„niezbyt
wiele o mnie wiesz
nie znasz czułych moich miejsc”
nie znasz czułych moich miejsc”
Miesiąc później.
Po
wczorajszej porażce w trzech setach z Zaksą w Kędzierzynie-Koźlu, niedzielę
Jastrzębianie mieli wolną. Spędzałam ją więc w towarzystwie Simona, próbując
jakoś poprawić mu nastrój po ostatniej przegranej. Poza tym ostatnio oboje
przeżywaliśmy coś w rodzaju jesiennej chandry, ale chyba bardziej niż pogoda
powodowały ją nasze wciąż niekończące się i nierozwiązane problemy w miłości.
Simon, co prawda, dogadał się z Claudią na tyle, żeby dzieciaki mogły
przyjechać do niego na święta, co było sporym krokiem naprzód w jego relacjach
z żoną i co napawało go optymizmem na przyszłość. Cieszyłam się jego radością, bo
doskonale wiedziałam, jak bardzo mu na tym zależało. Poza tym w moich sprawach
z Michałem nie miałam ani krzty czegoś pozytywnego, co mogłoby mnie napawać
takim optymizmem jak Simona. Utknęliśmy z Michałem w martwym punkcie. Mój
kontakt z nim wygląda teraz dokładnie tak samo, jak na początku naszej
znajomości, kiedy on traktował mnie jako zagrożenie dla Błażeja, a ja jako
upierdliwego brata mojego przyjaciela. I naprawdę nie miałam pojęcia, jak
powinnam to zmienić… i czy w ogóle powinnam cokolwiek w tym kierunku robić…
Znowu
w moim życiu jest więcej wątpliwości niż racjonalnych faktów…
-
Dlaczego nie lubisz filmów o zombie? – spytałam zdziwiona, wychodząc z
Tischerem za rękę z jastrzębskiego kina, gdzie kilka minut temu skończył się
seans, na który postanowiliśmy się wybrać. Albo raczej to ja postanowiłam, a
Simon na to przystał.
I
niestety, Niemcowi nie przypadł do gustu film, który wybrałam na dzisiejsze
popołudnie. Szczerze mówiąc to powinnam się była tego spodziewać. Do tej pory
tylko Michał, oglądając ze mną wszelakiego rodzaju horrory, reagował na nie tak
jak ja – czyli śmiał się do rozpuku z absurdów w nich przedstawianych, a nie
się ich bał. A na thrillerach przytulał mnie do siebie, kiedy rozpaczałam nad
ofiarami zabijanymi przez psychopatę... Nie, nie myśl o tym, Tośka. To nie jest
odpowiedni moment na roztkliwianie się.
-
Zdecydowanie za dużo w nim umarlaków – oznajmił mi Tischer poważnym tonem.
Ledwo
co powstrzymałam się od śmiechu, bo dla mnie to zdanie zabrzmiało nadzwyczaj
komicznie.
-
Bo właśnie o to chodzi w takich filmach – odpowiedziałam, kiedy już byłam
pewna, że się nie zaśmieję. Nie miałam zamiaru sprawiać mu przykrości swoimi
reakcjami.
-
Wiem, wiem, ja po prostu nie lubię oglądać tego gatunku filmów… - przyznał w
końcu.
-
To dlaczego się zgodziłeś ze mną na niego iść? Przecież mogliśmy pójść na coś
innego, co trafi i w mój, i w twój gust.
-
Chciałem Ci sprawić przyjemność – objął mnie, mówiąc to. – A poza tym byłem
ciekawy, co ty widzisz w tych filmach.
-
I co, wiesz już? – spytałam zaciekawiona z uśmiechem na ustach, wtulając się w
jego bok.
-
Nie bardzo – przyznał się i gdyby nie obejmował mnie, to pewnie podrapałby się
teraz po głowie, myśląc nad tym.
