„Kiedy powiem sobie dość?
A ja wiem, że to już niedługo”
A ja wiem, że to już niedługo”
Ostatnie dwadzieścia cztery godziny z mojego życia nie należały do tych najlepszych. Zdecydowanie. Zaczęło się to już wczorajszego wieczoru. Wszystko było
dobrze, naprawdę. Bawiłam się świetnie w super towarzystwie i mało co mi przeszkadzało. Nawet
zaczepki Justyny na mnie nie działały tak bardzo, jak to zazwyczaj bywało. Raczej bardziej mnie bawiły. Do czasu jednak.
Po skończonym o
dwudziestej trzeciej karaoke, nie opuściliśmy „Bałtyku”. Wręcz przeciwnie. Chyba największą ochotę do pozostania w tym miejscu i potańczenia do bladego świtu wykazałam ja i Asia. Chłopaki bowiem zaczęli narzekać, że
najchętniej położyliby się już do łóżek, bo są zmęczeni i mają dosyć. Solidarnie więc stwierdziłyśmy, że jak zgredy
chcą, to niech sobie idą spać, ale nas niech w to nie mieszają, bo my ruszamy na podryw. Zbyszek, gdy tylko
usłyszał te słowa, od razu zrobił się jakiś taki rześki i postanowił, że nie zostawi Asi samej na
pastwę tych wszystkich wygłodniałych facetów. Po jego deklaracji w
głowie Błażeja ubzdurało się coś podobnego, bo stwierdził, że mnie też wypadałoby popilnować i on także zostaje (nie
wiem, czy sądził, że jego obecność jakoś uspokajająco na mnie wpłynie?; jeśli
tak, musi się zawieść, bo to przed niczym mnie nie powstrzyma). Po chwili Michał wzruszył tylko ramionami i porwał mnie na
parkiet. Widząc, co się dzieje, Justyna też postanowiła zostać. I tak z
dwójkowej zabawy, zrobiła się szóstkowa, jakbyśmy dobierali się do jakiegoś meczu siatkarskiego.
I naprawdę
wszystko było w porządku, bawiłam się głównie w ramionach Kubiaków. Raz tańczyłam
ze starszym, raz z młodszym, zdarzyło mi się też wyskoczyć na parkiet ze Zbyszkiem (a oderwać go od Asi jest nie lada sztuką!),
a nawet namówić się na połamaniec z kilkoma uprzejmymi adoratorami, ośmielonymi by do mnie podejść sporą ilością
alkoholu. I chyba właśnie przez nich przegapiłam swoją okazję... Od drugiej
godziny bowiem DJ zaczął puszczać wolniejsze kawałki, sprzyjające
przytulaniu się. Prym wśród par na parkiecie wiódł Zbyszek z Asią, którzy
wyglądają ze sobą jak milion dolarów. Naprawdę, pasują do siebie. Ja postanowiłam wtedy trochę odpocząć, bo miałam już sporo przetańczonych kawałków w nogach, a poza tym nie posiadałam nikogo, z kim mogłabym się tak "pobujać". Usiadłam więc w naszej loży i zaczęłam przyglądać się parom na parkiecie, zastanawiając się jak wyglądałabym wśród
nich (po pijaku mam naprawdę dziwnie romantyczne myśli…). I nagle z głośników
poleciało „Fix you” Coldplay. Może nic nadzwyczajnego dla większości społeczeństwa, jednak nie dla mnie. Mi bowiem ta
piosenka zawsze będzie kojarzyła mi się z jedną osobą. Z Michałem. To podczas
tańca z nim do tego utworu na jednej z imprez, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Warszawie, uświadomiłam sobie,
że się w nim zakochałam. A było to jakieś dwa lata temu. Od tamtej pory
strasznie się zmieniłam, co samą mnie przeraża, kiedy o tym pomyślę. Nie dziwcie się więc, że serce
mi pękło, gdy zobaczyłam Michała w objęciach z Justyną na parkiecie, tańczących do "naszej piosenki". Poczułam, jakby nagle coś we mnie umarło. Alkohol stracił smak, a
życie sens. Bez słowa więc wstałam od stołu i tak po prostu wyszłam stamtąd,
nic nikomu nie tłumacząc.
