piątek, 25 października 2013

osiemnasty tatuaż.



„niezbyt wiele o mnie wiesz
nie znasz czułych moich miejsc”


Miesiąc później.
Po wczorajszej porażce w trzech setach z Zaksą w Kędzierzynie-Koźlu, niedzielę Jastrzębianie mieli wolną. Spędzałam ją więc w towarzystwie Simona, próbując jakoś poprawić mu nastrój po ostatniej przegranej. Poza tym ostatnio oboje przeżywaliśmy coś w rodzaju jesiennej chandry, ale chyba bardziej niż pogoda powodowały ją nasze wciąż niekończące się i nierozwiązane problemy w miłości. Simon, co prawda, dogadał się z Claudią na tyle, żeby dzieciaki mogły przyjechać do niego na święta, co było sporym krokiem naprzód w jego relacjach z żoną i co napawało go optymizmem na przyszłość. Cieszyłam się jego radością, bo doskonale wiedziałam, jak bardzo mu na tym zależało. Poza tym w moich sprawach z Michałem nie miałam ani krzty czegoś pozytywnego, co mogłoby mnie napawać takim optymizmem jak Simona. Utknęliśmy z Michałem w martwym punkcie. Mój kontakt z nim wygląda teraz dokładnie tak samo, jak na początku naszej znajomości, kiedy on traktował mnie jako zagrożenie dla Błażeja, a ja jako upierdliwego brata mojego przyjaciela. I naprawdę nie miałam pojęcia, jak powinnam to zmienić… i czy w ogóle powinnam cokolwiek w tym kierunku robić…
Znowu w moim życiu jest więcej wątpliwości niż racjonalnych faktów…
- Dlaczego nie lubisz filmów o zombie? – spytałam zdziwiona, wychodząc z Tischerem za rękę z jastrzębskiego kina, gdzie kilka minut temu skończył się seans, na który postanowiliśmy się wybrać. Albo raczej to ja postanowiłam, a Simon na to przystał.
I niestety, Niemcowi nie przypadł do gustu film, który wybrałam na dzisiejsze popołudnie. Szczerze mówiąc to powinnam się była tego spodziewać. Do tej pory tylko Michał, oglądając ze mną wszelakiego rodzaju horrory, reagował na nie tak jak ja – czyli śmiał się do rozpuku z absurdów w nich przedstawianych, a nie się ich bał. A na thrillerach przytulał mnie do siebie, kiedy rozpaczałam nad ofiarami zabijanymi przez psychopatę... Nie, nie myśl o tym, Tośka. To nie jest odpowiedni moment na roztkliwianie się.
- Zdecydowanie za dużo w nim umarlaków – oznajmił mi Tischer poważnym tonem.
Ledwo co powstrzymałam się od śmiechu, bo dla mnie to zdanie zabrzmiało nadzwyczaj komicznie.
- Bo właśnie o to chodzi w takich filmach – odpowiedziałam, kiedy już byłam pewna, że się nie zaśmieję. Nie miałam zamiaru sprawiać mu przykrości swoimi reakcjami.
- Wiem, wiem, ja po prostu nie lubię oglądać tego gatunku filmów… - przyznał w końcu.
- To dlaczego się zgodziłeś ze mną na niego iść? Przecież mogliśmy pójść na coś innego, co trafi i w mój, i w twój gust.
- Chciałem Ci sprawić przyjemność – objął mnie, mówiąc to. – A poza tym byłem ciekawy, co ty widzisz w tych filmach.
- I co, wiesz już? – spytałam zaciekawiona z uśmiechem na ustach, wtulając się w jego bok.
- Nie bardzo – przyznał się i gdyby nie obejmował mnie, to pewnie podrapałby się teraz po głowie, myśląc nad tym.
- Dla mnie są one niezłą formą rozrywki – wytłumaczyłam mu więc, skoro go tak bardzo to ciekawiło, że aż był w stanie przemęczyć się ze mną niecałe dwie godziny w kinowej sali, oglądając coś, czego nie lubi. – Takiego totalnego odmóżdżenia.
- Rozrywki? – zdziwił się Tischer.
No tak, mało kto spodziewałby się takiej odpowiedzi w tej sytuacji.
- Oglądałeś może kiedyś „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”? – spytałam. Simon przytaknął, krzywiąc się przy tym lekko. Czyli nie ma zbyt dobrych wspomnień z tego filmu, w odróżnieniu ode mnie... – Pamiętasz, był taki moment w którejś z części, gdzie powiesili dziewczynę na haku, wiesz, takim do uboju świń, by dwie sceny później ta dziewczyna sama się z tego haka uwolniła i biegała dookoła żuka, żeby tylko uciec temu gościowi z piłą i koślawą nogą, który ją gonił? – wyrzucałam z siebie słowa w zawrotnym tempie, jednak Simon zrozumiał, o co mi chodzi i przytaknął. – Przecież to było komiczne! – zakończyłam.
- Śmieszy cię to? – zdziwił się jeszcze bardziej. – Masz naprawdę niecodzienne poczucie humoru – stwierdził.
I to była jedna z tych rzeczy, które uwielbiałam w nim najbardziej i które sprawiały, że nie był taki jak inni ludzie, których do tej pory poznałam. Większość bowiem, słysząc to co powiedziałam, oznajmiłaby mi, że mam nienormalne poczucie humoru, spaczone albo – trochę łagodniej – dziwne. A Simon użył zupełnie innego określenia. Bo on nie uważa mnie za dziwaczkę, tak jak większość ludzi, on po prostu jest zwyczajnie ciekaw moich odczuć. Bo chce mnie poznać, a nie oceniać na każdym kroku i wytykać mi błędów.
- Bo ja biorę wszystko tak na chłopski rozum i to jest niemożliwe, żeby ona biegała wokół tego żuka po tym, jak ktoś ją na haku powiesił! Rozumiesz? Śmieszy mnie właśnie ten absurd – tłumaczyłam mu. – Poza tym zamiast uciekać drogą, ona biegała wokół auta. Kompletny brak logiki.
- No, gdy mi to tak tłumaczyć, to właściwie coś w tym jest – mówił Simon, przetrawiając moje spostrzeżenia – choć nigdy nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. W końcu w horrorach chodzi o to, aby się bać, gdy się je ogląda, a nie się z nich śmiać…
- Straszne to są klasyki, taka „Psychoza” na przykład. Świetne ujęcia i do tego ta muzyka! To właśnie ona sprawia, że się człowiek boi tego, co się zaraz wydarzy – przekonywałam go. – Najnowsze filmy nie umywają się im do pięt pod tym względem.
- Wierzę ci na słowo – przerwał mi Simon, zapewne nie mając zamiaru dalej słuchać o krwawych scenach, o których ja mogłabym gadać w nieskończoność.
W końcu najlepszym sposobem na samotne wieczory jest koc, herbata, mruczący kot na kolanach i dobry film w telewizji. A mając na myśli dobry, mówię właśnie o horrorach, thrillerach albo o kinie sensacyjnym. Żeby coś się działo, coś wybuchało, coś rozwalało. No i żeby była krew.
Hm, chyba naprawdę nie jestem całkiem normalna…
