raniłbym je obie takim zachowaniem. Poza tym musiałem powalczyć o Tośkę, bo
gdybym tego nie zrobił, plułbym sobie w brodę jeszcze bardziej niż teraz, a z
Justyną u boku nie byłoby to możliwe. Nie chciałem też dawać blondynce złudnych
nadziei na jakieś poważne deklaracje z mojej strony, które na pewno by nie
padły. Nie pasowaliśmy do siebie – taka była prawda, którą już od samego
początku wszyscy naokoło próbowali wbić mi do głowy. Ale ja, skończony idiota,
nikogo nie słuchałem i teraz mam za swoje. Zraniłem dwie kobiety, po cichu
licząc, że nie było jeszcze za późno, aby to wszystko naprawić…
Odwiesiłem
kurtkę i klucze na wieszak, nie spodziewając się zastać kogokolwiek w domu.
Ojciec miał pójść w odwiedziny do jakiegoś kolegi z dawnych lat, ciotka pewnie
poleciała na ostatnie przedświąteczne zakupy, a mama postanowiła jej
towarzyszyć. W sumie to dobrze się stało, bo w zaistniałej sytuacji nie miałem
zbytniej ochoty, by spędzać ten czas z jakimikolwiek ludźmi. Jeszcze zaczęliby
się pytać nad czym tak myślę, a ja nie miałem zamiaru o tym rozmawiać, a kłamać
też nie chciałem. Najchętniej zaszyłbym się w jakieś samotni, jednak tak się
nie dało. Do tego, gdy przechodziłem przez salon, zauważyłem przez otwarte
drzwi do pokoju obok mamę siedzącą na łóżku z laptopem na kolanach,
rozmawiającą z kimś przez Skype’a. Ona nie mogła mnie dostrzec, ponieważ siedziała
do mnie obrócona tyłem, a osoba z nią rozmawiająca była raczej skupiona na niej,
aniżeli na tym co się dzieje za jej plecami. Już miałem się ujawnić, nie
planując w ogóle podsłuchiwania, gdy coś mnie powstrzymało. Głos. Jej głos,
którego od miesiąca nie słyszałem…
- Niech się pani
nie martwi, ja się tu Błażejem odpowiednio zajmę. Będzie miał wigilię z
prawdziwego zdarzenia – zapewniła moją mamę.
- Skoro tak
mówisz – mama uśmiechnęła się. – Gdybym wiedziała, że odwiedzisz Błażeja, to
bym się tak o jego pierwsze święta za granicą nie martwiła, ale mój syn nie
raczył mnie o tym poinformować – powiedziała z wyrzutem, patrząc pewnie na
mojego brata morderczym wzrokiem.
- Mamoooo –
westchnął Błażej skonsternowany.
- To dziwne, nie
uważa pani? – wtrąciła się Tośka. – W końcu taka gaduła z niego, ale te ważne
informacje to mu przez gardło przejść nie chcą – zaśmiała się, dając mojemu
bratu kuksańca w bok. – A może ty się mnie wstydzisz? – spytała Błażeja,
świdrując go wzrokiem.
Teraz były dwie
na jednego, więc miał przerąbane. Aż mu zacząłem po cichu współczuć.
- No co ty,
kotku – Błażej próbował ją jakoś udobruchać, robiąc słodką minkę i obejmując ją
ramieniem, co kompletnie mi się nie spodobało. Chyba po raz pierwszy wiedziałem
dlaczego mnie takie zachowania w stosunku do Tośki wkurzały. To była zazdrość.
– Po prostu tak jakoś wyleciało mi z głowy…
- A szkoda. Teraz
przynajmniej wiem, że mój syn jest w dobrych rękach – odrzekła mama,
przyglądając się im z uśmiechem na ustach.
Pamiętam, że
mama z początku była sceptycznie nastawiona do Tośki, jednak z czasem ją
zaakceptowała. Musiała ją po prostu lepiej poznać, aby zatrzeć uprzedzenia
wynikające z jej wyglądu. Przypomniała mi się nawet taka rozmowa, podczas
której mama próbowała wybadać Błażeja, czy ma się w najbliższej przyszłości
spodziewać, iż to właśnie Czarna zostanie jej synową. A gdy ten zaprzeczył, z
nieskrywanym zawodem pokręciła głową i powiedziała: A szkoda, bo taka synowa to prawdziwy skarb.
