„nie wierzę, że
Miałam na sobie dokładnie
taki sam podkoszulek jak Błażej – niebieski z wielką, czarną trójką na plecach.
Dostaliśmy je podczas naszego pierwszego wspólnego wyjazdu – na koloniach
sportowych, na których się poznaliśmy. Pojechałam tam za karę za zrobienie
sobie pierwszego tatuażu z pieniędzy przeznaczonych na podręczniki do liceum.
Rodzice stwierdzili, że skoro ja zrobiłam im na złość, to oni nie będą mi
dłużni i zamiast warsztatów tańca nowoczesnego, na które miałam jechać w tamte wakacje,
wysłali mnie na kolonie sportowe. A tam los połączył mnie w parę z Błażejem podczas
losowania grup do gry w siatkówkę plażową, więc tak właściwie, to wszystko
wyszło mi na dobre. Dzięki temu przecież poznałam przyjaciela, najlepszego i
najprawdziwszego, jakiego mam.Od tamtej pory więc zakładamy te koszulki, gdy razem
mamy wyjść na boisko i grać przeciwko innym. Przynajmniej wyglądamy wtedy, jak
na prawdziwą drużynę przystało i mimo że od tamtej pory trochę się zmieniliśmy,
nie mogliśmy wyjść na boisko w czymś innym, niż wcześniej wspomniane
podkoszulki. To taka nasza mała tradycja - jedna z wielu.
Jak co wyjazd,
chłopaki musieli postawić na swoim. Po raz kolejny uparli się, że podczas
wakacji musimy zrobić też coś, co oni lubią, więc nic dziwnego, że właśnie rozciągaliśmy
się na piasku przed rozpoczęciem mini turnieju w siatkówkę plażową. Jedynym
pozytywem jest to, że o tej porze nikt nie zajmował boiska i nikogo nie
musieliśmy stąd wypraszać. Bo znając życie, widząc reprezentantów Polski, ludzie z
chęcią by ustąpili im miejsca, jednak chcieliby zobaczyć, jak chłopaki grają na
żywo. A ja nie przepadam za widzami, gdy gram w siatkówkę. Wszyscy bowiem
wiedzą, że nie bardzo mi to wychodzi. Jestem zbyt niska, a do tego przy
zawodowych graczach, to już w ogóle wypadam blado. I mogli mnie uczyć Błażej,
Zbyszek, czy Michał, a ja jak nie potrafiłam grać, tak nie potrafię. Tak
tragicznie to może i nie jest, ale raczej kariery, jako siatkarka, nie zrobię.
- To pary są
takie, jakie w domkach? – spytał Błażej, leżąc obok mnie na plecach i wpatrując
się w niebo, zamiast się rozciągać.
Mógłby
przynajmniej udawać, leń jeden.
- Nie inaczej – jego
przypuszczenia potwierdził Zibi, który z Michałem właśnie sprawdzał, czy naciąg
siatki jest odpowiedni.
Twarz Błażeja
natomiast zdradzała w tej chwili, że nie jest z tego faktu jakoś specjalnie
zadowolony.
- Przyznaj się,
że nie chcesz być w drużynie ze mną, mendo jedna! – krzyknęłam, szturchając go
w bok.
- No wiesz… to nie
o to chodzi… bo ja… pamiętasz, miałem się na tobie odegrać? – zakończył
wreszcie to swoje jąkanie.
- Ale to w koszu
było, sieroto! – przypomniałam mu, kręcąc głową.
My często
wyzywamy się na pojedynki w przeróżnych dyscyplinach sportowych. W siatkówce
nie miałam z chłopakami szans, ale w koszu… w koszu dorównywał mi tylko Michał.
W końcu kilka lat temu byłam w reprezentacji mojego liceum, a to już do czegoś
zobowiązuje.
- Ale jeśli nie
chcesz ze mną grać, to ja cię do niczego zmuszać nie będę. Znajdź sobie inną
partnerkę i po krzyku – obraziłam się.
A raczej udałam,
że się na niego obrażam.
- No weź, Tośka
– mówił, szturchając mnie po przyjacielsku w bok – nie fochaj się na mnie,
przecież wiesz, że cię kocham, siostra – mówił, po czym ucałował mój policzek.
– Po prostu martwię się trochę, bo jak tak patrzę na nich wszystkich, to
wzrostowo nie mamy z nimi żadnych szans – wyjaśnił mi, nachylając się
konspiracyjnie w moją stronę.
- Rozwalimy ich
naszą zespołowością – zaczęłam więc spiskować razem z nim, również pochylając
się w jego kierunku i próbując go przekonać do swojej racji. – Przecież wiesz,
że oni nie są ze sobą tak zgrani jak my.
- Ej no, ty masz
rację – Błażej zrobił wielkie oczy, po czym uściskał mnie. – To o co gramy? –
zapytał już na głos resztę towarzystwa.
- Oho, widzę, że
tym razem doszliście do porozumienia zadziwiająco szybko – skomentował Zibi
nasze zachowanie.