- Ale następnym razem pójdziemy na coś innego, obiecuję – uśmiechnęłam się w kierunku mojego towarzysza i pocałowałam go w policzek. – A tak właściwie, to co lubisz? Filmy sensacyjne, obyczajowe, komediowe? – zainteresowałam się.
- Zdecydowanie wolę komedie, zwłaszcza stare klasyki. Loius de Funes na przykład – spojrzał na mnie, chcąc się upewnić, że wiem o czym mówi. Pokiwałam głową. – Przy nich można się spłakać ze śmiechu. Choć ostatnio nie miałem za bardzo czasu, aby je oglądać, a do kina chodziłem tylko na filmy animowane… – przyznał się po chwili.
- To jest właśnie przywilej posiadania dzieci, że możesz sobie chodzić na bajki i nikt na ciebie krzywo nie spojrzy. Jeszcze cię pochwalą, że spędzasz czas ze swoją pociechą – mówiłam, przypominając sobie odmienne reakcje ludzi na to, gdy szłam na bajkę z Zośką, a gdy z Błażejem. – Ale dobrze, następnym razem to ty wybierasz film – zadecydowałam.
A Simon się na to zgodził. W normalnych okolicznościach zapewne kazał by mi samej coś wybierać, w końcu był dżentelmenem w każdym calu, ale chyba po dzisiejszym seansie musi minąć trochę czasu, zanim znów mi pozwoli na dobór filmu.
- W ogóle jesteś głodna? – spytał po chwili, przypominając sobie, że po seansie mieliśmy iść do knajpy na kolację. – Bo ja, mówiąc szczerze, to po tym wszystkim jakoś straciłem apetyt...
- W takim razie możemy się przespacerować – zaproponowałam.
Jak na połowę listopada, pogoda nas wręcz rozpieszczała. Na ziemi, co prawda, leżała pierwsza warstwa śniegu, ale nie powodowała zbytnich kłopotów w przemieszczaniu się. Raczej dodawała uroku szaremu krajobrazowi naszego miasta. Mróz był znikomy, do tego gwiazdy pięknie świeciły na niebie – to była wręcz idealna aura na spacer. Aż grzech więc byłoby z niej nie skorzystać i spędzić ten wieczór w czterech ścianach.
- Dobrze, przejdziemy się, ale później nauczysz mnie tych kroków? – poprosił Niemiec. – Bo to nabijanie się chłopaków, że specjalnie kaleczę nasz układ, by dostać od ciebie prywatne konsultacje, robi się już powoli nieznośne... – poskarżył się.
Po pierwszej przegranej w tym sezonie sztab trenerski postanowił zrobić coś, dzięki drużyna bardziej by się ze sobą zgrała, zwłaszcza, że większość Jastrzębiaków gra tutaj dopiero od września tego roku. Stwierdziliśmy zgodnie, że już nie muszą dostawać ode mnie takiego wycisku na treningach jak na początku, bo już zbyt wiele w przygotowaniu fizycznym zmienić nie trzeba, jedynie podtrzymywać to, co wypracowaliśmy przed startem ligi. Wymyśliłam więc, że w ramach moich zajęć zrobię chłopakom aerobik, który jednocześnie będzie szlifowaniem wymyślonego przez nas układu tanecznego, na co trenerzy przystali (choć Lolek zrezygnował z przychodzenia na moje treningi prowadzone w takiej formie, co mnie trochę zasmuciło…). Już w fitness clubie, w którym pracuję, prowadzę takie zajęcia i cieszą się one coraz większą popularnością. W zamyśle ma to być jednocześnie zabawa, dotarcie do siebie chłopaków, ale także i wysiłek. Ostatnie miało mieć mniejsze natężenie niż na normalnych treningach, ale… niezbyt się to sprawdzało, bowiem chłopcy wychodzili z sali jeszcze bardziej zmęczeni niż do tej pory. Widziałam jednak, że sprawia im to frajdę, dzięki czemu z większą ochotą przychodzą na umówioną godzinę, a to sprawiało, że sama miałam większą ochotę do działania.
Najgorsze jednak były nasze dwa pierwsze spotkania. Najpierw musiałam ich przekonać swoją siłą perswazji do tego pomysłu, a później ustalić z nimi naszą wspólną koncepcję. Pierwsze poszło jak z płatka, aż się zdziwiłam, że tak szybko doszliśmy do porozumienia. Chyba chłopcy mieli nadzieję, że będzie lżej niż do tej pory… Przy tym drugim jednak pojawił się problem. Wiadomo było nie od dziś, że moje zajęcia praktycznie zawsze odbywają się przy muzyce Michaela Jacksona, który jest moim muzycznym guru, jednak panowie stwierdzili, że to byłoby plagiatem, ponieważ Delecta Bydgoszcz robi coś podobnego. Nie uwierzyłam im na słowo, dopóki nie przytaszczyli ze sobą laptopa i nie pokazali mi filmików na YouTube (swoją drogą całkiem nieźle im to wychodzi). Wykluczyliśmy więc z marszu „Smooth Criminal”, jednak to nie sprawiło, że postanowiłam zrezygnować z muzyki Króla Popu. Przy innej po prostu mi się źle pracuje… I po pół godzinie sprzeczania się, że może jednak nauczę ich „Gangnam Style”, ostatecznie mi ulegli i zatwierdzili moją propozycję, aby skorzystać z linii melodyjnej „Thrillera”. I teraz Jastrzębianie na moich treningach uczą się tańca umarlaków i ani jeden nie kręci na to nosem.
A tylko by któryś spróbował! Od razu by mnie popamiętał.
- Jacy oni są monotematyczni – westchnęłam, przewracając oczami. – Ale ciebie skonsultować mogę w każdej chwili – zaśmiałam się, głaszcząc go po zaroście na policzku.
Nic dziwnego, że Jastrzębianie snuli swoje domysły, skoro zachowywaliśmy się w swoim towarzystwie tak, jak się zachowywaliśmy, nawet, gdy ich obok nas nie było. Ja sama pomyślałabym, że jesteśmy parą, tylko że nie mogłam tak zrobić, bo dobrze wiedziałam, jak jest naprawdę.
- Tosia… – zaczął Simon po dość długiej chwili ciszy pomiędzy nami. Spojrzałam na niego z zainteresowaniem, odpędzając od siebie wszystkie inne myśli. – Miałem o to nie pytać, dopóki sama nie zaczniesz mówić, ale… no, przyznam ci się, że jestem zwyczajnie ciekawy, jak poszła rozprawa. W ogóle nic na ten temat nie mówisz, odkąd wróciłaś z Warszawy i nie wiem, czy mam się martwić, czy nie.
No tak, w zeszłym tygodniu po raz pierwszy od czterech lat zobaczyłam osobę, która jest moim ojcem. Gdyby nie to, że obiecałam pomóc mamie w uchronieniu Zośki przed tym, przed czym nie udało jej się uchronić mnie, pewnie nigdy więcej bym nie musiała oglądać tego spojrzenia pełnego wrogości i pogardy do mnie w jego oczach. Nic a nic się pod tym względem nie zmienił. Zgodziłam się jednak zeznawać na rozprawie jako świadek, aby sąd przeznaczył opiekę nad Zośką mamie. Nie mogłam więc zawieść ani jednej, ani drugiej, to byłoby wobec nich nie fair.