Jakby tego było
mało, cały dzisiejszy dzień musiałam patrzeć na rozkwitającą pomiędzy nimi
miłość. Justyna bowiem zwietrzyła okazję i kuła żelazo póki gorące. A Michał?
Michał zawsze miał słabość do blondynek, poza tym chyba tylko on z nas
wszystkich od zawsze najlepiej dogadywał się z Zarzycką. Ciągnęło go do niej, a ją do niego. Gdyby nie starszy Kubiak, już dawno by jej w naszej paczce nie było. Utrzymywali ze sobą
kontakt telefoniczny, często rozmawiali, a kiedy Michał pojawiał się w Warszawie, zawsze znalazł czas, by się z nią
spotkać. Od dawna wiedziałam, że to moja najgłówniejsza konkurentka, ale nic
nie zrobiłam, aby ją w jakiś sposób wyeliminować. Nie wiem czy myślałam,
że jak przeniesiemy się do Jastrzębia-Zdroju, to sprawa z Justyną zniknie?
Tak po prostu - pyk i nie będzie? Wiem, wiem, inteligencją w tej chwili nie grzeszyłam, ale nic na to nie poradzę. Teraz już jest za późno na takie
wywody, trzeba przełknąć gorzką pigułkę porażki. I ja to właśnie miałam zamiar uczynić.
Dlatego też tak
bardzo ucieszyłam się, kiedy wracając z obiadokolacji spotkałam Mattiego, który
przypomniał mi o zaplanowanym dzisiaj spotkaniu w „Bałtyku”. Bo z tego wszystkiego naprawdę zapomniałabym się tam stawić. Zaraz po powrocie do domku
ubrałam na siebie najbardziej obcisłą i najkrótszą sukienkę, jaką zabrałam
tutaj ze sobą. Oczywiście czarną, bo ja rzadko kiedy używam innego koloru.
Taka już moja natura. Zrobiłam sobie ostry makijaż i dopełniłam to wszystko natapirowaną fryzurą. Dawno
tyle czasu nie spędziłam w łazience przed wyjściem na jakąkolwiek imprezę, jednak jeśli chce się
pokazać facetowi co właśnie stracił i utrzeć mu tym nosa, to trzeba trochę nad sobą
popracować. Zadowolona z efektu wyszłam więc z domku i oznajmiłam mojemu towarzystwu,
że dziś bawię się bez nich, po czym nic im więcej nie tłumacząc, poszłam sobie,
by stawić się o umówionej godzinie w tym samym klubie, w którym bawiłam się
wczoraj. Uznałam, że najlepiej jest odreagowywać w dopiero co poznanym towarzystwie. Oni przynajmniej nie robią ci na każdym kroku psychoanalizy i nie zastanawiają się, dlaczego jestem w tak podłym nastroju.
I chyba to odreagowywanie mi się udało, bo właśnie stoję na środku brukowego chodnika pomiędzy domkami i
rozglądam się po bokach, próbując przypomnieć sobie, w którym tak właściwie od kilku dni
mieszkam. Wszystkie bowiem o tej porze są identyczne, a mi w stanie
upojenia alkoholowego ciężko się myśli, a co dopiero decyduje, który jest ten właściwy. A nie chciałabym być
posądzona o próbę włamania się do czyjeś własności… Po dłuższym zastanowieniu jednak chyba wreszcie wiem, gdzie powinnam iść. Pomógł mi mały szczegół. Widocznie Błażej, jakby
przeczuwając, że zgubię drogę, powiesił mój ręcznik na sznurku przed wejściem.