- O co gramy? –
ponowiłam pytanie, w ogóle nie zwracając na niego uwagi.
- No wiecie,
mamy jedną kwestię do rozwiązania – zaczął Michał, włączając się do dyskusji. –
Bo kto pojedzie na ten koncert Coldplay we wrześniu?
No tak, tego
jeszcze nie rozstrzygnęliśmy. Nie było kiedy, w końcu chłopaki wyjechali na
zgrupowanie, a wcześniej nie potrafili dojść ze sobą do porozumienia. A o co
cały spór? Przed końcem sezonu okazało się, że Ashley Nemer, wielki fan Coldplay, kupił bilety na ich koncert
w Warszawie, ale nie przemyślał jednego – że nie zagra w Jastrzębiu w kolejnym sezonie, ba, że wyjedzie z Polski
i nie będzie miał możliwości ich wykorzystać. Stwierdził więc, że odstąpi te
bilety komuś z drużyny, ale nie mógł się zdecydować komu, dlatego ogłosił konkurs wśród
zainteresowanych. Ci mieli obstawić wynik jakiegoś meczu piłkarskiego, nawet nie wiem jakiego. Wejściówkę dostanie ten, kto trafi we
właściwy rezultat. Pamiętam, że Błażej wpadł tego dnia do mieszkania po
treningu, podstawił mi pod nos pustą kartkę i kazał napisać na niej pierwszy
wynik, jaki przyszedł mi do głowy. Wpisałam bodajże 4:1 tylko po to, aby dał mi święty spokój i… trafiłam, o dziwo.
Ale nie tylko ja, Zbyszek i Michał, którzy obstawiali ten wynik wspólnie,
również trafili. I takim sposobem dwuosobowy bilet trafił w ręce trzech osób,
które nie mogły dojść ze sobą do porozumienia, kto z nich pojedzie. Mimo że żaden wielkim fanem Coldplay nie był, nikt nie chciał odpuścić sobie ich
koncertu w Warszawie.
- Wygrana para
zgarnia bilety, co wy na to? – rzucił Zibi i wszyscy jednogłośnie na to
przystali.
Turniej więc
polegał na tym, że najpierw każda para rozgrywa mecz z każdym i dwie najlepsze
pary w tej prowizorycznej grupie, awansują do finału. A ten rozstrzygnie na dobre, kto
zgarnie bilety. Stawka była całkiem niezła, choć czasem graliśmy o poważniejsze
rzeczy. Bo my nie potrafimy grać dla zabawy, zawsze walka musi toczyć się o coś.
Mamy hazard we krwi.
Na pierwszy
ogień poszliśmy my i Zbyszek z Aśką. I przegrywaliśmy w pierwszym secie dość
sromotnie, bo mi mało co wychodziło. Błażej się na mnie o to strasznie wkurzał, ale naprawdę nie
potrafiłam przyjąć serwisów Bartmana, mimo moich najszczerszych chęci. Ale jak
miałam to zrobić, skoro on ma zdecydowanie więcej siły ode mnie? Młodemu Kubiakowi
jednak tego nie wyjaśnisz. Zapiera się, że nie ma nic wspólnego ze starszym
bratem, ale przegrywać to oboje nie potrafią…
- Przerwa! –
krzyknęłam przy stanie 16:10 dla Zbyszka i Aśki, bo zobaczyłam, że zbliża się
do nas Aleks.
Spodziewałam się
go tu. Spotkałam go bowiem dzisiaj rano podczas przebieżki po plaży. Nie mogłam
zaniedbać swojej kondycji nie tylko dlatego, że zarabiałam na niej, ale również
dlatego, że dobra forma wpływała na moje samopoczucie. O szóstej rano więc przy
akompaniamencie wschodzącego słońca ubrana w granatowy dres, z zarzuconym
kapturem na głowie, niczym gwiazda unikająca paparazzi, biegłam spokojnie wzdłuż
plaży, nie forsując zbytnio tempa, aby nie przedobrzyć. W końcu miałam
kilkudniową przerwę w bieganiu, wolałam więc chuchać na zimne. Kontuzje nie
były mile widziane. Wsłuchiwałam się w swoje kroki,
starając się dzięki temu zapomnieć o wczorajszym wieczorze. Przez te wydarzenia
nie mogłam spać dzisiejszej nocy. Dziwne zachowanie Michała w stosunku do mnie
niszczyło mnie od środka coraz bardziej, a jego słowa wyżynały mi się w mózgu
tak skutecznie, że nie potrafiłam o nich zapomnieć. A najgorsze było to, że
wciąż nie potrafiłam go rozczytać w żaden znany mi sposób. Postanowiłam więc w
samotności pozbyć się balastu z wczorajszego wieczoru, aby dzisiaj móc robić
dobrą minę do złej gry, dlatego tak wcześnie wybrałam się na przebieżkę. Nie
spodziewałam się bowiem, że o szóstej rano można spotkać kogokolwiek na plaży,
a zwłaszcza kogoś znajomego. Tym razem się jednak pomyliłam. Trafiłam tam na Aleksa i jakoś tak od słowa do słowa zaprosiłam go na nasz dzisiejszy
mini turniej, jako mojego prywatnego fana (haha, ale sobie wlewam). I nie, nie
zrobiłam tego, by coś pokazać Michałowi, broń Boże! Nie jestem taka.