- …poza tym
nawet gdyby mnie tu nie było – usłyszałem tylko, wracając do żywych – to Błażej
ma naprawdę dobrą opiekę…
- Tośka! –
syknął mój młodszy brat przez zęby, chcąc jej przerwać, zanim powie coś, co
najwidoczniej miało nie ujrzeć światła dziennego.
Niestety, było
już na to za późno.
- Co tym razem
przede mną ukrywa mój ukochany syn? – zaciekawiła się moja rodzicielka,
ewidentnie ironizując.
- To Błażej się
jeszcze pani nie pochwalił? – zdziwiła się Tośka i chyba nie na pokaz.
- Tośka,
przestań tyle paplać – syknął zdenerwowany Błażej – przecież bym mamie wszystko
powiedział, ale w dogodniejszych okolicznościach, a nie tak przez Internet –
zaczął się nieudolnie tłumaczyć.
- Trele-morele,
ty się po prostu wstydzisz przyznać, że jesteś taką cipą, że sam do dziewczyny
zagadać nie umiesz – zaśmiała się i pokazała mu język.
Błażej tymczasem
zrobił się czerwony na twarzy jak burak.
- I kto to mówi?
– syknął, próbując się jakoś bronić. – Ta, która nie umie wyznać swoich prawdziwych…
- Cicho bądź! –
ryknęła na niego Tośka, poważniejąc momentalnie. Najwidoczniej także coś przed
wszystkimi ukrywała. Coś, co miało nie ujrzeć światła dziennego… – Ja
przynajmniej umiem nawiązywać kontakty z nowymi ludźmi, w odróżnieniu od
ciebie.
Błażej już
otwierał usta, by jej jakoś zripostować, jednak nasza rodzicielka weszła mu w
słowo.
- Dzieci kochane,
może zamiast się ze sobą sprzeczać, zechce mi któreś powiedzieć o co chodzi? –
spojrzała na nich wnikliwie.
- Ja już się nie
odzywam, bo jaśnie wielmożny pan Błażej znów się na mnie obrazi jak jakaś
primadonna – odrzekła urażona Tośka, spoglądając wymownie na szatyna. – Lepiej
więc będzie jak zostawię was samych…
- Ależ Tosia
nikt nie mówi, że masz sobie iść… – mama próbowała ratować jakoś napiętą
sytuację, ale znając relację czarnowłosej i mojego brata, była na straconej
pozycji.
Pewnie za
kilkanaście minut będzie między nimi po staremu, jednak Tośka swojego focha
musi odstawić. W innym wypadku nie byłaby sobą. Oni nigdy nie potrafili się na
siebie długo gniewać, tak samo mocno jak wytrzymać ze sobą przez kilkanaście
minut w jednym pomieszczeniu bez jakiejkolwiek sprzeczki.
- Wiem, proszę
pani, ale chyba ktoś się właśnie dobija do drzwi – odrzekła spokojnie. – Poza
tym myślę, że Błażej będzie mniej skrępowany jak mnie przy tej rozmowie nie
będzie. A że pewnie już nie będziemy miały okazji rozmawiać w tym roku, to życzę
wesołych i spokojnych świąt oraz o wszelkiej pomyślności w 2013 roku dla pani i
całej rodziny. Proszę im przekazać ode mnie najserdeczniejsze życzenia, dobrze?
– uśmiechnęła się.
- Oczywiście,
Tosiu – odpowiedziała moja rodzicielka. – Tobie również dużo zdrowia, radości i
miłości na święta i na nowy rok.
- Dziękuję, ale
to ostatnie akurat mi nie grozi. W odróżnieniu od naszego Błażejka – zaśmiała
się, choć był to dość sztuczny śmiech. Zanim wstała i odeszła od monitora,
poczochrała go jeszcze po włosach.
Dalej już nie przysłuchiwałem
się zbyt wnikliwie toczącej się rozmowy. Wiedziałem co prawda, że Błażej
opowiadał mamie o jakieś dziewczynie o imieniu… Pola? Lola? Cola?... hmm, nie byłem
pewien, jednak Młody chyba był zakochany w niej po uszy, bowiem zachwalał ją na
każdym kroku, wymieniając liczne grono jej zalet oraz opowiadając mamie
wszystko, co powinna o niej wiedzieć. Mówił coś o tym, że chętnie ją przedstawi,
ale nie chciał tego robić przez łącze internetowe, jednak w tej sytuacji będzie
do tego zmuszony, bo Tośka nie umie trzymać języka za zębami. Później trochę narzekał
na Czarną, jednak ostatecznie przyznał się, że to właśnie dzięki niej poznał
swoją dziewczynę i że gdyby nie ona, to by się w tym Paryżu zanudził na śmierć.