-
Dla mnie są one niezłą formą rozrywki – wytłumaczyłam mu więc, skoro go tak
bardzo to ciekawiło, że aż był w stanie przemęczyć się ze mną niecałe dwie
godziny w kinowej sali, oglądając coś, czego nie lubi. – Takiego totalnego odmóżdżenia.
-
Rozrywki? – zdziwił się Tischer.
No
tak, mało kto spodziewałby się takiej odpowiedzi w tej sytuacji.
-
Oglądałeś może kiedyś „Teksańską masakrę
piłą mechaniczną”? – spytałam. Simon przytaknął, krzywiąc się przy tym
lekko. Czyli nie ma zbyt dobrych wspomnień z tego filmu, w odróżnieniu ode mnie...
– Pamiętasz, był taki moment w którejś z części, gdzie powiesili dziewczynę na
haku, wiesz, takim do uboju świń, by dwie sceny później ta dziewczyna sama się
z tego haka uwolniła i biegała dookoła żuka, żeby tylko uciec temu gościowi z
piłą i koślawą nogą, który ją gonił? – wyrzucałam z siebie słowa w zawrotnym
tempie, jednak Simon zrozumiał, o co mi chodzi i przytaknął. – Przecież to było
komiczne! – zakończyłam.
-
Śmieszy cię to? – zdziwił się jeszcze bardziej. – Masz naprawdę niecodzienne
poczucie humoru – stwierdził.
I
to była jedna z tych rzeczy, które uwielbiałam w nim najbardziej i które
sprawiały, że nie był taki jak inni ludzie, których do tej pory poznałam.
Większość bowiem, słysząc to co powiedziałam, oznajmiłaby mi, że mam
nienormalne poczucie humoru, spaczone albo – trochę łagodniej – dziwne. A Simon
użył zupełnie innego określenia. Bo on nie uważa mnie za dziwaczkę, tak jak
większość ludzi, on po prostu jest zwyczajnie ciekaw moich odczuć. Bo chce mnie
poznać, a nie oceniać na każdym kroku i wytykać mi błędów.
-
Bo ja biorę wszystko tak na chłopski rozum i to jest niemożliwe, żeby ona
biegała wokół tego żuka po tym, jak ktoś ją na haku powiesił! Rozumiesz? Śmieszy
mnie właśnie ten absurd – tłumaczyłam mu. – Poza tym zamiast uciekać drogą, ona
biegała wokół auta. Kompletny brak logiki.
-
No, gdy mi to tak tłumaczyć, to właściwie coś w tym jest – mówił Simon,
przetrawiając moje spostrzeżenia – choć nigdy nie zwróciłem na to szczególnej
uwagi. W końcu w horrorach chodzi o to, aby się bać, gdy się je ogląda, a nie
się z nich śmiać…
-
Straszne to są klasyki, taka „Psychoza”
na przykład. Świetne ujęcia i do tego ta muzyka! To właśnie ona sprawia, że się
człowiek boi tego, co się zaraz wydarzy – przekonywałam go. – Najnowsze filmy
nie umywają się im do pięt pod tym względem.
-
Wierzę ci na słowo – przerwał mi Simon, zapewne nie mając zamiaru dalej słuchać
o krwawych scenach, o których ja mogłabym gadać w nieskończoność.
W
końcu najlepszym sposobem na samotne wieczory jest koc, herbata, mruczący kot
na kolanach i dobry film w telewizji. A mając na myśli dobry, mówię właśnie o
horrorach, thrillerach albo o kinie sensacyjnym. Żeby coś się działo, coś
wybuchało, coś rozwalało. No i żeby była krew.
Hm,
chyba naprawdę nie jestem całkiem normalna…
-
Ale następnym razem pójdziemy na coś innego, obiecuję – uśmiechnęłam się w
kierunku mojego towarzysza i pocałowałam go w policzek. – A tak właściwie, to co
lubisz? Filmy sensacyjne, obyczajowe, komediowe? – zainteresowałam się.