- Jaka przerwa?
Nie ma przerw! – oburzył się Bartman.
- Czy ty
przypadkiem nie bierzesz wszystkiego za bardzo na serio? – powiedziałam. –
Chyba przysługuje mi jakiś czas w trakcie meczu? A nawet jeśli nie, to grajcie sobie
beze mnie – rzuciłam, wzruszając ramionami i nie mając zamiaru go słuchać.
- Wracaj mi tu!
Przecież ja sam sobie nie poradzę – Błażej tymczasem zaczął panikować, widząc,
że nie bardzo przejmuję się ich zakazami.
Przecież znają
mnie, więc doskonale wiedzą, że nikomu nie pozwolę sobie rozkazywać.
- Najpierw
drzesz japę, że grać nie umiem, a teraz kiedy możesz się wykazać, chcesz, abym
została? – zakpiłam z Błażeja i ruszyłam w stronę Aleksa.
- Zbyszek,
Błażej, uspokójcie się. Przestańcie traktować wszystko aż tak poważnie –
powiedziała Aśka, rozsiadając się na gorącym piasku i popijając wodę z bidonu. – Ja też
mam przerwę, więc jeśli chcecie dalej grać, to grajcie sami.
Posłałam jej
piękny uśmiech w podzięce. Naprawdę, równa z niej babka. Ale wiedziałam to od samego
początku. Mam w końcu nosa do ludzi – zawsze się poznam, kto jest gadziną nie
wartym mojej uwagi, a kto spoko człowiekiem. Szkoda, że w niektórych sytuacjach
tylko ja to widzę…
- Przyszedłeś –
powiedziałam w stronę Aleksa, kiedy już stanął obok mnie.
- Obiecałem ci
przecież – pocałował mnie w policzek na powitanie. – Ale widzę, że się trochę
spóźniłem.
- No troszeczkę.
Przegrywam sześcioma punktami – powiedziałam z wyrzutem, jakby to była jego
wina.
- Och, tak nie
może być! – chłopak swoim tonem głosu idealnie dopasował się do konwencji
toczonej rozmowy.
- A jednak tak
jest. A teraz chodź, przedstawię cię – złapałam go za rękę i pociągnęłam w
stronę boiska. – A więc, kochani, to jest Aleks, mój prywatny kibic, a to są
moi przyjaciele. Zbyszek i jego dziewczyna Asia aktualnie niszczą nas w
siatkówkę, tamten obrażalski siedzący na piasku to mój prawie brat Błażej, a
ten tu, który aktualnie jest w roli widza, to jego brat Michał, no i siedząca obok niego Justyna –
mówiłam, kiedy już z Aleksem dotarliśmy na miejsce, wskazując mu na odpowiednie
osoby.
Kiedy blondynka usłyszała
moje przedstawienie, w którym praktycznie ją pominęłam, chrząknęła znacząco,
jakbym o czymś zapomniała. Ale jakoś nie przypominam sobie, aby Zarzycka miała
tytuł szlachecki, o którym trzeba było tutaj wspomnieć.
Aleks tymczasem pokiwał
głową i przywitał się ze wszystkimi. Zauważyłam, że był lekko
speszony moimi towarzyszami. Chyba rozpoznał twarze chłopaków, w końcu coś mi
mówił dziś rano, że ogląda mecze reprezentacji, więc powinien kojarzyć twarze
reprezentantów Polski.
- Gramy systemem
każdy z każdym, zwycięzcy grupy grają w finale. Kapiszi? – spytałam Aleksa, a
gdy ten pokiwał głową, rzuciłam: - To teraz trzymaj kciuki – rzuciłam jeszcze w
jego kierunku, po czym napiłam się trochę soku pomarańczowego, podprowadzonego Miśkowi i wróciłam na boisko.
Aleks z szerokim
uśmiechem na ustach uniósł w górę dwa zaciśnięte kciuki.
- No to co,
kluchy leniwe, wstawać i gramy! – zachęciłam dosyć ospałe towarzystwo.
I mimo naszych
najszczerszych chęci, przegraliśmy. 21:17 (ładnie podciągnęliśmy wynik,
prawda?) i 21:19. Walka była zacięta, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Błażej mi jednak nie marudził, że przegraliśmy, bo walczyliśmy do końca – jak to sam stwierdził,
gdy schodziliśmy po meczu z boiska. Ja też byłam z siebie zadowolona, bo jak na
moje umiejętności siatkarskie, nie było aż tak źle.