- Chyba nie musisz się martwić – szepnęłam, patrząc tępo przed siebie w jeden, bliżej nieokreślony punkt. – Opowiedziałam wszystko, co ci mówiłam na temat mojego dzieciństwa i okresu dorastania, i mam nadzieję, że to pomoże mamie, bo nic innego już zrobić dla nich nie mogę.
- A jak on na to zareagował? – Simon spytał o to powoli, nie chcąc wyjść na wścibskiego. I nie chcąc mnie rozgniewać.
- Tak jak się tego spodziewałam – westchnęłam ciężko, przypominając sobie wszystko. – Próbował podważyć moją wiarygodność, opowiadając zwykłe stereotypy, w które, niestety, ludzie wierzą.
- Nie bardzo rozumiem… - wiedziałam, że Niemiec nie udaje, że nie robi tego, aby mi było lepiej, tylko naprawdę nie rozumie, o co chodzi. On nie kierował się wyglądem w wyrabianiu sobie o kimś opinii, nie słuchał bredni opowiadanych przez innych ludzi, przez co kompletnie nie pasował do polskiego społeczeństwa.
- Spójrz na mnie – powiedziałam, nagle zatrzymując się przed nim i rozkładając ręce, by mógł mnie dokładnie obejrzeć. – Czy ja wyglądam na odpowiedzialną, prawdomówną i wiarygodną osobę? – spytałam, patrząc mu w oczy i oczekując odpowiedzi.
- No jasne, że tak, skąd…
- Nie, Simon, nie – przerwałam mu. – Właśnie, że nie wyglądam na taką osobę. Tatuaże, czarny kolor, makijaż, ucieczka z domu, mały zatarg z prawem w młodości… to wszystko nie sprzyja mojej wiarygodności.
- Ale kto cię zna…
- Tyle, że sąd mnie nie zna. I tu jest szkopuł – westchnęłam, znowu mu przerywając i opuszczając ręce wzdłuż ciała. – Mam tylko nadzieję, że sąd nie patrzył na mnie przez pryzmat wyglądu, błędów młodości i zwyczajnych stereotypów. Kiedyś przecież ludzie mądrzeją, a przynajmniej niektórzy…
-  I ty jesteś tego dobrym przykładem – Simon przerwał mi, po czym objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz, głowa do góry.
- No, mam taką nadzieję, że masz rację – odpowiedziałam szczerze, kończąc tym ten kłopotliwy dla mnie temat.
Szliśmy spokojnie w kierunku mieszkania Tischera. Byliśmy osamotnieni na ulicach Jastrzębia-Zdroju. Ludzie pozamykali się w domach, jakby na dworze panowały już syberyjskie mrozy. Co prawda ja również nie przepadałam za zimnem, jednak to jeszcze nie był czas na zabunkrowanie się pod kocem z kubkiem malinowej herbaty w salonie i oglądaniem do późnych godzin nocnych wszelakiego rodzaju filmów, jakie się tylko napatoczyły pod rękę. Nawet mój Majkel tak uważał, bo wciąż grasował po osiedlu, strasząc starsze panie, kiedy tak niespodziewanie wyskakiwał im zza kontenera, czarny jak noc i miauczał na nie złowrogo. Nie zachowywał się jeszcze tak, jak w zimie. Wtedy to całe dnie przesiaduje na kanapie, zagrzebując się w mój koc i nie mając zamiaru wyściubić nosa na świeże powietrze, choćby nie wiem co.
Sytuacja trochę się zmieniła, kiedy byliśmy dokładnie jedną ulicę przed skrętem do blokowiska, gdzie mieszka Simon. Pojawiły się tam pierwsze przejawy ludzkiego życia. Zauważyliśmy kilkoro ludzi wychodzących z osiedlowego sklepu. Pewnie zabrakło im w domu zapasów… Nie spojrzałabym na nich w ogóle, wciąż błądząc myślami po innych sferach życia, gdybym nie usłyszała śmiechu, który wydał mi się skądś znajomy. Przyjrzałam się więc parze idącej przed nami i ze zdziwienia aż stanęłam w miejscu, i pociągnęłam za sobą Simona. Dobrze, że Niemiec ma dobrą koordynację ruchową i nie przewrócił się przez mój niespodziewany ruch. W końcu wciąż trzymałam go za rękę…
- Tosia, co się stało? – zdziwił się, łapiąc oddech i przypatrując mi się z zaciekawieniem. Zamiast się wściec na moją nieodpowiedzialność, on bardziej był ciekawy, co się stało.
- To jest Justyna – szepnęłam tylko dobitnie, utkwiwszy wzrok w jej plecach i nie mając zamiaru spuścić jej z oka.
Bałam się jednak, że za chwilę blondynka poczuje się nieswojo i się obróci, żeby przekonać się, kto się tak na nią patrzy, jednak – na szczęście – nic takiego nie miało miejsca. Zarzycka bardziej była w tej chwili zajęta swoim towarzyszem niż otaczającą ją rzeczywistością.
- Kto? – spytał Simon, nie bardzo rozumiejąc.
- Justyna – powtórzyłam więc z naciskiem, spoglądając na chwilę wymownie na Tischera – dziewczyna Michała. Michała Kubiaka – dodałam dla potwierdzenia, gdyby miał jeszcze jakieś wątpliwości, znowu wracając wzrokiem na wcześniej wspomnianą dwójkę.
- Niemożliwe – szepnął Niemiec, również przenosząc swój wzrok na parę, która tak bardzo wytrąciła mnie z równowagi. – Przecież to nie jest Michał, a ona się bez niego nigdzie nie rusza…
- Ale to jest Justyna, na sto procent – ja jednak trwałam uparcie przy swoim. – Wszędzie poznam ten jej perlisty śmiech, te ruchy, ten chód… naprawdę, ja ją wszędzie poznam – zakończyłam, nie mając zamiaru wymieniać dalej cech, które sprawiały, że nawet w ciemności wiedziałam, że to ona.
Nie patrzyłam w tym momencie na Simona, bo tak właściwie to nie mówiłam do niego. Bardziej przekonywałam samą siebie, że naprawdę nie mam zwidów, że sobie tego nie wymyśliłam, że nie widzę tego, czego chcę zobaczyć. Nie, nie mogłam się mylić. To na sto procent była Zarzycka. A facet, do którego się w tej chwili kleiła, na pewno nie był Michałem. Dam sobie rękę uciąć, jeśli się mylę.
- Widzę, że jesteś o tym przekonana – powiedział Simon, ale chyba bardziej do siebie niż do mnie, przenosząc swój wzrok z powrotem na mnie, bo wyżej wymieniona para zniknęła właśnie za zakrętem. – I widzę, że masz już swoją teorię.
Jak on mnie zdążył poznać w tak krótkim czasie, to jest aż niepojęte.
- Simon, bo to wszystko jest jasne jak słońce – odpowiedziałam, spoglądając mu w oczy. Bo skoro Justyna ze swoim towarzyszem zniknęli za zakrętem, nie musiałam się jej już dłużej przyglądać i mogłam się skupić na siatkarzu. – Wiedziałam, że ona nie jest takim aniołkiem, jakiego przed większością zgrywa. Wiedziałam, że kiedyś w końcu zdradzi się ze swoimi prawdziwymi intencjami. Nie sądziłam jednak, że nastąpi to tak szybko. Bo jej naprawdę nie zależy na Michale, tylko na jego wpływach, pozycji i pieniądzach. Nigdy tego przede mną nie ukrywała, a Michała tak zmanipulować, że we wszystko jej wierzy.