- A jak długo
Tośka będzie u ciebie? – spytała mama, jakby doskonale wiedziała, jakie pytanie
chodzi mi po głowie, którego niestety nie mogłem zadać. Ale ona zrobiła to za
mnie.
- Nie wiem, mamo
– westchnął Błażej, markotniejąc. – Jest tu już miesiąc i możliwe, że zostanie
nawet na stałe. Na razie jednak nie mam pojęcia co postanowiła, bo kompletnie
zamknęła się w sobie i nie chce ze mną o tym gadać…
- A stało się
coś poważnego? – spytała zaniepokojona.
Zaskoczyło mnie,
że moja mama tak bardzo interesuje się Tośką. Hm, pewnie wynika to z tego, że Błażej
się jej radził, w jaki sposób pomóc Czarneckiej…
- Tak, mamo, to
jest naprawdę poważne i wciąż kręci się wokół tej jednej konkretnej sprawy –
mruknął, jakby tym zdegustowany. – A najgorsze jest to, że chyba naprawdę wszystko
przepadło, a mi pozostało tylko martwić się tym, jak ona to zniesie. Bo na
razie nie wygląda to najlepiej…
- To twarda
dziewczyna, poradzi sobie – zapewniła go moja mama z niesamowitą pewnością w
głosie.
- Mam taką
nadzieję – westchnął Błażej – bo nie cierpię, kiedy wpada w takie stany
zobojętnienia na cały otaczający ją świat…
- A może da się
jeszcze wszystko naprawić? – spytała z nadzieją.
- Teraz to
niestety zależy już tylko od drugiej strony, która do tej pory była kompletnie
nieczuła na jej uczucia – dorzucił Błażej.
Ich ogólnikowa
rozmowa niczego mi nie wyjaśniła. Niestety, dalsza wymiana zdań także nie
wniosła czegoś, dzięki czemu mógłbym się domyślić, o co im może chodzić.
Czułem, że może mieć to związek ze mną, jednak nie miałem co do tego pewności,
a jak na złość żadne z nich już nie wchodziło na tematy Tośki, więc w końcu
przestałem się im przysłuchiwać. Wiedziałem przynajmniej, gdzie jest i jak się
trzyma. Na początek dobre i to. A co dalej? Tego niestety wciąż nie wiedziałem…
Następnego dnia
zaraz po wigilijnej wieczerzy, na której przez internetowe łącza poznaliśmy
Lolę, dziewczynę Błażeja, i po wspólnym kolędowaniu, postanowiłem przejść się
po okolicznym parku i pozbierać myśli. Tak bardzo miałem nadzieję ujrzeć twarz
Tośki w ekranie laptopa podczas wideokonferencji z Paryżem, jednak musiałem się
zawieść. Czarna nie pojawiła się ani na moment i wiedziałem dlaczego – nie
chciała się na mnie natknąć. Błażej świadomie nie wspominał o niej ani słowem,
mama również milczała jak grób. Doskonale zdałem sobie wtedy sprawę, że
wiedziała wszystko. Od początku domyślała się, jakie są moje prawdziwe uczucia
w stosunku do Tośki. Kiedy teraz sięgam pamięcią wstecz, rozumiem już niektóre
jej słowa. Próbowała mnie łagodnie naprowadzić na właściwą drogę, nie chcąc
ingerować zbytnio w moje życie. Tym różniła się od matek moich kolegów – nigdy
nie miała zamiaru wtrącać się w moje, czy w Błażeja życie, powtarzając nam
zawsze, że decyzje należą do nas i to my będziemy ponosić ich konsekwencje. Ojciec
w odróżnieniu do niej lubił sterować naszym życiem, dlatego najprawdopodobniej
o niczym nie wiedział. To logiczne, przecież gdyby mama mu powiedziała, że
wolałaby, aby jej synową była Tośka, a nie na przykład Justyna, ten by się
tylko wściekł. W wyobraźni już widziałem jego minę, gdy mu oznajmię, że zrywam
z Zarzycką i chcę się związać z Czarnecką. Najchętniej pewnie posłałby mnie do
najbliższego egzorcysty, jednak to nie on będzie ustawiał mi życia.
