„Chcę jak księżniczka z księciem
mknąć po niebie”
Siedziałam
z Simonem w jednej z knajp w Jastrzębiu-Zdroju i jedząc kolację, wypominałam
Tischerowi, jak bardzo denerwował się przed dzisiejszym debiutem w nowych barwach.
Momentami jego panika przypominała mi moje licealne czasy i Błażeja,
stresującego się maturą ustną z niemieckiego. Młody Kubiak tak bardzo wtedy świrował,
że gdyby nie ja, to wyskoczyłby z okna szkolnego kibla, znajdującego się na
pierwszym piętrze. Na szczęście jakoś udało mi się go odwieść od tego zamiaru
moją siłą perswazji i jeszcze zdążyć na czas wepchnąć go do pokoju z komisją
maturalną. Teraz na samo wspomnienie tego wydarzenia mam ochotę się roześmiać,
mimo że wtedy nie było mi do śmiechu. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że
Błażej zdał ten egzamin śpiewająco, mimo że do tej pory nie umie
porozumiewać się po niemiecku. Do dziś nie zrozumiałam, jak to jest w ogóle
możliwe…
Ale
praktyka z tamtego dnia przynajmniej mi pomogła w spokojnym wysłuchiwaniu obaw
Simona, co do jego pierwszego meczu w jastrzębskich barwach, którymi raczył
mnie w ciągu ostatnich kilku dni. Mimo że Niemiec ma już trzydzieści lat na
karku i mnóstwo spotkań na najwyższym poziomie, panikował bardziej niż niejeden
debiutant. Chyba najbardziej ten stres powodował strach, że zawiedzie fanów
Jastrzębskiego Węgla, którzy pokładają w nim naprawdę wielkie nadzieje. Nic
dziwnego – Simon dużo nasłuchał się o polskich kibicach i bardzo chciałby
udowodnić im swoją klasę i przydatność. Kibice natomiast naoglądali się gry
Tischera i chcieliby, aby dał Jastrzębskiego to, co najlepsze. I w taki sposób koło
się zamyka, powodując niemałe obawy.
Na
szczęście moje zapewnienia, że niepotrzebnie się tym wszystkim stresuje, się
sprawdziły. Simon zagrał dobre spotkanie, a cały zespół odniósł pierwsze
zwycięstwo już w pierwszym meczu w nowym sezonie – 3:0 z Kielcami. Czy dobry
debiut nie wygląda właśnie tak? Co prawda, nie było tak gładko, lekko i
przyjemnie, jakby wskazywał na to wynik, ale najważniejsze są trzy punkty na
naszym koncie. Jako kibic jestem w pełni zadowolona, jako konsultantka do spraw
przygotowania fizycznego również. Chłopaki muszą teraz tylko wejść w rytm
meczowy i złapać świeżość, a powinno być dobrze.
-
Masz całkowitą rację, jak zawsze zresztą – powiedział Simon, uśmiechając się w
moim kierunku. – Zachowywałem się ostatnio jak szczeniak przed swoim pierwszym
razem. Jak ty mnie w ogóle znosiłaś? – autentycznie się zdziwił.
-
Mam wprawę. W końcu przyjaźnię się z Błażejem – zaśmiałam się. – I skoro już
jest po wszystkim, to mogę ci powiedzieć, że miałam z nim o wiele gorsze
doświadczenia. Jak sobie przypomnę jego debiut, przez który prawie wylądowałam
na kozetce u psychiatry, to twoja panika wydaje się być nawet zabawna.
-
A co on takiego robił? – zdziwił się Simon, kiedy to usłyszał.
-
Nie chcesz wiedzieć – powiedziałam, robiąc wielkie oczy i kręcąc głową. –
Błażej ma po prostu niesamowitą tendencję do dramatyzowania, przez którą
czasami zastanawiam się nad takimi ostatecznościami, jak na przykład
morderstwo.