A co jeśli ktoś ma taki sam? Nie, na pewno nie ma. Poza tym, pijana sklerotyczko, to nie Błażej to zrobił, on przecież nie jest aż tak przewidujący. To ja sama go tam powiesiłam, bo gdy przed wyjściem do klubu myłam włosy, to ten nieszczęsny ręcznik
wpadł mi do brodzika pełnego wody i się zamoczył. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Och, szare komórki chyba wyplenił alkohol... Przecież byłam wtedy strasznie zła,
ale teraz chyba mogę uznać to za zrządzenie losu, bo dzięki temu wiem, że
jestem w odpowiednim miejscu. Kiedy więc już stanęłam przed odpowiednimi drzwiami, zaczęłam usilnie
szperać w torebce w poszukiwaniu kluczy, a kiedy je już znalazłam, to chyba jakieś dwie
minuty mi zajęło trafienie nim do zamku. Jakimś sposobem mi się to jednak udało. Przekręciłam klucz w zamku,
po czym miałam zamiar wejść cichutko do środka, tak aby Błażeja nie obudzić…
No właśnie,
miałam zamiar. Czy wy też tak macie, że gdy staracie się być najciszej jak
tylko można, to nagle stajecie się słoniem w składzie porcelany? Bo ja tak mam i właśnie w tej jakże nieodpowiedniej chwili się to potwierdziło.
Nie dość, że drzwi wejściowe skrzypnęły, mimo że nigdy wcześniej nie skrzypiały, to
jeszcze upuściłam klucze na podłogę, przewróciłam krzesło pełne ciuchów (kto je
postawił na środku pokoju?!), a do tego chcąc zapalić nocną lampkę, prawie ją
stłukłam. Znaczy, spadła na podłogę, ale wytrzymała ten wstrząs. Całkiem odporna.
Błażej więc się
obudził.
- Tośka? Która
godzina? – zapytał, jeszcze nieobudzony do końca ze snu.
- Ciii… Śpij… -
szepnęłam, licząc, że może obróci się na drugi bok i wróci do spania.
- Jest czwarta
rano! – nic z tych rzeczy. – Gdzieś ty była tyle czasu?! – wykrzyczał,
rozbudzając się do reszty.
Zaczyna się – pomyślałam,
wzdychając ciężko i zignorowałam jego wyrzuty. Zajęłam się bowiem czym innym. Zamknęłam drzwi
na klucz, zapaliłam światło, bo skoro Błażej już nie spał, to nie muszę się bać, że go będę razić w oczy, po czym rzuciłam torebkę na stolik nocny. A
raczej chciałam rzucić, bo… nie trafiłam.
- Boże, ty
jesteś pijana – stwierdził Błażej po chwili, przyglądając się mojemu zachowaniu.
- Tylko
troszeczkę – zachichotałam, pokazując mu na palcach jak trochę.
- Sama wróciłaś?
– zainteresował się.
Pokiwałam głową
tak zamaszyście, że aż musiałam się oprzeć o ścianę, bo inaczej bym wyrżnęła
orła na środku pokoju.
- Mam nadzieję, że
nie zrobiłaś niczego głupiego – westchnął.
- O co ty mnie
posądzasz? – prawie że się na niego obraziłam.
- Nie denerwuj
się tylko – Błażej próbował mnie jakoś uspokoić, wiedząc, że jestem w
stanie zrobić dosłownie wszystko, zwłaszcza po alkoholu. – Ja się tylko o ciebie martwię.
- Nie musisz,
miałam super towarzystwo, które o mnie zadbało – fuknęłam nieudobruchana do końca.
- Kogo? –
zainteresował się.
- Czy ty musisz
wszystko wiedzieć? – westchnęłam zirytowana.
Młody Kubiak przytaknął
z cwanym uśmiechem na twarzy.