Zanim to jednak
nastąpi, muszę odzyskać Czarną. Tylko jak to zrobić?
Myślałem nad tym
tak intensywnie, że aż potknąłem się o konar wystający z ziemi. W ostatniej
chwili złapałem równowagę przed upadkiem, łapiąc się pobliskiego drzewa i dziękując
w duchu, że przez swoją lekkomyślność nie nabawiłem się jakieś kontuzji. Choć w
sumie, gdybym sobie coś zrobił, dostałbym wolne od gry i mógłbym polecieć do
Paryża… Nie, to jest idiotyczny pomysł, Kubiak. Kręcąc głową i próbując znaleźć
inną alternatywę, mój wzrok machinalnie padł na parę siedzącą kilkadziesiąt
metrów ode mnie na ławce, oświetlonej blaskiem latarni. Nie widzieli świata
poza sobą, to widać było na pierwszy rzut oka. I gdy tylko pomyślałem, że gdyby
nie moja głupota, to mógłbym być teraz równie mocno szczęśliwy…
Ale zaraz,
zaraz, czy to nie jest Justyna? Nie, to niemożliwe, jednak… kobieta
obściskująca się z tym facetem przypominała mi moją, jakby na to nie patrzeć,
obecną dziewczynę. Ostrożnie podszedłem do nich, by móc się z mniejszej
odległości przyjrzeć całemu zajściu i upewnić się, czy przypadkiem nie mam
zwidów. Okazało się jednak, że nie miałem. To była Justyna albo jej siostra
bliźniaczka, ale nic mi o istnieniu takiej nie było wiadomo. Tośka więc miała
rację – blondynka grała na dwa fronty! A ja jej nie uwierzyłem, uważając
Zarzycką za niewinną dziewczynę, zakochaną we mnie po uszy. Ba, miałem wręcz
wyrzuty sumienia, że ją tak skrzywdzę, gdy ona…
Nie wiem nawet, jak udało mi się stłumić w
sobie wściekłość, jednak postanowiłem sobie, że przestanę działać pod wpływem
emocji, które do niczego dobrego mnie jeszcze nie doprowadziły, zwłaszcza w
życiu prywatnym. Stałem więc z boku i przysłuchiwałem się ich rozmowie na mój
temat. Justyna informowała go o postępach w sprawie. Nie do końca rozumiałem,
jednak najwidoczniej oboje planowali się na mnie wzbogacić. Wykorzystać mnie,
najzwyczajniej w świecie wykiwać. Poczułem się oszukany. Rzeczywistość, w
której do tej pory żyłem, okazała się być fałszywa. Nie miałem zamiaru
wiedzieć, jak dalej miała się potoczyć ta cała farsa z Justyną, bowiem i tak wszystko
by się niedługo skończyło, nawet gdybym tego nie usłyszał. Teraz jednak przynajmniej
znałem całą prawdę i nie mogłem czuć się winny. Wyciągnąłem telefon z kieszeni,
po czym napisałem do niej SMS-a: Wybacz
kochanie, ale okazało się, że mam jutro trening i muszę wrócić do Jastrzębia.
Przeproś rodziców ode mnie i do zobaczenia wkrótce. Chwilę później dostałem
odpowiedź: Nic się nie stało, odbijemy to
sobie później. Buziaki. Przeczytałem to, podsłuchałem jeszcze, że dzięki
temu będą mieli więcej czasu dla siebie, po czym obróciłem się na pięcie i
poszedłem na pasterkę, nie mając zamiaru przysłuchiwać się dalszej rozmowie. A tuż
po mszy w pospiechu się spakowałem, uspokajając mamę, że wszystko jest w jak
najlepszym porządku i pod osłoną nocy wróciłem do mojego aktualnego domu, czyli
do Jastrzębia-Zdroju.