Tischer
spojrzał na mnie zaskoczony. Nie wiem, czy zaczął się mnie w tej chwili bać,
przez to że mówię o takich sprawach, jakby to było coś normalnego? Gdyby jednak
przebywał z Błażejem na co dzień, tak jak ja do tej pory, wiedziałby doskonale,
o czym mówię. Młody Kubiak potrafiłby wyprowadzić z równowagi najbardziej
spokojną osobę na świecie, jestem o tym przekonana.
-
Ale mimo wszystko bardzo za nim tęsknię – westchnęłam, ciągnąc niezrażona
dziwnym wyrazem twarzy Niemca. – I gdyby nie ty, to już pewnie zwariowałabym
tutaj bez mojego upierdliwego brata…
-
I wzajemnie – uśmiechnął się Simon ciepło, łapiąc mnie za rękę. – Gdyby nie ty,
nie wiem, jak bym to wszystko zniósł… Dziękuję.
-
Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się, nie widząc w tym niczego wielkiego. W końcu
od tego ma się przyjaciół.
-
A właśnie, że jest sprawa – zaprzeczył święcie o tym przekonany. – O wiele
lepiej grało mi się, wiedząc, że jest ktoś na trybunach, kto siedzi w mojej
koszulce, wierzy we mnie i przeżywa każdą akcję. Taka świadomość dodaje
skrzydeł. Przynajmniej mnie.
-
Cieszę się, że mogę ci pomóc – uśmiechnęłam się. – I wiesz, polecam się na
przyszłość, choć… ja to nie Claudia – szepnęłam zasmucona, kiedy to sobie
uświadomiłam. – Bardzo ci jej brakuje, prawda?
Simon
nic mi na to nie odpowiedział, tylko zaczął widelcem grzebać w jedzeniu. Nie
musiał jednak otwierać ust. Zdążyłam go już trochę poznać przez ostatni
miesiąc, podczas którego praktycznie większość czasu spędziliśmy razem, dzięki
czemu nawet z jego miny potrafiłam wywnioskować, jak bardzo brakuje mu żony,
jak ciężko znosi rozstanie z dziećmi i jak mocno stara się o tym nie myśleć.
Wiedziałam też, że cokolwiek bym nie zrobiła, nigdy mu jej nie zastąpię z
jednego, zwyczajnego powodu – nigdy nie będę nią.
-
Rozmawiałeś z nią ostatnio? – spytałam, przyglądając mu się uważnie.
-
Próbowałem, ale wciąż nic do niej nie trafia – uśmiechnął się smutno. – Najgorsze,
że nie pozwala mi porozmawiać z dzieciakami… – głos mu się łamał, jak zawsze,
gdy wspominał o Freddym i Emmie.
Nigdy
nie pojmę matek, które robią wszystko, aby utrudnić własnym dzieciom kontaktów
z ojcem. Rozumiem jeszcze, że gdyby Simon był pijakiem, narkomanem, czy jakimś
innym degeneratem, który mógłby je wpędzić w niemałe kłopoty, ale przecież to
jest świetny facet, który kocha swoje pociechy nad życie, który zrobiłby dla
nich dosłownie wszystko.
-
Myślisz, że Claudia dowiedziała się… o nas? – spytałam go z wahaniem po chwili
ciszy. – Może dlatego nie chce, abyś rozmawiał ze swoimi dziećmi, bo masz młodą
kochankę? – zastanawiałam się na głos.
Skoro
wszyscy myślą, że jesteśmy z Simonem parą, to dlaczego Claudia mogłaby tak nie
pomyśleć, zwłaszcza, że jej tutaj nie ma i nie wie, jak to wygląda? A plotki
rozchodzą się w zadziwiająco szybkim tempie – szybszym, niż ktokolwiek mógłby je
o to posądzać.
-
Nie, nie, bardzo w to wątpię – uśmiechnął się Simon na samo wspomnienie naszego
domniemanego związku. – Gdyby wiedziała, że prawdopodobnie znalazłem sobie kogoś
na jej miejsce, to na pewno powiedziałaby coś takiego, dzięki czemu bym się
domyślił. Mimo wszystko doskonale wiem, że jest o mnie zazdrosna, skoro nawet
siatkówka jej zaczęła przeszkadzać… I niestety wciąż upiera się przy tym, że
mój wyjazd do Polski świadczy o tym, iż wybrałem karierę, a nie rodzinę.