- Dwaj
przyjaciele z boiska – zanuciłam, kiedy Michał i Zbyszek podawali sobie ręce na
przedmeczowe powitanie. W końcu jak turniej, to turniej, wszystko musi być tak,
jak powinno.
Teraz bowiem
przyszedł czas na konfrontację Zbyszka z Aśką i Michała z Justyną. Siedziałam
podczas tego meczu pomiędzy Błażejem i Aleksem prawie przy samej linii bocznej
i gdyby nie chłopaki, to pewnie nie raz oderwałabym piłką, która gdy była wprowadzana w
ruch przez Zbyszka i Michała, miała w sobie niesamowitą siłę i szybkość. I
dziwnym trafem zazwyczaj chciała wylądować na moim nosie…
- Komu
kibicujemy? – spytałam Błażeja w pierwszej fazie meczu.
- Wiesz,
powinniśmy mojemu bratu, bo to w końcu rodzina, jak jest, taka jest, ale jest,
jednak… jak wygra Zibi z Aśką i jak my pokonamy Michała i Justynę, to zagramy w
finale – kalkulował na głos młodszy z Kubiaków.
- Zbyszek! Tudu
dudu dudu! Asia! Tudu dudu dudu! – zaczęliśmy krzyczeć i klaskać w tym samym
momencie, dopingując Bartmana i jego ukochaną.
Zibi puścił mi
oko w podzięce, a roześmiana Asia posłała całusa. Michał natomiast pogroził nam
palcem w powietrzy, ale śmiał się przy tym, czyli za bardzo nie wziął sobie
tego do serca. A Justyna? Nawet na nią nie spojrzałam. Zapewne miała tak samo
wyniosłą minę, jak zawsze.
- Oni kiedyś
grali na plaży, prawda? – spytał się mnie Aleks w pewnym momencie.
- Tak, walka
więc będzie zacięta, zobaczysz – potwierdziłam. – Choć sądzę, że wynik będzie
zależał od umiejętności dziewczyn. I wydaje mi się, że Aśka ma je większe, a
nawet jeśli nie, to jest wyższa od Justyny i uprawia sport, a to na pewno bardzo jej pomoże –
wyjaśniłam mu, a Błażej pokiwał głową, zgadzając się ze mną.
- Za to wy
wyglądacie bardzo profesjonalnie w takich samych strojach – pochwalił nas Aleks
z szerokim uśmiechem.
- Jasna sprawa!
Bo grunt to zgrana ekipa! – krzyknęłam, przybijając piątkę z Błażejem. – I
nawet jego zrzędzenie jestem mu w stanie wybaczyć, bo ma taką piękną i wielką
trójeczkę na plecach.
I tak oto
zaczęliśmy sobie z młodym Kubiakiem dogryzać. Po raz kolejny. Ale kto się
czubi, ten się lubi, czyż nie? I właśnie na tym minął nam pierwszy set. Zbyszek
i Asia 21:15 Michał i Justyna, mamy więc 1:0. Podczas drugiego seta natomiast zdążyłam
wyjaśnić Aleksowi, jak poznałam tych oto reprezentantów Polski i co tu tak właściwie
robimy. A wynik seta? 24:22. Zacięty, nawet bardzo, ale ostatecznie wygrany
przez Zbyszka z Asią. Ostatecznie więc przyszli państwo Bartmanowie zagrają w finale. A kto z nimi? Zaraz się przekonamy.
- Teraz to już w
ogóle trzymaj kciuki – poklepałam Aleksa po plecach przed ponownym wyjściem na
boisko. – W końcu to nasze decydujące starcie.
Usiadłam na
samym środku na rozgrzanym piasku, przy akompaniamencie oklasków od Aleksa.
Brunet wiedział, jak zagrzać mnie do walki. W takiej pozie czekałam aż zaczniemy
grać. Nie mogliśmy tego zrobić od razu, bo Michał z Justyną dopiero co byli zeszli z boiska, musieliśmy więc poczekać, aż trochę odpoczną i będą gotowi do ponownej
gry. W pewnej chwili w moim samotnym siedzeniu i skupianiu się (a raczej
rozmyślaniu o tym i tamtym) przeszkodził mi Michał. Usiadł obok mnie i przez
dłuższą chwilę się do mnie nie odzywał, tylko rozciągał się w moim
towarzystwie. Ja też nie próbowałam nawiązać z nim kontaktu. Widziałam bowiem,
że zbiera się w sobie by mi coś powiedzieć, więc go nie poganiałam.
- Dzięki – Michał
wykrztusił wreszcie z siebie jedno słowo, całując przy tym mój policzek.
- Za co? –
zdziwiłam się, choć nie powiem, że nie zrobiło mi się przyjemnie na sercu.
- Za wczoraj –
wyjaśnił.
- Nie ma sprawy
– wzruszyłam ramionami.
- Nie, właśnie,
że jest – zaprzeczył Kubiak. – Nie dość, że mnie tam nie zostawiłaś samego i
pomogłaś mi wrócić do domku, to jeszcze coś ważnego mi uświadomiłaś.