-
Zdecydowanie wolę komedie, zwłaszcza stare klasyki. Loius de Funes na przykład –
spojrzał na mnie, chcąc się upewnić, że wiem o czym mówi. Pokiwałam głową. –
Przy nich można się spłakać ze śmiechu. Choć ostatnio nie miałem za bardzo
czasu, aby je oglądać, a do kina chodziłem tylko na filmy animowane… – przyznał
się po chwili.
-
To jest właśnie przywilej posiadania dzieci, że możesz sobie chodzić na bajki i
nikt na ciebie krzywo nie spojrzy. Jeszcze cię pochwalą, że spędzasz czas ze
swoją pociechą – mówiłam, przypominając sobie odmienne reakcje ludzi na to, gdy
szłam na bajkę z Zośką, a gdy z Błażejem. – Ale dobrze, następnym razem to ty
wybierasz film – zadecydowałam.
A
Simon się na to zgodził. W normalnych okolicznościach zapewne kazał by mi samej
coś wybierać, w końcu był dżentelmenem w każdym calu, ale chyba po dzisiejszym
seansie musi minąć trochę czasu, zanim znów mi pozwoli na dobór filmu.
-
W ogóle jesteś głodna? – spytał po chwili, przypominając sobie, że po seansie
mieliśmy iść do knajpy na kolację. – Bo ja, mówiąc szczerze, to po tym
wszystkim jakoś straciłem apetyt...
-
W takim razie możemy się przespacerować – zaproponowałam.
Jak
na połowę listopada, pogoda nas wręcz rozpieszczała. Na ziemi, co prawda,
leżała pierwsza warstwa śniegu, ale nie powodowała zbytnich kłopotów w
przemieszczaniu się. Raczej dodawała uroku szaremu krajobrazowi naszego miasta.
Mróz był znikomy, do tego gwiazdy pięknie świeciły na niebie – to była wręcz
idealna aura na spacer. Aż grzech więc byłoby z niej nie skorzystać i spędzić
ten wieczór w czterech ścianach.
-
Dobrze, przejdziemy się, ale później nauczysz mnie tych kroków? – poprosił
Niemiec. – Bo to nabijanie się chłopaków, że specjalnie kaleczę nasz układ, by dostać
od ciebie prywatne konsultacje, robi się już powoli nieznośne... – poskarżył
się.
Po
pierwszej przegranej w tym sezonie sztab trenerski postanowił zrobić coś,
dzięki drużyna bardziej by się ze sobą zgrała, zwłaszcza, że większość
Jastrzębiaków gra tutaj dopiero od września tego roku. Stwierdziliśmy zgodnie,
że już nie muszą dostawać ode mnie takiego wycisku na treningach jak na
początku, bo już zbyt wiele w przygotowaniu fizycznym zmienić nie trzeba,
jedynie podtrzymywać to, co wypracowaliśmy przed startem ligi. Wymyśliłam więc,
że w ramach moich zajęć zrobię chłopakom aerobik, który jednocześnie będzie
szlifowaniem wymyślonego przez nas układu tanecznego, na co trenerzy przystali
(choć Lolek zrezygnował z przychodzenia na moje treningi prowadzone w takiej
formie, co mnie trochę zasmuciło…). Już w fitness clubie, w którym pracuję,
prowadzę takie zajęcia i cieszą się one coraz większą popularnością. W zamyśle
ma to być jednocześnie zabawa, dotarcie do siebie chłopaków, ale także i
wysiłek. Ostatnie miało mieć mniejsze natężenie niż na normalnych treningach,
ale… niezbyt się to sprawdzało, bowiem chłopcy wychodzili z sali jeszcze
bardziej zmęczeni niż do tej pory. Widziałam jednak, że sprawia im to frajdę,
dzięki czemu z większą ochotą przychodzą na umówioną godzinę, a to sprawiało,
że sama miałam większą ochotę do działania.