-
Kompletna głupota – powiedziałam z niesamowitą pewnością w głosie. – Kurczę,
znam cię miesiąc, a momentami wydaje mi się, że wiem o tobie więcej, niż twoja
własna żona.
To
było dziwne, ale niestety, taka była prawda.
-
Nie obraź się, ale niestety, ja uważam tak samo – mruknął Simon, wyraźnie
zawiedziony.
-
A dlaczego miałabym się na ciebie obrazić? – zdziwiłam się, uśmiechając się.
-
Bo powiedziałem, że niestety? – podsunął mi odpowiedź, przyglądając mi się z
uwagą.
-
Usłyszałam o sobie o wiele gorsze zdania, zwłaszcza ostatnimi czasy, że już
takie coś mnie kompletnie nie razi – uśmiechnęłam się smutno, przypominając
sobie niektóre z ostatnich rozmów.
-
A to bardzo niedobrze, Tosia. Jesteś świetną dziewczyną i zapamiętaj to sobie –
odpowiedział poważnie, patrząc mi w oczy. – Czasami wieczorem leżę i tak się
zastanawiam, co by było, gdybym nie spotkał Claudii… I wiesz do jakich
doszedłem wniosków?
-
No, do jakich? – ponagliłam go zaciekawiona.
-
Że pewnie oszalałbym na twoim punkcie od pierwszego wejrzenia i zrobiłbym
wszystko, aby wybić ci Michała z głowy i zająć jego miejsce w sercu, mając
kompletnie gdzieś różnicę wieku między nami i to, co inni gadają – odpowiedział
całkiem poważnie.
Uśmiechnęłam
się. Nie potrafiłam inaczej, zwłaszcza, że ja uważałam podobnie. Pasowaliśmy z
Simonem do siebie, każdy, kto by nas poznał, to by stwierdził, ale niestety,
spotkaliśmy się trochę za późno.
-
Akurat Michała możesz mi wybijać z głowy nawet teraz – zaśmiałam się. – Ale tak
całkiem poważnie, gdyby nie ta głupia miłość do Kubiaka, to pewnie od razu bym
stwierdziła, że jesteś dla mnie wymarzonym kandydatem.
Moje
słowa ewidentnie sprawiły radość Simonowi, ponieważ po raz pierwszy
dzisiejszego wieczoru uśmiechnął się
szczerze.
-
Ech, dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? – westchnął.
-
To byłoby trudne. Ja mieszkam w Polsce, ty w Niemczech, no i różnica wieku nam
w niczym nie pomaga… – wyliczałam. – A los też nam nie bardzo pomógł. I właśnie
przez to jesteśmy teraz nieszczęśliwi z niewłaściwymi osobami…
-
Zawsze można to zmienić – uśmiechnęłam się cwaniacko Tischer.
-
Co masz na myśli? – spytałam zaciekawiona.
Rozgrywający
zamyślił się na chwilę, jakby zastanawiając się, czy może mi powiedzieć to, co
ma na myśli.
-
Umówmy się tak, Tośka – powiedział nagle rozpromieniony. – Jeśli dojdziemy do
takiego momentu w naszej bezsensownej walce z wiatrakami, w którym nie będziemy
już mieli najmniejszej ochoty, aby nasze życie krzyżowało się z Claudią i
Michałem, to spróbujemy już tak na poważnie. Umowa stoi?
-
Stoi – zaśmiałam się, ściskając jego dłoń.
Reszta
wieczoru minęła nam już w o wiele przyjemniejszej atmosferze. Naśmiewaliśmy się
w najlepsze, przypominając sobie miny chłopaków, kiedy zobaczyli mnie dzisiaj,
jak po meczu ściskam Simona na płycie boiska. A po kolacji Simon odwiózł mnie
do domu. I wiecie do jakiego doszłam wniosku? Całkiem fajnie jest mieć takiego zapasowego
chłopaka. Tak w razie czego. Zwłaszcza jeśli jest nim Simon Tischer we własnej
osobie.