Od razu po
przyjeździe do Jastrzębia wyciągnąłem wszystkie kartony, jakie leżały w piwnicy
od czasów naszych przeprowadzek i zacząłem pakować blondynkę, jakbym wpadł w
jakiś amok. Nawet spać mi się nie chciało, mimo że byłem już ponad dobę na
nogach. Wrzucałem wszystko, co do niej należało, do środka, nie przejmując się
tym, że coś się może uszkodzić. Nie chciałem, aby zostało tu cokolwiek, co mogłoby
mi się z nią kojarzyć. Chciałem jak najszybciej zamknąć za sobą ten niefortunny
rozdział mojego życia. Ostatnią rzeczą, z którą miałem jakiekolwiek
wspomnienia, był prezent z okazji świąt, który Justyna miała dzisiaj dostać. Po
pudełku mogła pomyśleć, że to pierścionek, jednak jakoś nigdy nie myślałem o
niej w kategorii żony, dlatego w środku były kolczyki z cyrkonią, które według
ekspedientki, spodobają się każdej kobiecie. Zapakowałem to wszystko i postawiłem
w korytarzu, po czym usiadłem przy stole w kuchni zmęczony. Omiotłem
spojrzeniem całe pomieszczenie. Wszystko wyglądało tak, jak przed pojawieniem
się Zarzyckiej w moim mieszkaniu. Właśnie tak, jak chciałem.
Wyciągnąłem z
kieszeni drugie pudełko, kupione w sklepie jubilerskim, tym razem z prezentem
dla Tośki. Gdy tylko zobaczyłem ten naszyjnik, wiedziałem, że musi być jej.
Michael w jednym z kroków, z których był tak znany, pięknie prezentowałby się
na jej szyi. Nie mogłem go jednak jej podarować, ponieważ ją straciłem i nie
miałem żadnego pomysłu, aby to naprawić. W zamian za to wyciągnąłem z szafki
butelkę wódki, która stała tam już od jakiegoś czasu na specjalną okazję. Ta
była specjalna. Jeśli miałem użalać się nad sobą, to na pewno nie o suchym
pysku. Wypiłem więc jednego i gdy już ponownie wznosiłem kieliszek ku górze,
wznosząc toast za własną głupotę, rozdzwonił się mój telefon. Miałem nadzieję,
że może w jakiś magiczny sposób przywołałem myślami Tośkę, jednak nie – to była
mama, martwiąca się, czy cały i zdrowy dojechałem do domu i nakazująca mi iść
jak najszybciej spać.
- Posłuchaj –
powiedziała po chwili. – Pewnie myślisz, że faworyzuję Błażeja, ale to nie jest
prawda. Kocham was tak samo, jednak… wiesz, jaki jest ojciec. Staram się więc,
abyście oboje mieli w nas podobne wsparcie. To jednak nie znaczy, że nie wiem,
co się u ciebie dzieje. I chcę, żebyś wiedział, że cokolwiek zrobisz, ja będę
stała za tobą murem. Zawsze. Chcę tylko, abyś był szczęśliwy. A żeby to osiągnąć,
musisz o to szczęście powalczyć, bo ono nie przychodzi ot tak samo z siebie.
- Mamo, od kiedy
wiesz? – spytałem po chwili ciszy, podczas której mogłem przetrawić jej słowa.
Wiedziałem, że
nie muszę jej wyjaśniać, o co mi chodzi, bo ona doskonale mnie rozumie.
- Domyślałam się
już od jakiegoś czasu – wiedziałem, że mówiąc to, uśmiecha się nieznacznie pod
nosem – ale dopiero gdy Tosia przyjechała z Błażejem po ciebie po Igrzyskach, to
się upewniłam.
- Dlatego byłaś
taka zdziwiona, gdy wam przedstawiłem Justynę – domyśliłem się.
- Jeśli mam być
szczera, to tak. Myślałam raczej, że przedstawisz nam Tosię, a nie Justynę –
wyjaśniała. – Ale się nie wtrącałam.
- Może powinnaś –
mruknąłem, ale nie miałem do niej pretensji.
- I tak byś mnie
nie posłuchał.
Co racja, to
racja. Jakby na to nie patrzeć, byłem w ostatnim czasie na tyle głupi, żeby nie
słuchać zdania mądrzejszych ode mnie, więc mamy pewnie też bym nie posłuchał.
- Ale teraz już
wiesz, co zrobisz? – spytała po chwili.
- Właśnie
skończyłem pakować Justynę.
- W sumie od
początku byłam przekonana, że Justyna do ciebie nie pasuje. Nawet ojciec tak
stwierdził – zaśmiała się.