- Matti i Aleks
są z Warszawy, są tu już od półtora miesiąca – zaczęłam mu więc streszczać, co się dzisiejszej nocy dowiedziałam o moich nowych towarzyszach, pomagając sobie żywą gestykulacją, co w moim stanie było bardzo trudne, ponieważ moja koordynacja ruchowa była wystawiona na naprawdę ciężką próbę. – Przez ten czas pracowali w klubie jako barmani, a teraz, po skończeniu wakacyjnej fuchy,
zostali na dwa tygodnie i wypoczywają. Jeden studiuje geodezję i ma dziewczynę
w stolicy, choć po jego zachowaniu, to bym tego nie podejrzewała. A drugi jest
przyszłym architektem i jest nieziemsko przystojny.
- I przez cały
czas byłaś z nimi? – interesował się dalej Błażej, ignorując moją wzmiankę o
przystojności Aleksa, co mnie trochę oburzyło.
- No! Przecież
mówię! – powiedziałam, jakbym rozmawiała z idiotą. – Dbali o mnie. Znaczy Aleks dbał, bo
Matti nam zaginął po pewnym czasie. Pewnie z jakąś dziunią zniknął,
przynajmniej tak stwierdził Aleks.
- I nie odprowadził cię pod drzwi? – zdziwił się Błażej. – To
jak on o ciebie dbał? – prychnął.
- Bardzo dobrze
– rzuciłam rozzłoszczona jego aluzją. – Tylko pod koniec trochę film mu się urwał.
Kumpel jego, który był dzisiaj na barze, aż go musiał odprowadzać do pokoju, bo sam by nie trafił.
Kazał mi nawet poczekać aż wróci i też by mnie odprowadził, jednak przecież ja sama sobie
nieźle poradziłam – powiedziałam z przekonaniem.
Błażej przyjął
moje wyjaśnienia z miną profesora i przez dłuższą chwilę przyglądał mi się w
milczeniu.
- Dobrze, a
teraz powiedz mi, co się stało, że tak się zachowujesz – spytał nagle, przyglądając mi się z uwagą.
- Niiiic –
ziewnęłam.
Zaczynałam bowiem powoli odczuwać zmęczenie dzisiejszym dniem.
- Przecież widzę
– a ten uparcie trwał przy swoim, licząc, że po pijaku rozwiąże mi się język.
Ale nie ze mną takie numery!
- No dobrze, powiem ci - powiedziałam zrezygnowana. - Nie
mogę rozpiąć sukienki – przyznałam niemal płaczliwie, bo od kilku minut
męczyłam się z tym przeklętym zamkiem na plecach.
Błażej pokręcił
przecząco głową, po czym wstał z łóżka i rozpiął mi go. Podziękowałam mu za to.
Chciałam to zrobić najpiękniej jak tylko umiałam, ale mi się nie udało. A to przez
czkawkę, która mnie nagle dopadła.
- Tosia,
przecież widzę, że coś jest nie tak – Kubiak jednak wciąż drążył temat. – To przez Michała?
- A czy wszystko
musi się kręcić wokół Michała? – zapytałam zirytowana, po czym poszłam do
łazienki, chcąc dać mu do zrozumienia, aby dał mi spokój.
A Błażej, uparciuch
jeden, poszedł za mną.
- Tosia,
zobaczysz, on się Justyną znudzi prędzej niż myślisz. Niż my wszyscy myślimy –
zaczął mnie przekonywać. – To nie jest kobieta w jego typie. On potrzebuje
wyzwania, takiego jakim ty jesteś, a nie kogoś, kto na każdym kroku będzie mu
przytakiwał. Teraz to może jest dla niego atrakcyjne, ale na dłuższą metę mu
się znudzi, zobaczysz.
- Michał już
mnie nie interesuje – odpowiedziałam mu poważnie, zakładając bluzkę od piżamy.
A raczej próbując założyć, bo nie mogłam trafić ręką w rękaw.
Nie przejmowałam
się tym, że młody Kubiak patrzy jak się przebieram. Już nie raz widział
mnie w bieliźnie, więc nie robiło mi to różnicy, że kolejny raz ogląda moje
majtki i stanik.