Dzwoniący
telefon nie dawał za wygraną. Miałam ochotę rzucić nim o ścianę, aby się tylko
uciszył i dał mi spać. W końcu miałam dzisiaj na popołudnie, więc coś mi się od
życia należało. Ale żeby to zrobić, musiałabym wygrzebać się z kołdry, która
najzwyczajniej w świecie nie chciała mnie puścić. Kiedy jednak telefon odezwał
się już po raz czwarty, informując mnie, że mój rozmówca nie ma zamiaru ustąpić,
zanim ze mną nie porozmawia, jakoś zwlekłam się z łóżka, by wziąć komórkę w
dłoń. Kiedy ujrzałam na wyświetlaczu słowa Błażej
dzwoni, popukałam się w czoło. Mogłam się przecież tego domyślić, że nikt
inny nie będzie mnie budził i próbował narażać się na mój gniew. Oprócz niego,
oczywiście.
-
Czego chcesz? – krzyknęłam jakże kulturalnie, naciskając zieloną słuchawkę.
Gdybym
go dalej ignorowała albo na przykład wyłączyła telefon, by dał mi spokój, byłby
jeszcze większy dym. Wolałam więc już odebrać i mieć za sobą to, co ma mi
zamiar powiedzieć. Zwłaszcza, że powoli już odechciewało mi się spać. A to wszystko
przez niego!
-
A gdzie hej, jak miło cię usłyszeć? – zironizował.
-
Gdybyś dzwonił o normalnej porze, to może i byś się doczekał takiego powitania,
ale że budzisz mnie w środku nocy, to możesz sobie o tym pomarzyć – odgryzłam
się mu.
Nawiasem
mówiąc, nawet jakby zadzwonił o bardziej ludzkiej godzinie, to i tak by tego
nie usłyszał. Nie w tym życiu.
-
Przecież jest jedenasta, kobieto! – oburzył się. – Nie mów mi, że jeszcze
spałaś.
-
Mam dzisiaj na popołudnie, więc chyba trochę snu mi się przyda – wyjaśniłam,
próbując się uspokoić.
-
Aż nie chcę wiedzieć, co ty po nocach robisz…
-
Ej, ej, ja znam ten ton głosu! – krzyknęłam, przerywając mu. – Co ty mi insynuujesz?!
-
Nic nie insynuuje, po prostu jestem na ciebie cholernie zły, że o wszystkim
muszę dowiadywać się pocztą pantoflową! – krzyknął tak nagle, że aż
podskoczyłam.
-
O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
-
Nie udawaj, Tośka! Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że spotykasz się ze
starszym od ciebie facetem? Choć akurat to jest najmniejszy problem, to jeszcze
można przełknąć, ale ON JEST ŻONATY! – dał nacisk na ostatnie trzy słowa,
jakbym była idiotką i bez tego nie potrafiła zrozumieć ich sensu.
-
To nie tak…
-
Myślałem, że się przyjaźnimy – w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, tylko gadał
jak najęty – że mówimy sobie wszystko, ale widzę, że się myliłem, że mamy przed
sobą tajemnice! Choć teraz już rozumiem, czemu ostatnio rzadziej ze sobą
rozmawiamy… Po prostu masz faceta i przez to nie masz dla mnie czasu! No ale
ok, w porządku, to jestem w stanie pojąć, choć mogłaś, wręcz powinnaś mi
najpierw o tym powiedzieć.
-
Uznałam, że to nic ważnego – zaczęłam – zwłaszcza, że…
-
Nic ważnego?! – krzyknął Błażej, przerywając mi. – Spotykasz się z ŻONATYM
facetem i uważasz, że to nie jest istotne? Myślisz, że jak się wpakujesz w
romans, to zapomnisz o Michale, co? Chcesz się pocieszyć? Nigdy nie sądziłem,
że jesteś w stanie wpakować się w taki gówno…
-
Gównem to jest moja miłość do Michała! – westchnęłam zirytowana jego wymówkami.