- O! – zdziwiłem
się, bo wydawało mi się, że tata był zachwycony blondynką. Najwidoczniej nie
znałem go aż tak dobrze, jak mi się wydawało. – Ale raczej Tosia mu się nie
spodoba, jeśli uda mi się ją odzyskać.
- Przyzwyczai
się – mama się zaśmiała.
- Myślisz, że
mam u niej jeszcze jakieś szanse? – spytałem.
- Jeśli pokażesz
jej, że naprawdę ci na niej zależy, jeśli będziesz cierpliwy, to każda kobieta
zmięknie, nawet taka Tosia. Nie martw się tym, tylko działaj. Ale zanim to
zrobisz, to najpierw się wyśpij – dodała, po czym się rozłączyła.
Obudził mnie
chrzęst kluczy w zamku i stukot obcasów roznoszący się po mieszkaniu. Głowa
mnie bolała, a gdy spojrzałem na wyświetlacz telefonu, okazało się, że
przespałem cały dzień. Zwlokłem się leniwie z łóżka, by się ubrać i stawić
czoła Justynie, jednak okazało się, że spałem w ubraniu. W sumie to nie
pamiętałem, kiedy i jak zasnąłem. Po skończonej rozmowie z mamą, wypiłem
jeszcze ze dwa kieliszki i… zmęczenie wzięło nade mną górę.
- Co ty tu
robisz? – spytałem blondynkę, trzeźwiejąc momentalnie, gdy pojawiła się w
naszej sypialni.
- Przecież
mówiłam ci, że wrócę po świętach. – zaświergotała. – Ale widzę, że nie
tęskniłeś – powiedziała z wyrzutem i spojrzała wymownie na butelkę wódki, która
wciąż stała otwarta na blacie w kuchni. – Nie powinieneś być na treningu?
- A co, pod moją
nieobecność masz zamiar zaprosić tutaj swojego kochasia? – spytałem ironicznie,
stając naprzeciwko niej.
- Michaś, o czym
ty mówisz? – zrobiła wielkie oczy, udając zaskoczenie.
Rozpoznałem już
jednak, że było ono sztuczne.
- Wiem wszystko,
możesz więc już przestać kłamać.
- Ktoś ci znowu
nagadał bzdur, a ty mu w nie uwierzyłeś – zaśmiała się. – Mój głuptasek –
dodała słodko, próbując mnie objąć. Nie udało się jej to, ponieważ odsunąłem
się od niej na bezpieczną odległość.
- Byłem głupi,
że się z tobą związałem, że pozwoliłem ci tutaj zamieszkać i zniszczyć moją
relację z przyjaciółmi – powiedziałem to z pogardą dla niej i dla samego siebie.
– Jak ja mogłem tak się dać okręcić wokół palca? Ale to koniec, Justyna,
przejrzałem cię.
- Michał… - Justyna
nie wiedziała, jak ma się zachować - …porozmawiajmy spokojnie.
- Nie mamy o
czym rozmawiać. To koniec, Justyna – powtórzyłem dobitnie. – Nie kocham cię, tak
naprawdę to nigdy cię nie kochałem. Ty mnie również, jesteśmy więc kwita. Choć
ja tobą nigdy nie manipulowałem…
Dziewczyna była
zaskoczona całym obrotem sprawy. Stała na środku pomieszczenia z rozdziawionymi
ustami, nie wiedząc jak zareagować.
- Oszczędziłem
ci czasu, pakując wszystkie twoje rzeczy – kontynuowałem niczym niezrażony. –
Musisz je tylko znieść i przewieź, w tym ci już nie pomogę, ale pewnie zrobi to
twój kochaś. Teraz wychodzę, ale gdy wrócę za godzinę ma cię tu nie być –
poinformowałem ją. – Klucze zostaw pod wycieraczką.
Trzasnąłem
drzwiami, nie słuchając jej szlochu, jej zapewnień, że jej uczucia są prawdziwe
oraz wszystkiego, co do mnie mówiła. Nic nie przekona mnie o jej niewinności.
Już i tak za długo żyłem złudzeniami w jakieś wyimaginowanej rzeczywistości.
Najlepiej dla mnie byłoby, gdyby ostatnie pół roku zniknęło z powierzchni ziemi,
wymazało się z pamięci, abym mógł przeżyć je jeszcze raz. Wtedy wszystko bym
zmienił, wszystko rozegrałbym zupełnie inaczej. Czasu jednak cofnąć nie mogłem,
ale naprawić skutki swoich błędów? Jak najbardziej.