Nie wiedziałam, jak ona to robi, że pokręci tyłkiem i już ma faceta w garści. Większość moich znajomych twierdzi, że ja robię podobnie. Może, nie będę się z tym osądem sprzeczać, jednak ja nigdy nie robiłam tego specjalnie. Po prostu… samo tak wychodziło. Ona natomiast jest wyrachowaną kobietą, która nie cofnie się przed niczym. W dalszym ciągu jednak nie mogłam rozgryźć, o co jej chodzi. Bo skoro ma Michała, to po co jej ten drugi facet? Ma wszystko, czego chciała i teoretycznie nic jej nie zagraża. Czy ten drugi wie, jak jest naprawdę? Czy jest z nią w zmowie? Czy po prostu Justyna jego też ma zamiar zrobić na szaro?
- Podła ździra, dorabia mu rogi na boku, a ten imbecyl tego kompletnie nie widzi, tylko wierzy Justynce w każde jej słowo. Ale jej niedoczekanie, już ja zrobię wszystko, aby się mu oczy otworzyły, aby jej się nie udało… - mamrotałam pod nosem, odgrażając się.
- Tosia, spokojnie – Simon próbował jakoś doprowadzić mnie do porządku, nie chcąc, abym się za bardzo zagalopowała w swoich domysłach i oskarżeniach.
- Jak mam być spokojna?! – wykrzyknęłam tak głośno, że aż jakiś dachowiec uciekł z głośnym miauknięciem, chowając się w dziurze. Tischer za to spojrzał na mnie z naganą. – Jak mam być spokojna, kiedy dziewczyna mojego przyjaciela dorabia mu rogi? Gdy gra na dwa fronty? – powiedziałam już normalnym tonem głosu. – Choć kto ją tam wie, czy ogranicza się tylko do nich dwóch? – zastanawiałam się.
- Nie patrzysz na to trzeźwym okiem, bo jesteś w to zaangażowana uczuciowo – stwierdził chłodno Simon. – Chodź na górę, to porozmawiamy o tym na spokojnie.
- Ale czy jest tu o czym rozmawiać? – spytałam retorycznie, jednak mimo to ruszyłam za Niemcem. – Wszystko jest jasne, Justyna zdradza Michała.
- Dla ciebie to tak wygląda, a co jeśli jest inaczej? – Simon zastanawiał się na głos, otwierając drzwi od klatki schodowej. – Co jeśli to jakiś znajomy?
- Czy ty się całujesz ze swoimi znajomymi?
- No… tak – odpowiedział po chwili namysłu. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Z tobą na przykład – dodał dla rozjaśnienia sytuacji.
- My nie jesteśmy normalni – odpowiedziałam, kręcąc głową i uśmiechając się szeroko.
- Co racja, to racja – przytaknął ze śmiechem, zapraszając mnie do swojego mieszkania. – Ale mimo wszystko powinnaś w tej sytuacji zachować spokój. Nie masz żadnych dowodów, by potwierdzić swoją tezę…
- Simon, ja nie pierwszy raz ją widzę z innym – próbowałam rozwiać jego wątpliwości. – Od jakiegoś czasu zauważam, że gdy wyjeżdżacie, ona nie usycha z tęsknoty za Michałem. Nie chciałam robić afery, żeby nie wyjść na histeryczkę, ale teraz sam widzisz, jak to wygląda.
- W porządku, naprawdę ci wierzę, Tosia – powiedział, łapiąc mnie za rękę, kiedy już usiedliśmy obok siebie na kanapie w salonie. – Ale niekoniecznie Michał musi ci w to uwierzyć…
- Gdy Michał dowie się prawdy, wreszcie przejrzy na oczy. Na pewno – wmawiałam sobie. – Poza tym gdy mu nie powiem, a on się później o tym dowie i do tego jeszcze okaże się, że wiedziałam o wszystkim, to się na mnie wścieknie. A tego bym nie chciała. W końcu jako przyjaciółka nie powinnam takich spraw przed nim ukrywać…
- Powiedz mi więc teraz, co masz zamiar z tym zrobić? – spytał Simon, mimo że przez ten cały czas przytakiwał wszystkiemu, co przed chwilą na ten temat mówiłam. Wydawał się, że rozumie, o co mi chodzi, a ten jednak wyskakuje z takim pytaniem.
- No jak to, co? – spytałam, trochę zirytowana jego ignorancją dla tego, co mu cały czas powtarzam. – Powiedzieć Michałowi, muszę to zrobić. Niech wreszcie przejrzy na oczy.
- A co jeśli ci w to nie uwierzy? – Simon znów poddał wątpliwości moją siłę perswazji i relację z Kubiakiem. I miał ku temu realne powody, choć ja w tej chwili zdawałam się ich nie dostrzegać. – Nie masz żadnych dowodów na winę Justyny, będzie więc słowo przeciwko słowu. Poza tym sama mówiłaś, że Justyna odgrażała ci się, iż zrobi wszystko, aby Kubiak ci nigdy w nic nie uwierzył…
- Ale po tej sprawie z płytą, kiedy wyszło, jak było naprawdę – przekonywałam go i jednocześnie samą siebie – Michał ostrożniej patrzy na ruchy Justyny.
- To dobrze, że jest ostrożniejszy, ale Tosiu, od tego zdarzenia minęło już sporo czasu i wszystko mogło się zmienić – Simon wciąż kręcił nosem. – Zobacz, Justyna nie boi ci się pokazywać, że ma kogoś na boku. Czy to nie jest przypadkiem zaproszenie, abyś powiedziała Michałowi prawdę? Nie przeszło ci przez myśl, że to może być jakaś jej kolejna intryga, która ostatecznie obróci się przeciwko tobie?
- No tak, w kombinowaniu to ona jest niezła… - zamyśliłam się. – Tylko co jeśli nie masz racji i ona sądzi, że ja sobie pomyślę tak jak ty w tej chwili, po czym nic nie zrobię i ona będzie panią sytuacji? – wciąż miałam wątpliwości.
- I tu pojawia się problem, którego lepiej nie rozwiązywać o suchym gardle – powiedział Simon, po czym wstał z sofy i przyniósł z kuchni dwie butelki wina.
Debatowaliśmy na ten temat do późnych godzin nocnych. Oboje, co prawda, zgadzaliśmy się, że coś jest na rzeczy i Justyna nie świeci przykładem, jednak mieliśmy odmienne zdania, jeśli chodzi o to, co powinnam zrobić z tą wiedzą. Ja wciąż stałam przy tym, aby powiedzieć Michałowi prawdę teraz, najlepiej zaraz jak wrócę do Żor, zanim będzie za późno. Simon twierdził jednak, że powinnam poczekać, rozglądać się naokoło, zdobyć dowody, rozegrać to spokojnie i wyrachowanie, tak jakby się na moim miejscu zachowała Justyna, że nie powinnam działać pochopnie, bo to obróci się przeciwko mnie. Mimo iż Niemiec miał w tym trochę racji, nie wiedziałam, czy będę umiała usiedzieć na miejscu i trzymać język za zębami, czekając na odpowiedni moment. A poza tym, co będzie, jeśli powiem to Kubiakowi później, a on nie będzie chciał już ze mną gadać, bo tak długo ukrywałam to przed nim? Przyjaciele przecież tak nie postępują.
A może powinnam zapomnieć o tym co widziałam i w ogóle nic nie robić? W końcu Michał ma co sam chciał… Tylko czy będę potrafiła siedzieć z boku i spokojnie patrzeć jak on się miota?