- Naprawdę? –
podpuszczał mnie, niczym niezrażony. – Czyli już nie interesuje cię, że martwił się o ciebie, gdy
wyszłaś i był tu około drugiej zapytać, czy już wróciłaś? – powiedział, po
czym zadowolony obrócił się i wrócił do łóżka.
Na te słowa aż
mi szczotka utknęła we włosach, które właśnie miałam zamiar spróbować
jakimś sposobem rozczesać, bo tak bardzo były splątane, że to był naprawdę ciężki kawałek chleba. A Błażej mi tu w takim ważnym momencie wyskakuje z taką informacją. Bo Michał martwił się. O mnie. Jakie to cudowne uczucie wiedzieć, że nie jest się dla niego obojętnym, a w jakimś stopniu ważnym! Ale zaraz, zaraz… W co on gra do jasnej cholery?
Skoro kręci z Justyną, to po co robi mi nadzieję, że jednak mogę liczyć na coś
więcej, że nie jestem dla niego tylko koleżanką jego młodszego brata?
Rzuciłam szczotką
o podłogę, nagle rozwścieczona jego zachowaniem. O co mu chodzi? Dlaczego bawi
się moimi uczuciami? Sprawia mu to przyjemność? Naprawdę już wolałabym, aby nie
robił mi jakichkolwiek nadziei. Wolałabym się rozczarować, ale wiedzieć na czym stoję.
Chciałabym zapomnieć. Wyleczyć się z niego. Wrócić do dawnej siebie. Tej
nieprzejednanej, nieanalizującej swoich uczuć, niemyślącej tyle, szalonej,
często wkurzającej, złośliwej… po prostu chciałabym znów być złą Tośką, którą mało kto potrafi znieść. Mam dosyć tej
rozklekotanej emocjonalnie podróbki mnie, która przejmuje się facetem i swoimi
uczuciami do niego. A męski ród przecież nie jest tego wart. Ani trochę. Bo to świnie. Trzeba na co dzień traktować ich chłodno i z dystansem, a kiedy zdarzy się taki dzień, że będzie się ich potrzebowało, to wystarczy pstryknąć palcami, a przylecą jak na skrzydłach. I tak było do tej pory, dopóki nie zakochałam się w Michale. Co to przeklęte uczucie robi z człowieka?
I nawet nie wiem,
kiedy się rozbeczałam. Tak po prostu. Jak głupia koza jakaś. Rzadko kiedy płaczę, ale jeśli już łzy
spływają mi po policzkach, to albo za sprawą moich rodziców, albo… Michała
właśnie. Siatkarz jest wręcz specjalistą od wywoływania słonego płynu z moich
oczodołów. Cholernik jeden, nawet nie zdaje sobie sprawy, ile czasem kosztuje mnie spędzenie z nim dnia.
Błażej
tymczasem wystraszył się moją nagłą reakcją, bo w pośpiechu wrócił do mnie, do łazienki z pokoju, w którym to sobie leżał w łóżeczku.
Widząc, że siedzę na zimnej posadzce prawie o gołym tyłku z niedbale zarzuconą
na siebie koszulką, rozczochranymi włosami i makijażem spływającym wraz z łzami po policzkach,
szybko ukucnął obok mnie i objął mnie ramionami. Pociągnęłam nosem.
- Wyjdź stąd.
Przecież masz już dość pocieszania mnie na każdym kroku – wypomniałam mu naszą
ostatnią kłótnię.
- Głuptasie –
pokręcił głową młodszy z Kubiaków. – Przecież wiesz, że kocham cię jak siostrę
i nienawidzę chwil, w których płaczesz, nawet jeśli robisz to po pijaku –
szepnął, całując mnie w czoło. – Zwłaszcza jeśli to robisz przez mojego brata pacana.