Najgorsze
jednak były nasze dwa pierwsze spotkania. Najpierw musiałam ich przekonać swoją
siłą perswazji do tego pomysłu, a później ustalić z nimi naszą wspólną
koncepcję. Pierwsze poszło jak z płatka, aż się zdziwiłam, że tak szybko
doszliśmy do porozumienia. Chyba chłopcy mieli nadzieję, że będzie lżej niż do
tej pory… Przy tym drugim jednak pojawił się problem. Wiadomo było nie od dziś,
że moje zajęcia praktycznie zawsze odbywają się przy muzyce Michaela Jacksona,
który jest moim muzycznym guru, jednak panowie stwierdzili, że to byłoby
plagiatem, ponieważ Delecta Bydgoszcz robi coś podobnego. Nie uwierzyłam im na
słowo, dopóki nie przytaszczyli ze sobą laptopa i nie pokazali mi filmików na
YouTube (swoją drogą całkiem nieźle im to wychodzi). Wykluczyliśmy więc z
marszu „Smooth Criminal”, jednak to
nie sprawiło, że postanowiłam zrezygnować z muzyki Króla Popu. Przy innej po
prostu mi się źle pracuje… I po pół godzinie sprzeczania się, że może jednak
nauczę ich „Gangnam Style”, ostatecznie
mi ulegli i zatwierdzili moją propozycję, aby skorzystać z linii melodyjnej „Thrillera”. I teraz Jastrzębianie na moich
treningach uczą się tańca umarlaków i ani jeden nie kręci na to nosem.
A
tylko by któryś spróbował! Od razu by mnie popamiętał.
-
Jacy oni są monotematyczni – westchnęłam, przewracając oczami. – Ale ciebie
skonsultować mogę w każdej chwili – zaśmiałam się, głaszcząc go po zaroście na
policzku.
Nic
dziwnego, że Jastrzębianie snuli swoje domysły, skoro zachowywaliśmy się w
swoim towarzystwie tak, jak się zachowywaliśmy, nawet, gdy ich obok nas nie
było. Ja sama pomyślałabym, że jesteśmy parą, tylko że nie mogłam tak zrobić,
bo dobrze wiedziałam, jak jest naprawdę.
-
Tosia… – zaczął Simon po dość długiej chwili ciszy pomiędzy nami. Spojrzałam na
niego z zainteresowaniem, odpędzając od siebie wszystkie inne myśli. – Miałem o
to nie pytać, dopóki sama nie zaczniesz mówić, ale… no, przyznam ci się, że
jestem zwyczajnie ciekawy, jak poszła rozprawa. W ogóle nic na ten temat nie
mówisz, odkąd wróciłaś z Warszawy i nie wiem, czy mam się martwić, czy nie.
No
tak, w zeszłym tygodniu po raz pierwszy od czterech lat zobaczyłam osobę, która
jest moim ojcem. Gdyby nie to, że obiecałam pomóc mamie w uchronieniu Zośki
przed tym, przed czym nie udało jej się uchronić mnie, pewnie nigdy więcej bym
nie musiała oglądać tego spojrzenia pełnego wrogości i pogardy do mnie w jego
oczach. Nic a nic się pod tym względem nie zmienił. Zgodziłam się jednak
zeznawać na rozprawie jako świadek, aby sąd przeznaczył opiekę nad Zośką mamie.
Nie mogłam więc zawieść ani jednej, ani drugiej, to byłoby wobec nich nie fair.
-
Chyba nie musisz się martwić – szepnęłam, patrząc tępo przed siebie w jeden,
bliżej nieokreślony punkt. – Opowiedziałam wszystko, co ci mówiłam na temat
mojego dzieciństwa i okresu dorastania, i mam nadzieję, że to pomoże mamie, bo
nic innego już zrobić dla nich nie mogę.
-
A jak on na to zareagował? – Simon spytał o to powoli, nie chcąc wyjść na
wścibskiego. I nie chcąc mnie rozgniewać.