________________________________

Tośka jest pełna wątpliwości, a Simon mi się trochę wymyka spod kontroli, tak jak ten cały rozdział. Mam jednak nadzieję, że nie jest tak źle i że w następnym uda mi się to wszystko naprawić. A tak swoją drogą, to jestem ciekawa, co wy byście zrobili, gdybyście byli w sytuacji Tośki? Powiedzielibyście Michałowi prawdę od razu, poczekalibyście i rozegraliście to z chłodną głową, czy dalibyście sobie spokój i nie zrobilibyście nic? W końcu wszyscy dobrze wiemy, że Kubiak sam jest sobie winien…
Pozdrowienia!

piątek, 11 października 2013

siedemnasty tatuaż.



„tracę siłę
wymykasz się z mych rąk”


Już trzeci dzień z rzędu obracałam telefon w dłoni, zastanawiając się czy zadzwonić, czy może jednak nie. Z jednej strony czułam się urażona reakcją Błażeja i faktem, że zamiast najpierw się mnie spytać, czy to wszystko jest prawdą, on od razu przeszedł do oskarżeń, tak jakby jego starszy brat zawsze miał rację. A przecież wszyscy doskonale wiemy, że to rzadko kiedy się zdarza. Z drugiej strony jednak powinnam się tego spodziewać. Młody Kubiak działa równie gwałtownie, co jego starszy brat, czy… ja. Robimy coś, zanim na dobre pomyślimy. Mówimy, zanim ugryziemy się w język. A później tworzą się przez to przeróżne problemy i konflikty. Simon ma absolutną rację – powinnam była się spodziewać właśnie takiej reakcji na naszą zażyłość. W końcu tylko my dwoje wiemy, co tak naprawdę nas łączy. Z wierzchu wszystko wygląda jednoznacznie, a Błażej do tego musi posiłkować się tym, co ktoś mu opowie. Poza tym dobrze wiem, że młody Kubiak po prostu się o mnie martwi. Przecież sama dałam mu pozwolenie na wtrącanie się w moje życie, nawet gdy go o to nie poproszę. A  pozwalam mu na to z jednego, prostego powodu – traktuję go jak brata. Brata, który zawsze przy mnie był i który – wiem to – zawsze przy mnie będzie, obojętnie co bym zrobiła.
Otworzyłam więc laptopa, zalogowałam się na Skype’a z postanowieniem, że jeśli Błażej będzie dostępny, to do niego zadzwonię i z nim porozmawiam. Należą mu się wyjaśnienia. Przez ostatnie dni nie wydzwaniał do mnie, tylko dał mi czas na uspokojenie się, cierpliwie czekając, aż będę gotowa. On naprawdę wie, co mi jest właśnie potrzebne.
Powinnam się była spodziewać, że Błażej jest teraz dostępny przez cały czas (no, może poza treningami) – przecież czeka aż się do niego odezwę. Skoro jednak coś sobie postanowiłam, nie będę się z tego wycofywać.
Minęło może pół minuty, kiedy na ekranie ukazała mi się jego twarz.
- Cześć – zaczęłam. – Gratuluję dobrego występu w ostatnim meczu.
- Dzięki – uśmiechnął się. – Oglądałaś?
- Tak, co prawda trochę musiałam się pomęczyć z internetową transmisją, ale większość spotkania widziałam, a już zwłaszcza twoje asy serwisowe. Choć tak nawiasem, to w pikselach jest ci kompletnie nie do twarzy – zaśmiałam się.
- Tobie też by nie było – wywalił język jak małe dziecko. – Ale nie powiem, zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że będziesz oglądać Jastrzębian…
- Ich jeszcze nie raz zobaczę, a ciebie nie wiadomo kiedy.
- Co racja, to racja – przytaknął i ewidentnie widziałam, że moje zainteresowanie jego grą w nowym klubie wyraźnie mu schlebia. – Przepraszam – szepnął po chwili ciszy.
Jego przeprosiny nijak się nie miały do tematu naszej rozmowy, więc domyśliłam się, że mówimy o naszej ostatniej sprzeczce.
- Nie, to ja przepraszam – odrzekłam więc z powagą. – Nie powinnam była reagować tak gwałtownie.
- A ja nie powinienem wierzyć dokładnie we wszystko, co mówi Michał. Przecież gdyby to było coś ważnego, to byś mi o tym sama powiedziała, prawda? – spytał z nadzieją.
- Prawda – przytaknęłam. – I właśnie chcę ci powiedzieć, jak to naprawdę wygląda.
- Zamieniam się w słuch.
- Simon jest moim przyjacielem. Tylko przyjacielem – zaznaczyłam. – Nie takim jak ty, ale… coś na kształt ciebie. Mam tu teraz kogoś z kim dzielę podobne problemy. Oboje jesteśmy nieszczęśliwie zakochani i nie wiemy, co z tym zrobić. Zawsze mogę z nim porozmawiać, mogę na niego liczyć i nie muszę truć ci tyłka co chwila, zwłaszcza że teraz dzieli nas tyle kilometrów.
- Przecież nigdy nie trułaś – wtrącił się.
- Wiem, wiem… – nie miałam zamiaru się z nim kłócić, zwłaszcza w tej chwili i o taką drobnostkę. – Teraz jednak jesteś daleko i… to nie jest to samo co kiedyś. Nie obraź się, ale Simon wszystko widzi, jest uczestnikiem tego, co się tutaj dzieje, a ty tylko bazujesz na moich opowieściach, które są subiektywne. Wiesz, o co mi chodzi?
- Rozumiem – szepnął z powagą – choć trudno mi się będzie pogodzić z tym, że nie jestem już jedyną taką osobą dla ciebie…
- Ciebie nie da się podrobić.
- Ale mówiłaś, że jest kimś w rodzaju mnie – trwał przy swoim.
- Ale nie jest tobą – zaprzeczyłam. – Między nami nie jest tak, jak między mną a Simonem. My jesteśmy jak rodzeństwo, a ja i Simi… znamy się dość krótko, dużo o sobie wiemy, zbliżyły nas do siebie wspólne problemy, ale to wciąż nie to samo. Poza tym ja jestem zauroczona Simonem i wiem, że on do mnie też coś czuje, ale… problemem są Michał i Claudia. Kochamy ich, a nie siebie, choć myślę, że pasowalibyśmy do siebie jak ulał – zamyśliłam się.
- To dlaczego nie spróbujecie? – zdziwił się Błażej i chyba autentycznie, mimo że wciąż mi powtarza, iż byłabym idealną dla niego bratową.
- A czy jest coś warty związek bez miłości? – spytałam retorycznie. – Może gdybyśmy się odkochali i zakochali w sobie? Pewnie wtedy byłabym najszczęśliwszą osobą na tym świecie, ale… bądźmy realistami, to się raczej nie zdarzy. Zobacz, było tyle okazji, aby Michał zraził mnie do siebie, a ja wciąż w tym trwam, jakby ten ból sprawiał mi przyjemność. To chore, ale prawdziwe. I Simi ma podobnie.
- Rozumiem, a raczej staram się to zrozumieć, bo sam nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Ale powiedz mi, dlaczego Michał uważa, że jesteście z Simonem parą? – spytał.
- Aaaa, to – zaśmiałam się. – Chłopcy powiedzieli Simonowi, że się nim pobawię i po góra dwóch tygodniach go rzucę dla innego, więc postanowiliśmy im pokazać, że się mylą.
- Ech, nie bardzo rozumiem – Błażej podrapał się po głowie. – To w końcu jesteście ze sobą, czy nie?
- Wszyscy myślą, że jesteśmy, a my po prostu ich z tego błędu nie wyprowadzamy – wyjaśniałam mu jak krowie na rowie. – Oficjalnie więc jestem z facetem w separacji, który czeka na rozwód, by być ze mną. Ale tak naprawdę ani on nie czeka na rozwód, ani nie jest ze mną.
- Ty to się zawsze musisz coś wymyślić… – Błażej pokręcił głową z politowaniem.
- Ale to nie był mój pomysł – zaprzeczyłam. – Tylko Simona.
- To może on jednak coś do ciebie czuje? – Błażej jakby się przestraszył.
- Nie, to jest czysto koleżeński układ – byłam pewna swego i wiedziałam, że mam rację. – Simon po prostu próbuje mi udowodnić, że Michał jest o mnie zazdrosny.
- Przecież ja też ci to tyle razy mówiłem! – zatriumfował. – I co? Udało mu się ciebie przekonać?
- Była taka chwila, gdy wydawało mi się, że Michała to ruszyło, ale… – zawahałam się na chwilę – ale to chyba tylko dlatego, że obiecał ci się mną zająć.
- Nie znasz się.
- Gadasz dokładnie tak jak on – westchnęłam, bo już miałam dosyć tej gadki, z którą miałam do czynienia od dawna. A teraz jak nie upierdliwy Błażej, to uparty Simon mi się trafił. – Nie znacie się, a macie ze sobą tyle wspólnego...
- To chyba muszę go poznać, skoro ma taką samą teorię jak ja – zaśmiał się.
- Jak tylko chłopaki wrócą z Warszawy, to go poznasz – obiecałam mu. – Co prawda tylko przez Internet, ale na razie musi ci to wystarczyć.
- Mam nadzieję, że się dogadamy…
- No wiesz, twój niemiecki nie jest najlepszy – wypomniałam mu od razu.
- Znowu mnie nie doceniasz – pokręcił z politowaniem głową. – Ale jeszcze zobaczysz, jak cię zaskoczę.
- Jakoś w to nie wierzę.
- Bo jesteś kobietą małej wiary – wypomniał mi.
I później w taki właśnie sposób przekomarzaliśmy się przynajmniej z godzinę.