– Poza tym jak możesz mnie oceniać? Nie ma cię tu, nie wiesz, co tu się dzieje,
a prawisz mi kazania! Jakim prawem, co? Prosił cię ktoś o to?
-
A właśnie, że doskonale wiem! Wszystko wiem! – krzyknął święcie przekonany o
swojej racji. – Michał do mnie dzwonił i mi powiedział, jaki życiowy błąd
popełniasz, będąc z tym… jak mu tam… Timonem?
-
SI-MO-NEM! – przesylabizowałam mu.
-
Mniejsza z tym – westchnął Błażej. – Michał się o ciebie martwi, a jeśli on się
martwi, to musi mieć rację…
-
Posłuchaj mnie teraz uważnie – przerwałam mu, będąc już na skraju
wytrzymałości. Gdyby stał obok mnie, to chyba rzuciłabym się mu do gardła. – Do
tego, że Michał odwala jakąś popieprzoną szopkę w ciągu ostatniego miesiąca,
zdążyłam się już przyzwyczaić. Nie sądziłam jednak, że mu uwierzysz. Ale skoro
już wszystko wiesz na temat mój i Simona, to nie mam zamiaru ci tego wyjaśniać.
Żyj sobie w swoim świecie, ale mi pozwól żyć w swoim, który niestety,
kompletnie jest różny od tego, co widzi Michał i w co ty wierzysz. Dziwne, że
jeszcze nie zauważyłeś, jak twój brat przeinacza fakty związane ze mną…
-
Tośka, o czym ty mówisz? – Błażej zdziwił się moim tonem głosu.
-
O niczym – westchnęłam. – Ale zawiodłam się na tobie, wiesz? Na razie –
rzuciłam, kończąc połączenie.
Byłam
jednak tak zła, że musiałam się na kimś wyżyć, a że za ścianą miałam prowodyra
wydarzeń, szybko znalazłam sobie odpowiedni obiekt. Narzuciłam tylko na siebie
sweter, aby nie wychodzić z mieszkania w piżamie (a raczej koszulce
zastępującej mi piżamę). Zignorowałam dzwoniący telefon, obstawiając, że to
Błażej się dobija, bo chce się dowiedzieć, o co mi chodziło i ruszyłam w stronę
drzwi. Trzasnęłam nimi, a już po chwili znalazłam się przed mieszkaniem
Michała. Nerwowo przebierałam nogami, czekając aż ktoś mi otworzy.
Miałam
nadzieję, że będzie to Michał, jednak w drzwiach ukazała się Justyna.
-
Zawołaj Michała! – rozkazałam jej bezpardonowo i bez jakiegokolwiek zaproszenia
wchodząc do środka.
-
Michała nie ma – warknęła, wciąż stojąc w otwartych drzwiach.
-
Kłamać to ty nie umiesz, a przynajmniej nie mnie – syknęłam.
-
Czego od niego chcesz? Jeszcze ci mało? Zostaw nas wreszcie w spokoju –
marudziła, nie mając zamiaru zawołać swojego ukochanego.
Na
szczęście zamknęła frontowe drzwi, dzięki czemu mój głos nie rozchodzi się po
korytarzu.
-
Bardzo chętnie, o ile wy zostawicie wreszcie mnie w spokoju! – byłam trochę jak
bomba z opóźnionym zapłonem i groźbą natychmiastowego wybuchu.
-
O czym ty mówisz? – zdziwiła się. – Nie obracaj kota ogonem…
Na
szczęście w tej chwili w korytarzu pojawił się Michał, więc mogłam zignorować
blondynkę. Na mój widok Kubiak udał zdziwionego, jednak znałam go już dość
dobrze, by domyślić się, że spodziewał się mnie tutaj po tym, co nagadał na
mnie bratu.