Zawsze mam wtedy ochotę pójść do niego i ukręcić mu ten jego pusty, durny łeb. Gdzie on ma
oczy, że nie widzi, jak wspaniałą kobietę ma obok siebie? – i mówił tak dalej tym kojącym tonem głosu, kołysząc mnie w swoim ramionach, tak
abym się uspokoiła. A robił to tak długo i tak skutecznie, że zasnęłam. I nawet
nie pamiętam kiedy…
Kiedy otworzyłam
oczy dnia następnego, wydawało mi się, jakby wczoraj przejechał po mnie walec.
I to nie raz, a przynajmniej tak ze trzy razy. W tę i z powrotem. Bolały mnie wszystkie kości, w
głowie mi pulsowało, a poza tym to było mi tak trochę niedobrze. Z początku
zdziwiłam się, dlaczego tak źle się czuję od samego rana, jednak po chwili uświadomiłam sobie,
że to są konsekwencję całonocnego balowania. Dawno tak mnie nie mdliło po
alkoholu… Chyba miałam zbyt dużą przerwę od imprezowania. Muszę to zmienić w najbliższym czasie.
Westchnęłam
ciężko i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, by móc spojrzeć na zegarek,
stojący na szafce nocnej koło łóżka. Trzynasta. Świetnie, po prostu. Dawno tak
długo nie spałam. Dziwne jest też to, że nikt mnie nie obudził przez tak długi
czas. Obok zegarka leżała jednak karteczka, która wszystko wyjaśniała. Na niej to Błażej swoim krzywym pismem nabazgrał:
Czy on nie jest kochany?
Jak chce, to naprawdę potrafi taki być.
„Nie chciałem cię budzić, bo lepiej abyś po tej nocy się wyspała. Powiem
wszystkim, że jesteś niedysponowana. Jakby co, to będziemy na plaży. A o
resztę się nie martw.
B.
PS W lodówce masz kanapki, a jeśli nie będziesz mogła
na nie patrzeć, to kupiłem ci maślankę i jogurt.”
Wstałam, by się
ogarnąć, co zajęło mi ponad pół godziny. Naprawdę ciężko było mi się rozruszać, jednak jakoś mi się to udało. Ruszyłam więc w stronę plaży, aby
znaleźć resztę towarzystwa. Powiem szczerze i nieskromnie trochę, że wyglądałam całkiem nieźle,
biorąc pod uwagę to jak bardzo wczoraj zabalowałam. Miałam także dość bojowy
nastrój, który miał mi pomóc w prawdopodobnym przesłuchaniu, jakie mnie czeka
po dotarciu do mojej grupy. Poza tym byłam w całkiem niezłym humorze, jakbym tej nocy
pozbyła się wszystkiego co złe, całego ciążącego na mnie balastu, mimo że pamiętałam każdą chwilę z wczorajszego
dnia. Wydawało mi się, że nawet pamiętałam je jeszcze mocniej, jakby dokładniej wyryto mi je w mózgu...
- O, Tosia! –
usłyszałam jakiś głos po boku, który wyrwał mnie z zamyślenia.
I bardzo dobrze,
bo po co to rozpamiętywać? Nie warto, trzeba być twardym i odpornym na
życie. Jak kiedyś...
- Widzę, że
Aleks miał rację. Jesteś cały i zdrowy – powiedziałam w stronę Mattiego, bo to
właśnie on mnie zaczepił.
- No oczywiście,
co nie można powiedzieć o Aleksie… – mruknął.
- A jemu co? –
zdziwiłam się.
- Od samego rana
rzyga aż miło – zaśmiał się. – Myślałem, że ty masz podobnie, ale widzę, że jesteś
lepsza od niego, bo wyglądasz zjawiskowo.
- A dziękuję –
zaśmiałam się. – To dlaczego jesteś tu, a nie z nim? – zapytałam, odszukując
wzrokiem czerwony parawan, za którym zapewne kryła się moja ekipa.