Dopiero po rozmowie z Błażejem, która po wzajemnym wybaczeniu sobie win przerodziła się w zwyczajne przekomarzanie się, jak to u nas normalnie bywa, sprawdziłam, jakim wynikiem zakończył się dzisiejszy mecz Jastrzębian i… nie byłam tym zachwycona. Politechnika wygrała z nami 3:1, co oczywiście zostało okrzyknięte niespodzianką. Nie wiedziałam, co się stało. Warszawa była na podobnym poziomie do Kielc, z którymi wygraliśmy w zeszłej kolejce za trzy punkty, a mimo to teraz sobie nie poradziliśmy. Będę musiała spojrzeć w statystyki i posłuchać relacji sztabu. Może będzie trzeba im zaaplikować jakieś nowe ćwiczenia? Albo w jakiś sposób poprawić komunikację w zespole?
W zastanawianiu się nad tym, jak mogłabym im pomóc, przerwał mi dzwonek telefonu. Bez namysłu nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie patrząc nawet, kto dzwoni. Spodziewałam się Błażeja, który po naszym internetowym połączeniu także miał sprawdzić wynik meczu zespołu swojego brata i zapewne teraz chciał się z nich ponaśmiewać. Albo mnie po wkurzać – w końcu ja też należałam do zespołu.
- Czego jeszcze chcesz, Błażejku? – spytałam ironicznie, patrząc tępo za okno na pogrążone w ciemności żorskie ulice.
Jastrzębianie wracali do domu jutro rano, ale dopiero pojutrze miałam zaplanowany trening z nimi. Czułam jednak, że mimo tego już jutro będę musiała stawić się na zebranie sztabu trenerskiego, by przeanalizować dzisiejszy mecz i nasze przygotowania do niego.
- Halo? – spytałam ponownie, ponieważ nikt się nie odezwał.
I mimo mojego nasłuchiwania, po drugiej stronie wciąż panowała cisza, mimo że doskonale wiedziałam, iż ktoś tam jest. Oderwałam więc telefon od ucha – nie byłam połączona w tym momencie z Błażejem, a z jakimś nieznanym mojemu telefonowi numerem.
- Z kim rozmawiam? – spytałam, powoli tracąc cierpliwość dla tej osoby, która chyba nie miała najmniejszego zamiaru się odezwać.
Głupie żarty – pomyślałam i już otwierałam usta z zamiarem ochrzanienia mojego rozmówcy za to, że zebrało mu się na szczeniackie zachowania.
- Tosia? – usłyszałam napięty, kobiecy ton głosu.
- Kto mówi? – spytałam ostrożnie.
Nie spodziewałam się bowiem, że usłyszę żeńską barwę głosu. W końcu ja ostatnimi czasy praktycznie nie mam do czynienia z kobietami za wyjątkiem Justyny, która doprowadzała mnie do obłędu.
- Ale czy rozmawiam z Tosią? – moja rozmówczyni upewniała się, nie chcąc przed tym zdradzić kim jest.
- Tak, ale kto mówi? – odrzekłam zirytowana.
- To ja – jaka znowu „ja”? – twoja mama.
Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. Dobrze, że siedziałam. Gdybym teraz stała, zapewne leżałabym jak długa na podłodze. Zachodziłam w głowię, skąd ona mogła mieć mój numer? Po co dzwoni? Dlaczego odzywa się po czterech latach kompletnej ciszy, dzięki której zapomniałam, że mam gdzieś tam matkę?
- Proszę, nie rozłączaj się – mówiła szybko, chcąc uprzedzić moją reakcję. – Daj mi powiedzieć…
- Skąd masz mój numer?! – spytałam ostro, przerywając jej bezpardonowo.
- Od twojego chłopaka? – to było stwierdzenie, które raczej zabrzmiało jak pytanie.
Chłopaka? To ja mam chłopaka?
- Wiem, że nie chcesz mnie znać i ze mną rozmawiać – mówiła dalej, nie czekając na moją reakcję. – W em, że wyrządziłam ci wielką krzywdę, której nigdy nie naprawię. Wiem, że długo mi zajęło, zanim to zrozumiałam, ale…
- Skoro to wszystko wiesz, to po co dzwonisz? – na pewno usłyszała wyrzut w moim głosie. Nie potrafiłam go ukryć. I szczerze mówiąc, to chyba nie chciałam tego ukrywać.
- Bo chcę ci powiedzieć, że nie pozwolę, aby ojciec zrobił Zosi to samo, co tobie. Aby narzucił jej swoją wolę. Obiecałam to sobie, obiecałam to Zośce i obiecuję to w tej chwili tobie. Wyprowadziłam się od niego, wniosłam pozew o rozwód...
- I co, mam ci pogratulować? – zironizowałam.
To była forma obrony, ponieważ jej słowa zrobiły na mnie wrażenie. Nigdy bowiem przez myśl mi nie przyszło, że moja matka będzie umiała się przeciwstawić mojemu ojcu. W końcu od zawsze tak bardzo była od niego uzależniona…
- Nie, nie – zaprzeczyła szybko, po czym wzięła głęboki wdech, jakby zastanawiając się, co chce mi jeszcze powiedzieć. – Chcę… chcę, żebyś się ze mną spotkała. Mogę nawet przyjechać do ciebie, gdziekolwiek, bylebyśmy mogły porozmawiać w cztery oczy.
- I co to zmieni?
Wystraszyłam się. Nie chciałam się z nią spotykać. Nie wiedziałam, jak takie spotkanie może się skończyć. Nie umiałam powiedzieć, czy jestem gotowa spojrzeć jej w twarz. Zadry z przeszłości wciąż we mnie tkwiły. To przez nią musiałam liczyć na pomoc innych, to przez nią wpadłam w złe towarzystwo… wszystko dlatego, że nie stanęła w mojej obronie. Ojca nie da się już zmienić, ale można było z tym walczyć. Ona jednak nie miała zamiaru tego robić.
- Chcę ci to wszystko wyjaśnić, chcę ocieplić nasze kontakty… poza tym Zosia chciałaby się z tobą zobaczyć… tak dawno cię nie widziała…
- A kogo to wina? – zakpiłam.
- Wiem, doskonale wiem, że moja. Tylko moja – słyszałam w jej głosie ewidentną skruchę. – Ale chyba jej nie odmówisz?
Nie, mimo tylu lat, podczas których ze sobą nie rozmawiałyśmy, moja matka wciąż doskonale wiedziała, jaki jest mój czuły punkt. A miał on – a raczej ona – na imię Zosia, która była moją młodszą siostrą. Przez cały czas, odkąd uciekłam z domu, ciągle myślałam, jakby ją wyrwać stamtąd, aby nie musiała znosić tych samych upokorzeń, które ja musiałam znosić przez lata. Bolało mnie, że nie mogę się z nią kontaktować, że nie widzę, jak rośnie, jak się zmienia, jak kształtuje się jej światopogląd… nie mogłam więc teraz odmówić.
- Dobrze – odpowiedziałam więc.
- Czyli, że zgadzasz się na nasze spotkanie? – upewniała się, a w jej głosie słyszałam radość.
- Tak. Ale tylko ze względu na Zośkę – zaznaczyłam od razu.
- Jesteś…
- Używasz tego numeru telefonu? – spytałam, nie dając jej dojść do głosu. Nie chciałam słuchać, jaka to ja jestem cudowna i jak bardzo mnie kocha. Nigdy mi tego nie udowodniła, a słowa… już przestałam w nie wierzyć. Kiedy tylko przytaknęła, ciągnęłam dalej: – Daj mi czas, dobrze? Kiedy pozbieram myśli, to na pewno do ciebie zadzwonię i się umówimy na spotkanie w neutralnym miejscu.
- Dobrze, rozumiem – odpowiedziała spokojnie. – Ale zadzwonisz?
- Na pewno. Ja zawsze dotrzymuję obietnic.
I rozłączyłam się, nawet się z nią nie pożegnawszy. Musiałam jak najszybciej zakończyć tą niespodziewaną rozmowę.