- Tak, a co
takiego? – zainteresowałam się, przyglądając mu się z większą uwagą niż
dotychczas.
- Miałem zamiar
powiedzieć wam wszystkim o tym trochę później, żeby nie zapeszyć czy coś, ale pomyślałem,
że w takiej sytuacji powinnaś dowiedzieć się o tym pierwsza. Postanowiłem
spróbować z Justyną – oznajmił mi po krótkiej pauzie, którą zrobił między tymi
zdaniami dla wzmocnienia efektu. – Tyle czasu jestem sam i miałaś rację, czas
to zmienić.
Nie wiem, co ja
sobie myślałam w ogóle w tej chwili, że tak bardzo moje nadzieje zostały
rozbudzone, by tak wielki zawód przeżyć po jego słowach? Przecież to było
wiadome, że nie rzuci się przede mną na kolana, by wyznać mi dozgonnej miłości!
Ale moja wyobraźnia jak zwykle wiedziała lepiej od rozsądku…
- A co ja
takiego powiedziałam? – spytałam słabo.
Nie przypominam
sobie, abyśmy w ogóle wchodzili na takie tematy. Może to jednak ja byłam
wczoraj pijana i mam teraz pijackie zaćmienie po imprezie?
- Może nic tak
dosadnego, ale dzięki naszej rozmowie przemyślałem wszystko i podjąłem decyzję.
Dzięki ci za to. Jesteś w pewnym sensie patronką naszego związku.
Marzyłam o tej
posadzie, nawet nie wiesz jak bardzo! – zironizowałam w myślach, jednak na głos
powiedziałam coś zupełnie innego.
- Ale czy
związek na odległość ma jakiś sens?
Byłam naprawdę
zaskoczona całą sytuacją. Mimo że wiedziałam, iż Justyna będzie próbowała
rozkochać w sobie Michała, nie spodziewałam się, że jej się to uda i to tak
szybko! Ale chyba nie to było dla mnie największym zaskoczeniem. Bardziej
zdziwiło mnie to, że mój głos nie zadrżał mi ani przez chwilę podczas ostatnich
chwil, mimo że w środku byłam rozedrgana emocjonalnie. Wydawało mi się, że swoim
zachowaniem w ogóle nie zdradzałam tego, co tak naprawdę czułam. Widocznie
nabrałam wprawy w robieniu dobrej miny do złej gry. Chyba czas pomyśleć o
szkole aktorskiej, skoro udawanie tak świetnie mi wychodzi…
- Nie ma sensu –
Michał się ze mną zgodził – dlatego Justyna przenosi się do mnie do Żor. W
Warszawie i tak nic ją już nie trzyma, a w Żorach jest posada dla
przedszkolanki. Pamiętasz? Pod naszym nosem od kilku miesięcy wisi takie
ogłoszenie.
- Jaki zbieg
okoliczności – mruknęłam. – Będę trzymać kciuki – dodałam.
- Dzięki! –
uśmiechnął się Michał i mnie do siebie przytulił. Gdyby wiedział, co mi chodzi teraz
po głowie i za co tak naprawdę trzymam kciuki, to chyba by tak żywiołowo nie
zareagował… – Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie – dodał, po czym
wstał i odszedł.
Jasne, gdybyś
tylko wiedział… – pomyślałam, powstrzymując się ostatkiem sił przed upływem
łez. – Ale nie wiesz i nigdy się nie dowiesz – dodałam święcie o tym przekonana, wstając i
podchodząc do Błażeja.
- W porządku? –
zapytał Młody, ewidentnie czymś zatroskany.
- Jak
najbardziej – powiedziałam z uśmiechem. Akurat taką reakcję miałam wypracowaną
do perfekcji.
- Na pewno? –
dopytywał. – Wyglądasz…
-
Podsłuchiwałeś? – wcięłam mu się w zdanie.
Po jego minie
było widać, że wie, co się przed chwilą stało. I choćby nie wiem jak bardzo
zaprzeczał, to mu nie uwierzę.
- Nie no, skądże!
– oburzył się, ale gdy uniosłam brew nad lewym okiem, przyznał się: - No, może
trochę…
- Czyli wiesz
wszystko i wiesz też, że jako najlepsza na świecie przyjaciółka bardzo cieszę
się z jego szczęścia – zakończyłam tą bezsensowną na ten moment rozmowę.