-
Tak jak się tego spodziewałam – westchnęłam ciężko, przypominając sobie
wszystko. – Próbował podważyć moją wiarygodność, opowiadając zwykłe stereotypy,
w które, niestety, ludzie wierzą.
-
Nie bardzo rozumiem… - wiedziałam, że Niemiec nie udaje, że nie robi tego, aby
mi było lepiej, tylko naprawdę nie rozumie, o co chodzi. On nie kierował się
wyglądem w wyrabianiu sobie o kimś opinii, nie słuchał bredni opowiadanych
przez innych ludzi, przez co kompletnie nie pasował do polskiego społeczeństwa.
-
Spójrz na mnie – powiedziałam, nagle zatrzymując się przed nim i rozkładając
ręce, by mógł mnie dokładnie obejrzeć. – Czy ja wyglądam na odpowiedzialną,
prawdomówną i wiarygodną osobę? – spytałam, patrząc mu w oczy i oczekując
odpowiedzi.
-
No jasne, że tak, skąd…
-
Nie, Simon, nie – przerwałam mu. – Właśnie, że nie wyglądam na taką osobę.
Tatuaże, czarny kolor, makijaż, ucieczka z domu, mały zatarg z prawem w
młodości… to wszystko nie sprzyja mojej wiarygodności.
-
Ale kto cię zna…
-
Tyle, że sąd mnie nie zna. I tu jest szkopuł – westchnęłam, znowu mu
przerywając i opuszczając ręce wzdłuż ciała. – Mam tylko nadzieję, że sąd nie
patrzył na mnie przez pryzmat wyglądu, błędów młodości i zwyczajnych
stereotypów. Kiedyś przecież ludzie mądrzeją, a przynajmniej niektórzy…
- I ty jesteś tego dobrym przykładem – Simon
przerwał mi, po czym objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz, głowa do góry.
-
No, mam taką nadzieję, że masz rację – odpowiedziałam szczerze, kończąc tym ten
kłopotliwy dla mnie temat.
Szliśmy
spokojnie w kierunku mieszkania Tischera. Byliśmy osamotnieni na ulicach
Jastrzębia-Zdroju. Ludzie pozamykali się w domach, jakby na dworze panowały już
syberyjskie mrozy. Co prawda ja również nie przepadałam za zimnem, jednak to
jeszcze nie był czas na zabunkrowanie się pod kocem z kubkiem malinowej herbaty
w salonie i oglądaniem do późnych godzin nocnych wszelakiego rodzaju filmów,
jakie się tylko napatoczyły pod rękę. Nawet mój Majkel tak uważał, bo wciąż
grasował po osiedlu, strasząc starsze panie, kiedy tak niespodziewanie
wyskakiwał im zza kontenera, czarny jak noc i miauczał na nie złowrogo. Nie
zachowywał się jeszcze tak, jak w zimie. Wtedy to całe dnie przesiaduje na
kanapie, zagrzebując się w mój koc i nie mając zamiaru wyściubić nosa na świeże
powietrze, choćby nie wiem co.
Sytuacja
trochę się zmieniła, kiedy byliśmy dokładnie jedną ulicę przed skrętem do
blokowiska, gdzie mieszka Simon. Pojawiły się tam pierwsze przejawy ludzkiego życia.
Zauważyliśmy kilkoro ludzi wychodzących z osiedlowego sklepu. Pewnie zabrakło
im w domu zapasów… Nie spojrzałabym na nich w ogóle, wciąż błądząc myślami po
innych sferach życia, gdybym nie usłyszała śmiechu, który wydał mi się skądś
znajomy. Przyjrzałam się więc parze idącej przed nami i ze zdziwienia aż
stanęłam w miejscu, i pociągnęłam za sobą Simona. Dobrze, że Niemiec ma dobrą
koordynację ruchową i nie przewrócił się przez mój niespodziewany ruch. W końcu
wciąż trzymałam go za rękę…
-
Tosia, co się stało? – zdziwił się, łapiąc oddech i przypatrując mi się z zaciekawieniem.