Byłam oburzona tym telefonem do tego stopnia, że nie potrafiłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. I co gorsza – wspominając czasy, które tak bardzo chciałam zamknąć. Szybko się domyśliłam, od kogo moja matka dostała mój aktualny numer telefonu. Kiedyś kilka razy na mieście widziała mnie ze Zbyszkiem, Błażejem i Michałem. Raz nawet starszy Kubiak odciągał mnie od niej, kiedy wdałyśmy się w pyskówkę na ulicach Warszawy. Wtedy jeszcze była po stronie ojca… Musiała więc go wtedy zapamiętać i teraz skojarzyć. Zadziwiające, że uznała go za mojego chłopaka. Ciekawe skąd jej to przyszło do głowy? Mniejsza. Za to nie podobało mi się to, że Michał znów nieproszony maczał palce w moim życiu. Przecież doskonale wiedział, że nie chcę jej znać, a mimo wszystko podał jej mój numer. Miałam ochotę ukręcić mu łeb za to.
Ale kiedy obudziłam się następnego ranka, to inaczej podeszłam do sprawy. Może powinnam dać jej szansę? Może naprawdę poszła po rozum do głowy? W końcu zawsze była tłamszona przez mojego ojca, żyła w jego cieniu. On potrafił uzależniać od siebie, niszczyć człowieka, przez co zapominało się o własnej osobowości i ciężko było wyjść spod „jego opieki”. Mi samej nie przyszło to łatwo, mimo mojego charakteru. Poza tym byłam wtedy w okresie buntu, on również w pewien sposób kształtował moje zachowanie w tamtym okresie. I pomógł mi wyrwać się stamtąd.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, że ktoś przychodzi do mnie po ósmej rano. Narzuciłam na siebie sweter i pognałam na korytarz, by  je otworzyć. A kiedy to zrobiłam, ujrzałam Michała stojącego na wycieraczce przed wejściem do mojego mieszkania. Prędzej spodziewałabym się, że to Simon zaraz po przyjeździe i ogarnięciu się, wpadnie do mnie z wizytą, by dowiedzieć się, czy wyjaśniłam sobie wszystko z Błażejem i oczywiście by zdać mi relację z wyjazdu. Nigdy przez myśl by mi nie przyszło, ze zobaczę Kubiaka.
- Hej, mogę wejść? – spytał niepewnie.
- Jasne, właź – uśmiechnęłam się i zrobiłam mu miejsce, by mógł przekroczyć próg.
Kiedy już wszedł do środka, zaprosiłam go do kuchni. Chciałam zrobić mu herbatę, ale odmówił. Coś go trapiło, więc usiadłam naprzeciwko niego i czekałam aż zabierze głos.
- Słuchaj, bo ja chciałem ci powiedzieć, że… tylko się nie złość na mnie – czy on nie wiedział, ze takie wtrącenia doprowadzają mnie do obłędu? – ale… widziałem się z twoją matką i dałem jej twój numer telefonu.
A, to o to chodziło!
- Wiem to – odpowiedziałem spokojnie.
- I wiem, że nie chcesz jej znać, ale nie mogłem inaczej…  – ciągnął, jakby nie usłyszał, co powiedziałam. – Co? – przerwał po chwili, kompletnie zdziwiony.
- Dzwoniła wczoraj do mnie – wyjaśniłam więc mu.
- I… i co? – jąkał się. – Nie chcesz mnie za to zabić? – spytał, przybierając obronną postawę. Wiecie, tak na wszelki wypadek.
- Wczoraj miałam taką ochotę, ale dziś już nie. Przeszło mi – odpowiedziałam spokojnie.
- Uff, to dobrze – odetchnął i ewidentnie było widać, że kamień spadł mu z serca. – I czego chciała od ciebie?
- Spotkać się – mówiłam, patrząc tempo w przestrzeń.
- Co zrobisz? – ciągnął dalej ten wywiad środowiskowy, niezrażony moimi lakonicznymi odpowiedziami.
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia – westchnęłam. – Z jednej strony chciałabym zobaczyć Zośkę, ale z drugiej… nie wiem, czy będę potrafiła spojrzeć jej w oczy.
- Może jednak warto dać jej szansę? – spytał Michał. Wiedziałam, że retorycznie. – Twoja mama mówiła mi, że jest w trakcie rozwodu z twoim ojcem, że mieszkają z Zosią u koleżanki, że naprawdę wszystko zrozumiała, że chce naprawić relacje z tobą, że nie chce, aby Zosia przechodziła przez to samo co kiedyś ty. Poza tym gdyby wciąż była pod jego wpływem, to raczej nie poszłaby na mecz, no nie? – przekonywał mnie.
- Może masz rację? – westchnęłam. – Muszę się nad tym zastanowić.
- Rozumiem, że to dla ciebie trudne, takie wracanie do przeszłości.
Przytaknęłam tylko głową. Bo co miałam mu odpowiedzieć?