I właśnie dlatego
zaraz po powrocie do, na szczęście, już pustego mieszkania wyciągnąłem komórkę,
zanim bym się rozmyślił, i po trzech głębokich wdechach wybrałem numer do
Zbyszka, modląc się w duchu, aby odebrał. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci… kiedy
miał zabrzmieć szósty, straciłem już nadzieję aż nagle…
- Halo?
Zdziwiłem się,
gdy usłyszałem jego głos w słuchawce.
- Odebrałeś –
wymsknęło mi się.
- Dziękuj Aśce.
To ona kazała mi to zrobić – powiedział oschle. – Czego chcesz? Chyba nie
życzyć mi wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku, bo trochę na to za późno –
zironizował.
- Chciałem ci
powiedzieć, że chcę naprawić wszystkie swoje błędy – rzekłem nieśmiało,
słysząc, że wciąż jest na mnie cięty. – Zerwałem z Justyną…
- I co, mam ci
pogratulować? – Zaprzeczyłem. – To w takim razie czego chcesz?
- Pogodzić się –
odpowiedziałem. W słuchawce na dłuższą chwilę zaległa cisza, którą miałem zamiar
wykorzystać. – We wszystkim miałeś rację. Nawet w tym, że jestem debilem. To
prawda, teraz to wiem. I przepraszam cię za wszystko, co powiedziałem.
Chciałbym to jakoś naprawić… Wiem, że nawaliłem na całej linii i możesz nie
chcieć mnie znać, ale…
-
Jak chcesz to wszystko naprawić? – przerwał mi mój monolog, który dopiero co
się zaczął rozkręcać.
- Nie wiem –
odpowiedziałem szczerze, wzruszając ramionami, mimo że on nie mógł tego
zobaczyć. – Najpierw chciałem cię przeprosić i w jakiś sposób uzyskać twoje wybaczenie…
- Powiedzmy, że
ci się to udało – znowu mi przerwał. – Co dalej?
- Chcę odzyskać najważniejszą
osobę mojego życia – odpowiedziałem pewnie.
- Wybacz, ale
muszę zapytać, o kogo ci chodzi, bo już nie nadążam za tobą.
- Chodzi o Tośkę.
- Brawo, wreszcie
poszedłeś po rozum do głowy.
- Szkoda tylko,
że tak późno – przyznałem – bo ją straciłem przez moje głupie zachowanie.
- No co mam ci
powiedzieć? – westchnął. – Zasłużyłeś sobie na to. I z nią może nie pójść ci
tak łatwo jak ze mną – dodał.
- A z tobą
poszło mi łatwo? – zdziwiłem się.
- Tak. Słyszę
skruchę, czuję na odległość, że poszedłeś po rozum do głowy – powiedział już normalnym,
a nie poważnym tonem. – A poza tym to tęskniłem za tobą, stary.
- Ja za tobą
też, przyjacielu – dodałem, a z serca spadł mi głaz wielkości co najmniej
strusiego jaja.
- Dobra, dobra –
przerwał mi. – Teraz skup się na Tośce, bo jeśli stracisz taką kobietę jak ona,
to ci łeb ukręcę.
- Możesz nie
mieć okazji, bo jak mi się nie uda, to sam to zrobię – rzuciłem. – Ale najpierw
o nią powalczę.
- To powodzenia,
stary, bo z pewnością ci się ono przyda – zaśmiał się.
_____________________
Podobno jaki
ostatni dzień w roku, taki cały następny rok, także wszyscy ci, którzy lubią
moje bazgroły, się ucieszą, ponieważ pół dnia pomiędzy przygotowywaniem domówki
i sprzątaniem kończyłam ten rozdział. Końcówka może nie jest najlepsza, ale
chciałam dodać 23. jeszcze w tym roku i przy okazji życzyć Wam w 2014 dużo zdrowia,
weny, samych sukcesów, mnóstwa powodów do uśmiechy, niekończących się zasobów
kasy, którą można by przeznaczyć na bilety na mecze i jak najwięcej wygranych
spotkań Waszych ulubionych drużyn, bo w końcu to prawdziwego kibica czyni
szczęśliwym. Udanej zabawy dzisiaj.