Zamiast się wściec na moją nieodpowiedzialność, on bardziej był ciekawy, co się
stało.
-
To jest Justyna – szepnęłam tylko dobitnie, utkwiwszy wzrok w jej plecach i nie
mając zamiaru spuścić jej z oka.
Bałam
się jednak, że za chwilę blondynka poczuje się nieswojo i się obróci, żeby przekonać
się, kto się tak na nią patrzy, jednak – na szczęście – nic takiego nie miało
miejsca. Zarzycka bardziej była w tej chwili zajęta swoim towarzyszem niż
otaczającą ją rzeczywistością.
-
Kto? – spytał Simon, nie bardzo rozumiejąc.
-
Justyna – powtórzyłam więc z naciskiem, spoglądając na chwilę wymownie na Tischera
– dziewczyna Michała. Michała Kubiaka – dodałam dla potwierdzenia, gdyby miał
jeszcze jakieś wątpliwości, znowu wracając wzrokiem na wcześniej wspomnianą
dwójkę.
-
Niemożliwe – szepnął Niemiec, również przenosząc swój wzrok na parę, która tak bardzo
wytrąciła mnie z równowagi. – Przecież to nie jest Michał, a ona się bez niego
nigdzie nie rusza…
-
Ale to jest Justyna, na sto procent – ja jednak trwałam uparcie przy swoim. –
Wszędzie poznam ten jej perlisty śmiech, te ruchy, ten chód… naprawdę, ja ją
wszędzie poznam – zakończyłam, nie mając zamiaru wymieniać dalej cech, które
sprawiały, że nawet w ciemności wiedziałam, że to ona.
Nie
patrzyłam w tym momencie na Simona, bo tak właściwie to nie mówiłam do niego.
Bardziej przekonywałam samą siebie, że naprawdę nie mam zwidów, że sobie tego nie
wymyśliłam, że nie widzę tego, czego chcę zobaczyć. Nie, nie mogłam się mylić.
To na sto procent była Zarzycka. A facet, do którego się w tej chwili kleiła,
na pewno nie był Michałem. Dam sobie rękę uciąć, jeśli się mylę.
-
Widzę, że jesteś o tym przekonana – powiedział Simon, ale chyba bardziej do
siebie niż do mnie, przenosząc swój wzrok z powrotem na mnie, bo wyżej
wymieniona para zniknęła właśnie za zakrętem. – I widzę, że masz już swoją
teorię.
Jak
on mnie zdążył poznać w tak krótkim czasie, to jest aż niepojęte.
-
Simon, bo to wszystko jest jasne jak słońce – odpowiedziałam, spoglądając mu w
oczy. Bo skoro Justyna ze swoim towarzyszem zniknęli za zakrętem, nie musiałam
się jej już dłużej przyglądać i mogłam się skupić na siatkarzu. – Wiedziałam,
że ona nie jest takim aniołkiem, jakiego przed większością zgrywa. Wiedziałam,
że kiedyś w końcu zdradzi się ze swoimi prawdziwymi intencjami. Nie sądziłam
jednak, że nastąpi to tak szybko. Bo jej naprawdę nie zależy na Michale, tylko
na jego wpływach, pozycji i pieniądzach. Nigdy tego przede mną nie ukrywała, a
Michała tak zmanipulować, że we wszystko jej wierzy.
Nie
wiedziałam, jak ona to robi, że pokręci tyłkiem i już ma faceta w garści.
Większość moich znajomych twierdzi, że ja robię podobnie. Może, nie będę się z
tym osądem sprzeczać, jednak ja nigdy nie robiłam tego specjalnie. Po prostu…
samo tak wychodziło. Ona natomiast jest wyrachowaną kobietą, która nie cofnie
się przed niczym. W dalszym ciągu jednak nie mogłam rozgryźć, o co jej chodzi.