Po rozmowach z Michałem, z Błażejem i z Simonem zdecydowałam – powinnam się z nią spotkać. Jeśli nawet nie dla niej, to przynajmniej ze względu na Zosię. I chyba osoba mojej młodszej siostry mnie przekonała, że powinnam dać jej szansę. Dlatego też stałam teraz w centrum Warszawy i czekałam, aż moja matka i siostra zjawią się na wcześniej umówionym spotkaniu. Nie wiedziałam, czego mam się po tym spotkaniu spodziewać, jednak nie chciałam później żałować, że nie dałam jej szansy w chwili, kiedy wyszła z inicjatywą.
- Tośka!
Chwilę później tuliła się do mnie trzynastoletnia dziewczyna, która najprawdopodobniej była moją siostrą. Nie byłam pewna czy to ona. Była podobna, ale nie do końca. Inaczej zapamiętałam Zofię Czarnecką, jednak widziałyśmy się ostatni raz ponad półtora roku temu.
- Zosia? To ty? – spytałam więc.
- Nie poznajesz mnie? – posmutniała.
Zawsze robiła takie minki. Tak, to musiała być ona.
- Zmieniłaś się. Urosłaś. Wydoroślałaś. Jesteś już dużą dziewczyną.
- Ty też się zmieniłaś, Tosieńka – przycisnęła się do mnie. – I schudłaś.
- Tosia nigdy nie była gruba – usłyszałam nagle jeszcze jeden głos tuż obok siebie, który zapewne należał do mojej matki. – Ale faktycznie, zmizerniałaś.
- Ty również nie należysz do najgrubszych osób – odpowiedziałam, przyglądając się jej.
Zawsze była piękną kobietą. Ubrana wytwornie w pełnym makijażu nie wyglądała na swoje czterdzieści osiem lat. Teraz jednak zmartwienia musiały dawać jej się we znaki. Wydała mi się, jakby była mniejsza. Chudsza. I jakby na jej twarzy pojawiły się zmarszczki, których do tej pory tam nie widziałam.
- Problemy – wyjaśniła jednym słowem.
- Znasz więc dobrze powód, dla którego i ja wyglądam jak wyglądam – westchnęłam. – To co, przejdziemy się?
- Jasne – obydwie przytaknęły z ochotą.

Spacerując z nimi po parku dowiedziałam się, jak to się stało, że matka zmieniła swoje nastawienie. Po mojej ucieczce ojciec zabronił wspominać o mnie w domu, tak jakby miał tylko jedną córkę. W końcu nie podporządkowałam się jego woli, wybrałam matematykę, a nie medycynę, miałam swój styl, który był kompletnie inny od jego wyobrażenia idealnej córeczki. Z początku mama znosiła to całkiem nieźle. Dostosowała się do jego wymogów, o mnie rozmawiała tylko w towarzystwie Zosi. To właśnie tęsknota mojej siostry za mną powoli sprawiała, że klapki spadały jej z oczu. Zaczęła wyraźnie widzieć, że nie można żyć według czyjegoś z góry ustalonego scenariusza. Powoli zbierało się w niej postanowienie o odejściu, aż w końcu była pewna, że dobrze robi. Zośka chciała zostać aktorką, a ojciec wybrał dla niej karierę prawniczą. Matka zrozumiała, że będzie tak samo jak ze mną, tylko że… Zosia nie miała mojego charakteru. Łatwiej poddawała się wpływom. Matka więc zrozumiała, że jeśli na to pozwoli, Zosia ją znienawidzi za to, że jej nie pomogła, tak jak ja ją znienawidziłam. Nie chciała stracić drugiej córki. Powoli przygotowywała się na batalię, aż w końcu spakowała siebie i ją i wyprowadziła się do swojej koleżanki, która teraz pomaga jej i wspiera. To ona skojarzyła Michała z siatkarzem, to ona kazała jej spróbować się dowiedzieć, co u mnie, to ona podsunęła jej pomysł z naszym spotkaniem, to ona pomaga jej, gdy nachodzi ją ojciec z pretensjami, to ona podtrzymuje ją na duchu w chwilach zwątpienia.
Kiedy mi o tym wszystkim mówiła, widziałam, że jest zdeterminowana, że zerwała łańcuch i już się nie podda. Rozwód jest w toku, matka zaczęła pracować, zarabia na siebie i Zosię, staje powoli na nogi. Właśnie szukają mieszkania dla siebie, są na naprawdę dobrej drodze, aby im się udało. Byłam z niej dumna. I postanowiłam im pomóc. Zgodziłam się zeznawać na rozprawie sądowej, opowiedzieć o wszystkim, co mnie spotkało z rąk ojca tyrana, który chciał ułożyć moje życie po swojemu, niszczył mnie psychicznie po kawałeczku odbierając mi pewności siebie. Nie chciałam, aby spotkało Zosię coś podobnego. Cieszyłam się więc, że matka poszła po rozum do głowy.
Postanowiłam także, że dam jej szansę. Po tym wszystkim, co zrobiła, nie mogłabym jej odtrącić. Nie będzie mi łatwo zapomnieć tego, co wydarzyło się w przeszłości, ale chciałam tworzyć nową przyszłość. Z moją matką i siostrą. Z moją rodziną.



_____________________

Trochę odeszliśmy od wątku Michała i Tośki, ale w następnym do niego na pewno wrócimy. Będzie to dość przełomowy rozdział. Aktualnie Tosia gubi się w swoich uczuciach i reakcjach na codzienność, ale już niedługo to się skończy. Podejmie bowiem decyzję, której będzie się uparcie trzymać, mimo wszystko, a role między naszą dwójką zaczną się odwracać. Wszystko nastąpi jednak w swoim czasie.
PlusLiga nastała. Wreszcie, bo naprawdę tęskniłam. Liczę jutro na piękny prezent urodzinowy z rąk mojego AZS-u. A już w środę SuperPuchar w Poznaniu – mój kolejny mecz na żywo w tym roku. Ach!
Pozdrowienia!

PS Za wszelakie błędy i powtórzenia przepraszam, ale już mi oczka drgają. Siedziałam nad projektami i mogę przez to nie zauważać błędów. Wybaczcie.