Ale tak naprawdę
to ta informacja bardzo mnie dobiła, bo nie potrafiłam się na niczym skupić i
przegraliśmy pierwszego seta do dwunastu. Większość zdobytych przez nas punktów
to była zasługa Błażeja lub błędów przeciwników. O dziwo, Młody w ogóle mnie nie opierdzielał za
to, że mu nie pomagam w grze, jakby się bał, że coś mi się stanie. A może
właśnie taki opierdziel był mi teraz potrzebny? Bo mimo moich najszczerszych chęci nie
mogłam się zebrać w sobie i marzyłam tylko o jak najszybszym zejściu z boiska. I
wszystko na to wskazywało, bo drugi set też zbliżał się nieuchronnie do
wygranej Michała i Justyny. Było 8:1 dla nich, kiedy pod siatką doszło do małego
spięcia. Przy wyskoku do bloku nie złapałam równowagi i wpadłam na drugą
stronę, centralnie na Justynę, która od razu zaczęła udawać, jak to ostro ją
potraktowałam.
- Mogłabyś sobie
darować – syknęła w moją stronę z kpiącym uśmieszkiem. – Już wiesz, że on jest
mój, a ty nie masz ze mną żadnych szans – dodała, ciskając we mnie gromami.
Zatroskany jej
samopoczuciem Michał pomógł jej wstać, bo ja nie byłam w stanie po tym, co
usłyszałam z jej ust. Ale tak mnie wkurzyła swoją arogancją i pewnością siebie,
że gdy tylko chwilę później weszłam na zagrywkę, puściłam 5 asów pod rząd
prosto w nią. Od tamtej chwili chodziłam jak nakręcona, tak bardzo, że Aśka z
boku się śmiała, że przypominam w tej chwili Zbyszka na boisku. Może i
trochę prawdy w tym było, bo wszystko z premedytacją zagrywałam w blondynkę, jakby
mszcząc się na niej. Justyna ewidentnie wiedziała, co się święci, ale nie miała zamiaru mi
ustępować – miała zaciętą minę i wszystko przyjmowała, ale ostatecznie to my
wygraliśmy drugiego seta do 19. W połowie trzeciej partii złośliwy uśmiech z
twarzy blondynki jednak zaczął powoli schodzić. Ręce miała czerwone i na pewno
była nieźle poobijana od moich ciosów. Aż w pewnym momencie Błażej poprosił mnie, abym od czasu
do czasu posyłała piłkę także w stronę Michała, bo to co robię, zaczyna być trochę
podejrzane. Ostatecznie wygraliśmy tego seta do 15 i mieliśmy zagrać w finale.
Ale mi nawet o to nie chodziło. Zupełnie nie o to.
- Świetna byłaś
– uściskał mnie Aleks zaraz po moim zejściu z boiska. – A mówisz, że nie umiesz
grać w siatkówkę.
- Bo nie umiem –
wzruszyłam ramionami, niezwykle z siebie zadowolona.
Staliśmy tak w
trójkę – ja, Błażej i Aleks, i rozmawialiśmy ze sobą o byle czym. Zbyszek z
Michałem poszli po zgrzewkę wody mineralnej do pobliskiego sklepu, bo nasze zapasy picia się kończyły pewnie przez upał, który dzisiaj był. Aśka tymczasem
kawałek od nas chodziła w tę i z powrotem po piasku i rozmawiała z kimś przez
telefon. Justyna natomiast siedziała na linii końcowej boiska i rozglądała się po bokach
ze wściekłą miną. A gdy przekonała się, że nikogo znajomego nie ma w pobliżu, z krzykiem
podbiegła do mnie.
- Robiłaś to
specjalnie! Specjalnie wszystko zagrywałaś we mnie! – krzyczała rozwścieczona.
- Nic z tych
rzeczy – wyparłam się, stając z nią twarzą w twarz.
- Myślisz, że
niczego nie zauważyłam?! – krzyczała dalej. – Nie jestem głupia, wiem, że
specjalnie we mnie zagrywałaś!
- Jeśli
wchodzisz na boisko, musisz być przygotowana na wszystko – wzruszyłam
ramionami, kompletnie ignorując jej słowa. – A poza tym, Justyś, to była tylko
zabawa – rzuciłam rozluźniona.
- Mówisz tak, a
sama nie traktujesz tego luźno – warczała na mnie. – Chciałaś się na mnie
odegrać!
- Nie mam za to
się na tobie odgrywać! – i kolejne kłamstwo poszło. – Poza tym, naucz się
wreszcie przegrywać, dziewczyno.
- I kto to mówi,
co?! – syknęła niczym jadowity wąż. – Zazdrościsz mi, że jestem szczęśliwa.
Zazdrościsz mi, że to ja jestem z Michałem, a nie ty!
- Nie wiem, co
ci się ubzdurało w tej blond głowie – powiedziałam, uciekając wzrokiem i kręcąc głową.
- Tak? To może
mam powiedzieć Michałowi, że się w nim podkochujesz, hm? – powiedziała z
kpiącym uśmieszkiem, świdrując mnie wzrokiem.
- Mów sobie co
chcesz, Michał i tak ci w nic nie uwierzy – powiedziałam przekonana.
- Nie bądź tego
taka pewna. W końcu komu ma uwierzyć, swojej dziewczynie, czy takiej kłamczusze
jaką jesteś? – prowokowała mnie z każdą chwilą coraz bardziej.