Bo skoro ma Michała, to po co jej ten drugi facet? Ma wszystko, czego chciała i
teoretycznie nic jej nie zagraża. Czy ten drugi wie, jak jest naprawdę? Czy
jest z nią w zmowie? Czy po prostu Justyna jego też ma zamiar zrobić na szaro?
-
Podła ździra, dorabia mu rogi na boku, a ten imbecyl tego kompletnie nie widzi,
tylko wierzy Justynce w każde jej słowo. Ale jej niedoczekanie, już ja zrobię
wszystko, aby się mu oczy otworzyły, aby jej się nie udało… - mamrotałam pod
nosem, odgrażając się.
-
Tosia, spokojnie – Simon próbował jakoś doprowadzić mnie do porządku, nie
chcąc, abym się za bardzo zagalopowała w swoich domysłach i oskarżeniach.
-
Jak mam być spokojna?! – wykrzyknęłam tak głośno, że aż jakiś dachowiec uciekł
z głośnym miauknięciem, chowając się w dziurze. Tischer za to spojrzał na mnie
z naganą. – Jak mam być spokojna, kiedy dziewczyna mojego przyjaciela dorabia
mu rogi? Gdy gra na dwa fronty? – powiedziałam już normalnym tonem głosu. –
Choć kto ją tam wie, czy ogranicza się tylko do nich dwóch? – zastanawiałam się.
-
Nie patrzysz na to trzeźwym okiem, bo jesteś w to zaangażowana uczuciowo –
stwierdził chłodno Simon. – Chodź na górę, to porozmawiamy o tym na spokojnie.
-
Ale czy jest tu o czym rozmawiać? – spytałam retorycznie, jednak mimo to
ruszyłam za Niemcem. – Wszystko jest jasne, Justyna zdradza Michała.
-
Dla ciebie to tak wygląda, a co jeśli jest inaczej? – Simon zastanawiał się na
głos, otwierając drzwi od klatki schodowej. – Co jeśli to jakiś znajomy?
-
Czy ty się całujesz ze swoimi znajomymi?
-
No… tak – odpowiedział po chwili namysłu. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Z
tobą na przykład – dodał dla rozjaśnienia sytuacji.
-
My nie jesteśmy normalni – odpowiedziałam, kręcąc głową i uśmiechając się
szeroko.
-
Co racja, to racja – przytaknął ze śmiechem, zapraszając mnie do swojego
mieszkania. – Ale mimo wszystko powinnaś w tej sytuacji zachować spokój. Nie
masz żadnych dowodów, by potwierdzić swoją tezę…
-
Simon, ja nie pierwszy raz ją widzę z innym – próbowałam rozwiać jego
wątpliwości. – Od jakiegoś czasu zauważam, że gdy wyjeżdżacie, ona nie usycha z
tęsknoty za Michałem. Nie chciałam robić afery, żeby nie wyjść na histeryczkę,
ale teraz sam widzisz, jak to wygląda.
-
W porządku, naprawdę ci wierzę, Tosia – powiedział, łapiąc mnie za rękę, kiedy
już usiedliśmy obok siebie na kanapie w salonie. – Ale niekoniecznie Michał
musi ci w to uwierzyć…
-
Gdy Michał dowie się prawdy, wreszcie przejrzy na oczy. Na pewno – wmawiałam
sobie. – Poza tym gdy mu nie powiem, a on się później o tym dowie i do tego jeszcze
okaże się, że wiedziałam o wszystkim, to się na mnie wścieknie. A tego bym nie
chciała. W końcu jako przyjaciółka nie powinnam takich spraw przed nim ukrywać…
-
Powiedz mi więc teraz, co masz zamiar z tym zrobić? – spytał Simon, mimo że
przez ten cały czas przytakiwał wszystkiemu, co przed chwilą na ten temat mówiłam.
Wydawał się, że rozumie, o co mi chodzi, a ten jednak wyskakuje z takim
pytaniem.
-
No jak to, co? – spytałam, trochę zirytowana jego ignorancją dla tego, co mu
cały czas powtarzam. – Powiedzieć Michałowi, muszę to zrobić. Niech wreszcie
przejrzy na oczy.