-
O, Tosia – uśmiechnął się trochę niemrawo. – Co cię do nas sprowadza o tak
wczesnej porze?
-
Nie udawaj, doskonale wiesz, o co chodzi – syknęłam. – Powiem to raz i
zapamiętaj to sobie dobrze – podeszłam do niego i dźgnęłam go paznokciem w
pierś. – Nie chcesz mnie słuchać, nie chcesz, abym wtrącała się w twoje życie,
więc ty nie wtrącaj się w moje. Przestań więc opowiadać Błażejowi jakieś herezje
i odpieprz się ode mnie i Simona raz na zawsze.
-
Tośka, zrozum, że popełniasz największy błąd w swoim życiu – zaczął, po raz
pierwszy mówiąc na głos to, co o nas sądzi. – On jest żonaty! Starszy od
ciebie! To nie wypali, wbij to sobie do głowy!
-
A co cię to obchodzi? – syknęłam.
-
Bo nie chcę, żebyś cierpiała – powiedział prawie płaczliwie.
Najśmieszniejsze
jest to, że najbardziej cierpię właśnie przez niego, ale on akurat tego nie
dostrzega.
-
Ale z ciebie hipokryta! – zaśmiałam się.
-
Nie bardzo rozumiem… – zdziwiła go moja nagła zmiana frontu.
-
Gdybym właśnie powiedziała ci, że będziesz cierpiał przez Justynę, to byś mnie
zignorował i kazał nie wchodzić mi z buciorami w twoje życie – wyjaśniałam. –
Więc zastosuj to w obie strony. Nic ci do tego, z kim się spotykam, z kim
sypiam, co robię. To moje życie i będę sobie je marnować jak mi się podoba.
- Ale Tośka… – zaczął.
-
Nie tośkuj mi tu teraz, Michał! – warknęłam. – Odwal się od nas, bo następnym
razem sobie inaczej porozmawiamy! – krzyknęłam jeszcze, patrząc mu prosto w
oczy.
Wiem,
że to dziwnie wyglądało – taka drobniutka dziewczyna jak ja, grozi wysokiemu
facetowi, jak Michał, ale mało mnie to obchodziło. Miał się odczepić i tyle.
Wściekła obróciłam się na pięcie i trzasnęłam drzwiami. Na korytarzu spotkałam
zdziwionego Matteo, którego chyba te ciągłe trzaskanie drzwiami dzisiejszego
przedpołudnia na trzecim piętrze obudziło, bo stał w drzwiach w samych
bokserkach. Uśmiechnęłam się do niego tylko, po czym zniknęłam w środku mojego
mieszkania. A już po chwili siedziałam na parapecie i dzwoniłam do Simona, aby
– jeśli może – jak najszybciej do mnie przyjechał.
_______________________________________
Witajcie
:-)
Z
moich ostatnich wyliczeń wynika, że właśnie w tym momencie jesteśmy dokładnie w
środku tego opowiadania. Teraz więc już powinno iść z górki :-) Bardzo się
cieszę, że mimo problemów, udało mi się napisać szesnastkę jeszcze przed moim
wyjazdem na Mistrzostwa Europy do Gdańska. Głupi to ma szczęście – wygrałam
bilety na baraż, z czego początkowo nie byłam zbytnio zachwycona. A tu się
nagle okazuje, że to właśnie Polacy zagrają dokładnie w tym barażu, na którym
jadę! I to jeszcze z moimi „ulubionymi” Bułgarami. Och, już ja im tam zgotuję
piekło :-)
Ach,
i jeszcze jedna wiadomość, tak na koniec. Od teraz też, oprócz na blogu i za pomocą aska,
można się ze mną kontaktować poprzez twittera. Możecie do mnie pisać z
pytaniami, sugestiami, zagwozdkami, czy po prostu chcąc o czymś ze mną
porozmawiać. Zapraszam serdecznie :-)
A
Michał wczoraj zagrał genialne spotkanie. Mam nadzieję, że jutro zobaczę go w
równie dobrej formie :-)
Trzymajcie
się ciepło i do następnego!