- Nie ma żadnego
powodu, aby ci uwierzyć. A poza tym, skąd wiesz, że jak mu tego nie powiesz, to on
nie stwierdzi, że wolałby być ze mną? – nie pozostałam jej dłużna.
- Marzenia
ściętej głowy! – znowu krzyczała, wyprowadzona z równowagi. – Nigdy z nim nie
będziesz, nie pozwolę na to! – groziła mi.
- A ja nie
pozwolę, abyś go wykorzystała i porzuciła jak zużytą zabawkę, gdy już
przestaniesz czerpać korzyści. Nie myśl, że nie będę ci patrzeć na ręce.
Przyzwyczaj się, że będziesz miała bacznego obserwatora.
- To i tak ci w
niczym nie pomoże. Michał jest mój i będzie słuchał tylko mnie. Nie boję się
więc twoich gróźb – mówiła rozzłoszczona. – A poza tym, kto chciałby być z taką
ździrą, która puszcza się na prawo i lewo? – syknęła z kpiącym uśmiechem.
Gdyby Błażej
mnie nie powstrzymał, rzuciłabym się na nią i wytargała ją za te kudły na
środek plaży. Do tego nie wiem, czy bym ją tam zostawiła. Dobrze, że był obok
mnie w tej chwili, bo naprawdę, mogłabym ją zadźgać.
- Odwołaj te
słowa! – krzyknęłam, wciąż trzymana przez młodego Kubiaka. - W tej chwili!
- Uspokój się,
Tosia – poprosił mnie Błażej.
- Uspokoję się,
jeśli ona je odwoła! – powiedziałam do niego, mając mord w oczach.
- Niczego nie
odwołam, ździro! Co? Prawda w oczy kole, tak? – zaśmiała się.
I chyba ten jej
śmiech wyprowadził mnie na tyle z równowagi, że znalazłam w sobie siłę, by
wyrwać się z uścisku Błażeja, po czym ją spoliczkować. Kiedyś, przez pewien
czas, krótki bo krótki, ale dosyć intensywny, trenowałam boks, więc ciosy to
akurat umiem zadawać.
- Jeszcze raz
powiesz o mnie coś takiego, a mnie popamiętasz – zagroziłam, wymachując rękoma, odciągana od niej przez
Błażeja.
Wyrwałam się
jednak z jego uścisku i pokazałam mu, że wszystko w porządku. Wyprostowałam
się, otrzepałam, jakbym się nagle czymś zabrudziła, po czym obróciłam się na
pięcie i postanowiłam ich wszystkich opuścić z wysoko uniesioną głową.
- Tchórzysz. Tylko to potrafisz –
usłyszałam jeszcze jej śmiech za moimi plecami, ale nie działało to na mnie.
Justyna bowiem w tej chwili
trzymała się za policzek, który był nieźle zaczerwieniony i z pewnością ją
piekł, więc jak mogła mi zagrozić? Poza tym skupiła się teraz na udawaniu pokrzywdzonej, zapewne czekając aż przyjdzie Michał i będzie
się mu mogła na mnie poskarżyć. Ale w tej chwili miałam to wszystko gdzieś.
- Tośka, a
finał? – zapytał Błażej słabo, widząc, co mam zamiar zrobić.
- Walkower. Aśka
lubi Coldplay, więc niech jedzie tam ze Zbyszkiem, należy im się – wzruszyłam
ramionami, nie zatrzymując się ani na chwilę.
Chciałam jak
najszybciej stamtąd zniknąć. Nie powinnam była się na nią rzucać, wiem to, ale
nie mogłam wytrzymać z nerwów. Nie dość, że Justyna chce wykorzystać Michała, a on jest ślepy i tego nie zauważa,
to jeszcze blondynka miała czelność zwyzywać mnie od dziwek. A ja sobie nie pozwolę, aby ktokolwiek mnie
obrażał. A zwłaszcza ona. Świętoszek się znalazł. Po za tym po tak intensywnych w emocje ostatnich dniach, chyba
przestałam trochę panować nad sobą. Dlatego najlepiej będzie dla wszystkich, jak na
trochę zejdę im z oczu, bo nie wiem, jak przeżyję jeszcze jedną konfrontację. A
ona z pewnością mnie czeka – Justyna teraz na pewno nagada na mnie Michałowi, a on,
jako zatroskany o swoją ukochaną chłopak, będzie chciał to wyjaśnić. Ale się jego nie
boję się. Miarka się przebrała, naprawdę, mam już wszystko gdzieś.
- O co poszło? –
spytał Michał Błażeja, trzymając w ramionach zapłakaną Justynę, skarżącą się na
to, że Tośka się na nią rzuciła bez powodu.
Młody nie do
końca wiedział, jak ma mu wyjaśnić to, co kilka chwil temu tutaj zaszło.
Michał widział tylko cios, jaki Tośka zadała Justynie, ale niczego nie słyszał.