-
A co jeśli ci w to nie uwierzy? – Simon znów poddał wątpliwości moją siłę
perswazji i relację z Kubiakiem. I miał ku temu realne powody, choć ja w tej
chwili zdawałam się ich nie dostrzegać. – Nie masz żadnych dowodów na winę
Justyny, będzie więc słowo przeciwko słowu. Poza tym sama mówiłaś, że Justyna
odgrażała ci się, iż zrobi wszystko, aby Kubiak ci nigdy w nic nie uwierzył…
-
Ale po tej sprawie z płytą, kiedy wyszło, jak było naprawdę – przekonywałam go
i jednocześnie samą siebie – Michał ostrożniej patrzy na ruchy Justyny.
-
To dobrze, że jest ostrożniejszy, ale Tosiu, od tego zdarzenia minęło już sporo
czasu i wszystko mogło się zmienić – Simon wciąż kręcił nosem. – Zobacz,
Justyna nie boi ci się pokazywać, że ma kogoś na boku. Czy to nie jest
przypadkiem zaproszenie, abyś powiedziała Michałowi prawdę? Nie przeszło ci
przez myśl, że to może być jakaś jej kolejna intryga, która ostatecznie obróci
się przeciwko tobie?
-
No tak, w kombinowaniu to ona jest niezła… - zamyśliłam się. – Tylko co jeśli
nie masz racji i ona sądzi, że ja sobie pomyślę tak jak ty w tej chwili, po
czym nic nie zrobię i ona będzie panią sytuacji? – wciąż miałam wątpliwości.
-
I tu pojawia się problem, którego lepiej nie rozwiązywać o suchym gardle –
powiedział Simon, po czym wstał z sofy i przyniósł z kuchni dwie butelki wina.
Debatowaliśmy
na ten temat do późnych godzin nocnych. Oboje, co prawda, zgadzaliśmy się, że
coś jest na rzeczy i Justyna nie świeci przykładem, jednak mieliśmy odmienne
zdania, jeśli chodzi o to, co powinnam zrobić z tą wiedzą. Ja wciąż stałam przy
tym, aby powiedzieć Michałowi prawdę teraz, najlepiej zaraz jak wrócę do Żor,
zanim będzie za późno. Simon twierdził jednak, że powinnam poczekać, rozglądać
się naokoło, zdobyć dowody, rozegrać to spokojnie i wyrachowanie, tak jakby się
na moim miejscu zachowała Justyna, że nie powinnam działać pochopnie, bo to
obróci się przeciwko mnie. Mimo iż Niemiec miał w tym trochę racji, nie
wiedziałam, czy będę umiała usiedzieć na miejscu i trzymać język za zębami,
czekając na odpowiedni moment. A poza tym, co będzie, jeśli powiem to Kubiakowi
później, a on nie będzie chciał już ze mną gadać, bo tak długo ukrywałam to przed
nim? Przyjaciele przecież tak nie postępują.
A
może powinnam zapomnieć o tym co widziałam i w ogóle nic nie robić? W końcu Michał
ma co sam chciał… Tylko czy będę potrafiła siedzieć z boku i spokojnie patrzeć jak
on się miota?
________________________________
Tośka
jest pełna wątpliwości, a Simon mi się trochę wymyka spod kontroli, tak jak ten
cały rozdział. Mam jednak nadzieję, że nie jest tak źle i że w następnym uda mi
się to wszystko naprawić. A tak swoją drogą, to jestem ciekawa, co wy byście
zrobili, gdybyście byli w sytuacji Tośki? Powiedzielibyście Michałowi prawdę od
razu, poczekalibyście i rozegraliście to z chłodną głową, czy dalibyście sobie
spokój i nie zrobilibyście nic? W końcu wszyscy dobrze wiemy, że Kubiak sam
jest sobie winien…
Pozdrowienia!