- Bo mam już po
dziurki w nosie odgłosów rzygania i spłukiwania, rzygania i spłukiwania... I tak w
kółko – poskarżył się. – A poza tym, Aleksowi nie trzeba trzymać włosów, gdy
klęczy nad kiblem. Jakbyś to była ty, to chętnie bym został – puścił mi oczko.
- Gdybyś mi nie
powiedział, że czeka na ciebie w Warszawie narzeczona, to bym w to nie
uwierzyła – zaśmiałam się, kręcąc głową na jego zachowanie.
- E tam,
narzeczona to takie duże słowo – gdyby wciąż nie trzymał w rękach lodów, to na
pewno machnąłby na to ręką. – Poza tym trzeba korzystać z życia póki można. A
ty też pewnie tam w tych swoich górach zostawiłaś jakiegoś narzeczonego górala z ciupagą i się teraz bawisz bez niego - podpuszczał mnie.
- No tak, ale on to raczej
za mną nie płacze – odpowiedziałam, udając zmartwienie. – Bo go zwyczajnie nie
ma – dokończyłam, wzruszając ramionami.
- Taka dziewczyna, a wciąż sama? - zdziwił się. - Ale to nawet dobra wiadomość dla mnie, bo skoro nikogo takiego
nie ma, to muszę się koło ciebie zakręcić – zaśmiał się Matti.
- Nie podlizuj
mi się tak, bo…
- Tak, wiem –
przerwał mi, zanim zdążyłam się na dobre rozkręcić. – Masz alergię na
blondynów. A jeśli bym się przefarbował? – podpuszczał mnie.
- Farbowane lisy
też nie są dla mnie – odpowiedziałam ze smutną minką.
- Muszę to
powiedzieć Mirkowi – mruknął raczej do siebie niż do mnie.
Ja jednak
doskonale usłyszałam jego słowa i zdziwiłam się, bo nie pamiętałam żadnego Mirka.
Czyżby jednak moja pamięć trochę szwankowała?
- Mirkowi? – zapytałam
więc.
- To ten barman,
który chciał cię wczoraj odprowadzić, ale mu zwiałaś – wyjaśnił mi Matti. – Strasznie
się o ciebie martwi, wydzwania do nas od samego rana i wypytuje się czy wiemy, czy
wszystko z tobą w porządku.
Och, to naprawdę
miłe, gdy obcy człowiek martwi się o ciebie bardziej niż twoi najbliżsi.
- To pozdrów go ode mnie
i powiedz mu, że jestem cała i zdrowa – uśmiechnęłam się.
- Jasne, że powiem, chłopak
się ucieszy – przytaknął – choć lepiej, abyś nie robiła mu nadziei… – wyjaśnił
mi, po chwili wracając do poprzedniego tematu: – Czyli wolisz brunetów?
- Zdecydowanie –
przytaknęłam. – A poza tym, to po co ci taki wywiad środowiskowy ze mną? –
zapytałam, orientując się, że on coś kombinuje.
- A bo taki
jeden brunet jest tobą zainteresowany i chciałby twój numer – wyjawił mi w
sekrecie, oczywiście.
- Mógł mnie sam o to
zapytać, a nie wysyłać posłańców – powiedziałam, wzruszając ramionami.
- No właśnie nie
może, bo wczoraj się tak upił, że wyleciało mu to z głowy, a teraz rzyga –
wyjaśnił mi Matti. – Ale twierdzi, że jest między wami chemia.
- Gdyby była, to
bym była teraz obok niego – powiedziałam z powagą.
- Nie
wytrzymałby ciśnienia – roześmiał się.
- A skąd ty to możesz
wiedzieć? – oburzyłam się, idealnie wyczytując seksistowski sens ukryty w tym
zdaniu. – Może wyzwalam w mężczyznach nowe pokłady energii? Nie pomyślałeś o tym? - zapytałam, puszczając mu oko.
- Ech kurde, że
też urodziłem się blondynem! – krzyknął zawiedziony. – Tak to bym to sprawdził.