Błażej ucieszył się, że Michał ślepo nie wierzy swojej dziewczynie (nie mógł
wciąż uwierzyć, że jego brat jest na tyle głupi, aby być z Zarzycką), tylko
próbuje się czegoś od niego dowiedzieć. I z wielką chęcią powiedziałby mu
prawdę, ale wtedy musiałby wydać uczucia Tośki do niego, a tego nie mógł zrobić,
bo obiecał Czarnej, że nie puści pary z ust i danego słowa nie złamie, choćby nie wiem co. Nie chciał jej stracić, czarnowłosa była dla niego naprawdę ważna. Do tego martwił się teraz o nią,
ale miał nadzieję, że Aleks ją dogoni i jakoś się nią zajmie, żeby nie zrobiła
niczego głupiego.
- Nie wiem, Michał,
naprawdę – Błażej próbował się jakoś wykręcić od zeznań. – Staliśmy tutaj w trójkę,
nagle Justyna podeszła do nas z jakimiś pretensjami do Tośki, dziewczyny
chciały zostać same, więc je zostawiliśmy. Zaczęły się kłócić, Justyna musiała
obrazić Tośkę, bo ta rzuciła się na nią i ją spoliczkowała, krzycząc, że nie
pozwoli siebie obrażać. Odciągnąłem Czarnaą jakoś od Justyny, a później Tośka sobie
poszła.
- A gdzie teraz
jest Tosia? – spytał Michał, wciąż głaszcząc po głowie zapłakaną Justynę.
- Aleks za nią
pobiegł.
- A co z meczem?
– spytał Zbyszek, za co oberwał od Aśki.
- Poddajemy się.
I tak pewnie byśmy z wami nie wygrali, a Asia lubi Coldplay, więc wam się te
bilety najbardziej się należą – wyjaśnił im Błażej.
- Dlaczego
pytasz się o wszystko jego, a nie mnie? – Justyna z żałosną miną nagle
zapragnęła wziąć udział w dyskusji. – Jestem twoją dziewczyną, to mi powinieneś
wierzyć! Tośka wpadła w jakiś szał, rzuciła się na mnie bez powodu. Już
przecież przez cały mecz zagrywała specjalnie we mnie bez jakiegokolwiek powodu
– mówiła z przekonaniem, patrząc mu prosto w oczy.
- Tośka nie jest
taka, jak ją przedstawiłaś. Znam ją na tyle długo, by wiedzieć, że nie rzuca
się na kogoś o byle co. Więc albo mówisz prawdę, albo lepiej się nie odzywaj –
warknął na nią Błażej, wyprowadzony z równowagi.
- Młody, spokój!
– krzyknął na niego Michał z gromami w oczach. – Justyna jest moją dziewczyną,
więc miej do niej szacunek.
- A ty miej
szacunek do swojej długoletniej przyjaciółki! – krzyknął urażony.
- Sam nie wiesz,
jak było, więc nie broń Tośki tak ślepo, bo na razie wszystko przemawia
przeciwko niej – stwierdził Michał.
- Wiesz co? –
powiedział Błażej z kpiącym uśmiechem. – Mam dość, mam już tego wszystkiego dość! Nie chcę was już widzieć.
Nie dziwię się, że Tośka sobie poszła, pewnie też nie miała zamiaru słuchać
waszych bezpodstawnych oskarżeń. Jeśli was to interesuje, to ja nie wierzę
Justynie w ani jedno jej słowo, ale ty oczywiście jesteś najmądrzejszy i
zrobisz jak uważasz. Wiedz jednak, że obojętnie, co się stanie, będę po stronie
Tośki.
- Błażej,
spokojnie… - nad sytuacją na boisku próbował jeszcze zapanować Zbyszek. Ale było za późno, padło zbyt wiele raniących słów.
Bartman bowiem przez cały czas przysłuchiwał
się im wszystkim z poważną miną, jakby analizując wszystko i domyślając się, o
co to całe zamieszanie. Ale też nie mógł niczego powiedzieć, bo Tośka by go za to zabiła.
- Nie mogę być
spokojny, gdy Michał nie wierzy osobie, którą zna od tylu lat! – krzyknął jeszcze
Błażej, po czym obrócił się na pięcie i poszedł w ślady czarnowłosej,
zostawiając zaskoczone towarzystwo daleko za sobą.
________________________
Mam nadzieję, że
w ramach przeprosin za dłuższe niż zazwyczaj oczekiwanie na nowy odcinek,
przyjmiecie dziewiątkę o trochę większej ilości słów niż standardowo.
Poza tym, wiecie może, co to oznacza, gdy między godziną 13, a 14 mam 1645 wyświetleń bloga? Bo jak tu teraz weszłam i to zobaczyłam tyle odwiedzin w ciągu JEDNEJ godziny, to się przestraszyłam. Naprawdę, nie wiem, co mam o tym myśleć, może Wy wiecie, co jest grane?
Wreszcie ruszyły też RATAFIJNE RETROSPEKCJE, zapraszam.