- No cóż,
zażalenia to do matki natury. Albo do rodziców. Nie do mnie.
- Chyba muszę
napisać petycję.
Roześmiałam się,
bo był naprawdę zabawny. Nie w moim typie co prawda, ale ta cecha zdecydowanie mnie do
niego przekonywała, dzięki czemu mogłam z nim tak na luzie rozmawiać, co z mało którym blondynem mi się zdarzało. I w podzięce za to, że jeszcze
bardziej poprawił mi humor, pocałowałam go w policzek.
- Ej, bo mnie
dziewczyna pogoni! – oburzył się, ale zauważyłam, że sztucznie.
- Najpierw się
do mnie przystawia, a potem się obraża za całusa. Faceci. I jak tu was zrozumieć? –
westchnęłam teatralnie. – A która to ta twoja dziewczyna? – zainteresowałam
się, rozglądając po plaży.
- A ta ślicznotka
leżąca tam, na tym zielonym leżaku - wskazał mi ruchem głowy na moje lewo.
No nie mogę
powiedzieć, że dziewczyna była brzydka, ale jakoś nie mogłabym być o nią zazdrosna.
Długowłose i długonogie blondynki o twarzy trochę takiej słodkiej idiotki, to jest taki typ
dziewczyn, które najłatwiej się zdobywa na jedną, góra trzy noce. Wiem co
mówię, w końcu przyjaźnię się z facetem.
- Ta sama co
wczoraj – stwierdziłam tylko. – A myślałam, że zmieniasz je jak rękawiczki.
- Nie, raczej
jak skarpetki. Co trzy dni – wyjaśnił mi z poważną miną.
Parsknęłam
śmiechem.
- Jesteś
niemożliwy, przyjaciel cię potrzebuje, a ty się bawisz w najlepsze –
powiedziałam, kiedy się już trochę uspokoiłam.
- On też by mnie
zostawił – powiedział święcie o tym przekonany. – A poza tym, po co mu ja, skoro może mieć taką pielęgniarkę jak ty – uniósł brew nad lewym okiem.
- O nie, dziękuję – odpowiedziałam z przekonaniem, przystając nagle, bo już praktycznie
stałam obok mojej ekipy, kryjącej się za czerwonym parawanem.
Matti chyba
zorientował się, że to są moi przyjaciele, o których im kiedyś wspomniałam, że
warto by było czasem od nich odpocząć, bo też przystanął.
- To choć podaj
dla niego swój numer – przekonywał mnie jednak dalej, nie zważając na nic. – To go na
pewno uzdrowi. Byłabyś trochę taką pielęgniarką na odległość.
- Nic z tych
rzeczy – zaśmiałam się, kręcąc głową. – Powiedz przystojniakowi, że jeśli chce
się ze mną jeszcze spotkać, to musi mnie znaleźć. Mieścina za duża nie jest, w
końcu my wpadamy na siebie już trzeci raz, więc nie ma problemu – wzruszyłam
ramionami. – Trzeba tylko się postarać.
- Jesteś
niesamowita – powiedział mi jeszcze Matii, po czym pożegnał się ze mną i odszedł w stronę
swojej blondyny, kręcąc głową i śmiejąc się pod nosem, zostawiając mnie na pastwę moich przyjaciół.
_____________________________
Wyszło słońce, to i Szanowna_L wyszła z laptopem i swoimi zeszytami do pisania przeróżnych
historyjek z domu i siedząc na trawce, jeszcze nie takiej całkiem zielonej, ale
wciąż trawce, zaczęła pisać. I pisać. I pisać. Jest pięknie i aż chce się żyć.
I pisać. Weno, I love you.
Was
też kocham. Bardzo mocno. Bo ostatnio naprawdę bardzo mi pomagacie swoimi opiniami
na każdym z moich opowiadań. Dziękuję Wam za nie. Jesteście najcudowniejszymi
czytelnikami, jakich tylko mogłam sobie wymarzyć.